Wątek: [SF] Parchy
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-06-2017, 18:27   #133
Czarna
 
Czarna's Avatar
 
Reputacja: 1 Czarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputację
Nie każdy policjant w obliczu ostrego kryzysu zachowywał się jak na stróża prawa i porządku przystało. Nie każdy był jak Karl, odnaleziona dwójka widać ostro zalazła mu za skórę, o mały włos nie zabijając i uciekając. Zostawili go za sobą - jego, Elenio i Johana… a także tych biedaków, których Brown 0 i Black 8 widziały w kokonach pod ziemią. Może gdyby wtedy się zatrzymali, zgarnęli ich do auta, pozostali wciąż by żyli, a ona dostałaby inne zadanie. Los nigdy nie skrzyżowałby jej ścieżki ze ścieżką wygolonego marine o delikatnych dłoniach i ciepłych, miękkich ustach…
- Teraz jesteśmy tutaj i mamy coś do zrobienia - Parch podszedł do strzelca i wziął go za rękę, zaciskając na niej pokrzepiająco zimne palce. - Wtedy was zostawili, teraz mogą pomóc. Do Seres i wahadłowca niebezpieczna droga. Przydadzą się dodatkowe sztuki broni. Chronić i służyć - popatrzyła na pozostałych gliniarzy, a potem na jeńca - Kim ona jest, czemu jest skrępowana? Brała coś, jest niebezpieczna?

- To Martine Olsen. Terrorystka z Dzieci Gai. Jedna z ważniejszych jacy tu przybyli. Ich święta czy inna nawiedzona. - odpowiedział Karl patrząc na otępiałą kobietę siedzącą wciąż na łóżku. Jego dłoń złapała dłoń May i zacisnęła się pewnym, mocnym chwytem. Jednym z tych dodających siły, otuchy i nadziei. - Ale właśnie, czemu ona jest w takim stanie? - przeniósł wzrok z kobiety na starszego gliniarza.

- Nie wiemy. W takim stanie ją dostaliśmy. Tamten drugi mówił coś bez sensu. Że miała wizję czy co i… No właśnie zrobiła się o taka. - starszy facet wzruszył ramionami i też spojrzał na sylwetkę przykutej kobiety. - Problem jest ją w ogóle nakarmić czy napić. Czasem coś bredzi. W sumie żadnego pożytku z niej nie ma. - przyznał niechętnie starszy gliniarz. Gdy Vinogradova usłyszała nazwisko coś jej zaświtało. Słyszała coś o jakiejś Olsen. Albo kimś właśnie o takim skandynawskim nazwisku. Coś właśnie jako medium, wizjonerce, wróżce czy kimś podobnym ostrzegającą ludzkość przed złem, czyniącym cuda, czytającą w myślach, uzdrawiającą i w ogóle no żywym cudzie, że właściwie ciężko było uwierzyć i traktować na serio taki sekciarski spam.

- Ciężko było ją wyciągnąć. Dlatego nie zdążyliśmy zabrać tego drugiego. Więc złapaliśmy ją i przybiegliśmy tutaj. Ale tutaj rządzi ten Rusek więc musieliśmy siedzieć cicho. - dokończył swoją relację młodszy z gliniarzy. Cała trójka chwilę milczała chyba odruchowo skupiając się na aresztancie. Właściwie na jej wystających w poprzek łóżka nogach bo by zobaczyć twarz trzeba było się nachylić albo siąść na dolnej pryczy.

- Możecie nas stąd wydostać? Jak jest na górze? Da się przejść? I po co mamy jechać do Seres? Nie lepiej do kosmoportu? - starszy gliniarz u którego dało się odczytać nazwisko “Powell” na plakietce zapytał chyba bardziej Hollyarda niż resztę.

- W Seres ma być transport. Do kosmoportu. Lotniczy. Linia frontu i sytuacja w mieście jest niejasna. Dlatego musimy tam dotrzeć. Ją też musimy zabrać. - Karl odpowiedział i na koniec znów spojrzał na nogi przykutej terrorystki. Wskazał na nią a dwójka gliniarzy skrzywiła się ale nie zaprotestowała. Jasne było, że transport kobiety to żywy balast bo nie sprawiała wrażenia by mogła poruszać się samodzielnie. Nie zdecydowali się jednak protestować.

