Wątek: [SF] Parchy
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-06-2017, 18:02   #132
Zuzu
 
Zuzu's Avatar
 
Reputacja: 1 Zuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputację
Lambadziarz z holo mówił ciekawe rzeczy. Diaz większości nie rozumiała, ale kojarzyła walizkę Jenkinsa nad którą spuszczał się jakby w środku znajdowały się nieletnie tajskie dziwki.
- Mierda… jeszcze wyjdzie, że te pierdolone zjeby specjalnie wypuściły kurwy na rewir - mruknęła do Wujaszka, kucając żeby przebobrować wodę w poszukiwaniu nośnika - Leć ruchać, ja znajdę to gówno, a potem idziemy ruchać. Na odchodne trukniemy z doktorkiem. Od początku pendejo mi się nie podobał, jebaniec. Inteligencik, niech go wyruchają pod prysznicem - marudziła, przebierając łapami w lodowatej wodzie.

- No. I nosi okulary. - potężny hełm z lustrzaną pancerną szybką zamiast twarzy kiwnął się w pionie dorzucając kolejny grzech obgadywanego naukowca. Przy okazji palce Diaz natrafiły w tej chyba zimnej wodzie na prostokącik. Przez swój hermetyczny pancerz nie czuła chłodu tak dosłownie ale wygląd otoczenia nie był jakoś ciepły. Wyłowiła jednak ociekające wodą holo.
- No ale nie tak sie umawialiśmy. Razem sprzątamy. I razem ruchamy. Tak miało być. Gotowa? - Hektor widząc, że Diaz uporała się łowieniem sprzętu łączności oparł swoja pancernie wspomaganą łapę na przycisku otwierającym kolejne drzwi nie mając zamiaru rezygnować w połowie.

- Dobra dobra, nie płacz już Wujaszku, bo ci się cojones pomarszczą - Black 2 przewróciła oczami, ładując holo do kieszeni. Potem jeszcze raz je obejrzy i może nawet wyciągnie jakieś wnioski, o ile nie znajdzie się coś innego do roboty. Chociażby wielokąt z drugim Latynosem i miejscowymi dziwkami - Bierz scyzoryk i nakurwiamy póki jeszcze jest tu coś do zajebania, a potem wracamy na pięterko… i po Promyczka - Parcha nagle olśniło - Trzeba się kopnąć po Promyczka, ale to zaraz - wstała z kolan i złapała za dyszę miotacza - Najpierw jebniemy jeszcze paru leszczy póki nikt się nie wpierdala w kolejkę. Gotowa, gotowa… co mam nie być gotowa? Tylko jak mi wleziesz na linię i podpierdolisz zabawki to zabieram grabki i wykurwiam z piaskownicy - burczała pod nosem, przeładowując miotacz. Dla pewności.

- O tak. Ta twoja blondzia jest naprawdę słodziutka. Lubię blondzie. - Black 7 powiedział poważnym tonem jakby mówił o najważniejszej rzeczy na świecie. Po czym pociągnął za mechanizm i drzwi ze zgrzytaniem otworzyły się. Po drugiej stronie krajobraz okazał się wręcz bliźniaczy z sąsiednim pomieszczeniem. We dwójkę weszli do środka i Ortega znów zamknął za sobą drzwi. Woda cały czas chlupotała zarówno o nieruchome ściany, generator jak i ruchome żywe i martwe ciała.

Ciało w kombinezonie roboczym przykuwało jednak uwagę. Było martwe i pływało w wodzie jak i wszystkie jakie dotąd tutaj widzieli ale czego nie widzieli wcześniej na korpusie nosiło kilka charakterystycznych krwawych dziur tak typowych dla postrzałów z broni palnej. Inne ciało kołysało się w rytm fal pod ścianą odbijając się lekko, cicho a jakoś jednak drażniąco działało to na uszy. Woda w pobliżu wody i krwawy kleks na szarym, mokrym betonie zdradzał ostatnie chwile życia tak samo jak przestrzelona na wylot czaszka. Strzał w usta, klasyczne samobójstwo. Wnętrzności też miał jednak wyszarpane jak i poprzednie ciała.

