Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Science-Fiction > Archiwum sesji z działu Science-Fiction
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 24-04-2017, 16:15   #101
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Kaarel Cotant - krótko ścięty brunet



Sprawy zaczynały wychodzić na prostą. Przynajmniej wynik z ostatnich paru dni pozwoliły Cotantowi na taką ocenę sytuacji. Akcja na orbicie udała się nad wyraz dobrze. Nawet wyjaśniła się wreszcie sprawa z tą cholerną walizką jaką w takich trudach schachmęcił ze stolicznych "Trzech Kół" ale po prawdzie przypadkiem. Wtedy tak naprawdę zarnął ją dlatego, że wszyscy zdawali się o nią tłuc więc pewnie była cenna. Okazało się, że naprawdę była i to nawet jednak była powiązana całkiem konkretnie z heretyckimi zbiegami jakich poszukiwali. Nawet ta blondi co mu wtedy się nawinęła pod rękę i on jej się wreszcie zdradziła swoją tożsamość. Anna Roverti o blond ksywie.

Kampania w prasie też robiła swoje i okazała się strzałem w dziesiątkę. Nagonka na heretyków trwała aż miło było patrzeć i słuchać. Zaczęli być już chyba takim wrogiem publicznym nr. 1, że jak coś źle to przypinano pod ich metkę. Nawet rajd na orbitę poszedł na ich konta. Swietnie. Przydali się na coś i można było upiec dwie pieczenie na jednym ogniu.

Nawet spotkanie z partyzantami zaczęło się całkiem przyjemnie. No przynajmniej mimo nerwowej atmosfery tamci nie pociągnęli za spust więc i agenci Imperatora nie mieli zamiaru. Wyglądali jakby zabrali na spotkanie wszystko co się dało próbując zrównoważyć renomę i jakość Jaguarów swoją liczebnością. Patrzył nieco z rozbawieniem a nieco z zaskoczeniem. Robili na partyzantach aż takie wstrząsające wrażenie? Tego się nie spodziewał. Aż miał ochotę podejść i poklepać ich po ramieniu by dodać im otuchy, rzucić jakimś głupim ale rozbrajającym atmosferę żartem no ale w końcu nie wtrącał się specom od gadki w ich zabawy. Chłopakom z drugiej grupy też chyba humor i okoliczności sprzyjały więc było całkiem nieźle, sympatycznie nawet.

Cotanta zelektryzował dopiero usłyszany szeptany meldunek złożony szefowej partyzantów przez jednego z nich. - Tu Trójka. Ten co podszedł do Eguzkine zameldował jej, że Milicja ma zrobić rajd na Meguilę jutro skoro świt. - Kaarel nadał przez komunikator do całej grupy by podzielić się właśnie zdobytą informacją. Było o tyle ciekawie, że adres był dziwnie zbieżny z tym pod którym miała być ostatnia walizka.

Nim jednak coś, zdążył sensownie powiedzieć czy zrobić coś zaczęło się to co chyba wreszcie musiała prędzej czy później. Czyli sprawy przybrały nieoczekiwany obrót i ktoś ich zaatakował. Sądząc po reakcji partyzantów oni też byli tak samo atakowani i zaskoczeni jak i agenci Tronu. Co więcej druga grupa też czyli atak był przeprowadzony synchronicznie i z rozmysłem.

~ Co za tępe dzidy... ~ Kaarel częściwo westchnął w duchu częściowo zaś warknął z irytacji. Rozumiał motywy dla którego partyzanci otworzyli do nich ogień. Pewnie sądzili, że byli wabikiem który miał ich wystawić rządowcom więc strzelali do "zdrajców". Ogień nie był zbyt mocny jak na możliwości ochrony agentów Tronu dopakowanych maksymalnie cyberwszepami i pancerzami z elitarnych imperialnych zbiorowni niemniej był. Na wojskowy umysł i wyszkolenie byłego gwardzisty to coś mu świtało, że przy odpowiednio silnym i długim natężeniu ognia zwyczajnie coś w końcu musiało się przebić. No i nadal było to wrażenie jakie wypadałoby zmienić skoro plan był by zrobić deal z partyzantami Eguzkine. I te patafiany co ich naprawdę zaatakowały.

W pierwszej chwili skoczył więc za drzewo by zorientować się w sytuacji chociaż trochę. I czekał na rozkazy Sejana. Nie był do końca pewny co robić. Korciło go by przedrzeć się do Eguzkine i wziąć ją na widelec by zaszachować resztę partyzantów i by tępaki zaczęli strzelać do tego kogo trzeba. Tyle, że Volgici już ją zdążyli zgarnąć i "przedarcie się" w tych bojowych warunkach mogli naprawdę wziąć za atak na szefową. Mogli ponieść straty z ręki agentów Tronu.

Mogli się też zwyczajnie wycofać i spróbować urwać. Spróbować dotrzeć do drugiej grupy pozwalając by napastnicy i partyzanci się postrzelali do woli. To uważał jednak za najsłabsze wyjście. Nawet jakby chwilowo minimalizowało ryzyko to mogło napsuć im szyki bo przetrzebieni partyzanci mogliby już nie być tacy zabawni i przyjaźni przy następnym spotkaniu. A w końcu mieli zrobić z nimi deal. I też byli atakowani przez tych samych palantów. No i jakoś Kaarelowi nie uśmiechało się ot tak rejterować z pola walki.

Trzecie wyjście wydawało mu się najlepsze. Czyli przyjąć walkę i wesprzeć partyzantów. Niech naocznie się przekonają czego warci są Jaguary i sojusz z nimi. Teren był gęsty i ograniczał widoczność. Świetnie sprzyjał ukrywaniu się i przemykaniu. Zwłaszcza jemu i Valkirii. Mogli przeniknąć przez obrzeża pola walki i namierzyć jakieś ciekawe cele u napastników. Takie zadanie jak najbardziej mu pasowało.

Zlokalizował właśnie błyskające światełka bojowych laserów. Oparł Taurusa o gałąź i wycelował. Wtedy dostrzał postrzał w plecy. Nie miał siły przebić się przez pancerz ale wybił go z rytmu rzucając na pień. Odwrócił się i tak jak spodziewał się zobaczył trójkę szmaciarzy z ich szmacianą bronią. Jeden starszy z karabinem, drugi młodszy ze strzelbą i dziewczyna chyba szykująca się do rzucenia w niego petrobomby. Nawet podobnej do tych co kiedyś używał i Kaarel z chłopakami pod czas walk na Kapitolu. Jak już kończyło się wszystko co mogło się kończyć. Została tylko wiara w Imperatora i wola by wypełnić jego wolę.

- Strzelam do ciebie?! - huknął rozeźlonym głosem gdy błyskawicznie doskoczył te parę kroków i kopnął w brzuch tego starszego z opaską na czole przewracając go na ziemię. Temu drugiemu podbił strzelbę do góry i zdzielił tym samym ruchem kantem dłoni w czoło co chwilow go zamroczyło. Dziewczyna z przestraszonym wzrokiem nie mogła się zdecydować by rzucić bombę gdy Jaguar wpadł nagle między ich trójkę.

- No pytam się coś?! Strzelam do was!? - rozzłoszczony Jaguar wrzasnął ponownie wpatrując się przeszywająco na każdego z nich. Dziewczyna przełknęła nerwowo ślinę i pokręciła przecząco głową.

- No nie. - odpowiedział ten od strzelby zerkając trwożnie to na Jaguara to na swoich towarzyszy.

- A mam zacząć? - syknął wkurzonym głosem Kaarel patrząc już tylko na młodzika.

- No nie! - tym razem młody odkrzyknął bezzwłocznie i werwą kręcąc do tego z przekonaniem głową.

- No to nie strzelajcie do mnie! - fuknął dalej tym zirytowanym głosem Jaguar puszczając lufę młodemu i pozwalając podnieść się temu z opaską na czole. - Tam są! - odwrócił się i pokazał ramieniem na wciąż szarpaną laserami gęstwę.

- Nie widzę. - odpowiedział ten z opaską stając obok Jaguara i wpatrując się tam gdzie ten wskazał. No faktycznie widać było gęstwę ale nie na tyle by mieć w co wycelować.

- A teraz? - Cotant strzelił z podtarusowego grantnika. Granat objawił się jako szybko znikająca na tle półmroku dżungli smuga. Za to gdzie trafił było widać i słychać od razu. Eksplozja pocisku szarpnęła powietrzem dżungli rozszarpując krzaki, liście, ciała, szatkując drzewa, ziemię i pancerze szrapnelami. Podmuch oczyścił w sporej mierze roślinna zasłonę i porozrzucał ciała w pancerzach Flak i oporządzeniu taktycznym. Taurus z wygrawerowanym imieniem: NATASHA szczeknął szybkimi tripletami. Część poszarpała ziemię wokół podnoszącego się ciała a część bezlitośnie przebiła słaby dla nich pancerz uciszając i unieruchamiając ciało. Drobny ruch Taurusa przełożył się na dobre kilka kroków w poziomie biorąc za celownik drugiego napastnika. Efekt był podobny.

- Widzę! - krzyknął ten z opaską i też wycelował swój karabin w oszołomionych jeszcze i częściowo poszarpanych kaarelowym granatem żołnierzy. Jego broń też szczeknęła. Młodzian ze strzelbą dopadł jakiegoś drzewa i wycelową swoją strzelbę. Dziewczyna na razie rozsądnie wstrzymała się przed rzutem który pewnie byłby na granicy jej możliwości rzutu.

- Osłaniajcie mnie a jak krzyknę to do mnie! - poinstruował ich Kaarel i przemknął sprintem nie osiągalnym dla zwykłych ludzi do kolejnego drzewa. Chwilow zniknął grupce napastników z oczu bo już zaczynali odpowiadać znowu ogniem biorąc na cel trójkę nowopoznanych przez Jaguara partyzantów. Widział jak jasne smugi laserów odparowywują ze świstem powietrze i liście.

Kaarel wychylił się za swojej osłony i wycelował "Natashę". Tym razem przyjrzał się przez celownik odstrzeliwującym się napastników. Gwardyjskopodobne pancerze. Broń laserowa. Omegi i Triplexy. Multiwizjery na hełmach. - Tu Trójka. Mam tu paru pod Natashą. Laserowe towarzystwo do nas wpadło. Pasują do tych z Laserhawks. - powiedział przez komunikator do reszty swojej grupy. Nie był pewny czy to oni ale przez celownik widział podobne naszywki do tych używanych przez wspomnianą grupę. No i to co widział z ich wyposażenia też do nich pasowało.

