Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 04-06-2017, 14:44   #50
Agape
 
Agape's Avatar
 
Reputacja: 1 Agape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłość
Stać! Nie strzelać!

Widok był doprawdy niesamowity, Zafara zdecydowanie nie spodziewał się, że na końcu starożytnych rozpadających się schodów znajdą całe miasto, w dodatku sprawiające wrażenie zamieszkałego. Jedyne co stało im na drodze, by zacząć zwiedzać ten cud architektury i ewentualnie poznać jego mieszkańców, to niewielkie przewężenie. W normalnych warunkach duch pustyni po prostu zdematerializowałby się i przeszedłby przez skałę. Tym razem sprawa była nieco bardziej skomplikowana, przez ekstremalne stężenie shinsoo nie byłby w stanie przeniknąć na drugą stronę, zresztą musiał cały czas trzymać Strife’a za rękę. Wątpił też by udało mu się chwilowo powiększyć otwór przy pomocy dematerializacji, ale to nie był problem, miał w zanadrzu jeszcze inną sztuczkę.
Zanim anioł stracił zainteresowanie podziwianiem widoków i zabrał się za rozwalanie otoczenia, długouchy postawił przed nimi portal, a potem jakieś półtora metra dalej otworzył kolejny tym razem znacznie mniejszy.
-Chodź. Pokażę ci coś.- powiedział do kolegi i pociągnął go przez pierwszy owal.

Zadziwiony Strife rozglądał się, jak przestrzeń wokół nich rośnie (a raczej to oni maleli). Nie czaił, co jest grane.
- E, Zafu, co jest? Czemu to wszystko rośnie?
Mimo wszystko Strife przywołał niebiański oręż, prawdopodobnie myślał, że to sprawka mhrocznego dziada, którego Zafara miał się pozbyć. Pomruczał sobie pod nosem słowa pewnej słynnej i jednocześnie ulubionej piosnki, żeby sprowokować Legion do ujawnienia się, ale do niczego takiego nie doszło.
Tym razem to futrzasty zdziwił się zachowaniem Strife’a, pomimo drobnych problemów dotarli do końca dziury. I tutaj Zafara miał dobre przeczucie, że po drugiej stronie nie było żadnej platformy, zamiast niej - pod nimi zionęła bezdenna przepaść, do której wpadały strumienie płynnego światła… shinso! Natrafili na rzeki pełne płynnego shinso! Ileż oni, regularni, mogliby porobić zapasów energii na następne piętra! Gorzej, że nie mieli w ogóle do czego ich przelać, nie mieli ich jak przechować, a wedle wiedzy i przeczucia Zafary gdyby przechodzili pod tymi strumieniami shinso, to by ich żywcem wręcz zjarało albo eksplodowali niczym po wybuchu potężnej bomby będąc jednocześnie w jej bezpośrednim sąsiedztwie. Chyba że Strife’a nie wypierdzieliłby puszki po piwie, to już prędzej mieliby jak przechować, gorzej z przekierowaniem tego strumienia mocy do tego małego prowizorycznego kontenera, zwłaszcza przy ich poziomie mocy, który… cóż, nie odbiegał znacząco od typowego regularnego klasy E.
Zafara wyczarował energetyczną płytę, gorzej, że wyglądała na taką, co ulegała wszechobecnemu zwiększonemu natężeniu shinso - musieliby szybko przelecieć. Co więcej~ ciszę przerwały wystrzały z broni Strife’a, który teraz w rękach trzymał snajperkę z laserowym celownikiem. Ciężko było powiedzieć, czy coś zranił, ale stało się jasne, do czego strzelał. Horda przerośniętych nietoperzy, która chyba nie lubiła nieproszonych gości, kierowała się właśnie na nich, a Strife zmieniał snajperkę w karabin maszynowy, żeby wystrzelać te pokraki.

