Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 22-05-2017, 19:41   #121
Vesca
 
Vesca's Avatar
 
Reputacja: 1 Vesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputację
Alice tymczasem przygarnęła do siebie bardziej chłopca i zerknęła na Fluksa
- Fluksik. - mruknęła do pieska i poklepała udo, by podszedł bliżej. Nie chciała, by żadnemu z nich coś się stało. Poznając przeszłość Ismo dużo bardziej przywiązała się do niego i wiedziała jak wiele mają wspólnego. Obserwowała więc osoby wewnątrz pojazdu, wreszcie poświęcając więcej uwagi właścicielce laptopa. Czekała z zapartym tchem co stanie się na zewnątrz. Skrzyżowała lekko palce za sobą, by nic się nie stało Sharifowi.

Na Fluksa można było liczyć - podszedł do Alice, by polizać jej palce. W międzyczasie obwąchał je, jakby starając się wyczuć chociażby pozostałość po zapachu wędliny, którą kobieta karmiła go kilka godzin temu. Niestety miał kiepskie wyczucie czasu i nie zanosiło się na to, by znów miał coś dostać.
Harper spostrzegła, że Feleena skończyła korzystać z komputera, a następnie zamknęła go. Podciągnęła kolana i objęła je, spoglądając w podłogę. Wydawała się uporczywie nad czymś zastanawiać.
Wzrok Alice prześlizgnął się na staruszka - mężczyzna stał w rogu, kończąc rozmowę telefoniczną z żoną. Jeżeli Harper wszystko dobrze zrozumiała, to partnerka Holkeriego była cała, zdrowa i przynajmniej w miarę bezpieczna.
- Czy powinienem zadzwonić po mojego szofera? Jeżeli wóz zepsuł się, to pomoc zaufanego kierowcy byłaby jak najbardziej na miejscu - zwrócił się do Alice.
- Myślę, że i tak nie możemy tu dłużej zostać - Feleena wstała i rozejrzała się po otoczeniu. Wzięła jedną ze strażackich toreb, wysypała z niej zawartość i włożyła laptopa. Następnie przewiesiła ją sobie przez ramię. - Powinniśmy przełożyć ją na deskę i obwiązać, żeby było łatwiej przenosić nieprzytomną - wskazała podbródkiem Lotte. - Albo też zostawić ją.
Ismo na te słowa pociągnął Alice za dłoń, aby nachyliła się do niego.
- Nie zdołamy rozwiązać teraz wszystkich pętli - szepnął, mając na myśli skołtunione czakry Visser. Czyli kobieta miała nie odzyskać w najbliższym czasie przytomności. - Już teraz jestem słaby.
Najwyraźniej ezoteryczne leczenie nie tylko dla Alice było wyczerpujące.

Alice pogładziła psiaka po głowie, pocieszająco że tym razem niestety nic dla niego nie ma. Słysząc o tym, że małżonce mężczyzny nic nie było, lekko poczuła się lepiej. Myślenie o tym, że mogła również stracić życie w pożarze tylko pogorszyło jej wcześniej nastrój. Słysząc jego pytanie, kiwnęła głową
- Wydaje mi się, że to najrozsądniejsze w tej sytuacji. Będziemy potrzebować transportu jak najszybciej - stwierdziła dorzucając do słów Feleeny. Premier Holkeri nie tracił czasu i od razu przeszedł na bok, aby zadzwonić do swojego pracownika.
Słysząc o zostawieniu Lotty, Harper skrzywiła się lekko
- Nie powinniśmy jej tu zostawiać. - powiedziała kiwając lekko głową na słowa Ismo. Przechyliła głowę i też szepnęła
- Wiem, wiem że to męczące. Odpocznij Ismo. Spisałeś się niesamowicie - pochwaliła go tak, jak zawsze sama pragnęła być chwalona. Znowu pogłaskała go po głowie, po czym wyprostowała się i rozejrzała po wnętrzu, szukając do czego i czym najlepiej będzie Lotte przymocować. Ismo uśmiechnął się tak szeroko, że był to jeden z najpiękniejszych uśmiechów, jakie w życiu widziała. Umieścił się w pozycji półleżącej na przeciwko Lotte i ziewnął. Okoliczności bynajmniej nie nastrajały do snu, jednak chłopiec miał za sobą cały dzień na świeżym powietrzu, dużo wysiłku fizycznego, a na dodatek dochodziła północ i o tej porze zapewne już dawno leżał w łóżku.
- Też coś bym zjadł, mały - wyciągnął rękę, by potargać czuprynę Fluksa.
Alice zerknęła na swoje dwie ‘przybłędy' i uśmiechnęła się obiecując sobie, że musi ich zacnie nakarmić gdy już znajdą się w jakimś bezpiecznym miejscu.
Skupiła zaraz uwagę na szukaniu czegoś dla Lotte.

