Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Science-Fiction > Archiwum sesji z działu Science-Fiction
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 25-05-2017, 15:57   #1
 
Autumm's Avatar
 
Reputacja: 1 Autumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputację
[SwN] Per aspera ad astra

0. CZYŚCIEC


Kyle Preston
sektor Lotus, Markash, kolonia karna



To miała być prosta robota. Przerzut nieobjętego cłem transportu półproduktów do produkcji dragów z jednego sektora do drugiego, na pokładzie przemytniczego statku z załogą, która na na szmuglerce zjadła zęby. Nic, czego Kyle nie robiłby wcześniej i nic, co wiązałoby się z większym ryzykiem, biorąc pod uwagę staranne przygotowanie operacji, doświadczenie współtowarzyszy i to, że byli zaledwie maleńką kropelką w potężnej rzece kontrabandy, płynącej z i do Lotus Prime.

Miała być.

Miała być, bo kiedy po człowieku pełza kilka czerwonych kropek celowników laserowych, towarzysze leżą na glebie, a na mundurach napastników widać emblematy Policji Skarbowej - najbardziej bezwzględnej i efektywnej służby handlowego Konglomeratu Lotus - trudno jest wierzyć, że oferowana za fuchę kwota była współmierna do czekających go konsekwencji...

***

Sześć miesięcy to wystarczająco dużo czasu, żeby niektóre rzeczy dokładnie przemyśleć. Na przykład skąd KS wiedziała o ich kryjówce? Dlaczego policjanci wiedzieli dokładnie, gdzie szukać skrytek z towarem i nie dali się nabrać na perfekcyjnie legalne dokumenty przewozowe? Skąd mieli całą teczkę Prestona, w której skrupulatnie wyliczono większość przestępstw, które popełnił poza granicami układu i jurysdykcji Lotusa? I dlaczego uderzyli idealnie w momencie, kiedy część ekipy przemytników zawinęła się do domów, a pozostała zajęta była przeładunkiem?

Dostał pięć lat. Niski wyrok, bo tylko za współudział, ale większość zesłanych na Markash nigdy nie dotrwała do końca kary. Toksyczna atmosfera i mordercza temperatura, płynące rzeki lawy i regularne wstrząsy sejsmiczne - a do tego przestarzałe, zawodne systemy podtrzymywania życia i sypiący się sprzęt zbierały krwawe żniwo wśród więźniów, nie mówiąc o wewnętrznych porachunkach między konkurującymi ze sobą grupami przestępczymi, wydzierających sobie wiecznie brakujący tlen i żywność.

Preston trafił źle. To, że nie był z Lotusa, spowodowało, że nie został przyjęty do żadnego z lokalnych gangów, zapewniających ochronę i w miarę sprawiedliwy podział zapasów. Był skazany tylko na siebie - i nawet udawało mu się jakoś wiązać koniec z końcem, dopóki nie wybuch kryzys.

Konglomerat miał proste zasady względem więźniów: kolonia karna miała co sezon dostarczać określoną ilość surowców, wyrywaną rękami osadzonych z płonących trzewi planety. Jak było to osiągane na planecie, nikogo nie obchodziło; jeśli oddawany tonaż nie zgadzał się, Konglomerat po prostu zmniejszał ilość tlenu i żywności wysyłanych w dół. A stały dopływ więźniów gwarantował, że nawet skazanie na wymarcie całej koloni nie było dla nadzorców większą stratą.

I po kilku miesiącach względnego spokoju, przez które Preston ciułał zapasy, starał się umiejętnie nawigować w bagnie lokalnych układów i przeżyć w morderczym środowisku, słaby, ale stały strumień dostaw powoli zaczął wysychać. Najbardziej oberwali oczywiście "niezrzeszeni" - gangi nałożyły na nich coraz większe kontrybucje, podniosły cenę za tlen, mnożyły się napady i kradzieże. Po kilku tygodniach nikt już nie udawał nawet, że chodzi o cokolwiek innego niż własne przetrwanie, kosztem każdego innego. Gangi porywały każdego, kto nie miał odpowiednich "pleców", by przemocą i groźbą zmusić go do niewolniczej pracy przy wydobywaniu urobku - a potem zostawić na pewną śmierć z przepracowania i braku tlenu. Kto mógł, ten się ukrywał lub walczył - w obu przypadkach bez szans, bo podziemne schronienia były zbyt małe, by znaleźć w nich bezpieczne miejsce, a jakakolwiek broń bardziej zaawansowana od gazrurki znajdowała się w rękach gangsterów.

W końcu dopadli i jego. Nie miał szans, ale i tak bronił się dopóki mógł, broniąc swojego małego zapasiku butli z tlenem i kilkudziesięciu paczek liofilizowanej żywności. Rozbili mu nos, połamali co najemnej kilka żeber, rozerwali kombinezon. Mimo krwi zalewającej oczy i bólu obitego ciała walczył o życie; ostatnie, co zapamiętał zanim okrył go miłościwy mrok utraty przytomności, były wyszczerzone, okrutne twarze oprawców i lecąca w jego stronę końcówka elektrycznej pałki, strzelająca błękitnymi iskrami.

***

Kiedy otworzył oczy, bolało go dosłownie wszystko. Z pewnym zdziwieniem skonstatował, że żyje; nie miał na twarzy maski tlenowej, więc ciało odruchowo wstrzymało oddech w panice, ale nie poczuł na skórze szczypania toksycznych gazów; gdziekolwiek się znajdował, była tu sprawna klimatyzacja, umożliwiająca ludziom oddychanie bez pomocy kombinezonu. Pomieszczenie było małą, surową salką, z jednej strony mającą szerokie okno, wychodzące na wielką halę, której bezmiar ginął w mroku. Podłoga drżała i wibrowała, a skądś dochodził bezustanny huk maszyn.

Miał skrępowane ręce i nogi; ktoś rzucił go jak bezwładną lalkę na podłogę, koło kilku innych, podobnie związanych więźniów. Niemal wszyscy nosili ślady pobicia. Z poziomu podłogi Preston widział tylko ciężkie buciory nadzorców. Ktoś spokojnym głosem wyczytywał po kolei nazwiska; jeden z gangsterów podchodził wtedy do więźniów i po kolei wyciągał ich w głąb pomieszczenia.

- Kyle Preston. - jego nazwisko też padło. Ktoś brutalnie szarpnął go za ramiona i zmusił do powstania, uderzając pałką w żebra; zabolało jak cholera. Strażnik popchnął go na środek salki, sycząc do ucha ostrzeżenie, by nie próbował niczego głupiego.

W pomieszczeniu, prócz skrępowanych więźniów, znajdowało się kilku gansterów-nadzorców. Jednego z nich Kyle znał z widzenia; postawny Murzyn o ksywce Grimdark był tu kimś w rodzaj zarządcy, człowiekiem dysponującym największymi zapasami i mającym na usługach najbardziej niebezpiecznych więźniów.

Oprócz więźniów, trzymających się dalszej części sali, z przodu stała grupka ludzi, którzy na pewno nie byli osadzonymi: kilku żołnierzy w ciężkich pancerzach wspomaganych z logiem Lotusa oraz dwójka lżej ubranych osób: wyzywająco ubrana i umalowana kobieta i starszawy facet w ciemnych goglach. Kobieta trzymała w dłoni niewielki dataslab, z którego coś czytała. Za jej plecami widać było długi pomost z kratownicy, prowadzący do drzwi, z których wylewało się ostre, białe światło.