- Jesteście tu już jakiś czas - Vinogradova zwróciła się do pary policjantów dość spokojnym głosem. Stała przy Karlu i nie zamierzała się ruszać na odległość większą niż wyciągnięte ramię. Mimo całej zawieruchy działał jak kotwica, pozwalając zachować zdrowy rozsądek i nie zacząć wariować. Otumaniona, być może przećpana kobieta… mieli ją targać, gdy okolica roiła się od xenos? Brzmiało bardzo podobnie do samobójstwa - Widzieliście, albo wiecie co nasz gospodarz trzyma tu w piwnicy? Chodzi o sprzęt medyczny. Muszą coś tu mieć - ostatnie powiedziała patrząc na Hollyarda. Może udałoby się zorganizować skaner dla chłopaków tutaj, pod ziemią. Zaoszczędziliby grupie konieczności włóczenia się po laboratoriach - Porozmawiam z nim, podpytam. Miły z niego gość i chyba mam największe szanse się z nim porozumieć. Wydawał się ucieszony słysząc rodzimą mowę - uśmiechnęła się trochę żywiej i drgnęła jakby ją poraził prąd. Odwróciła się na powrót do pary mundurowych - Przepraszam, gdzie moje maniery… mam na imię Maya. Chociaż okoliczności i czas są… nerwowe, naprawdę cieszę się mogąc was poznać.

- Sierżant Hallur Jorgensen. Ale możesz mi mówić Hallur. A to jest Alle. - przedstawił siebie starszy gliniarz z wyraźnie zarysowanym brzuszkiem. Potem przedstawił swojego młodszego kolegę na co ten lekko skinął głową w ukłonie przywitania.

- Nie, tu jest ambulatorium ale byłem tam, wszystko ludzie pozabierali jak tu wpadli. Zresztą nawet jakby nie to tam nie ma potrzebnego sprzętu. - do rozmowy wtrącił się Roy uznawszy, że chyba jego też dotyczy. Popatrzył na czarnowłosą kobietę z Obrożą z zastanowieniem. - Chyba, żeby gdzieś tu była komora anabiotyczna lub oddział chirurgiczny. - powiedział zamyślonym głosem. Niektóre schrony policzone na wieloletnie użytkowanie miewały czasem urządzenia do stazy swoich mieszkańców w których podobnie jak na statkach w czasie podróży mogli doczekać w spokoju na lepsze czasy. Trójka policjantów popatrzyła na niego, na siebie nawzajem i na Brown 0.

- Jak coś jest to pewnie w prywatnych kwaterach Morvinovicza. - odpowiedział Hallur drapiąc się po szczecinie na policzku.

- Oni tam podobno mają wszystko. Luksusy i w ogóle towar z przemytu. Może mają i to ale nas tam nie wpuszczają. To tylko kwatery dla nich. - bąknął Alle mówiąc trochę bezradnym a trochę zawistnym tonem.

- E tam nie wpuszczą… - Karl machnął swobodnie dłonią jakby mówili o jakichś głupstwach. - Nie wpuszczą to sami wejdziemy. - powiedział tak swobodnie jakby rozmawiał o pogodzie i to jeszcze żartem. - Bierzcie ją. Dziewczynę trzeba dać na ostry skan. Bo coś marnie wygląda nie? - wskazał głową na skutą aresztantkę. Dwaj pozostali gliniarze popatrzyli na siebie wyraźnie spłoszeni a potem na dziwnie, swobodnie zachowującego się strzelca wyborowego.

- Karl, nie przesadzaj. Oni tu rządzą. Jak nas sprzątną to nikt po nas nawet nie zapyta. A przynajmniej nie odpowie. - Jorgensen zdawał się próbować przemówić koledze do rozsądku.

- Mamy stan wojenny. A to jest światowej klasy terrorystka. Musimy ją dostarczyć żywą. Rozkujcie ją i idziemy. - zakomenderował Hollyard wskazując głową na kobietę. Jorgensen nagle się spocił więc otarł rękawem pot z czoła. Ale widząc pewność siebie bijącą z Karla skinął na Alle i obydwaj zaczęli przygotowywać kobietę do transportu. Było tak źle jak wyglądało na pierwszy rzut oka. Właściwie kobieta ledwo powłóczyła nogami i tak naprawdę para gliniarzy musiała ją nieść na ramionach.

Maya przesunęła dłonią po twarzy, ale symboliczny gest nie mógł zetrzeć zmęczenia.
- Karl proszę, pozwól mi z nim porozmawiać najpierw na spokojnie. - poprosiła, stając przy policjancie jak marudna durnostojka - Nie potrzeba nam dodatkowych nerwów, a one się pojawią. Porozmawiam z nim, poproszę... o wiem! Dobry i zły glina - uśmiechnęła się blado - W końcu jestem twoją partnerką, no nie?
 
__________________
A God Damn Rat Pack

Everyone will come to my funeral,
To make sure that I stay dead.
Czarna jest offline