Pociągnął za spust w tą naszywkę. Triplet rozerwał rękaw razem z ramieniem najemnika zabryzgując czerwoną fontanną pień na jakim się opierał. Wrzasnął unosząc twarz ku baldachimowi z liści. Wtedy kolejny triplet trafił go w pierś tuż nad sercem i zniknął z pola widzenia Cotanta. Kolejny zlokalizował stanowisko Cadiańczyka i ten widział jak bierze go na celownik. Kolejny zabrał się za przygotowanie do rzucenia granatu. Kasrkin poczuł ucisk w żołądku jak zawsze gdy spodziewał się ataku. Zdąży? Nie zdąży?

Pociągnął za spust. Natashowy triplet trafił laserowego chłopca prosto w szyję. Wyrwał krwawy ochłap z boku szyi i umierający żołnierz w panice powstał na nogi całkowicie się odsłaniając jakby coś mu to miało pomóc w odwleczeniu ostatnich sekund jego życia. Grenadier jednak dobył już granatu i Jaguar rozpoznał charakterystyczny ruch odbezpieczania pocisku i cofające się do rzutu ramię. Wtedy dostał postrzał od któregoś z partyzantów. Nie śmiertelny ale gdzieś w bark. Uderzenie wybiło go z rytmu i przez krytyczny moment stracił władność w dłoni. Granat wypadł mu z dłoni. Napastnik spojrzał z paniką na pewnie widoczny dla siebie pojemniczek. Trafiony w szyję rozpaczliwie upadł z powrotem na kolana. Cały przód pancerza miał zachlapany czerwonym wodospadem. Niedoszły grenadier kopnął granat, odwrócił się i zaczął uciekać. Ale nie zdążył. Kolejny granat eksplodował prawie w tym samym miejscu gdzie przed chwilą kaarelowy. Na oko Cadiańczyka te gniazdo wroga zostało zlikwidowane.

- Do mnie! - krzyknął do trójki pozostawionej kilkanaście metrów za sobą partyzantów. Ci zerwali się i przybiegli do wołającego Jaguara. Najbliższy wykryty wróg został zlikwidowany ale było ich więcej. Cotant na samowolce nie chciał się za bardzo oddalać od swojej grupy nie wiedząc jakie zadanie mu Sejan przydzieli.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić

Ostatnio edytowane przez Pipboy79 : 25-04-2017 o 22:58. Powód: Poprawka nazwiska szefowej partyzantów.
Pipboy79 jest offline  
Stary 26-04-2017, 00:47   #102
 
Arvelus's Avatar
 
Reputacja: 1 Arvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputację






Każdy krok spotka odpowiedź. Każdy atak kontrę.

Morgenstern dopadł do konsoli i podłączył się do kamer. Nic. Duchy maszyn zostały oślepione elektronicznym bluźnierstwem. Niech ich szlag! Nie miał czasu z tym walczyć, tym bardziej, że był odsłonięty. Zatęsknił za dawnymi czasami gdy miał swoje mehadendryty. Tym razem za optyczną, którą mógł spoglądać za róg.

Wyjrzał przez okno małego baraku, w którym analizował anomalię systemową zaobserwowaną przed kilkoma godzinami. Atak trwał, ale na razie był daleko. Niedługo tu dotrze. Punkt pierwszy. Baraki. Tam miał cały swój sprzęt bojowy, które wyraźnie będzie potrzebował.

* * *
- AUFWIEG. BYWAJ! - ryknął Durran swym elektrycznym głosem i cherub natychmiast przyleciał, taszcząc za sobą eM40kę - Musimy dostać się do centrum dowodzenia - poinformował swego towarzysza już normalnym głosem, choć wciąż nie poruszając ustami - pomóż mi się uzbroić! - Chwilę potem obaj montowali na stalowym ciele Durrana karapaksowe płyty. Zajęło to kilkadziesiąt sekund. Dłuuugie kilkadziesiąt sekund. Wiele krwi się przelało w tym czasie, ale po tej chwili Durran był gotów.


Durran leciał na łeb na szyję chcąc jak najszybciej dostać się do centrum. Tam miałby do dyspozycji znacznie potężniejszy sprzęt i może nawet dałby radę włamać się obersoldatom na kanały vox, a na pewno mógł je zagłuszyć.
- Kwadrant A14, A3 oraz C 7 - usłyszał na kanałach vox. Dalszy komunikat mówił o trzech walkiriach podchodzących do lądowania, co najmniej jednej transportującej ciężki sprzęt. Potem o rozkazach by wolne siły skupiły tam obronę.
- Szlag! - zaklną Durran. On zdecydowanie był pobliską siłą do jednej z nich - Ej! - zawołał potężnie zmotoryzowanych Brutali pędzących na motocyklu w kierunku C7. Chwilę potem przez druciane włosy i w cybernetyczne oczy wiał wiatr gdy pędził na szybciej niż większość ludzi uznałoby za normalne przy takich warunkach… w tym zagęszczeniu terenu i w momencie gdy wrogowie atakowali. Ale Durran wierzył w swoje umiejętności i w swoje pancerne ciało. Elektryczny umysł przetwarzał dane szybciej niż słaba organika byłaby w stanie. W teorii. O pojedynczych jednostkach nie warto dyskutować.


- Podchodzę do lądowania. Uber jeden, dwa, trzy. Szykujcie się!
- Vohl! - odpowiedział pilotowi potwierdzający chór załogantów pakujących się właśnie do ubrojonego w dodatkowe dwa stanowiska ciężkiego flamera tetsudo. Chwilę potem jechali wgłąb bazy Brutali wyszukując celi. Nikt ich nie ubezpieczał, ale cóż… uroki blitz kriegu.

* * *
Luriel, młody Brutal z kopca był w pobliżu, ale nie miał prawdziwego pancerza, broni by zaszkodzić walkirii, ani doświadczenia jakie reprezentowała większość Brutali więc kazano mu obserwować i meldować. No to meldował o Tetsuo szarżującym wgłąb gęstszych terenów. Niepowstrzymany miał potencjał neisamowicie zaszkodzić i wyprowadzić druzgocący cios w morale, nawet przy zredukowanej pojemności transportowej z pwoodu tych dodatkowych wież. Dlatego już szykowano mu powitanie… kilka krakrakiet powinno starczyć. Choć nigdy nie wiadomo… jeśli ma pancerz reaktywny, czy ablacyjny mogą nie zdążyć wystrzelić doś razy by trafić akurat. A dzieło zniszczenia już zaczął podkładając ogień gdzie tylko był w stanie.

O samotnym szaleńcu szarżującym na motocyklu przeciw tetsuo nie wspomniał bo musiał przetrzeć oczy by upewnić się, że dobrze widzi. A nim to zrobił ciężki flamer już został skierowany wprzód o smuga napalmu objęła śmiałka.
- Ty chory pojebie - szepnął Luriel z bojaźnią, składając wolną rękę w imperialną półaquilę, bezwiednie odmawiając w sercu modlitwę za duszę nieszczęśnika. Tym większe było jego zdziwienie gdy flamer skierował się już w innym kierunku, a w stronę tetsudo wciąż pędził motocyklista, niezrażony ciągnąc za sobą ognisty pióropusz. Kolejne wydarzenia zdawały się trwać ułamki sekund. Straceniec zeskoczył z motocyklu i kontrolowanie wylądował na masce tetsuo, wgniatając ją potężnymi bionicznymi kończynami. Chwilę potem był już na dachu. Dopalający się napalm dymił nadając mu demonicznego wyrazu. Potężną rękawicą wspomaganą zerwał właz wejścciowy. Zakręcił barkami aż metal-ceramiczne serwomotory zgrzygtnęły i wskoczył do środka, w towarzystwie swego cheruba.

* * *
Masakra trwała krótko. W tak ciasnej przestrzeni jakakolwiek zwinność nie miała znaczenia. Jedynie brutalna siła i, ewentualnie, odporność. W jednym i w drugim Durran przewyższał Obersoldatów o kilka kategoriii. Żałosne krótkie ostrza które mieli przy sobie nie były w stanie nawet go drasnąć. Natomiast on z łatwością łamał im karki, miażdżył kości a ostatniemu nawet, dosłownie wyrwał serce (w sumie to bardziej zmiażdżoną biomasę złożoną z kości, płuc, mięśni i serca, a nie konkretnie je w całości). Fraggranat wrzucony do przedziału transportowego z wybił czterech z sześciu transportowanych komandosów, a pozostałych dwóch… zakosztowało modyfikacji zamontowanych na tetsudo. Ten transporter na ogół wymaga dwóch załogantów. Pilota i działowego. Ta wersja potrzebowała jeszcze dwóch operatorów dodatkowych stanowisk ogniowych. Ale ktoś kto był skitarii z Auxilia Myrdmidon i to własnie operator ciężkiej kawalerii zmechanizowanej to inna para kaloszu. Durran po prostu połączył się bezpośrednio z duchami. Rozłożył się bezpiecznie na tyle kokpitu i... jechał. Zawrócił prawie w miejscu czując jakby tetsudo był teraz częścią jego ciała. Przedłużeniem woli. Skierował flamera na jednego z komandosów i splunął ogniem, a drugiego skosił serią z frontalnego ciężkiego boltera. Chwilę potem meldował już o zdobyczy i pędził tam gdzie dowództwo go kierowało by mógł dokonać najwięcej...
 

Ostatnio edytowane przez Arvelus : 26-04-2017 o 21:38.
Arvelus jest offline  
Stary 29-04-2017, 00:25   #103
 
Stalowy's Avatar
 
Reputacja: 1 Stalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputację
"Walka przeciw prawym ludziom zatruwa serce i niszczy duszę"
- bezimienny misjonarz


Obecność Volgitów u boku przywódczyni partyzantów wiele wyjaśniał Matuzalemowi, a może nie tyle wyjaśniał co dawał do myślenia. Słyszał co nie co o Błogosławionym Haxtesie - inkwizycyjnym silnorękim, który pod koniec swojej służby zwrócił się na bardziej duchowe tory. Przed tym jak zabito go na Maccabeus Quintus wiele dokonał, w tym zapoczątkowując przemiany społeczne w Kopcu Volg z którego pochodził.
Volg był zawsze dobrym miejscem do wyłapywania akolitów. Ba. Sam Matuzalem miał w swoich drużynach duet volgickich braci - Jefrey'a 342 oraz Jefrey'a 343. Pierwszy był mistrzem papierkowej roboty, byłym komornikiem i Adeptem Administratum potrafiącym nie tylko produkować niezwykle zawiłe pisma, ale i je rozszyfrowywać. Jego brat natomiast był windykatorem w Administratum. Ogólnie ten duet był doskonałym przedstawieniem synergii bezczelnego matactwa z brutalną siłą.

Ale pozostawało pytanie: Skąd zbuntowana misjonarka wzięła taką grupę?

Dla Matuzalema wyjaśnienie było dość proste i głęboce go zastanawiało nad całą akcją, ale wolał się tym podzielić z resztą później.

