Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 04-06-2017, 22:38   #32
Grave Witch
 
Grave Witch's Avatar
 
Reputacja: 1 Grave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputację
Czekanie przedłużało się niemiłosiernie. Mięśnie, napięte do granic możliwości, zmuszane do pozostania w tym stanie przez kolejne, nieskończenie długie sekundy, zaczynały się buntować. Cierpliwość, zmęczona wystawieniem na ciężką próbę, domaga się odpowiedzi. Strach powoli przechodził w irytację. Ile jeszcze? Jak długo można było czekać? Ruch potrzebny do otwarcia tych cholernych drzwi przecież nie wymagał takiej ilości czasu. Podejść, położyć dłoń na klamce, nacisnąć, pchnąć. Aby tego dokonać wystarczyła chwila, a nie lata…
Otwórz je, otwórz - szeptał natarczywy głos, poganiając chłopaka z bejzbolem. Rozbrzmiewał w głowie Jessiki niczym upierdliwe walenie do drzwi. Z przeciwnej strony dobiegało błaganie by tego nie robił, by nie wypuszczał potworów kryjących się za zasłoną niewiedzy i domysłów. By trzymał je zamknięte jeszcze przez tą chwilę, sekundę, uderzenie serca. Jednocześnie chciała by to wszystko dobiegło już końca i bała się tego końca. Konflikt ten wprawiał jej myśli w chaotyczny wir, z którego nie sposób było stworzyć logicznego ciągu. Czuła jak dłoń, w której trzymała rewolwer, zaczyna się jej pocić. Ciało reagowało na sytuację stresową, na przyspieszone bicie serca i oddech. Było jej jednocześnie gorąco i zimno. Zdawała sobie sprawę z tego, że musi się opanować, tyle że miała z tym poważny problem. Wzrok, jakby za nic mając jej rozterki i problemy, uparcie przesuwał się od drzwi do pokoju do tych, które prowadziły na zewnątrz. Jedne i drugie kryły za sobą coś, co ją przerażało. Od jednych i drugich najchętniej w tej chwili trzymałaby się z daleka, a jednocześnie pragnęła by stanęły otworem. Pierwsze by odkryły swą tajemnicę, dzięki czemu można by się z nią uporać i ruszyć dalej. Drugie zaś z powodu Simona, który powinien być teraz u jej boku, wraz z Lesterem. Mając ich obu przy sobie mogła stawić czoła wszystkiemu. Byli jej tarczami, jej podporą. Razem mogli wszystko, więc nic dziwnego, że w chwili takiej jak ta brakowało jej drugiego z braciszków.
- Otwórz je wreszcie - warknęła na chłopaka, robiąc krok do przodu i mocniej przyciskając do piersi trzymane jedną ręką ciuchy. Lufa jej rewolweru przesunęła się nieco, tak że teraz celowała nie tylko w drzwi ale i stojącego przed nimi kelnera. Zmiana celu wcale nie była niezamierzona, chociaż mogła za taką uchodzić. Jakby nie spojrzeć, facet tak czy siak znajdował się niemal na linii strzału. Na upartego można było uznać, że to iż celowała teraz bezpośrednio w niego było wynikiem tego kroku do przodu, zmęczenia ręki czy nerwów. Powodów mogło być wiele, chociaż tylko jeden słuszny. Jess miała już dość czekania, dość strachu i niepewności. Wszystko było lepsze od niepewności.

