Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Postapokalipsa > Archiwum sesji z działu Postapokalipsa
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Postapokalipsa Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Postapo (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 04-06-2017, 13:32   #31
 
Gienkoslav's Avatar
 
Reputacja: 1 Gienkoslav ma wspaniałą reputacjęGienkoslav ma wspaniałą reputacjęGienkoslav ma wspaniałą reputacjęGienkoslav ma wspaniałą reputacjęGienkoslav ma wspaniałą reputacjęGienkoslav ma wspaniałą reputacjęGienkoslav ma wspaniałą reputacjęGienkoslav ma wspaniałą reputacjęGienkoslav ma wspaniałą reputacjęGienkoslav ma wspaniałą reputacjęGienkoslav ma wspaniałą reputację
Rononn nie miał za dużego wyboru. Właściwie perspektywa samotnej podróży do tawerny w której natknął się na siostre, nie była zbyt przyjemna. I nie chodziło wcale o brak widoczności. Dlatego właśnie siedział, jako najwęższy, pośrodku zbyt niskiego kombiaka. Kolana wbite między przednie fotele w strasznie niewygodnej pozycji, przegięty kark zmuszający wzrok do wbijania się we własne uda, a do tego guzdrająca się po lewej Mewa. Rononn mógł co jakiś czas mieć niezbyt miłe zetknięcia z biodrem swojej siostry.
-Zostaw to! - krzyczała Melody czego najwyraźniej Mewa postanowiła ignorować.
"Normalnie jak pięciolatki" pomyślał monter ale jego przemyślenia szybko zostały przerwane bo przechodząca przez oparcia siostra postanowiła użyć również Rononna jako podparcia. Wszystko wskazywało na to że fragment urządzenia trzymanego przez Melody był dokładnie tym czego szuka jego siostra. Chcąc nie chcąc Rononn został zmuszony do "przytulenia" się do siedzącej po prawej Angie. No, może nie konkretnie przytulenia, ale na pewno nagłego przyciśnięcia się do jej nastoletniej sylwetki. Jeśli więc było jej przez ten krotki odcinek trasy ciasno, teraz było jej zapewne jeszcze ciaśniej.
Na szczęście, ten krótki kontakt między żywiołową panną a monterem został szybko ukrócony. Wujek się wkurzył co w zasadzie nie dziwiło Rononna. Ba, nawet mu pomógł wypchnąć irytującą Mewę z kombiaka. Pokłady rodzinnej cierpliwości powoli się wyczerpywały. Pomysł Pazura był logiczny. Dziewczęta wyjaśnią sobie co i jak i wsiądą z powrotem. Spowodowało to zatrzymanie całego konwoju i na pewno nie umknie uwadze innym kierowcom. Im dłużej czasu spędzali na pustkowiu, tym większa szansa na spotkanie czegoś "niespodziewanego". Rononn co raz częściej rozmyślał o odpoczynku. W jego żołądku zaczynało brakować paliwa, co dawało o sobie znać w postaci cichego burczenia...
 
