Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 22-05-2017, 19:41   #121
 
Vesca's Avatar
 
Reputacja: 1 Vesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputację
Alice tymczasem przygarnęła do siebie bardziej chłopca i zerknęła na Fluksa
- Fluksik. - mruknęła do pieska i poklepała udo, by podszedł bliżej. Nie chciała, by żadnemu z nich coś się stało. Poznając przeszłość Ismo dużo bardziej przywiązała się do niego i wiedziała jak wiele mają wspólnego. Obserwowała więc osoby wewnątrz pojazdu, wreszcie poświęcając więcej uwagi właścicielce laptopa. Czekała z zapartym tchem co stanie się na zewnątrz. Skrzyżowała lekko palce za sobą, by nic się nie stało Sharifowi.

Na Fluksa można było liczyć - podszedł do Alice, by polizać jej palce. W międzyczasie obwąchał je, jakby starając się wyczuć chociażby pozostałość po zapachu wędliny, którą kobieta karmiła go kilka godzin temu. Niestety miał kiepskie wyczucie czasu i nie zanosiło się na to, by znów miał coś dostać.
Harper spostrzegła, że Feleena skończyła korzystać z komputera, a następnie zamknęła go. Podciągnęła kolana i objęła je, spoglądając w podłogę. Wydawała się uporczywie nad czymś zastanawiać.
Wzrok Alice prześlizgnął się na staruszka - mężczyzna stał w rogu, kończąc rozmowę telefoniczną z żoną. Jeżeli Harper wszystko dobrze zrozumiała, to partnerka Holkeriego była cała, zdrowa i przynajmniej w miarę bezpieczna.
- Czy powinienem zadzwonić po mojego szofera? Jeżeli wóz zepsuł się, to pomoc zaufanego kierowcy byłaby jak najbardziej na miejscu - zwrócił się do Alice.
- Myślę, że i tak nie możemy tu dłużej zostać - Feleena wstała i rozejrzała się po otoczeniu. Wzięła jedną ze strażackich toreb, wysypała z niej zawartość i włożyła laptopa. Następnie przewiesiła ją sobie przez ramię. - Powinniśmy przełożyć ją na deskę i obwiązać, żeby było łatwiej przenosić nieprzytomną - wskazała podbródkiem Lotte. - Albo też zostawić ją.
Ismo na te słowa pociągnął Alice za dłoń, aby nachyliła się do niego.
- Nie zdołamy rozwiązać teraz wszystkich pętli - szepnął, mając na myśli skołtunione czakry Visser. Czyli kobieta miała nie odzyskać w najbliższym czasie przytomności. - Już teraz jestem słaby.
Najwyraźniej ezoteryczne leczenie nie tylko dla Alice było wyczerpujące.

Alice pogładziła psiaka po głowie, pocieszająco że tym razem niestety nic dla niego nie ma. Słysząc o tym, że małżonce mężczyzny nic nie było, lekko poczuła się lepiej. Myślenie o tym, że mogła również stracić życie w pożarze tylko pogorszyło jej wcześniej nastrój. Słysząc jego pytanie, kiwnęła głową
- Wydaje mi się, że to najrozsądniejsze w tej sytuacji. Będziemy potrzebować transportu jak najszybciej - stwierdziła dorzucając do słów Feleeny. Premier Holkeri nie tracił czasu i od razu przeszedł na bok, aby zadzwonić do swojego pracownika.
Słysząc o zostawieniu Lotty, Harper skrzywiła się lekko
- Nie powinniśmy jej tu zostawiać. - powiedziała kiwając lekko głową na słowa Ismo. Przechyliła głowę i też szepnęła
- Wiem, wiem że to męczące. Odpocznij Ismo. Spisałeś się niesamowicie - pochwaliła go tak, jak zawsze sama pragnęła być chwalona. Znowu pogłaskała go po głowie, po czym wyprostowała się i rozejrzała po wnętrzu, szukając do czego i czym najlepiej będzie Lotte przymocować. Ismo uśmiechnął się tak szeroko, że był to jeden z najpiękniejszych uśmiechów, jakie w życiu widziała. Umieścił się w pozycji półleżącej na przeciwko Lotte i ziewnął. Okoliczności bynajmniej nie nastrajały do snu, jednak chłopiec miał za sobą cały dzień na świeżym powietrzu, dużo wysiłku fizycznego, a na dodatek dochodziła północ i o tej porze zapewne już dawno leżał w łóżku.
- Też coś bym zjadł, mały - wyciągnął rękę, by potargać czuprynę Fluksa.
Alice zerknęła na swoje dwie ‘przybłędy' i uśmiechnęła się obiecując sobie, że musi ich zacnie nakarmić gdy już znajdą się w jakimś bezpiecznym miejscu.
Skupiła zaraz uwagę na szukaniu czegoś dla Lotte.

Alice natomiast znalazła deskę ortopedyczną.

- Pomogę ci - Feleena przyklękła obok Harper i Visser. We dwie zaczęły odwiązywać supły, które mocowały nieprzytomną do ściany wozu. Następnie przeniosły ją na przyrząd ratunkowy i spróbowały jak najszybciej rozplątać pasy służące do przypięcia poszkodowanej. - Jak się nazywasz? - kobieta spojrzała badawczo na Alice. - Tak naprawdę, bez pseudonimów. Rozmawiałam już z Sharifem - rzuciła bezpardonowo.
- Tak właściwie gdzie jesteśmy? - staruszek obrócił się w ich stronę podszedł kilka kroków i szepnął, przysłaniając mikrofon komórki. - Nie wiem, gdzie go wezwać.
- Dziadku, nie machaj tak tą bronią - Feleena rzuciła mu spojrzenie spode łba.
- Ach, przepraszam - mężczyzna spojrzał na rękę, w której trzymał pistolet i którą gestykulował.
Alice obserwowała jak właścicielka laptopa pomaga jej przy nieprzytomnej towarzyszce. Rudowłosa nic nie mówiła, póki ta nie zadała jej specyficznego pytania. Śpiewaczka podniosła na nią wzrok.
Sharif jej zaufał i zdradził imię, więc czemu ona też nie miała.
- Alice. Harper. - syknęła cichutko, gdy obie pochylały się nad Lotte.
Zerknęła na staruszka
- Trudno określić z wewnątrz, może na zewnątrz będzie jakiś bilboard z nazwą. - odezwała się przepraszająco, że nie może pomóc z odpowiedzią.
Staruszek podszedł do okna i rozejrzał się.
- Nie widzę bilbordu, ale jest przystanek. Czy drogie damy poradzicie sobie przez chwilę same, żebym mógł wyjść i zobaczyć jaka to stacja? - zapytał uprzejmie. - Przyrzekłem opiekować się wami.
Feleena miała już coś odpowiedzieć, ale dzięki Bogu przerwał im krzyk Sharifa.
- Czysto! - zza ściany dobiegł jego znajomy głos.


Alice zerknęła w stronę wyjścia z pojazdu
- W takim razie można pójść sprawdzić. Tylko ostrożnie, dobrze? - rzuciła, bo ona sama nadal była zajęta przy Lotte. Słysząc słowa Sharifa z zewnątrz, zastanawiało ją, czemu jeszcze nie słyszy Natalie.
Staruszek skinął głową i wyszedł na zewnątrz we wspomnianym kierunku. Wnet Lotte została w pełni przywiązana i zabezpieczona. Ismo w tym czasie zasnął, a Fluks położył się obok chłopca i również zdawał się przysypiać.
- Kurwa, patrz - Feleena wskazała palcem na okno. Kiedy obie podeszły do niego, Alice dostrzegła dwie postaci znikające daleko, między drzewami. Strażak i Hannes najwyraźniej zdecydowali nie pomagać Sharifowi, choć drugi mężczyzna wydawał się nieco opierać.
Alice wzdrygnęła się na słowa Feleeny i zwróciła się w stronę, którą wskazywała. Dostrzegając postacie oddalające się od wozu, zmarszczyła lekko brwi
- Co to ma znaczyć? - zapytała trochę niepewnym tonem. Rozejrzała się i podeszła do wyjścia z pojazdu, by lekko wychylić głowę i ponownie rozejrzeć. Czy to znaczyło coś niedobrego? Nie była tak do końca pewna, wiedziała tylko, że pilnie powinni się stąd zbierać.
Harper chciała wysunąć głowę na zewnątrz i mogło to skończyć się tragicznie, gdyż akurat w tamtej chwili ktoś z zewnątrz postanowił z impetem zatrzasnąć drzwi. Odskoczyła w ostatniej chwili, tym samym unikając losu w loterii na wstrząśnienie mózgu.
Feleena stojąca obok Alice wnet rzuciła się na drzwi, próbując je otworzyć. Niestety okazały się zamknięte! Kobieta obróciła się o sto osiemdziesiąt stopni i niczym lampart doskoczyła do drugich drzwi. Te również zostały zatrzaśnięte - ktoś musiał przy nich majstrować, kiedy były zajęte przekładaniem Lotte! Co gorsza, od wewnętrznej strony nie było żadnej wajhy, czy guzika, który automatycznie otworzyłby drzwi.
Feleena obróciła się i spojrzała na Alice. Były odcięte od wszystkich wyjść z wozu strażackiego.
Alice była mocno zaskoczona. Obserwowała Feleenę i widząc, że obie pary drzwi są zamknięte, wzdrygnęłą się i rozejrzała błyskawicznie za jakąś siekierą, albo gaśnicą. I powinna jakąś znaleźć, biorąc pod uwagę fakt, że znajdowali się w wozie strażackim. Dlatego tym większe jej zdziwienie musiało być, gdy zdała sobie sprawę, że w zasięgu wzroku nie ma ani gaśnicy, ani siekiery. A na dobrą sprawę żadnego poręcznego przedmiotu, którym można byłoby sprawnie wybić okno. Hannes i tamten strażak zabrali wszystko, co przydatne.


