Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 20-05-2017, 21:25   #178
Cai
 
Cai's Avatar
 
Reputacja: 1 Cai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputację

- Jeszcze trochę, a cały ogródek Leeny wypielę - mruknął do siebie Doc zwijając kolejnego ziołowego skręta. Ostatnio trochę zbyt wiele ich palił i wiedział że musi nieco przystopować. Ale sytuacja była ciężka, zarówno ze względu na Leenę jak i Isabell. I tak się składało, że obie te kobiety były luźno powiązane ze sprawami jakie miał do Nightfalla. Toteż tuż przed lądowaniem wpakował się do kajuty Leeny i mocą swego urzędu i znudzonego głosu kazał mężczyźnie stawić się tam u niego. Sam zaś siedział za biurkiem Leeny zastanawiając się co się stało pani kapitan. Obstawiał jakieś psychiczne macu-macu ślimaka na mózgu pani kapitan tuż przed jego zgonem. Obstawiał bo akurat... cała ta parapsychologia przekraczała możliwości intelektualne i wiedzę Bullita. Już próbując ustawić Vis do pionu Doc bawił się w amatorską psychologię, ale tu przynajmniej miał duży wpływ na Darakankę… i mógł jej pomóc. Jednak całe te mentalne mumbo-jumbo ślimaków to już było poza jego możliwościami.

[MEDIA]https://s-media-cache-ak0.pinimg.com/originals/0e/23/7e/0e237eaefe59a6de3c4da7d5b9824ccd.jpg[/MEDIA]

Night przebywał w swojej kajucie. W kojących objęciach ciemności, przy zgaszonym świetle, z twarzą oświetloną jedynie nikłą poświatą monitora. Odespał zmęczenie, zrobił co musiało zostać zrobione. Teraz siedział i analizował, wlepiając się w tabele. Osobiste oszczędności prawie całkiem sczyszczone. Choć zakupy traktował jak inwestycje w przyszłość, nie wydatek. Co mu po kredytach, gdy być może już jutro będzie martwy. Zapasów Iss na razie nie naruszył, choć nie dawał gwarancji, że nie zrobi tego w najbliższej przyszłości. W sprzęcie zyskali za to jakieś trzydzieści pięć tysięcy. Wyszło po cztery na każdego z ośmiu załogantów. Fluffiego nie brał pod uwagę. Sierściuch nikogo nie zagryzł, nie zasłużył bezużyteczny zwierz. Wystarczająco by z części swojej i Isabell pokryć koszt cyberserca. I chuj. Pirat stuknął w klawisze, zamykając okna z wyliczeniami. Przełączył zakładkę na dane wyciągnięte z felernej bazy, których kopie dostał od Leeny. Stanowiły mocną kartę, a dotychczas nie poświęcił im należytej uwagi. Ściślej mówiąc, nie poświęcił im *żadnej* uwagi, a od nich trzeba było tak naprawdę zacząć. Uchu, który powinien się zająć analizą, podkulił ogon i spierdolił. Nightfall nie był pewien, czy Vis zna się na łamaniu zabezpieczeń. Ponoć dane były zakodowane. Chciał się osobiście przekonać jak to wygląda, bo zawsze mógł uruchomić jeszcze dawne kontakty. Grupa hakerów, niestrudzenie walcząca z systemem. Z zemsty za towarzyszy poległych na polach cyberprzestrzeni, w boju o wolność i inne tam ideały. Kto co lubił. Jak to szło... potrzebę kontaktu miał zgłosić przez popularny serwis porno, wyszukać Lady in R3d, wpisać umówione hasło w komentarzu, potem to już się do niego zgłoszą bezpiecznym kanałem. Obecnie chętniej sprzedałby informacje solidnej organizacji terrorystycznej, która zrobiłaby należyty użytek z nanobotów, siejąc powszechną panikę i chaos. Tylko ten irytujący problem, nie wiedział dokładnie co tak naprawdę mają. Zostawała opcja numer jeden, niech wyciągną z pudełka ile zdołają i dadzą znać, albo zrobią, to co tam lubi robić podziemie z zacięciem anarchistycznym. Im więcej wewnętrznych problemów szarpiących Unię, tym lepiej. Nightfall pochylił się mocniej nad monitorem. Marszcząc czoło w skupieniu, przeglądał zawartość banku pamięci.

