Dziki roześmiał się słysząc jakie wrażenie wywołał na siedzącej obecnie mu na kolanach kobiecie zaledwie jakieś pół doby i kilka dzielnic temu. Potem przestał się śmiać ale jeszcze się uśmiechał patrząc na jasną twarz okoloną blond lokami.
- Tak. To rzadkie. - kiwnął głową patrząc jej w oczy. Przenosił spojrzenie z jej jednego oka na drugie szukając tam nie wiadomo czego. - Jak jesteśmy sami, chyba możemy sobie pozwolić na luksus szczerości. - powiedział w końcu po zastanowieniu.
- O ile mamy pewność, że nie przypłacimy jej głową. Różnie bywa, nigdy nie wiadomo do końca w co gra z nami druga strona, jakie ma intencje. Usypia czujność, próbuje zdobyć informacje? Ma zamiar nas wysadzić z siodła i pozbyć się w białych rękawiczkach? - Blue westchnęła, strącając ze skroni Dzikiego jakiś czarny paproch który chyba był meszką - Ale tak, możemy sobie na to pozwolić kiedy nikt nie słucha. Wyobraź sobie akcję, gdyby ktoś się dowiedział, że posiadasz ludzką stronę i nie żywisz się fejmem. Siara jak skurwensyn - wyszczerzyła się i oparła czoło o jego skroń - Nikomu nie powiem, możesz spać spokojnie. Może nawet będziesz to robił przy mnie. Chcesz?
- Heh. - parsknął Dziki uśmiechając się półgębkiem na pomysł Blue, że ktoś miałby przejrzeć Dzikiego. Pogładził dłonią włosy blondynki. - Czy chcę? To chyba jasne. Ale wiesz, zachowuj się. Może to ty nawet będziesz spać ze mną. W końcu jestem z Ligii nie? - roześmiał się znowu drocząc się i żartując z własnej codziennej sławy i metki.
- O ile mnie nie wkurwisz i nie rozpruję cię od szyi do rowa - zgodziła się poważnie, klepiąc go ręką ze szponami po policzku - Kto wie, może jak się postarasz to zatrzymasz mnie na dłużej i wejdziesz do grona osób na które nie biorę kontraktów bez względu na cenę i okoliczności? Do tej pory żadnemu, ani żadnej się to nie udało - wyszczerzyła się profesjonalnie, rzucając swoim żartem.
- Daj spokój! - Dziki udał oburzonego przykładając dłoń do własnej piersi. - Jak ktoś miałby wydać wyrok na mnie? Przecież wszyscy mnie kochają! I wszystkie. - wyszczerzył się szczerze do Blue patrząc na nią filuternie. - I dłużej mówisz? Dłużej niż Angel? - zaciekawił się relacją jakie planuje czy widzi panna Faust pomiędzy dwójką sławnych rajdowców.
- Dłużej niż miesiąc - parsknęła wyjątkowo wesoło - Po miesiącu się okazuje kto jest kto. Zwykle próbowali mnie rozwalić, albo dojść przeze mnie do Tatka. Teraz… - skrzywiła wargi i zrobiła się pochmurna - Chyba mogę pracować na własny rachunek, tylko znajdę skurwiela przez którego zginęli Tatko i Curtis. Jest tu w mieście… szwendał się u Runnerów. Byłam u Guido, przetrzeć szlak. Zacząć… budować grunt pod współpracę. Potrzebuję jego fury, wtedy on da mi ludzi… i zawarliśmy umowę. - przyznała bardzo niechętnie - Chuj z tym że wyjechał. Ustaliliśmy warunki przy świadkach i obie strony się na nią zgodziły, jest wiążąca. Popierdoliło się kwadratowo.
- Guido? Ten co to jemu Angel zwinęła tą furę w garażu? - Dziki zdawał się upewniać, że dobrze skojarzył ksywę z odpowiednim ciągiem wydarzeń. - A co to za koleś którego szukasz? - zapytał ale zaraz brwi mu podskoczyły do góry. - Ale zaraz, jak odstawisz furę Staremu to nie odstawisz go Guido. Albo na odwrót. - podrapał się nerwowo po policzku nieco mrużąc oczy. Z bryką było o tyle dobrze, że się znalazła w garażach Federatki. Ale naal chciały ją dwie strony a można było ją oddać jednej. - No chyba, żeby wypaliło ze starym zgredem i tym deathmatch i to ktoś z nas by wygrał tą furę. - dodał nieco zamyślonym tonem myśląc chyba głośno na bieżąco.
- Ten sam - potwierdziła domysły rajdowca, wzdychając ze zmęczenia - Liczę że twój pomysł wypali, Stary nas poprze a to już coś. Potem tylko wygrać i sprawa załatwiona. Prawie - obróciła twarz na wejście do meliny Starego, jakby się spodziewała że go zastanie w progu - Kto dokładnie nasrał nam w domu jeszcze nie wiem. Ostatnio po mieście krążą nowe prochy, od Lexy. Organizacji. Mój cel do niej należy. Dowiem się kto to i sprawię że będzie błagał o śmierć, ale jej nie dostanie. Nie tak szybko i nie prosto - na koniec cedziła słowa przez zaciśnięte zęby. Dla odzyskania równowagi mocniej objęła ligowca. Pomogło - Dorwę go… a potem nie wiem. Zależy co powie Robert. Teraz on jest głową rodziny i muszę się go słuchać, ale… poproszę żeby pozwolił mi tu zostać. Jeśli znajdzie się dobry powód.