- To on. Przystojniejszy w rzeczywistości, niż na zdjęciu, co, Zack? - kobieta wyszczerzyła zęby do faceta w goglach. Facet wzruszył ramionami.
- Jest ostatni, Zigg. Rób co trzeba, nie mamy całego dnia. - oburknął i kiwnął palcem na Prestona. Strażnik odsunął się, pozwalając Kyle ruszyć się powoli naprzód, na tyle, ile pozwalały mu kajdanki.

- Kyle Preston... - dziewczyna chrząknęła i stuknęła kilka razy w pad - Odbyłeś jedną dziesiątą przewidzianej kary. Prawo Lotusa jest jednak nie tylko surowe, ale sprawiedliwe, pozwalające każdemu odkupić swoje winy. - puściła do Prestona oczko, jakby sama nie wierzyła w to, co czytała z ekranu - Dlatego zarząd Lotusa oferuje ci nie tylko amnestię, ale także wynagrodzenie części poniesionych strat i wyrównanie osobistych krzywd... O ile będziesz lojalnie współpracował i wykazywał szczerą chęć poprawy. Czy masz zamiar poddać się resocjalizacji? - spytała, unosząc palec nad komputerem. Stojący z boku Grimdark pokręcił powoli głową i spojrzał na stojącego na środku sali Prestona, spluwając na podłogę. Nawet wizg maszyn na chwilę przycichł, jakby cały świat skupił się, czekając na odpowiedź mężczyzny.
 
__________________
"Polecam inteligentną i terminową graczkę. I tylko graczkę. Jak z każdą kobietą - dyskusja jest bezcelowa - wie lepiej i ma rację nawet jak się myli." ~ by Aschaar [banned] 02.06.2014
Nieobecna 28.04 - 01.05!

Ostatnio edytowane przez Autumm : 29-05-2017 o 21:54.
Autumm jest offline  
Stary 27-05-2017, 23:50   #2
 
Autumm's Avatar
 
Reputacja: 1 Autumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputację
Alsharan Benerick Ashtari
sektor Lotus, Lotus Prime, klub "Akwarium"

Praca dla Kartelu w charakterze chemika-rezydenta i konowała z doskoku miała swoje niewątpliwe zalety. Od kiedy Alshran podjął brzemienną w skutki decyzję poświęcenia swoich niewątpliwych talentów na rzecz zorganizowanej przestępczości, nie mógł w zasadzie narzekać na brak czegokolwiek co, było solą jego życia: alkoholu, tytoniu, dragów... i panienek. Jego “dziupla” - połączenie laboratorium z szemraną salą chirurgiczną, mieściło się w piwnicy nocnego klubu ze striptizem (i innymi przyjemnościami) “Akwarium”, a do przywilejów rezydenta należał stale otwarty rachunek na barze i dostęp wszędzie tam, gdzie zwykli goście nie mieli czego szukać.

Jasne z takim zawodem były związane pewne niedogodności: zdarzające się czasem naloty policji czy konkurencji, okazjonalne awarie sprzętu i harówka przy większych zleceniach, ale która inna praca oferowała darmowe pokazy tancerek, odbywające się zaraz za drzwiami “biura”?

Cyrulik skończył niedawno pracę przy nastawie większej partii “wspomagaczy”, rozprowadzanych później wśród gości klubu - i teraz zażywał zasłużonego odpoczynku, sącząc drinka i leniwie gadając z podobnymi mu ekspertami na usługach Kartelu, okupującymi najlepsze miejsca przy scenie na której właśnie zaczynała swój występ rudowłosa dziewczyna. Jej biodra poruszały się hipnotyzująco, idealnie zsynchronizowane z bijącym z głośników basem, a tatuaże na jej niemal nagim ciele przemieszczały się płynnymi ruchami: wytatuowane na ramieniu maski stroiły miny i gadały coś niemymi ustami, a macki głowonoga pełzły w górę delikatnie obsypanego brokatem, wysportowanego ciała, obejmując ssawkami krągłe piersi i jędrne pośladki.

Skądkolwiek menedżer klub ją wytrzasnął, nowa tancerka była prawdziwą bronią masowego rażenia; nawet stojący przy mniejszych scenach faceci zagapili się na zmysłową, rudowłosą piękność, która tańczyła tak, jakby poza kawałkiem oświetlonej podłogi i wyrastającą z niego chromowaną rurą nie było innego świata. Ale wszystko, co dobre, kiedyś musi się skończyć. I tak dziewczyna w końcu zniknęła ze sceny, żegnana pożądliwymi spojrzeniami i cichymi westchnieniami. Czas mijał Ashtariemu przyjemnie; kilka drinków później, kiedy klientela nieco się już przerzedziła, a jemu lekko szumiało w głowie, ktoś przysiadł się do jego stolika. To była ruda tancerka, tym razem ubrana w “cywilne” ciuchy, jeśli tak można było nazwać opięty top i przylegające do ud spodnie z eskóry.

- Cześć! Widziałam jak na mnie patrzysz... chyba mam nowego fana, co? - roześmiała się perliście - Mów mi Robin. - wyciągnęła do mężczyzny ciepłą, delikatną dłoń - Słyszałam że u ciebie można dostać cukierki?

Cyrulik spojrzał w kierunku baru; zasady klubu były jasne - obsłudze wolno było brać tylko określone rzeczy, pod ścisłym nadzorem kierownictwa. Ale menadżer sali uniósł w górę kciuk; dziewczyna najwidoczniej zasłużyła. Nie miał przy sobie pełnego wyboru “słodyczy” więc trochę żartując, trochę się drocząc, namówił Robin, żeby zeszła razem z nim do jego podziemnego “królestwa”. Wybrała zielone kryształki - daleki analog metamfetaminy, znacząco podnoszący libido, i patrząc Alsharanowi prosto w oczy rozgryzła największy z nich pomiędzy karminowymi wargami. I przylgnęła ustami do jego warg, pozwalając zmieszanemu ze śliną narkotykowi przeniknąć na śluzówkę ust mężczyzny.

A potem poszło już szybko. Jej drobne ciało miało w sobie zaskakująco wiele siły i zwinności; czuł pulsujące pod jasna skórą twarde mięsnie, kiedy siłowali się z nagle cisnącymi ich ubraniami, a rude włosy i złote oczy niemal natychmiast objęły Cyrulika w bezwarunkowe posiadanie; szaleństwo narkotyku i wzmocnionej przez niego przyjemności wyniosło mężczyznę wprost w bezdenną otchłań ekstazy, i sam nie wiedział kiedy nawet zapadł w głęboki, ciemny sen, pokonany zalewającym jego umysł strumieniem rozkoszy, jaką niosła mu Robin.

***

Cytat:
Było wspaniale ;*

Przepraszam za bałagan,

R.
Pomarańczowe litery ekranu stojącego na nocnej szafce komputera tańczyły zmaltretowanemu Cyrulikowi przed oczami, kiedy w końcu się przebudził. Długo usiłował złapać ich sens; czuł się nadzwyczaj fatalnie, bardziej niż wskazywałoby na to zwykly kac i zjazd po dragach. Aż puścił sobie szybki skan medyczny; wyniki nie pozostawiały wątpliwości, że przytruł się czymś podobnym w działaniu do pigułki gwałtu - toksyną wyłączającą przytomność i świadomość na kilkanaście godzin, która atakowała organizm dopiero po określonym czasie. Sam świadomie na pewno nie brałby takiego gówna... ale może ostatnia partia jego własnej produkcji była czymś zanieczyszczona, a on to przegapił?