Bardziej tajemnicza wydawała się jednak postawa samej Eguzkine. Ktoś kto jest w stanie zapanować nad volgitami i partyzantami powinien mieć więcej pewności siebie. Czy na pewno chodziło o reputację Brutali? A może o coś innego?
Z drugiej strony zimna obojętność i milczenie potrafiły wyprowadzić z równowagi "przeciętnych śmiertelników. To prawda którą poznaje szybko każdy Przesłuchujący.


Pilna obserwacja partyzantów została jednak przerwana. Światła laserów rozświetliły dżunglę. Posypały się granaty dymne i wszystko zasnuł szary obłok. Partyzanci poniekąd zaczęli panikować, jednak dla Jaguarów… kolejny dzień w pracy. Priorytetem było zabezpieczenie współpracy z partyzantami, a póki co ta sypała się w gruzach. Cotant już zniknął w dymie. Po chwili zrobił to także Matuzalem.

Stary pobiegł w kierunku Ezukine i osłaniających ją Volgitów, którzy skoczyli pod osłonę pachydermy. Biegł pochylony, ufając że namaszczony camo-płaszcz i błogosławiony splot jego kombinezonu skutecznie zamaskują go przed wszelką optyką przebijającą zasłonę dymną. W międzyczasie spróbował przywołać sobie z pamięci rozmowy z Jefrey’ami odnośnie bitewnego kantyku wykorzystywanego przez Volgitów…

Gangerzy wraz z Cecilią Eguzkine i Pauliną Legrand stłoczyli się za opancerzonym wozem. Jeden z ochroniarzy chwycił za właz boczny, aby go otworzyć


Coś ciężkiego walnęło o blachę obok przywódczyń rebelii. Dopiero po chwili zauważyły, że pośród falującego między nimi powietrza widać stały kształt wydłużonej czaszki. Ochroniarze też to zauważyli, jednak Asasyn szybko podniósł owinięty w camo-taśmy karabin celując nim w Volgitów. W drugiej ręce pojawiła się złocista, przepięknie wygrawerowana hand-kanona, której lufa została wycelowana prosto w twarz Eguzkine.

- Dobijamy targu i puszczamy w niepamięć przypadkowe postrzały, czy chcecie Sążnisty Wpierdol? - wychrypiał Matuzalem zwracając oblicze w kierunku Eguzkine

Legrand bez słowa ze wściekłym wyrazem twarzy dobyła noża i już kierowała ostrze, na jakby się zdawało, nie patrzącego w jej stronę asasyna. Jednak lufa karabinku natychmiast została zwrócona w stronę jej twarzy.

- Bez numerów grandesso albo zaraz będziesz mieć nieodpłatnie tego kindybała w gardle! - warknął astropata, nie odwracając się.


Paru volgitów zaśmiało się niedobrym śmiechem słysząc określenia ze swojej gwary. Eguzkine patrzyła to na lufę handkanony to na niezbyt widocznego Brutala, który bez większych problemów minął jej ochroniarzy i teraz bez cienia wahania czy strachu trzymał ją w szachu.

- Długo mam czekać, na Imperatora? - ponaglił ją stary asasyn.


- A Błogosławiony Hax rzekł wtedy: “Chuje muje dzikie wąże!” i rozsmarował salwą ze strzelby wiarołomnego człeka, który śmiał lżyć na ludzi z Volgu!

Jedną z rzeczy za które Matuzalem lubił Volgitów było to że byli prostymi ludźmi o prostych umysłach. Takich najłatwiej było napełnić wiarą. A proste przemowy trafiały do nich łatwo. A im bardziej prymitywne tym wywoływały większy entuzjazm.

Takie też wymyślone na poczekaniu hasła, krotochwile i zmyślone cytaty rzucał w eter w ramach swojego bitewnego kazania przerywanego seriami z Fangmoutha lub pojedynczymi, śmiercionośnymi wystrzałami z Night Raptora.

- I Imperator widział… że to było dobre!

Eguzkine wykazała się rozsądkiem i przywołała swoich ludzi do porządku. Kazała skupić się na “latarkach” i zostawić Brutal Deluxe w spokoju. Dla Matuzalema był to kolejny “dobry ruch” choć czy na pewno? Fakt że wróg wiedział gdzie uderzyć oznaczał, że EP musiało mieć infiltratora gdzieś w otoczeniu Eguzkine. No, ale przynajmniej dzięki słuchowi Cotanta, wiedzieli, że wioska w której był ich cel była pod opieką EP… i że jutro nastąpi tam uderzenie sił rządowych. Będzie trzeba się spieszyć.

Pytanie czy sekwencja udanych ruchów w tej planetarnej partii szachów będzie dość długa i skuteczna, aby zapędzić przeciwnika pod ścianę?
Póki co szło dobrze. Ofensywa medialna była poważny ciosem. Wszelkie ich działania pod przykrywką, które ostatecznie były liczone na konto Istvów też były celne.

Umysł Matuzalema w ogniu walki często błądził po doczesnych problemach, traktując wojnę jako coś naturalnego… coś normalnego. Jak nawyk i odruch. Pozwalało to nawet w środku strzelaniny zastanowić się nad kluczowymi kwestiami.

Na przykład czy ataki na nich były konkretną ofensywą… czy tylko zasłoną dymną dla innych działań?
 
Stalowy jest offline  
Stary 03-05-2017, 13:59   #104
 
valtharys's Avatar
 
Reputacja: 1 valtharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputację
Dni pierwsze


Dane na wyświetlaczu wypluwały coraz to nowe informacje, a kolejne Lho pojawiały się w ustach mężczyzny zwanego Pan Jones. Inkwizytor od wielu godzin nie odchodził od stołu, śledząc nadchodzące wydarzenia. Układał puzzle w swojej głowie, dopasowując klocki do pełnego obrazu sytuacji. Przypominał teraz Admirała na statku, ustawiającego poszczególne jednostki swojej floty, niż Inkwizytora, który miał działać i szukać zdrajcy. Każdy działał według swoich zasad, czy kodeksu. Jethro Sejan wolał nadzorować poczynania swoich ludzi, niż wchodzić w ich kompetencje. Oni byli specjalistami, a on nadzorcą, który wykorzystać chciał ich potencjał do maksimum. Zamyślona twarz Pana Jonesa, zdawała się być prawie niemożliwa do odczytania, i tylko Matuzalem mógł odgadnąć jego myśli.

Zmuszenie Familii Rodriguez do współpracy przez Blackhole’a było trafnym posunięciem. Zapewni im to dodatkowe “wsparcie” oraz “informacje” w wojnie przeciwko Rathborne. Cotant rozpoczął w tym czasie odbudowę ich bazy, zabezpieczając ją. Praca była żmudna, aczkolwiek konieczna.

Kolejna część planu zakładała zacieśnienie współpracy z Siemionem "Szlugiem" Kazikiem. Wydanie Jaguarom Dvortsova było na rękę Kazikowi, stąd też zgodził się on na to bez wahania. Łeb Ivana miał wkrótce zostać podany na tacy baronowi Kasballiki - co stało się piątego dnia. Zapoczątkowało to dłuższym i szerszym sojuszem, a jako wyraz dobrej woli Baron wskazał nową, dobrze zlokalizowaną miejscówę. Idealny układ, który Panu Jonesowi był w tej chwili bardzo na rękę.

Choć Cotant idealnie wywiązał się ze swojego zadania, to misja Valerii nie udała się. Porażkę wziął na siebie, bo to on był inicjatorem tych zadań. Informacje jednak jakie uzyskał Kaarel obydwa punkty były silnie obstawione przez doborową formację La Guardia. Duża siła ognia, i dobre umocnienia. Cóż, na razie pewnej damie nie dobierze się do dupy, ale gdy to się stanie dopilnuje by kutas utkwił jej tak mocno w gardle i odbycie, że kulka która była przygotowana dla niej będzie jej najskrytszym pragnieniem.

Kontratak medialny, został starannie przygotowany i choć pochłonęło to sporą część ich kasy warto było. Twarz Rathborne i jej ludzi, była w każdym źródle informacji, a ukazana lista przestępstw powinna odciąć ich od części środków, którymi dysponowali. Powiązanie ich z wszystkimi ostatnimi ważniejszymi wydarzeniami, strzelaninami doprowadził do tego, że uznano ich za wrogów narodu. A skoro sam El-Kang przysiągł im wymierzenie sprawiedliwości…. Jethro uśmiechnął się na samą myśl. Pętla na szyi tej suki powoli zaciskała się, ale to on chciał być tym, który pchnie ją z szafotu w dół.

Trzeba było trochę czekać, ale było warto, bowiem w końcu Durran ogarnął dane. Lista nazwisk robiących we wszystkich organizacjach rządowych. Przekupieni, szantażowani funkcjonariusze w tym Sybilla Guyet i Rodrigo Gomez. Pani Guyet trzeba było wysłać specjalne podziękowanie. Inkwizycja nie zapomina. Inkwizycja nie przebacza.

Dane jakie uzyskali dawały im władzę, ale też mogły doprowadzić do totalnego rozpadu sił rządowych i buntu ludności. Władza to potęga, ale droga do niej wiedzie przez hipokryzję i ofiary. Jones na razie zamierzał trzymać tą kartę w rękawie, bowiem było za wcześnie by wykładać wszystkie karty na stół.

Ostatnia część planu zakładała przywrócenie do “łask” Pax Behemota. Dzięki Matuzalemowi i reszcie “jego” chłopaków misja zakończyła się sukcesem. Pax Behemot “wrócił” i jeszcze wkupił się w łaski “El-Kanga”, obiecując pomoc w odnalezieniu i ukaraniu heretyckich terrorystów.

Rodrigo Gomez udał się na sąd ostateczny. Stanie przed Bogiem-Imperatorem i odpowie za swoje winy. Skoczek bije wieżę. Szach.
Wszystko szło zgodnie z planem. Nawet spotkanie z EP i ich szefową Cecillią Eguzkine miało odbyć się lada moment. Jednak, było coś co spędzało sen z powiek Inkwizytorowi. Listy przewozowe, zdobyte przez Corteza. Po powrocie ze spotkania, będzie trzeba się tym zająć.

Kolejny problem, a właściwie dwa to nowe “wsparcie” jakie załatwili sobie Istvy. Pierwsza grupa zwała się Obersoldaten Kompanie GmbH. Stara, niegdyś poważana i pokaźna grupa, członek Bractwa do momentu, gdy podczas wojny domowej na Scintilli przekroczyli pewne granice. Skurwysyny, które zwiastowały kłopoty. Rathborne paliło się najwidoczniej, skoro zatrudniła takie łajzy.

Druga grupa, to aktywny członek Bractwa, zwana Lazerhawks". Specjaliści od broni laserowej. Trzeba będzie skontaktować się z Bractwem, i delikatnie im zasugerować, by zabrała stąd swoich chłopców. No chyba, że mają ochotę wejść w drogę Inkwizycji. Proszę bardzo…

Choć Rathborne zatrudniła jeszcze trzecią grupę o nazwie “Cabaleros”, to jednak ona była pyłkiem na wietrze w problemach Inkwizytora Sejana. No ale, biada tym którzy wchodzą pomiędzy ostrza potężnych szermierzy.