Gienkoslav jest offline  
Stary 04-06-2017, 22:38   #32
 
Grave Witch's Avatar
 
Reputacja: 1 Grave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputację
Czekanie przedłużało się niemiłosiernie. Mięśnie, napięte do granic możliwości, zmuszane do pozostania w tym stanie przez kolejne, nieskończenie długie sekundy, zaczynały się buntować. Cierpliwość, zmęczona wystawieniem na ciężką próbę, domaga się odpowiedzi. Strach powoli przechodził w irytację. Ile jeszcze? Jak długo można było czekać? Ruch potrzebny do otwarcia tych cholernych drzwi przecież nie wymagał takiej ilości czasu. Podejść, położyć dłoń na klamce, nacisnąć, pchnąć. Aby tego dokonać wystarczyła chwila, a nie lata…
Otwórz je, otwórz - szeptał natarczywy głos, poganiając chłopaka z bejzbolem. Rozbrzmiewał w głowie Jessiki niczym upierdliwe walenie do drzwi. Z przeciwnej strony dobiegało błaganie by tego nie robił, by nie wypuszczał potworów kryjących się za zasłoną niewiedzy i domysłów. By trzymał je zamknięte jeszcze przez tą chwilę, sekundę, uderzenie serca. Jednocześnie chciała by to wszystko dobiegło już końca i bała się tego końca. Konflikt ten wprawiał jej myśli w chaotyczny wir, z którego nie sposób było stworzyć logicznego ciągu. Czuła jak dłoń, w której trzymała rewolwer, zaczyna się jej pocić. Ciało reagowało na sytuację stresową, na przyspieszone bicie serca i oddech. Było jej jednocześnie gorąco i zimno. Zdawała sobie sprawę z tego, że musi się opanować, tyle że miała z tym poważny problem. Wzrok, jakby za nic mając jej rozterki i problemy, uparcie przesuwał się od drzwi do pokoju do tych, które prowadziły na zewnątrz. Jedne i drugie kryły za sobą coś, co ją przerażało. Od jednych i drugich najchętniej w tej chwili trzymałaby się z daleka, a jednocześnie pragnęła by stanęły otworem. Pierwsze by odkryły swą tajemnicę, dzięki czemu można by się z nią uporać i ruszyć dalej. Drugie zaś z powodu Simona, który powinien być teraz u jej boku, wraz z Lesterem. Mając ich obu przy sobie mogła stawić czoła wszystkiemu. Byli jej tarczami, jej podporą. Razem mogli wszystko, więc nic dziwnego, że w chwili takiej jak ta brakowało jej drugiego z braciszków.
- Otwórz je wreszcie - warknęła na chłopaka, robiąc krok do przodu i mocniej przyciskając do piersi trzymane jedną ręką ciuchy. Lufa jej rewolweru przesunęła się nieco, tak że teraz celowała nie tylko w drzwi ale i stojącego przed nimi kelnera. Zmiana celu wcale nie była niezamierzona, chociaż mogła za taką uchodzić. Jakby nie spojrzeć, facet tak czy siak znajdował się niemal na linii strzału. Na upartego można było uznać, że to iż celowała teraz bezpośrednio w niego było wynikiem tego kroku do przodu, zmęczenia ręki czy nerwów. Powodów mogło być wiele, chociaż tylko jeden słuszny. Jess miała już dość czekania, dość strachu i niepewności. Wszystko było lepsze od niepewności.

Chłopak który tu kelnerował sprawiał wrażenie, że bardzo żałował, iż nie ma go gdziekolwiek indziej na przykład na przyjemnej werandzie w chłodnym półmroku i szklanką w ręce niż tutaj. Ale był właśnie tu i teraz i tak samo jak i chyba wszyscy na sali czuł tą gęstą, pełną napięcia atmosferę na sekundy przed tym nim palce pociągnął za spusty broni i zacznie się strzelanina. Wreszcie! Przedłużające się napięcie ciążyło chyba wszystkim. Musiało wreszcie znaleźć jakieś ujście. Palce coraz bardziej swędziały na rozgrzewających się od ciała cynglach, kolby i uchwyty broni robiły się coraz bardziej śliskie od potu. Młodzik robiący tu za kelnera też miał chyba dość. Podszedł ostatni krok do drzwi i zaczął wysuwać rękę w stronę klamki. Kończyna poruszała się wolno jakby przedzierała się przez jakąś melasę. Wzrok nerwowo wodził zebranym ludziom o ostatnie centymetry tej skracającej się odległości. Jeszcze moment. Już dłoń kelnera położyła się na klamce. I wtedy się zaczęło.

Z pokoju rozległ się hałas rozbijanych przedmiotów i szkła. W napiętej ciszy sam i tak gwałtowny i szarpiący uszy dźwięk wydawał się jeszcze bardziej nagły i brutalny. Kelner wrzasnął i odksoczył tak gwałtownie, że stracił równowagę jakby ten szklany wybuch odrzucił go jednocześnie od drzwi. Przebalansował się przez krytyczny punkt i upadł tyłkiem na podłogę wciąż krzycząc ze strachu. Jego bejzbol potoczył się po drewnianej podłodze dodając do gamilatiasu charakterystyczny dźwięk toczenia się kawałka drewna po drewnianej powierzchni podłogi. Coś co właśnie zostało zniszczone w pokoju kończyło swój upadek bo robiło się ciszej. Wrzask siedzącego na tyłku kelnera zakończył się równie nagle gdy coś ciężko uderzyło od wewnętrznej strony drzwi. Uderzyło raz jakby jakaś dłoń walnęła w drzwi. Cisza znów zaczęła świdrować uszy. Bejzbol kulał się dalej. Chłopak wciąż siedząc na tyłku zaczął się rakiem wycofywać jak najdalej od wciąż zamkniętych drzwi.

