Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Science-Fiction > Archiwum sesji z działu Science-Fiction
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 09-05-2017, 22:26   #171
 
Grave Witch's Avatar
 
Reputacja: 1 Grave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputację
Bullit wrócił do Vis przygotowany w “zestaw terapeutyczny”. Składający się z różnorakich słodyczy i alkoholu zapakowanych do poręcznej torby. Wiedział gdzie szukać dziewczyny. Tam gdzie mogła być sama otoczona przez różnego rodzaju mechanizmy i części do nich.
I faktycznie, Vis siedziała w magazynie, bo tam akurat czuła się najlepiej. Po skończonej robocie miała wreszcie okazję odsapnąć chwilę więc z niej skorzystała i zaszyła się między regałami, udając że czegoś szuka. Bo i szukała, a rzeczami tymi była cisza i samotność. Mogła się jednak domyślić, że jej samej nie zostawią. Słysząc kroki odwróciła niechętnie głowę i zaraz powróciła do grzebania w skrzyni, w której grzebała odkąd przed nią stanęła, czyli już jakąś chwilę. Nie odezwała się bo nie mogła, bo coś jej utknęło w gardle i nie chciało przepuścić słów. Może to i dobrze…
Doc wyjął jakiś słodki batonik i powoli go rozpakował, czekając aż zapach czekolady dotrze do nosa Vis.
-Jesteś głodna?- zapytał cicho.
Czy była głodna…? Nie była pewna. Chyba powinna ale bała się że może nie utrzymać w żołądku tego, co zje. Pokiwała jednak głową i wyciągnęła dłoń. No bo to w końcu czekolada była, którego to zapachu z niczym się pomylić nie dało.
- Jestem gdzieś potrzebna? - zapytała, spoglądając na doktorka zmęczonym spojrzeniem zmatowiałej czerwieni.
- Jesteś potrzebna… ale w pełni sił i w dobrym nastroju.- Doc podał jej czekoladę siadając obok niej.-A ja jestem tu, by o to zadbać. Coś cię trapi, prawda?
- Na pewno masz pacjentów którzy bardziej potrzebują twojej pomocy - rzuciła w odpowiedzi. Popatrzyła na batonik i cicho westchnęła, a następnie wsadziła sobie go do ust. Skoro był już rozpakowany to równie dobrze mogła go zjeść.
- Ale w tej chwili chcę pomóc tobie. Poza tym… to był ciężki dzień i chciałbym go zakończyć miłym akcentem. Na przykład twoim uśmiechem.- uniósł dłoń i wyciągnął by pogłaskać po głowie Darakankę.
Ta jednak uchyliłą się gwałtownie.
- Nie dotykaj - rzuciła, nieco spanikowanym głosem, po czym już spokojniej chociaż ciszej dodała - Jestem brudna.
- Vis…- zaskoczony Dave odsunął dłoń dodając.- Nie jesteś brudna. A teraz powiedz mi co się stało i bez wykrętów, dobrze?
- Jestem - zaprzeczyła, odkładając resztkę batoniku na bok i wycierając dłoń w spodnie. No tak, chyba powinna była pomyśleć o umyciu najpierw rąk, zanim sięgnie po jedzenie. Ta myśl z kolei spowodowała gwałtowny skurcz żołądka. Na szczęście udało się jej utrzymać jego zawartość na miejscu, chociaż niewiele brakowało.
- Cuchnę - dodała do tego, jednak wyjaśnienia doktorek się nie doczekał bo po tym słowie Vis zwyczajnie przestała się odzywać i powróciła do grzebania w skrzyni.
-Vis…- zaczął smutno Bullit przyglądając się dziewczynie i szukając we wspomnieniach z Axionu podobnych zachowań.-Ktoś cię skrzywdził… prawda? A ja… bo nie byłem przy tobie, bo cię nie obroniłem. Przepraszam. Nie byłem w stanie obronić statku, więc ruszyłem cię szukać. Z kiepskim skutkiem.
Pokręciła gwałtownie głową.
- To… To nie była twoja wina - odparła, upuszczając jakąś część która ze stukiem opadła na pozostałe. - To… To oni… Te… - dalsze słowa jednak ani myślały przecisnąć się przez zaciśnięte gardło. Ręce zaczęły się jej trząść więc zacisnęła dłonie na brzegu skrzyni.
- Vis… nie duś tego w sobie. Wyrzuć z siebie, wypłacz…. wyżal się mi.-mówił Bullit przyglądają się Darakance wyraźnie smutny i zatroskany.- Tyle razy ile będzie ci to potrzebne.
Podrapał się po brodzie.-Następnym razem przyniosę jakąś maskotkę, żebyś miała się do czego przytulić, bo ja się już chyba na to nie nadaję.
Maskotkę? Darakanka przeniosła na niego spojrzenie, w którym martwotę na chwilę zastąpiło zdziwienie, po czym niespodziewanie parsknęła śmiechem. Śmiech ów trwał i trwał aż zmienił się w równie histeryczny płacz.
- Maskotkę… - Zdołała wydusić, oddychając spazmatycznie i nadal trzymając skrzyni, jakby to była ostatnia deska ratunku na wzburzonym morzu. Wyraźnie traciła kontrolę nad sobą i wcale nie była z tego powodu zadowolona. Przecież wciąż było coś do zrobienia, była pewna że gdzieś coś na pewno trzeba naprawić. Tak żeby nie musieć myśleć. Przecież to właśnie robiła odkąd… Tu jednak potok myśli się zatrzymał i przeskoczył do hangaru, do Fenixa i do… Tym razem nie udało się jej utrzymać zawartości żołądka, która gwałtownie wydostała się na wolność lądując na podłodze obok skrzyni.
- Noo… przytulankę. Tak radziliśmy sobie ze strachem i potworami pod naszymi łóżkami. Tuląc się do szmacianych lalek.- Doc przyglądał się dziewczynie i widząc jak pozbawia się zawartości żołądka spokojnie sięgnął po butelkę trunku podając ją Darakance.-Vis… nie jestem lekarzem od głowy, ale… nie pozwolę ci się torturować własnymi myślami. Jestem tu by ci pomóc. Przepłucz usta… nie pij tylko wypluj.
Vis posłuchała grzecznie, bo wszystko chyba było lepsze niż posmak treści żołądkowych w ustach.
- Wiem - odpowiedziała, krzywiąc się jednak trochę. - Po prostu - machnęła dłonią i ogonem jednocześnie co miało objąć wszystko to czego nie dopowiedziały słowa. Uspokoiła się jednak trochę, a przynajmniej tak to wyglądało. Żeby nie sterczeć przy niezbyt przyjemnej plamie, przeszła nieco na bok, w stronę doktorka i usiadła przy nim na podłodze, krzywiąc się powtórnie, tym razem z bólu. Jak nic powinna wziąć kąpiel albo chociaż prysznic. Zmienić ubranie, przespać się, zjeść… Powinna wiele rzeczy zrobić tylko jakoś nie zanosiło się na to by miała myśli wprawić w działania, a przynajmniej w najbliższym czasie. Butelki doktorkowi nie oddała, pociągając z niej znowu i tym razem jednak przełykając.
- Byłam nieuważna - mruknęła cicho, obejmując naczynie obiema dłońmi i mówiąc do butelki bardziej niż do Buillta. - Wysadziłam tamtych dwóch, w hangarze, ale zapomniałam o trzecim. Nie zauważyłam kiedy podszedł, a później była już tylko czerń. Gdy się obudziłam… - tu urwała jednak, bo nawet mówienie do butelki było trudne. - Musiała minąć dłuższa chwila… Tym razem to on się zagapił, zajęty… - kolejna przerwa. Vis ściskała tą biedną butelkę tak, aż jej knykcie pobielały, ale skoro już zaczęła to przecież nie mogła przerwać w połowie, a właściwie na samym końcu, co nie? Nie porzucało się niedokończonej roboty…
- Udało mi się sięgnąć po karabin i strzelić… A może najpierw go walnęłam, a później strzeliłam… To chyba nie ma znaczenia, pewnie nadal tam leży. Resztki tamtej dwójki też… Chyba, nie sprawdzałam - dokończyła, nadal nie patrząc na doktorka.
- Zabiłaś ? Powinienem sprawdzić czy nie żyją. Może i ty powinnaś zobaczyć, by przekonać się, że oni nie żyją… że nie zrobią ci nic złego i nikogo nie skrzywdzą.- podrapał się za uchem Bullit i lekko uśmiechnął.-Wiesz… ja jestem prosty człowiek. Ja bym… Ja myślę, że najchętniej bym wybił tych Borelein co tu się wdarli, jednego po drugim. Pewnie nie mam na to szans, ale to miła myśl. Nie dla ciebie… Ty jesteś delikatna i niewinna i nie powinnaś się tak czuć jak ja bym się czuł.
Westchnął głośno dodając.- I nie jesteś brudna Vis. Nie jesteś zbrukana… rozumiem, że tak możesz się czuć, ale to nieprawda, wierz mi. I cóż… rozumiem że nie chcesz bym cię dotykał, ale… nie czuj się winna. Boisz się że ci zrobię krzywdę… głęboko w sercu. Może to przejdzie kiedyś.
Pokręciła gwałtownie głową, znowu… Tym razem szło łatwiej i tak jakby było jej już chyba wszystko jedno więc podniosła głowę i spojrzała na doktorka.
- Jestem brudna - dodała kolejne zaprzeczenie do jego słów, bo nie były prawdziwe. - Jak możesz mówić że nie jestem skoro cały czas czuję jego zapach na sobie? Czuję go w sobie... Całkiem jakby ciągle tu był, jakby wcale nie zginął, jakby wystarczyła chwila nieuwagi i… - Przygryzła wargę bo się trochę bała że znowu wybuchnie płaczem i powróciła do oglądania butelki. - Nie żyją, wszyscy trzej. Nie jestem pewna tego czy nadal tam leżą. Jeżeli leżą to nie chcę tam wchodzić. Nie chcę żeby inni widzieli.
-Vis… po prostu się boisz. To zrozumiałe. -uśmiechnął się ciepło Doc przyglądając dziewczynie. Sięgnął po swój laserowy rewolwer i wyciągnął go z kabury.-Ale… nie możesz pozwolić zatriumfować mu w ten sposób. Nie możesz pozwolić lękowi… Vis, ty go raz zabiłaś. Jeśli uważasz… jeśli boisz się że wróci, to zabijesz go raz jeszcze. Sama, lub z moją pomocą. Nie może nic ci zrobić, wiesz? Ostatecznie, ty jesteś silniejsza.
Tym razem pokiwała na zgodę. To w końcu ona tu siedziała, a on leżał trupem. Wciąż jednak pozostawało to wrażenie brudu i smrodu i na to nic nie mogła poradzić.
- Muszę się umyć - poinformowała. - Przebrać. I chyba przydałby się przegląd - dodała, korzystając z bezpiecznego języka by wyrazić swoją prośbę, której reszta zawarta została w spojrzeniu, które doktorkowi rzuciła. Co prawda obcy lekarz byłby chyba lepszym wyborem i do tego kobieta ale wiedziała dobrze że korzystanie ze sprawdzonego mechanika zawsze lepiej wychodziło maszynie, więc… Innego mechanika nie znała.
- Chcesz… żebym poprzez dollbota dokonał przeglądu?- zapytał cicho Doc i podrapał się po brodzie.- Potrzebujesz też snu. Mam mocne ziółka na to... powinny pomóc. Wolisz sypiać w moim pokoju, czy… poszukać sobie nowego lokum? Mogę odstąpić ci łóżko całkiem, jeśli moja obecność w nim będzie ci przeszkadzać.
Wyraz konsternacji zagościł na chwilę na twarzy Vis. Chwilę tą zajęło jej doszukanie się przyczyny dla której doktorek zadał jej dość dziwne pytanie. Dziwne przynajmniej z jej punktu widzenia.
- Ja się ciebie nie boję - poinformowała Bullita i nawet lekko się przy tym uśmiechnęła. Wcześniej te słowa jej jakoś umknęły. - I wolę twoje łóżko, tam jest wygodnie - dodała. - Tylko najpierw kąpiel. Potrzebuję kąpieli żeby to zmyć.
-To dobrze że się mnie nie boisz.- odparł z uśmiechem Doc przyglądając się ciepło dziewczynie.- Pouczyć cię kiedyś strzelać do celu…?
Co mu coś przypomniało.-A co się stało z tym karabinem plazmowym, który ci dałem do obrony?
- Karabin? - zapytała zdziwiona. - Chyba został w sali z systemami - odpowiedziała niepewnie, bo w sumie to nie pamiętała gdzie go zostawiła.
- To go poszukam… szkoda byłoby go zostawić.- spojrzal na Vis podając rewolwer.-Jest zabezpieczony, ale pewnie lepiej będzie jeśli choćby symbolicznie będziesz uzbrojona. Chcesz żebym przy okazji pouczył się strzelać.
Skinęła głową odbierając od doktorka rewolwer.
- To chyba może się okazać przydatne - rzuciła, chociaż na obecną chwilę chyba nie radziła sobie tak całkiem źle. Z drugiej strony mogła mieć zwyczajnie szczęście, a tamci pecha.
-Weź torbę też. Słodycze mogą ci polepszyć nastrój, no i możesz zgłodnieć. A trunków… lepiej nie tykaj. Mogą uderzyć do głowy.- odparł żartobliwym tonem Doc.
- Nie wiem czy powinnam jeść - skrzywiłą się na wspomnienie o tym jak skończył batonik. Nad wyraz świeże wspomnienie. Co zaś się trunków tyczyło to miała ochotę skorzystać z ich właściwości znieczulających ale skoro doktorek odradzał to nieco niechętnie ale oddała mu butelkę.
- Chciałabym odpłynąć - zdradziła, spoglądając za nią tęsknie.
- Zgoda… ale później... po umyciu się i popijesz przy mnie. Nie wiem jak na ciebie tak duża ilość trunku zadziała. A wszak mówiłaś, że masz słabą głowę i nie powinnaś pić.- odparł ciepło Doc.-Wolę być przy tym więc, tak na wszelki wypadek.
Na takie warunki Vis mogła się zgodzić więc skinęła głową. Było jej lżej, więc nawet się uśmiechnęła.
 