Shinsoo! Całe wodospady płynnego shinsoo! Ilość którą wchłonął z ciała białego lisa, a którą uważał w tamtym momencie za prawdziwą ucztę, była niczym w porównaniu z tym co właśnie widział i co wyczuwał swoim szóstym zmysłem. Gdyby zdołał pożywić się choć ułamkiem tej mocy byłby niezwyciężony, starł by na proch Legion, jej kompanów i każdego kto ośmieliłby się mu sprzeciwić z wysiłkiem nie większym niż przy pstryknięciu palcami!
Zafara potrząsnął głową wracając do rzeczywistości. Otaczająca go energia była tak skoncentrowana, że gdyby nie przepustka, którą dzielił ze Strife'em, zastygłby w miejscu jak zanurzony w bardzo bardzo gęstym kisielu. Jego ciało nie było w tej chwili w stanie wchłonąć ani odrobiny więcej, zbliżenie się do wodospadu na odległość, która pozwoliłaby umieścić jeden portali w strumieniu tworząc swego rodzaju magiczny kurek, oznaczało pewną śmierć. Niemniej zostawienie portalu w jaskini nawet z dala od wodospadów wciąż było dobrym pomysłem.
Teraz jednak co innego przykuło uwagę ducha pustyni. Stadko nietoperzy nie wiedzieć czemu zmierzało w ich stronę, nie wyglądali przecież na owady i wciąż byli od nich znacznie więksi. Postanowił nieco wspomóc gunslingera. Anulował oba portale, które pozwoliły im się zmniejszyć i postawił przed sobą niczym tarczę nowy tak, że przejście do miejsca gdzie odpoczywał z Ryo było otwarte w stronę nietoperzy. Nie przeszkadzało to aniołowi strzelać, ale latającym ssakom powinno porządnie zamieszać w główkach. Nagle ich posiłek zniknął zastąpiony przez wejście do tunelu.
Długouchy pociągnął Strife'a na builder, który stworzył wcześniej, jednocześnie poruszając otwartym portalem tak żeby wciąż ich osłaniał. Rozpoczęli pośpieszną podróż w stronę miasta, platforma na której stali mogła rozpłynąć się w powietrzu w każdej chwili.
-Jeśli builer zniknie nie puszczaj mnie i użyj swoich skrzydeł.- władca piasku i przetrzeni przedstawił plan awaryjny zastanawiając się po co wpakował się w ten cały ambaras.

- Lecimy, Zafu! Lecimy! hehe - okazało się, że nietoperze nie były ich największym problemem, wleciały w większości do portalu utworzonego przez Zafarę. Gorzej było z utrzymywaniem dwóch tworów naraz oraz nie puszczeniem Strife’a. W pewnym momencie ku niezadowoleniu Zafa, platforma się rozpadła, a portal gwałtownie przesunął się w dół, lecz Strife złapał białofutrzastego w locie i wylądował na ziemi.
Ich przybycie nie zostało nie zauważone. Zostali bowiem otoczeni przez hordę wysokich łuskowatych stworzeń podobnych do jaszczurek.
Otoczyły ich dwa rzędy liczące po ponad dwudziestu osobników, uzbrojonych w skórzane zbroje i włócznie, za tymi oddziałami znajdowali się strzelcy uzbrojeni w prymitywne kusze. Wszystkie bronie były wymieszone w nich.
- Sssstać~! Co wy sssa jedni! - syknął najwyższy stwór znajdujący się w drugim rzędzie. Wnosząc po zbroi odmiennej od innych, chyba był dowódcą tutejszego oddziału. Ciemnożółte gadzie ślepa wpatrywały się wrogo w dwójkę przybyszy, a trójpalczasta dłoń była gotowa do dania znaku strzału czy ataku na ‘intruzów’.
Strife był gotów do odpyskowania, a w dodatku nie schował swojej broni, którą też miał zamiar powitać tubylców.
-Możesz mnie już postawić.- powiedział shinsooista. Anioł był tak zaaferowany pojawieniem się jaszczuroludzi, że zapomniał iż wciąż trzyma kudłatego kolegę pod pachą.
-Nazywam się Zafara-przedstawił się długouchy kiedy jego bose stopy nareszcie dotknęły podłoża-[/i] a to jest Strife. Przybyliśmy z powierzchni. Sprowadził nas tu ten znak. [/i]- wyjaśnił jak zwykle krótko i węzłowato. Miał nadzieję, że to wystarczy by odwrócić uwagę wszystkich zainteresowanych od planów wzajemnego zrobienia sobie krzywdy i skieruje ją na właściwe tory.
-Strife pokaż im tatuaż.
Chyba Strife tego nie dosłyszał, wypalił jedno z dział pod nogi najbliższego jaszczura, a w podzięce szef tutejszej szajki wydał ostry świszczący dźwięk - co Zafara zrozumiał jako komendę ataku. I w tym samym czasie rozległ się dźwięk dzwonu gdzieś z głębi miasta wymieszany z przekleństwami Strife’a w języku aniołów.
Anioł zarabiając kilka bełtów w tors poranił poważnie kilku jaszczurów, lecz gdyby tego było jeszcze za mało, stało się coś dziwniejszego. Rozległ się jeszcze jeden dźwięk dzwonu, tym razem z innej części podziemnej metropolii. Gady rzuciły się na Strife’a, Zafarę również pochwyciły, a w tym samym czasie… ATSy Strife’a i Zafara się ujawniły. Białofutrzasty zobaczył coś, co powinno być niemożliwe - z Translatora strzelca rozległ się trzask i pojawiło się pęknięcie w magicznej sferze! Wkrótce doszła seria takich pęknięć i trzasków, aż ATS Strife’a rozpadł się na kawałki, które spadły na ziemię, a zawartość jego Kieszeni posypała się na ziemię!
Sam Zafara dosłyszał trzaski we własnym ATSie - jego kula również zaczęła się rozpadać! Gdy tak się stało, przedmioty znajdujące się w ATSie wypadły na grunt, a po jego Kieszeni została tylko sterta rozbitej szklanej kuli!
Gady ich nagle puściły, anioł upadł na jedno kolano, jedną ręką trzymał się na przebity tors, drugą podtrzymywał się, niczym hardcore, który za wszelką cenę nie chciał dać się śmierci. Z jego ust na ziemię skapnęło kilka kropel złocistej krwi. Oderwał dłoń od ciała, przywołał broń, celując nią w gady, ale ręka mu drżała, a działo tak średnio utrzymywało swoją formę. Strife skrzywił się, nogi mu zadrżały, a uzbrojenie rozpadło się na świetliste kulki.
Strife rzecz jasna puścił Zafarę, a ten wnet mógł z łatwością zauważył, że wszechobecna aura go tak nie przytłacza. Ale rozpadający się ATS, co z pewnością nie należało do normalnych zjawisk, coś co zaprzeczało temu, co wyniósł z akademii dla regularnych, oraz dźwięki metalowych instrumentów muzycznych zwiastowały coś, co z pewnością obróci wspinaczkę dwójki regularnych o sto osiemdziesiąt, a nawet pięćset czterdzieści stopni - i to z mocnym pierdolnięciem o ziemię.
Czy to był koniec drogi ku spełnieniu ich marzeń?

