-
Właściwie to mamy. - Zigg wyszczerzyła się paskudnie. Stojący za barem Zack niespiesznie sięgnął pod ramię i wyciągnął z kabury
pistolet, który wymierzył w głowę Cyrulika. Wylot lufy znalazł się kilka centymetrów od twarzy mężczyzny.
-
Ręce za głowę i na ziemię. - ton głosu Zacka był obojętny, ale cała jego postawa świadczyła, że jest gotów do natychmiastowej reakcji w razie oporu.
-
Deal dealem, ale musimy zachować pozory, nie? - Zigg zeskoczyła ze stołka i wyciągnęła z kieszeni mały komputer, na którym zaczęła coś wpisywać -
Twój sprzęt dostarczymy ci później; nic nie zginie. Oprócz dragów. Ale chłopcy z policji też muszą się czymś pochwalić przed przełożonymi, chyba to rozumiesz...
Cyrulik z ociąganiem wykonał rozkaz; nie było mu to w smak, ale wcześniej założył sobie, że podda się biegowi wydarzeń, nie dając się prowokować wkurwiającej dwójce. Chwilę po tym, jak dotknął policzkiem chłodnego parkietu, usłyszał głośny huk i tupot ciężkich buciorów: kawaleria przybyła.
***
Dalej wszystko poszło według znanego scenariusza: przeszukanie, kajdanki, ciemne wnętrze policyjnego transportera. Potem kilkakrotnie zmieniał środki transportu i miejsca; zgubił poczucie czasu, przysnął kilka razy i stracił rachubę, co właściwie z nim robią, by ocknąć się podczas wyładowywania z suki, która najwyraźniej zaparkowała w kosmodromie. To musiał być transport więźniów na kolonię karną; oprócz niego znajdowało się tu prawie stu innych osadzonych. Strażnicy zrobili niemały cyrk, żeby Cyrulik został przez wszystkich zauważony: jego nazwisko zostało obwieszczone głośno i wyraźnie, dostąpił też "zaszczytu" bycia przeprowadzonym do statku jako pierwszy, defilując przed szeregiem innych skazańców.
Po kilku godzinach męczącego lotu w obskurnym wnętrzu wreszcie zadokowali. Tym razem więźniów wyprowadzano pojedynczo, a Ashtari znalazł się na końcu. Jednak zamiast posłać go w dół, do piekła planety, przeprowadzono go na inny statek; ten był mniejszy, czysty i miał małą koję ze zlewem i twardym, ale jednak, materacem. Lot musiał trwać kilkanaście godzin; potem znów zjawili się strażnicy, tym razem zakładając mu kaptur na głowę i oślepionego prowadząc do kolejnych pojazdów. Cyrulik jednak, mimo tłumiącego zmysły nakrycia głowy, zorientował się, po zmianie ciśnienia i lekkiej różnicy w grawitacji, że znalazł się na jakieś innej, dużej planecie i jest wieziony jakimś VTOL'em. Strażnicy wyprowadzili go ostrożnie; więzień poczuł pod nogami beton lądowiska, a po odsłoniętych rękach smyrał go lekki wiatr.
Stanęli na chwilę; potem Asthari usłyszał niewyraźny głos wartownika i syk pneumatycznych drzwi; strażnik pouczył go, żeby podniósł stopy nad progiem, a potem klepnął po przyjacielsku w ramię.
-
Jesteś wolny. Miłej rozmowy, chłopaki. - facet roześmiał się lekko, i znów syknęły pneumatyczne drzwi. Zanim wszystko ucichło, Cyrulik poczuł, jak jego kajdanki rozpinają się i spadają na ziemię. Kaptur jednak uparcie pozostawał na swoim miejscu.