__________________
“Listen to the mustn'ts, child. Listen to the don'ts. Listen to the shouldn'ts, the impossibles, the won'ts. Listen to the never haves, then listen close to me... Anything can happen, child. Anything can be.”
Grave Witch jest offline  
Stary 11-05-2017, 10:26   #172
 
Mekow's Avatar
 
Reputacja: 1 Mekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputację
Ambulatorium, scena 1

Bix zaniósł nieprzytomną Leenę do Ambulatorium bazy, towarzyszyła im zaś Becky. W samym ambulatorium działo się zaś sporo, było bowiem wielu rannych, choć od bezpośredniej agresji Blorelin niewielu, ot może ze 3 osoby ranne od postrzałów czy czegoś podobnego, reszta miała “drobnostki” w stylu rozbitej głowy, przeciętej dłoni, zwichniętej nogi i tak dalej…
Isabell już znajdowała się na sali operacyjnej, i zajmowały się nią dwie osoby. Ponoć było z nią bardzo źle, stan co prawda stabilny, jednak krytyczny, dostała z plazmy prosto między piersi, co uszkodziło serce.
Kapitan Fenixa odebrano z łap “Młotka”, wraz z informacją o tym co jej podano, po czym również zajęto się nią od razu. Zaliczała się do tych ledwie kilku osób w cięższym stanie, wszelkie inne pierdoły miejscowych mogły poczekać. Przynajmniej dobre to...

- Kapitan Fenixa, proszę zgłosić się do Centrum Dowodzenia… - Rozległ się nagle komunikat w głośnikach bazy - Powtarzam, kapitan Fenixa...

Becky i Bix spojrzeli po sobie. Po przekazaniu Leeny w ręce lekarzy nie mieli w sumie tu nic więcej do roboty, no chyba, że ktoś miał zamiar wartować przy pani kapitan.

Becky nigdzie się nie wybierała, przynajmniej dopóki lekarze nie powiedzą, że z Leeną oraz z Isabell będzie wszystko dobrze. To nie ją wzywali do centrum dowodzenia.
- Obowiązki kapitan przejął Bullit - mruknęła do Bixa, przez chwilę zastanawiając się nad decyzją jaką w tej kwestii podjęła Leena.
Podeszła bliżej do leżącej na stole Leeny..
- Jak tam nasza pacjentka? - zagadała do zajmującego się nią lekarzy, w dogodnym dla nich momencie. Martwiła się również bardzo o Isabell w sali operacyjnej, i osobiście gotowa była szukać serca do przeszczepu, ale miała nadzieję że jej stan nie jest aż tak poważny i taki zabieg nie będzie konieczny.
- Stan waszej kapitan dosyć ciężki, ma kilka połamanych żeber, do tego te 4 postrzały… ale wyjdzie z tego, będzie dobrze. Ale ją też trzeba zoperować
- Dziękuję - odpowiedziała na wstępie Becky, czując się nieznacznie lepiej, choć nadal martwiła się o los przyjaciółki. - Jestem pewna, że sobie poradzicie - dodała, ale przy jej głosie wyglądało to bardziej na pytanie niż stwierdzenie.

Po kilku minutach nerwowego oczekiwania, by uzyskać jakieś informacje odnośnie Macolitki znajdującej się na sali operacyjnej, Becky w końcu miała okazję zaczepić jakąś asystentkę, pomagającą zajmować się Isabell.
- Nie jest dobrze, przykro mi… ma uszkodzone serce i potrzebuje nowe. Po operacji podłączymy ją do paru urządzeń podtrzymujących przy życiu, ale bez nowego serca, będzie tak tylko leżała nieprzytomna i tyle...
- O cholera - podsumowała Becky. - Jakiego serca potrzebujecie? Grupa krwi, coś takiego? Możecie wyciągnąć listę odpowiednich dawców z kartoteki medycznej personelu stacji? - podpytywała się pilotka... gotowa sprowadzić tu kogo trzeba... a raczej poprosić Bixa by się tym zajął.
- Emmm... - Zdziwiła się asystentka, dziwnie uśmiechając do Becky - No no… ten… ja się na takich przeszczepach nie znam, ale do tego potrzeba chyba żywego dawcy? Ale my tu wszyscy myśleliśmy nad cyber-sercem... - Dodała.
- Właśnie chyba niekoniecznie żywego. Wydaje mi się, że organy można przeszczepić w parę godzin po śmierci, a zabitych nie brakuje... No nie wiem. Spyta pani doktora, czy lepszy przeszczep czy cybernetyczne? Jak trzeba podjąć decyzję to możemy wezwać jej narzeczonego - powiedziała dość szybko Becky. Niestety nie mieli zbędnego czasu na zastanawianie się, a decyzje które mieli podjąć mogły zaważyć na przyszłości Isabell.
- Dobrze, przekażę... - Powiedziała asystentka, po czym wróciła do swoich zajęć.
- Dziękuję - odpowiedziała tylko pilotka.

- A jak ty się czujesz? - Becky zwróciła się do Bixa, zadzierając głowę do góry aby móc na niego spojrzeć.
- No jest spoko, żyję! A zemsta i tak będzie! - Zakrwawiony, ledwo stojący na nogach “Młot” zdawał się nie zauważać w jakim sam był stanie - Ważne, żeby pani kapitan wyzdrowiała! No i Isabell też.
- Dobra - odpowiedziała Ryder. - Najważniejsze zrobiliśmy, ranni są pod dobrą opieką. Usiądź zanim nam powiedzą co robić - dodała, przyglądając się ranom wielkoluda.
Bix zajął miejsce siedzące, chyba z pewnym uczuciem ulgi, a przynajmniej takie można było odnieść wrażenie. Becky zabrała się za udzielenie mu pierwszej pomocy - teraz mogła łatwiej dosięgnąć. Chciała przede wszystkim oczyścić rany, ale gdy tylko pozbyła się skrzepu krwi z wierzchu, bordowy płyn zaczął wyciekać z jego ciała.
Nie tracąc czasu, zabrała się za zatamowanie krwawienia, przy użyciu odpowiedniego ekwipunku, którego w ambulatorium nie brakowało.
- Hej Becky, jesteś już drugą osobą, która mi rany rozgrzebuje... - Zagadał Bix - Ja to bym się wolał czegoś napić, zjeść porządnie, zresztą mnie już opatrywali
- Aaa tak - mruknęła Becky doskonale go rozumiejąc, zwłaszcza że odezwał się jej żołądek... a napić się po walce było normą. - To mi przypomniałeś - pokręciła głową z rezygnacją, ale przez krótką chwilę na jej twarzy zagościł delikatny uśmiech. Dokończyła zakładanie opatrunku na ranę, ale kolejnych już nie ruszała. Kątem oka zobaczyła, że do ambulatorium weszli Night z kolegą, a jakoś nie miała ochoty się z nim użerać.
- Dobra, posiedź tu grzecznie, a ja przyniosę jakieś zapasy ze stołówki. Postaram się odgadnąć co dla ciebie oznacza “porządnie zjeść” - dodała.
- To ja popilnuje Pani Kapitan. Nigdy nic nie wiadomo, a mało brakowało... - powiedział Bix i zaczął rozglądać się po szafkach z lekami, podejrzanie łypiąc tam gdzie było napisane "sterydy".
W odpowiedzi, Becky dała Bixowi kciuka - OK. A następnie opuściła pomieszczenie, kierując się w stronę kuchni.
 

Ostatnio edytowane przez Mekow : 11-05-2017 o 10:32.
Mekow jest offline  
Stary 11-05-2017, 20:26   #173
 
Raist2's Avatar
 
Reputacja: 1 Raist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputację
Night wszedł do ambulatorium, rozejrzał się. Spojrzał przelotnie na Becky, Bixa. Ogólna krzątanina, wszyscy zajęci, że pilotka musiała w końcu osobiście zająć się Młotkiem. Tak jak się spodziewał, trwały jeszcze prace nad ciężko rannymi. Mało szans, że szybko zobaczy się z lekarzem. Równie dobrze można było dalej zakrwawiać podłogę we wspólnej sali. Isabell nigdzie nie było widać, pewnie wciąż znajdowała się w operacyjnej. Mężczyzna zbliżył się do drzwi, wahając nad wtargnięciem do środka. Ostatecznie puścił klamkę, zacisnął pięści i stanął obok, opierając się plecami o ścianę. Z trudem powstrzymywał drżenie rąk. Skrzyżował je przed sobą, przyciskając mocno do tułowia.

Razem z Nightem do pomieszczenia wszedł Valarianin, Fenn’Suzh. Odprowadził wzrokiem starego kumpla nie odzywając się nic tylko pociągając łyk z gwinta. On w przeciwieństwie do byłego gliny nie miał zamiaru się opierać plecami o cokolwiek. Usiadł tylko gdzieś pochylony do przodu.

