Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-05-2017, 23:50   #2
Autumm
 
Autumm's Avatar
 
Reputacja: 1 Autumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputację
Alsharan Benerick Ashtari
sektor Lotus, Lotus Prime, klub "Akwarium"

Praca dla Kartelu w charakterze chemika-rezydenta i konowała z doskoku miała swoje niewątpliwe zalety. Od kiedy Alshran podjął brzemienną w skutki decyzję poświęcenia swoich niewątpliwych talentów na rzecz zorganizowanej przestępczości, nie mógł w zasadzie narzekać na brak czegokolwiek co, było solą jego życia: alkoholu, tytoniu, dragów... i panienek. Jego “dziupla” - połączenie laboratorium z szemraną salą chirurgiczną, mieściło się w piwnicy nocnego klubu ze striptizem (i innymi przyjemnościami) “Akwarium”, a do przywilejów rezydenta należał stale otwarty rachunek na barze i dostęp wszędzie tam, gdzie zwykli goście nie mieli czego szukać.

Jasne z takim zawodem były związane pewne niedogodności: zdarzające się czasem naloty policji czy konkurencji, okazjonalne awarie sprzętu i harówka przy większych zleceniach, ale która inna praca oferowała darmowe pokazy tancerek, odbywające się zaraz za drzwiami “biura”?

Cyrulik skończył niedawno pracę przy nastawie większej partii “wspomagaczy”, rozprowadzanych później wśród gości klubu - i teraz zażywał zasłużonego odpoczynku, sącząc drinka i leniwie gadając z podobnymi mu ekspertami na usługach Kartelu, okupującymi najlepsze miejsca przy scenie na której właśnie zaczynała swój występ rudowłosa dziewczyna. Jej biodra poruszały się hipnotyzująco, idealnie zsynchronizowane z bijącym z głośników basem, a tatuaże na jej niemal nagim ciele przemieszczały się płynnymi ruchami: wytatuowane na ramieniu maski stroiły miny i gadały coś niemymi ustami, a macki głowonoga pełzły w górę delikatnie obsypanego brokatem, wysportowanego ciała, obejmując ssawkami krągłe piersi i jędrne pośladki.

Skądkolwiek menedżer klub ją wytrzasnął, nowa tancerka była prawdziwą bronią masowego rażenia; nawet stojący przy mniejszych scenach faceci zagapili się na zmysłową, rudowłosą piękność, która tańczyła tak, jakby poza kawałkiem oświetlonej podłogi i wyrastającą z niego chromowaną rurą nie było innego świata. Ale wszystko, co dobre, kiedyś musi się skończyć. I tak dziewczyna w końcu zniknęła ze sceny, żegnana pożądliwymi spojrzeniami i cichymi westchnieniami. Czas mijał Ashtariemu przyjemnie; kilka drinków później, kiedy klientela nieco się już przerzedziła, a jemu lekko szumiało w głowie, ktoś przysiadł się do jego stolika. To była ruda tancerka, tym razem ubrana w “cywilne” ciuchy, jeśli tak można było nazwać opięty top i przylegające do ud spodnie z eskóry.

- Cześć! Widziałam jak na mnie patrzysz... chyba mam nowego fana, co? - roześmiała się perliście - Mów mi Robin. - wyciągnęła do mężczyzny ciepłą, delikatną dłoń - Słyszałam że u ciebie można dostać cukierki?

Cyrulik spojrzał w kierunku baru; zasady klubu były jasne - obsłudze wolno było brać tylko określone rzeczy, pod ścisłym nadzorem kierownictwa. Ale menadżer sali uniósł w górę kciuk; dziewczyna najwidoczniej zasłużyła. Nie miał przy sobie pełnego wyboru “słodyczy” więc trochę żartując, trochę się drocząc, namówił Robin, żeby zeszła razem z nim do jego podziemnego “królestwa”. Wybrała zielone kryształki - daleki analog metamfetaminy, znacząco podnoszący libido, i patrząc Alsharanowi prosto w oczy rozgryzła największy z nich pomiędzy karminowymi wargami. I przylgnęła ustami do jego warg, pozwalając zmieszanemu ze śliną narkotykowi przeniknąć na śluzówkę ust mężczyzny.