Alice natomiast znalazła deskę ortopedyczną.

- Pomogę ci - Feleena przyklękła obok Harper i Visser. We dwie zaczęły odwiązywać supły, które mocowały nieprzytomną do ściany wozu. Następnie przeniosły ją na przyrząd ratunkowy i spróbowały jak najszybciej rozplątać pasy służące do przypięcia poszkodowanej. - Jak się nazywasz? - kobieta spojrzała badawczo na Alice. - Tak naprawdę, bez pseudonimów. Rozmawiałam już z Sharifem - rzuciła bezpardonowo.
- Tak właściwie gdzie jesteśmy? - staruszek obrócił się w ich stronę podszedł kilka kroków i szepnął, przysłaniając mikrofon komórki. - Nie wiem, gdzie go wezwać.
- Dziadku, nie machaj tak tą bronią - Feleena rzuciła mu spojrzenie spode łba.
- Ach, przepraszam - mężczyzna spojrzał na rękę, w której trzymał pistolet i którą gestykulował.
Alice obserwowała jak właścicielka laptopa pomaga jej przy nieprzytomnej towarzyszce. Rudowłosa nic nie mówiła, póki ta nie zadała jej specyficznego pytania. Śpiewaczka podniosła na nią wzrok.
Sharif jej zaufał i zdradził imię, więc czemu ona też nie miała.
- Alice. Harper. - syknęła cichutko, gdy obie pochylały się nad Lotte.
Zerknęła na staruszka
- Trudno określić z wewnątrz, może na zewnątrz będzie jakiś bilboard z nazwą. - odezwała się przepraszająco, że nie może pomóc z odpowiedzią.
Staruszek podszedł do okna i rozejrzał się.
- Nie widzę bilbordu, ale jest przystanek. Czy drogie damy poradzicie sobie przez chwilę same, żebym mógł wyjść i zobaczyć jaka to stacja? - zapytał uprzejmie. - Przyrzekłem opiekować się wami.
Feleena miała już coś odpowiedzieć, ale dzięki Bogu przerwał im krzyk Sharifa.
- Czysto! - zza ściany dobiegł jego znajomy głos.