Chłopak który tu kelnerował sprawiał wrażenie, że bardzo żałował, iż nie ma go gdziekolwiek indziej na przykład na przyjemnej werandzie w chłodnym półmroku i szklanką w ręce niż tutaj. Ale był właśnie tu i teraz i tak samo jak i chyba wszyscy na sali czuł tą gęstą, pełną napięcia atmosferę na sekundy przed tym nim palce pociągnął za spusty broni i zacznie się strzelanina. Wreszcie! Przedłużające się napięcie ciążyło chyba wszystkim. Musiało wreszcie znaleźć jakieś ujście. Palce coraz bardziej swędziały na rozgrzewających się od ciała cynglach, kolby i uchwyty broni robiły się coraz bardziej śliskie od potu. Młodzik robiący tu za kelnera też miał chyba dość. Podszedł ostatni krok do drzwi i zaczął wysuwać rękę w stronę klamki. Kończyna poruszała się wolno jakby przedzierała się przez jakąś melasę. Wzrok nerwowo wodził zebranym ludziom o ostatnie centymetry tej skracającej się odległości. Jeszcze moment. Już dłoń kelnera położyła się na klamce. I wtedy się zaczęło.

Z pokoju rozległ się hałas rozbijanych przedmiotów i szkła. W napiętej ciszy sam i tak gwałtowny i szarpiący uszy dźwięk wydawał się jeszcze bardziej nagły i brutalny. Kelner wrzasnął i odksoczył tak gwałtownie, że stracił równowagę jakby ten szklany wybuch odrzucił go jednocześnie od drzwi. Przebalansował się przez krytyczny punkt i upadł tyłkiem na podłogę wciąż krzycząc ze strachu. Jego bejzbol potoczył się po drewnianej podłodze dodając do gamilatiasu charakterystyczny dźwięk toczenia się kawałka drewna po drewnianej powierzchni podłogi. Coś co właśnie zostało zniszczone w pokoju kończyło swój upadek bo robiło się ciszej. Wrzask siedzącego na tyłku kelnera zakończył się równie nagle gdy coś ciężko uderzyło od wewnętrznej strony drzwi. Uderzyło raz jakby jakaś dłoń walnęła w drzwi. Cisza znów zaczęła świdrować uszy. Bejzbol kulał się dalej. Chłopak wciąż siedząc na tyłku zaczął się rakiem wycofywać jak najdalej od wciąż zamkniętych drzwi.

Jessica, która na nowe hałasy zareagowała zduszonym krzykiem i drgnieniem, przez które kelner o mały włos nie stracił życia, przylgnęła ciaśniej do Lestera. Nie rozumiała jakim cudem nie padł jeszcze ani jeden strzał. Atmosfera była przecież napięta do granic wytrzymałości, a właściwie to nawet powoli te granice przekraczała. Sama Jess miała już tego wszystkiego na tyle dość, że odzyskawszy nieco panowania nad sobą wywinęła się z objęć braciszka i sama ruszyła w stronę drzwi. Nie szła jednak jak ten chłopak, powoli i ostrożnie. Na to było już zwyczajnie za późno w jej odczuciu. Jej kroki były pewne i wręcz pospieszne. Byle mieć to już za sobą, byle odkryć co tam się stało i wrócić do normalnego życia. Dowiedzieć się co oznaczały te dźwięki… Wszystkie dźwięki. Zarówno krzyki, jak i walenie, drapanie i to ostatnie walnięcie. Ile można stać w miejscu? Ile wytrzymać tego stałego, nieznośnego uczucie, że zaraz coś się stanie i tego że wciąż nic się nie działo. Przez ten cały czas nikt nie zrobił nic by wyjaśnić sytuację. Nie mogła, po prostu nie mogła dłużej tkwić w miejscu. Ryzyko zostało nagle przesłonięte przez mgłę szaleństwa, chwilową niepoczytalność, poddanie się pragnieniu normalności, która została jej odebrana, a którą mogła odzyskać gdy tylko te cholerne drzwi staną otworem. Z tą myślą zrobiła to, co ten tchórz powinien zrobić dawno temu. Sięgnęła po klamkę i ją nacisnęła.
 
__________________
“Listen to the mustn'ts, child. Listen to the don'ts. Listen to the shouldn'ts, the impossibles, the won'ts. Listen to the never haves, then listen close to me... Anything can happen, child. Anything can be.”
Grave Witch jest offline