Jessica, która na nowe hałasy zareagowała zduszonym krzykiem i drgnieniem, przez które kelner o mały włos nie stracił życia, przylgnęła ciaśniej do Lestera. Nie rozumiała jakim cudem nie padł jeszcze ani jeden strzał. Atmosfera była przecież napięta do granic wytrzymałości, a właściwie to nawet powoli te granice przekraczała. Sama Jess miała już tego wszystkiego na tyle dość, że odzyskawszy nieco panowania nad sobą wywinęła się z objęć braciszka i sama ruszyła w stronę drzwi. Nie szła jednak jak ten chłopak, powoli i ostrożnie. Na to było już zwyczajnie za późno w jej odczuciu. Jej kroki były pewne i wręcz pospieszne. Byle mieć to już za sobą, byle odkryć co tam się stało i wrócić do normalnego życia. Dowiedzieć się co oznaczały te dźwięki… Wszystkie dźwięki. Zarówno krzyki, jak i walenie, drapanie i to ostatnie walnięcie. Ile można stać w miejscu? Ile wytrzymać tego stałego, nieznośnego uczucie, że zaraz coś się stanie i tego że wciąż nic się nie działo. Przez ten cały czas nikt nie zrobił nic by wyjaśnić sytuację. Nie mogła, po prostu nie mogła dłużej tkwić w miejscu. Ryzyko zostało nagle przesłonięte przez mgłę szaleństwa, chwilową niepoczytalność, poddanie się pragnieniu normalności, która została jej odebrana, a którą mogła odzyskać gdy tylko te cholerne drzwi staną otworem. Z tą myślą zrobiła to, co ten tchórz powinien zrobić dawno temu. Sięgnęła po klamkę i ją nacisnęła.
 
__________________
“Listen to the mustn'ts, child. Listen to the don'ts. Listen to the shouldn'ts, the impossibles, the won'ts. Listen to the never haves, then listen close to me... Anything can happen, child. Anything can be.”
Grave Witch jest offline  
Stary 05-06-2017, 18:07   #33
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
Vex i Angie

Vex jechała na Spiku tuż za niebieskim kombi. Nie znała trasy więc nie było też potrzeby gonić. Tempo doprowadzało ją do szału. Nie była przyzwyczajona do tak ślamazarnego poruszania się. Od kiedy została kurierem zależało jej na czasie, a teraz czuła, że swój marnuje.
- Nie moglibyśmy ciut szybciej! - Nie wytrzymała i krzyknęła do ludzi siedzących w kombi.

Guziki! Pokrętła i migające światełka! Do tego ludzkie głosy i dźwięki wydobywające się z pudełka o nazwie radio przykuwały prawie całą uwagę Angie. Patrzyła jak urzeczona na mechaniczne ustrojstwo, ale już nie dziwiła się gdzie są właściciele głosów. Wujek już dawno jej wytłumaczył, że w środku nie mieszkają małe ludziki, tylko ich słowa niosą się w powietrzu po niewidzialnych sznurkach, zupełnie jak w przypadku radyjek noszonych przez nich przy pasie. Mogła porozmawiać przez nie z wujkiem i nie musiała stać obok i go widzieć. Gadali przez ściany i spore odległości… fajna rzecz. Na rozkaz podgłośnienia zareagowała zmieszaniem. Które pokrętło robiło głośniej, a które wysadzało auto w powietrze? Jeden pan z którym poprzednio jechali mówił blondynce, że takie istnieje. Powiedział to zaraz po tym gdy zaczęła maniakalnie naciskać przyciski i kręcić korbkami w jego radyju… no ale tamto było jeszcze inne, bo miało coś do mówienia i dało się z ludźmi z radia rozmawiać na żywo!
- Jak zrobię głośno to powiemy całej okolicy że tu jesteśmy. Nie wiemy kto tu jeszcze mieszka i czy jest miły. - wychyliła głowę przez okno i po chwili wyszła całkiem z samochodu. Po krótkiej zadumie wdrapała się na dach bryki, siadając na nim po turecku, a karabin wylądował na kolanach. - Pani Vex ma rację, wujku. Ona jest mądra! I widziałeś jak jeździ moturem?! Też tak chcę! I Jeść! Kończmy to i jedźmy… jestem głodna. Nie jadłam kolacji - poskarżyła się, uderzając otwartymi dłońmi o czarną lufę broni, której wylot był skierowany podejrzanie bezpośrednio na dwie kłócące się panie.

Vex patrzyła z lekkim przerażeniem na to co robi Angie. Dziewczyna wydawała się… specyficzna, ale coś takiego. Na wszelki wypadek odjechała lekko by Angie upadła na piach a nie pod koła Spika.
- To niebezpieczne! Nie zlecisz?!

- Niebezpieczne? - Angela zamrugała, odkręcając twarz w kierunku kobiecego głosu - No przecież bryk stoi, to jak mam zlecieć? - Wydawało się, że nie do końca rozumie o co miłej pani chodzi.

- Wiem, ale… - Vex zawahała się. Zerknęła na resztę ekipy. - Możemy w końcu ruszać? Jak się za bardzo kłócą to dajcie mi jedną na siedzonko i jedźmy.