Po około 2 minutach oczekiwania w końcu ktoś zajął się fachowym opatrywaniem Bixa, Nighta i Fenna… choć ten drugi nie był zbyt skory do współpracy, efektem czego jedynie powstrzymano wszelkie krwawienia, i już z niego nic nie wyciekało, o tym, żeby jednak poczuć się choć odrobinę lepiej, przy takim braku współpracy raczej nie było co gadać…

Strzelec z niecierpliwością znosił zabiegi, którym go poddawano. Choć lekarz mógł mu się przydać w zgoła innym celu, jako źródło informacji o tym co działo się za ścianą. Nie pozwolił mu więc odejść, zanim nie udzieli wyczerpujących odpowiedzi.
- Co z nią? - skinął głową w stronę sali operacyjnej.
- Operacja serca - Odpowiedział zdawkowo zajmujący się Nightem mężczyzna.
- Słyszałem o konieczności przeszczepu... więc co to za operacja serca, jak i tak nie będzie sprawne? Jeśli to samo wpychanie rurek i podłączanie do sprzętu to cholernie długo wam schodzi - Night miał obecnie więcej czasu niż cierpliwości.
- Nie wiedziałem, że kolega po fachu - Odparł sarkastycznie mężczyzna, i coś, gdzieś na plecach Nighta zrobił tak, że ten poczuł ból, aż zazgrzytał zębami - Nie muszę więc tłumaczyć, że uszkodzone serce po strzale z plazmy, jest… uszkodzone, i wsadzanie od tak, jakichkolwiek rurek w jakiekolwiek dziury niewiele da?
- Nie, nie musisz. O reakcjach ludzkich i nie tylko ludzkich organizmów na kontakt z plazmą wiem więcej od całej waszej bandy. Lata, kurwa, praktyki. - Nightfall chwilę rozważał, czy nie obalić również hipotezy "naukofca" na temat wkładania jakichkolwiek rurek w jakiekolwiek dziury, i to bez żadnego przygotowania, jednak wciąż z zachowaniem bardzo zbawiennego wpływu. Prezentacja z wykorzystaniem lufy karabinu i konowalskiej dupy. -Dobra, panie mądry, jakie są szanse powodzenia transplantacji, dostęp do materiałów i prognozowany czas rekonwalescencji?
- Night, daj spokój. Robią co mogą. Swoją drogą że na tej skale wiele nie mogą. Wyobraź sobie stanowisko polowe z trochę lepszym bo stacjonarnym sprzętem. - wtrącił się Fenn.
- Staromodne zastąpienie serca, sercem dawcy, niesie za sobą sporo ryzyka i czasu. Najpierw trzeba znaleźć pasującego dawcę, następnie przeprowadzić operację, a później mieć nadzieję, że serce zostanie przyjęte przez organizm odbiorcy, a rekonwalescencja może potrwać i kilka miesięcy… prostszym, efektywniejszym rozwiązaniem jest wstawienie cyber-przeszczepu, a w tym momencie liczy się jedynie ilość kredytów, po operacji z kolei to kwestia dni, by powrócić do zdrowia, i nie ma już żadnego ryzyka. Dlatego też, mało kto już się zajmuje archaicznym wstawianiem narządów od dawców, czy i klonowanych, wszystko jednak oczywiście zależy od widzi-mi-się pacjenta, czy tam jego rodziny, znajomych i tak dalej...

- Sprzęt jak w stanowisku polowym, ale SPA odjebane w kosmos - Night pozostawał bezlitosny. - Tłumacząc słowa Fenn'a na ludzki, chuja wiecie, chuja potraficie, jesteście chuja warci, wy i ta pożal się "kryjówka" bez wyszkolonej ochrony, automatycznych systemów obronnych, o której położeniu wie każdy zainteresowany, bo wrzucacie za dużo selfie na tle kibla w social media - mężczyzna przygotował się na kolejną dawkę bólu. - No i świetnie, wstawimy jej cybernetyczne - uśmiechnął się półgębkiem.

Fakt. System ochrony, zarówno ten automatyczny jak i personalny Fenn już pierwszego dnia zobaczył że pozostawia niemało do życzenia. Ale cóż… nie on był szefem ochrony.
- Ale Night. Patrz na to z lepszej strony, wygrana strona zawsze po walce może się w tym spa zrelaksować. - drażnił lwa teraz, zdawał sobie z tego sprawę, ale jakoś tak… no, nie mógł się czasami powstrzymać.
- Ja do was nic nie mam. - dodał patrząc się na doktorka.

- Przykro mi, cybernetycznego serca tu nie mamy - Dowalił za to z grubej rury owy doktorek na finał tych rozmów, przy okazji gubiąc coś w trakcie opatrywania Nightalla… Nightfalla, który zacisnął w złości pięści i znów się poruszył, przeszkadzając w zajmowaniu się opatrywaniem.

- Nie macie? Kto by się spodziewał - Nightfall zakpił szyderczo. - Fenn... a wiesz, nie pomyślałem, to ma sens. Na razie, idę na bicze wodne.
Mężczyzna wstał i udał się w stronę drzwi, nie czekając aż lekarz skończy. Miał dosyć wszechobecnej bieli, unoszącego się w powietrzu zapachu środków sterylizujących i zbyt licznego towarzystwa. Poza tym musiał jeszcze domknąć interesy z Alexem. Mógł się też założyć, że handlarz będzie lepiej zorientowany w cenach wszczepów niż ci durnie tutaj.

Suzh nawet nie odprowadził Nighta wzrokiem. Czekał grzecznie aż nałożą na niego opatrunek, oczywiście przy tej okazji musiał ściągnąć kombinezon chociaż z górnej części ciała.
Gdy w końcu go załatali nie miał więcej co tu siedzieć, wrócił więc do mesy po zbroję (zostawiając butelkę na siedzeniu, jeszcze z porcją na jedną szklankę), szkoda tylko że nie miała funkcji autonomicznego poruszania. Trzeba było albo go nałożyć, albo przenieść kawałek po kawałku, albo przytachać tutaj skrzynię i na miejscu załadować do niej, niestety ta została wysadzona a to co z niej zostało nie nadawało się do swobodnego transportu ani przechowywania w niej pancerza.
- Otwórz zbroję. - wydał polecenie przykładając rękę do napierśnika.
Pancerz od razu się usłuchał i po chwili stał przed Fennem otwarty a ten się do niego władował. Gdy był gotowy udał się do pokoju wybierać rzeczy które były mu bardziej potrzebne a które mógł zostawić
 
Raist2 jest offline  
Stary 13-05-2017, 21:38   #174
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Wszyscy(Magazyn)


Od ostatnich wydarzeń w bazie minęła prawie godzina czasu, który każdy z załogi Fenixa spędził na własnych zajęciach, choć na końcu doszło do wspólnego spotkania, ale po kolei…

Night udał się do SPA, gdzie posiedział samotnie, oddając się wodnemu odprężeniu, którego bardzo, bardzo potrzebował. I wcale nie przeszkadzał mu fakt, iż po drodze, w samych już pomieszczeniach relaksacyjnych, natknął się na resztki damskiej, potarganej bielizny i na niewielkie ślady krwi na podłodze. Podobnie, nie zaprzątał sobie głowy, iż jego rany nieco piekły, a woda zabarwiała się odrobinę szkarłatem.

Becky udała się do bazowej kuchni, by załatwić sobie i Bixowi coś do przekąszenia. Natknęła się tam na ciało humanoidalnego kucharza, na szczęście przykrytego jakąś płachtą. Sama kuchnia z kolei wyglądała opłakanie, zdewastowana i częściowo spalona, chyba po jakimś granacie… po podrzuceniu jedzenia “Młotkowi”, wróciła na chwilę na pokład Fenixa, by z czystej ciekawości sprawdzić koordynaty, jakie zostawiła im nieprzytomna Leena.

Bix został zrypany przez jednego z lekarzy, iż Ambulatorium to nie stołówka, grzecznie więc się wyniósł gdzie indziej, trzymając w łapach przyniesione przez pilotkę (niestety zimne) jadło.

Vis uporała się z odcięciem powyginanych blach grodzi magazynowo-hangarowej, przeprowadziła diagnostykę mechanizmów, i uruchomiła owe małe wrota. Co prawda, jeszcze dziury nie były zaspawane, ale chociaż można było już wszystko spokojnie otwierać i zamykać.

Bullit był… bardzo zajęty. Jakby mógł, to by się najchętniej sklonował, i to tak razy cztery, wtedy może by mógł i odsapnąć. Najpierw wizyta u Alexa Padoca, następnie odwiedzenie rannych kobiet w Ambulatorium, później doglądnięcie to jednego i drugiego załoganta, pozostanie nieco dłużej z samą Vis… no i kontrowersyjne nowiny, jakie przyniosła Becky.

- Zbiórka wszystkich w głównym magazynie bazy, mamy coś ważnego do przedyskutowania - Nadał Doc na otwartym kanale Unicomów, zwołując całą ekipę.

Vis była już wykończona. Najpierw siedzenie nad Arhonem, później atak, bomba i naprawianie wrót. Chciała już po prostu odpocząć, wciąż długi, najlepiej wrzący prysznic albo i kąpiel. Była brudna, a czuła się o wiele, wiele brudniejsza. Uparcie jednak trzymała się na nogach. Jakby wyłączyły się wszystkie systemy i tylko ten, który odpowiadał za podstawowe funkcjonowanie, jeszcze jakoś działał. To jednak, że działał na oparach energii to nawet i ślepy by zauważył. Jako jednak, że nie była jedyną która miała nieco za dużo na głowie, Vis ani myślała robić problemów, żalić się czy narzekać. Wręcz przygryzła dolną wargę, żeby się jej coś nie wyrwało z tych zawsze za dużo mówiących ust. Jedynie Bulliit doczekał się słabego uśmiechu. Czekała cierpliwie aż wszystko się wyjaśni, korzystając z jednej ze ścian jako oparcia dla swojego ciała.

Pomysł, który pierwotnie miał być czystym sarkazmem, gdzieś tak w połowie drogi do magazynu braci Paddock Night postanowił jednak urzeczywistnić. Lepił się od masy różnych kleistych substancji. Pot, krew, ropa z pęcherzy od oparzeń. Pancerz też wymagał czyszczenia. Szkoda było brudzić kabinę prysznicową na Feniksie, jak mieli tu przecież świetnie wyposażone SPA. Ledwo co skończył zabiegi pielęgnacyjne, gdy odezwał się unikom. No tak Doc, teraz zarządzał pierdolnikiem. I dobrze, strzelec i tak nie miałby do tego głowy. Pozbierał się z basenu i za niedługo zjawił się we wskazanym miejscu.

Doc rozejrzał się po wszystkich i wsuwając dłonie do kieszeni rzekł.- Cóóóż… tutejsi się zmywają z bazy, więc i my musimy postąpić tak samo. Należy załadować Leenę i Isabell na Fenixa, wziąć to co nam będzie potrzebne, a im nie. Zaoferowałem podwózkę części mieszkańców bazy co byśmy nie wyszli na samolubnych dupków, a potem… ruszamy ścigać Rhieffa i jego bandę co by wybić ich do nogi w imię tradycyjnej staroświeckiej zemsty, no chyba że Leena po przebudzeniu zarządzi inaczej. Jakieś pytania... uwagi?
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline  
Stary 13-05-2017, 21:51   #175
 