Dzień obecny

Było ciepłe lato, choć czasem padało. Z EP się nawet zadawało… Cicho nucił sobie Sejan pod nosem, oczekując przybycia Cecill. Zaczęły się w końcu pojawiać. Pojazdy. Uzbrojeni debile, nie wiedzący kto przed nimi stoi tak naprawdę. Paulina Legrand i sama ważniaczka, Eguzkine, chroniona przez swoich goryli, którzy w ułamku sekundy mogli stać się pokarmem dla rybek. Szli dumnie, myśląc że, to oni będą dyktować warunki. Nic bardziej mylnego.

- Ładnie żeście się wystroili - zaczęła Legrand pyskatym tonem - Nie wzbudzacie zaufania

- Liczyłem, że zabierzesz nas na jakąś potańcówkę ale widzę, że Twój budżet tego typu atrakcji nie przewiduje - odparł chłodno Sejan, dodając jeszcze - To pewnie wina tego. Nigdy nie był przystojny - wskazał na Cotanta.

- Obserwowaliśmy was i waszą kompanię od momentu, kiedy się tutaj pojawiliście. Więcej, jesteście tutaj nowi. "Pan Jones"... - kiwnęła głową na Jethro - Miał na tyle duże plecy, by wyciągnąć naszą Paulinę z celi śmierci. A wasze... wasza... zabójczyni przyniosła Che na tacy głowę Vasqueza. Nie jesteście byle najemnikami. Jaguary. Nie wiem kim jesteście... ale zadaliście sobie wiele trudu, by mnie spotkać. Doceniam. I, jak widzicie, dużo ryzykuję. O czym

- Plus za spostrzegawczość - wtrącił Sejan, nie dając jej dokończyć - ale przestańmy szczać sobie pod wiatr, bo prawda jest taka, że wy nas potrzebujcie i my was. Transakcja wiązana. A więc co możemy dla was zrobić?

Liderka zwróciła się do Pana Jonesa:
- Myślę, że możemy sobie pomóc. Z chęcią bym was wynajęła do zajęcia się pewnym problemem...

I nim zdążyła dokończyć zdanie wszystko, jak zwykle gdy potrzeba spokoju, zaczęło się pierdolić. Ktoś otworzył ogień w dżungli. Dużo ognia. Jaguary już się spinały, szybsze od zwyczajnych ludzi. Ledwo chwilę po nich, Volgici. Ich sierżant brał już Szefową na tył. Jego krzyk przeszył powietrze... i nasycił adrenaliną ciała Jaguarów.

- ZDRADA!

Schowany za osłoną pojazdu, Sejan tylko widział świszczące kule. Kurwa jego mać, a tak dobrze szło. Rathborne. To mogło być jedne wytłumaczalne wyjaśnienie. Judgeslayer pojawił się najpóźniej ze wszystkich jego ludzi, w dłoni Sejana ale Inkwizytor był już gotowy do działania. Na razie nie strzelał, bowiem musiał podjąć pewne decyzje, a głos w na Voxie znów się odezwał:

- Sejan! - Kelvarowy krzyk na voxie - Alarm! Atakują nas w BD!

- Kto?! - Turbodiesel się aktywował.

- Chuj wie! Mocni są!

- Nas też atakują. Ogarnijcie się! Macie chociaż Chimerę.

- Kurwa.


- To ludzie Istv - rzekł enigmatycznie Mordax, zaraz jednak rozwiewając wątpliwości, ani chybi z użyciem psioniki - Obersoldaten

- Kelvar - warknął Sejan, pierdoląc protokoły - Jeśli nie dacie rady ich powstrzymać, wysadzić wszystko i spierdalać. Ale zajebcie ich - dodając na końcu ulubione swoje słowo - proszę. - jeśli miał do wyboru oddać bazę albo ją wysadzić wolał to drugie. Pieprzony dzień. Pieprzona pogoda.

- Isaac - rzucił do Matuzalema - przekaż Cecille, by wstrzymała ogień, albo niech go skieruje w odpowiednią stronę. I nie - przewidział kolejne pytanie - nie mów jej kim jesteśmy

- Drużyna, starajcie się nie strzelać w kierunku EP. Walić tylko do tych drugich skurwieli. Głupio tak na początku rozpierdolić przyszłych sojuszników - zażartował sobie dowódca, choć nie było mu do śmiechu

- Przystojniak Smith - rzucił do Kaarela - dostajesz wolną rękę. Baw się

Z reguły psy wojny trzymał na smyczy. Teraz jednak czas było spuścić psy wojny z niej. Nadchodziła zagłada. Nadchodziła śmierć. Nikt bezkarnie nie będzie do nich strzelał ani im groził. Byli do kurwa nędzy Inkwizytorami.

W pewnym momencie kątem oka dostrzegł ruch. Jakiś palant w gwardyjskim pancerzu, wyłonił się prując ze swojej broni laserowej. Całkiem dobrej. Naprawdę dobrej. Lazerhawks. Nie wiele myśląc posłał ku niemu dwie kule, które rzuciły go na glebę. Nie żył, a dwie dziury w głowie były tego żywym dowodem. Judgeslayer, ulubiona broń zabójców Sędziów.

-Niech ktoś kurwa zlokalizuje mi skąd dokładnie nadchodzą, i niech łaskawie przekaże tej debilce z EP, żeby tam skierowała ogień jeśli kiedykolwiek chce jeszcze zjeść burito i napić się pinacolady - warknął do voxa Sejan.
 
__________________
Dzięki za 7 lat wspólnej zabawy:-)
valtharys jest offline  
Stary 04-05-2017, 22:10   #105
 
Azrael1022's Avatar
 
Reputacja: 1 Azrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputację
Określić priorytety. Wykonać.

Po ataku Volgitów procesor w mózgu Blackhole’a zadziałał automatycznie, dokonując analizy sytuacji. Priorytetem była ochrona Cecillii Eguzkine. Kopnięciem wytrącić broń najbliższemu Volgicie; kopnąć w kolano; obrócić; złapać za szyję i użyć jako żywej tarczy podczas strzelania z las pistola do pozostałych…

Chris już był przy pierwszym przeciwniku, kiedy obudził się głos rozsądku. Zamiast atakować gwardzistę z kopca zasłonił go przed nawałnicą laserowych promieni. Dwie czerwone strugi poważnie zraniły go w plecy, ale nie tak, żeby inhibitory bólu nie mogły sobie z tym poradzić.
Musiał wytłumaczyć Volgicie, że nie jest jego wrogiem, mimo nienaturalnego wyglądu nie powinien się go obawiać, że stoją po tej samej stronie. I musiał to zrobić w szybki, żołnierski sposób.

-Nie wkurwiaj mnie - wycedził.
Przyjmując niską pozycję za pniem zwalonego drzewa, zaczął razić laserowych chłopaków wysypujących się z dżungli. Najpierw brał na cel dowódców sekcji oraz operatorów broni ciężkiej.

Procesor w głowie gwardzisty nadal pracował na najwyższych obrotach, jednak Chris znalazł dla niego konstruktywne zajęcie. Obliczanie odległości, przemieszczeń wroga, pozycji w jakiej się zaraz znajdą. Szacunkowe siły i kierunek marszu. Co mógł wyliczyć przekazywał Sejanowi w krótkich komunikatach. Jednocześnie starał się dogadać z Volgitami, co do wspólnej strategii.
-To nie my was atakujemy. To nie nasi do was strzelają. Możemy połączyć siły. Ma który moździerz? Podaję koordynaty wroga – nie było niestety czasu na dłuższe tyrady. Trzeba było dopaść wroga, zniszczyć, a następnie się zastanawiać nad sojuszami. Póki co, Lazerhawks zagrażali wszystkim.
 
Azrael1022 jest offline  
Stary 06-05-2017, 12:44   #106
 
Micas's Avatar
 
Reputacja: 1 Micas ma wyłączoną reputację
Innocence proves nothing.

W bazie Brutal Deluxe

Zdobyty Testudo sprawował się nad wyraz świetnie. Kombinacja dwóch ciężkich miotaczy płomieni, ciężkiego boltera IG i multilasera M41 zaskoczyła, zatrzymała I zmusiła do odwrotu łachmytów z Obersoldaten Kompanie, GmbH. Przez pierwsze kilka minut Morgenstern zebrał pokaźne żniwo – załogę i pasażerów Testudo oraz kolejnych kilku obersoldatów. Dało to niezbędny czas, aby pozostali Brutale dopadli do zbrojowni i dołączyli do akcji w znośnym stanie.

Niemniej jednak w tych warunkach, bez solidnego wsparcia przeciwlotniczego, pojedynczy lekki BWP, nawet prowadzony przez tech-mistrza, był łatwym łupem. Piloci Vulture'a wiedzieli kogo eliminować najpierw. Kiedy tylko potwierdzili zajęcie Testudo przez wroga, skierowali nań swój ogień. Najpierw smugowe pociski hbolt i salwę minirakiet. Wozem trzęsło. Lekki pancerz na dachu ledwo wyrabiał... ale wyrabiał. Broń przeciwpiechotna nie mogła go powstrzymać.

Ale salwa z podwójnego lasdziałka już tak.

Grube, czerwone smugi światła połączyły kanonierkę i wóz na mgnienie oka. Wieża i dach nad silnikiem dosłownie odparowały w eksplodującej dekonstrukcji. Milisekundy później, pojazd stanął w płomieniach. Morgenstern nie oberwał, ale sprzężenie zwrotne umierającego Ducha Maszyny pojazdu go całkowicie oszołomiło. Kilka sekund, ale wystarczyło. Jedyne co mógł zrobić, to uruchomić zabezpieczenia i odciąć się od strumienia danych.

A potem wóz eksplodował, rozsyłając wokół siebie deszcz rozżarzonych metalowych odłamków, płonącego paliwa i powyginanych blach. Wrak siłą rozpędu przyrżnął w narożnik jednego z bunkrów, znieruchomiał i stanął w płomieniach.

Dopiero po dobrej minucie, ze środka dobiegło głuche walenie w metal. Po trzecim uderzeniu, energetyczna pięść przebiła czerniejący od ognia pancerz, wywalając pokażną dziurę. Robotyczne palce, okryte trzaskającymi wyładowaniami gięły i rwały metal jak papier, poszerzając dziurę na tyle, by potężne cielsko cyborga mogło się wytoczyć... czy też raczej przerżnąć... na zewnątrz. Ostre krańce poszarpanych metalców cięły poszarzałą, poranioną skórę człowieka. A przynajmniej to, co zostało ze skóry na tym nie do końca ludzkim osobniku. Wyszarpał się na zewnątrz, zgarnął swój sprzęt i ruszył dalej.