Robin, wbrew notce, nie zostawiła po sobie żadnego bałaganu. Z piwnicy nie zniknęło nic, poza wczorajszym batchem - ale ten równie dobrze mogła zabrać o poranku obsługa, bo ze wskazań zegara wynikało, że Alsharan przeleżał w betach ostatnie 15 godzin... a więc było długo po godzinie, o której zwykle zaglądał do baru, by omówić z menadżerem plan na następny nastaw i ewentualnie odebrać instrukcje od “góry” Kartelu. Na szczęście, jak na tą porę, muzyka nie nawalała specjalnie. Właściwe jej nie słyszał, co miało same zalety, bo w stanie, w jakim się znajdował - struty, na kacu, odwodniony i wściekle głodny (a także obtarty w niektórych wrażliwych miejscach oraz pogryziony i poorany na plecach czyimiś pazurkami), ostatnie czego potrzebował to wbijające się pod czaszkę basy.

Lodówka, oprócz imponującej kolekcji nie do końca opróżnionych flaszek i odczynników do produkcji dragów, nie zawierała nic, co mogło pomóc mu na ból istnienia. Ashtari wziął więc tylko szybki prysznic i postanowił wybrać się na górę, by zamówić u barmana jakąś “kurację” na zbolałą głowę.

***

Główna sala klubu, zwykle tonąca w błękitnym świetle, była zaciemniona i dziwnie cicha. W powietrzu unosił się jakiś dziwny, nieprzyjemny zapach, ale medyk nie bardzo potrafił zidentyfikować jego źródła. Czuł się paskudnie; żołądek wykonywał dziwne akrobacje, błędnik nie chciał działać jak należy, raz na kilka kroków gubiąc równowagę. W uszach mu szumiało, a wzrok rozmazywał się, z trudem skupiając się na szczegółach otoczenia.

W basenie ciemności, jakim w tej chwili było “Akwarium”, tylko jeden punkt przyciągał wzrok: łagodnie oświetlony bar.

Za barem stał zwalisty facet w ciemnych goglach i z brodą, ubrany w wojskowy pancerz, który popijał z wysokiej szklanki jakiegoś fikuśnego drinka z parasolką, a na stołku przy ladzie prężyła swoje wdzięki dobrze zbudowana kobieta o bordowych włosach, postawionych w pokaźnego irokeza i luźnym ubraniu, odsłaniającym wytatuowany dekolt. Tą dwójkę Ashtari widział po raz pierwszy w życiu. Poza nimi na razie nie było w zwykle tłocznym klubie nikogo.

Dziewczyna odwróciła się, słysząc kroki Alsharana i uśmiechnęła się do niego, szeroko wyszczerzając zęby.

- Popatrz Zack. To nasz spóźnialski! - zagadnęła “barmana”, kiwając głową w kierunku medyka, jakby zapraszała go do podejścia. - Ominęła cię fajna impreza, ‘Sharan... - pokręciła głową, jakby nie mogła tego przeboleć.
- Ominęła. I to przez narkotyki. Te nałogi go kiedyś zabiją, prawda, Zigg? - facet zza baru miał przyjemny, głęboki głos, ale zupełnie wyprany z emocji, jak robot, albo ktoś kto w życiu widział zdecydowanie za dużo.
- Może tak być. - odpowiedziała dziewczyna - Ale chyba nie musi się tym martwić teraz. Wcześniej zabije go Kartel...
- Albo prawo. - dopowiedział Zack - Tyle się ostatnio słyszy o wysokiej śmiertelności wśród więźniów na Markash... Wiesz... - zwrócił się do Zigg tonem, jakby opowiadał jakąś zabawną ciekawostkę - ...że średni czas życia skazańca w kolonii to całe cztery miesiące? Cztery! Wyobrażasz to sobie? Padają tam jak muchy...

Alsharan zrobił kilka kroków w kierunku dyskutującej sobie lekkim tonem parki. Cokolwiek chciał uczynić, w tej właśnie chwili jego struty organizm odmówił posłuszeństwa; przed oczami zatańczyły mu czarne plamki, a żołądek podjechał do gardła; zgiął się wpół, rzygając na podłogę wodnistą papką. Kiedy otrząsał się po gwałtownym ataku, na ziemi dostrzegł coś, co na chwilę przyciągnęło jego wzrok. Rozbite szkło; fragmenty szklanki z logiem klubu. Powiódł spojrzeniem za śladem kryształowych okruchów, by dostrzec, że zanurzone były w plamie czegoś ciemnego i lepkiego... czegoś co wypływało spod leżącego niedaleko ciała. Trup musiał być klientem klubu; ubrany był w elegancką koszulę i pasujące do kompletu spodnie. I nie miał głowy. A raczej miał mniej więcej połowę; górną część czaszki musiał przeorać wysokokalibrowy pocisk, rozbryzgując mózg i fragmenty kości po całej okolicy. W tej chwili światła w klubie zapaliły się jak na komendę, ukazując widok krwawej masakry: ściany były poryte śladami po kulach, podłoga lepka od krwi, alkoholu i wymiocin. Ciała gości i obsługi rozsiane były po całym parkiecie, pojedynczo i grupkami; ci, którzy uniknęli rozdeptania przez panikujący tłum, zginęli od skoncentrowanego ognia broni maszynowej. Nie trzeba było być specjalistą, żeby odgadnąć że napastnicy użyli railgunów - nie było mowy o wybieraniu celów czy przypadkowych ofiarach. Strzelano, by zabić wszystkich - bardzo, bardzo dokładnie. I bardzo krwawo.

Asthatri słyszał o takich akcjach. Opatrywał nawet człowieka, który brał udział w jednej z nich - głośnej swojego czasu strzelaninie w restauracji “@gama”, gdzie lubili zbierać się pomniejsi bossowie podziemnego świadka. Poszczególne “rodziny” Wolnej Floty, choć zjednoczone wspólnym celem, bynajmniej nie kochały się wielką miłością. Przeciwnie, tarcia i okazjonalne vendetty były na porządku dziennym. Ale medyk nie brał dotychczas w żadnej takiej akcji bezpośredniego udziału... i nie słyszał nigdy wcześniej o równie wielkiej masakrze.

- To nie nasza robota, jakbyś pytał. My nie odwalamy takiej fuszerki. - Zigg wzruszyła ramionami - Ale wiemy, kogo. I kilka innych rzeczy też wiemy. Na przykład coś o pewnej rudej pani. Może chcesz usiąść tu z nami i o tym wszystkim pogadać? Aha... - dodała lekko - Nie radziłabym ci teraz wychodzić. Na zewnątrz jest kilka ciężarówek SWAT’u, a chłopaki są lekko wkurwione, że muszą tyle czekać przed wejściem i z tych nerwów mogą kogoś przypadkowo postrzelić... A my nie chcemy żadnych przypadkowych i niewinnych ofiar. Przynajmniej jeszcze nie teraz! - posłała medykowi promienny uśmiech, zapewniający o jej najszczerszych i dobrych intencjach.
- Czego się napijesz? - spytał Zack, odstawiając drinka i przyjmując rolę barmana. Zigg przesunęła nogą jeden ze stołków, zapraszając Alsharana do usiąścia. Dwójka dziwnych “gości” spojrzała ciekawie na stojącego pośrodku sali mężczyznę, najwyraźniej czekając na jego reakcję.
 
__________________
"Polecam inteligentną i terminową graczkę. I tylko graczkę. Jak z każdą kobietą - dyskusja jest bezcelowa - wie lepiej i ma rację nawet jak się myli." ~ by Aschaar [banned] 02.06.2014
Nieobecna 28.04 - 01.05!

