Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 26-05-2017, 16:06   #24
GreK
 
GreK's Avatar
 
Reputacja: 1 GreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputację
Noc druga

Coś
Przyjemny dreszcz przebiegł przez jego ciało, nastroszył włosy na skórze, wybudził z mocnego, pokrzepiającego snu. Przeciągnęło się i zastygło w wyczekiwaniu. Ślepe i głuche nie było już jednak nieporadne. Nie wiedziało jak, lecz wyrobiło w sobie nowy zmysł.
Czuło.
Czuło otoczenie.
Wyczuwało drgania powietrza unoszącego się wokół niego, jego kwaśny skład, chropowatą fakturę ścian, drobinki kurzu, rozchodzące się falami szuranie gryzonia w miękkiej strukturze butwiejących w kącie bulw.
Nade wszystko jednak czuło, wpadający przez otwarte piwniczne okienko... Efemeryczny, ulotny i ledwie wyczuwalny ślad...
To on przyprawił je o dreszcz podniecenia. To on sprawił, że postanowiło wstać i wzmocnione snem udać się na polowanie.

Decato
Tupot kilkudziesięciu par butów zmieszał się z głośnym nawoływaniem.
- TRZYMAĆ SZYK! - krótko, szczekliwie. - TARCZE! DO PRZODU! RÓÓÓWNOOO!

Grad kamieni nierównym staccato zagrał na tarczach, zagrzechotał o ścianę. Ktoś upadł. Wyrwana z bruku kostka, uderzyła niebezpiecznie blisko. Z przeciwnego końca placu Zamkowego, u wyjścia ulicy Szerokiej podniósł się triumfalny krzyk i prawie równocześnie jasny blask oświetlił walczące strony. Płonący wóz wtoczył się na środek sceny, roztrącając oddział tagmaty nacierający równym szeregiem na rozsierdzonych mieszkańców.

Było niebezpiecznie. Nieświadome, przesuwały się wzdłuż Zamkowych murów, unikając kolejnych zagrożeń. Przelatujący kamień, Tagmatoi ciągnący rannego, nadbiegające posiłki. Minęły szubieniczny podest. Gładko wygolony dryblas pochylał się nad leżącą kobietą. Jej blada twarz i sine, szare usta opływała kałuża szkarłatnej brei. Olbrzym ryknął przekrzykując rozgardiasz na rynku. Odwrócił się plecami do Decato i powolnym krokiem ruszył w kierunku tłumu. Straciły go z oczu. Rozejrzały się wokół. Coraz bardziej oddalały się od Zamku. Już, już zamierzały wrócić do dormitorium lecz wtedy wiatr zmienił kierunek i wraz z ciepłem i dymem palonego drewna i ledwie uchwytnym lepkim zapachem świeżej juchy przywiał coś jeszcze. Ciemność w niej poruszyła się niespokojnie. Decato zmrużyła oczy starając się dostrzec coś w mroku między kamienicami. Lecz poza głęboką czernią nie dostrzegły nic.

Brown.
W pogrążonych w mroku ulicach Zaułka było coś przerażającego. Szczególnie w tych dniach, czy raczej nocach. Dobrze, że chociaż rozgwieżdżone niebo dawało jako takie źródło światła. W cuchnących zakamarkach odcisnęły ślady ostatnie wydarzenia. Zabite deskami okna i drzwi. Trup z poderżniętym gardłem w rynsztoku, którego jeszcze nie wypatrzył ścierwnik.

Dziupla Cyrica była naszpikowana zmyślnymi pułapkami jak nadziewana kaczka farszem. Gdyby nie Utisha i Altija, to Brown musiał im przyznać, nie dotarłby do gniazdka w jednym kawałku. Mały pokoik na piętrze nie zawierał żadnych drogocennych przedmiotów, dlatego też obsesyjna chęć chronienia go pokrętnymi zasadzkami wydała się Brownowi śmieszna. Czyżby jego wychowanek popadał w podobne jemu szaleństwo? Niedaleko pada jabłko od jabłoni.

Jedna rzecz rzuciła mu się w oczy. Mały, gliniany flakonik z zatknietą korkiem szyjką i wypaloną na nim literą Σ . Sazedius! Jego firmowy znak. Wziął ją delikatnie w dwa palce i przyjrzał się dokładniej. W tym samym momencie poczuł bardzo wyraźnie smród trupiego odoru. Słodki, mdlący zapach.

- Zabij starucha! - usłyszał wyraźny szept tuż za sobą.

Wypuścił flakonik, zachwiał się i odwrócił łapiąc za ukrytą w łachmanach broń. Naczynie spadło i z głuchym dźwiękiem pękło rozlewając przezroczystą ciecz na brudne deski pomieszczenia.

- Ojcze, wszystko w porządku? - dziewczyny wpatrywały się w niego z mieszanką troski i przerażenia. Poza nimi w pokoju nie było nikogo.

- Coś powiedziała? - warknął starzec zdezorientowany.

- Wszystko w porządku?

Zdzielił ją otwartą ręką w twarz. Powinna czuć większy respekt przed nim.

- Do Sazediusa! - zarządził.


Decato
Zagłębiły się w uliczkę zostawiając za sobą gwar i zamieszanie na zamkowym rynku. Hałas stopniowo cichł pozwalając im otworzyć zmysły, skupić się nad tym, co odciągnęło je od centrum, pchając w trzewia miasta. Ciemne, kręte, wąskie wnętrzności, w których czaiło się zło. Czuły je wyraźnie. Jak lepki śluz zostawiany na swej drodze przez ślimaki. Pełzło tędy. Przyklejone do ściany kamienic. O! Tutaj ominęło porzuconą skrzynię, tam przystanęło nad rozlanymi nieczystościami. Czasami ślad zanikał na rogu ulic, rwał się, by później znowu pojawić, coraz wyraźniejszy.

Głośny skrzek, jak zgrzytnięcie zardzewiałych, rozwieranych wierzei rozdarł nocną ciszę. Jednocześnie coś na krótką chwilę przysłoniło blask gwiazd. Decato schyliła się gdy usłyszała tuż nad sobą łopot wielkich skrzydeł i coś smagnęło jej policzek. Skóra zapiekła. Poczuła cieknącą po twarzy krew. Odwróciła się.

Niebo było puste. Była sama. W wąskiej, cuchnącej szczynami alejce. Wyraźny ślad, którym podążała biegł dalej wgłąb nieznanej jej części miasta.

Brown
Mieli szczęście. Natknęli się na Cyrica przed norą alchemika. Sazedius, zatrudniany przez gildię sztukmistrz, mieszkał w tej samej części Zaułka. Do pracowni wchodziło się od podwórza, przez zawaloną rupieciami drewnianą przybudówkę, do głębokich piwnic, pełnych oparów chemicznych substancji.

Wyszli zza rogu ulicy gdy prawie na niego wpadli.

- Ojcze - zaskoczenie na jego twarzy było widoczne tylko przez ułamek sekundy.
 
__________________
LUBIĘ PBF
(miałem to wygwiazdkowane ale ktoś uznał to za deklarację polityczną)
GreK jest offline