Raist2's Avatar
 
Reputacja: 1 Raist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputację
- Ja mam pytanie! - usłyszeli gdzieś ze strony drzwi magazynu - Nie znajdzie się pusta kajuta do wypełnienia? Też mam do pogadania z tym kalmarem. - w ich stronę szedł Valarianin ciągnąc za sobą skrzynię na której była… kolejna taka sama skrzynia tylko że zniszczona.
-Cóóóż… czemu nie ? A co właściwie potrafisz?- zamyślił się Doc sięgając po skręta.
- Najlepiej mi wychodzą agresywne negocjacje. Night może poręczyć, wspólna przeszłość. Ale i przy drobnej konserwacji też mogę pomóc jak to pomoże mi wejść na pokład. - Fenn zatrzymał się obok grupki.
- Taa... Fenn posiada pewną pulę przekonujących argumentów - Nightfall potwierdził. - Nie mam nic przeciw zabijaniu, zwłaszcza Blorelin, ale Rhieff to tylko narzędzie, które trzyma Wilburn Shails. Wśród zabitych jest jego podwładny. Z resztą Rhieff i tak ma przejebane. Coś na niego mają. W każdym razie wyglądał jakby się mocno obawiał zawieść swego "pana". Krzyż mu na drogę.
- Jeden czy dwa. - z uśmieszkiem poklepał ściankę dolnej skrzyni - Wystarczy to że zawiódł. Unia woli szybki sukces niż kolejne próby. A tamten gość to tylko forpoczta. Night wie że nie dalej niż za 20 kilka godzin lepiej by tu nikogo nie było. No chyba że ktoś lubi fajerwerki i miejsca w pierwszym rzędzie.
-Może jestem prostym człowiekiem o niewielkich potrzebach, ale na razie wystarczy mi głowa Rhieffa w roli podnóżka. Na biały kołnierzyk przyjdzie czas później.-podrapał się po karku Doc wzruszając ramionami.- To nie ta frajda, wiesz… zabijać jakiegoś trybika, tylko dlatego że przesłał komuś polecenie. Może i jestem małostkowy, ale wolę jednak Rieffa. Poza tym Leena zdaje się zostawiła koordynaty na niezbyt przyjemną planetkę, ale… cóż… w obecnej sytuacji nie ma dla nas przyjaznych planet.
- Spoko, w tym momencie to jej rozkaz, więc ty już nie martw się tym że go wykonamy - Becky pocieszyła Doca. - Sprawdziłam koordynaty i powinniśmy być tam bezpieczni przed Unią, bo to nie ich przestrzeń i polityka... A zresztą, Leena wiedziała co robi. Podała dla nas te koordynaty w swym ostatnim, em, tchu - dodała pilotka.
- Szkoda, że tylko dla nas. Powinniśmy to zmienić... Will Burn jest typem skurwiałego na mózgu psychopaty-gracza, z tych którzy lubią wyrywać pająkowi nogi, chcąc się przekonać jak daleko zajdzie. Gdyby zamierzał zakończyć naszą małą partyjkę *szybko*, załatwiłby sprawę na Argians. - Strzelec poklepał się w bok głowy, wytrząsając wodę z ucha, po tonie głosu najwyraźniej niezbyt przejęty. - Chętnie zobaczę jak jego część planszy płonie. Więc na razie Rhieff. Dobrze, będzie małą przekąską na pobudzenie apetytu.
- Skoro wszystko ustalone. To gdzie mogę zająć miejscówę? Ważne żeby wiatr słoneczny w dupę nie wiał i deszcz meteorytów na głowę nie padał. - chwycił uchwyt skrzyni gotowy do wejścia na statek.
- Nie do końca wszystko. Znalezienie kogoś w kosmosie nie jest proste. Zwłaszcza, gdy nie zna się miejsca do którego leci. Crazassa mieli rozpracowanego, wiedzieli, że jest na pokładzie, wtargnięcie z wizytą to była rutyna, ale... - Night wsparł się na karabinie. - Jak chcesz znaleźć Rhieff'a?
- Myślałem że lecimy na te koordy o których mówił Bulllit. - wyjaśnił Fenn patrząc się po nowych towarzyszach.
- Czekaj, czekaj - Night zaśmiał się złośliwie. - Doc, nie mówisz chyba o tym ciągu z krwi na skrzyni, do której każdy niepowołany miał dostęp i który znajdą też ci co przylecą nas szukać. Zapytam nieśmiało, chcecie im ułatwiać, popierdoliło was dokumentnie, czy tylko muszę zabić wszystkich ze stacji, by nikt się nie wygadał?
- Na mnie się nie patrz. Ja tu jestem nowy. - Fenn uniósł obronnie ręce - Jaka skrzynia? Taki oczywisty ślad zostawiacie? - zastanowił się chwilę - Równie dobrze mogą pomyśleć że specjalnie został zostawiony i go oleją.
-Taaa… ja nie pamiętam tego ciągu cyfr i sądzę, że większość luda nie ma kalkulatorów w głowie.- zamyślił się Doc.-Cyferki można zetrzeć… choć wątpię by tam ktoś się im przyglądał. Są trupy i jest ewakuacja, każdy ma inne sprawy na głowie.
- Cyferki już dawno zmazałam. I oczywiście, że zatrzemy pozostałe ślady. Włączając w to skasowanie podglądu z kamer - no przynajmniej tego nagrania z magazynu. I nie zapominajmy o plikach zapasowych - Becky poparła Doca, uważając takie postępowanie za oczywiste. - A jeśli ten Rhieff, był tylko płotką i spieprzył, to za to już go jakaś większa ryba pożre… Popieram wykonanie polecenia Leeny - dodała i kiwnęła Bulittowi głową.
Bullit nie popierał… nie wiedział w co Leena może ich wpakować tym razem. Ostatnio pani kapitan miała pecha w tej rozgrywce. Najpierw kiepski deal z bazą, potem regularna wojenka na śnieżnej planecie, teraz to… Niemniej ekipa musi mieć cel na którym się skupi. Dolecenie na miejsce z koordynat jako krótkofalowy i ubicie Rhieffa jako krótkofalowy, te odpowiadały Dave’owi. A to że szansa na realizację tego drugiego była malutka… nie miało znaczenia. Po drodze znajdą się inne krótkofalowe cele.
 
Raist2 jest offline  
Stary 13-05-2017, 22:34   #176
 
Mekow's Avatar
 
Reputacja: 1 Mekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputację
- Uwaga, uwaga. - Rozległo się nagle w głośnikach bazy. - Mówi Alex Padock, proszę wszystkich o uwagę. Przejąłem chwilowo dowodzenie, jako następny w kolejce… wraz z kilkoma innymi osobami, mającymi również coś do powiedzenia, podjęliśmy decyzję o ewakuacji bazy. Wiem, iż nie jest to łatwa decyzja, wiem, że tu nasz dom, już od ładnych kilku lat, jednak po zaistniałych wydarzeniach, nie mamy innego wyboru. Ewakuację przeprowadzimy w ciągu najbliższych 12 godzin, a baza zostanie zaś zniszczona. Bez paniki, czasu jest wystarczająco, bierzemy co możemy, są już również w drodze dodatkowe jednostki, by wszystko pomieścić. Mamy dużo pracy do wykonania, bierzmy się więc do roboty. Jakoś sobie poradzimy, w końcu to nie pierwszy raz… dziękuję, to wszystko.

- Nooo, to przynajmniej ten problem mamy z głowy. Żadnych śladów za nami. - Suzh skomentował komunikat.
- Powiedziałem im, żeby ją zaminowali... ale widać łatwiej rozerwać ją na kawałki. - wzruszył ramionami Bullit.
- Mimo to, sugeruję usunąć nagrania z magazynu, na wypadek czarnej skrzynki. Mamy już z tym doświadczenie - powiedziała Becky. - A kajuta z pewnością się znajdzie, jest kilka do wyboru. Jak cię zwą? - zwróciła się do nowego załoganta.
- Fenn’Suzh vyr Keetar. Ale Fenn’Suzh to imię. Yo. - Fenn wyjaśnił unosząc rękę w powitalnym geście - Bazy naziemne nie mają czarnych skrzynek. Zresztą, Alex na czym jak na czym, ale na wysadzaniu się zna, i nie zostaniu tu nawet złom. Księżyc jednak dorobi się dodatkowego krateru. - uśmiechnął się do kobiety bez ręki.
- Becky, Becky Ryder - przedstawiła się pilotka, powtarzając sobie jego imię i nazwisko, aby je zapamiętać. W sprawie nagrań zaś, osobiście i tak wolałaby je usunąć, dla zwykłej przezorności, nie mniej jednak teraz to Bullit podejmował decyzje.
- Doc, co robimy w tej kwestii? Co w ogóle pakujemy na Feniksa? Brać jak najwięcej, co cenne, jak leci? To “nam potrzebne a im nie”, to sami możemy zdecydować? - Zagadała do Bullita, który tymczasowo otrzymał dowodzenie.
- Tak to co tutejsi nie biorą, a co nam się może przydać. Wszelkie zapisy… cóż… jestem lekarzem nie programistą. Może Vis się tym zajmie, albo ty? Albo Fenn jeśli umie? - zapytał retorycznie Dave.
Becky zamyśliła się przez chwilę. Osobiście wolała by zgarnąć to i owo - dobrze wiedziała czego chce… ale faktycznie wypadało zostawić gospodarzom pierwszeństwo i liczyć w tej kwestii na odrobinę szczęścia. A tymczasem bezpieczeństwo.
- No dobra, zajmę się tym - powiedziała więc i ruszyła powoli w stronę drzwi.
“Lekka paranoja? Spoko, tak też można.” skomentował w myślach Fenn.
- Wykasowanie nie jest trudne, nie trzeba nic hakować. O ile pozwolą ci się zbliżyć do konsoli. - wzruszył ramionami - To gdzie mogę zostawić klamoty i jak mogę pomóc przed startem? Słyszałem że musicie przetransportować te dwie z ambulatorium. Czy może jeszcze coś innego mam zrobić?
- Już się nie bój, roboty nie zabraknie. Jest dużo do pakowania - odpowiedziała tylko Becky. Kto inny przejął dowodzenie, więc to nie na jej barkach spoczywał obowiązek zorganizowania całej ewakuacji, a co ważniejsze akcji odzysku. Ona osobiście miała swoje rzeczy do zrobienia, ale kasowanie śladów było w pierwszej kolejności i za to się zabrała opuszczając pomieszczenie, aby udać się do centrum dowodzenia.
 
Mekow jest offline  
Stary 14-05-2017, 18:10   #177
Wiedźma
 
Buka's Avatar
 
Reputacja: 1 Buka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputację
Załoga Fenixa rozpoczęła przygotowania do odlotu z bazy Crazass’a. Zbyt długo już tu przesiedzieli, zbyt dużo przeżyli… i nie były to dla niektórych miłe wspomnienia. Nadszedł czas ruszać w dalszą drogę, mimo iż ta była niepewna.

Przetransportowano Leenę i Isabell na pokład statku. Ta pierwsza, po zoperowaniu licznych ran, jakoś nie chciała wybudzić się ze śpiączki. Ta druga, nie mogła zostać wybudzona, od tego bowiem zależało jej życie. Obie podłączono do licznych aparatur już w ambulatorium Fenixa, gdzie pozostały na… choliba wie jak długo. Fenix utracił chwilowo swoją kapitan, strzelec zaś swoją ukochaną. Obie tam leżały, obie spały, były tuż obok, na wyciągnięcie dłoni, jednak równocześnie tak nieosiągalne, tak niedostępne… pustka. Tak, to było dobre określenie. Obie pozostawiły chwilową pustkę. Każda na swój sposób. Załoga Fenixa była jednak twarda, jakoś to będzie... Na pewno?

Becky również poddała się operacji. Mimo, iż nie miała aż tak wielkiego zaufania do Eddy’ego Paddocka, on był jedynym, który mógł w tej chwili pomóc… to już Alex był lepszy, choć nowo poznany. Pilotka odpłynęła na stole operacyjnym, słysząc zapewnienia, iż wszystko będzie dobrze. Po dwóch godzinach zaś miała już cybernetyczne ramię, choć czuła się jeszcze kiepsko po owym zabiegu przez cały dzień…

Fenn rozlokował się w nowym miejscu. Mężczyzna za przyzwoleniem chwilowego kapitana Bullita, zajął jedną z kajut, opuszczając swój dotychczasowy dom. I niemal od razu, z wpajaną już przez kilka ładnych lat musztrą, zaczął na swój sposób przegląd statku, zasobów, i personelu, odkrywając ogromne luki we wszystkich trzech zagadnieniach. No ale skoro był nowy, nie wypadało się wystawiać przed szereg… przynajmniej póki Leena nie wróci na swoje stanowisko.

Doc zbierał co się dało, znów starając się być w 5 miejscach na raz. Jak do cholery sobie z tym radziła w takich sytuacjach Leena? Bullit przywłaszczył sobie kilka pakietów medycznych z pomocą Bixa, robiącego za ruchomą zasłonę, następnie dzięki pomysłowi Nighta złupiono pokonanych Blorelin, zyskując wiele przydatnych gratów o charakterze czysto bojowym. Do tego i miałe buszowanie w głównym magazynie z Vis… a nawet podwędzenie wózka magnetycznego za namową lekko otępiałej po operacji Becky. I zapasy żywności, i alkoholu, i tytoniu, i paliwa do… choliba wie czego. To zdecydowanie nie było stanowisko dla niego. I odetchnął z naprawdę wielką ulgą, gdy w końcu Fenix opuścił księżyc.

Corvettą sterowała z kolei… Vis. Leena była niedysponowała, podobnie jak z pilotką Becky, podobie jak z drugą pilotką Isabell. Wszystko zaś, po tych całych wydarzeniach w bazie, po zbieraniu czego popadnie, po… kradzieży czego popadnie, doprowadziło do sytuacji, gdy Darakanka musiała zasiąść za sterami maszyny. 3200 ton w drobnych rączkach dziewczyny zdołało opuścić hangar cało, ale już po chwili pani Ryder zachciało się i Buggy, stojącego na powierzchni księżyca. Poradziły sobie jednak i z tym, i to znacznie lepiej, niż z samym opuszczeniem bazy.