Ostatnio edytowane przez Autumm : 28-05-2017 o 00:11.
Autumm jest offline  
Stary 28-05-2017, 06:50   #3
 
Dhratlach's Avatar
 
Reputacja: 1 Dhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputację
[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=HyVTRZqeEIs[/MEDIA]

Praca dla Karteru może nie była nadzwyczajnie dochodowa, ale pozwalała bezpiecznie trzymać głowę nisko... a tego właśnie potrzebował. Miał ważną sprawę do załatwienia. Vendettę właściwie, ale nie o niej tutaj mowa... przyjdzie na to pora kiedy indziej...

Miał wszystko. Kąt do spania, laboratorium do pracy i naście pięknie rosnących roślinek o jednym szczególnym zastosowaniu... by się skuć jak świnia, a przy okazji i cały klub. Część już dojrzała do zbiorów, część jeszcze rosła wesoło, tak czy inaczej był potencjał! No i ten lazaret, jego chluba i miejsce nieboskich krzyków operowanych. No może trochę tutaj przesadzamy... przecież jego klienci to byli twardzi ludzie. Mafiozi, poplecznicy i ludzie od brudnej roboty. Choć kilka razy dane mu było operować jakiegoś gościa co to naraził się Kartelowi... nerka, serce, wątroba... to były cenne części zamienne!

No i była Robin... lisica wredna i nieokrzesana co to drapać umiała... a przynajmniej tak pamiętał bo teraz miał zgoła inny problem. Problem natury chemicznej. Ot, był struty. Bioscanner wskazywał że struł się substancją którą dobrze znał, a było to nic innego jak... tetro-enfernae amifilazja kwasu d-likospokowego... czyli bardzo podła substancja której nigdy by nie skosztował, a co dopiero polecił innym. Tak czy inaczej, umierał z głodu, suszyło go, zbierało się na mdłości, był diablo głodny... a to dopiero wierzchołek negatywnych odczuć które przechodziły przez jego ciało. Niemożliwe by partia jego dragów była tym zanieczyszczona... ta podła dziwka musiała mu to podsunąć!

Tak czy owak, notatka od Robin nie dawała żadnej odpowiedzi. Tylko pytania. Z bólem zwlókł się z łóżka i zaczął się ubierać. Szara koszula, czarne skórzane spodnie, brązowa kamizelka i gruba, brązowa, skórzana kurta... oraz wysokie wojskowe buty. jego strój powszedni. Musiał jednak zdjąć kurtę, by po chwili raz jeszcze ją założyć, bo z wycieńczenia zapomniał założyć szelek z kaburą i naładowanym rewolwerem. sprawdził jeszcze czy u pasa był nóż... był i tak gotowy ruszył by wydostać się z piwnicy i dostać się do baru... potrzebował lekarstwo na swoją niechcianą przypadłość!

Ledwo kontaktował, ale po puszczeniu pawia i zapaleniu się świateł przez chwilę stał jak wryty rozglądając się wokoło z trudną do sklasyfikowania miną. Kawałki układanki powoli zaczęły się ze sobą łączyć. Gdyby nie "prezent" od Robin byłby martwy, skądś wiedziała co się wydarzy... a cała ochrona terenu? Prawda, było parę trupów, głównie z ochrony "Akwarium", a co z ochroną laboratorium i hodowli? Nie powinno być takich strat. Czyżby to On był celem. Tylko dlaczego?

Mina przybrała postać lekkiej pogardy. Cywile cywilami, ale obsługę znał bardzo dobrze. To byli jego bracia i siostry, wszyscy zatrudnieni w jednej wielkiej rodzinie zwanej Kartelem, a Kartel pozbył się ich jak gdyby nic nie znaczyli. Wzbierał w nim gniew, ale szybko ukrył te uczucia i przybrał obojętny wyraz twarzy. W końcu kto pierwszy straci kontrolę nad emocjami ten pierwszy robi błąd i pierwszy umiera, nie? Tak to już z nimi jest. Należy je rozumieć, szanować i kontrolować...

Słowa kobiety docierały jak przez mgłę, ale wychwycił sens. Mieli interes do niego i byli z psiarnią. Ba, pewnie nawet byli nadrzędni jej skoro suki i szczeniaki grzecznie czekały na zewnątrz. No... to kurwa wdepnął, ale co zrobić? Trzeba grać na zwłokę...

Ruszył więc w stronę baru starając się iść w miarę prosto, a kiedy tam się znalazł usiadł na zaoferowanym siedzisku i powiedział do nowego "barmana".

- Red Eye. - powiedział lekko zachrypniętym głosem. Tak, stary dobry przepis na kaca. Nic wykwintnego, ot piwo z sokiem z pomidorów, ale za to potrafiło stawić na nogi... takie elektrolity prosto z baru...

Kiedy barman przyrządzał napój spojrzał na kobietę.
- Z chęcią dowiem się o wszystkim co tutaj zaszło i wysłucham waszą ofertę. Inaczej nie czekalibyście tak długo na mnie, prawda?
 
__________________
Rozmowy przy kawie są mhroczne... dlatego niektórzy rozjaśniają je mlekiem!

Ostatnio edytowane przez Dhratlach : 28-05-2017 o 12:51.
Dhratlach jest offline  
Stary 28-05-2017, 15:30   #4
 
Autumm's Avatar
 
Reputacja: 1 Autumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputację
Alsharan "Cyrulik" Ashtari

- Naszą ofertę? - kobieta spojrzała na swojego towarzysza - Mamy dla niego jakąś ofertę, Zack? Naprawdę?
- Nah... - typ wzruszył ramionami. Jego ręce poruszały się sprawnie, przygotowując drinka, ale czarne gogle nawet na chwilę nie przestawały śledzić Cyrulika.
- Ofertę można składać komuś cennemu. A co my tu mamy... drobny diler, narkoman, członek zorganizowanej grupy przestępczej...
- ...winien masakry kilkudziesięciu ludzi, pomagający znanym terrorystom, mający udział w dystrybucji i produkcji substancji zakazanych i oszukujący na podatkach - dokończyła gładko Zigg - Postawmy sprawę jasno. To co najwyżej ty możesz nam coś zaoferować. I mieć nadzieję, że wystarczy to na wykupienie twojego tyłka z tego bagna, w jakie się wpakowałeś...

Zack podsunął medykowi drinka. Spoglądając na płynny ruch ramienia mężczyzny i sposób, w jaki przesuwały się jego mięśnie, Cyrulik skonstatował, że mężczyzna musi być w znacznej części cyborgiem - a przynajmniej być nawszczepiany ulepszeniami po uszy.

- Nie bądź taka ostra, Zigg. Jeszcze spłoszysz ptaszynę. - Zack wytarł ręce w szmatkę i złapał z powrotem swojego tęczowego drinka - Trzy pytania. Zupełnie gratis. Żebyś wiedział, że możemy cię po prostu spuścić w kiblu, ale obecna tu Zigg wprost pała żądzą ratowania grzeszników i podnoszenia upadłych dusz, dlatego tu jesteśmy.
- Tak, to cała ja. Chodzące dobro. - kobieta wyszczerzyła się paskudnie - Ale co mi szkodzi. Pytaj, a potem słucham oferty... - syknęła ostanie słowo z wyraźną, złośliwą przyjemnością.
 
__________________
"Polecam inteligentną i terminową graczkę. I tylko graczkę. Jak z każdą kobietą - dyskusja jest bezcelowa - wie lepiej i ma rację nawet jak się myli." ~ by Aschaar [banned] 02.06.2014
Nieobecna 28.04 - 01.05!
Autumm jest offline  
Stary 28-05-2017, 16:04   #5
 
Dhratlach's Avatar
 
Reputacja: 1 Dhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputację
Konglomerat Lotus... tak, Jack zdawał sobie wielce sprawę w tego w jakim gównie siedział i nie potrzebował jakiejś tam dzidzi by mu o tym mówiła. Zresztą, co ona wie? Prawda była taka, że mogli mu przedstawić każde zarzuty i sprawić, że by były prawdą. Co więcej, był jedynym ocalałym poza tymi co uciekli, a to znaczyło, że i Kartel będzie na niego patrzał spod byka. Może był użyteczny, ale plotka potrafiła zniszczyć każdego, a większość nie borykała się ze sprawdzaniem wiarygodności. Ot, ludzie to byli prości debile, owce prowadzone na rzeź...


