Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Postapokalipsa > Archiwum sesji z działu Postapokalipsa
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Postapokalipsa Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Postapo (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 23-05-2017, 12:44   #141
 
kanna's Avatar
 
Reputacja: 1 kanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputację
Przywołali ją do stołu, choć wolałaby dalej przyjaźnić się z Karą. Ale Keiko przywykła do tego, ze to starsi decydują. Więc przyszła, choć pojawiała się jej jeszcze jedna myśl – wcześniej inni byli starsi i decydowali, ale teraz, z każdą chwilą coraz bardziej, to ona stawała się Starsza. Teraz ona mogła decydować. Nikt nie mógł jej ukarać. To było miłe uczucie. Za to ona.. mogła karać innych. I nagradzać. Teraz ona będzie Aną.

Spojrzała na JPM, kiedy wstał. Miecz w jego dłoni odbijał refleksy ognia, błyszczał i migotał. Patrzyła zafascynowana. Lubiła migotanie. Przeoczyła moment, kiedy zwrócił się do niej. O coś pytał. Cofnęła się o kilka chwil i odtworzyła jego słowa. „Dołączysz do mnie?” Chodziło o seks? Lubiła go, ale nie chciała teraz seksu. Ten miecz musiał znaczyć coś innego.
- Doprecyzuj – poprosiła.
Wydawało się, że kilka osób wstrzymało oddech, jednak Marco zareagował całkiem spokojnie.
- Ja i moi przyjaciele idziemy na wojnę, Keiko. Chciałbym żebyś poszła z nami i żebyśmy nie musieli się rozstawać.
- Nie chcę się rozstawać
- zapewniła go, szczerze, bo Keiko zawsze mówiła to, co myslała. Sięgnęła do swoich doświadczeń - Czy to bedzie wojna z zombie?
- Owszem.
- odparł Kapłan, delikatnie dotykając jej policzka - oraz tymi, którzy nas dręczyli w laboratoriach. Jeśli oni sami nie zmienili się w zombie.
- W porządku
- odpowiedziała Keiko, tracąc zainteresowanie tematem.

Jedzenie na stołach ciągle nie wyglądało na nowe. Miała jeszcze ser w śniadaniówce z helikoptera. Ana zawsze mówiła, ze regularne posiłki są ważne. Keiko wstała i poszła do sali starego szpitala.
 
__________________
A poza tym sądzę, że Reputację należy przywrócić.
kanna jest offline  
Stary 24-05-2017, 15:35   #142
 
Amon's Avatar
 
Reputacja: 1 Amon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputację
Micha westchnęła.
- No nic, trza tą nowoorelańską dziewicę namierzyć Ivo. - Zakomenderowała MIcha po czym chwyciła mężczyznę za łokieć.
- Weź mnie na barana, to będę lepiej widzieć… czekaj Ivo, wiesz jak to jest na barana nie?
Mężczyzna pokiwał głową skrupulatnie, po czym położył się na ziemi.
- Ty siądziesz na głowę Ivana. Ivan będzie machał. - wielkolud wykonał prezentację, wystawiając język i machając nim w lewo i w prawo.
Kobieta przygryzła wargę. Zerknęła w prawo, w lewo, za siebie oraz jeszcze przed się, po czym zwinnie wyskoczyła z bokserek i z impetem opadła dupskiem na twarz Ivana.
- Jedziesz Ivo tylko nie gryź tam nic bo przysięgam, urwę ci jaja… a właśnie… - Micha energicznie wyszamotała Ivańską wędlinę z okrywającego ją materiału.
- Dla Czikity juź ci kurwa nic nie zostanie…. - obiecała nim zaczęła upychać mięso w usta.
Ivan coś tam się wiercił, ale Micha była zdeterminowana: zaparła się rękami pod uda wielkoluda i nie żałując siły w bicepsach nadziewała własną szyję samczym farszem. Łzy ciekły Misze z oczu, a i kichać jej się chciało, kiedy Ivanowe włosy wchodziły jej do nosa… u kresu tej dwunastocalowej odysei bólu, dłonie Michy zaczeły ugniatać arbuzy mężczyzny. Chwilę później, Ivanowi udało się wychylić usta spod ciała kobiety, unikając tym samym zakrztuszenia się na śmierć. Czyli utonięcia? Tak czy siak, Ivan wrzasnął w tym samym momencie, gdy jego organizm wykonywał transfer protein bezpośrednio do żołądka Michy.
Kiedy mięso w ustach i gardle bimbrowniczki “uwędziło się” na tyle, by kobieta mogła je zeń wydobyć, beknęła przeciągle.
- No… - powiedziała zadowolona z siebie podciągając na tyłek bokserki. - idziemy po tą lafiryndę garażową.
 
