Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 21-05-2017, 09:54   #563
Carloss
 
Reputacja: 1 Carloss ma wspaniałą reputacjęCarloss ma wspaniałą reputacjęCarloss ma wspaniałą reputacjęCarloss ma wspaniałą reputacjęCarloss ma wspaniałą reputacjęCarloss ma wspaniałą reputacjęCarloss ma wspaniałą reputacjęCarloss ma wspaniałą reputacjęCarloss ma wspaniałą reputacjęCarloss ma wspaniałą reputacjęCarloss ma wspaniałą reputację
We współpracy z MG

Will przemierzał kolejne metry lasu oddychając ciężko. Dodatkowe obciążenie na plecach nie ułatwiało bezszelestnego przekradania się między drzewami. Po paru minutach stanęli i zaczęli dyskutować. Chłopak nic nie widział, ale podobno Nowojorczycy ruszyli za nimi. Nie była to dobra informacja.

- Jeśli zaczniemy biec, to myślę że odpuszczą... - odezwał się chłopak szeptem do reszty ekipy - Jesteśmy niedaleko bunkra, więc nie będą ryzykować pogoni i możliwości wpadnięcia w zasadzkę...

Will podzielił się swoim zdaniem. Jeśli zerwaliby się do biegu, wyglądałoby to jak ucieczka i całkowicie inaczej wyglądało w oczach Armii niż zakradanie się do ich "posterunku" w lesie. Gdyby rzeczywiście tamci odpuścili, to łatwiej byłoby ich wtedy minąć bokiem. A gdyby zaczęli ich gonić, to oddaliliby się znacznie od swoich towarzyszy i można byłoby ich wystrzelać.

Runnerzy popatrzyli na siebie nawzajem i na szepczącego Schroniarza. Chwilę wahali się. W końcu odezwał się Disco. - Dobra, spróbujmy. Brzmi sensownie. Nie wiedzą, że nie wracamy do Centrum. - zgodził się młody Runner i po chwili pomysł został przekazany reszcie grupki. Ta zebrała się, cała dziewiątka rzuciła sobie ostatnie spojrzenie i Cano uniósł rękę jak do startu w Wyścigu po czym wyrzucił ją do przodu dając znak do tego startu. Grupka Schroniarzy i Runnerów ruszyła do przodu. Od razu powstał hałas łamanych gałęzi i trzaskanie leśnego drobiazgu rozgniatanego butami. Will specem od podchodów nie był ale od razu słyszał różnicę. Ostrożność została zastąpiona prędkością. Uda się? Czy nie? Co zrobi przeciwnik? Tego nie wiedzieli ale pewnie szybko by się mieli dowiedzieć. I faktycznie tak się stało.

Za nimi rozległ się krótki, alarmujący okrzyk gdy żołnierze NYA widocznie prawie od razu skapnęli się w manewrze Runnerów. Ten okrzyk był niepokojąco blisko! Gdyby nie te drzewa pewnie już dawno mogliby się widzieć i strzelać. Ale tamci nie strzelali. Nie było też słychać łamania krzaków i odgłosów pogoni. Czyżby nie odważyli się ścigać przeciwnika?

Odległość między dwiema grupami chyba rosła. Pościgu nadal nie było słychać. Wydawało się, że pomysł choć ryzykowny, chyba się sprawdzi. Wówczas właśnie okolice zalała pierwsza eksplozja. A potem następne! Will widział, słyszał i co gorsza czuł jak kolejne wybuchy trzaskają leśną głuszą. Większość dość daleko. Na tyle, że choć bębenki huczały mu w uszach od tępych uderzeń to nic mu nie było. Ale zagęszczenie eksplozji okazało się zbyt duże. Widział jak jedną z biegnących dziewczyn po prostu zmiotło w górę. Jej sylwetka zniknęła w pióropuszu czarnego dymu, wyrwanych krzaków i grud ziemi. Poszybowała wysoko w górę i cisnęło ją gdzieś dalej. Zaraz potem wrzasnęła boleśnie Kelly. Zachwiało nią i zwolniła gdy pocisk przeorał jej nogę. Tym samym pociskiem oberwał też i drugi Schroniarz. Cwaniak z Vegas poczuł jak coś wizgnęło mu przez łydkę. Zapiekło i choć teraz ledwo to poczuł to przez to nie był pewny jak poważnie oberwał. Czy lekko czy tylko zdawało mu się, że lekko. Obojgiem rzuciło na ziemię tak samo jak resztą grupki. Jednym z ostatnich pocików oberwał Cano. Jęczał boleśnie gdyż oberwał poważnie. Trzymał się za bok a przez dłoń wyciekało mu mnóstwo czerwonej posoki. Ostrzał się skończył. Las wydawał się zamilknąć przestraszony tym nagłym zniszczeniem. Runnerzy i Schroniarze leżeli na ściółce wśród skotłowanych krzaków i gałęzi.

- Przyjdą sprawdzić jak poszło. - syknęła przez zęby najemniczka zdejmując z pleców swój plecak gdzie miała swoje polowe medykamenty.

- Cholera - jęknął Will wstając z ziemi. Zerknął na sączącą się z nogi krew, ale miał wrażenie, że to tylko draśnięcie - Kelly, zajmij się nim najszybciej jak możesz i spadajmy stąd - szepnął do najemniczki, a sam na kuckach chodził między pozostałymi sprawdzając, czy z resztą jest wszystko ok.

Chłopak próbował wypatrzeć między drzewami również sylwetkę dziewczyny, która oberwała jako pierwsza i wybuch ją wyrzucił w górę. Jeśli jednak by jej nie zdołali dojrzeć, to trzeba było ruszać bez niej... Will obstawiał, że mieli trochę czasu - w czasie ostrzału Nowojorczycy trzymali się raczej z daleka, a teraz pewnie poruszają się ostrożnie. Jeśli był dobry moment żeby ich zgubić, to właśnie teraz.

Po paru sekundach, gdy, jak Will miał nadzieję, Kelly skończyła sklejać na szybko rannego, chłopak skończył wypatrywać i podszedł bliżej centrum grupy.

- Teraz jest idealny moment żeby ich zgubić - szepnął chłopak do pozostałych - Zanim oni tu dotrą to nas już nie będzie, a tropienie utrudni dym i połamane gałęzie... Ja bym ruszył w tym momencie w bok, Cano dasz radę iść, nie? - zakończył swoją propozycję cwaniak
 
Carloss jest offline