| Frank “Dante” Jaeger, Melathios Sofitres
Do groty, o której mówił Kze'tah nie było już daleko. Musieli przejść kawałek brzegiem morza. Kze’tah zwolnił nieco, kiedy zapytano go o stworzenie u jego boku.
- Żyją bardziej na północ stąd, za morzem – Kze’tah wskazał bezmiar wód po swojej lewej. - Pewnie płynie tam jakiś zimny prąd, bo odległość nie tak znaczna, a klimat różni się, jest zimniejszy. To mój jedyny egzemplarz. - Kze'tah mówił raczej powoli, jakby smakując słowa. Kto wie, jeśli nie mówił sam do siebie, lub owego stworzenia, być może nie odzywał się przez wiele miesięcy. -Zeżre wszystko, jeśli o to pytasz. Trawy, owoce, robaki z ziemi, nawet leśne pijawki, czy mniejsze stworzenia lądowe jak i wodne. Na ogół nawet padlinę wciągnie. - Tu Kze'tah zatrzymał się i spojrzał na swoich niespodziewanych towarzyszy - Jak te sępowate. Nie wiem jaki to gatunek. Ssak, repto, parakseno-ssakowaty, cholera go wie, nie znam się na tym i niewiele mnie to obchodzi. Nigdy nie rozumiałem po co wciąż katalogować wszystko co tylko się napotka. Przy tylu planetach i formach życia, to dawno straciło sens, jeśli w ogóle kiedykolwiek go miało.
Kze'tah opowiadał długo o owym stworzeniu, nie wyjawił jednak jak udało mu się go oswoić. Wreszcie dotarli do celu. Musieli zdjąć buty, jeśli nie chcieli ich zamoczyć, bowiem wejście do groty prowadziło z płycizny.
W środku, wcale nie wyglądało jakby ktoś mieszkał tu od blisko 6 miesięcy, choć też nie była to pusta grota. Kze'tah miał tu kilka skór, rozwieszonych sznurków, które były zrobione z Korzeniówki Avalońskiej. Co ciekawe nieco wgłąb była tu naturalna przestrzeń z otworem u góry, która z powodzeniem mogła zostać wykorzystana do wykonania ogniska. Było tam nawet palenisko. Jedyna rzecz, która wyglądała tu na bardziej nowoczesną, była niewielka skrzynka z panelem fotowoltaicznym i jakimiś rurkami zanurzonymi w wodzie, które teraz Kze'tah wyjął.
Szybko okazało się, że Kze'tah posiada mapę, o stopniu dokładności niemal dorównującą tej ich i nie była to wcale ręczna robota. Udało im się ustalić, że Kze'tah oraz "Parch", jak nazywał go myśliwy pokonują dziennie około pięćdziesięciu kilometrów, dość swobodnym tempem.
- Nie mam dla was suchych rzeczy, ale zaraz rozpalimy ogień - mówiąc to Kze'tah zdjął przemoczone nogawki oraz koszulę, zupełnie nie przejmując się tym, że staje nago przed dość liczną grupą, w skład której wchodzili mężczyźni i kobiety i zaczął ubierać suche rzeczy. Kze'tah miał na plecach zagojoną już, dość paskudną szramę, a na lewym przedramieniu tatuaż z głową jakiegoś ptaka, otoczonego kołem zębatym.
- Tam mam trochę chrustu i drewna - Kze'tah wskazał niską odnogę jaskini, sam zaś porozrzucał kilka skór, jako siedziska. - Teraz możemy pogawędzić na spokojnie. O jakich niby dziwnych rzeczach mówicie?
|