__________________
Our obstacles are severe, but they are known to us.
Amon jest offline  
Stary 27-05-2017, 00:41   #143
 
Proxy's Avatar
 
Reputacja: 1 Proxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputację
Nie lubiła wyróżnień... Złudne poczucie nagrody na samym końcu kończyło się źle. Było tak pewnego razu, potem i kolejnym razem, i kolejnym... I kolejnym... I kolejnym... Było tak zawsze. Im większe było to wyróżnienie tym gorsza czekała na końcu kara. Właściwie wyróżnienie było zawsze karą. Nie mogła przecież nie przyjąć wyróżnienia...

Lekarstwo było również karą. I to cholernie dotkliwą... To, o czym mówił Wszechmocny Marco... Blondwłosa nawet nie chciała doprowadzać wyobraźni do takich scen. Była cała zdrętwiała ze strachu. Mogła przyznać się do wszystkiego. Poświadczyć o wszystkim. Zrobić wszystko, co by jej kazano...

Drżąc jak galaretka, pokiwała głową, lecz nie odważyła się jakkolwiek obrócić opuszczonego wzroku do Wszechmocnego Marco.
 
Proxy jest offline  
Stary 29-05-2017, 01:24   #144
 
Alaron Elessedil's Avatar
 
Reputacja: 1 Alaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputację



Moc Czikity była niezwykle przydatna. To musiał jej przyznać. I destrukcyjna, choć działała jedynie na nieorganiczne formy. Nie miał jednak zamiaru się tym przejmować. Obecnie miał zamiar działać właśnie na materii nieorganicznej, której było tutaj do bólu.

Uśmiechnął się lekko do siebie i przeniósł stojącą trzy kroki dalej, przy zewnętrznej ścianie blachę, którą osłonił niewielki otwór. Prawda, znajdował się nisko przy ziemi zasłonięty jedną ze stert rupieci, ale wolał się dodatkowo zamaskować. Kawał blachy falistej nadawał się doskonale. Jedynie poprawki czekały na niego od wewnętrznej strony, gdzie dodatkowo zasłonił swoje wejście starymi drzwiami samochodowymi.

Rozejrzał się, przygryzając delikatnie język. Naturalnie to, iż Mortiego nie było w okolicy nie znaczyło, iż nikt się nie przypałęta. Raczej mało prawdopodobne ze względu na to, co się dzieje w samym mieście, ale mógł w końcu wrócić sam Morti odesłany z powrotem przez "Szefa". Mógłby się lekko zdziwić dlaczego nie ma jej w miejscu, w którym powinna być i sprawdzić magazyn. Wybór padł na leżący pod innymi wrakami niewielki samochód dostawczy. Co prawda musiał się przeczołgać między dwoma czy trzema złomami, by dotrzeć do środka przez uchylone drzwi, ale miał również chwilę nim Morti upora się z zamkiem.

Należało też pracować w całkowitej ciszy, ponieważ może nie usłyszeć nadejścia Mortiego, zaś on mógłby rozpoznać czyjąś obecność w środku. Tego Liam wolał uniknąć. Przeszedł się również po magazynie w poszukiwaniu łatwopalnych substancji, które zamierzał wykorzystać.

Tak przygotowany ruszył do akcji.
Jako pierwszą miał zająć się półciężarówką, następnie samochodami opancerzonymi i motocyklem. Nic poważnego, tylko drobne uszkodzenia baków, powodujące wyciek paliwa. Potem wystarczyło uwolnić z kanistrów znalezione płyny, zgarnąć zapałki lub jakiekolwiek źródło ognia, o które w garażu nie powinno być trudno i przy wyjściu odpalić.

Od najmłodszych lat lubił fizykę eksperymentalną. Liczył na to, iż wiedza zdobyta za młodu pozwoli dokonać spektakularnej eksplozji, od której cała ta buda rozpadnie się na kawałki. Wraz ze wszystkim, co znajdzie się w środku.
 
__________________
Drogi Współgraczu, zawsze traktuję Ciebie i Twoją postać jako dwie odrębne osoby. Proszę o rewanż. Wszystko, co powstało w sesji, w niej również zostaje.
Nie jestem moją postacią i vice versa.
Alaron Elessedil jest offline  
Stary 31-05-2017, 09:07   #145
Konto usunięte
 
Mira's Avatar
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację
Liam, Micha


Wszystkie pojazdy Dzieci Feniksa były w dużej mierze składakami-samoróbkami, toteż znalezienie baków z paliwem wcale nie było takie proste – choć oczywiście, nie było niemożliwe. Wymagało to jednak więcej czasu, niż Liam przypuszczał.

[MEDIA]http://pre15.deviantart.net/7232/th/pre/i/2013/101/0/4/the_garage_by_alexjjessup-d619fh8.jpg[/MEDIA]

Akurat udało mu się dobrać do zbiornika drugiego auta, gdy usłyszał w garażu hałas jakby do składu porcelany wszedł słoń. Niewiele się też pomylił. Gdy udało mu się wyjrzeć spod auta, zobaczył wielkiego Ivana, który najwyraźniej odkrył przejście, zrobione dzięki mocy Czikity i rozglądał się ciekawie po magazynie.