Nieśpiesznie sięgnął po napój i zamoczył w nim usta delektując się smakiem. Wysuszone gardło poczuło się choć trochę lepiej. Jak pustynia ciesząca się na nastanie pory deszczowej. Po dwóch większych łykach odstawił kufel na blat i powiedział.

- Powiedzieliście, że wiecie kto spierdolił ten burdel, że macie info na temat tej lisicy i jeszcze parę rzeczy... - wyklarował wyliczając na palcach punkty którymi podzielili się do tej pory - ...i nie uwierzę, że sobie czekacie spokojnie ciągnąc drinki jak gdyby nigdy nic w trupiarni kiedy za drzwiami pałarze pod bronią.


Prychnął rozbawiony i sięgnął do zewnętrznej kieszeni kurtki z której wyciągnął paczkę fajek i zapalniczkę na ropę. Sekund dwie potem wyciągnął szluga zębami i odpalił. Gryzący dym wtargnął do płuc by po chwili zostać wydmuchniętym pod sufit. Tak, był zadowolony, "dziunia i szczepionek" nie chcieli powiedzieć tego wprost, ale do czegoś im był potrzebny. Zabawne, bo nie miał nic do zaoferowania. Wszystko co miał to trochę wiedzy naukowej i zdolność zszywania skrawków ciała...

- Zasmucę was. Moje kontakty z półświatkiem leżą tu na podłodze. Dilerem nie jestem, tylko artystą. Prawda, czasem coś zapalę, ale własnego towaru z założenia nie biorę. To się źle kończy. - uśmiechnął się tutaj krzywo i upił większy łyk piwa z pomidorem - Co do reszty zarzutów to możecie śmiało wpisać co chcecie... takie prawo Konglomeratu, ale jednemu nie zaprzeczycie. Jesteście tu i czekaliście na "spóźnialskiego" i oto jestem.

Zaciągnął się mocno tlącym się szarawo-niebieskim dymem "Imperial'a" i wydmuchnął dym... tym razem przez nos i wyciągnął dłoń z paczką w kierunku to jej to jego w niemym geście poczęstunku.
 
__________________
Rozmowy przy kawie są mhroczne... dlatego niektórzy rozjaśniają je mlekiem!
Dhratlach jest offline  
Stary 28-05-2017, 16:22   #6
 
Fearqin's Avatar
 
Reputacja: 1 Fearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłość
Tak! - wypalił bez zastanowienia Kyle, kiwając ochoczo głową. Lotus, Drifterzy, Belzebub czy ktokolwiek kto miał być jego pracodawcą i wybawcą z tego bagna lawy, było to dla niego bez znaczenia. Nawet jeśli to oni go tu wrzucili. Nie jakby było to bezpodstawne, bo był winny tego co mu zarzucali i paru innych rzeczy.
- Zresocjalizujcie mnie proszę. Byle z dala od tego miejsca, okej? - spytał rozglądając się po sali szukając potwierdzenia w czyichkolwiek oczach. W Grimdarku - lokalnej legendzie - tego raczej nie szukał. Wielkolud wyglądał jakby dla niego resocjalizacja polegała na dosłownym wybiciu z głowy wszelkich nielegalnych pomysłów.

Nerwowo poruszał palcami skrępowanych dłoni. Taka okazja była dla niego cudem. Jakiś czas temu musiał się już pogodzić, że nie znajdzie łatwej drogi wyjścia z tego piekła, skupił się tylko i wyłącznie na przeżyciu tej piątki co niby dostał, chociaż wątpił, żeby ktoś w ogóle mu naliczał ten czas. A tu nagle kosztem jednego łomotu miał okazję wyjść i jeszcze dostać jakieś... 'wynagrodzenie'? Brzmiało to przynajmniej podejrzanie, ale jeśli chcieliby go zabić, wystaczyłoby żeby go zostawili tam gdzie znaleźli, rozwalonego na ziemi z małą dziurą w głowie po uderzeniu.
Nerwy go trochę rozwalały, ale ekscytacja przynajmniej odciągała od odczuwania bólu po byciu skatowanym. Najmądrzej jednak było zakładać, że taki stan długo się nie utrzyma.
Nawet jeśli chcieli go tutaj wykorzystać do swoich niecnych celów, bo innych Lotus raczej nie ma, to mogli to sobie spokojnie robić. Wykorzystywać go i wyciskać z niego co się dało, dopóki mogli go stąd zabrać. Nienawidził upalnych planet, a bycie zamkniętym w podziemnym wulkanie było gwoździem do trumny dyskomfortu. Schudł i zmizerniał na ciele okrutnie, zapuścił brodę, której normalnie nienawidził, no i musiał sobie wyrwać jednego zepsutego zęba, którego rozwalił sobie na więziennej diecie. Od dawna nie miał czystych ciuchów, czy zjadliwego żarcia w gębie. Nie mówiąc już o tym jak ożywił go widok kobiety. Wszystko wyglądało nagle znacznie jaśniej.
-Kiedy możemy zacząć i gdzie mam się podpisać?
 
__________________
Pół człowiek, a pół świnia, a pół pies

^(`(oo)`)^

Ostatnio edytowane przez Fearqin : 28-05-2017 o 16:24.
Fearqin jest offline  
Stary 29-05-2017, 21:35   #7
 
Autumm's Avatar
 
Reputacja: 1 Autumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputację
Kyle Preston

Kobieta uniosła wzrok znad datapada, wyszczerzyła zęby w szerokich uśmiechu i stuknęła w komputer.
- Taki entuzjazm starczy za podpisy. Szkoda czasu na resztę papierologii. - schowała urządzenie w kieszeń i kiwnęła na obstawę.

Do Prestona podeszło dwóch żołnierzy; jeden obszukał go sprawnie, a potem pokazał ręką w kierunku drzwi. Kiedy strażnik wprowadzał go na kratownicę, Kyle usłyszał jeszcze że kobieta mówi coś - a potem z pomieszczenia za jego plecami dało się słyszeć nieludzki, bolesny krzyk i odgłos padającego na ziemię ciała. Kiedy zerknął za siebie, ponad ramieniem eskortującego go żołnierza zobaczył, jak dwóch "pancernych" wyciąga z pomieszczenia jakiś ciemny, bezwładny kształt i rzuca go bez ceregieli za barierkę, niczym worek śmieci. A potem następny.

Więcej nie widział, bo odeszli zbyt daleko pomostem - w dole widać było przesuwające się taśmociągi z urobkiem - i dotarli do świetlistych drzwi; kiedy wzrok więźnia przyzwyczaił się do ostrego światła, dostrzegł, że była to śluza prowadząca do promu, przycumowanego wewnątrz kompleksu. Wewnątrz pojazdu, na twardych ławkach, siedziało jeszcze kilka osób w więziennych kombinezonach. Reszta strażników oraz Zigg i Zack zjawili się po dłuższym czasie i przeszli naprzód; po chwili wizg w uszach i gwałtowny przyrost ciążenia upewniły Prestona, że na dobre opuszcza tą przeklętą planetę.