Wtedy też mężczyzna i kobieta w Obroży zorientowali się, że przez monotonne buczenie generatora i plusk wody słyszą jeszcze coś. Nakierowali powoli światła latarek na podejrzany kierunek. Dwie plamy światła wyłoniły prócz padających często z góry kropel także jakąś szafkę czy coś podobnego wmontowanego w jedną ze ścian. W drzwiach były spore, owalne okna pewnie po to by można było obserwować w razie potrzeby mechanizmy i aparaturę wewnątrz bez konieczności otwierania drzwiczek. Bo jak sama Diaz wiedziała, póki było ok to nie było najczęściej co grzebać jeśli się nie chciało albo komuś nie nudziło.

Na drzwiczkach był odznaczony wyraźnie, rozmazany, kleks ludzkich palców. Krwawa barwa na tle szarego tła metalu była kontrastująco widoczna. Szybka do jednych drzwiczek była wybita. Człowiek co najwyżej mógłby zmieścić ramię ale te małe paskudy mogły wleźć tam całe. Z tej szafki właśnie dobiegały jakieś dźwięki. Jakby stukotanie czy szelest. Diaz wiedziała, że w szafce powinno być miejsca by człowiek dał się radę wcisnąć i zamknąć drzwi. Choć byłoby mu skrajnie niewygodnie no i musiałby być drobny. Taki wujaszek nawet bez swojego pancerza by się pewne nie zmieścił. Mogły jednak się chować i te małe paskudy lub cokolwiek innego. Korciło by poszatkować czy spalić tą szafkę razem ze swoim wnętrzem. Ale jakby tam był żywy człowiek Obroża mogłaby ich sprzątnąć za taki numer od ręki.

Łeb w kawałkach albo krótkie pytanie i poświecenie latarką. Diaz jak przystało na rozsądną i pełną miłości do bliźnich kobietę, zaświeciła latarką broni prosto w dziurę. Miała nadzieję, że coś wyskoczy jej na ryj i będzie to mogła rozjebać, zamiast ciągnąć kolejny zasmarkany bagaż przez wodę. Na pewno nie będzie tak wdzięczny jak Promyczek, więc mógł spierdalać. Nie robiła za harcerzyka, ani gliniarza - od odcinania sierot z drzew i wyciągania bezpańskich gówniaków z rynsztokowa byli ten Hollyard i reszta schroniska.
- Te, putana! - dorzuciła przekaz głosowy, bębniąc palcami po dyszy miotacza.

Diaz stała pochylona wpatrując się co promień latarki wyłowi przez rozbitą szybkę drzwi. Reakcji się nie doczekała. Ale mimo to i tak coś wyłowiła. Hełm przeniósł jej odgłosy jakiegoś siorbania czy chlipania. I monotonny pomruk jakby ktoś mamrotał coś cicho czy chlipał. Zaś promień latarki wewnątrz wyłowił jakiś ruch. Mogło pasować do kiwającej się głowy która czasem pojawiała się wewnątrz oświetlonego obszaru.

- Niech to, por tu puta madre, będzie kolejna kurwa do odstrzału. Wujaszek, osłaniasz mnie. - Black 2 westchnęła tak ciężko, jakby jej ktoś położył na ramionach całe zło wszechświata. Wolałaby coś do rozjebania niż przybłędę... ale życie ostatnio lubiło wykładać chuja na jej pobożne życzenia. Niechętnie kucnęła przy dziurze i po chwili potrzebnej na zabezpieczenie broni, wsadziła pustą łapę w dziurę, macając za sierotką żeby albo stracić rękę, albo dziwkę wytargać na rewir za kłaki. Cierpliwość i delikatność były ostatnimi pierdami na jakie miała teraz ochotę.
 
__________________
A God Damn Rat Pack

Mam złe wieści. Świat się nigdy nie skończy...
Zuzu jest offline