- Dlaczego jesteśmy zamknięci?! - Alice zapytała zaniepokojonym i uniesionym tonem, który nadal pozostawał przyjemnie melodyjnym w tym całym dramatycznym zajściu. Alice dopadła do okienka i sprawdziła czy da się je jakoś otworzyć. Niestety ani drgnęło. Jak można byłoby się spodziewać.
- Ismo, Ismo mały, obudź się. - rzuciła w stronę śpiącego chłopca. Musieli być wszyscy na nogach i szukać jakiegoś wyjścia.
Chłopiec całkiem prędko obudził się i przetarł oczy. A w stanie pełnej gotowości był już kilka sekund później, kiedy na zewnątrz rozległa się głośna salwa z broni maszynowej. Tylko kto strzelał?! I w kogo?! Fluks zaczął ujadać równie wystraszony.
Feleena skończyła przeglądać rzeczy, które wcześniej wysypała z torby przewieszonej przez jej ramię. Zdawała się ignorować straszliwe dźwięki. Spojrzała na apteczkę. Wzięła ją do ręki i zamachnęła się z całej siły, jednak plastik nie skruszył szkła. Wręcz przeciwnie - to opakowanie zniszczyło się w rezultacie.
- Szukaj ze mną - Feleena wysypała zawartość drugiej z sześciu toreb stojących na półkach. - Może chcą nas wysadzić.
W pobliżu mogła znajdować się bomba!
 
__________________
If I had a tail
I'd own the night
If I had a tail
I'd swat the flies...
Vesca jest offline  
Stary 22-05-2017, 19:55   #122
MTM
 
MTM's Avatar
 
Reputacja: 1 MTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputację
Martwa cisza, nie licząc szelestu liści targanych wiatrem. Brak ludzi w zasięgu wzroku - gdziekolwiek nie spojrzał. Jedynie cień samotnego kota majaczył przez chwilę w oddali, ale i on zlał się prędko z innymi kolorami nocy. Latarnia oświetlała wąski chodnik biegnący równolegle do drogi, od którego odgradzał Sharifa drugi pas jezdni. Można byłoby uwierzyć, że wóz strażacki po prostu zatrzymał się i nie zadziało się nic złowrogiego... gdyby nie tamten krzyk.

Sharif oddychał spokojnie, przesuwając lufą po perymetrze. Muszka zawsze podążała za jego spojrzeniem. Cicho, na ugiętych nogach, ruszył łukiem w stronę przodu pojazdu, mierząc uważnie w kabinę. Wóz strażacki był dość długi, a Irakijczyk starał poruszać się niepostrzeżenie. Powoli zbliżał się do celu. Każda sekunda zdawała się rozwlekać w czasie. Nie słyszał żadnych odgłosów ze strony Hannesa i drugiego strażaka. Zapewne oni również próbowali nie zwracać na siebie uwagi i bezszelestnie kroczyli. To była ta optymistyczna opcja.

Wreszcie Khalid dostrzegł boczną szybę, za którą powinien znajdować się kierowca. Niestety światło latarni odbijało się od niej w sposób uniemożliwiający dostrzeżenie wnętrza. Sharif musiał podejść jeszcze bliżej. Wreszcie znalazł się na wysokości drzwi.
Będąc już tam, zatrzymał się na moment, by przemyśleć swoją taktykę. Mógł gwałtownie pociągnąć za klamkę i wparować z pistoletem maszynowym do środka, zaskakując ewentualnego napastnika. Z drugiej jednak strony ktoś mógł właśnie siedzieć po drugiej stronie drzwi z lufą wymierzoną w jego stronę i tylko na to czekać.
Sharif mógł też spróbować podejrzeć co nieco kabiny z bliska przez szybę. Zawsze to bezpieczniej zbadać grunt, zanim się na niego wejdzie. Opcja była dobra, o ile nikt by go przy tej okazji nie zauważył.
Irakijczyk pomyślał jeszcze o granacie hukowo-błyskowym. Jednakże w tak małym zamknięciu mógł wyrządzić poważną krzywdę nowym znajomym Detektywa.

Co robić?, zdawał się pytać mężczyzna, patrząc w stronę drzwi. Sekundy zaczęły się przeciągać i trzeba było podjąć w końcu jakąś decyzję.
Jako że spryt był zawsze na pierwszym miejscu tego młodego mężczyzny, Sharif Khalid postanowił najpierw podejrzeć sytuację. W tym celu wspiął się na schodku wozu strażackiego i ostrożnie unosząc głowę, zajrzał przez boczną szybę do środka, starając się nie wychylać więcej niż linię oczu.

Irakijczyk wyprężył się, a mięśnie nadwyrężone po niedawnym zejściu z klifu zapiekły. Zmrużył oczy, aby dostrzec wnętrze wozu strażackiego, w którym nie paliło się żadne światło. Powinien dostrzec czwórkę ludzi, jednak w środku znajdował się tylko jeden pasażer. Siedział obok pustego miejsca dla kierowcy. Khalid widział jedynie lewy obrys sylwetki - nogę, ramię, bark, kawałek szyi; jednakże wydawało się, że człowiek opiera się o drzwi i spogląda przez okno naprzeciw Sharifa. Na pewno nie dostrzegł detektywa i wydawał się kompletnie zrelaksowany. Nie mógł stanowić zagrożenia przez co najmniej kilka cennych sekund, gdyby detektyw zdecydował się wtargnąć do środka.
Khalid dostrzegł jeszcze jeden szczegół - delikatny przebłysk ekranu odblokowanej komórki, która leżała w kącie na podłodze. Aby dojrzeć, co wyświetlała, musiałby wejść i podnieść ją - w tej chwili znajdowała się zbyt daleko, by chociażby rozpoznać model.

Detektyw zszedł ze schodka i odetchnął, nie opuszczając jednak lufy ani na moment. Brak trójki pasażerów na swoich miejscach wyraźnie go zaniepokoił. Dokąd mogli się udać? I co tu się do cholery wydarzyło?
Cokolwiek to było, ta jedna osoba w kabinie mogła znać tego przyczynę. I Sharif Khalid miał zamiar się jej wkrótce dowiedzieć.
Zbliżył się ponownie do drzwi i złapał prawą ręką za klamkę, lewą trzymając na rączce pistoletu maszynowego. Następnie pociągnął za drzwi i wparował do środka z krzykiem.
- Wszyscy, nie ruszać się!
Polecenie Khalida zostało wypełnione znacznie lepiej, niż mógłby się spodziewać. Okazało się, że siedzący pasażer jest w istocie jedynym człowiekiem obecnym w małym pomieszczeniu. Jednak w ogóle nie zareagował na przybycie mężczyzny. Nawet nie drgnął. Kiedy Irakijczyk podniósł nogę w celu wykonania kroku, but odstąpił od podłogi z leniwym mlaśnięciem. Było lepko. Coś musiało się rozlać. Niestety, stojąc w wejściu Irakijczyk zasłaniał główne źródło światła, jakim była latarnia za jego plecami.

- Co jest? - mruknął Sharif i wycofał się. Upewniając się, że nikt mu nie zagraża, stanął z powrotem na jezdni i zdjął plecak. Wiedząc, gdzie szukać, szybko rozpiął większą kieszeń i wyjął z niej czarną latarkę taktyczną. Natychmiast ją zapalił, trzymając w prawej dłoni i opierając lufę o tą samą rękę, ponownie zajrzał do środka, tym razem ostrożnie.
W świetle latarki podłoga nabrała szkarłatnego zabarwienia. Krew. Strumyk skapywał z siedzenia, na którym znajdował się człowiek wpatrzony w okno. Sharif powoli podszedł. Dostrzegł szerokie nacięcie na szyi oraz drugą ranę w postaci przebitego podgardla. Irakijczyk rozpoznał denata - był to jeden z mężczyzn, z którymi przyjechała Natalie. Miał na imię Aatu, czy jakoś tak. Ułożono go na fotelu i spięto pasami, aby zwłoki nie zwaliły się na podłogę. Był jeszcze ciepły.

Irakijczyk przyjął widok z opanowaniem. Człowiek zamordowany w gwałtowny ale skuteczny sposób nie robił na nim takiego wrażenia, jak ktoś poddany okrutnym torturom.
- Czysto! - zawołał Sharif, opuszczając broń. W tym samym czasie zaczął się rozglądać za jakimiś śladami, które mogłyby go naprowadzić, na to, co tu się wydarzyło. Także za narzędziem zbrodni.
Nie znalazł go. Zamiast tego odkrył dwa ślady krwi na materiale przykrywającym siedzenie kierowcy. Nie wyglądały one na bryzgi wyplute z tętnic denata, lecz raczej celowe wytarcie noża. A to sugerowało, że sprawca morderstwa wziął oręż ze sobą, opuszczając miejsce zbrodni. Inaczej nie dbałby o czystość narzędzia.
Oprócz tego Khalid schylił się po komórkę, którą spostrzegł w pierwszej kolejności, już po wejściu do kabiny. Tym razem, w świetle latarki, prędko rozpoznał model. Motorola… którą sam kupił! O ile nie zaistniał jakiś szczególny zbieg okoliczności, to telefon musiał należeć do Natalie! Równie interesująca okazała się zawartość odblokowanego, maleńkiego ekranu.


Dyktafon! I nagranie trwało już prawie szesnaście minut! Natalie musiała celowo włączyć aplikację, a następnie zostawić tutaj telefon. Po to, aby go znaleźli i z zapisu dźwięku dowiedzieli się, co przydarzyło się jej, a także innym pasażerom przedniej kabiny wozu strażackiego.

Irakijczyk zatrzymał nagranie, a następnie je zapisał. Po chwili zastanowienia przesłał go również na swój telefon przez Bluetooth. Na koniec schował oba telefony do kieszeni i raz jeszcze przesunął strumieniem światła po kabinie. Wyglądało na to, że sprawca siedział tu z nimi. Z oczywistych powodów w pierwszej kolejności odrzucił Aatu a następnie Natalie. Sharif nadwyrężał umysł, by przypomnieć sobie, kto tu jeszcze był. Ta dziewczyna… Arja. I jeszcze jeden mężczyzna, strażak, którego imienia nie pamiętał. Czy tamta dwójka siedziała w tym razem? Khalid wątpił, że jedna osoba była w stanie zamordować Aatu, a następnie porwać dwójkę pasażerów, bez dalszych śladów walki. I to w tak krótkim czasie. A może jednak?
Detektyw wyszedł z pojazdu przez te same drzwi, którymi dostał się do środka, zostając na razie zmarłego tak, jak się znajdował. Następnie obszedł wóz strażacki z przodu, kierując się na prawą stronę.
- Uwaga, wychodzę - uprzedził na głos, nie chcąc się wyłaniać znienacka. Broń nadal miał w pogotowiu, chociaż już z niej nie mierzył.
 
