Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 24-05-2017, 00:58   #110
Pipboy79
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Kevin "Cobra 222" Walker - pilot z fantazją



Rozmowa z Tomem


- O! - Kevin krótko skomentował wiadomości od Mervina. Drugi z pilotów trochę zaskoczył go tym przypomnieniem o tej sprawie więc chwilę trawił w głowie co oznaczają te wiadomości. - Aha. Czyli jednak paw. Z miejscową domieszką. - podsumował wiadomości. Podrapał się po szczęce kciukiem. Okey. Ktoś w garażu puścił pawia. A wcześniej pewnie zjadł albo wypił coś miejscowego. No i tyle. Bez identyfikacji tego czegoś właściwie nadal nie wiedział co to by miało oznaczać. On sam z chłopkami na wyprawie zwiadowczej na północ też zjadł miejscową sztukę mięcha ale jakoś fartem ale mu się udało wyjść bez konsekwencji. Właściwie wszystkim im się chyba udało.

Ale to była cała planeta z własnym ekosystemem. Równie dobrze ktoś mógł wszamać coś bardziej toksycznego niż im się przytrafiło. Ale na biochemii i toksykologii się nie znał więc był zdany na pracę innych speców. Może jak zidentyfikują ten obcy czynnik to ustalą skąd się mógł wziąć i jaki mieć efekt na tego co go spożył? I jak to spożył. Świadomie? Nieświadomie? Został jakoś inaczej ukąszony czy zaatakowany tą toksyną? - Dzięki Tom. Zobaczymy co z tego wyjdzie, może coś się wyjaśni. - położył dłoń na ramieniu Mervina dziękując mu za pamięć i przekazaną wiadomość.



Wieczorna narada



- Okey to może ja zacznę pierwszy? - zaproponował Walker patrząc najpierw na Amira. Ten zapraszająco wzruszył ramonami dając znać, że nie ma nic przeciwko. Gdy "Cobra 222" powiódł spojrzeniem po reszcie zebranych też nie dostrzegł wyraźnego sprzeciwu.

- Dobra, zacznę od tego, że będę mówił głównie jako pilot. - zaznaczył zerkając to na ex-pułkownik to na Adrę i resztę komandosów. Przyjmował do wiadomości, że reszta może mieć inne priorytety i punkty widzenia ale on mówił za siebie jako jeden z pilotów mających sterować główną maszyną w tym przedstawieniu.

- Biorąc pod uwagę jak liczną posiadamy flotę statków powietrznych i jakimi rzeszami wyszkolonych pilotów do ich obsługi dysponujemy myslę, że bezpieczeństwo maszyny powinno być dość istotne. Po prostu niezbyt mamy ją czym zastąpić. - Walker zaczął od najważniejszej sprawy. Mieli przecież aż... Dwa latadełka. Z czego jedno to już minimum do komunikacji "pionowej" z orbitą to nie uśmiechało mu się go ruszać do czegoś innego. Więc do "czegoś innego" zostawało im aż jedno o którym właśnie było mowa. No i jak tyle czasu był uziemiony brakiem możliwości rozpostarcia skrzydeł w przestworzach myśl o stracie maszyny była mu szczególnie niemiła.

- Drugi wariant jest szybszy i bardziej śmiały. Jest też bardziej ryzykowny i dla maszyny i dla desantu. Taki manewr sprawdza się przy dominacji w powietrzu i braku środków przeciwlotniczych. Ewentualnie przy całkowitym zaskoczeniu przeciwnika. Wystarczy jednak jeden operator radaru czy nawet automatyczne sensory by wszcząć alarm. Ponieważ nie są mi znane dane o środkach obrony i ostrzegania na miejscu akcji nie polecam tego wariantu. Może być jako ostateczność gdy na przykład przyszłoby nam ewakuwać w trybie doraźnym nasz desant. - zaczął omawiać sprawę od wariantu który mniej mu leżał. Latadełko było fajne, zwinne, miało fenomenalny zasięg ale pod względem możliwości przetrwania jakiegokolwiek ostrzału czy nawet pośredniego trafienia no to z żywotnością i pancernością prezentowało się bardzo słabo. W takich lekkich maszynach więc główna obrona polegała na pozostawaniu niewidocznym. Latanie pod radary wroga jakoś mało mu się kojarzyło z pozostaniem w ukryciu. I pewnie, możnaby liczyć, że w nocy, że zaskoczenie, że będą spali, że będzie dobrze. Można. Ale no wystarczyłby jeden nerwus z wyrzutnią czy bronią ciężką by trafić w ich latadełko. Zaś komutery, automaty i radary mogły działać na automacie więc pora doby nie robiła im różnicy.