Komputer pokładowy obliczał setki - jeśli i nie tysiące - danych, odnośnie nowego kursu, i skoku nadprzestrzennego, wyliczając nie tylko sam lot, co i wszystkie z nim związane ewentualne, od rotacji wszelakich planet na trasie, erupcji słońc, jak i nietypowych zmiennych przestrzennych, jak chociażby niezaplanowany przelot zabłąkanej komety… a po godzinie pozostało już tylko


Koordynaty podane przez Leenę, nim ta straciła przytomność, były dosyć kontrowersyjne. Mieli udać się do systemu Delta Forager, systemu rodzinnego rasy Torganas… którzy potrafili być często wyjątkowo upierdliwymi osobnikami. Dobre jednak było chociaż to, iż owe koordynaty nie prowadziły na ich główną planetę, lecz na Mersey i prosto do miasta Blackhill, gdzie kwitł w najlepsze handel międzygwiezdny, a wszystko było poza zasięgiem łap Unii, zaciskającej powoli swoje łapska wokół Fenixa i jego załogi…

***

Sam lot trwał 27 godzin, było więc wystarczająco czasu, by zająć się własnymi sprawami na pokładzie statku, by w końcu porządnie zjeść, umyć się, odpocząć, podleczyć liczne rany, i to nie tylko te cielesne…

Stan Isabell i Leeny pozostawał bez zmian. Obie nieprzytomne, obie podłączone do aparatur, pod okiem Bullita, podobnie zresztą jak większość załogi. Kowboj doglądał każdego z nich, leczył co się dało, zmieniał opatrunki, dwoił się i troił, będąc coraz bardziej wykończonym.

Vis w trakcie lotu zajęła się w pewnym momencie dalszym grzebaniem przy Mecha. Nie chciała już dopuścić do sytuacji, by nie był sprawny w momencie, gdy był potrzebny… pomagał jej w tym trochę Bix, a ogólnie chodziło zaś o dozbrojenie maszyny, by była gotowa do boju, gdy zajdzie taka potrzeba.

Później zagadał do dziewczyny Nightall. Wraz z Fennem zgarnęli sporo sprzętu osobistego, należącego do pokonanych Blorelin… i choć samej Darakankce na widok rzeczy należących do purpurowoskórych sukinsynów zrobiło się nieco niedobrze, postanowiła pomóc. Może nie od razu, może nie w ciągu kilku najbliższych godzin, jednak obiecała się zająć tym i owym.

Dwaj dawni kumple wojskowi zapełnili zbrojownię Fenixa zdobycznymi rzeczami, a sam Keetar zajął się przeglądem i spisem tego wszelakiego ustrojstwa, i wyszła z tego całkiem spora lista. Fenn obmyślił sobie malutki plan działania, i wypełnienia pewnego braku administracyjnego, musiał z tym jednak oficjalnie poczekać, aż kapitan statku będzie w końcu dysponowana…

Leena ocknęła się na 4 godziny przed dotarciem na miejsce, choć jedynie na krótko.

- Jak się czujesz? - Spytał Bullit.
- Tak jak... Ty wyglądasz… - Wychrypiała kobieta, minimalnie się uśmiechając - Czy… wszyscy cali?
- Mniej lub bardziej. Chociaż Isabell jest ciężko ranna, potrzebuje nowe serce, inaczej nie możne funkcjonować - Doc spojrzał w stronę leżącej niedaleko Macolitki, co też i uczyniła po chwili Leena.
- Ok, rozumiem… gdzie jesteśmy?
- Na Fenixie, w drodze do tych Twoich koordynatów. Crazassa zabili Blorelian, bazę obroniliśmy, ci co przeżyli, opuścili ją, wysadzając. No i mamy nowego załoganta, stary kumpel Nighta, był w załodze bazy.
- Czy Nightall… za niego ręczy?
- Powiedziała cicho kapitan.
- Chyba tak - Wzruszył ramionami Doc - Po co lecimy na Mersey?
- Daj wszystkim Unicomy i sprzęt… lecimy… lecimy…na...
- Leena zamknęła oczy, i znów straciła przytomność. Coś było z nią nie tak, jednak Doc nie wiedział co. Przebadał ją dokładnie na wszystkie możliwe sposoby, jednak nie rozumiał takiego stanu rzeczy. Kobiecie nic nie zagrażało, żadne rany, brak śladów po jakimś promieniowaniu, wirusie, nanintach, absolutnie nic, co mogłoby go zaniepokoić, co by zagrażało zdrowiu Leeny, jednak była wyjątkowo osłabiona. Czyżby to były skutki wydarzeń ostatnich tygodni i kapitan była ekstremalnie przemęczona? Moglo tak być… była bowiem jakaś tak również chudsza niż zwykle.

***

W samym systemie Delta Forager nikt ich nie zaczepił, podobnie jak i przy lądowaniu na Mersey. A nie byli jedynym statkiem kręcącym się w okolicy… no cóż, dobre chociaż i to. Może Torganie mieli respekt przed Corvettą, może uznali, iż 1 obcy statek nie stanowi dla nich żadnego zagrożenia, może… to, może tamto… w każdym bądź razie, pierwszy kontakt z miejscowymi nastąpił dopiero blisko Blackhill, gdy miejscowy port kosmiczny wywołał ich odnośnie kwestii związanej z dokowaniem.

- Jesteśmy handlarzami - Wypaliła Becky, siedząc już za sterami Fenixa - Prosimy o pozwolenie na lądowanie…

No i je dostali.

Tak po prostu, tak zwyczajnie, i w końcu osiedli na Mersey, na wyznaczonym dla nich lądowisku.

Planeta Mersey posiadała dosyć chłodny klimat, choć nie była skuta lodem, czy i pokryta śniegiem. Owszem, było nieco zimno, jednak zarazem wystarczająco ciepło, przez atmoserę obfitą w CO2. Sama planeta w większości miała skalisty teren, do tego było sporo mgły i częste opady deszczu, który wodami rzek zasilał wiele jezior, nie było tu jednak jakiegokolwiek morza, czy i oceanu.

A więc szarawo, chłodno, parno i mokro. Nudno, szaro-buro. Ale przynajmniej można było poruszać się po powierzchni bez skafandrów, no i tego wszystkiego nie odczuwało się aż tak bardzo w kilku miasteczkach, jakie znajdowały się na planecie. A nie odczuwało się tego już w ogóle w Blackhill, “stolicy” tego zadupia, tam był spory ruch, tam było sporo ludzi i nie-ludzi, tam było nawet nieco kolorowo…


Statek wylądował bez żadnych niespodzianek, Becky przeprowadziła szybką analizę systemów, po czym wszystko po kolei wyłączyła. No więc byli na Mersey, byli w Blackhill, no dobrze, ale co dalej?




.
 
__________________
"Nawet nie można umrzeć w spokoju..." - by Lechu xD
Buka jest offline  
Stary 20-05-2017, 21:25   #178
Cai
 
Cai's Avatar
 
Reputacja: 1 Cai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputację

- Jeszcze trochę, a cały ogródek Leeny wypielę - mruknął do siebie Doc zwijając kolejnego ziołowego skręta. Ostatnio trochę zbyt wiele ich palił i wiedział że musi nieco przystopować. Ale sytuacja była ciężka, zarówno ze względu na Leenę jak i Isabell. I tak się składało, że obie te kobiety były luźno powiązane ze sprawami jakie miał do Nightfalla. Toteż tuż przed lądowaniem wpakował się do kajuty Leeny i mocą swego urzędu i znudzonego głosu kazał mężczyźnie stawić się tam u niego. Sam zaś siedział za biurkiem Leeny zastanawiając się co się stało pani kapitan. Obstawiał jakieś psychiczne macu-macu ślimaka na mózgu pani kapitan tuż przed jego zgonem. Obstawiał bo akurat... cała ta parapsychologia przekraczała możliwości intelektualne i wiedzę Bullita. Już próbując ustawić Vis do pionu Doc bawił się w amatorską psychologię, ale tu przynajmniej miał duży wpływ na Darakankę… i mógł jej pomóc. Jednak całe te mentalne mumbo-jumbo ślimaków to już było poza jego możliwościami.

[MEDIA]https://s-media-cache-ak0.pinimg.com/originals/0e/23/7e/0e237eaefe59a6de3c4da7d5b9824ccd.jpg[/MEDIA]

Night przebywał w swojej kajucie. W kojących objęciach ciemności, przy zgaszonym świetle, z twarzą oświetloną jedynie nikłą poświatą monitora. Odespał zmęczenie, zrobił co musiało zostać zrobione. Teraz siedział i analizował, wlepiając się w tabele. Osobiste oszczędności prawie całkiem sczyszczone. Choć zakupy traktował jak inwestycje w przyszłość, nie wydatek. Co mu po kredytach, gdy być może już jutro będzie martwy. Zapasów Iss na razie nie naruszył, choć nie dawał gwarancji, że nie zrobi tego w najbliższej przyszłości. W sprzęcie zyskali za to jakieś trzydzieści pięć tysięcy. Wyszło po cztery na każdego z ośmiu załogantów. Fluffiego nie brał pod uwagę. Sierściuch nikogo nie zagryzł, nie zasłużył bezużyteczny zwierz. Wystarczająco by z części swojej i Isabell pokryć koszt cyberserca. I chuj. Pirat stuknął w klawisze, zamykając okna z wyliczeniami. Przełączył zakładkę na dane wyciągnięte z felernej bazy, których kopie dostał od Leeny. Stanowiły mocną kartę, a dotychczas nie poświęcił im należytej uwagi. Ściślej mówiąc, nie poświęcił im *żadnej* uwagi, a od nich trzeba było tak naprawdę zacząć. Uchu, który powinien się zająć analizą, podkulił ogon i spierdolił. Nightfall nie był pewien, czy Vis zna się na łamaniu zabezpieczeń. Ponoć dane były zakodowane. Chciał się osobiście przekonać jak to wygląda, bo zawsze mógł uruchomić jeszcze dawne kontakty. Grupa hakerów, niestrudzenie walcząca z systemem. Z zemsty za towarzyszy poległych na polach cyberprzestrzeni, w boju o wolność i inne tam ideały. Kto co lubił. Jak to szło... potrzebę kontaktu miał zgłosić przez popularny serwis porno, wyszukać Lady in R3d, wpisać umówione hasło w komentarzu, potem to już się do niego zgłoszą bezpiecznym kanałem. Obecnie chętniej sprzedałby informacje solidnej organizacji terrorystycznej, która zrobiłaby należyty użytek z nanobotów, siejąc powszechną panikę i chaos. Tylko ten irytujący problem, nie wiedział dokładnie co tak naprawdę mają. Zostawała opcja numer jeden, niech wyciągną z pudełka ile zdołają i dadzą znać, albo zrobią, to co tam lubi robić podziemie z zacięciem anarchistycznym. Im więcej wewnętrznych problemów szarpiących Unię, tym lepiej. Nightfall pochylił się mocniej nad monitorem. Marszcząc czoło w skupieniu, przeglądał zawartość banku pamięci.

[MEDIA]https://i.kinja-img.com/gawker-media/image/upload/t_original/1247644165924023909.gif[/MEDIA]

Zeszło mu dobrych kilka godzin na zabawie w cyberprzestępce, gdy doszedł wreszcie do punktu, gdzie stwierdził, że tymczasowo już nic więcej nie zdoła zrobić. Przetarł dłońmi twarz i odchylił się na krześle. Zobaczył nieodebrane połączenie na unikomie. Cóż mogło być pilniejszego niż obalanie skorumpowanych rządów? Odsłuchał wiadomość, wyłączył maszynerię i wyszedł. Przerwa w postaci krótkiego spaceru stanowiła miłą odmianę. Kajuta Leeny, dziwne że Doc nie chciał się spotkać na mostku. Tajemnice, wszyscy jakieś mają, albo po prostu chodziło o największe zapasy środków odurzających na całym statku. Po krótkim czasie Night dotarł do celu. Zamknął za sobą drzwi.
- Dave, Dave... jak ja będę nieprzytomny, mała prośba. Nie zwołuj zebrań w mojej kajucie. Trzymam pod łóżkiem nekrofilską pornografię. Nie chciałbym, by ktoś przypadkiem znalazł.