__________________
"Pulvis et umbra sumus"
MTM jest offline  
Stary 24-05-2017, 01:36   #123
 
Vesca's Avatar
 
Reputacja: 1 Vesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputację
Słysząc strzały z broni maszynowej, Alice zaraz pomyślała, że to najpewniej Sharif strzela. Tylko do kogo? I dlaczego?! Widząc co robiła druga kobieta, Alice zaczęła ją papugować, próbując czymś rozbić szybę. Jednak, gdy i jej się nie udało, kiwnęła głową i zaczęła rozglądać się za jakimś miejscem, gdzie można by było coś ukryć. Wizja tego, że mogli chcieć ich wysadzić sprawiła, że nerwy śpiewaczki puściły i stała się naprawdę bardzo przestraszona i naprawdę bardzo zdeterminowana i zła. Jak mogli! Jak śmieli chcieć wysadzić niewinne dziecko i pieska?! Jak śmieli chcieć wysadzić ją, czy kogokolwiek innego z tu obecnych?! Złość w niej zagrała. W tym gniewie obróciła się dookoła własnej osi i jej wzrok spoczął na kratce wentylacyjnej.
- Na szczęście nic nie ma w żadnej z toreb - Feleena mruknęła po sprawdzeniu sześciu sztuk bagażu. Zmarszczyła brwi, zastanawiając się nad kolejnym krokiem. Alice w tym czasie podeszła nieco bliżej drobnego korytarzu powietrznego tuż przy suficie. Ujrzała w nim rytmicznie błyskającą, czerwoną diodę.
- Jak mogę pomóc? - Ismo podszedł do Harper i zapytał usłużnie.


Alice stężała, podchodząc do wentylacyjnej kratki. Zerknęła na Ismo, a potem na Feleenę
- Umiesz rozbrajać bombę? - zapytała prawie zdławionym tonem.
- Bombę? - oczy Isma zaokrągliły się. - Obawiam się, że…
- Znalazłaś ją? - Feleena przerwała chłopcu i przeniosła czujne spojrzenie na Alice.
Alice pogłaskała Ismo po głowie
- Wentylacja. - rzuciła tylko krótko. Zerknęła na chłopca, kucając zaraz
- Nie martw się, wszystko będzie dobrze, ok? - powiedziała do niego
- Trochę dzieje się strasznych rzeczy, ale i ja i ty wiemy, że są i takie straszniejsze. Będzie dobrze. - oparła mu rękę na ramieniu. Zaraz znów wstała i spróbowała dobrać się do wentylacji, by ją otworzyć.
- Ale dlaczego ktoś chciałby nas zabić? - chłopiec nie mógł zrozumieć. Przesuwał wzrok z Alice na Feleenę, a potem nawet Lotte. - Co się dzieje? - wydawał się bezradny i bezsilny. - Nic nie rozumiem…
Feleena w tym czasie wyciągnęła komputer i rozłożyła go, ale nie wydawała się wcale pewna siebie.
- Jeżeli to prosta bomba, to nic nie wskóram - rzuciła. - Jednak jeżeli jest aktywowana zdalnie… - zamyśliła się.
Alice ujrzała za kratką wentylacyjną okrągłą, metalową butlę, do której podpięta była elektronika. Niestety nie dostrzegła żadnego ekranu, który wskazywałby ilość czasu do ewentualnej detonacji. Żadnych czerwonych, żółtych i zielonych kabelków, które na filmach umiejętnie łączyli i przecinali główni bohaterowie. Jednak prędko doszła do wniosku, widząc zawór, że być może mają nie tyle do czynienia z typową bombą, co trującą substancją, która tylko czekała na uwolnienie. Umiejscowienie jej w wentylacji mogło sprawnie wyeliminować wszystkich znajdujących się wewnątrz wozu bez niepotrzebnych, efekciarskich, pirotechnicznych efektów.


Alice pokręciła głową
- Nie wiem Ismo, ale dowiemy się. - odpowiedziała mu. Przyglądając się bombie zmarszczyła brwi i mruknęła
- Wiesz, nie znam się na tym, ale nie ma żadnych kabli, ani ekranu. Właściwie domyślam się tylko, że ona nie wybucha, co wydziela jakąś substancję? Tak to wygląda. Może rzuć na to okiem? - zaproponowała robiąc Feleenie miejsce, gdyby chciała do niej podejść.
Feleena skorzystała z propozycji Alice i spojrzała na dziwną konstrukcję.
- Szczerze mówiąc, nie jestem pewna. Po prostu nie wiem - rzekła gniewnie. Jednak wydawało się, że złość nie jest ukierunkowana na Alice, lecz na nią samą. Jak gdyby wyrzucała sobie niedostateczną wiedzę. - Ale myślę, że masz rację - dodała, robiąc dobrą minę do złej gry. - Spróbuję - przyrzekła i zaczęła pisać na komputerze. - Może spróbuj jakoś zatkać ten otwór - dodała niepewnie.
Tymczasem przestraszony Fluks biegał w kółko po podłodze, a Ismo nieskutecznie próbował go zatrzymać.
Alice zaczęła się więc zastanawiać nad tym, czym można by było zatkać taki otwór. Byłoby łatwiej, gdyby to była jakaś znana jej substancja, ale trudno to było określić od tak na jeden rzut oka. Zaczęła więc szukać czegoś, co mogłoby jej pomóc. Na przykład jakiegoś sporego kanistra z wodą, albo czegoś w tym rodzaju. Może dało się jakoś zatrzymać rozpylenie tej substancji. Ale jeszcze lepiej byłoby, gdyby zdołała wpierw odkręcić kratkę. Wtedy mogłaby upchać do środka chociażby sweter i ten w miarę efektownie zatrzymałby dyfuzję śmiercionośnego gazu. Chyba że obydwie nie miały racji i tak naprawdę w środku butli znajdował się propanbutan, który miał ich wszystkich zabić w wielkiej eksplozji.
Pozbycie się kratki stwarzało również drugą możliwość - Alice mogłaby spróbować wydobyć butlę i schować ją w jakimś szczelnym miejscu. Zagrożenie zostałoby zneutralizowane, gdyby gaz nie mógł rozprzestrzeniać się.
Ale w jaki sposób usunąć kratkę przytwierdzoną metalowymi śrubami do ściany tego przedziału wozu strażackiego?

Alice zaczęłą sie rozglądać za czymś metalowym, co można by było zastosować w formie prowizorycznego śrubokrętu. Dostrzegła drobną, metalową płytkę, która leżała na podłodze. Wydawała się cienka i jej brzeg mógł wpasować się w gwint śrub. Okazało się, że to nieśmiertelnik wystawiony na nazwisko staruszka. Były premier rzeczywiście wspominał, że niegdyś służył w wojsku. Zapewne w tym całym zamieszaniu wisiorek zerwał się z jego szyi, a on tego nie zauważył. Cudowny zbieg okoliczności, który mógł uratować życie Alice, Feleeny, Isma oraz Fluksa.
Złapała zaraz nieśmiertelnik, niczym starożytny wojownik miecz, po czym powróciła do kratki i zaczęła walczyć ze śrubkami, niczym Herkules z Hydrą! I - niczym mitologiczny bohater - zdołała podołać zadaniu. Metalowa sztabka okazała się idealnie nadawać do zadania. Alice prędko wykręcała kolejne sztuki, nie mogąc nadziwić się swojemu szczęściu. Jej dłonie lekko drżały, kiedy usunęła pierwszą, drugą, trzecią… a w końcu ostatnią przeszkodę. Wreszcie kratka opadła i nic nie stało pomiędzy Alice a śmiercionośną pułapką!
Rudowłosa przyjrzała się teraz bombie trochę lepiej. Oceniła przestrzeń w której była i zaczęła rozważać, czy da się tu jakoś odpowiednio upchnąć materiał, by zadusić wylot gazu. Butla została umieszczona przez kogoś, kto znajdował się w pozycji, w której Alice stała w tej chwili. Była więc w zasięgu jej ręki - nie dalej, niż pół metra. Mogłaby zarówno spróbować wydobyć bombę z wnętrza wylotu, jak i zablokować korytarz powietrzny.
- Nie potrafię tego zhakować - wreszcie Feleena przyznała się do porażki. Te słowa musiały być dla niej wyjątkowo gorzkie. - Musimy sobie poradzić inaczej…


Alice stwierdziła, że jeśli nie ma gdzie tego wsadzić, najlepiej będzie spróbować spowolnić proces wydzielania gazu, więc zerknęła na Feleenę.
- Podaj mi tamtą wodę. - rzuciła wskazując miejsce, gdzie widziała wcześniej butelkę, a sama ściągnęła z siebie sweter i zaczęła go układać tak, by najbardziej dokładnie zablokować szczelinę, a potem w miarę jak najdokładniej pomoczyć go wodą by zrobić go jak najmniej przepuszczalnym. Do tej pory Feleena wpatrywała się w ekran komputera, lecz wnet postąpiła w pełni zgodnie z zaleceniami Alice. Nie do końca świadomie podała Harper butelkę wody, aby ta mogła wprowadzić w życie swój plan. Wciąż wpatrywała się w ekran komputera.
- Jeżeli jest zdalna, to nie przez bluetooth, ani wifi - rzekła. - Stawiam na drogę radiową, ale niestety nie mam odbiornika.
Alice ujrzała, że dioda zaczęła coraz szybciej i szybciej połyskiwać.
Ładunek miał zaraz eksplodować.
 
__________________
If I had a tail
I'd own the night
If I had a tail
I'd swat the flies...
Vesca jest offline  
Stary 24-05-2017, 10:53   #124
MTM
 
MTM's Avatar
 
Reputacja: 1 MTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputację
Sharif dostrzegł kilka rzeczy jednocześnie.
Po pierwsze - w oddali przed przystankiem autobusowym znajdował się premier Holkeri i wpatrywał się w tablicę z nazwą postoju. Rozmawiał przez telefon, kiwając głową. Stał plecami do wozu strażackiego i nie obserwował, co dzieje się w pobliżu.
Po drugie, nigdzie w zasięgu wzroku Khalida nie było Hannesa i strażaka, który z nimi podróżował. Zapewne kryli się gdzieś, albo uciekli.
Po trzecie i najważniejsze: nieco dalej, po prawej stronie wozu stał jeszcze inny strażak. Ten, który samotnie jechał z tyłu i miał operować działkiem wodnym. Na oczach Khalida zatrzasnął drzwi prowadzące do pomieszczenia, w którym kryła się Alice, Mary Colberg i pozostali. Równocześnie wysunął do zamka klucz i szybko przekręcił. Wyjął go, schował i błyskawicznie obrócił w kierunku pobliskich drzew, aby zerwać się do biegu.