[MEDIA]https://i.kinja-img.com/gawker-media/image/upload/t_original/1247644165924023909.gif[/MEDIA]

Zeszło mu dobrych kilka godzin na zabawie w cyberprzestępce, gdy doszedł wreszcie do punktu, gdzie stwierdził, że tymczasowo już nic więcej nie zdoła zrobić. Przetarł dłońmi twarz i odchylił się na krześle. Zobaczył nieodebrane połączenie na unikomie. Cóż mogło być pilniejszego niż obalanie skorumpowanych rządów? Odsłuchał wiadomość, wyłączył maszynerię i wyszedł. Przerwa w postaci krótkiego spaceru stanowiła miłą odmianę. Kajuta Leeny, dziwne że Doc nie chciał się spotkać na mostku. Tajemnice, wszyscy jakieś mają, albo po prostu chodziło o największe zapasy środków odurzających na całym statku. Po krótkim czasie Night dotarł do celu. Zamknął za sobą drzwi.
- Dave, Dave... jak ja będę nieprzytomny, mała prośba. Nie zwołuj zebrań w mojej kajucie. Trzymam pod łóżkiem nekrofilską pornografię. Nie chciałbym, by ktoś przypadkiem znalazł.

- Nie wiesz co można znaleźć w tej- stwierdził półgębkiem Doc zapalając skręta i spoważniał. - Sytuacja jest taka jaka jest, więc… przejdę od razu do rzeczy. Bawiłeś się ze swoją reporterką w ujawnianie tajemnic złej Unii?

- Po tym jak zagrali ostro, i owszem. Choć najwyraźniej za późno - Night machnął ręką przed twarzą, odganiając świeże jeszcze opary unoszące się w pomieszczeniu. - Trzeba skorzystać z outsourcingu, bo cholerne dane ze stacji są zakodowane, a tu nikt nie ma ani czasu, ani umiejętności.

- Tak… z pewnością drżą ze strachu. Nie wątpię - Bullit był jakoś sceptycznie nastawiony do tego pomysłu. Wzruszył ramionami. - Ale trochę ich poszczypałeś, a twoja przyjaciółka ma dług wdzięczności wobec nas, więc mogłaby nam tego Rhieffa poszukać.

- Jeśli miała kiedyś dług, to już go dawno spłaciła - Night się żachnął. - Są jeszcze ludzie, którzy robią coś bo tak należy. Bo jest to słuszne. Wielu z tej drogi odpada. Jedni zaczynają wątpić. Inni giną. Miałem z nią kiedyś coś wspólnego. Ona wytrwała, ja poległem i pewnie byłaby przeciwna, by sprzedawać dane o nanitach Synom Edenu, FAR, czy rozpyleniu ich na planecie Blorelin, ale Rhieffa znajdzie... jeśli tylko będzie w stanie - w tonie głosu mężczyzny zagrał niewielki ton podziwu, ukryty w szumie pogardy dla życia w świecie ideałów.

- Rozsądnie… nie ma co wypuszczać złego dżinna z pudełka. Bo zawsze on może wrócić do ciebie - odparł Bullit i zaciągnął się skrętem. - Jest jeszcze problem… Isabell. Fenix bowiem nie jest stateczkiem szpitalnym, ambulatorium jest jakie jest, a systemy podtrzymujące jej życie. - Doc splótł dłonie razem dodając. - Będę szczery… nie możemy jej trzymać wiecznie na statku. Pomijając zatłoczenie ambulatorium i koszty energetyczne to… dużo ryzykujemy. Jedna awaria generatora, jeden spadek napięcia… nawet chwilowe odcięcie ambulatorium od energii i… ona nie żyje. A o to może być łatwo, jeśli zaczną nas napastować stateczki Unii.
Westchnął smętnie.
- Jest… jedno dość proste i dość łatwe rozwiązanie sytuacji. Powrót do Macolitek. Jej rodzina jest bogata, a oni mają porządne szpitale. Nowe serce załatwią jej od ręki i nie będzie ono wsadzane w jej klatkę piersiową przez doktorka od wszystkiego. Tylko przez prawdziwego chirurga. Oczywiście wątpię by jej rodzina ucieszyła się z faktu, w jakim stanie odwozisz ich córeczkę, ale…
Bullit spojrzał wprost w oczy Nighta dodając. - Na razie to jedyny pewny sposób na uratowanie jej życia.
Doc odczekał chwilę aż Night to przetrawi i dodał. - Jesteś jej partnerem więc decyzja należy do ciebie. Nie będę naciskał, ale uznałem że winieneś znać sytuację.