- Tu była… - obwieścił z właściwą sobie elokwencją olbrzym.

Do kogo mówił? Najwyraźniej ktoś jeszcze tutaj wszedł – mniejszy i zręczniejszy, sądząc z braku jakichkolwiek dźwięków. Kto to? Tego Liam nie wiedział. Póki co nikt go też nie zauważył pod podwoziem półciężarówki. Jeśli jednak ta dwójka szukała Czikity – pewnie w końcu go znajdą. Należało szybko coś wymyśleć!


Kara, Keiko, Amna, Robin

Marco wydawał się zadowolony, tocząc wzrokiem po zebranych.

- Dobrze, a zatem bawcie się dziś. Bawcie się bracia i siostry! Bawcie się i ucztujcie do świtu! – grzmiał unosząc do góry miecz jakby w geście zwycięstwa – Obiecuję wam, że choć od jutra zacznie się dla nas znów czas znoju i trudu, to kolejną ucztę urządzimy sobie na zgliszczach Edenu!

Ostrze zamigotało w świetle ognia, gdy mężczyzna zamachnął się. Nagle wszyscy ucichli. Miecz zatrzymał się dosłownie kilka centymetrów przed szyją Bezimiennej. Ta wybałuszyła oczy ze strachu, lecz nawet nie drgnęła.

- Pamiętajcie… - mówił dalej Marco, bynajmniej nie cofając broni - Zwycięstwo zależy tylko od nas, nie ma już miejsca na błędy, nie ma miejsca na spolegliwości. Gdy dostaniecie rozkaz, macie go wykonać za wszelką cenę. Nie dla mnie, nie dla Feniksa, lecz dla nas wszystkich. Czy to zrozumiałe?
Kilka głosów od razu pospieszyło z zapewnieniami. Kapłan jednak powtórzył.
- Czy to jasne?!
- Tttaaak.
– wyszeptała Bezimienna, drżąc teraz na całym ciele, gdy Marco wreszcie odsunął od niej miecz.
Mężczyzna kiwnął głową, po czym wzniósł do góry puchar, trzymany w drugiej ręce.
- Za Feniksa i jego dzieci! – krzyknął, a zewsząd rozległy się wiwaty. Znów rozbrzmiała kakofoniczna muzyka. Znów zaczęły się wrzaski i śmiechy.

[MEDIA]https://www.rock-concert-photography.com/sites/default/files/DSC_3814.jpg[/MEDIA]

Nikogo nie obchodziła drżąca na swoim miejscu kobieta, którą nazywali Bezimienną. Ta zresztą długo nie usiedziała. Marco dał jej wszak znak gestem dłoni, by poszła za nim do pałacu. Ruszyła więc za nim krokiem skazańca. Po chwili oboje zniknęli w świątyni, z której dopiero co wyszła Keiko, przeżuwając ostatki z prowiantu, jaki im pozostał. Marco delikatnie pogładził ją po głowie, lecz nic nie powiedział.
 
__________________
Konto zawieszone.
Mira jest offline  
Stary 31-05-2017, 13:50   #146
 
Marrrt's Avatar
 
Reputacja: 1 Marrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputację
Ledwie chwilę temu

- Jako kto zatem? - zapytał Marco.
Robin, który najwyraźniej uznał swoje słowa za wystarczające, bo już się odwracał od kapłana, zatrzymał się nagle i zdziwiony wrócił do niego spojrzeniem.
- Jako ja - odpowiedział ze wzruszeniem ramion - Wpierw sprawdzasz mnie na umysłowej kalece. Potem na... - tym razem nawet nie obejrzał się na Amnę - Sam nie dałbyś rady żadnej z nich.
Łypnął na kapłana równie ponuro co i w pewien niezamierzony sposób wyzywająco.
- Sprawdź mnie. Sprawdź mnie naprawdę.

Marco stał chwilę nic nie mówiąc, po czym zapytał z jadowitą słodyczą w głosie:
- Jak to sobie wyobrażasz? - zapytał, po czym dodał - Może cię to zdziwi, ale drugi test zdałeś. Jako Generał powinieneś nie tylko wydawać rozkazy, ale przede wszystkim troszczyć się o swoich braci... i siostry. Miałeś możliwość wyżyć się na dziewczynie, która cię znieważyła. Nie zrobiłeś tego. Ograniczyłeś się do wykonania zadania - prezentacji jej mocy. I o to chodziło. Powinieneś sam sobie bardziej zaufać, Robinie. Jesteś już mężczyzną, nie chłopcem.
Chłopak przygryzł wargi niepewnie. Widać było, że ważył słowa kapłana, które jak się okazało dosięgły jakiś wrażliwszych punktów. Ostatecznie jednak pokręcił głową.
- Sprawdź mnie tam - wskazał ręką za mury miasta Feniksa - Przeciw żołnierzom Edenu. Wtedy ci powiem, czy będę Generałem.