Odruchy Irakijczyka były automatyczne. Jako mańkut - prawa noga do przodu, lewa do tyłu. Dostawienie kolby mocno do ramienia. Przechylenie ciała w przód. Oko skupione na wizjerze kolimatora. Prawa ręka zaciśnięta na przedniej rączce. Wstrzymanie płuc na wydechu. Wszystko w ułamkach sekundy.
Podążająca czerwona kropka celownika za sylwetką strażaka, jak tygrys za swoją ofiarą.
Sharif przeżył wojnę w Iraku. Widział krew i zabijanie, tak jak przechodzień w Europie zauważa odpadki na chodniku. Śmierć była na porządku dziennym. Zachowanie człowieczeństwa było wyrokiem śmierci.
Khalid nigdy nikomu nie opowiadał o tym, czego doświadczył. Wszystko to skrzętnie zakopywał w otchłaniach pamięci. Bo nikt nie miał poznać jego piekła. Ani tego, do czego był zdolny.

Detektyw nawet nie krzyknął. W sekundę złożył się do strzału, odblokował broń i puścił serię z pistoletu maszynowego celując w nogi uciekającego. Czy dobrze robił? Czy strażak był wrogiem? Tak podpowiadała jego intuicja. Właśnie odkrył, że wśród nich są zdrajcy i strażacy prawdopodobnie byli w to zamieszani.
Ten skurwysyn zamknął pojazd, w którym znajdowała się Alice. I Sharif szczerze wątpił, że zrobił to dla jej dobra. Dlatego z myślą o niej, Irakijczyk postanowił podziurawić mu nogi.
Jak zamierzał, tak zrobił. Seria trafiła w uda, ale największa ilość pocisków zagłębiła się w tkankę podudzi. Z tej odległości siła rażenia była ogromna i atak Sharifa okazał się równie skuteczny, co brutalny. Strażak padł wśród odprysków krwi i kości. Osocze obficie wylewało się z jego kończyn dolnych i jasne było, że wkrótce mężczyznę dosięgnie szok hipowolemiczny i umrze. Okropnie krzyczał. Jego wrzaski można było zaliczyć do najgorszych, jakie w życiu słyszał Khalid.
Holkeri rzecz jasna już zmierzał w ich kierunku z pistoletem wyciągniętym przed siebie. Wydawał się cały blady. Spoglądał to na pokrzywdzonego, to na Sharifa - z wielkim strachem.

Sharif zabezpieczył broń i ją opuścił.
- Wszystko pod kontrolą - rzekł na siłę opanowanym głosem do starszego mężczyzny i uniósł do niego dłoń w uspokajającym geście. Następnie podszedł do strażaka, ignorując jego wrzaski i przeszukawszy jego kieszenie, wyciągnął z nich klucze. Rzucił je w stronę Holkeriego.
- Zostaliśmy zdradzeni, panie premierze. Niech pan otworzy wóz i wypuści tych ludzi, zanim stanie się coś okropnego. Szybko, nie mamy czasu!
- A ty… - zwrócił się do postrzelonego. - Gdzie zabraliście Natalie?!
Mężczyzna jednak tylko jęczał i krzyczał. Spoglądał na Khalida szeroko rozwartymi oczami, w które powoli wkradała się śmierć. Natomiast dłonie wyciągnął w kierunku nóg. Zapewne zrozumiał, że już nie tylko zostanie kaleką, lecz wkrótce skończy się to dla niego znacznie gorzej. Umrze.
Holkeri przełknął ślinę. Khalid wyczuł, że w tej chwili staruszek boi się znacznie bardziej Sharifa, niż strażaka, czy jakiegokolwiek innego zagrożenia. Mimo to próbował tego nie okazywać, choć był dość kiepskim aktorem - jak na emerytowanego polityka. Znalazł odpowiedni klucz i ruszył ku drzwiom prowadzącym do wozu strażackiego.
- J-ja umrę… - strażak wychrypiał. W panice próbował odsuwać się rękami od podłoża, aby znaleźć się jak najdalej Irakijczyka.

Sharif zdjął szybko plecak i wyciągnął z nich pęk opasek zaciskowych. Następnie nachylił się nad strażakiem, łapiąc go za koszulkę i przytrzymując go w miejscu.
- Słuchaj mnie! - warknął, przeszywając go wzrokiem. - To może uratować ci życie, jeśli zatrzymam upływ krwi i odwiozę cię na pogotowie. Rozumiesz?! - potrząsnął nim lekko za koszulkę.
- Mów, gdzie zabraliście Natalie! Długowłosa, która siedziała z twoimi koleżkami z przodu. Natychmiast, albo przysięgam, że przed śmiercią doczekasz się jeszcze kastracji - zbliżył do niego twarz robiąc bezwzględną minę.
- J-ja nic wiem - mężczyzna wydusił z siebie. - M-miałem tylko... zamknąć drzwi, k-kiedy… k-kiedy dostanę wiadomość. I to z-zrobiłem.
Były premier w tym czasie otworzył drzwi.
 
__________________
"Pulvis et umbra sumus"
MTM jest offline  
Stary 25-05-2017, 11:21   #125
 
Ombrose's Avatar
 
Reputacja: 1 Ombrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputację
Bomba wybuchła.
Opary zatrutego powietrza natarły na mokry, zwinięty w kłębek sweter Alice. Co z nim dokładnie zrobiły - tego nikt nie spostrzegł. Harper gwałtownie odskoczyła… i wtedy nastąpił cud. Ujrzała, że drzwi otwierają się - dosłownie w ostatniej chwili! Ruszyła czym prędzej ku wyjściu.
- Lotte - Feleena przypomniała syknięciem.
Alice złapała z przodu deskę, na której leżała Visser. Jej towarzyszka niedoli chwyciła z tyłu. Na szczęście nieprzytomna była lekka, a one obydwie niesione adrenaliną. Wyskoczyły z wozu strażackiego, jak gdyby wcześniej wielokrotnie to ćwiczyły i miały w tym dużo doświadczenia. Sweter w wylocie zapewnił im co najmniej kilka dodatkowych, cennych sekund.

Premier Holkeri - rozumiejąc, że wewnątrz pojazdu doszło do uwolnienia ładunku - prędko zatrzasnął drzwi za kobietami.
Znalazły się na zewnątrz.
Przeżyły.

Od razu dostrzegły Sharifa z bronią maszynową. Stał nad jednym ze strażaków, który leżał i jęczał na granicy przytomności. Wokół kałuże krwi lśniły w świetle latarni. Szkarłat cieknący po asfalcie wydawał się bardzo jasny, prawie że malinowy. Sączył się z nóg mężczyzny. Stracił dużo osocza pomimo zaciśniętych opasek.
- Jesteśmy przy ulicy Turuntie - Holkeri rzekł słabym głosem. - Sprawdziłem.

[media]http://i.imgur.com/2vT3mmA.jpg[/media]

Sharif prędko obrócił się, kiedy usłyszał szum silnika oraz pisk opon. Następnie spostrzegł światła samochodowe. Prędko nadjechał obcy pojazd - na dodatek dość charakterystyczny. Biała limuzyna z czarnym dachem.
- Poprosiłem szofera, żeby wziął największy samochód, jaki mam w garażu - dodał staruszek. - Tak, żeby zmieściła się w nim nasza towarzyszka.

Podszedł do limuzyny i otworzył drzwi. Wszedł do środka i zaprosił wszystkich jednoznacznym gestem. Z wnętrza dobiegał słodki głos Arethy Franklin, zapewniający o regularnej modlitwie za ukochanym. Zdawało się również, że w limuzynie nie ma żadnych innych pasażerów prócz - rzecz jasna - prowadzącym samochód.
- Szybko - Holkeri ponaglił zebranych. - Zanim przyjedzie policja.
Były premier bez wątpienia wolał uniknąć skandalu, jakim byłoby wystąpienie jego osoby w tytułach telewizji śniadaniowej i popołudniówek.
 
Ombrose jest offline  
Stary 02-06-2017, 14:27   #126
 
Szaine's Avatar
 
Reputacja: 1 Szaine ma wspaniałą reputacjęSzaine ma wspaniałą reputacjęSzaine ma wspaniałą reputacjęSzaine ma wspaniałą reputacjęSzaine ma wspaniałą reputacjęSzaine ma wspaniałą reputacjęSzaine ma wspaniałą reputacjęSzaine ma wspaniałą reputacjęSzaine ma wspaniałą reputacjęSzaine ma wspaniałą reputacjęSzaine ma wspaniałą reputację


- Lotte, Lotte… Lotte, kochana, walcz… Nie zniosę jeśli poddasz się… Nie możesz… Nie ty!
Otworzyła oczy, ale nic nie zobaczyła. Była to czerń czy pustka? A czy to nie to samo?
- Walcz, oni sami nie dadzą rady – rozbrzmiał ten sam głos, który ocucił z przymuszonego snu, znany jej głos, miły i kojący. - Musisz im pomóc…
Otworzyła usta, ale żaden dźwięk nie wydobył się z nich.
- Zacznij myśleć, inaczej, nieszablonowo, to nie jest coś co znasz, co już doświadczyłaś… Ale jesteś w stanie ingerować, kto jak nie ty? – Echo powtórzyło ostatnie słowa. – Proszę…
Zorientowała się, że nie miała ciała, nie mogła nic powiedzieć, bo nie miała ust, nic nie widziała, bo nie miała oczu, ale nagle poczuła co zrobić, jakby ktoś ją nakierował na właściwy tor myślenia, a może ona sama nimi tak pokierowała?
- Nie ciało, a myśl… - Zabrzmiał jej głos, inaczej niż zawsze, ale był jej.
- Dobrze – odpowiedział ten drugi, któremu ufała.
- To moja pamięć, myśli, nie dusza, miałaby kształt… - zastanawiała się jak określić gdzie znalazła się jej świadomość.
- Umarłabyś jeśli wyłączył by ci umysł, zabrał tylko ciało, prawie zabił… - Rozbrzmiał zatroskany głos, tylko czyj… Przecież znała go tak dobrze.
Zastanowiła się przez chwile. Znała ten głos, brzmiał inaczej, jak jej, ale znała go bardzo dobrze…
- Daniel! – Znów echo powtórzyło kilkukrotnie imię. – Przecież ty… Zwariowałam?
- Nie… Nie jesteś skłonna do tego, przecież wiesz, zbyt racjonalnie wszystko pojmujesz. – Zawahał się przez chwilę. – Nie umiem opuścić cię… Trwam przy tobie i trwać będę.
- Umarłabym gdyby nie ty?
Odpowiedziała jej cisza.
- Znów mnie ochroniłeś, jak wtedy.
- Jesteś dla mnie najważniejsza, nie umiem inaczej, nie chcę…
- Dziękuję…
- Lotte… Lotte nie odpływaj, nie możesz, walcz!