- Wręcz przeciwnie, nie ma miejsca na kompromisy, półśrodki i inne pierdoły - Night zdawał się rozczarowany postawą Doc'a - Dziwię się, że trzymają się ciebie jeszcze jakieś skrupuły, bo puszka Pandory została już dawno otwarta. Nie w skali globalnej, ale ten naszej, małej... Co jeszcze musi się stać? Vis ci nie wystarczy? Choć może to wcale nie była ona. Blorelin z opuszczonymi spodniami, rozjebany chaotyczną seria z bliskiej odległości trochę mnie zastanowił. Ślady juchy na jej ubraniu, symptomy PTSD, a może nie zdążył i do niczego nie doszło, albo trafiło na innego mieszkańca stacji. Niewielkie pocieszenie. A Leena? Lexi? Czy jak tam miała ta porwana dziewczyna? Na pewno ma przed sobą świetlaną przyszłość. Mało? No to czekam dalej. Jak będziecie gotowi przyjdźcie, a powiem wam co należy zrobić.
Pirat przeszedł się po kajucie.
- Co do Iss masz rację, o tym samym pomyślałem. Na Bellateerze byłoby jej lepiej. Problem stanowi transport. Choć jeśli dostanę cyberserce tu na miejscu, nie będę się ociągał z operacją - Nightfall spojrzał w sufit. - Obawiam się tylko, że jak stanie na nogi, znów zacznę myśleć w ten wasz słaby, nieprzystosowany do sytuacji sposób. Pierdolę. Choć nie, wątpię, są wrota, zza których nie ma powrotu.

- Głupiec… - stwierdził krótko Doc zaciągając się dymkiem. - Tu nie chodzi o kompromis tylko o zdrowy rozsądek. Broń biologiczna na którą nie ma stabilnej szczepionki, mogąca zmutować w niewiadomo co, to.. jest to puszka Pandory i równie dobrze w końcu może uderzyć w nas. Jak dla mnie tamto cholerstwo zabrało mi dość bliskich. Xiuxiu zginęła… przez nie właśnie. I Isabell też może zginąć, jak znów ktoś zacznie się tym bawić. Bo ta plaga może się rozlać i osaczyć nas podobnie jak Unia, lub gorzej. A ty…
Nachylił się ku Nightowi z ponurą miną. - Zacznij myśleć zanim otwierasz usta, bo za dużo i niepotrzebnie gadasz.
Usiadł normalnie dodając. - Panie dowódco… nie mam zamiaru się bawić w polowanie na no-face’a który jest może i zasranym okrutnym dupkiem, ale tylko kolejnym ogniwem w łańcuszku dowodzenia. To nic nie da. Takie trybiki jak on wymienia się w godzinę.

- Więc co zamierzasz? - opis Bullita całkiem się Nightowi spodobał, nawet tego nie ukrywał. - Chować się, aż o nas zapomną? Liczyć na Leenę? Może wpadnie na genialny plan, nie przeczę. Jest przebiegła, może nieco w tym chaotyczna, ale też ma ograniczenia. Gdy jeden kontakt z drugim podzielą los Crazassa, sojusznicy zaczną się od niej odsuwać. Zostaniemy sami Doc i to bez planu B.
Mężczyzna skrzyżował ramiona.
- Wilburn Shails nie jest też takim zwykłym trybikiem, za jakiego go uważasz. Możesz się nie zgadzać, twoje prawo. Instynkt mówi mi co innego. Rzadko mnie zawodzi. Stoi za zwerbowaniem Rhieffa i organizacją ostatniego ataku. Ty zdajesz się go jednak lekceważyć. I jak na razie to on poluje na nas, nie słyszałem, aby role się odwróciły.

- Zwykły czy niezwykły… trybik pozostaje trybikiem, a nie decydentem. Na razie wystarczy mi głowa Rhieffa. Tym bardziej, że co… polecimy go zabić, dobrze chronionego ważniaka rządu Unii? I nawet jeśli się uda, to… co dalej?- wzruszył ramionami Doc pocierając podbródek. - Na razie zamierzam porwać jakiegoś specjalistę od parapsychicznych ślimaków, najlepiej telepatę… bo stan Leeny nie jest wynikiem jakichś obrażeń. Crazass coś jej zrobił, lub próbował…