A potem poszło już szybko. Jej drobne ciało miało w sobie zaskakująco wiele siły i zwinności; czuł pulsujące pod jasna skórą twarde mięsnie, kiedy siłowali się z nagle cisnącymi ich ubraniami, a rude włosy i złote oczy niemal natychmiast objęły Cyrulika w bezwarunkowe posiadanie; szaleństwo narkotyku i wzmocnionej przez niego przyjemności wyniosło mężczyznę wprost w bezdenną otchłań ekstazy, i sam nie wiedział kiedy nawet zapadł w głęboki, ciemny sen, pokonany zalewającym jego umysł strumieniem rozkoszy, jaką niosła mu Robin.

***

Cytat:
Było wspaniale ;*

Przepraszam za bałagan,

R.
Pomarańczowe litery ekranu stojącego na nocnej szafce komputera tańczyły zmaltretowanemu Cyrulikowi przed oczami, kiedy w końcu się przebudził. Długo usiłował złapać ich sens; czuł się nadzwyczaj fatalnie, bardziej niż wskazywałoby na to zwykly kac i zjazd po dragach. Aż puścił sobie szybki skan medyczny; wyniki nie pozostawiały wątpliwości, że przytruł się czymś podobnym w działaniu do pigułki gwałtu - toksyną wyłączającą przytomność i świadomość na kilkanaście godzin, która atakowała organizm dopiero po określonym czasie. Sam świadomie na pewno nie brałby takiego gówna... ale może ostatnia partia jego własnej produkcji była czymś zanieczyszczona, a on to przegapił?

Robin, wbrew notce, nie zostawiła po sobie żadnego bałaganu. Z piwnicy nie zniknęło nic, poza wczorajszym batchem - ale ten równie dobrze mogła zabrać o poranku obsługa, bo ze wskazań zegara wynikało, że Alsharan przeleżał w betach ostatnie 15 godzin... a więc było długo po godzinie, o której zwykle zaglądał do baru, by omówić z menadżerem plan na następny nastaw i ewentualnie odebrać instrukcje od “góry” Kartelu. Na szczęście, jak na tą porę, muzyka nie nawalała specjalnie. Właściwe jej nie słyszał, co miało same zalety, bo w stanie, w jakim się znajdował - struty, na kacu, odwodniony i wściekle głodny (a także obtarty w niektórych wrażliwych miejscach oraz pogryziony i poorany na plecach czyimiś pazurkami), ostatnie czego potrzebował to wbijające się pod czaszkę basy.

Lodówka, oprócz imponującej kolekcji nie do końca opróżnionych flaszek i odczynników do produkcji dragów, nie zawierała nic, co mogło pomóc mu na ból istnienia. Ashtari wziął więc tylko szybki prysznic i postanowił wybrać się na górę, by zamówić u barmana jakąś “kurację” na zbolałą głowę.

***

Główna sala klubu, zwykle tonąca w błękitnym świetle, była zaciemniona i dziwnie cicha. W powietrzu unosił się jakiś dziwny, nieprzyjemny zapach, ale medyk nie bardzo potrafił zidentyfikować jego źródła. Czuł się paskudnie; żołądek wykonywał dziwne akrobacje, błędnik nie chciał działać jak należy, raz na kilka kroków gubiąc równowagę. W uszach mu szumiało, a wzrok rozmazywał się, z trudem skupiając się na szczegółach otoczenia.

W basenie ciemności, jakim w tej chwili było “Akwarium”, tylko jeden punkt przyciągał wzrok: łagodnie oświetlony bar.

Za barem stał zwalisty facet w ciemnych goglach i z brodą, ubrany w wojskowy pancerz, który popijał z wysokiej szklanki jakiegoś fikuśnego drinka z parasolką, a na stołku przy ladzie prężyła swoje wdzięki dobrze zbudowana kobieta o bordowych włosach, postawionych w pokaźnego irokeza i luźnym ubraniu, odsłaniającym wytatuowany dekolt. Tą dwójkę Ashtari widział po raz pierwszy w życiu. Poza nimi na razie nie było w zwykle tłocznym klubie nikogo.

Dziewczyna odwróciła się, słysząc kroki Alsharana i uśmiechnęła się do niego, szeroko wyszczerzając zęby.

- Popatrz Zack. To nasz spóźnialski! - zagadnęła “barmana”, kiwając głową w kierunku medyka, jakby zapraszała go do podejścia. - Ominęła cię fajna impreza, ‘Sharan... - pokręciła głową, jakby nie mogła tego przeboleć.
- Ominęła. I to przez narkotyki. Te nałogi go kiedyś zabiją, prawda, Zigg? - facet zza baru miał przyjemny, głęboki głos, ale zupełnie wyprany z emocji, jak robot, albo ktoś kto w życiu widział zdecydowanie za dużo.
- Może tak być. - odpowiedziała dziewczyna - Ale chyba nie musi się tym martwić teraz. Wcześniej zabije go Kartel...
- Albo prawo. - dopowiedział Zack - Tyle się ostatnio słyszy o wysokiej śmiertelności wśród więźniów na Markash... Wiesz... - zwrócił się do Zigg tonem, jakby opowiadał jakąś zabawną ciekawostkę - ...że średni czas życia skazańca w kolonii to całe cztery miesiące? Cztery! Wyobrażasz to sobie? Padają tam jak muchy...

