Alsharan, bo tak brzmiało prawdziwe imię Cyrulika, nieśpiesznie podszedł do barku mówiąc.
- Cokolwiek planują zapewne przyjdzie nam poczekać.
Po tych słowach już otwierał minbarek i skrzywił sięniemiłosiernie widząc jego zawartość. Ot, tabletki nikotynowe i piwo dla ciot. Przyjdzie mu niemała nerwówka na najbliższy czas... bo jak tu żyć? No jak? Miał cichą nadzieję, że nie zechcą go resocjalizować, bo inaczej, najnormalniej w świecie, przyjdzie mu umrzeć z Głodu.
Wyjął więc dwa piwa i tabletki po czym odwrócił się do mężczyzny.
- Mają misję na łapankę odpowiednich ludzi, więc odprawa będzie jak uzbierają odpowiednią grupę. Kiedy i ilu nas będzie nie wiem.
Z tymi słowami usiadł w fotelu przy stoliku. To miejsce było tak sterylnie czyste i zadbane, że aż zbierało się na wymioty. Otworzył piwo, wyłuskał tabletkę i połknął ją zapijając tanim sikaczem. Wiedział, że nie zaspokoi to jego potrzeb i już bębnił palcami o stół. Był delikatnie mówiąc wkurwiony. No, może nie tak bardzo. W końcu żył, ale tak bez prawdziwego alko i szlugów? CO oni chcą go zagłodzić na śmierć?
- Mów mi Jack, ale pamiętaj, że to może się zmienić. Obstawiam, że dadzą nam nowe tożsamości. - mruknął z przekąsem niepocieszenia - Długo już jesteś w tej klatce?