Liam, Micha
Wszystkie pojazdy Dzieci Feniksa były w dużej mierze składakami-samoróbkami, toteż znalezienie baków z paliwem wcale nie było takie proste – choć oczywiście, nie było niemożliwe. Wymagało to jednak więcej czasu, niż
Liam przypuszczał.
[MEDIA]http://pre15.deviantart.net/7232/th/pre/i/2013/101/0/4/the_garage_by_alexjjessup-d619fh8.jpg[/MEDIA]
Akurat udało mu się dobrać do zbiornika drugiego auta, gdy usłyszał w garażu hałas jakby do składu porcelany wszedł słoń. Niewiele się też pomylił. Gdy udało mu się wyjrzeć spod auta, zobaczył wielkiego
Ivana, który najwyraźniej odkrył przejście, zrobione dzięki mocy
Czikity i rozglądał się ciekawie po magazynie.
- Tu była… - obwieścił z właściwą sobie elokwencją olbrzym.
Do kogo mówił? Najwyraźniej ktoś jeszcze tutaj wszedł – mniejszy i zręczniejszy, sądząc z braku jakichkolwiek dźwięków. Kto to? Tego
Liam nie wiedział. Póki co nikt go też nie zauważył pod podwoziem półciężarówki. Jeśli jednak ta dwójka szukała
Czikity – pewnie w końcu go znajdą. Należało szybko coś wymyśleć!
Kara, Keiko, Amna, Robin
Marco wydawał się zadowolony, tocząc wzrokiem po zebranych.
- Dobrze, a zatem bawcie się dziś. Bawcie się bracia i siostry! Bawcie się i ucztujcie do świtu! – grzmiał unosząc do góry miecz jakby w geście zwycięstwa –
Obiecuję wam, że choć od jutra zacznie się dla nas znów czas znoju i trudu, to kolejną ucztę urządzimy sobie na zgliszczach Edenu!
Ostrze zamigotało w świetle ognia, gdy mężczyzna zamachnął się. Nagle wszyscy ucichli. Miecz zatrzymał się dosłownie kilka centymetrów przed szyją Bezimiennej. Ta wybałuszyła oczy ze strachu, lecz nawet nie drgnęła.
-
Pamiętajcie… - mówił dalej Marco, bynajmniej nie cofając broni -
Zwycięstwo zależy tylko od nas, nie ma już miejsca na błędy, nie ma miejsca na spolegliwości. Gdy dostaniecie rozkaz, macie go wykonać za wszelką cenę. Nie dla mnie, nie dla Feniksa, lecz dla nas wszystkich. Czy to zrozumiałe?
Kilka głosów od razu pospieszyło z zapewnieniami. Kapłan jednak powtórzył.
- Czy to jasne?!
- Tttaaak. – wyszeptała
Bezimienna, drżąc teraz na całym ciele, gdy
Marco wreszcie odsunął od niej miecz.
Mężczyzna kiwnął głową, po czym wzniósł do góry puchar, trzymany w drugiej ręce.
- Za Feniksa i jego dzieci! – krzyknął, a zewsząd rozległy się wiwaty. Znów rozbrzmiała kakofoniczna muzyka. Znów zaczęły się wrzaski i śmiechy.
[MEDIA]https://www.rock-concert-photography.com/sites/default/files/DSC_3814.jpg[/MEDIA]
Nikogo nie obchodziła drżąca na swoim miejscu kobieta, którą nazywali
Bezimienną. Ta zresztą długo nie usiedziała.
Marco dał jej wszak znak gestem dłoni, by poszła za nim do pałacu. Ruszyła więc za nim krokiem skazańca. Po chwili oboje zniknęli w świątyni, z której dopiero co wyszła
Keiko, przeżuwając ostatki z prowiantu, jaki im pozostał.
Marco delikatnie pogładził ją po głowie, lecz nic nie powiedział.