Dzięki Omnissiahowi za cud Stróża Przed Bólem. Gdyby nie owa macierz bioniczna, złączona z obwodami innej świętej bioniki oraz pozostałości fałszywego mięsa – a dokładnie sieci neuronowej spajającej wszystek w jedną, natchnioną Duchem całość, ból obezwładniłby... lub nawet zabiłby... Durrana Morgensterna. Dzięki temu cudowi technologii mógł zignorować ból. Na razie. A mikromaszyny we krwi już powstrzymywały wyciek życiowych fluidów, łatały postrzępione ich ciałka nośne.

Niemniej jednak, Morgenstern oberwał. Jego wytrzymałość, blachy i pancerz ocaliły go – I tylko (lub aż) tyle. O dobrym zdrowiu i pełni sił mógł jedynie pomarzyć.

To była długa minuta. Brutale walczyli jak lwy. Obersoldaten walczyli jak wilki. Ich było jednak więcej. I zagłuszali komunikaty vox. Durran spróbował na szybko złamać zagłuszanie, lecz wtedy właśnie dojrzeli go przeciwnicy i ostrzelali. Musiał się kryć, wycofać. Na obrzeżach bazy nie było wsparcia. Uszedł w stronę Chimery, ścigany przez kule napastników. Kilka z nich ugrzęzło w pancerzu i bionice.

Kiedy docierał do garaży, widział w rozjebanych wrotach kilku mechaników, próbujących nie dopuścić szturmujących do środka. Pośród nich był Kelvar Lezer. Poświeć. Kasrkin, Szturmowiec z Cadii. Weteran wielu wojen i konfliktów, etatowy aroganciak i drużynowy cwaniak. W jego rękach, Hellgun D'laku, produkt z Lathes. Bardzo dobry, automatyczny laser. Sprawował się dobrze, lecz nie był w stanie ubić wszystkich. Obersoldaten wiedzieli o wojnie równie wiele, co Brutale czy agenci OSS. Mieli dobry sprzęt, doświadczenie, taktykę, korzystali z osłon i granatów, wspierali siebie nawzajem. I było ich więcej. Jego towarzysze jeden po drugim obrywali, padali, ginęli. Inni byli zbyt przyszpileni ogniem. On sam znosił nawałnicę kul, opancerzony jedynie odrobinę mniej od drużynowego Tech-Kapłana.

- Morgenstern! – krzyknął, dojrzawszy hereteka – Dawaj, szybko! Chimera się grzeje! Szybko, zanim...

Stało się. Brak wsparcia, przytłaczająca przewaga wroga, konieczność dzielenia uwagi. Nawet wojennym maszynom Inkwizycji zdarzały się błędy. A nawet nie błędy. Pech? Albo przeznaczenie.

Przeciwpancerna rakieta z ręcznej wyrzutni przyjebała prosto w bok Kasrkina. Implanty oczne Morgensterna mogły wyraźnie zarejestrować, jak krakieta “pęka” z charakterystycznym hukiem, całkowicie niwelując ochronę żołnierza. Jak jego ciało, bionika, poddaje się skumulowanej detonacji, anihilowane przez kinetyczno-termalną “petardę”. Jak w ułamku sekundy później eksploduje akumulator hellguna... baterie do laserów... same lasery... granaty... jak przepala się elektronika narzędzi i bioniki. Jak z wielką siłą wgłąb hangaru leci płonąca, “ocalała” połówka dumnego niegdyś szturmowca. Świeć Omnissiahu nad jego Duchem.

Multilaser M41 rozkręcił się i zasyczał. Mechanizmy zgrzytały, kiedy kolejne wystrzały zmuszały Obersoldatów do wycofania się lub śmierci. Zawtórowała im psionika. Zza załomu innego budynku, tuż przy wrogich pozycjach, Lestourgeon potraktował cofających się wrogów potężnym rozbłyskiem słonecznej energii. Metal topniał, mundury płonęły, ciała zmieniały się w proch. Ocalałych, krytycznie rannych i oszołomionych dobijał ogień z broni Bruno Falkera.

Niemniej jednak Mordax przedobrzył. Był zbyt blisko i włożył zbyt wiele mocy w swój popis. Materiały wybuchowe i amunicja najmitów wtórowały własnymi, niekontrolowanymi eksplozjami. Jedną z nich dostał sam psyker. Siła wybuchu wbiła go w ścianę. Falker krzyczał, raniony deszczem odłamków.

Durran dopadł do nich najszybciej jak mógł. Łatał, a wspomagał go w tym jego cherubim, ukrywający się po zakamarkach podczas wymian ognia. Mordax był prawie nietknięty, trzeba go było jedynie restartować. Pancerz i bionika wytrzymały, jakimś cudem. Durran podejrzewał uśmiech Omnissiaha. Z Falkerem było gorzej, ale żył i się trzymał w kupie – nieźle, jak na zwykłego człowieka.

Cała trójka czym prędzej zabrała się do hangaru. Chimera już czekała, silnik był odpalony. Lezer tym razem odwalił robotę. Po drodze, Durran potwierdził – komandos nie miał prawa przeżyć.

Zajęli pozycje. Duchy Maszyny pojazdu i jego uzbrojenia oddały się we władanie malateka. Burty były obstawione przez lufy dwóch ocalałych Jaguarów. Chimera ruszyła, z rozpędu rozwalając resztki drzwi od garażu, wykręciła i ruszyła dalej “z piskiem gąsienic na piasku”.

Podczas gdy karabiny Mordaxa i Bruna przyszpiliły ogniem co bardziej krewkich Obersoldatów z bronią przeciwczołgową, kombinacja ognia z wieżowego multilasera oraz dobrze wycelowana rakieta Hunter-Killer zmiotły z powietrza przeklętego Vulture'a... nie. Valkyrie. To nie był Vulture. Durran klnął w myślach, a poza nimi grzmiał klaksonem pojazdu. Mimo to, pomogło. Wirujący w płomieniach i dymie pojazd runął na główną ulicę bazy, roztrzaskując się. Lotnicze paliwo oraz amunicja do wyrzutni rakiet dopełniły zniszczenia efektownym wybuchem. I vox zaczął działać. Brutale przebiły się przez zagłuszanie.

Następne piętnaście minut było równie krwawe i gwałtowne, ale już nie tak jednostronne. Brutale wyciągnęli swoje wozy. Drugi Valkyrie i Vulture, wypstrykane z rakiet i poważnie uszkodzone, zmuszone były uciekać. Obersołdaty, bez wsparcia z powietrza, nie ryzykowali – również czmychnęli.

To nie był koniec. Potem było tylko gorzej.

Głośne wizgi i świsty oznajmiły obrońcom, by kryć się i spierdalać w popłochu. Kolejne minuty były iście przedsionkiem piekła – na całą bazę i okolicę spadał deszcz dziesiątek rakiet, wystrzeliwanych z dwóch stron. Lekkich, o standardowych głowicach... ale wiele. Bardzo wiele. Ponad sto niekierowanych, lekkich rakietowych pocisków HE, na oko 80mm, rujnowało wszystko wokół, zabijało, raniło, uszkadzało, burzyło, rozwalało.


Wrak Taurosa był całkiem objęty wściekłym pióropuszem ognia. Okolica zasnuta ciężkim, czarnym dymem. Powietrze przesycone frunącymi iskrami, płonącymi okruchami materii. Okoliczne budynki ze skałobetonu jedynie nieco naruszone, osmalone... ale w płomieniach. Cała baza w płomieniach.

Wrak łazika został dosłownie zmieciony na bok przez jadący na pełnej kurwie BWP. Chimera. Za nim korowód innych pojazdów. Wszystkie w biało-czarno-pomarańczowych barwach Brutal Deluxe. Wypełnione ocalałymi, rannymi, bronią, amunicją, zapasami, paliwem. Żaden z obrońców nie uszedł bez uszczerbku, wszyscy byli w różnym stopniu ranni. A dwunastu zostało w bazie na zawsze, w tym Poświeć.

Inni do nich dołączyli rychło w czas. Ponad dwudziestu, którzy odważyli się wjechać jako pierwsi do bazy po wycofaniu się obrońców. Niczego nie zdobyli – jedynie gruzy pozostałe po zaminowanych, eksplodujących od środka bunkrach. Ostatni prezent dla “gości”.


Później, tego samego dnia, farcastańska dzicz raz jeszcze rozbrzmiała hukiem wystrzałów, grzmotem eksplozji i wizgiem laserów. Dwie kolumny wojskowych ciężarowych pojazdów, załadowane bądź ciągnące ładunek – baterie stacjonarnej artylerii rakietowej, lekkiego kalibru, lokalnego wzorca. Ich obsługa – kierowcy, artylerzyści, obstawa – cieszyli się z wykonania kolejnej rutynowej misji opatrzonej tłustym, nie do końca legalnym bonusem. W zasadzie to nic w tej misji nie miało związku z prawem. Byli żołnierzami FAP-F... ale jednocześnie “tymczasowymi dezerterami”, wynajętymi przez to samo źródło, co zawsze. Ją.

Oczywiście słyszeli, że podczas ostatniej podobnej “robótki” w kanionach Paramos nie wszystko poszło jak zazwyczaj. W zasadzie, to nic nie poszło. Chłopaki z wyrzutnią przepadli, zajebani przez tych samych najmitów, których teraz to oni ostrzelali dziś. Wielu z nich było kumplami, towarzyszami broni. Najemnicy zasługiwali na śmierć. Nawet, jeśli cała rzecz była szemrana, nielegalna, to przemawiała do serc prostych żołnierzy. Odwet.

A odwet rodził odwet.

Niecałe dwadzieścia minut później, obydwa konwoje wyglądały podobnie do bazy Brutali. Płonące wraki, posypane ciałami zmasakrowanych. Z obydwu baterii, które ostrzelały bazę, nikt nie uszedł. Żaden trep, żaden pojazd, żadna wyrzutnia. Tego to się nie spodziewali. Zżarła ich rutyna. Dosłownie.


W miejscu spotkania

Wcześniej...

Muzak: Black Ops 2 – Cordis Die



Ten dzień był wybitnie pechowy dla Jaguarów. Ktoś im przeszkadzał w negocjacjach, ktoś robił wjazd na chatę kolegów i przeszkadzał w logistyce.

A na domiar złego, postawili na złego konia w tym wyścigu.

Błyskawiczna reakcja, wstrzymanie ognia, doskok do Volgitów, niewzruszona postawa i zalew słów wystarczyły, by skonsternować tak podkopcowych gangerów, jak i obydwie szefowe EP. Eguzkine była pierwsza, wychodząc z szoku – jej rozkaz zaszumiał na voxie. Kierowani przez ogień Cotanta i innych Jaguarów, partyzanci zaczęli pruć w dobrym kierunku – aczkolwiek na oślep. Volgici przycupnęli przy dowódczym Pachydermie, ładując broń i naradzając się z agentami OSS.