- Dobry pomysł. - zgodził się wujek Zordon odwracając się w tył gdy usłyszał jak jego podopieczna wskakuje na dach kombi i tego co mówi Vex. - Skoro macie z tym taki problem… - odwrócił się z powrotem do obydwu stojących w smugach reflektorów kobiet i pomachał jakimś drobiazgiem jaki przed chwilą zabrał Melody. - … to ja was pogodzę i zatrzymam to sobie. Oddam rano. Jak się będziemy rozstawać. - rzekł i nie dało się nie zauważyć jak wbija dłoń z tym gamblem w kieszeń i wyjmuje po chwili bez niego. Obydwie kobiety sapnęły ze złości niezadowolone równie i zgodnie z takiego obrotu sprawy.

- Ty kwiatuszku, zasuwaj do Vex. A ty wracaj na swoje miejsce. - wujek najpierw wskazał na siostrę Rononna i łącząc ją w powietrzu palcem ze motocyklistką z Det a potem na kurierkę i cofając kciuk z powrotem na miejsce przedniego pasażera.

- A dlaczego to ja mam nie wracać do samochodu?! - zapytała z pretensją siostra Rononna czując się chyba pokrzywdzoną.

- Bo ona wie gdzie jedziemy. Zasuwaj albo tu zostań. - wzruszył ramionami najemnik wracając z powrotem za kierownicę kombi. Melody też wykorzystała moment by wrócić do pojazd chyba dla odmiany choć trochę zadowolona, że pozbyła się rywalki z zasięgu wzroku i głosu. Wujek zaczekał na Angie a Mewa stojąc przed takim wyborem siadła na siodełku za plecami Vex.

Vex poklepała siedzonko, tuż za swoimi plecami.
- Wskakuj, to nie może być daleko. Za chwilę znów będziecie mogły się kłócić. - Uśmiechnęła się do mewy.

- Ona mnie nie lubi. Na pewno chce mnie wyrolować. A teraz jeszcze ten wojskowy się wcina. - Mewa potraktowana uśmiechem wydawała się skora podzielić swoimi wątpliwościami i troskami względem calej sytuacji.

- Ja na 100% jadę w tym samym kierunku, bo mam plan gdzieś przekimać, więc na pewno dostarczę cię do twego cacuszka. - Vex odpaliła ponownie silnik. - Ruszajmy, zanim coś nas zeżre.

- Ale wujku… muszę tam wracać, nie mogę posiedzieć na górze? Tam na dole jest duszno i śmierdzi… i ciasno… i naprawdę jestem głodna. Kiedy dojedziemy? Zdążymy na kolację? Masz cukieraski jeszcze? Albo ciastka? Pić mi się chcę, brzuch mnie boli. Jestem śpiąca… - w tym czasie blondynka zeskoczyła na piach i marudząc pod adresem najemnika, kręciła się przy wejściu wyraźnie nie chcąc wsiąść.

- No pewnie. - uśmiechnął się wujek i gdy Angie zajęła swoje miejsce na tylnej kanapie obok “Patyczaka” odwrócił się i podał jej w trzymanej dłoni paczkę kolorowych cukierków.

Z wnętrza auta rozległ się rozradowany pisk, potem szelest.
- Dziękuję! - Angie błyskawicznie zgarnęła prowiant i zajęta jedzeniem przestała narzekać i w ogóle zwracać uwagę na otaczający świat.

Kolumna pod przewodem niebieskiego kombi ruszyła znowu drogą. Obrazek był Vex świetnie znany z setek i tysicy godzin spędzonych w trasie. Wąska lub szeroka kreska drogi magicznie prawie wyczarowywana przez reflektory pojazdów i nagle pochłonięta z powrotem przez mroki i ciemności nocy lewo je minęli. Szybko dojechali do tej jaśniejszej przesieki i wyjechali na jakiś otwarty teren. Zrobio się jakby minimalnie jaśniej. Kombi prowadziło dość pewnie, choć z ostrożną prędkością przez kolejne minuty i kimoletry nocnej drogi. Na poboczu słabo majaczyły bliższe lub dalsze budynki, jakieś pola czy inne puste przestrzenie, pojedyncze drzewa i całe ciemne smugi lasu. Po nocy można było przez chwilę uwierzyć, że jadą przewojenną okolicą tyle, że późno w nocy. Choć ciemność w porównaniu do dawnych czasów była zbyt przytłaczająca. Żadnych świecących lamp, znaków, reklam, neonów i świateł w mijanych domach.