Marco chwilę mu się przypatrywał, po czym skinął głową.
- Niech i tak będzie. - czyżby w jego głosie zabrzmiała aprobata?

Chwila... zabawne...

Robin przyglądał się przemowie Kapłana z zaintrygowaniem. Nie chodziło o to, że poczuł nagle zew walki. Nie potrzebował zagrzewania do niej. Chciał jej. To było coś innego. Jakby to zaszczepione w głowie podstawy edukacji odzywały się do niego. Jakimś porównaniem? Podobieństwem? Jakieś słowo pchało się Robinowi na myśl. Niby zrozumiałe, ale nie wiadomo jak, skąd i dlaczego. Przemowa Marco zdała mu się bowiem jakby... znana. Kapłan wzywał Elitę do walki niby starożytny król. I w jakiś dziwny sposób dla Robina jasnym się stało, że jeśli ktoś to wszystko pisze to... Marco niczym taki właśnie król... umrze na tej wojnie.
Otrząsnął się z tej niezrozumiałej myśli. Kapłan był już w drodze z Bezimienną do świątyni... Warto było pójść i zobaczyć gdzie i po co ją wiedzie.
 
__________________
"Beer is proof that God loves us and wants us to be happy"
Benjamin Franklin
Marrrt jest offline  
Stary 07-06-2017, 08:38   #147
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
Amna i Robin

Amna powstrzymała grymas, który cisnął się jej na usta gdy usłyszała o “gruzach Edenu”. Nie była pewna co planuje Marco, lub co gorsza co planuje sam Feniks. Bo toż on gdzieś tam musiał być, prawda? Wpatrywała się w tą demonstrację siły i coraz lepiej czuła, że planu kapłana nie odpowiadają jej. On nie mógł widzieć miasta, toż to nie były pastwiska, do których się wbiega na hurra. Do tego zombie. Po raz pierwszy będzie mogła zobaczyć jakiegoś w całości. Gest mieczem odciągnął ją od jej myśli.

Obserwowała Bezimienną. Czemu bała się Marco? Chyba musiała być dość silna skoro była obok niego. Nie wiedziała jaki jest jej dar ale… Gdy ruszyli w stronę świątyni, odczekała chwilę i podniosła się. To nie tak, że planowała ich śledzić. Idzie zobaczyć jak Nikolai. Wzięła kilka kawałków jedzenia i coś do picia, na wypadek gdyby się obudził i ruszyła w stronę świątyni.
Okazało się, że Robin wpadł na podobny pomysł, choć on oczywiście nie myślał o Nikolai’u. Już mieli opuścić plac, gdzie trwała zabawa, która wyraźnie przeradzała się w wielką orgię, gdy ich drogę zastąpił jeden ze strażników. Potężnie zbudowany typ w masce zastąpił im drogę, dając do zrozumienia, że nie ma tutaj przejścia.

Amna pokazała prowiant, który z sobą wzięła.
- To dla jednego z nas, który jest w wieży. Chcesz by ktoś z elity pał tam z głodu? - zaczynała się martwić. Jednak Nikolai był tam przez cały czas sam. Nie wiadomo co wymyśli Marco.
- Słyszałeś ją strażniku - odezwał się zimno Robin - Z drogi.

Pan patrzył na nich dłuższą chwilę i nie wyglądało, by chciał ustąpić. A jednak w końcu z mruknięciem “byle nie do pałacu” odsunął się i ruszył w kierunku imprezy.

Amna ruszyła dalej, niepewnie zerkając na Robina. Po co on tutaj? Ugryzła się jednak w język. Dopiero gdy odeszli poza zasięg słuchu Pana.
- Ciekawe po co Feniks ich wezwał… bo to chyba coś takiego, prawda?

Chłopak obejrzał się na nią jakby dopiero teraz się zorientował, że też tu jest, po czym wzruszył ramionami. Rzucił okiem na naścienny zegar, ale ostatecznie skierował się wpierw do obitego na czerwono fotela. Usadowił się na nim wygodnie i zakładając nogę na nogę, spojrzał na Amnę z poważną miną.
- Jak wyglądam?
Dłońmi ostrożnie jechał po oparciach wymacując wszelkich mogących wzbudzić zainteresowanie nierówności. Ten fotel w żadnym razie nie stał tu przypadkiem.

- Nieźle, a co marzy ci się siedzenie na stercie śmieci. - Powiedziała cicho. - Jaki masz plan?
 
Aiko jest offline  
Stary 07-06-2017, 10:59   #148
 
kanna's Avatar
 
Reputacja: 1 kanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputację
Keiko zatrzymała się na widok JPM. Śniadaniówka była pusta, co nieco ją martwiło, w kontekście zbliżającej się walki z zombie.

- Nie ma jedzenia - pokazała JPM pojemnik. - Trzeba obudzić Nikolaja. On sobie świetnie radzi z zombie. Powiedz mu, że ma już wstać.
- Obawiam się, że twój przyjaciel prędzej posłucha ciebie niż mnie.
- odparł spokojnie Marco, wymijając jednak dziewczynę. W ślad za nim podążała Bezimienna.