- Daniel?
- Jestem, zawsze…
- Nie wiem czy chcę.
- Musisz. Wiem, że to nie proste, ale ty jesteś w stanie. Ja sam nie poradziłbym sobie bez ciebie. Dobrze, że to ja umarłem.
- Nie mów tak.
- Wybacz, ale sama wiesz, że to prawda. Ja zabiłbym się, widząc ciebie martwą.
- Żałuje, że tego nie zrobiłam.
- Nie! Ty możesz być szczęśliwa, wierzę w to i nie straciłaś mnie, jestem, tylko nie ciałem, ale jestem i będę przy tobie.
- Obiecujesz?
- Tak.



- Kochana, nie możesz dłużej zwlekać, musisz wrócić, proszę.
- Dobrze, dla ciebie.
- Wiesz już, że jestem przy tobie i nie zostawię cię, pamiętaj.
- Będę.
Nagle pojawiły się okna bez framug, bez szkła, jakby ekran. Było ich kilka, każde pokazywały ruchomy obraz, każdy inny.
- Skup się. – Zabrzmiał łagodnie, ale motywująco głos Daniela.
Jeden z ekranów pokazywał przeraźliwe oblicze wilka, którego obraz zapamiętała jako ostatni. Kolejny przedstawiał leżących na kocu parę zakochanych, którzy wpatrywali się w spokojną toń jeziora, na której majaczyła czerwona kula. Następny nieznane jej osoby w wozie strażackim, ubrane w pełnym rynsztunku, które uwijały się szybko, będąc na akcji ratowniczej.
- Nie znam niektórych wspomnień.
- Bo nie są twoje, zapomniałaś o swoich zdolnościach?
- Nie używam ich.
- Nie świadomie, jesteś nieprzytomna, ale nie twój umysł i nie twoje moce.
- Przypadkowo sczytałam je?
- Najwyraźniej tak – odparł niepewnie Daniel.
- A to co? – Skierowała swoją uwagę na ekran pełen różnych kolorów, gdzie dominowały odcienie niebieskiego, czerwonego i fioletu.
- To moja moc, przekazałem ją, szczątkowo. Myślę, że część mnie rzeczywiście została w tobie - odpowiedział Daniel. - I to właśnie dlatego możesz posługiwać się moją mocą - dodał. - Chyba teraz, w tej postaci, jestem czymś więcej, niż tylko urojeniem.
- Bardzo chcę w to wierzyć – rzuciła Lotte, po czym dodała pewniej. - Emocje… Sczytywałeś teraźniejsze odczucia innych, więc to mnie teraz otacza?
- Tak…
Skupiła się przez chwilę na owym ekranie.
- Musi źle się tam dziać… Dominuje strach, przerażenie, bezradność.
Nagle poczuła coś dziwnego, jakby pojedynczy dźwięk bicia serca, choć wiedziała, że to nie to. Obraz na ekranach pokryły różnokolorowe nici.
- Co to? – zapytała.
- Nie wiem.
Barwna pajęczyna prędko oplątywała wszystkie ekrany wokół Lotte. Następnie jakby zaczęła wylewać się na zewnątrz obrazów. Sieci splatały się wzajemnie, a następnie rozszczepiały na drobne linki. Zdawać by się mogło, że dopiero teraz dostrzegła je, ale były tu tak naprawdę były tu od początku. Rzeczywistość wokół Lotte wypełniła biel, szkarłat, zieleń, granat, brąz i czerń. Barwnych nici było tak wiele, że wkrótce zaczął powstawać z nich kobierzec. Wnet spostrzegła wybrzuszeniem stworzonym z różnokolorowych pasm.
- Myślę, że miejsce, w którym jesteśmy, to więzienie - odezwał się nagle Daniel. - Ale ktoś bardzo usilnie próbuje cię z niego wyciągnąć.
Wyciągnięte w jej kierunku wybrzuszenie wyglądało niczym dłoń wyglądała jak ta ze Stworzenia Adama, fresku Michała Anioła.
- Gdybym była wierząca, to pomyślałabym, że to znak od Boga… Dobrze jednak wiem, że nie – odparła beznamiętnie. – Mogę tylko założyć, że albo nasi próbują mnie wyciągnąć, albo wróg chce coś osiągnąć…
Zastanowiła się przez chwilę w milczeniu, odczuwała zewsząd barierę, przez którą nie mogła przebić się, tak samo jak owa dłoń, którą spostrzegła.
- Zdecydowanie masz rację. – Rzuciła niespodziewanie. – To musi być więzienie, tylko jak się z niego wydostać. Oni nie przebijają się, ale ja nie czuję żebym mogła wydostać się…
- W ogóle niewiele możesz zrobić bez ciała - odparł Daniel. - Te ekrany pokazywały jednak jednoznacznie, że posiadasz przynajmniej to jedno narzędzie, jakim jest twoja moc. Potrafiłabyś sczytać tę dłoń. To prawda, że może należeć do wroga, jednakże… co masz do stracenia? Cokolwiek nie zrobisz, w tej chwili już tylko zyskasz - dodał. - Boisz się? - nagle zmienił temat. Nie do końca było jasne, obawę o co tak dokładnie miał na myśli.
- Niby masz rację, za wiele do stracenia nie mam… Czy boje się? – Odpowiedziała pytaniem na pytanie, choć nie skierowała go tylko do Daniela, ale także do samej siebie. – Zależy o co pytasz. Nie boję się, że tu zostanę na zawsze, ale boję się, że nie znajdę wyjścia z tej sytuacji, albo tego, że będę zdana tylko na czyjąś wolę. Wiesz, ze nie lubię być zależna od kogokolwiek. Nie chcę dożyć starości, co wiąże się z niedołężnością i uzależnieniem od kogoś… O to pytałeś?
Przez chwilę bart zbił ją z tropu, ale szybko skupiła się na sczytaniu nowego obiektu, który próbował przebić się do jej świadomości.
- Znam cię, Lotte. Jesteś moją siostrą. Zawsze byłaś niezależna, ja zresztą też. Pytam o coś innego - Daniel zawiesił głos. - Czy boisz się, że to nasza ostatnia rozmowa i stracisz ze mną kontakt po opuszczeniu więzienia?
Visser gwałtownie przerwała koncentrację, nie poznając kto jest po drugiej stronie. Przez dłuższą chwilę milczała.
- To jest ten powód, dla którego nie boję się tu zostać na zawsze…
- Jednak nie możesz zwlekać - szybko odparł Daniel. - Pamiętaj, zawsze będę przy tobie. Być może nie usłyszysz mojego głosu, nie doradzę ci, nie wesprę na duchu, nie obronię, lecz zawsze będę obok. Ale teraz… - zawiesił głos. - Teraz musisz już iść. Ale pamiętaj o tym, co ci powiedziałem.
- Wiesz, że mam problem z wiarą… - odparła ze smutkiem lecz po chwili dodała – ale musi być wyjątek od reguły. Nie miałabym jednak nic przeciwko żeby takie spotkania były częściej…

Urwała zdanie, koncentrując się na obcym obiekcie w jej umyśle. Wtedy doszło do połączenia. Lotte poczuła przedziwną energię, wzbierającą się w niej z każdą chwilą. Zaczęła sczytywać więzienie wokół niej, przez co wszystkie jego elementy - ekrany, nici, pasma, ręka - rozproszyły się niespodziewanie. Następnie ruszyły na Visser, która znalazła się w samym środku implozji. Zdołała bezboleśnie wchłonąć wszystkie odłamki, jak gdyby eteryczne otoczenie od samego początku stanowiło część jej osoby.

Nagle poczuła się zupełnie inaczej. Otworzyła oczy. Poruszyła ręką. Teraz na powrót odzyskała ciało, a przynajmniej takie odniosła wrażenie. Rozejrzała się niepewnie dookoła…
 
__________________
"Promise me this
If I lose to myself
You won't mourn a day
And you'll move onto someone else."
Szaine jest offline  
Stary 03-06-2017, 09:27   #127
MTM
 
MTM's Avatar
 
Reputacja: 1 MTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputację
Sharif podszedł do starszego mężczyzny i zwrócił się do niego przyciszonym głosem, jednak słyszalnym dla pobliskich osób.
- Panie premierze… Nie powinienem tego mówić, bowiem zabrania mi tego przysięga, ale ufam panu i mam nadzieję, że pan zaufa mi - powiedział spokojnie, patrząc mu w oczy. - Ten tutaj - Irakijczyk kiwnął głowę w stronę strażaka - jest członkiem mafii. Grupy przestępczej, którą mój oddział próbuje rozpracować, a która trawi wasze miasto. I wygląda na to, że padliśmy ofiarą ich zamachu. - Khalid zebrał całe swoje opanowanie, by zabrzmieć jak najbardziej autentycznie. I właśnie tak zabrzmiał. Między innemu dlatego, bo jego słowa były jak najzupełniej prawdziwe. Premier nieco tęsknie spojrzał do wnętrza limuzyny, ale wyszedł na zewnątrz i rozejrzał się dookoła.
- Mam wiele pytań - odparł staruszek, poprawiając grube okulary w złotej oprawce. - Ale z pana słów wynika, że tu i teraz jest bardzo niebezpiecznie… więc wolałbym zadać je gdzieś indziej.
W międzyczasie Ismo podbiegł do limuzyny i prędko wszedł do środka, nie oglądając się na nikogo. Chłopiec chyba rzeczywiście chciał jak najszybciej opuścić miejsce zdarzenia. Fluks stanął niepewnie w odległości pomiędzy nim, a Alice - nie wiedząc, czyją stronę wybrać.
- No dobra, dlaczego ktoś chciał mnie zabić? - Holkeri nie wytrzymał. - Rozumiałbym, gdyby było to dwadzieścia lat temu, kiedy piastowałem urząd. Ale teraz? Akurat teraz?