***

Zatrzymali się jeszcze na kilkanaście godzin na unoszącą się nad kolonią karną stacją orbitalną - najeżoną bronią i antenami ciemną, nieforemną bryłą metalu o przewrotnej nazwie Łaska - gdzie Prestona przepuszczono przez surową i zimną salę medyczną; lekarz był nieuprzejmy i burkliwy, automedyk miał swoje najlepsze lata dawno za sobą, a przy nawet najbardziej intymnych "oględzinach" cały czas asystował strażnik z odbezpieczona bronią, ale połatano go całkiem porządnie, wstawiając nawet kompozytowy ząb na miejsce ukruszonego. Miał też chwilę czasu, by wziąć prysznic i się ogolić, wydano mu też cywilne ciuchy - co prawda jakieś polimerowe standardy z fabrykatora, ale zawsze - i zmieniono ciężkie metalowe kajdanki na lekkie i dyskretne plastiki.

Potem zaprowadzono go do jakiegoś hangaru, usadzono razem z resztą podobnie "odświeżonych" więźniów, dano po energetycznym batoniku i kazano czekać. Na co, nie powiedziano; po kolejnych kilku godzinach strażnicy zaczęli dzielić więźniów na małe grupki i wyprowadzać; Preston znalazł się w grupie z wytatuowaną na twarzy, niebieskowłosą dziewczyną i chudym obcym, który miał trzy pary rąk i przypominał skrzyżowanie patyczaka z rozgwiazdą.

Opancerzeni żołnierze poprowadzili ich korytarzami do kolejnej śluzy; wyszli przez nią na mały terminal, na którym stał otwarty kontener transportowy. Strażnicy przykuli ich do umieszczonych w środku koi, a potem jeden z nich podszedł do leżącej najbliżej dziewczyny z automatycznym dozownikiem w ręku. Kiedy końcówka urządzenia dotknęła szyi więźniarki, jej ciało gwałtownie drgnęło, a potem równie szybko znieruchomiało. Preston był następny; zobaczył nad sobą lustrzany wizjer pancerza, chłodny dotyk metalu na skórze i po raz kolejny w ciągu ostatniego dnia ogarnęła go lepka ciemność...


***



Kiedy się obudził, otoczenie zmieniło się zdecydowanie na plus. Otaczały go pastelowe kolory, światło padające z dyskretnie zamocowanych lamp do złudzenia przypominało dzienne, powietrze pachniało świeżością i panowała przyjemna cisza, ubarwiona delikatnymi dźwiękami natury. Znajdujący się na jednej ścianie ekran wyświetlał kojącą oczy panoramę bezkresnych lasów.

Pomieszczenie było czymś w rodzaju samowystarczalnego modułu mieszkalnego dla sześciu osób, składającego się z dużego pomieszczenia, na którego jednej ścianie były łóżka, a naprzeciwko znajdowała się kuchnia. Środek służył za salon; oprócz tego były też drzwi prowadzące do dwóch identycznych korytarzyków; w każdym z nich znajdowała się łazienka i toaleta. Wszystko działało, w lodówce było jedzenie, w szafie spory wybór ubrań - tylko drzwi na zewnątrz nie chciały się otworzyć, a hologram komputera pokazywał obracające się powoli litery OFFLINE.

Preston był sam, choć zapasy przygotowano na więcej osób. Nie zauważył też żadnych urządzeń monitorujących, ale wystarczyło że chwilę krzątał się po pomieszczeniu, by wiszący pod sufitem ekran zamigotał i pojawiła się na nim wygenerowana komputerowo twarz młodej azjatki.
- Witaj, Kyle. - głos płynący z głośników był zadziwiająco naturalny - Jestem Xu Ji. Przez jakiś czas będziemy na siebie skazani. - jeśli miał być to jakiś słowny żart, wizualizacja nie dała po sobie tego poznać - Czy jest coś, w czym mogę ci pomóc?


Alsharan "Cyrulik" Ashtari

Na widok paczki papierosów, kobieta otworzyła lekko usta, jakby do pocałunku; papieros sam "wypłynął" z paczki i łagodnie poszybował między jej wargi; zapalniczka Cyrulika podążyła jego śladem, wysuwając się z jego kieszeni, otwierając się samodzielnie i przepływając w powietrzu, by odpalić Zigg papierosa... a potem wystrzeliła jak pocisk w kierunku Aslharana. Nie zdążył się uchylić, rozpędzony kawałek metalu walnął go w mostek, aż zadudniło i na chwilę odebrało mu oddech. Cyrulik poczuł, jak pod koszulą powoli rośnie mu solidny siniak.
- Bawisz się beztrosko z rzeczami, których siły nie pojmujesz. - powiedziała Zigg, powoli wypuszczając dym po tym pokazie - Znaleźliśmy cię przez przypadek; nie jesteś nawet w połowie tak ważny, jak by ci się wydawało. Miałeś po prostu szczęście, że Rudej się coś czasem sprzęga w mózgu i odwala takie fuszerki, jak zostawianie świadków. Albo to jest jej sposób na żartowanie sobie z nami... Kto ją tam wie. Ale Zack ma rację. Nie lubię marnować okazji, jak mi już ktoś je daje na tacy. - stuknęła papierosem o blat baru - Akurat szukamy ludzi z takim profilem jak twój. Czyli płotek z zapaćkaną kartoteką... i powiązaniami z Flotą.
- Prosty deal. - Zack zabębnił palcami o stół - Skoro tak bardzo chciałeś zamoczyć, to damy ci drugą szansę na spotkanie z twoją flamą. Może tym razem bez narkotyków. I jak się z nią już spotkasz i przeżyjesz, to nam o tym opowiesz, a my za to załatwimy twoją sprawę z Kartelem, Lotusem i innymi przyjemniaczkami, jakich spotkasz po drodze, a może nawet odpalimy ci jakąś małą dolę? Co ty na to?
- A jak się nie zgodzisz... - Zigg strzeliła papierosem, celując w jednego z leżących na ziemi trupów i trafiając go idealnie w dziurę po kuli - To dołączysz do tutejszego smutnego bilansu niesłusznie skatowanych niewiniątek. Za brutalność policji nie odpowiadamy, niestety...
 
__________________
"Polecam inteligentną i terminową graczkę. I tylko graczkę. Jak z każdą kobietą - dyskusja jest bezcelowa - wie lepiej i ma rację nawet jak się myli." ~ by Aschaar [banned] 02.06.2014
Nieobecna 28.04 - 01.05!

Ostatnio edytowane przez Autumm : 01-06-2017 o 20:17.
Autumm jest offline  
Stary 29-05-2017, 23:34   #8
 
Fearqin's Avatar
 
Reputacja: 1 Fearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłość
Udało się. Wszystko szło idealnie. Dostał nowego zęba, najwyraźniej jakieś mieszkanko, świeże ciuchy, a wszystko w zamian za co? Wszczepili mu jakiś nadajnik? Albo małą bombę tuż przy tętnicy? Całkiem dobra cena za uratowanie życia. Na czym jak na czym, ale na dobijaniu interesów Kyle się znał wybitnie...
Znalazł sobie w szafie kilka ciemniejszych ubrań, koszulkę z krótkim rękawem nałożył na obcisłą z długim. W lustrze spostrzegł, że wygląda jak szkielet na diecie. Obszerniejsze spodnie jakie zawsze nosił, najlepiej z wieloma kieszonkami, wyglądały na nim zazwyczaj całkiem nieźle, ale teraz wisiały jak dwa worki.
Nażarł się jak świnia i miał nadzieję, że będzie mógł to robić jeszcze przez najbliższe kilka dni, żeby odzyskać poprzednią formę, ale generalnie czuł się świetnie. Zadziwiające co prysznic, żyletka i kilka cudów dzisiejszych technologi w połączeniu z odrobiną wygody, potrafią zrobić.