- A teraz muszę cię zostawić, inny przyjaciel na mnie czeka. - wyjaśnił Marco na pożegnanie
Keiko uśmiechnęła się promiennie.
- Przyjaciele naszych przyjaciół są naszymi przyjaciółmi - wyrecytowała. - Przyjaźń jest bardzo ważna. Trzeba poznawać nowych ludzi. Nie musisz mnie zostawiać. - zapewniła go.
- Obawiam się, że bez zaproszenia byłoby to niegrzeczne. Feniks nie lubi przyjmować gości.
- Rozumiem
- Keiko posmutniała. - Nie chciała zostawiać Marco, ale też nie chciała być niegrzeczna. - Dobranoc. Powiem Nikolajowi, żeby wstawał.

Kapłan tylko skinął głową i ruszył w głąb świątyni. Po chwili on i Bezimienna zniknęli za zegarem.

Tymczasem Keiko wspięła się na wieżę, gdzie na podłodze wciąż widać było ślady krwi. Unosił się też nieprzyjemny zapach, mimo otwartych okien. Ktoś jednak zajął się Nikolaiem i przeniósł chłopaka z toporem na materac. Ciało psionika wciąż jednak pokrywał szron, a on wyglądał na zamrożonego.
Dziewczyna przyklękła obok nieruchomego chłopaka. Wyraźnie czuła w kolanach bijące od niego zimno. Delikatnie dotknęła palcem jego policzka. Popatrzyła na szron, który zebrał się na opuszku.
- Nikolaj - powiedziała. - Nikolaj. Idziemy walczyć z zombie, Musisz się już obudzić.
Nikolaj nie zareagował, więc dotknęła jego ramienia, skupia się i spróbowała zabrać to zimno i sen.
Czuła jednak opór. Jakby ktoś nie pozwalał jej dotrzeć do chłopaka. Jakby odgradzała ich niewidzialna bariera. Czyżby... on sam ją stworzył?
Zdziwiła się. Nic takiego wcześniej się nie działo.
Docisnęła. Poczuła jak bariera kruszy się, topi, jakby ona sama była lodem. Teraz więc wystarczyło zabrać zimno i sen... Keiko skupiła się. Czuła jak moc Nikolaia przechodzi na nią. Przechodzi, przechodzi... i zdaje się nie mieć końca, a ona sama nie ma jej już gdzie mieścić! Z przerażeniem uświadomiła sobie, że... zamarza!
Drgnęła gwałtownie, zrywając połączenie. Pozwoliła, żeby odczucie zimna przelało się przez jej ciało i wsiąkło w ziemię.
Odsunęła się o pół kroku. Teraz będzie już potrafiła dawać zimno. Ale wcale nie była dumna. Przysiadła na piętach. A jeśli Nikolaj już nie będzie chciał się obudzić? Poczuła złość. Złapała chłopaka za zamrożone ramię i zaczęła szarpać.
- Obudź się natychmiast, słyszysz? Masz się obudzić! Nie wolno tyle spać!!

On jednak leżał nieruchomo jakby ktoś rzucił na niego zaklęcie. Zupełnie jak w bajce o śpiącej królewnie. Może... może o to chodziło? Może powinna go pocałować?
Keiko nie była księżniczką. A tylko pocałunek księżniczki lub księcia może obudzić. Przyciągnęła sobie materac i zwinęła się w kłębek obok chłopaka. Nie za blisko, bo biło od niego zimno. Ale też nie za daleko, żeby nie przegapić momentu, kiedy się obudzi.
 
__________________
A poza tym sądzę, że Reputację należy przywrócić.
kanna jest offline  
Stary 07-06-2017, 21:20   #149
 
Marrrt's Avatar
 
Reputacja: 1 Marrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputację
O nastolatkach, sadyście, małym chłopcu i o tym, czemu Nikolai będzie głodny

Tymczasem jednak Robin znalazł to, czego szukał. W zagłębieniu poręczy fotela, który miał być chyba tronem Marco, chłopak znalazł przełącznik. Gdy go wcisnął... komora zegara pod ścianą otworzyła się, umożliwiając przejście do pałacu. Trzeba było jednak dodać, że proces ten odbył się z przeszywającym zgrzytem mechanizmu, toteż ciężko przypuszczać, by nikt w środku go nie zauważył…

Robin wstał z fotela po czym obejrzał się kontrolnie w kierunku schodów i wejścia. Nie dostrzegłszy jednak ani powrotu ponurego pana, ani nikogo na górze, spojrzał znacząco na Amnę i podszedł do otwartego przejścia by rzucić okiem na wnętrze. Wziął głęboki wdech powietrza zdając się na równi na wzrok jak i na nozdrza.
Amna powstrzymała westchnienie. Zostawiła rzeczy dla Nikolaja za fotelem i powoli ruszyła za Robinem.

