21-05-2017, 11:15
|
#49 |
| - Uoch, bolszoj tu narod... Sjame chwaty kozackie! Gieroj Franz, koliego Martin - a nuż po dobruocji spróbujem? A nuż żyntycy chłodnej kapkie mają dla spragnionych maładźców, a?
Trudno było dziwić się miejscowym, że na obcych reagowali ostrożną wrogością - wszak niedawno ziemie te spustoszyły hordy Chaosu. A nie byli oni wszak lotnymi Ungołami, co i dużą sicz potrafili opuścić błyskawicznie i zaszyć się w stepie - tedy zajęli domostwa zabitych przez Chaos i rozpoczęli kolejny obrót odwiecznego cyklu siania, hodowania i grabienia.
Podobała się Atanajowi zwłaszcza obecność kuszy - czy może lepiej rzec: uśmiechnął się pod nosem, widząc przygotowanie mężczyzn. Bo też o ile dwóch kmiotów z cepami nie stanowiło dla jezdnych zagrożenia, nikt nie chciał tygodniami umierać z bełtem szarpiącym mu flaki...
Tedy choć ostrożnie sprawdził, czy łuk z przytroczonego sajdaka łatwo wychodzi, czekał na reakcję towarzyszy. Czując jakiś siódmym zmysłem, że pod maską beznamiętnych spojrzeń kryje się napięcie, zastanowił się - a nuż byli to zbójcy? Ale czy zbójcy pozwolili by chłopcu paść owce miast je zjeść lub ukraść a chłopca zabić? Czasy były ciężkie - i zaufanie było luksusem na który prosty lud i najemnicy nie mogli sobie pozwolić.
Franz, nie odpowiedziawszy Atanajowi (do czego Ungoł się przyzwyczaił -brak odpowiedzi wcale nie znaczył, że Schierke nie dosłyszał lub lekceważył interlokutora), rozpoczął dyskusję z chłopami. Mimo pokojowych zamiarów i niechęci do zatrzymania się w osadzie, Chudy miał wrażenie, że słowa Franza niewiele uspokoiły dryblasów - i wyczuwalne napięcie nie zmalało ani o krztynę...
Ostatnio edytowane przez Goel : 21-05-2017 o 11:19.
|
| |