Dopiero jak jak zamajaczyła plama kanciastej ciemności oznaczające jakąś większe skupisko budynków pojawiły się w niektórych oknach jakieś światła. Typowe ciepłe, zachęcające światło żywego ognia z lamp naftowych i świec.


Kombi nakierowywane przez Melody jednak dość pewnie przejechało przez osadę raczej niskopiennych budynków i wyjechało z drugiej strony. Zaraz potem zjechali na chyba jakąś boczną drogę bo resory dały o sobie znać bardziej zdecydowanym skrzypieniem. Zaczęli się zbliżać do jakiejś kupki budynków pod lasem. Gdy byli już dość blisko okazało się, że to jakaś farma czy dwie. Obramowana ogrodzeniem “z-czego-się-da”. Była tam i blacha falista, i płot kolczasty, i pręty wbite w ziemię, i pnie, i kamienie, i wraki, i ich części no ale najbardziej rzucała się w oczy brama. Zamknięta brama. Ta przed jaką się zatrzymali i jaką całkiem wyraźnie oświetlały reflektory kombi.
 

Ostatnio edytowane przez Aiko : 08-06-2017 o 10:31.
Aiko jest offline  
Stary 06-06-2017, 13:41   #34
 
Czarna's Avatar
 
Reputacja: 1 Czarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputację
Vex i Angie

- To tutaj. To ja pójdę pogadać. - powiedziała Melody i otwarła drzwi by wyjść z samochodu.

Vex zgasiła silnik. Wolałaby zatrzymać się w miejscowości, którą minęli. Była ciekawa jak na to wszystko zareaguje reszta ekipy.
- Iść z tobą? - Spytała opierając się na kierownicy Spika.

- Chodźmy wszyscy, będzie raźniej! - Angela wyskoczyła przez okno, rozsiewając optymizm po okolicy. Weselej było w kupie no i dało się pilnować obu pań co chciały ustrojstwo Puzzla i ta niemiła pani mogła nagadać kolegom głupot, żeby zrobili kuku wujkowi albo coś… a tak mogła ją pacnąć w razie potrzeby.

- Nie trzeba. Powinni otworzyć. Ale jeśli chcesz to chodź. - Melody odpowiedziała Vex i ruszając w stronę bramy. Ale zrobiła kilka kroków gdy nastolatka z karabinem wyskoczyła na zewnątrz i dołączyła do niej. Brunetka wzruszyła ramionami spoglądając krótko na idącą już obok blondynkę. Wujek został za kierownicą. Operacja otwierania bramy nie poszła jednak tak gładko. Melody zatrzymała się na kilka kroków przed bramą i zaczęła wołać by ją otwarto. Zawołała raz, po chwili drugi odczekała chwilę i znowu z już większą irytacją.
- Najebali się? Tak wcześnie? - spytała chyba sama siebie Melody patrząc z irytacją na górę pstrokatego ogrodzenia. Ktoś tam musiał być wewnątrz bo do uszu Angie i pewnie Melody też dochodził dźwięki muzyki.

Vex podniosła się i podeszła razem z kobietami. Z zaciekawieniem przyglądała się bramie i poczynaniom Melody. Starała się nie myśleć w jakie kłopoty mogą się ładować. “Bywało gorzej.” Pomyślała i wsunęła dłonie do kieszeni.

Zirytowana Melody podeszła do szczeliny gdzie łączyły się dwie części bramy. Chyba próbowała zajrzeć do środka by zorientować się co jest grane ale dostrzegła coś innego.
- Łańcuch nie jest zamknięty. Co za ciołki… - brunetka była chyba zdegustowana tym odkryciem. Podskoczyła by sięgnąć ręką przez szczelinę ale widocznie gmeranie po omacku łańcuchem nie było ani łatwe ani proste. Trzeba było się zawiesić na jednym ramieniu i majstrować drugim. Angie słyszała jak łańcuch brzęczał i przesuwał się z drugiej strony ale Melody w końcu odpadła od bramy wyraźnie zasapana. - Chcesz to spróbuj. Jak nie to trzeba zatrąbić. - powiedziała podnosząc się z przysiadu z powrotem do pionu.

- Poproszę by Zordon zatrąbił. - Vex obróciła się i ruszyła w stronę kombi. Spike nie miał, żadnego sygnału dźwiękowego. Podeszła od strony kierowcy i nachyliła się by zajrzeć.
- Zatrąbisz, nasi “gospodarze” chyba zaimprezowali.