- Wciąż do siebie nie doszła... - Nightfall podrapał się po czole. Natrafił na strup. Z pomocą środków medycznych rany goiły się dość szybko, ale nikt nie pomyślał by wyeliminować swędzenie. - Raczej nie miał powodu do bezpośredniej agresji, prędzej przeładował jej głowę danymi, które chciał zachować dla potomnych. Albo zamierzał przenieść świadomość do jej umysłu. Ciekawe czy to w ogóle możliwe. Zgaduję więc, że dalej nie mamy info z kim mieliśmy się skontaktować na tym zadupiu i co w ogóle mamy tu robić? Szlag.
Wymamrotał kontynuację stłumionych, niewyraźnych przekleństw.
- Jak dla mnie jest tylko jedno remedium na Unię. Demonstracja brutalnej siły. Genocyd rasy Blorelin, która i tak jest żartem natury. Groźba, że jak jeszcze raz skierują na nas broń, zasobniki w nanitami zostaną otwarte i rozprzestrzenią zarazę również w metropoliach Unii. Niech zgadują w których. Niech zgadują gdzie są ukryte. Nawet jeśli ze względu na obawy przed losem *całej* cywilizacji, miałby to być tylko mały blef. Bo życie jest przecież tak cenne - uśmiechnął się nieprzyjemnie. - Statek Rhieffa idealnie się nada w roli trojana. Tak, tak zagłada ludzkości bla bla, nieprzewidziane konsekwencje, nie musisz powtarzać - pirat wydawał się znudzony.

-Jak znajdziesz tą siłę to mi powiedz… ja tam się w durny terroryzm bawić nie będę. Tym bardziej bronią biologiczną. Mogę być piratem, bandytą i draniem… ale mam swoje standardy. Mordowanie bogu ducha winnych ludzi i nieludzi nie jest moim hobby - burknął Doc krótko.

- Testament Feniksa - Night znalazł w końcu odpowiednie określenie. Wypowiedział je na głos, dla lepszej oceny brzmienia. Pasowało idealnie. Jednak już nie wrócił więcej do tematu. - Podróżowałeś z Leeną dłużej ode mnie. Byliście kiedyś na tej planecie? Szperałeś w jej papierach, terminalu? Może tam można znaleźć namiary na kontakt.

- Nie… i nie jestem pewien czy to Leena zostawiła te namiary. - zadumał się Doc i wzruszył ramionami. - Nie miałem zresztą okazji by zrobić… cokolwiek. Nie znam też hasła do jej terminalu, więc trochę to wszystko zajmie. Na razie zresztą musimy zająć się statkiem i sprawami organizacyjnymi i pomocą medyczną dla Leeny. Bo łatwiej zgarnąć jednego osobnika niż cały szpital.

Nightfall nie zrozumiał w pełni końcówki wypowiedzi Dave'a. Jak to zgarnąć szpital? Wspomnianym osobnikiem miał być ten cały telepata? Jeśli tak to szansa znalezienia delikwenta też była znikoma. Strzelec w całym swoim życiu spotkał jak na razie jednego, a do układów zamieszkałych przez psioniczne ślimaki jakoś nie było mu spieszno. Perspektywa obmacywania umysłu na każdym kroku, albo zostania zniewoloną marionetką nie wchodziła w grę.
- Przewidziałeś dla mnie jakąś szczególną rolę w tym wszystkim? - zapytał tylko. - Jest szansa, że osoba czy tam grupa z którą Leena chciała się spotkać sama się do nas zgłosi, gdy tylko zobaczą jej statek.

- Nie wiem czy istnieje jakaś osoba czy grupa. To mogłyby być tylko koordynaty nowej kryjówki na pozbieranie się do kupy. Jakoś nie spodziewam się komitetu powitalnego. - odparł Bullit wzruszając ramionami.

- Można spróbować z komputerem pokładowym, poszukać starych logów wycieczek w te rejony. Chyba, że Leena ma nawyk skrupulatnego czyszczenia historii. W razie co zobaczymy na miejscu co się urodzi. - Night wsparł się ręką blat biurka, przeglądał walające się po nim szpargały, trącał to to, to tamto. - Jest jeszcze coś o czym chciałeś rozmawiać? Towarzysza bad tripu dzisiaj we mnie nie znajdziesz. Tylko prawda nas wyzwoli - parsknął lekko na ten wyświechtany slogan. Spojrzał na Doca wyczekująco.

- Nie to wszystko. Jak chcesz to sobie poszukaj logów. Może Becky poszuka, jak się jej będzie nudziło. Ja na razie myślę, że priorytetem jest znalezienie kogoś, kto mógłby obejrzeć Leenę i powiedzieć co jej jest. A tego w logach nie znajdę - wzruszył ramionami Bullit.

- Może po prostu chce se zwyczajnie poleżeć, żeby nikt jej dupy nie truł i zwaliła robotę na ciebie. Jeszcze tego nie wie, ale bardzo prawdopodobne, że zerwie się gdy tylko powiem jej, że zużyłeś prawie całe zapasy zielska i przyjdzie tu zrobić użytek ze swojej cyber ręki. Z resztą z tego robi się jakiś niebezpieczny trend. Już trzech załogantów ma sztuczne ramię, to jakaś nowa moda? Kurwa... - pirat uderzył dłonią w konsole otwarcia drzwi.