Pojawienie się wizerunku Xu Ji, przypuszczalnie jakiegoś rodzaju sztucznej inteligencji, niemal przyprawiło go o zawał. Nie był przyzwyczajony ostatnimi czasy do ciszy, więc gdy obcy głos nagle ją złamał zerwał się z siedzenia wywalając miskę noodli.
- Przez jakiś czas w sensie nie mogę wyjść z tego mieszkania, tak? - pokiwał głową odpowiadając sam sobie. Troszkę to go zabolało, cenił sobie swoją wolność, którą niby mu obiecano, a póki co był przenoszony z jednego zamkniętego pomieszczenia do drugiego. - Nieważne... możesz mi pomóc jeśli chcesz, mówiąc mi co tu robię, co mam zrobić w zamian za te wszystkie przyjemne rzeczy jakie mnie spotkały i kiedy mogę zacząć. - poprosił grzecznie podchodząc do ekranu. Dziwnie się czuł rozmawiając ze wszelkiego rodzaju... maszynami. Za dziecka nie miał z nimi zbyt wielkiej styczności, a gdy zbliżał się do dorosłego wieku, nagle został zbombardowany nowymi technologiami. Niektóre uprzedzenia pozostały.
-Och i... jaki mamy dziś dzień, miesiąc, rok? Straciłem trochę poczucie czasu ostatnio... - powiedział lekko zawstydzony. Xu pewnie w pełni zdawała sobie sprawę, z tego, że ma do czynienia ze skazanym, ale jakoś nie czuł się w nastroju do chwalenia się statusem skazanego.
 
__________________
Pół człowiek, a pół świnia, a pół pies

^(`(oo)`)^
Fearqin jest offline  
Stary 30-05-2017, 13:24   #9
 
Dhratlach's Avatar
 
Reputacja: 1 Dhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputację
Alsharan prychnął w ni to irytacji, ni to rozbawieniu po tym jak zapalniczka ugodziła go mostek, a ludziska skończyły swoją szopkę. Cóż, przynajmniej przeszli do rzeczy. Czekaliśmy na ciebie, mówili, czego się napijesz mówili, trzy pytania gratis, mówili. Cóż, odpowiedzi się nie doczekał, bo ich fasada pękła i ukazała to jakimi są naprawdę.

- Bawię się? - zapytał pogodnie - Nie, po prostu mam bardzo życiowe podejście. Coś się spierdoliło i mogę coś z tym zrobić? Zrobię. Spierdoliło się i nic nie mogę zrobić? Po chuj się martwić i wyrywać kłaki z głowy? Lepiej robić tak by coś z tym zrobić, nie?

Dopił tutaj do jednej trzeciej napój haustem.
- I rozwieje wasze wątpliwości. Tak, ruda wpadła mi w oko, ale to ona mnie wyhaczyła i chciała bym jej wsadził krecika po wąsy.

Dla nich może i był nikim, co do tego nie miał wątpliwości, i nie potrzebował jakiejś sziksy coby mu to mówiła. Lecz dla tych co leżeli tu trupem był członkiem rozszerzonej Rodziny, dalekim krewnym. Szanował ich, a oni szanowali jego. Niektórych nawet lubił, a tych tutaj? Po fikuśnym pokazie psioniczki i ofercie człowieka-plastiku wiedział, że może dla nich pracować, nie musi ich lubić ani szanować. Na to trzeba było sobie zasłużyć, a ta dwójka choć robiła dobre pierwsze wrażenia, tak z czasem traciła na kolorach, a on? On nie miał nic do stracenia, i tak gardził swoim życiem.

Zaciągnął się głęboko Imperialem i wypuścił dym ku podłodze. Jak nic miał do czynienia z psiarnią podatkową, a przynajmniej takie miał odczucie. No cóż, gorzej wdepnąć nie mógł, choć ich wersja wydarzeń nie trzymała się kupy ani trochę, a nie trawił kłamców i manipulantów...

- Deal. - powiedział i zaciągnął się raz jeszcze - Tylko wezmę mój sprzęt i uncję spokoju, przy dobry dawkowaniu starczy mi na pół roku jak nie więcej. Nie macie nic przeciwko, prawda?
 
__________________
Rozmowy przy kawie są mhroczne... dlatego niektórzy rozjaśniają je mlekiem!
Dhratlach jest offline  
Stary 31-05-2017, 20:18   #10
 
Autumm's Avatar
 
Reputacja: 1 Autumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputację
Mika Milton
sektor Lotus, Nowy Eden, platforma "Eridu"

Potęga. Moc, władza, strach, tajemnica.

Znała te wszystkie słowa i kryjące się za nimi historie. Opowieści zakorzenione tak głęboko w świadomości, że nawet przekazywane z pokolenia na pokolenie, z ust do uszu, z planety na planetę, z sektora na sektor, nie traciły nic z swojego szokującego wydźwięku. Historie o psionikach: tytanach umysłu, zdolnych drgnieniem powiek podpalać światy, całkowicie wyzwolonych z okowów czasu i przestrzeni, półbogów na barkach których opierały się najpotężniejsze imperia czasów przed Krzykiem i Ciszą. Bytach na poły legendarnych, budzących po równo grozę i fascynację.

Ale w tych wszystkich przekazach, jakie zasłyszała w szemranych barach, poczekalniach kosmicznych portów i innych miejscach, nieodmiennie ukrytych w ciemnych podbrzuszach miast, anegdotach, o których opowiadający zarzekali się, że wszystko widzieli na własne oczy (albo przynajmniej znali kogoś, kto widział), nie padło nigdy jedno słowo:

Samotność.

Być może żadnemu z opowiadających te historie grozy o p-poztywnych nie przyszło do głowy, że ktoś obdarzony takim nadludzkim talentem, czegoś w życiu będzie jeszcze potrzebował, ale Mila BYŁA psionkiem. Naprawdę. I mogła wiele o samotności powiedzieć.

Na swojej rodzinne planecie - skutej lodem bryle, znajdującej się w sektorze, w którym przebiegała umowna granica między końcem ludzkiej strefy wpływów, a Unią obcych, Salarian - Mika była być może jedyną osobą, pierwszą w ciągu dekad, która posiadała dar psioniki. Dar, długo nierozpoznany, budził w jej rodzicach i znajomych raczej przestrach niż podziw - niekierowane "wybuchy" mocy, objawiające się samodzielnym "lataniem" przedmiotów wokół Mili albo jej nagłe, niekontrolowane znikanie i pojawianie się w innym miejscu, skazywał ją raczej na podejrzliwe spojrzenia i podszyty lękiem dystans.

Dopiero Bel Sotak - naukowiec zajmujący się badaniem pretechu pozostałego na Noverii - domyślił się, co "dolega" młodej pannie Milton i zaproponował rozwiązanie. W wysuniętej daleko na północ, odosobnionej od cywilizacji bazie Mika stawiała pierwsze kroki w niełatwej sztuce kontroli swojego umysłu. Sama; oprócz zgryźliwego, gburowatego Sotaka i służącej mu armii droidów-idiotów, baza nie miała stałej załogi, a jeśli ktoś się w niej pojawiał, zwykle były to także niewielkie, zajęte sobą grupki Salarian.

Sotak nie był psionkiem; to czego uczył Mikę, sam poznał z mozolnie odcyfrowanych zapisków pozostawionych przez poprzednią falę kolonizatorów, wtedy jeszcze dysponujących zaawansowaną psi-technologią. Ale kiedy archiwalia się skończyły, nie mógł oferować jej niczego więcej, niż tylko kilku dobrych rad i szczerych życzeń powodzenia oraz sugestii, gdzie (jego zdaniem) Mika mogłaby szukać dalszych wskazówek, jak rozwijać i kontrolować swoją moc.

I tak zaczęła się samotna odyseja Milton. Od planety do planety, od sektora do sektora, w poszukiwaniu odłamków wiedzy i mistrzów, którzy mogliby pomóc jej zrozumieć i ujarzmić drzemiące w niej energie. Droga zaprowadziła ją w dziwne miejsca; niemal wszędzie jednak napotykała milczący mur niechęci, strachu czy niezrozumienia... albo zwyczajnego egoizmu.

Psionicy w Znanym Kosmosie nie byli aż tak rzadcy, jak się na początku jej wydawało, niemniej nadal można było mówić tylko o setkach osób z darem w przeliczeniu na planetę - może tysiącach, jeśli jakiś świat miał tradycję związaną z psi. Jednak ci, którzy skłonni byli jej pomóc, wiedzieli mniej lub tyle co ona - a ci, którzy mogliby ją czegoś nauczyć, strzegli swoich sekretów niczym najcenniejszych skarbów, z nieufnością patrząc na "dzikuskę" z rubieżny kosmosu.

W końcu jednak, po długiej i bezowocnej wędrówce po kolejnych zamkniętych drzwiach do Miki uśmiechnęło się szczęście. Ktoś skierował ją do sektora Lotus - i wspomniał nazwisko Sang Do. Według zapewnień, był to doświadczony i bajecznie bogaty psionik, który na planecie Nowy Eden miał otwierać Akademię, miejsce, gdzie uczyć mieli się adepci psionki niezależnie od tego, skąd pochodzili - i teraz rekrutował wszystkich chętnych i obdarzonych darem.

***

Podróż na Nowy Eden trochę się Mice przedłużyła - co miało pewien związek z kilkumiesięczną odsiadką w areszcie w jednym z tranzytowych sektorów za szereg naruszeń związanych z bycie w miejscu, w którym nie powinna się znaleźć i ze sprzętem, który nie należał do niej - ale w końcu dotarła na miejsce.

Planeta oszałamiała, szczególnie w kontraście z jej rodzinną okolicą - i w pełni zasługiwała na swoją nazwę. Bezkresne morze zieleni, tętniące dzikim życiem i unoszące się nad nim majestatyczne miasta-statki, same też tonące w zieleni. Wszystko tu dawało wyraz wysokozaawansowanej technologi... i bogactwu.

Niestety, kłopoty zaczęły się już w porcie: odebrano jej cały osobisty dobytek, przepuszczono przez niekończące się testy medyczne, przeskanowano i pobrano od niej wszystkie możliwe identyfikacje, a na koniec ostrzyżono i poddano drobnym korekcjom kosmetycznym (!) oraz kazano ubrać się w jakieś eleganckie, ale kompletnie niepraktyczne fatałaszki (!!). Dopiero wtedy pozwolono postawić jej stopę na nieskazitelnie białej posadzce miasta. Mika nie była sama w tym całym nieszczęściu; najwidoczniej, w trosce o utrzymanie idyllicznego obrazu planety podróżni nie spełniający określonych norm estetycznych byli obejmowani specjalną troską.

A potem było jeszcze dziwniej: na pytanie o Akademię Jina Sang Do pani w informacji turystycznej zrobiła naprawdę wielkie oczy, w panice poprosiła Milę, żeby chwilę zaczekała, a potem zaprowadziła ją do saloniku dla VIPów w porcie, gnąc się w ukłonach, przeprosinach i nadskakując, by spełnić każda jej zachciankę; po niedługim czasie pojawiło się zaś dwóch młodych mężczyzn, ubranych w jednakowe chińskie koszule, w których Mila od razu, okiem doświadczonej kryminalistki, rozpoznała "smutnych panów" z jakiejś tajnej służby.

Panowie, równie mili jak pracownica portu, zachowując pełne powagi milczenie, odeskortowali ją do nieoznaczonego promu, i wciąż nic nie rozumiejącą, powieźli na inną latająca platformę, znacznie oddaloną od portu. To miasto, w odróżnieniu od niskiego, pełnego otwartych przestrzeni kosmodromu, naszpikowane było iglicami strzelających w niebo wieżowców; prom wylądował na dachu jednego z nich, i tajniacy zaprowadzili ją do apartamentu połączonego z lądowiskiem - a potem ulotnili się jak kamfora, zostawiając Mikę samą w luksusowym penthousie z imponującym widokiem na las szklanych wież.

***

Pokój był rozległy i urządzony ze smakiem, choć wyglądał na zupełnie nieużywany. Tu i ówdzie stały drobne bibeloty i kilka większych rzeźb; szybkie zerknięcie na nie wystarczyło Mili do stwierdzenia, że zawartość mieszkania spokojnie można byłoby kupić mały, ale za to w pełni wyposażony statek kosmiczny, a na przykład geometryczny gadżet, niewiele większy od jej dłoni i służący tu jako łapacz kurzu, był cennym archeologicznym artefaktem i kosztował kilkakrotnie więcej niż cały jej osobisty dobytek. O kradzieży jednak nie było co marzyć; czujne oko psioniczki wychwyciło też i to, że całe pomieszczenie było tak napakowane highendowymi systemami monitoringu i bezpieczeństwa, że prawdopodobnie zostałaby złapana, zanim jeszcze na poważnie pomyślałaby o tym, żeby coś zwinąć. Ktokolwiek był właścicielem tego przybytku, kochał mieć wszystko pod kontrolą i nadzorem.

Gdzieś w głębi apartamentu delikatnie syknęły przesuwane drzwi, a potem rozległ się odgłos kroków; w polu widzenia Mili pojawiła się szczupła postać androida; "ciało" ukształtowane była na podobieństwo wysokiej azjatki, choć ceramiczny pancerz nie pozostawiał wątpliwości, że jest to twór jest całkowicie sztuczny. Robot niósł tacę z kilkoma karafkami i jakimiś przekąskami; postawił ją przed Milą i ukłonił się lekko.

- Jestem Xu Ji - przedstawił się przyjemnym, naturalnym głosem - Witam cię w gościnie Lotusa i przepraszam za tak nietypowy obrót spraw. Służby Lotusa mają przykazane wyłapywać osoby takie jak ty bez żadnej zwłoki... - mechaniczna kobieta z gracją usiadła na krześle przed psioniczką i otaksowała ją uważnym spojrzeniem ciemnych soczewek - Niestety, obawiam się, że spóźniłaś się na otwarcie Akademii mistrza Do. Ale w świetle ostatnich wydarzeń skłonna byłabym zasugerować, że to dobra wiadomość. - android mówił składnie i płynnie, ze swadą dość nieoczekiwaną jak na konstrukt - Niemniej jednak Lotus jest tak samo zainteresowany obecnym miejscem pobytu Jina, jak zapewne ty. Możemy zatem dobić korzystnego dla obu stron interesu. Pod warunkiem... - maszyna zawiesiła głos - Że nic, co dalej zostanie tu powiedziane, nie opuści tych czterech ścian. Zgodzisz się?
 
__________________
"Polecam inteligentną i terminową graczkę. I tylko graczkę. Jak z każdą kobietą - dyskusja jest bezcelowa - wie lepiej i ma rację nawet jak się myli." ~ by Aschaar [banned] 02.06.2014
Nieobecna 28.04 - 01.05!

Ostatnio edytowane przez Autumm : 01-06-2017 o 20:19.
Autumm jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 14:51.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172