Jasna głowa Angeli kręciła się na boki, przekrzywiała się i próbowała ogarnąć cała okolicę naraz, zarówno to co z przodu, jak i z tyłu. Nie było to wykonalne, ale dziewczyna bardzo się starała. A jeżeli wjechali właśnie w zasadzkę? Nie każdy ludź był dobry i miły. Szczęka jej chodziła intensywnie, żując ostatnie cukierki z paczki, w powietrzu rozlegało się mlaskanie i cmokanie. Językiem zdrapała kawałek karmelu z zęba. Było ciemno, a w ciemności ludzie kiepsko widzieli. Łatwiej szło ich podejść i przemknąć w mroku pod ścianami. Skoczyła nagle do tyłu i podbiegła do niebieskiego auta. Bez ceregieli wpakowała górną połowę ciała przez okienko, obejmując siedzącego Pazura za szyję i przyciskając czoło do jego policzka.
- Pójdę i sprawdzę czy śpią, czy ktoś ich utrupił. Albo czy zasadzkują. - zaproponowała przełykając zawartość ust. Widząc że wujek nabiera powietrza i chce coś powiedzieć, skorzystała z okazji częstując go ostatnim karamelkiem, bezpośrednio wsadzając mu go do buzi - Zobaczę co i jak i powiem przez radyjko. Jak będzie źle to też powiem. Poczekaj tutaj, popilnuj niemiłej pani i ją pacnij. Ja zaraz wracam - pocałowała ogolony gładko policzek, zwalniając chwyt wokół szyi najemnika.
 
__________________
A God Damn Rat Pack

Everyone will come to my funeral,
To make sure that I stay dead.
Czarna jest offline  
Stary 08-06-2017, 23:49   #35
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 8





Czas płynął nieubłaganie, niewidzialne sprężyny poruszały wskazówkami zegara, mieląc kolejne sekundy których nie dało się wszak odzyskać. Bezdźwięczne, natarczywe cykanie, dobiegało gdzieś z tyłu głowy, chrobocząc o kości czaszki na podobieństwo wyjątkowo natarczywego gryzonia. Dzień zaskowyczał agonalnie i wydał z siebie ostatnie, rozpaczliwe tchnienie, posyłając żywym przedśmiertny skrzek upalnego wiatru - widmowe wspomnienie lejącego się z nieba żaru południa. Duszny, gryzący szept, jakże kontrastujący ze wzmagającym się chłodem. Szarpnął włosami, wpijając brutalne łapska pod ubrania i znacząc je dotykiem chciwych palców. Drgające od gorąca powietrze uspokoiło się i choć wraz z nadejściem nocy kamienie i ziemia oddawały nagromadzone za dnia ciepło, temperatura wyraźnie spadała, pozwalając odetchnąć i poruszać się bez zaciskania zębów oraz walki z wysysającym siły witalne piekłem, przez jakie każdy krok i ruch wydawały się po dwakroć cięższe niż w rzeczywistości.


Świat spowił mrok, przejmując niepodzielnie władzę na tym skrawkiem ziemi, jeszcze dwie godziny wcześniej palonym przez niemiłosierne słońce. Zupełnie jakby poszarpana wojnami i ludzkim szaleństwem Ziemia skonała w końcu, zaś ręka Kostuchy okryła jej lico śmiertelnym całunem w kolorze żałobnej czerni. Resztki granatu nad zachodnim horyzontem pociemniały, przechodząc w spokojną, jednostajną barwę atramentu, upstrzonego jasnymi klejnotami gwiazd, rozsianymi hojnie po niebieskim firmamencie. Wśród nich królowała niepodzielnie tarcza księżyca - dostojna i milcząca.




Wyłoniła się statecznie znad linii wzniesień i piachu, sunąc ku górze by zająć należne jej miejsce wysoko na samym środku sceny. Blady, surowy sędzia, spoglądający na zasypane kurzem Pustkowia. Oczekujący wraz z trybunałem drobniejszych ciał niebieskich na dalsze wydarzenia, jakby zastanawiał się, czy pozostać na swym miejscu, czy za parę godzin ustąpić miejsca jaśniejszemu bratu, niosącemu na skrzydłach świtu życie i blask. Nowy początek i nadzieję, miast nocy pełnej widm i strachów. Czasem chował twarz za zasłoną chmur, pozwalając odpocząć od swego wzroku, lecz wtedy liche, zimne światło jakim promieniował, znikało razem z nim, pozostawiając mrok równie gęsty i nieprzenikniony, co minięta przez ludzi wodna toń rzeki.


