Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 29-05-2017, 12:42   #54
Icarius
 
Icarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Icarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputację
Gdy Brenton opanował swój paniczny strach i zdołał poskromić instynkt przeżycia wierzchowca był… gdzieś. Gdzieś w lesie. Z ucieczki pamiętaj jedynie, że potrącił jakiegoś mężczyznę, cwałował na północ, nie zważając na gałęzie raniące twarz. Wytarł ją z krwi i rozejrzał się dookoła. Gdzieś z południa słychać było płaczącą kobietę i pojedynczy ryk. Ryk rozbrzmiał cholernie daleko.

Młodzieniec nie miał pojęcie gdzie jest. Paniczny strach jaki nim zawładnął w końcu ustąpił. Tylko co z tego? Stchórzył… na szczęście nie tylko on. Koń też na niego się zwali, gdyby ktoś mu coś zarzucał. Co wiedział o obecnym położeniu? Niewiele. Tatko kazałby myśleć... Na pierwszy plan ledwo opanowanego umysłu... wybijał się kobiecy szloch. Być może kobieta będzie lepiej zapoznana z okolicą? Wyobraził sobie, że jego towarzysze skierują się do najbliższej wioski. Bo gdyby pomyśleć, że jest się rozdzielonym to jaki punkt zaczepienia przychodzi do głowy? Jemu przyszła tylko wioska. Przy okazji na koniu dotrze tam najszybciej i ostrzeże mieszkańców. Gigant był poza jego zasięgiem. W grę wchodził paniczny odwrót albo pułapka. Czy na to drugie będzie miał możliwości czas pokaże. Skierował konia w stronę płaczącej kobiety.

Rycerz ruszył na południe, kierując się płaczem kobiety. W końcu spomiędzy krzaków i pni drzew wyłoniła się skulona dziewczyna, mająca na oko nie więcej jak dwadzieścia lat. Gdy usłyszała konia, skuliła się bardziej. Miała zakrwawione oba rękawy, spuchnięte jedno oko, tak mocno, że nie widać było nic poza olbrzymią powieką i potarganą suknię.

- Przeżyłem tę samą grozę. Olbrzym, on…- zabrakło mu słów - Jest tu gdzieś nadal. Znasz drogę do wioski kobieto? Mam konia zabiorę cię, trzeba ich ostrzec. Jestem Brenton rycerz z Salkaten. - jakby na koniec przypomniał sobie o dobrych manierach.

Dziewczyna spojrzała jednym okiem na Brentona i z tego oka wypłynęła jej ciężka łza.

- Ja… Zabił mi córeczkę. Wyrwał jej rękę i wsadził do ryja. Przeżuwał i zgniatał innych. - Targnął nią szloch. Nie wiadomo, czy zwróciła uwagę na słowa prawie rycerza.

- Wioska Pani znasz drogę? Musimy ocalić innych. - powtarzał cierpliwie.

- Wioska? Dwa domy wyrwane, jak drzewa z korzeniami. Porwana córeczka. Potem… potem martwa. Rycerzu! - wykrzyknęła nagle i twarz odzyskała nieco przytomności. - Pomścij córeczkę! Pomścij moją Inge! Zabij to plugastwo. Wynagrodzę… - szepnęła na końcu, cokolwiek miało to oznaczać.

- Potwór zginie. Jednak by go zabić trzeba z Salkaten sprowadzić więcej niż jednego rycerza. Najpierw zawiadomimy inną wioskę. Zabiorę Cię ze sobą wskażesz mi drogę. Potem ruszę dalej do miasta i poczwara zginie. Obiecuję Pani! Zginie potwór co córkę twoją zabił. Musisz mi jednak pomóc teraz, wsiadaj i ocalimy innych - starał się dotrzeć do umysłu spanikowanej kobiety. Obiecać zemstę i zagrał jednocześnie na wyższych uczuciach. Ratunku innych ludzi….

Po wysłuchaniu (ciągle szlochając) słów Brentona, dziewczyna usiadła w końcu prosto.

- Druga wioska wie. Wszyscy wiedzą. Niestety potwór też wie, gdzie są wioski. Wszyscy już pouciekali.

- Gdzie chcesz schronienia szukać Pani? Do miasta zabrać cię mogę. Świadectwo byś dała i bezpieczna byś była. Mogę też zawieść Cię tam gdzie miejscowi ukryć się planowali w razie czego. O ile plan mieliście. - nie wspominał , że nie był pewien czy znajdzie drogę sam do miasta.