- Nie wiesz co można znaleźć w tej- stwierdził półgębkiem Doc zapalając skręta i spoważniał. - Sytuacja jest taka jaka jest, więc… przejdę od razu do rzeczy. Bawiłeś się ze swoją reporterką w ujawnianie tajemnic złej Unii?

- Po tym jak zagrali ostro, i owszem. Choć najwyraźniej za późno - Night machnął ręką przed twarzą, odganiając świeże jeszcze opary unoszące się w pomieszczeniu. - Trzeba skorzystać z outsourcingu, bo cholerne dane ze stacji są zakodowane, a tu nikt nie ma ani czasu, ani umiejętności.

- Tak… z pewnością drżą ze strachu. Nie wątpię - Bullit był jakoś sceptycznie nastawiony do tego pomysłu. Wzruszył ramionami. - Ale trochę ich poszczypałeś, a twoja przyjaciółka ma dług wdzięczności wobec nas, więc mogłaby nam tego Rhieffa poszukać.

- Jeśli miała kiedyś dług, to już go dawno spłaciła - Night się żachnął. - Są jeszcze ludzie, którzy robią coś bo tak należy. Bo jest to słuszne. Wielu z tej drogi odpada. Jedni zaczynają wątpić. Inni giną. Miałem z nią kiedyś coś wspólnego. Ona wytrwała, ja poległem i pewnie byłaby przeciwna, by sprzedawać dane o nanitach Synom Edenu, FAR, czy rozpyleniu ich na planecie Blorelin, ale Rhieffa znajdzie... jeśli tylko będzie w stanie - w tonie głosu mężczyzny zagrał niewielki ton podziwu, ukryty w szumie pogardy dla życia w świecie ideałów.

- Rozsądnie… nie ma co wypuszczać złego dżinna z pudełka. Bo zawsze on może wrócić do ciebie - odparł Bullit i zaciągnął się skrętem. - Jest jeszcze problem… Isabell. Fenix bowiem nie jest stateczkiem szpitalnym, ambulatorium jest jakie jest, a systemy podtrzymujące jej życie. - Doc splótł dłonie razem dodając. - Będę szczery… nie możemy jej trzymać wiecznie na statku. Pomijając zatłoczenie ambulatorium i koszty energetyczne to… dużo ryzykujemy. Jedna awaria generatora, jeden spadek napięcia… nawet chwilowe odcięcie ambulatorium od energii i… ona nie żyje. A o to może być łatwo, jeśli zaczną nas napastować stateczki Unii.
Westchnął smętnie.
- Jest… jedno dość proste i dość łatwe rozwiązanie sytuacji. Powrót do Macolitek. Jej rodzina jest bogata, a oni mają porządne szpitale. Nowe serce załatwią jej od ręki i nie będzie ono wsadzane w jej klatkę piersiową przez doktorka od wszystkiego. Tylko przez prawdziwego chirurga. Oczywiście wątpię by jej rodzina ucieszyła się z faktu, w jakim stanie odwozisz ich córeczkę, ale…
Bullit spojrzał wprost w oczy Nighta dodając. - Na razie to jedyny pewny sposób na uratowanie jej życia.
Doc odczekał chwilę aż Night to przetrawi i dodał. - Jesteś jej partnerem więc decyzja należy do ciebie. Nie będę naciskał, ale uznałem że winieneś znać sytuację.

- Wręcz przeciwnie, nie ma miejsca na kompromisy, półśrodki i inne pierdoły - Night zdawał się rozczarowany postawą Doc'a - Dziwię się, że trzymają się ciebie jeszcze jakieś skrupuły, bo puszka Pandory została już dawno otwarta. Nie w skali globalnej, ale ten naszej, małej... Co jeszcze musi się stać? Vis ci nie wystarczy? Choć może to wcale nie była ona. Blorelin z opuszczonymi spodniami, rozjebany chaotyczną seria z bliskiej odległości trochę mnie zastanowił. Ślady juchy na jej ubraniu, symptomy PTSD, a może nie zdążył i do niczego nie doszło, albo trafiło na innego mieszkańca stacji. Niewielkie pocieszenie. A Leena? Lexi? Czy jak tam miała ta porwana dziewczyna? Na pewno ma przed sobą świetlaną przyszłość. Mało? No to czekam dalej. Jak będziecie gotowi przyjdźcie, a powiem wam co należy zrobić.
Pirat przeszedł się po kajucie.
- Co do Iss masz rację, o tym samym pomyślałem. Na Bellateerze byłoby jej lepiej. Problem stanowi transport. Choć jeśli dostanę cyberserce tu na miejscu, nie będę się ociągał z operacją - Nightfall spojrzał w sufit. - Obawiam się tylko, że jak stanie na nogi, znów zacznę myśleć w ten wasz słaby, nieprzystosowany do sytuacji sposób. Pierdolę. Choć nie, wątpię, są wrota, zza których nie ma powrotu.

- Głupiec… - stwierdził krótko Doc zaciągając się dymkiem. - Tu nie chodzi o kompromis tylko o zdrowy rozsądek. Broń biologiczna na którą nie ma stabilnej szczepionki, mogąca zmutować w niewiadomo co, to.. jest to puszka Pandory i równie dobrze w końcu może uderzyć w nas. Jak dla mnie tamto cholerstwo zabrało mi dość bliskich. Xiuxiu zginęła… przez nie właśnie. I Isabell też może zginąć, jak znów ktoś zacznie się tym bawić. Bo ta plaga może się rozlać i osaczyć nas podobnie jak Unia, lub gorzej. A ty…
Nachylił się ku Nightowi z ponurą miną. - Zacznij myśleć zanim otwierasz usta, bo za dużo i niepotrzebnie gadasz.
Usiadł normalnie dodając. - Panie dowódco… nie mam zamiaru się bawić w polowanie na no-face’a który jest może i zasranym okrutnym dupkiem, ale tylko kolejnym ogniwem w łańcuszku dowodzenia. To nic nie da. Takie trybiki jak on wymienia się w godzinę.

- Więc co zamierzasz? - opis Bullita całkiem się Nightowi spodobał, nawet tego nie ukrywał. - Chować się, aż o nas zapomną? Liczyć na Leenę? Może wpadnie na genialny plan, nie przeczę. Jest przebiegła, może nieco w tym chaotyczna, ale też ma ograniczenia. Gdy jeden kontakt z drugim podzielą los Crazassa, sojusznicy zaczną się od niej odsuwać. Zostaniemy sami Doc i to bez planu B.
Mężczyzna skrzyżował ramiona.
- Wilburn Shails nie jest też takim zwykłym trybikiem, za jakiego go uważasz. Możesz się nie zgadzać, twoje prawo. Instynkt mówi mi co innego. Rzadko mnie zawodzi. Stoi za zwerbowaniem Rhieffa i organizacją ostatniego ataku. Ty zdajesz się go jednak lekceważyć. I jak na razie to on poluje na nas, nie słyszałem, aby role się odwróciły.

- Zwykły czy niezwykły… trybik pozostaje trybikiem, a nie decydentem. Na razie wystarczy mi głowa Rhieffa. Tym bardziej, że co… polecimy go zabić, dobrze chronionego ważniaka rządu Unii? I nawet jeśli się uda, to… co dalej?- wzruszył ramionami Doc pocierając podbródek. - Na razie zamierzam porwać jakiegoś specjalistę od parapsychicznych ślimaków, najlepiej telepatę… bo stan Leeny nie jest wynikiem jakichś obrażeń. Crazass coś jej zrobił, lub próbował…

- Wciąż do siebie nie doszła... - Nightfall podrapał się po czole. Natrafił na strup. Z pomocą środków medycznych rany goiły się dość szybko, ale nikt nie pomyślał by wyeliminować swędzenie. - Raczej nie miał powodu do bezpośredniej agresji, prędzej przeładował jej głowę danymi, które chciał zachować dla potomnych. Albo zamierzał przenieść świadomość do jej umysłu. Ciekawe czy to w ogóle możliwe. Zgaduję więc, że dalej nie mamy info z kim mieliśmy się skontaktować na tym zadupiu i co w ogóle mamy tu robić? Szlag.
Wymamrotał kontynuację stłumionych, niewyraźnych przekleństw.
- Jak dla mnie jest tylko jedno remedium na Unię. Demonstracja brutalnej siły. Genocyd rasy Blorelin, która i tak jest żartem natury. Groźba, że jak jeszcze raz skierują na nas broń, zasobniki w nanitami zostaną otwarte i rozprzestrzenią zarazę również w metropoliach Unii. Niech zgadują w których. Niech zgadują gdzie są ukryte. Nawet jeśli ze względu na obawy przed losem *całej* cywilizacji, miałby to być tylko mały blef. Bo życie jest przecież tak cenne - uśmiechnął się nieprzyjemnie. - Statek Rhieffa idealnie się nada w roli trojana. Tak, tak zagłada ludzkości bla bla, nieprzewidziane konsekwencje, nie musisz powtarzać - pirat wydawał się znudzony.

-Jak znajdziesz tą siłę to mi powiedz… ja tam się w durny terroryzm bawić nie będę. Tym bardziej bronią biologiczną. Mogę być piratem, bandytą i draniem… ale mam swoje standardy. Mordowanie bogu ducha winnych ludzi i nieludzi nie jest moim hobby - burknął Doc krótko.

- Testament Feniksa - Night znalazł w końcu odpowiednie określenie. Wypowiedział je na głos, dla lepszej oceny brzmienia. Pasowało idealnie. Jednak już nie wrócił więcej do tematu. - Podróżowałeś z Leeną dłużej ode mnie. Byliście kiedyś na tej planecie? Szperałeś w jej papierach, terminalu? Może tam można znaleźć namiary na kontakt.

- Nie… i nie jestem pewien czy to Leena zostawiła te namiary. - zadumał się Doc i wzruszył ramionami. - Nie miałem zresztą okazji by zrobić… cokolwiek. Nie znam też hasła do jej terminalu, więc trochę to wszystko zajmie. Na razie zresztą musimy zająć się statkiem i sprawami organizacyjnymi i pomocą medyczną dla Leeny. Bo łatwiej zgarnąć jednego osobnika niż cały szpital.

Nightfall nie zrozumiał w pełni końcówki wypowiedzi Dave'a. Jak to zgarnąć szpital? Wspomnianym osobnikiem miał być ten cały telepata? Jeśli tak to szansa znalezienia delikwenta też była znikoma. Strzelec w całym swoim życiu spotkał jak na razie jednego, a do układów zamieszkałych przez psioniczne ślimaki jakoś nie było mu spieszno. Perspektywa obmacywania umysłu na każdym kroku, albo zostania zniewoloną marionetką nie wchodziła w grę.
- Przewidziałeś dla mnie jakąś szczególną rolę w tym wszystkim? - zapytał tylko. - Jest szansa, że osoba czy tam grupa z którą Leena chciała się spotkać sama się do nas zgłosi, gdy tylko zobaczą jej statek.

- Nie wiem czy istnieje jakaś osoba czy grupa. To mogłyby być tylko koordynaty nowej kryjówki na pozbieranie się do kupy. Jakoś nie spodziewam się komitetu powitalnego. - odparł Bullit wzruszając ramionami.

- Można spróbować z komputerem pokładowym, poszukać starych logów wycieczek w te rejony. Chyba, że Leena ma nawyk skrupulatnego czyszczenia historii. W razie co zobaczymy na miejscu co się urodzi. - Night wsparł się ręką blat biurka, przeglądał walające się po nim szpargały, trącał to to, to tamto. - Jest jeszcze coś o czym chciałeś rozmawiać? Towarzysza bad tripu dzisiaj we mnie nie znajdziesz. Tylko prawda nas wyzwoli - parsknął lekko na ten wyświechtany slogan. Spojrzał na Doca wyczekująco.