Vex nie widziała w nim dokładnie twarzy kierowcy. Detale zlewały się w plamy czerni i bieli, podmalowanej szczodrze całą gamą szarości oraz głębokich cieni. Wiedziała doskonale, gdzie Pazur powinien mieć oczy i usta, miała w pamięci ich utrwalony obraz, gdy krzywiąc się, mężczyzna wyszedł w światłach reflektorów na spotkanie jej grupy. Nie tak dawno, chwilę wstecz. Dosłownie parę kwadransów temu. Teraz zaś owa twarz jawiła się raptem jako jaśniejszy owal o zamazanych brzegach, lecz po tym jak ten owal się przesuwał dało się poznać czy ktoś jest zwrócony frontem czy profilem. Poznała więc, że gdy nachyliła się by zajrzeć do wnętrza pojazdu wujek Zordon spojrzał prosto na nią.


- Tak, chyba tak. - kiwnął głową zgadzając się z pomysłem. Zanim jednak zdążył powiedzieć czy zrobić coś więcej doskoczyła do nich blond nastolatka ściskając go i zasypując entuzjazmem, oraz częstując cukierasem. Zwłaszcza ten ostatni zaskoczył blondyna, bo jakby się zachłysnął czy zakrztusił od tego niespodziewanego podarku. Zanim Angie odskoczyła zdążył ją jednak złapać za nadgarstek.


Zamieszanie przy samochodzie wykorzystali Black Cross dając wyraz swojej irytacji i zniecierpliwieniu głośnym trąbieniem. - No ludzie na co czekacie?! Co jest z tą bramą?! Mamy stać tu do rana?! Nie na to się pisałem! - krzyczał zirytowany kierowca na koniec znowu wciskając klakson. Melody też chyba nie chciało się samej mocować z bramą, ani się drzeć więc z wolna cofała się w stronę maski błękitnego kombi.


- Chwila Angie. Jak tam pójdziesz nie będziemy mogli odjechać, póki do nas nie wrócisz. Poczekajmy chwilę. - wujek puścił ramię podopiecznej i spojrzał na wciąż zamkniętą bramę, oświetloną reflektorami pojazdu. Ostre, syntetyczne promienie kładły się klinem przed autem, pozwalając poczuć się jak za dnia. W międzyczasie Melody zdążyła wrócić do okolic miejsca pasażera skąd wysiadła przed chwilą. Też wydawała się być zdezorientowana całą tą sytuacją. - Jest jakieś inne wejście? - kierowca zapytał stojącą kurierkę.


- Jest. Z innej strony. Ale trzeba iść, nie da się przejechać. - odpowiedziała bez wahania kiwając do tego twierdząco głową.


- Więc się przejdziemy. - odparł spokojnie. Zajęczał mechanizm, klamka poruszyła się i drzwi uchyliły się. Najemnik zabrał kluczyki ze stacyjki, i wziąwszy karabin, wysiadał na spieczony piach. Zarzucił broń na ramię i dał znak głową gospodyni by czyniła honory domu. Ta skinęła głową, odwróciła się i zaczęła iść gdzieś wzdłuż ogrodzenia. - Idziecie czy czekacie? - zapytał grupkę i przed i w samochodzie.


- Hej gdzie wy leziecie?! - doszło ich zirytowane zapytanie z drugiego pojazdu.


- Sezamie otwórz się nie działa! Trzeba sprawę załatwić ręcznie! - okrzyknął im wujek gdy ruszył za odchodzącą Melody.






Jess poczuła jak napięcie sięgnęło chyba zenitu. Szła i miała wrażenie, że jej podeszwy butów stukające o drewniane dechy podłogi są najgłośniejszym dźwiękiem na świecie. A przynajmniej w tej nerwowej ciszy tak to brzmiało. Lester jednak ruszył za nią. Właściwie razem doszli do tych wciąż zamkniętych drzwi choć starszy Thorne nie pchał się do otwierania klamki. W zamian za to wymierzył swój pistolet w drzwi dając znać Jess by przykleiła się do ściany tak bardzo jak to możliwe. Wówczas miał najlepsze możliwe pole ostrzału z miejsca gdzie stał.


Dłoń rusznikarki ułożyła się na klamce. Wyczuwała na wilgotnej i gorącej skórze swojej dłoni jak ten kawałek metalu jest chłodny i gładki. Klamka z irytującym zdawałoby się zgrzytem osunęła się na dół. Ledwo ludzka dłoń to zrobiła i coś od wewnątrz naparło na drzwi otwierając je na oścież. Przez drzwi wypadła na podłogę ludzka sylwetka. Upadła z głuchym stuknięciem tępego, miękkiego przedmiotu. Nawet niespecjalnie głośno. Ale w tej sztucznej i gęstej ciszy pełnej wycelowanej broni ten niezbyt głośny dźwięk wydawał się nieść nienaturalnym echem w uszach, sercach i umysłach zdenerwowanych i przestraszonych ludzi.