Ta chwila nieuwagi drogo ich kosztowała. Nie dlatego, że skoordynowali działania i skupili się na napastnikach, najemnikach z Lazerhawks... a dlatego, że uwierzyli zdrajcom.

Nie oczekiwali drugiej salwy slugów na nożowniczym dystansie prosto w plecy, boki i twarze, którym wtórował grad smugowych nabojów z autopistoletów i działek korbowych. Snajperskiej kuli uderzającej w prawą skroń Valerii, najszybszej i najbardziej podejrzliwej spośród nich, która zdążyła już znieść dwa pociski z flarowego pistoletu sierżanta I ulżyć jego ramionom od ciężaru głowy. Valerii padającej od tego postrzału (i paru innych), broczącej krwią i deszczem elektrycznych iskier.

A co już całkiem zaskoczyło ostrzeliwanych, zmiatających, upadających komandosów Inkwizycji był fakt, że jeden z Volgitów wyjebał ze swojej trójrury prosto w plecy Pauliny Legrand, kończąc jej żywot tak, jak go wiodła – szybko i brutalnie. Drugi walnął Eguzkine laczem w potylicę i targnął do wozu.

Matuzalem tańczył do muzyki ołowiu, wzięty w krzyżowy ogień ciężkich smugowych kul z działek korbowych koksa i pojazdu. Odgryzł się. Chmury z podwieszanej śrutówki zmiotły gnoja, poprawione kulami z automatu, nawet kiedy on sam leciał na glebę gromiony przez Stubbery. A zaraz potem na jego głowie roztłukł się ognisty koktajl, zalewając go ogniem niezgorszym od tego który sam zsyłał na heretyków.
Ciężki rewolwer, Pogromca Sędziów, przemówił własnym głosem w odpowiedzi na zdradę. Zawtórował mu “Emperor's Golden”, błyskając charakterystycznym ogniem z lufy, układającym się w Aquilę przy każdym strzale.
Leżąc na półdupie, wypuściwszy hellguna z bezwładnej ręki, drugi Kasrkin Szturmowiec drużyny, Blaine, rwał za swój ciężki laspistolet i zaczął smażyć, zaczynając od tego, który miał go nie wkurwiać.
Zak Eres, jako zwykły człowiek, miał przejebane. Salwa slugów go dosłownie zmiotła jak szmacianą lalkę. Nie wiadomo było, czy przeżył.
Cotant, kryjący się w gąszczu pod osłoną drzew z paroma partyzantami, pod zintensyfikowanym ostrzałem najemników. Nie mógł już wyściubić nosa. Jego towarzysze padali jak muchy. Dzięki elektronice dojrzał, co się stało przy pojeździe i na sekundę zamarł. W tym czasie, wziął go na muszkę snajper od Lazerhawks... I nie wystrzelił.

Volgici padali. Jaguary zaczynały padać. Pachyderm szarpnął się do tyłu, wciąż gdakając swoim cekaemem. W mózgach i procesorach nawet nie było czasu na myśli, na odpowiedzi na pytanie “dlaczego”. Były tylko odruchy, instynkty. Otchłań bitewnego szału. Jedynie “kątem umysłu” rejestrowali rozpaczliwy krzyk na kanale ogólnym.

- Brutal Deluxe! Pomyłka! Wstrzymać ogień! Kompania Lazerhawks, Bractwo! Wycofujemy się! Zaszła pomyłka do chuja!

Oponenci Cotanta przerwali ogień, sypnęli kolejną zasłoną dymną i rozpłynęli się, ścigani przez ślepy ogień partyzantów. A z gąszczu szuwarów i lian od strony rzeki, serie pocisków z ciężkiego Stubbera pomknęły na pomoc powalonym Jaguarom. Ostatnich kilku Volgitów spoza pojazdu odtańczyło ołowianą macarenę. Pięć sekund później, świst, huk. Siwa smuga gdzieś zza pleców, prosto w bok Pachyderma. Wybuch. Cały wóz zatrząsł się jak galareta, sypiąc iskrami, odłamkami i metalem jak pinata pacnięta kijem. Kolejne sekundy. Z włazów i dziury po rakiecie wystrzeliły smugi ognia jak z palników. Amunicja pękała jak popcorn, brzęcząc w pojeździe i wylatując na zewnątrz jak fajerwerki.
Załoganci i pasażerowie, w tym porwana Eguzkine, nie mieli szans.

- Do rzeki! – zagrzmiał Turbodiesel na voxie – Już!

Patrząc do tyłu, widzieli przez chaszcze, jak PBR pruł wodę, zdążając na odsiecz. Diesel stał za cekaemem, waląc gęste, zaporowe serie w dym. Abaroa stał w swoim pancerzu wspomaganym, ładując kolejną rakietę do dymiącej wyrzutni. Zaraz jednak zbystrzał, spojrzał w niebo i wskazał pancerną dłonią.

- Kryć się!

Szybki rzut oka na nieboskłon potwierdzał niebywałego pecha tego dnia. Rakiety. Dokładnie tak, jak w kanionie. I podobnie, jak w bazie Brutali (o czym Jaguary na spotkaniu jeszcze nie wiedziały).

Następne dwie minuty to był koszmar. Łagodny w porównaniu z tym, co przeszli podczas eksplozji Hyadesa, ale nadal koszmar. Sześćdziesiąt niekierowanych rakiet 120mm z głowicami HE, lecących po wysokiej paraboli, spadających w dużym rozrzucie. Wybuchy rozbrzmiewały w kłębach gęstego dymu, mordując zarówno EPów jak i cofających się Lazerhawków. Trzy z nich przyjebały w okolice zrywających się do biegu Akolitów, zmiatając ich z nóg, oszałamiając. Jedna z rakiet padła tuż obok leżącego Eresa, przekreślając jakiekolwiek szanse, jakie miał on na przeżycie. Druga tuż obok leżącej Valerii... ale nie wybuchła. Niewypał. Cud. Trzecia nieco dalej – to ta ich zmiotła, przewaliła po ziemi.

Przeżyli. Pełzli, kryli w deszczu gleby, kamieni i resztek flory, otoczeni krzykami, eksplozjami, dymem. Po drodze zgarnęli koleżankę. W samą porę. Inne detonacje wreszcie sprawiły, że Duch Maszyny ospałego pocisku zrobił, co doń należało. O mały włos.

Kilka pocisków uderzyło w rzekę i drugi brzeg, ale na szczęście nic nie trafiło w łódź. Korzystając z nadludzkiej siły oferowanej przez pancerz, Cortez wylazł na plażę i powrzucał słaniających się, czołgających towarzyszy na łódź, po czym sam na nią wrócił.

Wtem, gradobicie ustało. Bioniczne oczy i zaawansowane wizjery skanowały otoczenie. Był spokój. Cisza po burzy. Z dymów, chaszczy i tumanów pyłu wznosiły się jęki rannych, dogorywających. Rozpaczliwe okrzyki. Ich wzrok skierował się na Pachyderma. Zostało po nim parę czarnych blach i spalona ziemia.

Vox milczał. Diesel nadał kilka komunikatów na ogólnym kanale. Nikt nie odpowiedział. Ani partyzanci, ani najemnicy.

Łódź odpłynęła. Ranni Akolici w milczeniu opatrywali rany, reperowali bionikę i przeładowywali broń. Została jedna rzecz do zrobienia przed powrotem do bazy.


Godzinę później, samobieżna wyrzutnia rakiet i obstawiająca ją drużyna PDFowców z FAP-F podzieliła los kolegów z ataków na bazy BD. Głupcy byli tak aroganccy, że nawet nie używali wykrywaczy min, mimo iż nimi dysponowali. Po natknięciu się na solidnego IEDa, pozostało ich tylko dobić.

PBR został odstawiony do opuszczonej przystani, a zgnębieni agenci rozpoczęli pieszą wędrówkę z powrotem do swojej bazy.


W nocy...

Muzak: MGS Twin Snakes – Holding Cells



To był zły dzień. Eguzkine i Legrand nie żyły, podobnie jak ich doborowa straż przyboczna. Baza Brutal Deluxe została zburzona, zginęło jedenastu najmitów, pozostałych trzydziestu było rannych, połowa pojazdów zniszczona. Operacja Starscream straciła pierwszych dwóch członków. Zak Eres i Kelval Lezer nie żyli. Wszyscy pozostali byli uszkodzeni, aczkolwiek szło to szybko zreperować.

Post mortem na voxie było równie ponure. Wprawdzie Lazerhawks nawiązali dialog z Brutal Deluxe, tłumacząc się z “omyłkowego spotkania”, przepraszając i potwierdzając, że również byli celem rakietowego ataku, to na szerszym “froncie” walk z Istvanianami było niedobrze. Bardzo niedobrze. Znowu uderzyli na domenę Dynastii Machenko i Departamento Munitorium, tym razem wsparci przez co najmniej dwie kompanie z Obersoldaten. Ataki na posterunki, biura, stacje wiertnicze, rafinerie, składnice tranzytowe. Blisko dwustu zabitych cywili i strażników, drugie tyle rannych, trzecie tyle porwanych jako zakładnicy. Dziesiątki milionów geltów strat w nieruchomościach, pojazdach, dokumentach i towarze. Kierownictwo Munitorium jest wkurwione na Machenko. Machenko są wkurwieni na Brutali. Brutale nie są zdolni do obrony interesów pracodawcy.

- Te skurwysyny doskonale wiedziały, gdzie nas uderzyć. – wzmocniony echem głos Corteza poniósł się po jaskiniach kryjówki.

- Ale nas nie powstrzymały. – odpowiedział Diesel – Mamy świeże zaopatrzenie. Chimera z grubsza nietknięta, łódź to samo.

- Długo to nie potrwa, jeśli mają tych rakiet więcej niż Gwardia laserów.

- Nie mają. Według analizy vox przesłanej przez Aizdara i wykradzionych danych, w atakach na kanion, bazę i spotkanie Istvy wykorzystały wszystkie “wynajęte” wojska rakietowe z FAP-F. Mogą, oczywiście, “zwerbować” kogoś nowego. Ale to potrwa. A poza tym, najważniejsze to to, że wszyscy prócz Falkera jesteśmy w stanie dalej walczyć.

- Jak to, dalej walczyć? Musimy się połatać, ogarnąć, przemyśleć następny ruch.

- Przypominam, że jutro rano tubylcy będą się gryźć o tą wioskę, Meguilę. Gdzie jest nasz ostatni świadek i kolejna walizka Rathbone.

- Szlag. Racja. Ktoś musi tam pójść. Ale bez kontaktu, bez wsparcia z partyzantami, rządowymi, mieszkańcami...

- Tak. Wątpię, byśmy do jutra naprostowali nasz mały... incydent. – tutaj eks-komisarz spojrzał na Sejana – Musimy zgarnąć walizkę i świadka. Na przekór wszystkim.