- Nie to wszystko. Jak chcesz to sobie poszukaj logów. Może Becky poszuka, jak się jej będzie nudziło. Ja na razie myślę, że priorytetem jest znalezienie kogoś, kto mógłby obejrzeć Leenę i powiedzieć co jej jest. A tego w logach nie znajdę - wzruszył ramionami Bullit.

- Może po prostu chce se zwyczajnie poleżeć, żeby nikt jej dupy nie truł i zwaliła robotę na ciebie. Jeszcze tego nie wie, ale bardzo prawdopodobne, że zerwie się gdy tylko powiem jej, że zużyłeś prawie całe zapasy zielska i przyjdzie tu zrobić użytek ze swojej cyber ręki. Z resztą z tego robi się jakiś niebezpieczny trend. Już trzech załogantów ma sztuczne ramię, to jakaś nowa moda? Kurwa... - pirat uderzył dłonią w konsole otwarcia drzwi.

-Prędzej czy później… czeka to każdego z nas. Urok pirackiej roboty. Vis już planuje moją cyberkończynę - stwierdził Doc zdobywając się na lekki uśmiech.

- No właśnie, muszę wziąć na to poprawkę, nie przeładować się cyberwszczepami. Po przekroczeniu limitu organizm ma tendencje do negatywnych reakcji, a ja jestem już blisko granicy. Na razie Doc. - mężczyzna nie odwracając się przyłożył palce do skroni w leniwym salucie i zniknął w korytarzu.

~*~*~

Pirat odwiedził Isabell w ambulatorium. W jej stanie nic się nie zmieniło, ani na lepsze, ani na grosze. Zgodnie z prognozami. Żadne ISB-L o przyspieszonej regeneracji. Trzymał dziewczynę za chłodną dłoń, patrząc na jej bladą, posągową twarz.
- Raz, dwa, trzy... - odliczał, przywołując wspomnienia. - Cztery. Już cztery razy jak oszukujesz przeznaczenie. Doc chce cię odesłać na Bellater. Ja też, zanim trafisz w końcu do czarnego worka. Żadna przyjemność patrzeć na ciebie w tym stanie, przeżywać wciąż od nowa tą przytłaczającą ostateczność. Ciężarówka w mecha, bez pancerza w środek walki - Night pokręcił głową. - Za grosz zdrowego rozsądku. Nadeszły niebezpieczne czasy. Bardzo niebezpieczne. Każdy z nas może umrzeć i jest to wkalkulowane. Jednak to co *ty* robisz to czyste szaleństwo, bezmyślne igranie ze śmiercią. Poskładam cię, a za chwilę znów zrobisz coś kompletnie głupiego, ale cię poskładam. Jesteś oficjalnie członkiem załogi przyjętym przez Leenę, nie spisujemy swoich na straty. I nawet nie mogę kazać ci wrócić do domu. I tak nie posłuchasz, zrobisz co zechcesz.
Mężczyzna przysunął krzesło bliżej jej łóżka. Usiadł. Dziewczyna go nie słyszała, ale chciał pobyć w jej obecności i może właśnie dlatego, że go nie słyszała, mógł z nią swobodnie porozmawiać.

[MEDIA]http://pre10.deviantart.net/f78f/th/pre/f/2014/275/0/3/sci_fi_cryogenics_pod_by_hercool-d81aehm.jpg[/MEDIA]

- Ale wciąż mogę się zdystansować. Zaczyna mi odbijać Iss. Nie wiem już co jest dobre, a co złe. Wszystko się skleja, zlewa. Wbrew pozorom nie przykrywa umysłu mgłą, wręcz odwrotnie, wyostrza go i nienaturalnie ogniskuje. Zniszczyć rasę Blorelin. Natura, ewolucja, czy jakaś tam siła wyższa uczyniła z nich gatunek w pełni patologiczny. Wrodzona seksualna agresja, ekonomia oparta na przestępstwach, wyzysku i niewolnikach. Albo Unia. Trzeba ich nakarmić własnymi medykamentami. Po tym co tobie zrobili mam ochotę każdemu z nich osobiście wyrwać serce i jest to dla mnie doskonałe rozwiązanie Iss. Dlaczego inni tego nie dostrzegają? Przestaje ich rozumieć. Nie rozumiem ich wcale. Może dlatego, że nie jesteś całym ich światem. Światem, na krawędzi zagłady.

Czas do wyjścia na ląd zbliżał się nieubłaganie. Pirat pobieżnie sprawdził jeszcze logi z archiwum lotów Feniksa. Nie chciało mu się nad tym za długo siedzieć. Uzbroił się i przygotował na zwiedzanie miasta. Najpierw miał zamiar znaleźć kogoś kto poskłada mu broń i nowy pancerz. Potem mógł iść z Fenn'em na handel, co mogło skończyć się masakrą. Nie miałby nic przeciwko i tak miejsca do których ostatnio przylatywali, kończyły w płomieniach. Znaleźć serce dla Isabell i jakiegoś rzeźnika, który podjąłby się operacji przeszczepienia organów. Przy okazji i jemu mógłby zainstalować implant. Istniała też szansa, że w międzyczasie zgłosi się jakiś stary znajomy Leeny, o ile taki istniał. Mężczyzna stanął przed trapem gotowy do opuszczenia statku.

 
Cai jest offline  
Stary 21-05-2017, 16:13   #179
 
Raist2's Avatar
 
Reputacja: 1 Raist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputację
Fenn zajął kajutę na górnym pokładzie, narożną, najbliższą głównego korytarza. Ze względów czysto praktycznych. Z niej było najbliżej zarówno do zbrojowni, mostka, jak i sali głównej, ale przede wszystkim do zbrojowni. W ogóle według niego konstrukcja była trochę dziwna. Skoro to model wojskowy, to czy każda z kajut nie powinna mieć wyjście bezpośrednio na główny korytarz? A odnogi nie powinny prowadzić co najwyżej w boki do jakichś mniej użytkowych pomieszczeń a nie wzdłuż poszycia? No cóż, nie miał tutaj na to wpływu, więc i nie miał się co przejmować, przynajmniej jeśli by wyrwało dziurę w kadłubie to jest większa szansa że ledwo to odczuje. Rozpakowanie się zostawił na następny dzień, teraz trzeba było pomóc w załadunku rzeczy na statek, a tych, jak się okazało, było całkiem niemało.

Kiedy skończyli załadunek całego crapu po zabitych, a także tego co “niepotrzebne” uchodźcom z bazy zbliżał się już wieczór. Udał się do swojego nowego “domu”. Ileż to już czasu minęło odkąd ostatni raz wyruszał w przestrzeń kosmosu, znów będzie musiał się przestawić na zmienne pory dnia. Tam gdzie na jednej planecie było południe, na innej mógł wstawać ranek, albo mogła już być noc. Zegar biologiczny znów zacznie wariować. Podobno to nie zdrowe, jak kiedyś usłyszał. Nie wiedział czy to prawda czy banialuki jajogłowych. Zresztą, czy to miało znaczenie? Trzeba było robić to co do niego należało. Tylko co to było? Kiedyś, za dzieciaka, był przekonany że rola, pomoc na farmie ojca aż w końcu przejęcie, potem gdy był już starszy to mu nie wystarczało, nędzny żywot farmera który ledwo wiązał koniec z końcem bo podatki jaśnie panującej rodziny królewskiej większość dochodu im zabierała tylko go złościł, chciał zapewnić lepszy byt ojcu, matce, postanowił więc się zaciągnąć do wojska, i jego nowym obowiązkiem była służba monarchii, następnie Unia się nim zainteresowała, więc znów zmiana, banicja i Crazaas - zmiana, i w końcu dzień dzisiejszy - zmiana. Teraz? Teraz, już nie wiedział. I szczerze? Nie przejmował się tym zbytnio, lata w Oddziale Samobójców zmieniły go najbardziej.
“Dream as if you will live forever
And live as if you'll die today”

Ojciec. Ciekawe co u niego. Spojrzał się na skrzynię którą postawił w kajucie, sprawną, tą drugą, swoją, zostawił w ładowni, chciał się za nią zabrać jutro więc nie było sensu jej ładować tutaj i zagracać. Nie chciało mu się grzebać i wyciągać terminal, a potem jeszcze go podłączać. Wyciągnął w takim razie computer card ze spodni, sprawdził jaka jest pora dnia na Augusie, odpalił program maskujący jego połączenie i wybrał jeden numer ze skromnej listy kontaktów, po chwili namysłu nawiązał połączenie.

- Hej, dobrze, że cię złapałem. - zaczął.
- Właśnie zamierzałam się położyć. Tutaj jest późno. Gdzie jesteś? - odpowiedział mu kobiecy głos.
- Daj spokój, wiesz, że nie mogę ci tego powiedzieć. Za mało bezpieczny kanał.
- Och, proszę Fenn. Nie musisz być taki skryty.
- Odpuść Sol.
- Gadaj sobie. Ciągle uważasz że Królestwo się tobą przejmuje, nawet po tych wszystkich latach…
- Co u ojca?
- Ostatni etap terapii nie poszedł zbyt dobrze.
- Kurwa.
- Moglibyśmy spróbować jakiejś kliniki poza planetą. Podobno Rokharscy lekarze mają coś, co mogłoby pomóc. Ale to nie jest refundowane.
- Pewnie, że nie. Dostalibyście pozwolenie na opuszczenie planety? Mogę zapłacić za terapię.
- Miło, że o tym pomyślałeś. Przydałbyś się tutaj.
- Nie da rady. Wiesz że jak tylko postawię nogę na planecie od razu dostanę kajdany, a następnego dnia zostanę oddany Unii. Ile kosztuje pierwszy etap?
- Zapomnij.
- Mogę zapłacić.
- Jasne. Dezerter. A co z tym ostatnim kontraktem, który miałeś?
- Taaa, to nie skończyło się za dobrze. Dzisiaj dostałem “wymówienie”.
- Więc nie wciskaj mi kitu, jak to bardzo zamierzasz pomóc. Najwyraźniej nie możesz pomóc, albo wcale cię to nie obchodzi. Szlag by cię trafił, Fenn. Nawet ci się nie chciało umówić ze mną na wid-czacie, odkąd uciekłeś z Unii. Jeśli się wstydzisz spojrzeć mi w oczy, to po co w ogóle rozmawiamy? Idź się pobaw w najemnika, albo rób sobie co chcesz. Tylko nie udawaj, że ci zależy.
Po chwili ciszy Fenn ponownie się odezwał.
- Masz rację, Sol. Przykro mi.
- Nie, to mnie jest przykro. Z ojcem jest ciężko. A rokharzy są drodzy jak diabli i jeszcze ta przepustka.
- Chciałbym jakoś pomóc. Muszę zniknąć. Mogę być daleko od przekaźników przez jakiś czas.
- Następna przyjemna wyprawa, co?
- Przecież mnie znasz.
- Już nie Fenn, już nie. Przyślij mi coś ładnego.
- Odezwę się, gdy będę mógł. - rozłączył się.

Wgapiał się w mały ekran w ciszy. Gdzieś w skrzyni wsadził zwiniętą z bazy flaszkę whisky. Podniósł się poszukać a po chwili butelka pojawiła się w dłoni. Spojrzał się jeszcze do środka kontenera, wyciągnął z niego jeszcze jeden mały przedmiot, małą piłkę. Pok lubił się nią bawić, a te skurwysyny…. kolejny powód by ich dorwać i zwyczajnie w świecie zajebać. Wyciągnął korek zębami i wypluł go gdzieś w bok, jutro się zajmie ogarnięciem lokum. Pociągnął łyk z butelki.