- Też chciałbym to wiedzieć - odparł tylko Sharif i podszedł do rannego strażaka. - Myślę, że trzeba go jednak zabrać. Niech ktoś mi pomoże go przenieść.
Premier obrócił się do wnętrza limuzyny.
- Chodź, Gabriel, pomożesz.
Wnet wyszedł kierowca pojazdu. Miał co najwyżej trzydzieści lat. Wydawał się wysportowanym, pewnym siebie mężczyzną. Krótkie, blond włosy, jasnoniebieskie oczy. Na jego prawym policzku widniało znamię w kształcie litery T.
- Oczywiście - odparł Holkeriemu. Następnie zwrócił oczy na Sharifa. - Potem przetransportujemy nieprzytomną, jeżeli się nie mylę. W środku powinno starczyć miejsca dla wszystkich.

Jeżeli Gabriela dziwiła sytuacja, to nie dawał tego po sobie poznać. Widać jego zaufanie względem byłego premiera było bezgraniczne - a przynajmniej na tyle duże, że nie zadawał żadnych niepotrzebnych pytań. Zapewne Holkeri wcześniej wyjaśnił mu przez telefon jak prezentuje się sytuacja.
Sharif kiwnął głową do Gabriela i podszedł do rannego, chcąc złapać go pod pachy i razem z człowiekiem premiera przenieść go do środka.
 
__________________
"Pulvis et umbra sumus"
MTM jest offline  
Stary 05-06-2017, 13:02   #128
 
Ombrose's Avatar
 
Reputacja: 1 Ombrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputację
Wizja Lotte: część pierwsza

Znajdowała się na plaży. Dziesięć metrów przed nią morze smętnie obijało się o brzeg. Nawet w nocy, która pokrywała niebo, można było dostrzec, jak krystalicznie czysta jest woda. Lotte odniosła wrażenie, że zna to miejsce. Już kiedyś, dawno temu była tu. Ani jedna pusta butelka po piwie nie obijała się o brzeg. Nagle zatrzymała się i zrozumiała. Ludzkość jedynie delikatnie dotknąła swą istotą Wyspę Wniebowstąpienia. Natura panowała tu prawie niepodzielnie i w swej istocie przystań na środku Atlantyku tak naprawdę pozostała dziewicza. Tyle że w rzeczywistości Wyspa Wniebowstąpienia już przecież nie istniała.

Lotte obróciła się. Ujrzała parking przy małym sklepie spożywczym, od którego biło jasne, neonowe światło. Nieopodal dostrzegła mężczyznę siedzącego na betonowych schodkach.
- Byłem przekonany, że już nigdy się nie zobaczymy - rzekł Takeshi. Uśmiechał się ciepło, lecz lekko melancholijnie. - Być może opatrzność jednak istnieje.
Zamrugała kilka razy oczami. Przeszło jej kilka myśli przez głowę. Jedna z nich mówiła wyraźnie, że zwariowała, albo umarła. Była też inna, trochę cichsza, mniej wyraźna, która wskazywała wiarę, że może to nie o to chodzi, że jest w tym coś więcej i nie warto czasem upraszczać.
- Ja też – odparła z początku krótko, po czym nagle wypaliła – jesteś zły na mnie?

Mężczyzna wstał i wwiercił w nią spojrzenie. Wyglądał dokładnie tak, jak go zapamiętała. Wszystko wokół wydawało się dokładną repliką English Beach. Nawet wilgotny wiatr muskał twarz Lotte z identyczną zapalczywością, co wtedy.
- Zły? - Takeshi powtórzył to słowo. - Dlaczego miałbym być zły na kogoś, kto nie zostawił mnie, mimo że w chwili słabości o to prosiłem? Ryzykowałaś swoje życie dla mnie, Lotte - mężczyzna dodał. - Nigdy nie spotkałem nikogo równie silnego, opanowanego, rozsądnego i profesjonalnego, a jednocześnie dbającego o innych, empatycznego i… - jego głos na chwilę załamał się. Odwrócił się od Visser i spojrzał na fale rozbijające się o brzeg Wyspy Wniebowstąpienia. - I jestem zły tylko i wyłącznie na siebie, że dałem się wtedy podejść. Trenowałem, aby być w stanie ochronić tych, na których mi zależy - ukradkiem spojrzał na Lotte - ale nie mogłem obronić nawet samego siebie. Tak mi wstyd - dodał szeptem. - To żrąca plama na honorze, której już nigdy nie zmyję. Jednak w tej chwili ma znaczenie coś innego - nagle zmienił temat. - Jak to możliwe, że tutaj jesteś, Lotte? Czy ty… czy ty też nie żyjesz? - zadał pytanie przez zaciśnięte gardło.
Visser odetchnęła z ulgą, gdy usłyszała jego słowa. Przez cały czas zastanawiała się czy jej upór był właściwy w tamtej sytuacji, czy dobrze zrobiła, nie chcąc dawać mu umrzeć, walcząc o niego. Teraz właśnie usłyszała, że jest jej wdzięczny za to. Nawet jeśli był to wybryk jej wyobraźni, to mimo wszystko kamień spadł jej z serca. Tak jak przyjemność sprawiła rozmawianie z Danielem.
- Nie wiem, chyba nie. – Odparła dopiero po chwili, z lekkim uśmiechem na twarzy, wpatrując się w Takeshiego. Czuła, że to ostatni raz jak go widzi, znowu ten „ostatni raz”. Mimo to cieszyła się z tej chwili, zacierała ona smutek, który schował się gdzieś na drugi plan. – Jakiś piekielny ogar spojrzał mi w oczy i straciłam kontrolę nad sobą i rzeczywistością. Jeszcze do niedawna była tylko moja świadomość. Teraz mam już ciało, choć dalej jestem w nierealnym miejscu i czasie.

Takeshi ponownie usiadł na betonowych schodach. Zamyślił się.
- To przypomina mi czasy, kiedy zostałem zwerbowany do IBPI. W japońskiej mitologii występuje panteon duchów znanych jako "kami". Istnieją miliony różnych kami, ale najstraszniejszym z nich jest Inu-gami. To pies-bóg, który zostaje przywoływany tylko do wyrządzenia niewyobrażalnej przemocy. Powodzie, ludobójstwa, pożary. W przypadku moich rodzinnych stron Inu-gami wezwano do wywołania trzęsienia ziemi. Z cudem przeżyłem - Takeshi zagryzł wargę. - Detektywi, którzy pełnili wtedy służbę i mnie zwerbowali, powiedzieli, że w różnych kulturach są podobne legendy. Moddey Dhoo z Isle of Man, albo Huay Chivo z wierzeń Majów. W Szkocji obawiano się Cu Sitha, w Paragwaju to Teju Jagua siał zamęt i terror. W Chinach straszył Panhu, na Grenlandii Adlet, w Finlandii Surma. Często to jacyś ludzie przywołują straszliwego ogara do własnych, niecnych celów - dodał. - A gdzie ty znajdowałaś się, zanim zostałaś zaatakowana?

Takeshi wydawał się nagle silniejszy i znacznie pewniejszy siebie. Pomysł, że mógłby pomóc Lotte w misji, bez wątpienia dodawał mu energii.
Kobieta usiadła obok niego jak niegdyś. Wtedy nie wiedziała, że to jedne z ostatnich chwil jakie spędzili razem. Zapewne teraz też tak miało być.
- Wydawało mi się, że „kami” to bóg… Byłam w Finlandii. – Trafiliśmy na pewien kemping, zachciało mi się spaceru wzdłuż jeziora i pojawił się ten ogar, wilk, cholera wie jak to nazwać. Zaczęłam uciekać, w pewnym momencie on na mnie spojrzał i tak koniec, jestem tutaj. Sprawa, na którą nas wysłano ma coś wspólnego z tym co mówisz. Chodzi o pożar hotelu, dosyć gwałtowny, a w oddali słychać było wycie wilków…
Zastanowiła się przez chwilę, bo nie dość, że Takeshi przypomniał jej o toczącej się sprawie, którą miała rozwiązać, to zdała sobie sprawę z tego, że to co ją uwięziło, może mieć wiele wspólnego z pożarem o którym właśnie wspomniała.
- A czy masz pomysł, kto mógł wysłać tego psa na ciebie? - zapytał Takeshi. - Tak czy tak, w tej właśnie chwili jesteś zapewne bezpieczniejsza, niż kiedykolwiek wcześniej w tej Finlandii. Jeżeli… skoro wciąż żyjesz - mężczyzna poprawił się - to zapewne wróg musiał dojść do wniosku, że cię wykończył i zostawił na pewną śmierć. Ale ty w rzeczywistości przetrwałaś… Jak zawsze zresztą - Takeshi uśmiechnął się.
- Wysłał na mnie? – Zapytała lekko zaskoczona, przeniosła wzrok z mężczyzny na morską toń. – Wyglądało to na przypadek, wiesz: złe miejsce, zła pora. Przyznam, że jeśli ktoś to zaplanował, to musiał zdobyć informacje dużo wcześniej… Nie minęła nawet doba od przejścia przez portal. Był jakaś ósma rano, a poszłam na spacer około dziewiętnastej – zaczęła liczyć, aby upewnić się co do prawdziwości swojego stwierdzenia. – Nie zaczęliśmy nawet śledztwa, bo po trudnych chwilach spędzonych w ciasnej gablocie, nadmienię tu brak tlenu i zmęczeniu większości detektywów, pojechaliśmy odpocząć w zaciszne miejsce. To chyba nie możliwe, aby wrogowie wiedzieli o nas…
- Zgodziłbym się w zupełności, ale według mnie to za duży zbieg okoliczności. To musiałby być naprawdę wyjątkowy pech, gdybyś zupełnym przypadkiem natrafiła na ogara rodem z piekieł. Jeszcze gdybyś kręciła się na miejscu zbrodni przez wiele dni… Ale minęło zaledwie kilkanaście godzin, i to odpoczynku w jakimś zacisznym miejscu. Szansa, że to przypadek… - Takeshi pokręcił głową i westchnął. - Myślę, że to zostało zaplanowane… Może nawet jeszcze przed tym, jak znaleźliście się w Finlandii - zawiesił głos, po czym zmienił temat. - Czy jest spokojnie w Portland ostatnimi czasy? W jakich okolicznościach zostaliście wysłani na misję? Czy to możliwe, że ten ogar jest aktem zdrady kogoś ze strony IBPI? - zapytał. - Zapewne to brzmi, jak bym miał paranoję, ale ostatnimi czasy… To znaczy ostatnimi czasy z mojej perspektywy, mieliście w Portland dwóch członków Kościoła Konsumentów. Russela Hayesa i Josha Poego. Być może był jeszcze ktoś trzeci i specjalnie wysłał was w paszczę lwa… czy też może raczej wilka.
 