Alice zerknęła w stronę wyjścia z pojazdu
- W takim razie można pójść sprawdzić. Tylko ostrożnie, dobrze? - rzuciła, bo ona sama nadal była zajęta przy Lotte. Słysząc słowa Sharifa z zewnątrz, zastanawiało ją, czemu jeszcze nie słyszy Natalie.
Staruszek skinął głową i wyszedł na zewnątrz we wspomnianym kierunku. Wnet Lotte została w pełni przywiązana i zabezpieczona. Ismo w tym czasie zasnął, a Fluks położył się obok chłopca i również zdawał się przysypiać.
- Kurwa, patrz - Feleena wskazała palcem na okno. Kiedy obie podeszły do niego, Alice dostrzegła dwie postaci znikające daleko, między drzewami. Strażak i Hannes najwyraźniej zdecydowali nie pomagać Sharifowi, choć drugi mężczyzna wydawał się nieco opierać.
Alice wzdrygnęła się na słowa Feleeny i zwróciła się w stronę, którą wskazywała. Dostrzegając postacie oddalające się od wozu, zmarszczyła lekko brwi
- Co to ma znaczyć? - zapytała trochę niepewnym tonem. Rozejrzała się i podeszła do wyjścia z pojazdu, by lekko wychylić głowę i ponownie rozejrzeć. Czy to znaczyło coś niedobrego? Nie była tak do końca pewna, wiedziała tylko, że pilnie powinni się stąd zbierać.
Harper chciała wysunąć głowę na zewnątrz i mogło to skończyć się tragicznie, gdyż akurat w tamtej chwili ktoś z zewnątrz postanowił z impetem zatrzasnąć drzwi. Odskoczyła w ostatniej chwili, tym samym unikając losu w loterii na wstrząśnienie mózgu.
Feleena stojąca obok Alice wnet rzuciła się na drzwi, próbując je otworzyć. Niestety okazały się zamknięte! Kobieta obróciła się o sto osiemdziesiąt stopni i niczym lampart doskoczyła do drugich drzwi. Te również zostały zatrzaśnięte - ktoś musiał przy nich majstrować, kiedy były zajęte przekładaniem Lotte! Co gorsza, od wewnętrznej strony nie było żadnej wajhy, czy guzika, który automatycznie otworzyłby drzwi.
Feleena obróciła się i spojrzała na Alice. Były odcięte od wszystkich wyjść z wozu strażackiego.
Alice była mocno zaskoczona. Obserwowała Feleenę i widząc, że obie pary drzwi są zamknięte, wzdrygnęłą się i rozejrzała błyskawicznie za jakąś siekierą, albo gaśnicą. I powinna jakąś znaleźć, biorąc pod uwagę fakt, że znajdowali się w wozie strażackim. Dlatego tym większe jej zdziwienie musiało być, gdy zdała sobie sprawę, że w zasięgu wzroku nie ma ani gaśnicy, ani siekiery. A na dobrą sprawę żadnego poręcznego przedmiotu, którym można byłoby sprawnie wybić okno. Hannes i tamten strażak zabrali wszystko, co przydatne.


- Dlaczego jesteśmy zamknięci?! - Alice zapytała zaniepokojonym i uniesionym tonem, który nadal pozostawał przyjemnie melodyjnym w tym całym dramatycznym zajściu. Alice dopadła do okienka i sprawdziła czy da się je jakoś otworzyć. Niestety ani drgnęło. Jak można byłoby się spodziewać.
- Ismo, Ismo mały, obudź się. - rzuciła w stronę śpiącego chłopca. Musieli być wszyscy na nogach i szukać jakiegoś wyjścia.
Chłopiec całkiem prędko obudził się i przetarł oczy. A w stanie pełnej gotowości był już kilka sekund później, kiedy na zewnątrz rozległa się głośna salwa z broni maszynowej. Tylko kto strzelał?! I w kogo?! Fluks zaczął ujadać równie wystraszony.
Feleena skończyła przeglądać rzeczy, które wcześniej wysypała z torby przewieszonej przez jej ramię. Zdawała się ignorować straszliwe dźwięki. Spojrzała na apteczkę. Wzięła ją do ręki i zamachnęła się z całej siły, jednak plastik nie skruszył szkła. Wręcz przeciwnie - to opakowanie zniszczyło się w rezultacie.
- Szukaj ze mną - Feleena wysypała zawartość drugiej z sześciu toreb stojących na półkach. - Może chcą nas wysadzić.
W pobliżu mogła znajdować się bomba!
 
__________________
If I had a tail
I'd own the night
If I had a tail
I'd swat the flies...
Vesca jest offline