-Prędzej czy później… czeka to każdego z nas. Urok pirackiej roboty. Vis już planuje moją cyberkończynę - stwierdził Doc zdobywając się na lekki uśmiech.

- No właśnie, muszę wziąć na to poprawkę, nie przeładować się cyberwszczepami. Po przekroczeniu limitu organizm ma tendencje do negatywnych reakcji, a ja jestem już blisko granicy. Na razie Doc. - mężczyzna nie odwracając się przyłożył palce do skroni w leniwym salucie i zniknął w korytarzu.

~*~*~

Pirat odwiedził Isabell w ambulatorium. W jej stanie nic się nie zmieniło, ani na lepsze, ani na grosze. Zgodnie z prognozami. Żadne ISB-L o przyspieszonej regeneracji. Trzymał dziewczynę za chłodną dłoń, patrząc na jej bladą, posągową twarz.
- Raz, dwa, trzy... - odliczał, przywołując wspomnienia. - Cztery. Już cztery razy jak oszukujesz przeznaczenie. Doc chce cię odesłać na Bellater. Ja też, zanim trafisz w końcu do czarnego worka. Żadna przyjemność patrzeć na ciebie w tym stanie, przeżywać wciąż od nowa tą przytłaczającą ostateczność. Ciężarówka w mecha, bez pancerza w środek walki - Night pokręcił głową. - Za grosz zdrowego rozsądku. Nadeszły niebezpieczne czasy. Bardzo niebezpieczne. Każdy z nas może umrzeć i jest to wkalkulowane. Jednak to co *ty* robisz to czyste szaleństwo, bezmyślne igranie ze śmiercią. Poskładam cię, a za chwilę znów zrobisz coś kompletnie głupiego, ale cię poskładam. Jesteś oficjalnie członkiem załogi przyjętym przez Leenę, nie spisujemy swoich na straty. I nawet nie mogę kazać ci wrócić do domu. I tak nie posłuchasz, zrobisz co zechcesz.
Mężczyzna przysunął krzesło bliżej jej łóżka. Usiadł. Dziewczyna go nie słyszała, ale chciał pobyć w jej obecności i może właśnie dlatego, że go nie słyszała, mógł z nią swobodnie porozmawiać.

[MEDIA]http://pre10.deviantart.net/f78f/th/pre/f/2014/275/0/3/sci_fi_cryogenics_pod_by_hercool-d81aehm.jpg[/MEDIA]

- Ale wciąż mogę się zdystansować. Zaczyna mi odbijać Iss. Nie wiem już co jest dobre, a co złe. Wszystko się skleja, zlewa. Wbrew pozorom nie przykrywa umysłu mgłą, wręcz odwrotnie, wyostrza go i nienaturalnie ogniskuje. Zniszczyć rasę Blorelin. Natura, ewolucja, czy jakaś tam siła wyższa uczyniła z nich gatunek w pełni patologiczny. Wrodzona seksualna agresja, ekonomia oparta na przestępstwach, wyzysku i niewolnikach. Albo Unia. Trzeba ich nakarmić własnymi medykamentami. Po tym co tobie zrobili mam ochotę każdemu z nich osobiście wyrwać serce i jest to dla mnie doskonałe rozwiązanie Iss. Dlaczego inni tego nie dostrzegają? Przestaje ich rozumieć. Nie rozumiem ich wcale. Może dlatego, że nie jesteś całym ich światem. Światem, na krawędzi zagłady.

Czas do wyjścia na ląd zbliżał się nieubłaganie. Pirat pobieżnie sprawdził jeszcze logi z archiwum lotów Feniksa. Nie chciało mu się nad tym za długo siedzieć. Uzbroił się i przygotował na zwiedzanie miasta. Najpierw miał zamiar znaleźć kogoś kto poskłada mu broń i nowy pancerz. Potem mógł iść z Fenn'em na handel, co mogło skończyć się masakrą. Nie miałby nic przeciwko i tak miejsca do których ostatnio przylatywali, kończyły w płomieniach. Znaleźć serce dla Isabell i jakiegoś rzeźnika, który podjąłby się operacji przeszczepienia organów. Przy okazji i jemu mógłby zainstalować implant. Istniała też szansa, że w międzyczasie zgłosi się jakiś stary znajomy Leeny, o ile taki istniał. Mężczyzna stanął przed trapem gotowy do opuszczenia statku.

 
Cai jest offline