Ombrose jest offline  
Stary 05-06-2017, 13:08   #129
 
Szaine's Avatar
 
Reputacja: 1 Szaine ma wspaniałą reputacjęSzaine ma wspaniałą reputacjęSzaine ma wspaniałą reputacjęSzaine ma wspaniałą reputacjęSzaine ma wspaniałą reputacjęSzaine ma wspaniałą reputacjęSzaine ma wspaniałą reputacjęSzaine ma wspaniałą reputacjęSzaine ma wspaniałą reputacjęSzaine ma wspaniałą reputacjęSzaine ma wspaniałą reputację
Wizja Lotte: część druga

- Teraz jak tak mówisz, to twoja paranoja ma rację bytu. – Odparła, mając nieodparte wrażenie jakby mężczyzna znał jej historię i tylko dla dramatyzmu trafiał w sedno słowami. – Działo się źle w Portland, okoliczności w jakich nas wysłano były nagłe, w ogniu walki, śmierci i ogromnego chaosu. KK zaczęli eliminować nas, ja też byłam na ich liście płac… Ale miałam szczęście w nieszczęściu trafić na niezwiązanego z paranormalnością szaleńca, który mnie porwał… - Westchnęła, po czym dodała – mam dosyć tych kretów i walki z Kościołem, ta cała wojna, nie pisałam się na to wstępując do IBPI. – Machnęła ręką. – Teraz to nieistotne. Zastanawiam się kto mógłby być potencjalnym zdrajcą, bo wychodzi na to, że jesteśmy w sporym zagrożeniu, szczególnie ci co jeszcze żyją. Zabawne, zaczynam się zastanawiać czy w ogóle to zlecenie istnieje, czy nie jest wyimaginowane na potrzeby usunięcia nas. Tylko po co tyle zachodu na mało istotnych detektywów?
- Myślę, że zadajesz dobre pytania, ale odpowiedzi nie znajdziesz tutaj - Takeshi omiótł wzrokiem English Beach - lecz w Finlandii - dokończył. W jednym miejscu jednak bez wątpienia mylisz się. Nie wiem, z jakimi innymi detektywami znajdujesz się na misji, lecz już sama ty jesteś wystarczająco dobrym powodem, aby spuścić ze smyczy piekielnego potwora. Nie jesteś mało istotna, wręcz przeciwnie. Posiadasz unikalne moce, potrafiące odgadnąć nawet najbardziej ukrytą i pozornie zapomnianą przeszłość. Uwierz mi, że agencje wywiadowcze wszystkich krajów pozabijałyby się o ciebie. Potrafisz rzeczy, które są niedostępne dla żadnego szpiega, agenta, detektywa. Nawet nie potrafię sobie wyobrazić jak wiele misji w historii IBPI zakończyłoby się powodzeniem, gdybyś tylko była w drużynie. Przez samą moc Paranormalium już jesteś asem, a to dopiero początek twoich zalet. Jesteś bystra, nie tracisz głowy nawet w najtrudniejszych chwilach, twoja kondycja… Pamiętasz jak biegliśmy na szczyt przez wszystkie te kilometry bez wytchnienia? - Takeshi wskazał dłonią Zieloną Górę piętrzącą się w oddali. - I jeszcze do tego… jesteś piękna - spuścił wzrok nieco zawstydzony. - Jesteś kompletnym zaprzeczeniem kogoś mało istotnego. Kilka lat i mogłabyś być na szczycie IBPI, choć jak widać już teraz jesteś na tyle ważna, żeby posyłać Surmę twoim tropem.
- Nie wiem… - odparła, mimo że słowa mężczyzny były dla niej miłe. – Może moja upartość wystarczy żeby rozwiązać tą zagadkę, ale znów ktoś zginie… Gdy miesza się do tego Kościół, to zawsze ktoś ginie... – Oparła głowę o ramię mężczyzny, westchnąwszy przeciągle. – Może pomocny będzie ten cały szaman Aalto, jeśli istnieje.
Takeshi chwycił mocno dłoń Lotte. Kobieta poczuła, jak bardzo ciepła jest ręka Japończyka. Tak trudno było uwierzyć, że rozmawia ze zmarłym.
- Liczy się jedynie, żebyś ty nie zginęła - odparł mężczyzna. - Uważam tak i dlatego byłem początkowo zły, kiedy zdecydowałaś się narażać siebie, walcząc o moje życie - dodał, przenosząc wzrok na Zieloną Górę. - Opowiesz mi o tym szamanie Aalto? Przyznam, że posiadam jakiś… częściowy, bardziej instynktowny dostęp do twojej pamięci. Może dlatego, bo znajdujemy się bardziej w twoim umyśle, niż na Wyspie Wniebowstąpienia. Jednak konkretne rzeczy, takie jak nazwy, zdarzenia, czy imiona umykają mi - zamyślił się. Nagle drgnął, jakby przestraszony. - Nie chcę, żebyś myślała, że próbuję buszować ci w głowie. To się dzieje… samo.
- Domyślam się, w końcu jesteś wytworem mojej wyobraźni. – Uśmiechnęła się z lekkim smutkiem. – Aalto to ród szamanów. Ktoś z nich mógłby nam pomóc porozmawiać z „duchami” nazywanymi haltijami, które może odpowiedziałyby nam na to czy w pożarze były wykorzystane jakieś ich siły. Te duchy potrafią być od różnych sfer, od żywiołów, śmierć czy nawet kobiet. Przyznam szczerze, że na pierwszy rzut, to właśnie jego wzięłabym osobiście. Na bycie graczem kasyna, przestępcą, albo policjantem nie do końca nadaję się.
- Na pewno powinnaś podążyć tropem haltii. Pamiętam, jak rozpracowałaś tę szamankę, która stworzyła barierę wokół Zielonej Góry. Masz smykałkę do paranormalnych rzeczy. Jeżeli chodzi o policję… to mógłby być problem z językiem, jeśli się nie mylę. Jednak kasyno… czemu nie? Mogłabyś udawać zagraniczną turystkę. W tego typu ośrodkach nie byłabyś niczym niezwykłym - dodał. - Czy mogę? - zapytał, podnosząc dłoń Lotte i wpatrując się w jej wierzchnią powierzchnię.
- Zawsze mnie ciągnęło do nadprzyrodzonych spraw. Kasyno wydaje się zbyt przyziemne i tematyka nie w ciekawa dla mnie. – Odparła kiwając twierdząco głową na propozycję mężczyzny, chętnie poddając się jego dotykowi. Takeshi złożył pocałunek na dłoni Visser. Następnie odsunął się, a na skórze kobiety pozostał ślad w postaci drobnej malinki.
- Mam nadzieję, że kiedy obudzisz się, to mój znak będzie dalej w tym samym miejscu - rzekł. - Będzie to dowód, że to nie tylko sen, a ja nie jestem zaledwie wytworem twojej wyobraźni - dodał. - Mówi się, że ludzie po śmierci tak naprawdę nie giną, bo pozostają w pamięci bliskich. Być może coś w tym jest i te słowa są znacznie bardziej dosłowne, niż wydawałoby się - uśmiechnął się lekko. - A przynajmniej właśnie w to chcę wierzyć.

Piękna, biała mewa sfrunęła z przestworzy i usiadła tuż obok Lotte i Takeshiego. Jej dziób połyskiwał złoto w słabym świetle, a czarne oczy błyszczały jak guziki. Spojrzała z zainteresowaniem na parę, po czym poruszyła skrzydłami, lecz nie zerwała się do lotu.

- Rozumiem, że to już mój czas? – Zapytała spoglądając to na swoją dłoń, to na mewę. – Może będę miała możliwość przekonania się co było prawdą, a co moją imaginacją. Nie zależnie od wyniku i tak cieszę się, że mogłam z tobą porozmawiać, choć przez chwilę.
- Ja też, naprawdę odżyłem - rzekł, po czym na chwilę zamilknął i wybuchnął śmiechem, dostrzegając niezamierzoną dosłowność. Potem jednak zasmucił się. - Obawiam się, że tak, przyszedł już czas - odparł z wyraźną niechęcią. - Powiem ci tylko, komu z dużym prawdopodobieństwem możesz zaufać. Cała ekipa z Antarktydy jest bez wątpienia poza jakimikolwiek podejrzeniami. Tallah, Ed, Kate oraz Desmerais grają do właściwej bramki. Możesz też zaufać Yuki Hao, Seijiemu Mishimie. To moi przyjaciele - rzekł. - Na pewno jest znacznie więcej prawych członków, ale tylko za tych mogę z całą pewnością poręczyć - dodał.
- Desmerais nie żyje, zginął na wyspie, o ironio… - rozejrzała się dokoła. – Będę musiała skontaktować się z Tallah, może będzie w stanie jakoś pomóc. Seiji właśnie przeszedł do Portland jako Starszy Badacz, naprawdę w złym momencie… - Uśmiechnęła się lekko. – Nienawidzę pożegnań… Chociaż zastanawiam się jak stąd wyjść – dodała spoglądając na mewę.
- Myślę, że powinnaś dotknąć jej - rzekł Takeshi. - Być może to nie przypadek, że właśnie teraz do nas przeleciała - dodał. Następnie nachylił się, aby pocałować Lotte. Kobieta nie oponowała i odwzajemniła gest. Choć nie powinna, ponieważ to było bez sensu, celu i okraszone smutkiem, to wiedziała, że jeśli tego nie zrobi, będzie żałować. Zapewne to ich raz ostatni.
- Żegnaj – odparła gładząc go dłonią po policzku, patrząc mu głęboko w oczy, w których mogłaby zatracić się. Dlatego też nie przedłużała tej chwili. Odwróciła się w stronę mewy i kucnęła przy niej. – Sprawdźmy jak to działa.