Korytarz, który przed sobą ujrzeli był zgoła zupełnie inny niż reszta świątyni... niż nawet reszta miasta! Podłoga była równa i niepopękana, ściany zaś gładkie i białe... pomijając dziecięce rysunki, namalowane kredą!
Korytarz nie był długi i niknął za zakrętem. To stamtąd usłyszeli czyjeś zbliżające się szybko kroki!

Dziewczyna zaczęła się wycofywać. Powoli, jakoś nie wierząc, że uda się im uciec.
Chłopak zaś nadal stał w wejściu, wypatrując nadchodzącego, nie mogąc jednocześnie nie zerkać na jakże zaskakujące w tym miejscu rysunki.
- Feniks jest dzieckiem? - rzucił cicho ni to do siebie ni do Amny.
- Albo on albo jakiś jego podopieczny, którego jeszcze nie widzieliśmy… nie zabieramy się stąd? - Amna odpowiedziała cicho.
- Nie jeśli to Marco… - odparł. Ale rzeczywiście nie pomyślał, że mógłby być to ktoś… inny. Skupił się przygotowując do użycia mocy - a jeśli nie on… w fotelu jest przycisk zamykający.

Tymczasem zza zakrętu wyszedł nie kto inny jak Kapłan. Wyglądał na zdrowo wkurzonego, choć o dziwo, nie bardzo przejął się widokiem myszkujących psioników.
- Wyjdźcie stąd. - rzucił krótko, rozkazującym tonem.

Amna nie ruszyła się z miejsca, jakoś sam widok Marco sprawiał, że miała ochotę zrobić mu na przekór. Zerknęła na obrazki na ścianie. Przypominały jej o Edwardzie.
Robin drgnął, ale również się nie wycofał. Mimo iż otwarte przejście stworzyło delikatny przeciąg, na jego czole uformowały się kropelki potu. Jego opuszczona ręka zaczęła instynktownie szukać dłoni dziewczyny.
- Czy Feniks umiera? - zawołał do kapłana - To dlatego ją zabijesz?

- Nikt nie umiera i nikogo nie zabiję - powiedział Marco, zbliżając się do nich - Po prostu nie powinniście zakłócać jego spokoju. Feniks nie przyjmuje gości. - mówił stosunkowo cicho i wyjątkowo spokojnie... jak na siebie.

Ton kapłana wpływał na Robina uspokajająco. Migawki miażdżonej River, rozmywały się.
- Ani ja, ani Amna nie jesteśmy zwyczajnymi gośćmi. I nie zaburzymy spokoju. A Feniks… jest jednym z nas. Jednym z pierwszych psioników, prawda? Daio mówił, że wysyłał ludzi po całej Europie, żeby sprowadzić nasze zahibernowane ciała do Edenu. Ale pominął to miejsce. I Feniks sam się obudził… Ale to jeden z nas… Chcemy go poznać skoro idziemy na wojnę…
Amna przysunęła się do Robina.
- Feniks wyrusza z nami, prawda? I tak go spotkamy. - Powiedziała dosyć spokojnie mimo iż czuła, że drżą jej ręce.

- Nie rozumiecie. On nie dopuszcza nikogo do siebie. Poza nią. - ruchem głowy wskazał przestrzeń za sobą - Ostatnio nawet mnie nie dopuszcza. - dodał jakby z wyrzutem.

- I wobec tego zostawisz go tutaj? - Amnie dopiero teraz udało się skupić wzrok na Marco. Cieszyła się, że chyba za bardzo się im nie oberwie za to wtargnięcie.
- Nas dopuści. Jeden raz. A jak nie… - Robin wzruszył ramionami.

Na słowa chłopaka Marco tylko się zaśmiał - cicho, ale szczerze.
- Tobie się wydaje, że go chronię? Durniu... Nie rozumiesz jego potęgi. Feniks jest w stanie zgnieść mnie bez mrugnięcia powieką. Nawet nie zgnieść... po prostu unicestwić. On jest bogiem. To my go potrzebujemy, nie on nas. Powiedziałbym nawet “idź i giń”, problem polega jednak na tym, że wraz z tobą Feniks może zabić nas wszystkich. Jeśli więc którekolwiek z was zechce mnie wyminąć... zgniotę go jak robaka. Rozumiecie?

- Czemu miałby nas zabić? Najwyżej nas do siebie nie dopuści, tak jak ciebie. - Amna zerknęła na Robina. Czy naprawdę tak im zależało na spotkaniu z feniksem. Była ciekawa, nawet bardzo ale… spojrzała na bok. Gdzieś tam był NIkolai, a ona chciała się niego dostać.
Robin zadrżał lekko, ale nadal nie cofnął się.
- Jej - wskazał na Amnę - i każdemu kto z nią będzie niczego nie zrobi. Sam się przekonałeś. Poza tym… powinien wiedzieć jaką bronią dysponuje teraz Eden. Wiedzieć i… zobaczyć. Bo Feniks to nie jedyny taki bóg.
Amna powstrzymała komentarz, ponownie skupiając wzrok na Marco.

