Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 21-05-2017, 23:47   #110
Arvelus
 
Arvelus's Avatar
 
Reputacja: 1 Arvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputację


Elektroniczny strumień szeptów duchów informował Durrana o tym co się działo w jego zdobycznym tetsudo. Szarżował. I robił to dobrze. Odnalazł w swoich archiwach przemowę arcykleryka ojca Maurycego Diogeneza III, sprzed czterech wieków gdy przedbitewnymi bluzgami i klątwami złamał morale schizmatyków chcących jakąś nieważną planetkę dla siebie, wyjętą spod jarzma Eklezjarchatu. Puścił to kazanie, te słowne gromu obiecujące wieczne potępienie, te obelgi i bluzgi jednak mające w sobie tyle dostojeństwa, że zdawały się całkowicie adekwatne w ustach wysokiego kapłana… puścił to kazanie na voxach wroga z całą mocą jaką mógł wykrzesać. Jeśli choć jeden z onersoldatów się zawahał i strzelił pół sekundy później to warto było. Ale tego się nie dowie.

On wiedział, że złamał im ten cholerny blitz krieg. Złamał impet natarcia i… właśnie oberwał w dach. Tetsudo przygniotło do ziemi urywając i wykruszając większość z wierzchniego poszycia. Duchy rezorów zbuntowały się i w swej przekorze wystrzeliły tetsudo pół metra w górę.
- Ha! Żryj gruz.. - nie dokończył gdy potężne wiązki laserowe przeszyły ten dach. Wcześniejsze uszkodzenia nie miały znaczenia. Moc tej broni przeżynała się przez wszystko. Ogniwa energetyczne, zapas amunicji bolt, napalm, podsystemy i wszystko innego eksplodowało. Durran nawet nie poczuł lotu gdy tetsudo rozerwało na dwie (i milion mniejszych) części i kokpit wbiło w ścianę budynku niedaleko. Był martwy… jeszcze nim lot się zaczął. Umarł razem z duchami maszyn.


A przynajmniej tak się czuł przez kilkanaście sekund. Miał ochotę zapłakać nad swym marnym losem, jednocześnie usilnie starał sobie wbić do głowy, że to tylko wóz opancerzony i jego duchy umarły, a nie on. Ale to wcale nie było takie proste. Nawet gdy wyciągnął MIU z gniazda dogasającego pojazdu wciąż potrzebował chwili by dojść do siebie. Dopiero wtedy odzyskał dość władz umysłowych by jego własne zmysły wreszcie stały się zrozumiałe. Był… wygięty. Bardzo niewiele jakiegokolwiek luzu miał gdziekolwiek, organiczny fałsz zostałby połamany w co najmniej kilkunastu miejscach i rozerwane zostało by pół tuzina tętnic, w tym szyjna i udowa. Ale stalowa półperfekcja jego aktualnej formy została jedynie powyginana i rozdrapana przez blachy i odłamki, a sysntetyczne sieci w jego wnętrzu utrzymały resztke organicznych narządów na miejscu, nie pozwalając im się zerwać z biologicznej osnowy.
- Dobra. Do roboty -warknął do siebie i grzmotnął pięścią w pancerne płyty przed sobą.

Minutę później pięść energetyczna wybiła się przez pancerze. Za nią bioniczna ręka była naga. Obdarta, rozdartą stalą, z pancerza i syntetycznej skóry której płaty teraz luźno zwisały, spływając syntetycznym olejem, charakteryzowanym na krew. Chwile potem wydostał się na zewnątrz.

Wyglądał jak sama śmierć. Obdarty ze skóry zwęglonej napalmem w którego chmurę dobrowolnie wjechał, spływający krwawoczerwonym smarem, wydzierający się ze półsprasowanego, płonącego wraku pośród dymów płonących systemów.

Wyciągnął dłoń daleko w bok. Rzeczywistość zakrzywiła się. Zapadła pod jego palcami pochłaniając siebie całą wraz z jego ręką po łokieć, a gdy się wypluła w swej potężnej ręce dzierżył eM40kę.

Wziął wdech nie zważając na bezsensowność tego gestu i pochylił się wprzód, w stronę oddziału obersoldatów biegnących w stronę linii frontu, rozwarł szczęki metal-ceramicznej czaszki ubranej jedynie w zwęglone resztki syntetycznej skóry, spływającej krwawymi olejami. Z potężnych generatorów vox wbudowanych w jego szyję wydobył się skrzywiony uszkodzeniami, półmetaliczny ryk przynoszący na myśl szarżujące bestie, czy nawet demony. Obersoldaci odwrócili się by zobaczyć swą śmierć w postaci gęstej serii wiązek laserowych dużej mocy...