- Pierwszy wariant bardziej mi się podoba. Można dość bezpiecznie posadzić maszynę na wodzie. Z niej wypuścić z ładowni ponton albo nawet przybić do brzegu i wysadzić desant. Wyciszona jednostka w dolinie rzeki powinna być skrajnie trudna do wykrycia. Radary działają po linii prostej więc nawet drobne wzniesienie czy zakole rzeki albo las może nas ukryć. Więc to powinno się udać. W razie potrzeby można też w trybie alarmowym poderwać maszynę i ewakuować desant z powietrza tak samo jak w wariancie drugim. - Walker omówił dla porównania podstawowe cechy pierwszego wariantu. Z tych dwóch ten mu się wydał bardziej optymalny. Przynajmniej pod względem skrytego podejścia pod cel dawał im większe pole do popisu.

- W obu wariantach jest trochę ryzyko bo nawet po udanym wykonaniu zadania trzeba jakoś odlecieć czy odpłynąć. Czyli uruchomić silniki. To zwiększa szanse wykrycia naszej jednostki. - podniósł palec ku górze dając znać, że dostrzega tu pewną trudność. Zakładał, że najfajniej jakby w ogóle zostali nie wykryci skoro chodziło o rekonesans. Przy wariancie "północnym" i dolot i odlot widziały mu się podobnie. Przy "południowym" dolot + spław rzeką już były o wiele dyskretniejsze. Ale odlot już nie tak bardzo bo zdając się na nurt rzeki w końcu dopłynęliby do samego obozu potencjalnego przeciwnika co niezbyt pewnie sprzyjało dyskrecji.

- Można to zminimalizować zatrzymując się odpowiednio daleko. Ale to już by wymagało ustaleń z grupą desantową. - wskazał palcem na Adrę i resztę komandosów. Tu musieliby jakoś znaleźć kompromis przy sprzecznościach. Bo dla maszyny najbezpieczniej było przyziemić i zatrzymać się jak najdalej od obozu i wrogich skanerów. Ale jak najdalej oznaczało dłuższą drogę do pokonania dla desantu czy łodzią czy z buta czyli dłuższe przebywanie na niebezpiecznym terenie i krótszy czas na samo rozpoznanie. Im by pewnie sprzyjało maksymalne skrócenie odległości jaką mają pokonać bo to skracało czas przebywania na niebezpiecznym terenie i wydłużało czas na właściwe zadanie no ale to właśnie sprzyjało wykryciu latadełka.

- Przydałaby nam się kotwica. Zacumowalibyśmy na miejscu po wysadzeniu desantu. - spojrzał teraz na Nae. Nie był na bieżąco jak wygląda ich misyjne latadełko więc nie był pewny czy zamontowano na nim taki wynalazek czy nie. Jakby mieli kotwicę czy coś podobnego mogliby przecępić bez zbędnego manewrowania i używania silników. Jeśli zaś nie zostaliby wykryci na dolocie a komandosom udałoby się też pozostać nie wykrytym podczas misji i powrotu to powinny być spore szansę na nadal niewykryty niski odlot na podobnych warunkach jak dolot.

Tego, że zostaną wykryci już na dolocie właściwie nie uznał za sensowne rozważać. Tego bowiem właściwie nie mieli na to wpływu ani możliwości przeciwdziałania. Choć na oko pilota postępowali wedle wszelkie znanej mu sztuki lotniczego kamuflażu. Jeśli tamci mieliby coś genialnego... No cóż. Mogli. Ale na to właśnie w tej chwili nie mieli wpływu więc nie widział sensu sobie tym głowy łamać. Dowiedzą się o tym gdy złapie ich wiązka wrogiego radaru albo pikanie alarmu od zmierzających ku nim rakietach. Gdyby zaś tamci nie mieli takiej typowej broni p.lot wówczas mogło być jeszcze przywozicie. Choć alarm pewnie utrudniłby zadanie zwiadowcom to jednak byli specami. Na oko Walkera to jeśli wszyscy reprezentowali poziom wyszkolenia jak blond ex-pathfinderka to nawet wówczas mieli szanse wykonać zadanie i uniknąć wykrycia. Wówczas pewnie tamci by uznali ich grava za jakąś wykrytą i spłoszona jednostkę rozpoznawczą.

Za południowym wariantem przemawiała mu właśnie sprawa przeciwdziałania ewentualnemu wykryciu. Gdyby tamci mieli tylko broń ręczną no mniej więcej w obu wariantach jeden grzyb. Ale jednak już przy zestawach przeciwlotniczych z prawdziwego zdarzenia mających zasięg mierzony w dziesiątkach kilometrów to już zecydowanie wolał lądowy wariant. Czy ściana lasu, czy koryto rzeki, czy jakakolwiek przeszkoda na lądzie pozwalała zniknąć z radaru, nawet dawała jakąś szansę oszukać ściągającą rakietę. Zaś otwarte morze było do takich manewrów beznadziejnie otwartym terenem. No chyba, żeby grav jeszcze nurkować się naumiał.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline