Zjebanie dna dzisiejszego osiągnęło właśnie apogeum, rzucając w twarz Ortegi worem ekskrementów i na dodatek śmiejąc się szyderczo z niczym nieskrępowanej, skurwysyńskiej uciechy. Miała wrażenie, że czyjaś złośliwa ręka postawiła ich na równi pochyłej i zasadziła kopa na rozpęd, przez co z każdą mijająca godziną staczali się w dół i w dół i jeszcze niżej, poza granie wszelkiej tolerancji.
- Kurwa - głos monterki wyrażał ostateczne załamanie, patykowate ramiona opadły bezsilnie, zaś zmęczenie usadziło się na jej karku toną gryzących cegieł. Wiało chujem, ale jeden fakt umykał pozostałym. Prosty, niby nic nieznaczący detal, dla Sam będący zaś prawdopodobnie preludium do nowego rozdziału permanentnego załamania nerwowego, spowodowanego koniecznością częstszego obcowania z kolejowym motłochem.
- Razor jest u Cavendisha. To on się strzela - burknęła ponuro, poprawiając okulary, które zjechały na czubek nosa przez te pieprzone wyboje. Jeżeli ich oddziałowy pierwszy lekarz da się głupio zabić, na barki Ortegi spadnie jego rola... a nie uśmiechało się jej to.
Nic a nic.