- Istvy też ich szukają. Oni tam będą, albo kogoś poślą. Co robimy?


+++

Ars militaris
Postać: Kelvar "Poświeć" Lezer oraz drużynowy NPC: Zak Eres polegli.
Postacie: Mordax Lestourgeon oraz Valeria Flavia utraciły po 1 Punkcie Przeznaczenia.
 
__________________
Dorosłość to ściema dla dzieci.

Ostatnio edytowane przez Micas : 06-05-2017 o 15:36. Powód: Mechanika
Micas jest offline  
Stary 13-05-2017, 18:16   #107
 
Stalowy's Avatar
 
Reputacja: 1 Stalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputację
Dla Przesłuchującego sytuacja była... UPOKARZAJĄCA!

Dopiero po zdarzeniu odpowiednie elementy powskakiwały we właściwe miejsca w układance. Eugenika, najmocniejsi żołnierze... Przypomniał sobie, że nie tylko Rekongregacja zaczęła gwałtownie rekrutować z Volgu wojowników. A nawet jeżeli nie to Istvanianie mogli poprzejmować zasoby operacyjne swoich towarzyszy ze stronnictwa radykalnego bez ich wiedzy.

Gdyby tylko w porę zareagował... gdyby zajrzał w myśli tamtych.

No nic. Fakt, że prawie wszyscy przeżyli był znakiem, że Imperator wybaczył ten błąd. Ale z z Łaską Imperatora było tak, że aby ją zachować trzeba się na błędzie nauczyć. Nauczyć i go nie powtórzyć.

- Możemy się spodziewać wszystkich z nich. Ta przesyłka to priorytet i trzeba ją zgarnąć za wszelką cenę lawirując pomiędzy walczącymi. Nóż wbity w plecy mocno nas zranił... Lezera i Eresa śmiertelnie. Ale nadal żyjemy i jesteśmy w stanie walczyć. A to będzie świetna okazja do zemsty. - wycedził na koniec - W jakimkolwiek stanie bym nie był, idę tam.

Nie skupiał się na tym, że partyzantce ucięto łeb, a ich kontakty praktycznie z nimi zostały zerwane. Trzeba było szukać... możliwości.

- Co do nadziei pokładanych w EP. Możemy obrócić sytuację o 180 stopni. Zabiliśmy Eguzkine i Legrand - El Kang będzie z pewnością zadowolony z tej informacji. Lazerhawks łatwo będzie popchnąć na drogę zemsty za posłanie ich w paradę innym członkom Bractwa.
- przedstawił swoje sugestie.
 
Stalowy jest offline  
Stary 13-05-2017, 21:50   #108
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Kaarel Cotant - krótko ścięty brunet



Cotant siedział na skrzynce amunicji. Trzymał na udach swoją "Natashę" i machinalnie wodził po niej dkłonią. Póki była akcja działał. Biegał, strzelał, zarzynał, uciekał, krył się, atakował i bronił. Ale już było po. Nadszedł czas na refleksję. I na to by zastanowić się co dalej. Już podchodziło pod wieczór. A o świtaniu miał być ten nalot na wiochę z walizką. Mało czasu jeśli byli tu a wiocha z walizką tam.

- Trzy pieczenie na jednym ogniu. - powiedział w końcu wiercąc kolbą Taurusa wyżłobienie w wulkanicznej glebie. - Upiekła trzy pieczenie na jednym ogniu. - co by nie mówić o tej heretyczce teraz gdy się nad tym zastanawiał potrafił dostrzec słuszność takiego ruchu. Wywiedzieć się o spotkaniu, dosłać trzecią pieczeń by zatrzymać na ostatecznie długo nim odpali się palnik rakietowy. Spory sukces za rozsądną cenę. Teraz wszystkie trzy grupy miały do siebie jakieś wąty. Skłóciła ich tak samo jak i porzezała tymi rakietami.

- Myślę, że Lasersi nie wiedzieli o nas. Nie wiem po co przybyli, stawiałbym na rozwałkę partyzantów. Mogła się podszyć pod jakieś oficjalne czynniki. Ale o nas chyba nie wiedzieli. Widziałem snajpera od nich. Celował do mnie. Mógł strzelić. Miał wystarczająco dużo czasu by złapać namiar jeśli nie nosił tej snajpery dla bajery. A nie strzelił. Coś chyba zameldował ale nie strzelił. A potem ten ich oficer co się darł na kanale ogólnym. To już chyba sami słyszeliście. Myślę, że ich wystawiła tak samo jak nas. - podsumował swoje wnioski jakie uzbierał podczas rozmyślań o tym co się wydarzyło. Było parę niejasności co nie pasowało mu do wizerunku, że laserowi chłopcy wpadli z celową rządzą rozprawienia się z Brutalami.

- Trzeba by z nimi pogadać chyba. Wyjaśnić sprawę. Może uda się złapać kontakt jak ich nasłała na nas i pójść po tropie. - spojrzał na Sejana i resztę. Sam niezbyt nadawał się do spraw pt. "iść po tropie". Nie potrafił więc ocenić tak w próżni i bez dodatkowych danych jak by to miało wyglądać i jak się za to zabrać. Ale z lasersami coś można było podziałać. Złączyć w poszukwaniu wspólnego odwetu skoro razem padli ofiarami tych samych machlojek.

- Z partyzantami nie wiem. No dostali przez łeb. El Szefo pewnie się ucieszy. Ale mimo to mają spore poparcie u części miejscowych też nie wypada by mieli nas za wrogów. Mogłoby nam to napsuć szyki w dłuższej perspektywie czasowej. - nie był pewny co zrobić dalej z partyzantami. Póki żyła ich szefowa i ta sztandardowa rebeliantka to chyba by się dogadali. Ale miały gromadę przekupionych szpionów pod nosem co ich osobiście sprzątnęli. Volgici też pewnie dali namiar na spotkanie dla tej heretyckiej suczy i w ogóle. Zastanawiał się czy od początku pracowali dla niej, czy teraz, przed tą akcją ich skaptowała.

- Dobra. Podeszła nas. Dokopała nam. Ale nie ma co płakać nad rozlanym mlekiem. -
Cotant głośno klapnął się po udach i wstał do pionu. Popatrzył na twarze zebranych towarzyszy. - Ale jeśli teraz damy się zamieść miotłą to tak jakby ona wygrała. A nie może! My musimy wygrać! - syknął zawzięcie zaciskając dłoń w pięść i zaciskając szczęki.

- Jest wieczór a oni tam mają być o świtaniu. Za daleko by drałować lądem. Weźmy Valkirię. Zabierzmy pojazdy i motory. Zdesantujmy się w okolicy. I zgarnijmy tą choolrną walizkę. Teraz. O razu. Spakujmy się i lećmy od razu. Da to nam paręgodzin zapasu do świtu. Może się uda zanim się główna ława gości zleci. Nie czekajmy. Atakujmy. Nie dopuszczajmy. - popatrzył na zebranych ale w końcu spojrzenie zaczęło mu ciążyć ku Sejanowi. W końcu on musiał powziąć decyzję w imieniu ich wszystkich. Mało wiedzieli i poruszali się w inormacyjnej dziurze. Ale podstawowe dane o czasu i miejscu akcji mieli. Przygotowania do akcji mogli skończyć dość szybko i dolot na miejsce też powinien być na tyle szybki by chyba zdążyć przed świtem. Wtedy mieliby szansę zgarnąć walizkę nim ta cała tubylcza chołota się zbierze na miejscu. Wtedy zamiast przenikania przez ich zastępy czy wyrzynania sobie drogi albo innych forteli mogliby spróbować zgarnąć walizkę z uśpionej wioski z jej urzędu pocztowego.

Ryzyko było. Jak w każdej akcji i każdym starciu. Ale był gotów je podjąć. Szybka, nocna jeszcze akcja w uśpionej wiosce była zgodna z jego charaterem i wyszkoleniem. Z porannymi zabawami z reszta nie sproszonych gości mogło być trudniej. Co więcej jeśli heretycka sucz znała miejsce gdzie trzymana jest waliza to już też mogła posłać tam kogoś wcześniej. Wtedy ci co by przybyli rano mieliby pustą, bezwalizkową wiochę.

Zostawały do opracowania detale. Jak daleko podlecieć Valkirią do wiochy, czy desantować się w pobliżu czy w samej wiosce, czy maszynami czy tylko piechotą, czy robić nalot rozpoznawczy co mógł ostrzec okolicę, że przybywają ale dać jakiś podgląd tego co tam się aktualnie dzieje. Ale był mimo wszystko skłonny postawić na szybkość, i zdecydowane, błyskawiczne uderzenie niż ostrożność.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline  
Stary 21-05-2017, 01:52   #109
 
Azrael1022's Avatar
 
Reputacja: 1 Azrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputację
-Czy mamy jakieś informacje o lokacji z której te dupki nas ostrzelały? Wiemy dokąd się później udali? Są poszlaki wskazujące, że najechali na ajdika, ale wolę być pewny w 100%, że bateria samobieżnych wyrzutni rakietowych nie zrobi nam podobnego numeru w przyszłości. Mogą chwilowo nie mieć amunicji, ale to szybko można zmienić. Trzeba dobrać się im do dupy. Takie wyrzutnie nie mogą się zapaść pod ziemię, trzeba je wyśledzić i zniszczyć.

Chris zrobił krótką przerwę. Był zmęczony, ranny i wkurwiony. A to nie było dobre połączenie, o czym za niedługo przekonają się Istwy.

-Musimy się ugadać z Lazerhawks. Porządne chłopaki, swoich nie ruszą. Tylko nie wiem, czy jest sens grać kartą „przyłączcie się do nas, będziecie mogli się zemścić”. Zdrada u najmitów to chleb powszedni, więc to ich nie ruszy. Po prostu ich wynajmijmy, przebijając jakąkolwiek ofertę. I razem ruszymy na Amaros. Dupiszcze zaciąga coraz to nowe oddziały, my też powinniśmy.

Kolejna pauza na łyk wody. Smakowała żelazem i mułem rzecznym.

-Potrzebne nam dane. Dokładny skan okolic, w których będziemy działali. Pax Behemoth powinien mieć wystarczająco dobre skanery. Interesują mnie budynki z szczególnie te najbardziej charakterystyczne, poziom wiszących kabli, ludność, teren wokół, drogi, jak wysokie drzewa tam rosną, w którą stronę otwierają się drzwi i okna w newralgicznych obiektach. Również nawierzchnia – z czego są wykonane drogi, a z czego chodniki. Czy ziemia jest kamienista, czy błotnista. Jeżeli to drugie to jak mokra.