Wtem, zupełnie bez ostrzeżenia grawitacja ściągnęła obydwoje na ziemię, czyniąc ich ciała kilkakrotnie cięższymi niż były w rzeczywistości. Toteż zaczęła się walka o każdy, nawet najmniejszy oddech.
- Jest jeszcze coś takiego, jak różnica mocy, dzieciaki. Ja nie mam szans z Feniksem. Wy... nie macie ze mną. - odparł z sadystycznym spokojem Marco, łykając tabletkę z kieszeni i dociskając nieco bardziej Robina, aby ten mógł jeszcze bardziej poczuć jego potęgę. - Rozumiecie?
Jak mieli jednak odpowiedzieć, skoro nie potrafili nawet wziąć normalnego oddechu?!

To był typowy Marco. Nic tylko sprawiać ból. A bolało jak cholera. Czemu ta moc działała na nią? Czyżby rzeczywiście była tyle słabsza? Dziewczyna spróbowała wytworzyć swój kokon by się wyswobodzić.
Pierwsze co poraziło Robina to nie nagły brak oddechu i przemożny ból, a… zdziwienie. Chłopak próbował sobie w głowie poukładać pewne fakty. Stworzyć całość, w której mógłby skuteczniej działać. Stąd wzięło się założenie, że na Amnę, moc psioniczna zwyczajnie nie działa. Wszystko na to wskazywało. Najpierw test, potem gdy powstrzymała go przed obudzeniem mocy Kary. W końcu zeznanie Daio. Amna była najważniejsza bo nie była zwyczajnym człowiekiem. Miała być odporna na to co zniszczyło świat. Na moce psioników!
I nagle Baaam! Ani jej bliskość nie pomogła jemu, ani jej samej. Przydepnął ich do podłoża, pozbawił tchu i miażdżył jak robaki. Zabijał. Robin chciał potwierdzić, że rozumie, ale nawet tego nie mógł zrobić, nie mówiąc o ruszeniu się. A gdy kapłan docisnął, tamta scena gwałtownie wróciła mu przed oczy. Rozpłaszczone w krwawej papce ciało River. Musiał się bronić. Musiał!
Wzrok nadal miał dobry. I widział co robi kapłan śmiejąc się sadystycznie. Widział jak tabletka znika w jego ustach. Zatrzymać ją w gardle. Zmusić do odruchu kaszlu. Żeby zwolnił ten straszny nacisk…

Nawet nie był w stanie powiedzieć czy mu się udało, tak bardzo miażdżąca była siła Marco. Podobnie zresztą miała Amna. Na skroniach dziewczyny zadudniły pajęczyny naczyń krwionośnich. Znów wyobraziła sobie swoją bańkę, lecz tym razem twardszą, mocniejszą. Nacisk jakby ustąpił, ale tylko na moment. Kapłan uderzył w nich z furią, a z jego gardła wydobył się dźwięk, będący jakby zapowiedzią krzyku - tylko w zwolnionym tempie.
- Nie! Przestańcie! - usłyszeli nagle wszyscy za plecami.
W korytarzu pojawiła się Bezimienna - to ona krzyknęła, jakimś sposobem obchodząc moce ich wszystkich. Nie kobieta była tu jednak ważna, lecz chłopiec, który trzymał ją za rękę. Mający nie więcej niż 7 lat ciemnoskóry dzieciak patrzył na nich beznamiętnie idealnie błękitnymi tęczówkami.



Amna znała to oblicze. Ojciec opowiadał o nim - największej nadziei i największym rozczarowaniu rasy ludzkiej.
- Akuma... - wyszeptała, nim oboje z Robinem stracili przytomność.
 
__________________
"Beer is proof that God loves us and wants us to be happy"
Benjamin Franklin
Marrrt jest offline  
Stary 18-06-2017, 02:29   #150
 
Amon's Avatar
 
Reputacja: 1 Amon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputację
Poszukiwacze zaginionej gamratki