Wszystko działo się bardzo szybko i dla długouchego shinsooisty było całkowicie pozbawione sensu. Dlaczego Strife musiał zacząć rozpierduchę? Przyszli tu żeby dowiedzieć się skąd wziął się tajemniczy symbol, strzelanie do tubylców w żaden sposób nie przybliżało ich do osiągnięcia celu. Nawet gdyby anioł był w stanie zabić wszystkich jaszczuroludzi, zupełnie nic by w ten sposób nie zyskali. Z początku były dżin po prostu patrzył. Dopiero kiedy dotarło do niego jak poważna jest sytuacja i że Strife najprawdopodobniej zaraz zginie, zdecydował się interweniować. Korzystając z tego, że rozpadnięcie się niewidocznych do tej pory ATSów było dla gadów takim samym zaskoczeniem jak i dla nich, dzięki czemu na chwilę odzyskał swobodę ruchów, czym prędzej dopadł do anioła i otworzył portal pod ich stopami prosto do centrum handlowego. Jednocześnie zmusił myślą wysypany ze swojej rozbitej kieszeni piach by zgarnął porozrzucane rzeczy i przywołał go do siebie. Świat dwójki regularnych obrócił się o dziewięćdziesiąt stopni a potem z mocnym łupnięciem, w chmurze piachu i rupieci wylądowali na zimnej świeżo wyczyszczonej posadzce galerii. Portal zgasł odcinając drogę ich prześladowcom.
-Trzymaj się, dzwonię po karetkę.- powiedział długouchy podnosząc się na czworaki i sięgając po obtłuczony zapiaszczony smartfon. Na szczęście urządzenie działało. Czekając na połączenie z numerem alarmowym starał się ogarnąć obrażenia kolegi.

Zafara poruszył uwagę poszczególnych przechodniów, niektórzy z nich w panice rzucili rzeczy, które mieli przy sobie i uciekli w popłochu z galerii. Część pracowników zaskoczona nagły pojawieniem się dwójki regularnych, w tym jednego poważnie rannego, obserwowała zajście. Białofutrzasty starał się znieść spojrzenia, strach i inne reakcje przechodniów (byli tacy mistrzowie, co zamiast pomóc mieli czelność nagrywać całe zajście!). Dodzwonił się na pogotowie, całe szczęście. Postarają się szybko przyjechać na podany adres. Spoko. Szczęśliwie nie wszyscy przechodnie tak przysłowiowo srali w gacie na widok postrzelonego gościa i drugiego gościa będącego całym i zdrowym, ale sytuacja i tak była napięta, zwłaszcza, że podszedł jakiś ochroniarz, rosły gad przypominający nosorożca, wysoki na dobre 2.5 metra, i szeroki mniej więcej na tyle samo.
- Co tu się stało? - zadał pytanie Zafarze, spoglądając uważnie na około, to na Strife’a. - Pomoc wezwana?
Strife coś bredził i klnął pod nosem, ale patrząc na reakcje ochroniarza - on ni w ząb nie rozumiał, o co chodziło aniołowi tak dokładniej.