- Do miasta? Możemy i do miasta…

Dziewczyna podniosła się w końcu na nogi i zaczęła niezgrabnie gramolić na siodło za plecami Brentona. Kiedy wstała, rycerz mógł zobaczyć, w jak złym jest stanie. Oprócz pobitej twarzy i potarganego odzienia, raniona była mocno w ręce - lewa ręka zwisała bezwładnie, prawa dłoń była chyba połamana.

Ocenił jej stan do miasta nie dojadę lub zrobią to bardzo powoli.
- Gdzie miejscowi planowali się ukryć? Skoro wioski w okolicy wiedziały o olbrzymie plan jakiś macie. Gdzie wasza kryjówka? Pokierujesz mnie Pani? - planował zejść konia. I poprowadzić go z kobietą do tego miejsca. Może uzdrowiciel tam mają.

- Plan? - W jej głosie słychać było zaskoczenie. - Wpadła bestia, zniszczyła domy, zabiła Alfreda, porwała Inge, wybiegła. Ludzie ruszyli za nią, zaatakowali, uciekli, zginęli.

Kobieta zsunęła się z boku konia na ziemię i zwinęła się w kłębek. Niby wieśniacy wiedzieli o olbrzymie. Jednak niczego, choćby kryjówki nie wymyślili. Czy można ich było krytykować? Skoro jego grupa nawet punktu zbiórki nie ustaliła? W razie rozdzielenia...

Nie miał pojęcia co robić. Dobić czy zostawić brzmiało okrutnie. Jechać? Jak niby… Wsadzi ją na konia i zacznie iść przed siebie. Spróbuje zatamować krwawienie jakoś opatrzyć. Wykorzystując kawałki oderwanej sukni kobiety. Będzie licho ale może chociaż ruszą. W stronę miasta na oko. Czyli pewnie losowo bo gdzie to niby. On na ziemi, ona na koniu. Gigant daleko, więc będzie pokrzykiwał co chwilę.
- Ludzie żyw tu kto? - do skutku.. bo ludzi choć pochowanych pewnie w okolicy dużo. Jak na standardy lasu oczywiście. Co chwila dodawał do kobiety. - Pani idziemy po pomoc, siedź na koniu. Opowiedz mi o sobie nie zasypiaj będzie dobrze. - do krzyków po chwili dodał.
- Ragnar, Fubrin, Horst. Idźcie za głosem. - choć pewnie nie słyszą. Z drugiej strony biegli niby za nim.

Brenton faktycznie się zagubił. Przez te gałęzie, a wylądował w raczej gęstym lesie, nie widział nawet za bardzo gdzie jest północ. Poza tym, nie miał pojęcia czy uciekał na północ, południe czy gdzie tam. Porwał pasy tkaniny na bezwolnej kobiecie i postarał się jakoś jej pomóc. W końcu skończyło się na nieporadnym temblaku na osłabioną rękę, prawą natomiast obwiązał szarpiami najlepiej jak mógł. A potem ruszyli przed siebie. Kobieta pochlipywała, ale siedziała na koniu, nie spadając jedynie dzięki godnym Sigmara wysiłkom Griska. Czy ktoś go słyszał? Nie było to wiadome. Po prostu szli.

Las przerzedzał się powoli. Brenton zaczął rozpoznawać okolicę - szli w stronę zakola rzeki, gdzie to Kisza podobno odkryła trop bandy zwierzoludzi czy pasterza kóz. Czyli w dobrą stronę. Jednak i chłopak i dziewczyna byli już mocno zdrożeni, choć słońce jeszcze do horyzontu potrzebowało kilku godzin.

- Wiesz gdzie tu ktoś mieszka przyjazny? - zapytał Brandon kobietę.

- A gdzie jesteśmy? - odpowiedziała półprzytomna. - W sensie… Gdzie od mojej wioski? Od tego potwora?

- Zjemy coś Pani i ruszamy dalej. - Brenton nakarmił kobietę sam dając jej kawałki mięsa do ust. Kilkunastominutowy odpoczynek i ruszyli dalej w stronę Salkaten. On niestrudzenie prowadząc konia i skupiony na drodze. Ona na koniu i skupiona na przeżyciu. W szoku haniebnie nie głębokim. Który jednak był ich sprzymierzeńcem w tej podróży.
 
Icarius jest offline