Alsharan zrobił kilka kroków w kierunku dyskutującej sobie lekkim tonem parki. Cokolwiek chciał uczynić, w tej właśnie chwili jego struty organizm odmówił posłuszeństwa; przed oczami zatańczyły mu czarne plamki, a żołądek podjechał do gardła; zgiął się wpół, rzygając na podłogę wodnistą papką. Kiedy otrząsał się po gwałtownym ataku, na ziemi dostrzegł coś, co na chwilę przyciągnęło jego wzrok. Rozbite szkło; fragmenty szklanki z logiem klubu. Powiódł spojrzeniem za śladem kryształowych okruchów, by dostrzec, że zanurzone były w plamie czegoś ciemnego i lepkiego... czegoś co wypływało spod leżącego niedaleko ciała. Trup musiał być klientem klubu; ubrany był w elegancką koszulę i pasujące do kompletu spodnie. I nie miał głowy. A raczej miał mniej więcej połowę; górną część czaszki musiał przeorać wysokokalibrowy pocisk, rozbryzgując mózg i fragmenty kości po całej okolicy. W tej chwili światła w klubie zapaliły się jak na komendę, ukazując widok krwawej masakry: ściany były poryte śladami po kulach, podłoga lepka od krwi, alkoholu i wymiocin. Ciała gości i obsługi rozsiane były po całym parkiecie, pojedynczo i grupkami; ci, którzy uniknęli rozdeptania przez panikujący tłum, zginęli od skoncentrowanego ognia broni maszynowej. Nie trzeba było być specjalistą, żeby odgadnąć że napastnicy użyli railgunów - nie było mowy o wybieraniu celów czy przypadkowych ofiarach. Strzelano, by zabić wszystkich - bardzo, bardzo dokładnie. I bardzo krwawo.

Asthatri słyszał o takich akcjach. Opatrywał nawet człowieka, który brał udział w jednej z nich - głośnej swojego czasu strzelaninie w restauracji “@gama”, gdzie lubili zbierać się pomniejsi bossowie podziemnego świadka. Poszczególne “rodziny” Wolnej Floty, choć zjednoczone wspólnym celem, bynajmniej nie kochały się wielką miłością. Przeciwnie, tarcia i okazjonalne vendetty były na porządku dziennym. Ale medyk nie brał dotychczas w żadnej takiej akcji bezpośredniego udziału... i nie słyszał nigdy wcześniej o równie wielkiej masakrze.

- To nie nasza robota, jakbyś pytał. My nie odwalamy takiej fuszerki. - Zigg wzruszyła ramionami - Ale wiemy, kogo. I kilka innych rzeczy też wiemy. Na przykład coś o pewnej rudej pani. Może chcesz usiąść tu z nami i o tym wszystkim pogadać? Aha... - dodała lekko - Nie radziłabym ci teraz wychodzić. Na zewnątrz jest kilka ciężarówek SWAT’u, a chłopaki są lekko wkurwione, że muszą tyle czekać przed wejściem i z tych nerwów mogą kogoś przypadkowo postrzelić... A my nie chcemy żadnych przypadkowych i niewinnych ofiar. Przynajmniej jeszcze nie teraz! - posłała medykowi promienny uśmiech, zapewniający o jej najszczerszych i dobrych intencjach.
- Czego się napijesz? - spytał Zack, odstawiając drinka i przyjmując rolę barmana. Zigg przesunęła nogą jeden ze stołków, zapraszając Alsharana do usiąścia. Dwójka dziwnych “gości” spojrzała ciekawie na stojącego pośrodku sali mężczyznę, najwyraźniej czekając na jego reakcję.
 
__________________
"Polecam inteligentną i terminową graczkę. I tylko graczkę. Jak z każdą kobietą - dyskusja jest bezcelowa - wie lepiej i ma rację nawet jak się myli." ~ by Aschaar [banned] 02.06.2014
Nieobecna 28.04 - 01.05!

Ostatnio edytowane przez Autumm : 28-05-2017 o 00:11.
Autumm jest offline