WCZEŚNIEJ W KOMPLEKSIE

Właśnie wracał od Paddocka, jak się okazało niepotrzebnie tam poszedł, mógł od razu wracać do siebie. W krótkiej rozmowie powiedział Alex’owi że On znika i im radził to samo jako że Unia zjawi się w przeciągu kolejnych 24h, a ten mu powiedział że już powstaje plan na tę okoliczność i że nie ma teraz czasu na pogaduszki. No cóż, swoje zrobił, ostrzegł, zresztą facet nie był głupi, na pewno sobie poradzi i coś wymyśli.
Gdy wychodził zza zakręty w krotyrzyk do swojego pokoju na ziemi zobaczył ślad z krwi, prowadzący wprost do środka. “Niedobitki?” chwycił karabin i ostrożnie, nie zapalając światła wszedł do środka, dzięki wojsku i implantom widział doskonale każdy szczegół. Powoli poruszając się do przodu, za krwawym śladem był gotowy do ataku. W końcu dowiedział się co oznaczyło za sobą tą ścieżkę. Pok. To był Pok, jego wierny towarzysz jeszcze sprzed ucieczki. Miał go od małego. Leżał w bezruchu na ziemi obok łóżka, nawet nie wystarczyło mu siły by na nie wejść. W głębi głowy Fenn wiedział co jest grane, ale jednak jakaś jego cząstka nie chciała się z tym zgodzić, nie chciała tego przyjąć.
- Otwórz pancerz. - nie kłopotał się nawet z odwieszeniem broni do pasa.
Gdy był już wolny od płyt zbroi podszedł do przyjaciela. Uniósł jego ciało delikatnie z podłogi i odłożył na łóżko, z którego ciągle go wyganiał, a ten z uporem maniaka na nie wracał. Przyłożył rękę do boku zwerzęcia, by jeszcze sprawdzić, upewnić się że nic się nie zmieniło. Ale nie. Pok odszedł.
- Aaaaaaaa!! - krzyknął waląc pięścią w ścianę.
Po kilku oddechach odezwał się.
- Spoczywaj w pokoju przyjacielu. Heiwade yasumu watashi no yujin
Siedział jeszcze dłuższą chwilę przy nim, nie chcąc się podnieść, wspominał.

PÓŹNIEJ, FENIX
Siedział jeszcze jakiś czas odbijając piłkę od ściany, rozmyślając i popijając alkohol. Nie zauważył nawet kiedy zasnął.

NASTĘPNEGO DNIA
Wstał wcześnie, jak to miał w zwyczaju, jak to robił całe swoje życie. Miał dzisiaj całkiem sporo do zrobienia. Pierwsze co, zaraz po porannym siknięciu, umyciu się i zjedzeniu, to rozpakowanie się. Na szczęście nie miał tego wiele, kilka zestawów ubrań, trochę rzeczy osobistych. Podłączenie terminala, ustawienia kilku ozdobników, sprzątnięcie. Jakby ktoś wszedł do jego kajuty od razu mógłby zobaczyć naleciałości z wojska, bałagan u niego po prostu nie miał prawa dłużej istnieć niż czas na sen. Następnie trzeba było oddcielić ziarno od plewu w sprzęcie. Zrobił sobie małą listę rzeczy które mogę spokojnie sprzedać, które się nie opłaca, a które powinny zostać na wszelki wypadek. Co to za zbrojownia w której nie ma sprzętu, nawet własny pancerz będzie tam trzymał, jak tylko naprawi skrzynię, chociaż nie martwił się że ktoś do niej wejdzie, on sam był wyposażony w czytnik biometryczny, nikt poza nim nie był wstanie go używać, chyba że zostałby shackowany, ale póki co trzymał go u siebie. W każdym razie, nie to było teraz ważne. Listę tą zapisał sobie na datapadzie, skoro dzisiaj mają dotrzeć do celu to nie ma co tego odwlekać. Po godzinie spojrzał na zapiski.

Cytat:
5x Karabin plazmowy:
2x Ergo Mk.II
3x D-20 Vector

5x Pistolet plazmowy:
1x Predator 305
2x V5-M3
2x Ultron s.

5x Lekki Pancerz:
3x Aztech-10
1x Bio-mark C-15
1x AM Wind Sand

Space Combat Suit nie chciał ruszać, wszystkie rozwalone więc dostaliby groszę, a tak to części zamienne zawsze mogą się przydać, a jako że mieli ich 5 sztuk to spokojnie nawet mogliby spróbować złożyć z nich jeden, może nawet dwa. Resztę pancerzy też chciał zostawić na zaś. Granaty zawsze się przydać mogą, więc też nie zamierzał ich ruszać, tak jak pozostałą broń wolał zostawić na czarną godzinę. Natomiast jeśli chodzi o atomówkę… Z tym nie wiedział co zrobić. Szkoda wyrzucić, a na sell takiego kalibru to On jest za mały, zbytnio może zwrócić na nich uwagę. Ciekawe co na te jego plany powiedzą inni... Po przejrzeniu listy poszedł z nią do zbrojowni odłożyć co trzeba na bok, sprawdzić jeszcze raz czy wszystko się zgadza. Wyglądało na to że tak.

Gd skończył wreszcie bawić się w inwentaryzację, poszedł do ładowni przyjrzeć się dokładniej jego skrzyni. Przetransportował ją do warsztatu by tam na spokojnie się tym zająć. Nie wyglądało to dobrze, podłubał podłubał, ale tak jak się spodziewał, jedyne co mógł z tym zrobić to przetopić. W takim razie to co zostało sprawne chciał przełożyć do nowej. Samo wymontowanie rzeczy zajęło kolejny spory kawałek czasu. Zaczął od zamku biometrycznego, to go najbardziej interesowało, resztą się zajmie jak będzie miał czas. Zbliżali się jednak już do celu lotu, a jeszcze nie skończył, musiał zostawić to na później, wrócił więc do pokoju przygotować się do wyjścia.
 
Raist2 jest offline  
Stary 22-05-2017, 16:32   #180
 
Mekow's Avatar
 
Reputacja: 1 Mekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputację
Dopóki opiekowali się rannymi i rabo... ratowali sprzęt bazy, dopóty było w porządku. Było naprawdę dużo do zrobienia i w pełni zajmowało to myśli pilotki. Przez krótki moment, Becky nawet się cieszyła ze zdobycia dwóch nowych pojazdów.
Gorzej, gdy odpalili hipernapęd i mknęli przez nadprzestrzeń. Owszem, zwykle było to uspokajające, bo w tym momencie nikt i nic już nie zagrażało - a przynajmniej tak Becky kojarzyła podróże kosmiczne. Wynikało to jej doświadczeń, gdyż zawsze jak już lecieli i zmieniali lokację, to było dobrze.
Tym jednak razem, było inaczej. Owszem, najpierw można było dać ciału odpocząć - wyspać się. Ciało wołało o relaks, ale umysł nie pozwalał - wszystkie te problemy... Oczywiście dzięki odpowiedniej butelce, a konkretniej jej zawartości, w końcu udało się zasnąć. Ale co potem? Po obudzeniu się problemy nadal były, a nie było za to nic pilnego do roboty. Brakło dystrakcji i już począwszy od porannego prysznica, trzeba było spędzić czas na przemyśleniach... A było tego sporo.
Po ubraniu się w kombinezon i zjedzeniu skromnego posiłku, pilotka poszła do ambulatorium. Stan pacjentek nie uległ zmianie... Zdaniem Doca Leena schudła? Dla niej jakoś nie widać było różnicy.
Posiedziała tam bezczynnie z markotną miną. Wiedziała, że było źle. Leena i Isabell walczyły o życie w kapsułach medycznych, a nawet jeśli rokowania były raczej pozytywne, ich stan nie budził optymizmu. Baza, w której mieli być bezpieczni, została bezpowrotnie utracona, a wielu jej mieszkańców zginęło... i to przez nich. Do tego dodać to czego się dowiedzieli - stali się wrogami Unii i to najwyraźniej aktywnie ściganymi.
A jakby jeszcze byłoby mało nieszczęść i zmartwień, dochodziły te poprzednie - w przypadku Becky utracone pół ręki...
Ta nowa proteza... Może i była to zaawansowana technologia, ale wyglądała tak sztucznie i... to nie była jej ręka. Ciężko jej było się z tym pogodzić, ale jakoś musiała zaakceptować nową siebie. Kalekę... No cóż, przynajmniej uścisk będzie miała silniejszy. A Leena też taką ma, jak się okazało...
Becky wstała i poszła do siebie. Nie chciała tak siedzieć, bo tylko by się zamartwiła... Myśli jednak nie pozwoliły jej uciec daleko. Ta nowa ręka. Kontrola i ruchliwość były w porządku, zaś sam dotyk wydawał się niewiele różnić od normalnego.
Będąc już u siebie, porządkowała trochę pokój. Właściwie to sprzątanie wyszło tylko przy okazji, po prostu testowała protezę chwytając w dłoń coraz to kolejne przedmioty, dotykając je, obracając i używając. Kiecka i wieszak, klawiatura. Pusta butelka i pojemnik po ciastkach, okruszki. Flakonik perfum i szczotka do włosów. Włosy, skóra na policzku, szyja, pierś, sutek... Czucie miała raczej dobre... Wtedy jej wzrok padł na pistolet laserowy. Tak, to też trzeba było przetestować.
Pilotka poprawiła swój kombinezon, złapała za pasek z bronią i zakładając go opuściła swoją kajutę. Udała się na ich małą strzelnicę - nic wielkiego i wyszukanego, niewielki dystans, tymczasowa przeróbka jednaj kajuty, ale można było spokojnie postrzelać bez obaw o jakieś uszkodzenia dla statku czy rykoszet.


Kolejne minuty spędzone na strzelaniu do tarcz pokazały, że pod względem posługiwania się bronią proteza sprawdza się w miarę dobrze. Becky kontrolowała uścisk i ruchy dłonią, a co najważniejsze czuła zarówno broń jak i nacisk swojego sztucznego palca na cyngiel.
Już dawno nie była na strzelnicy i nie pamiętała dokładnie swoich poprzednich wyników, ale z tego co sobą zaprezentowała, mogła uznać, że jej skuteczność w strzelaniu nie ucierpiała... Przynajmniej tyle.
Oczywiście była też inna czynność, bazująca na pracy rąk, w której Becky musiała pozostać sprawna. Przeładowała pistolet i chowając go do kabury udała się do jadalni.
Nikogo tam nie było, ale tym razem jej to nie przeszkadzało - nawet przeciwnie, w tym momencie wolała pozostać niezauważona. Nie tracąc czasu ruszyła do swojego ulubionego stołu bilardowego.


Ustawiła szybko bile, złapała za kij i poooszłooo. Stukała, kulała, robiła zakręty, returny, przeskoki i inne manewry. Musiała przyznać, że nawet nieźle jej to szło. Proteza dawała jej odpowiednie wyczucie trzymanego kija, oraz kontroli nad siłą i rodzajem uderzeń. Tak, tutaj sztuczna ręka też sprawowała się dość dobrze.
Becky nawet miło spędziła czas, szczególnie, że do rozrywki znalazła dwa zimne piwa i zarzuciła muzykę Billego... Przez jakiś czas zapomniała o kłopotach.

Wtedy to dolecieli na Mersey - cel ich podróży. Trzeba było przejąć stery, zameldować się jakoś i posadzić Feniksa na wyznaczonym lądowisku... Dobre zajęcie, pozytywnie zakończone i nawet narzucone odgórnie, a nie to, że tylko wymyślone samodzielnie.
Czy jak już wylądowali, mogła zająć się czymś innym? Innym, ale równie pozytywnym i oczywiście zajmującym, aby nie myśleć o problemach...
Becky poszła oczywiście do hangaru. Miała tam dwie nowe maszyny, które prosiły się o dokładną analizę systemów sterowania, napędu, mocy, przyczepności, udźwigu i wielu innych czynników...
Była w trakcie analizowania pierwszego pojazdu, gdy pojawiła się propozycja opuszczenia pokładu i zwiedzenia miasta w celach handlowych. O tak! Dobre - zajmujące i potrzebne. Koniecznie trzeba się było zaopatrzyć w duże ilości alkoholu i jakieś ziółka do wypalenia, a do tego może i coś do żarcia... Pojazdy będzie miała na potem.
 

Ostatnio edytowane przez Mekow : 22-05-2017 o 17:01.
Mekow jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 06:22.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172