- Lexa? Prochy od Lexy? - Dziki mówił jakby coś mu to mówiło. Objął opiekuńczo ramieniem przytulającą się do niego kobietę ale sam zaczął druga ręką coś grzebać w swojej kurtce. - Ten Robert to twój brat? Ten z fotki? Na pewno pozwoli ci zostać jak się tu urządzisz. Wiesz to wcale nie takie rzadkie jak ktoś stąd ma kontakty z kimś z Vegas. W końcu tam są najlepsze i najtańsze prochy a tu najlepsze i najtańsze fury nie? - powiedział jakby chciał ją pocieszyć. Ale dłoń chyba w końcu znalazła co szukała bo wydobył z kieszeni małe, metalowe pudełko. Chwilę się grzebał gdy musiał je otworzyć wolną dłonią ale w końcu je otworzył. Na dłoni spoczęła mu mała, biała, podłużna pastylka. Położył ją na dłoni Blue. Ta mogła teraz się przyjrzeć jej dokładniej. Bleta jak bleta. Chociaż, nie. Wyglądała zgrabnie, i ładnie i elegancko. Jak dawny paracetamol czy prochy z co lepszych wytwórni jej rodzimego miasta. Nie jak bezkształtne i rozsypujące się grudy z przyzwyczajenia nazywane bletami z racji funkcji i mniej więcej zbliżonego kształtu. Było już na tyle jasno, że Blue mogła rozszyfrować napis na tabletce. LEXA.
- Skąd to masz? Wiesz kto to rozprowadza prócz Xaviera? Tego lamusa w betnosie - spytała, obracając pigułę w palcach. Natykała się na ten towar już któryś raz, czyli miała parę tropów - Tak, ten z fotki. Mój najstarszy brat. - mówiła roztargnionym tonem, ciągle patrząc na tabletkę -Interesy tutaj w naszym imieniu robił Egor, Kapelusznik. To stary znajomy Tatka, jak tu się przyszuraliśmy z Troyem przygarnął nas tylko przełożyliśmy nogi przez próg jego kanciapy. Myślisz że mamy szansę wygrać detahmatch?
- A, Kapelusznik. Człowiek Schultza. - Dziki pokiwał głową dając znać, że kojarzy człowieka. - I ten goguś z bentosa. - skrzywił się chyba nie mając dobrego mniemania o Xavierze. - Skąd on ma taką furę? - zapytał gdyż fura jak chyba większość populacji tego miasta w naturalny sposób przykuwała jego zainteresowanie bardziej niż człowiek jaki nią jeździł. - A prochy to właściwie nie wiem. Mój człowiek je załatwia. Ja rano wstaję i to pudełko ma być pełne najlepszego w mieście kosku. Reszta mnie nie interesuje. - wzruszył ramionami patrząc na trzymane pudełko i zastanawiając się chwilę. - To naprawdę świetny koks. Dawno w mieście nie było takiego dobrego towaru. - powiedział jakby dopiero teraz to skojarzył albo zaczął się zastanawiać.
- Deathmatch. - wzrok na chwilę mu utkwił się w jakimś niewidzialnym punkcie gdy doszedł do swoich zawodowych zainteresowań, pasji, i stylu życia. Podrapał się po szczęce myśląc o tym chwilę. - Zależy kto wystartuje. Jak ja się dogadam z tą twoją Angel mamy naprawdę dobry team. I nam by pasowało by wystartowały leszcze bo wtedy prawie na pewno wygramy jak nie ja to ona. Ale to się mija z celem jaki mamy naściemniać Schultzowi. Ma pójść fama by ten kit przeszedł i kolo cofnął wyrok na niebieską głowę. Jak się zgłoszą Patti. Frank, Joy i Clody. Albo zawsze może wyskoczyć jakaś dobra ekipa na ten jeden Wyścig. Czasem tak bywa. Ktoś ma swój szczęśliwy dzień i tej jeden raz uda mu się wygrać. A trochę zależy też od Deathrace. Od toru. Tego gdzie to będzie i detale. Ja jestem dobry na przestrzeni i prędkości. Angel jest zwinna i ma super przyspieszenie. Ale jak wyjdzie offroad albo walki może być ciężko coś wymyślić. Bo się wtedy liczy co innego. - Dziki mówił zamyślonym tonem jakby analizował mocne i słabe strony swoje i potencjalnych przeciwników. - Ale nie przejmuj się, naszą dwójkę będzie ciężko komuś przebić. - uśmiechnął się szerzej wracając spojrzeniem do twarzy Blue.
- Możemy ich podtruć, osłabić… zapewnić sobie większe szanse. Truciznę można podać bezpośrednio, lub z dalszej odległości. W drinku, doustnie, wprowadzić do krwi… coś by się wymyśliło - panna Faust dorzuciła swoją działkę, stukając palcami o kark detroiczyka - W tym akurat ja jestem dobra. Da się też uszkodzić im bryki. Pomóc szczęściu… a Xavier nie wiem. W Vegas nie był nikim na tyle ważnym zęby rzucać się w oczy. Nie jeździł tą bryką, musiał ja podłapać tutaj albo po drodze. Płotka, ale taka która mnie kojarzy - prychnęła jak zły kot, ale naraz wróciła do profesjonalnego zblazowania. Zarzuciła rzęsami i wydęła nieznacznie usta - Nie dziwię mu się, jestem bajeczna. Jak się cała afera wykręci na naszą korzyść to może nawet będziesz się mógł pochwalić, że bujasz się z córką Emmy Green. Ale najpierw przekonajmy Zgreda do jedynej słusznej racji - zbliżyła twarz do jego twarzy aż ich nosy się zetknęły - Naszej racji.