-Tak.-odpowiedział władca piasku na drugie pytanie, sięgając po sztylet i zabierając się za usuwanie odzieży, która utrudniała dostęp do ran. Nie miał czasu ani ochoty na opowiadanie co się stało tylko po to żeby zaspokoić czyjąś ciekawość.
-Apteczka.- poprosił, jeśli ochroniarz się zainteresował to niech się na coś przyda i chociaż przyniesie bandaże, nie wiadomo ile potrwa zanim pomoc dotrze na miejsce, trzeba było zatamować krwawienie.

Ochroniarz ujawnił swojego ATSa, przywołał przez niego kogoś po apteczkę, sam nie odszedł z miejsca.
- Wiesz, kto poranić twój kompan?
-Wiem jak wyglądają, nie wiem kim są.- odpowiedział Zafara odsuwając na bok przesiąknięty złotą krwią strzęp czarnego podkoszulka.
- Mówić, co wiesz - ochroniarz powiedział spokojnym, ale stanowczym nieco dudniącym głosem. - Wezmę służby, oni ich móc wówczas złapać.
Parę minut później przyleciała… przyleciało coś na kształt latającej meduzy, zostawiło apteczkę i w akompaniamencie pisków i zgrzytów odleciało.
- Oni się tutaj pojawili, tak znienacka - zaskrzeczała jakaś babcia z tłumu. - Ja nie widziałam napastników.
- Nikt nie widział, babcia ma rację. - jakiś młodzieniaszek zawtórował babci. Kilka stworzeń potwierdziło tę wersję w zakłopotaniu.
- Ale przeszli przez portal, to kto wie, gdzie mogli ich zaatakować.
Ochroniarz spojrzał uważniej na Zafarę.
- Gdzie się to wszystko zdarzyć? - zapytał. - Ja wiedzieć, że szok, lecz trzeba coś czynić.
Długouchy nie zwracał uwagi na zbierający się tłumek całą swoją uwagę skupiając na jak najefektywniejszym wykorzystaniu swojej wiedzy o pierwszej pomocy. Szybko wyciągnął z przyniesionego przez meduzę pudełka jałowe opatrunki, przyłożył w odpowiednich miejscach stabilizując strzałę.
-Uciskaj.-polecił bełkoczącemu coś bez sensu Strifeowi kładąc jego dłoń na gazie i zabrał się za bandażowanie.
-Daleko stąd, pod ziemią. Nie zdołacie tam wejść.- odpowiedział ochroniarzowi, wbrew pozorom daleki od szoku.
Krótka relacja Zafara podziałała na ochroniarza niczym szklanka zimnej wody wylana na głowę. Podczas zajmowania się rannym, półprzytomnym Strife’m, jakaś starsza, korpulentna kobieta zrzędziła:
- To przecież oczywiste. Banda gówniarzy. Te całe Szczury - ostatnie słowo wymówiła tak, jakby ktoś pod jej nos podłożył łajno. - pewnie się pobili między sobą, jak zwykle.
Ochroniarz nie przejął się słowami baby, póki słowa te były tylko przysłowiowym pierdoleniem o Chopinie.
- A jak wy tam przejść w takim razie? - zapytał z pewną dozą podejrzliwości. Zafara dosłyszał lekki rumor w oddali, od strony wejścia do galerii. Dzięki Bogu, może nie będzie musiał udzielać wywiadu panu “Nosorożcowi”. Ale do tego jeszcze trochę drogi. Strife już na nic nie reagował, oczy miał zamknięte i wyglądał, jakby przysnął i miał wyjebane na wszystko dookoła - pomijając bełty w brzuchu.
Walczący o życie kolegi shinsoista miał już dość odpowiadania na bzdurne pytania. Postanowił zignorować ciekawskiego typa, uprzedzoną do szczurów babcie i wszystkich innych, którzy nie byli wezwaną do rannego pomocą medyczną. Odwrócił głowę w stronę z której dobiegły go nagłe dźwięki. Może to oni? Lepiej żeby to byli oni bo Strife już odpływał.
Całe szczęście. “Oni”. Zabrali Strife’a, pytając po drodze tylko o ważniejsze rzeczy, a następnie odeszli od zbiegowiska. Co niektórzy jeszcze obserwowali zajście, ale tłum się powoli rozchodził. Ochroniarz pozostał przy Zafarze, chociaż shinsoista nie bardzo sobie życzył akurat jego towarzystwa. Dlatego też udawał że zwalistego osobnika zwyczajnie nie ma. Zdematerializował się pozwalając by złota krew którą cały był utytłany opadła na podłogę, rozkazał swemu wiernemu piaskowi by zebrał jego i Strifea przedmioty pomijając pokaźną kolekcję świerszczyków i jakieś podejrzane proszki, a potem skierował się do szpitala.
 
Agape jest offline