Szepty duchów maszyn były ogłuszające. Jak milion cichych głosów łączących się w głowie w jeden jazgot. Protestowały i buntowały się. Nie chciały się poddać plugawym obrządkom. Ich protesty na nic się nie zdawały gdy Durran naginał je do swej woli, w sposoby za które Mechanicum wydało na niego wyrok...



~ Jestem zdolny do skoku stratosferycznego, a nawet mezosferycznego gdyby było to konieczne. Swobodny upadek na uprzęży antygrawitacyjnej w tej sytuacji trwałby ponad dwadzieścia minut. Swobodny upadek to półtorej minuty. To oznacza, że mógłbym łatwo pozostać w odwodzie aż nie będę potrzebny w konkretnym miejscu i, prawdopodobnie, w ciągu trzydziestu sekund się tam pojawić. W razie potrzeby nawet w budynku ~ zaproponował Durran poprzez vox, bo na zebraniu go nie było. Pracował. Swoje ciało doprowadził już do bojowej sprawności. Kilka systemów wymagało jeszcze kilkunastu godzin kalibracji, wymiany części czy dokręcenia śrubek, ale to kiedy indziej. Niewydolność systemów filtracyjnych, które zastąpiły nerki, na którą teraz cierpiał nie mogła go zabić na tyle szybko by miało to znaczenie podczas tej misji. Zbyt mało organicznego kłamu pozostało w jego żelaznym ciele. “Gdybym tylko miał mój atlas” pomyślał z pewnym żalem swój wbudowany plecak wspomagany co miał nim eksplozja artefaktu na Tricornie pozbawiła go tego cudeńka. Może w przyszłości na czarnym rynku uda mu się go dostać. Choć bardzo wątpił, bo musiałby być on zdjęty z trupa komandosa skitarii, albo przeszmuglowane ze świata Lathe przez skorumpowanego techkapłana. Pierwsza szansa, jakkolwiek bardzo wątpliwa, była znacznie bardziej prawdopodobna ~ Moja “przeprojektowana” ~ Durran ujął to bardzo łagodnie ~ uprząż antygrawitacyjna jest teraz w stanie nie tylko spowalniać upadek, ale też nim kierować, więc punkt lądowania może zostać bardzo dokładnie wybrany, nawet w ciężkich warunkach pogodowych

~ Musimy zdobyć tę walizkę. Istvy zadały nam ciężki cios, ale nie aż tak jak im się wydaje, a są odcięci od morza funduszy świętych Ordo. Jaguary dostały po dupie, ale, gwoli ścisłości, to nie do końca nasze zmartwienie. Wiedzieli na co się piszą. Jeśli w przyszłości będzie czas to zbadam gdzie popełniony został błąd i jakim cudem została przeoczona akcja logistyczna na taką skalę by wyprowadzić ataki tego typu, ale to później. Kiedy odzyskamy walizkę będzie jeszcze jedna, a może i z tych dwóch, wspierając się danymi administratum, uda nam się coś wywnioskować. Jeśli sytuacja pozwoli powinniśmy też dobrać się do dupy naczelnej księgowej Farcast. Guyet jest po stronie Istvaan, a ona na pewno nie należy do mięsa co nic nie wie. Jeśli Matuzalem dobierze jej się do głowy to na pewno zyskamy masę cennych informacji, jeśli nie wprost lokalizację Rathbone. Odbiegłem od tematu ~ zganił się Durran, wybiegając zbyt daleko w przyszłość ~ Tak czy siak. Ta runda jest teraz najważniejsza. Kto ją wygra ten prowadzi. Ich słabością jest brak wsparcia psykerskiego, a nasza komórka jest w tej dziedzinie bardzo silna. Trzeba to wykorzystać. Zagłuszyć voxy, ogłuszyć ich i samym komunikować się telepatycznie. Mógłbym spróbować złamać ich szyfrowanie ale nie wiem czy pokonam w tej dziedzinie Teslohma który miał znacznie więcej czasu na rozpisanie szyfrów niż ja bym miał na złamanie.

Alternatywnie do zagłuszenia voxów możemy wykorzystać vox-złodzieja. Gdybym miał nagraną ich komunikację w czasie akcji mógłbym spróbować porównać je z warunkami na polu walki, użyć tego jako klucza i spróbować je złamać. Utrudni nam to tę konkretną akcję, ale da możliwość złamania szyfrów na przyszłość.

Poza tym zgadzam się, że powinniśmy wyruszyć jak najszybciej. Ja potrzebuję jeszcze tylko kwadransa by poskładać fizyczną osnowę duchów, a resztę mogę dokończyć już w walkirii...
 
Arvelus jest offline