Micha chwyciła “mocą” kabel od jednej z lamp i przesunęła nią, kierując światło w ciemne kąty pomieszczenia.
- Paczaj Ivo, paczaj, wyższy jesteś, to twój wzrok sięga, tam gdzie mój nie sięga, szczególnie jeśli chodzi o zapuszczenie żurawia w jakiś cyc. - poradziła.
Liam leżał już uwalany czymś czarnym z bluzką podwiniętą niemal pod gardło oraz opuszczonym tym czymś, co znajdowało się pod nią. Opuszczone były również spodnie, zaś on sam leżał z nienaturalnie ułożonymi rękami oraz rozłożonymi nogami wysunięty jednym bokiem poza krawędź samochodu. Nie ruszał się, miał zamknięte oczy. I tak go znajdą czego nie próbowałby zrobić. Moc cieni w tej chwili nie była w stanie mu pomóc. Więc niech go znajdą “nieprzytomnego”.
I tak też się stało, choć trwało to irytująco długo. Ivan wreszcie jednak wpadł na to, by położyć się na ziemię i spojrzeć pod auta.
- Tuuu. - wskazał grubym paluchem “nieprzytomną” Czikitę. Ponieważ kobieta leżała pod autem, on sam miał raczej problem by tam wejść i ją wyciągnąć, to ten popatrzył cielęcym wzrokiem na Michę.
Bimbrowniczka zdmuchnęła blond loki z twarzy i chwyciła “mocą” kostkę kobiety. Tym sposobem wytargała ją spod auta.
- Pobudka wstać! kurwa jego mać! - zawołała.
Nie poruszył się, choć wiedział, że za chwilę cucenie będzie bolało.
- Dobra… - Micha przespacerowała się na sam koniec garażu by wziąć długi rozpęd. Tym sposobem kopnęła Czikitę w tyłek.
Tego Liam nie mógł już ignorować. Otworzył oczy i krzyknął z przerażeniem, widząc zbliżającą się ściane - bynajmniej nie pustą, lecz obwieszoną róznymi narzedziami.
- Leci, leci, będzie gol! - krzyknęła Micha mając na myśli nadzieję, że głowa kobiety dotrze do przeciwległej ściany. Na pomoc Liamowi pospieszył jednak Ivan, który jeszcze w locie pochwycił Czikitę w swoje napompowane mięśniami ramiona.
- Nu nu nu - pogroził palcem w kierunku Michy.
Kobieta przewróciła oczami.
- O ja pierdu, Ivo, noż przecież subtelniej się nie dao, kwiatków tu nie mamy, żeby jaśnie pani dać do powąchania… - Micha zamyśliła się - Ale jest wędlina! okej, Ivo daj jej zwęszyć co straciła, no dawaj połóż jej chuja na ryj. - zachęcała.
Liam rozejrzał się dookoła, mrugając szybko powiekami, przyciskając dłoń do własnego tyłka. Po dłuższej chwili stanął na nogach o własnych siłach i poklepał w podzięce Ivana. Przycisnął dłoń do głowy z tyłu, spojrzał na własną dłoń, po czym poprawił elementy ubioru. Spojrzał spode łba na Michę. Szybko jednak porzucił ją jako obiekt swojej uwagi. Ponownie z uwagą zaczął rozglądać się po garażu, ale tym razem zaglądając w różne kąty. Ostatecznie powrócił wzrokiem do Michy z pytającym spojrzeniem.
Bimbrowniczka wzięła się pod boki.
- No co jest kurwa? Z własną dupą się na rozumy pozamieniałaś?
W odpowiedzi Czikita tylko prychnęła, a Ivan odsunął się, pamiętając jak ostatnim razem dostał od niej kosza. Niema strażniczka wykonała pytający gest wskazując na Michę.
- No dzieżeś miała być cycu niedomyty co? co ty odpierdlasz, w samarytanina się kurwa bawisz, co ty kurwa, miłośniczka motoryzacji się zrobiłaś? mało ci kurwa złomu na bazarze, jeszcze tutaj twojej dupy nie było i czemu w ogóle mi tu pierdolisz weź się zamknij i ogarnij wreszcie i nie jeb się z tym tyle bo się pochlastać można…
Jeśli Liam miał jakieś wątpliwości na temat poczytalności Dzieci Feniksa, właśnie się one rozwiały. Uczynił tylko dość prosty gest, który według niego miał charakter uniwersalny, dając tym samym Misze znać, co sądzi o jej gadaniu.
Następnie ruszył w kierunku wyjścia, nieświadomie kręcąc apetycznymi biodrami Czikity.
- Yż ty… - zmierzyła się ręką Micha ale odpuściła. - dobra, zbieramy się.
Wydawało się, że Czikita nie bardzo wie o co chodzi, ale posłusznie szła za Michą do magazynu, by tam po krótkiej acz nieco bolesnej wymianie zdań zrozumieć, że ma otworzyć drzwi i pomóc zabrać z magazynu zapasy.
- Ruchy kurweno śpiąca ruuuchy! - Micha złożyła dłonie w tubę i wydzierała się do ucha Czikity. Ta odepchnęła kobietę, ale nie pokazała zębów, jak to miała w zwyczaju, tylko łypnęła nieprzyjaźnie na Michę. Posłusznie jednak wykonywała jej polecenia, chociaż teoretycznie ich pozycja w szeregach Elity była taka sama. Skąd ta nagła uległość? Czikita na pewno nie powie słowa na ten temat - tyle było pewne.
- Okej brygada, najpierw proponuje trochę samemu się nawpierdalać, coby mieć siłę to wszystko nieść, kto jest za? kto przeciw? kto się wstrzymał? okej, no to przegłosowane, szybka szama, Ivo i Czikita mandżury na plecy, ja obstawiam tyły i wszystko git.
 
__________________
Our obstacles are severe, but they are known to us.
Amon jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 22:27.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172