Lotte powoli wyciągnęła rękę, aby dotknąć ptaka. Ten nie uciekał. Pogładziła jego skrzydła i zanim zdążyła zaoponować, poczuła, że zlewa się z nim w jedność. Jej ciało oraz sylwetka mewy połączyły się i zerwały razem w przestworza. Czuła pęd ciepłego wiatru, widziała piękne wody Atlantyku, statek MSC Poesię, Zieloną Górę. Spostrzegła Takeshiego, który wstał ze schodów i niemo przyglądał się jej postaci.

Visser szybowała coraz szybciej i coraz wyżej. Wreszcie wleciała pomiędzy chmury, przecięła niebo i znalazła się wśród gwiazd. Nie przestała lecieć, cały czas jej skrzydła wykonywały miarową pracę. Jednakże w międzyczasie straciła przytomność, opuszczając tym samym czasoprzestrzeń wizji.
 
__________________
"Promise me this
If I lose to myself
You won't mourn a day
And you'll move onto someone else."
Szaine jest offline  
Stary 16-06-2017, 23:21   #130
 
Vesca's Avatar
 
Reputacja: 1 Vesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputację
Alice wreszcie wydostała się na zewnątrz, wraz z drugą kobietą wynosząc Lotte. Dopilnowała, by Ismo i Fluks również wydostali się ze środka, a dopiero po tym trzasnęła drzwiami pojazdu.
- Sugeruję się od niego odsunąć. - rzuciła jeszcze do wszystkich, bo nie wiedziała ile czasu zajmie, nim gaz ulotni się i na zewnątrz, a nie wiadomo jaki miał zasięg rażenia i jak szybko rozniesie się w powietrzu.
Popatrzyła na Sharifa, który stał nad krwawiącym mężczyzną. Stąd te strzały. Harper rozejrzała się, spodziewając że zobaczy gdzieś swoją siostrę. Niestety to nie nastąpiło. Trochę zagubiona zerknęła znów na Sharifa. I co teraz? Były premier zasugerował, by się stąd wynieśli limuzyną. W obecnej sytuacji było to chyba najrozsądniejsze rozwiązanie, cała akcja bowiem mogłaby spalić na panewce, jeśli nie znajdą się w miejscu, z którego będą mogli wszystko bezpiecznie zaplanować...
- Sharif! Zabierzmy się stąd… - rzuciła do mężczyzny. Zerknęła na nieprzytomnego
- Może da radę go podwieźć do szpitala? - zaproponowała, zerkając na staruszka, kiedy ruszyła w stronę limuzyny, przy okazji uważając na Lotte i mając oko na chłopca i psa.

Holkeri przełknął ślinę i przybrał minę osoby, której pomysł nie podoba się, ale otwarte zaprotesowanie postawiłoby go w złym świetle. Lekko zmarszczył czoło i nieznacznie skrzywił się, po czym zagryzł wargę.
- Ratowanie wroga mogłoby wprowadzić nas w niebezpieczeństwo - rzekł. - Szpital to miejsce publiczne, jest dużo kamer, oczu, a po limuzynie to już chyba tylko słoń bardziej mógłby zwrócił uwagę. Myślę, że…
Feleena wyszarpnęła broń z dłoni staruszka, podeszła do strażaka i podsunęła lufę pod gardło.
- Nie ma czasu na pieprzenie się z żywymi trupami - rzekła. Strażak był wsparty na ramionach Sharifa i Gabriela. Irakijczyk miał ułamek sekundy, by zatrzymać kobietę przed wymierzeniem sprawiedliwości.

Detektyw szybko przekalkulował za oraz przeciw. Prawdą było, że sam chciał zabić napastnika. Nie mógł tego jednak zrobić przy premierze, a zwłaszcza Alice. Feleena zaś była chętna go w tym wyręczyć. I Khalid jej na to pozwolił.
Jedyne, co zrobił, to otworzył usta, jakby próbował krzyknąć i ją powstrzymać oraz udał zaskoczenie.
Rozległ się strzał. Bardzo szybko strażak wsparty o Gabriela i Sharifa zwiotczał do kategorii zwłok.
- Bądźcie mężczyznami - Feleena, czy też raczej Mary Colberg, żachnęła się na osłupiałe miny i weszła do limuzyny, w której na tylnym siedzeniu siedział Ismo. Chłopiec przylepił twarz do szyby, starając się dojrzeć jak najwięcej, ale nie wyszedł na zewnątrz.
- Myślę, że możemy go tu zostawić - Gabriel rzekł niepewnie, spoglądając na Sharifa.
- Wszystko w porządku!? - tymczasem premier Holkeri doskoczył do Alice, jak gdyby to ona dostała. Miał troskę wymalowaną na twarzy. - Proszę odwrócić wzrok - rozpostarł dłonie, chcąc po dżentelmeńsku oszczędzić jej widoku nieboszczyka.
Alice była osłupiała. Całą ta sytuacja. Czy ten ciąg śmierci nie miał mieć końca? Zmrużyła oczy gdy nastąpił strzał. Popatrzyła z delikatną pretensją, ale i zmieszaniem na Sharifa. Zaraz jednak zwróciła spojrzenie na staruszka. Uśmiechnęła się uprzejmie, lekko krzywo.
- Dziękuję bardzo… - powiedziała do Holkieri’ego, ale nie wyglądała na niezwykle wstrząśniętą, co raczej zasmuconą i zmęczoną.
- Teraz powinniśmy się zbierać czym prędzej. - zgodziła się i ruszyła do limuzyny, cmokając na Fluksa. W końcu Ismo siedział w środku, a on to już na pewno nie powinien tego oglądać.
Najwyraźniej chwila spokoju była nie dla nich…

- Tak, chyba nie ma sensu wozić ze sobą nieboszczyka - przytaknął Sharif i skinął na Gabriela, by pomógł mu odłożyć ciało na bok. Kiedy już to zrobili, Irakijczyk pobieżnie przeszukał postrzelonego. Mężczyzna jednak nie miał przy sobie nic prócz komórki, która szybko okazała się mało pomocna. Brak zapisanych wiadomości, kontaktów, rejestru połączeń - nic. W pozostałych kieszeniach strażackiego stroju Sharif nie znalazł nic, co by go zainteresowało.

Wnet wszyscy znaleźli się w limuzynie. Jedynie Gabriel skierował się do odgrodzonego od głównej części przedziału dla kierowcy.


Wnętrze okazało się prawdziwie luksusowe. Długi korytarz wyłożony dębowym parkietem, miękkie skórzane sofy z ozdobnym, świecącym obramowaniem. Gdy spojrzeli w górę, ujrzeli oszklony otwór w suficie, za którym wisiało czarne niebo. Mnogość najróżniejszych światełek, miękkość tkanin, piękny zapach odświeżacza i głos Arethy Franklin. Detektywi znaleźli się w zupełnie innym świecie. Na samym środku kusił szeroki barek z wbudowanym telewizorem. Kilkanaście kieliszków jedynie czekało na użycie.
- Czy ktoś chciałby trochę brandy? - premier Holkeri zaproponował serdecznie. Bez wątpienia jego uprzejmość była swoistym mechanizmem wyparcia na wszystkie wydarzenia, których do tej pory był świadkiem.
- Jestem trochę głodny - rzekł Ismo. Fluks zaszczekał potwierdzająco. Staruszek podał mu misę krakersów, na którą chłopiec rzucił się bez najmniejszego wahania.
- Proponuję wszystkim gościnę - kontynuował gospodarz. - Oraz pokój w mojej rezydencji. Chętnie poznałbym was wszystkich - dodał, choć jego głos zadrżał, kiedy spojrzał w kierunku Mary Colberg. - Przyznam, że mam również pytania, które chciałbym zadać. Najlepiej w okolicznościach wspólnej kolacji - skinął głową. - Czy mogę zadzwonić do kucharza, by rozpoczął należyte przygotowania?

Sharif przyglądał się ukradkiem starszemu mężczyźnie, jakby w duchu rozpatrując jego propozycję. Faktem było, że stracili swoją chwilową kryjówkę, rozdzielili się, a na dodatek zostali wytropieni przez mafię. Jednak czy mogli wykorzystywać pana Holkeria w swoich celach? Jak długo on mógł ciągnąć swoją bajkę o policjancie? Khalid wyłapał to, jak Alice nazwała go po jego imieniu. Nie potrwa to długo, kiedy zacznie ich rozpracowywać. O ile już tego nie zaczął robić.
Irakijczyk podsunął się do rudowłosej.
- Co o tym myślisz? - zapytał cicho. Starał się jednak nie szeptać, by nie wyjść na niegrzecznego.
Kiedy starszy mężczyzna zapytał kto ma ochotę na brandy, tym razem Alice zamiast po prostu milczeć, albo zaprzeczyć, uniosła lekko dłoń.
- Ja się skuszę - oznajmiła.
W międzyczasie Ismo oznajmił, że jest głodny. No tak, nic się dziwić nie można, chłopiec nie wrócił na obiad, a potem tyle się działo… Harper pomyślała o jego biednej matce. Zastanawiała się co teraz zrobić. Może rzeczywiście zostanie opiekunką dla jednego porzuconego psa i zagubionego chłopca nie będzie takie złe? Alice pogłaskała Ismo znowu po głowie, a tymczasem słysząc słowa byłego premiera uśmiechnęła się lekko
- Bylibyśmy bardzo wdzięczni za odrobinę pomocy. Los postanowił nam bowiem spłatać o jednego figla za dużo, jakby się mogło zdawać. - Teraz zerknęła na Sharifa, a jej słowa do Holkieri’ego powinny być dla niego już swoistą odpowiedzią. Spojrzała w oczy towarzyszowi swej niedoli, wyglądała znów na tak zmęczoną, jak wtedy, nim przyjechali do obozu
- Sądzę, że przynajmniej na razie dobrze będzie skorzystać z pomocnej dłoni. Przynajmniej póki nie ustalimy co dalej… Co z pozostałymi i co poleca zrobić ‘góra’. - odpowiedziała mu spokojnie i lekko ściszonym tonem. Po chwili oparła się o oparcie i czekając na swoją szklaneczkę brandy, zmrużyła lekko oczy. Zamilkła i spoważniała, zaczynając śledzić wszystkie wydarzenia ostatnich dni i wszystkie informacje które zebrała o sobie i o wszystkim naokoło siebie. Miała mnóstwo pytań, ale brak czasu, by je zadać. Chwila spokoju może znów pozwoli jej coś z tym uczynić? Liczyła na to.
 
__________________
If I had a tail
I'd own the night
If I had a tail
I'd swat the flies...
Vesca jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 22:52.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172