-Walimy do tej wiochy jak najszybciej. Transport Walkirią, razem z Chimerą, o ile da radę z siłą nośną. Jedni wyskakują wcześniej i jadą drogą na motorach aby zająć dobre pozycje w kluczowych miejscach, tam gdzie może być walizka i właścicielka. Chimerę można umieścić w pobliżu centrum. Solidne wsparcie ogniowe zawsze się przyda. Pozostali w Walkirii działają jako Quick Reaction Force, mogą zjechać szybką liną tam, gdzie będą potrzebni.
-I jeszcze jedno. Pilot Walkirii. Trzeba z nim porozmawiać, ustalić uzbrojenie, podać ile ważymy z ekwipunkiem, dogadać komunikację. Przekazać z jakiego koloru trackerów korzystamy, z jakich smugaczy, jakie światło chemiczne stawiamy przy rannych a jakim oznaczamy cele do likwidacji. Ustalmy też nazewnictwo charakterystycznych obiektów, żebyśmy się rozumieli, bo z ziemi wszystko wygląda inaczej niż z powietrza a wzywając Close Air Support nie chcę ryzykować, że dostanę przypadkowo w łeb tysiącfuntową bombą o korygowanej trajektorii.


Zapowiadała się precyzyjna akcja. A przeciwnik z pewnością tam się pojawi i będzie chciał być jak najwcześniej, aby zająć lepszą pozycję i uderzyć znienacka. Przynajmniej Chris by tak zrobił.

-Sprzęcior wspólny do podziału na sekcje, oprócz klasycznych zestawów pierwszej pomocy i ładunków wybuchowych, będzie zawierał znaczniki laserowe i diody ze światłem chemicznym – widzialnym i dostrzegalnym tylko w nokto.
Jak dostaniemy dane z Pax, można zacząć planować dokładniejsze scenariusze. Ale to pewnie zrobimy już w drodze.
 
Azrael1022 jest offline  
Stary 21-05-2017, 23:47   #110
 
Arvelus's Avatar
 
Reputacja: 1 Arvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputację


Elektroniczny strumień szeptów duchów informował Durrana o tym co się działo w jego zdobycznym tetsudo. Szarżował. I robił to dobrze. Odnalazł w swoich archiwach przemowę arcykleryka ojca Maurycego Diogeneza III, sprzed czterech wieków gdy przedbitewnymi bluzgami i klątwami złamał morale schizmatyków chcących jakąś nieważną planetkę dla siebie, wyjętą spod jarzma Eklezjarchatu. Puścił to kazanie, te słowne gromu obiecujące wieczne potępienie, te obelgi i bluzgi jednak mające w sobie tyle dostojeństwa, że zdawały się całkowicie adekwatne w ustach wysokiego kapłana… puścił to kazanie na voxach wroga z całą mocą jaką mógł wykrzesać. Jeśli choć jeden z onersoldatów się zawahał i strzelił pół sekundy później to warto było. Ale tego się nie dowie.

On wiedział, że złamał im ten cholerny blitz krieg. Złamał impet natarcia i… właśnie oberwał w dach. Tetsudo przygniotło do ziemi urywając i wykruszając większość z wierzchniego poszycia. Duchy rezorów zbuntowały się i w swej przekorze wystrzeliły tetsudo pół metra w górę.
- Ha! Żryj gruz.. - nie dokończył gdy potężne wiązki laserowe przeszyły ten dach. Wcześniejsze uszkodzenia nie miały znaczenia. Moc tej broni przeżynała się przez wszystko. Ogniwa energetyczne, zapas amunicji bolt, napalm, podsystemy i wszystko innego eksplodowało. Durran nawet nie poczuł lotu gdy tetsudo rozerwało na dwie (i milion mniejszych) części i kokpit wbiło w ścianę budynku niedaleko. Był martwy… jeszcze nim lot się zaczął. Umarł razem z duchami maszyn.


A przynajmniej tak się czuł przez kilkanaście sekund. Miał ochotę zapłakać nad swym marnym losem, jednocześnie usilnie starał sobie wbić do głowy, że to tylko wóz opancerzony i jego duchy umarły, a nie on. Ale to wcale nie było takie proste. Nawet gdy wyciągnął MIU z gniazda dogasającego pojazdu wciąż potrzebował chwili by dojść do siebie. Dopiero wtedy odzyskał dość władz umysłowych by jego własne zmysły wreszcie stały się zrozumiałe. Był… wygięty. Bardzo niewiele jakiegokolwiek luzu miał gdziekolwiek, organiczny fałsz zostałby połamany w co najmniej kilkunastu miejscach i rozerwane zostało by pół tuzina tętnic, w tym szyjna i udowa. Ale stalowa półperfekcja jego aktualnej formy została jedynie powyginana i rozdrapana przez blachy i odłamki, a sysntetyczne sieci w jego wnętrzu utrzymały resztke organicznych narządów na miejscu, nie pozwalając im się zerwać z biologicznej osnowy.
- Dobra. Do roboty -warknął do siebie i grzmotnął pięścią w pancerne płyty przed sobą.

Minutę później pięść energetyczna wybiła się przez pancerze. Za nią bioniczna ręka była naga. Obdarta, rozdartą stalą, z pancerza i syntetycznej skóry której płaty teraz luźno zwisały, spływając syntetycznym olejem, charakteryzowanym na krew. Chwile potem wydostał się na zewnątrz.

Wyglądał jak sama śmierć. Obdarty ze skóry zwęglonej napalmem w którego chmurę dobrowolnie wjechał, spływający krwawoczerwonym smarem, wydzierający się ze półsprasowanego, płonącego wraku pośród dymów płonących systemów.

Wyciągnął dłoń daleko w bok. Rzeczywistość zakrzywiła się. Zapadła pod jego palcami pochłaniając siebie całą wraz z jego ręką po łokieć, a gdy się wypluła w swej potężnej ręce dzierżył eM40kę.

Wziął wdech nie zważając na bezsensowność tego gestu i pochylił się wprzód, w stronę oddziału obersoldatów biegnących w stronę linii frontu, rozwarł szczęki metal-ceramicznej czaszki ubranej jedynie w zwęglone resztki syntetycznej skóry, spływającej krwawymi olejami. Z potężnych generatorów vox wbudowanych w jego szyję wydobył się skrzywiony uszkodzeniami, półmetaliczny ryk przynoszący na myśl szarżujące bestie, czy nawet demony. Obersoldaci odwrócili się by zobaczyć swą śmierć w postaci gęstej serii wiązek laserowych dużej mocy...



Szepty duchów maszyn były ogłuszające. Jak milion cichych głosów łączących się w głowie w jeden jazgot. Protestowały i buntowały się. Nie chciały się poddać plugawym obrządkom. Ich protesty na nic się nie zdawały gdy Durran naginał je do swej woli, w sposoby za które Mechanicum wydało na niego wyrok...



~ Jestem zdolny do skoku stratosferycznego, a nawet mezosferycznego gdyby było to konieczne. Swobodny upadek na uprzęży antygrawitacyjnej w tej sytuacji trwałby ponad dwadzieścia minut. Swobodny upadek to półtorej minuty. To oznacza, że mógłbym łatwo pozostać w odwodzie aż nie będę potrzebny w konkretnym miejscu i, prawdopodobnie, w ciągu trzydziestu sekund się tam pojawić. W razie potrzeby nawet w budynku ~ zaproponował Durran poprzez vox, bo na zebraniu go nie było. Pracował. Swoje ciało doprowadził już do bojowej sprawności. Kilka systemów wymagało jeszcze kilkunastu godzin kalibracji, wymiany części czy dokręcenia śrubek, ale to kiedy indziej. Niewydolność systemów filtracyjnych, które zastąpiły nerki, na którą teraz cierpiał nie mogła go zabić na tyle szybko by miało to znaczenie podczas tej misji. Zbyt mało organicznego kłamu pozostało w jego żelaznym ciele. “Gdybym tylko miał mój atlas” pomyślał z pewnym żalem swój wbudowany plecak wspomagany co miał nim eksplozja artefaktu na Tricornie pozbawiła go tego cudeńka. Może w przyszłości na czarnym rynku uda mu się go dostać. Choć bardzo wątpił, bo musiałby być on zdjęty z trupa komandosa skitarii, albo przeszmuglowane ze świata Lathe przez skorumpowanego techkapłana. Pierwsza szansa, jakkolwiek bardzo wątpliwa, była znacznie bardziej prawdopodobna ~ Moja “przeprojektowana” ~ Durran ujął to bardzo łagodnie ~ uprząż antygrawitacyjna jest teraz w stanie nie tylko spowalniać upadek, ale też nim kierować, więc punkt lądowania może zostać bardzo dokładnie wybrany, nawet w ciężkich warunkach pogodowych

~ Musimy zdobyć tę walizkę. Istvy zadały nam ciężki cios, ale nie aż tak jak im się wydaje, a są odcięci od morza funduszy świętych Ordo. Jaguary dostały po dupie, ale, gwoli ścisłości, to nie do końca nasze zmartwienie. Wiedzieli na co się piszą. Jeśli w przyszłości będzie czas to zbadam gdzie popełniony został błąd i jakim cudem została przeoczona akcja logistyczna na taką skalę by wyprowadzić ataki tego typu, ale to później. Kiedy odzyskamy walizkę będzie jeszcze jedna, a może i z tych dwóch, wspierając się danymi administratum, uda nam się coś wywnioskować. Jeśli sytuacja pozwoli powinniśmy też dobrać się do dupy naczelnej księgowej Farcast. Guyet jest po stronie Istvaan, a ona na pewno nie należy do mięsa co nic nie wie. Jeśli Matuzalem dobierze jej się do głowy to na pewno zyskamy masę cennych informacji, jeśli nie wprost lokalizację Rathbone. Odbiegłem od tematu ~ zganił się Durran, wybiegając zbyt daleko w przyszłość ~ Tak czy siak. Ta runda jest teraz najważniejsza. Kto ją wygra ten prowadzi. Ich słabością jest brak wsparcia psykerskiego, a nasza komórka jest w tej dziedzinie bardzo silna. Trzeba to wykorzystać. Zagłuszyć voxy, ogłuszyć ich i samym komunikować się telepatycznie. Mógłbym spróbować złamać ich szyfrowanie ale nie wiem czy pokonam w tej dziedzinie Teslohma który miał znacznie więcej czasu na rozpisanie szyfrów niż ja bym miał na złamanie.

Alternatywnie do zagłuszenia voxów możemy wykorzystać vox-złodzieja. Gdybym miał nagraną ich komunikację w czasie akcji mógłbym spróbować porównać je z warunkami na polu walki, użyć tego jako klucza i spróbować je złamać. Utrudni nam to tę konkretną akcję, ale da możliwość złamania szyfrów na przyszłość.

Poza tym zgadzam się, że powinniśmy wyruszyć jak najszybciej. Ja potrzebuję jeszcze tylko kwadransa by poskładać fizyczną osnowę duchów, a resztę mogę dokończyć już w walkirii...
 
Arvelus jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 03:56.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172