Jess i Lester byli najbliżej więc mieli najlepszą możliwość ujrzenia wszystkich detali. To była ta latynoska rodzina. Matka i córka. Musiały opierać się o drzwi leżąc lub siedząc. I gdy te się otwarły wypadły na drugą stronę na podłogę. Ich ubrania były poplamione krwią. Niezbyt dużą ilością więc rany chyba nie powinny być poważne. Ale jednak tej krwi nie dało się nie zauważyć. Była na ubraniach i ramionach. Ciężko na pierwszy rzut oka było umiejscowić co jest raną a co jakimś krwawym rozmazem. Obydwie też jeszcze żyły. Jęczały cicho jakby w szoku czy oszołomieniu. Słabo też ale jednak poruszały ramionami lub głową. Nie próbowały się jednak podnieść czy uciekać.


Nigdzie wewnątrz pokoju jednak nie było widać tego chłopca. Za to widać było wybite okno ziejące czernią nocy i rozświetlonym tam i tu prostokątami okien sąsiednich budynków. Teraz gdy drzwi się otwarły słychać było nowe odgłosy. Gdzieś tam z ciemności dochodziły odgłosy jednoznacznie kojarzące się z walką lub podobnym zamieszaniem. Ludzkie głosy, zdenerwowane i krzyczące ze strachu i zaskoczenia. Męskie głosy, chyba dwóch, może trzech mężczyzn krzyczących coś przez te odgłosy walki. Jess i Lester rozpoznawali jednak przynajmniej jeden z nich. Simon! Lester wykrzyczał z niepokojem imię swojego brata i rzucił się przez pokój wyskakując przez okno w ciemność nocy.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline  
Stary 15-06-2017, 15:41   #36
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
Nie mając zbyt dużo do roboty monter wysiadł z kombiaka podchodząc do Melody
- O co chodzi? Nadal nikt nie chce nam otworzyć? - wzrok montera przy okazji skanował otoczenie. Poza strumieniami reflektorów, niemal wszystko tonęło w ciemności.

Cała sprawa ze staniem i czekaniem, albo chodzeniem grupowo po ciemaku nie podobała się Angie, nic a nic. Zmarkotniała słyszac słowa wujka na temat jej propozycji. Przecież dałaby radę! Ale sama, bez tupiących ludziów za plecami. Obskoczyłaby budynek w mgnieniu oka i wyszła zanim ktokolwiek w środku dałby radę się zorientować z niezapowiedzianej wizyty.
Wujek jeszcze jak cię mogę - umiał chodzić cicho, ale inni? Blondynka słyszała ich kroki i oddechy, zachowywali się jak stado tupiących i sapiących koni. Nie zwracali uwagi na to po czym chodzą, deptali po suchych liściach, łamali butami gałązki. Pójście z nimi odpadało, chyba że bardzo z przodu. Wtedy pozostali zwracają uwagę otoczenia, a ona zyskuje dodatkowy kamuflaż.

- Łańcuch jest niezamknięty, tak? - stanęła między Patyczakiem a Pazurem, chowając dłonie w kieszeniach spodni - Jak ktoś go założył to da się zdjąć. Rozplątać i otworzyć bramę. Wtedy wjedziemy brykiem na podwórko. Chyba - wzruszyła ramionami, skupiając uwagę na blondynie - Jeżeli zasadzkują to wejdziemy im do domu i podamy się na tacy. Chodź, poświecisz - przy ostatnim pociągnęła wysokiego technika za rekę podejrzanie w kierunku zamkniętej bramy.

Nim dane było mu usłyszeć wyjaśnienie z ust Melody, młoda blond panna pociągnęła go za ramię. Przegrawszy na krzepę Rononn podążył za nią
- Co ty chcesz zrobić? - spytał dość głupio

- Zdjąć łańcucha - Angela odpowiedziała poważnie, zadzierając głowę do góry żeby zobaczyć część Patyczaka powyżej szyi - Zobaczymy czy niemiła pani nie żartuje z kłódkiem. No… że otwarty - zwolniła krok i mowę, zagryzając w zamyśleniu wargę. Szybko jednak wróciła do rozsiewania radości i uśmiechu - A nawet jak kłódek zamknięty to nie ma problemu. Otworzę go, ale no… po ciemku się nie da. Trzeba światła. Masz zapalniczkę?

- Uch, nie. Nie posiadam zapalniczki. A latarka wczoraj wpadła mi do rzeki. A światła pojazdów ci nie wystarczą? Mogę cię podsadzić to nie będziesz musiała wisieć na ręce - zaproponował Rononn. Młoda zawsze wprawiała go w zakłopotanie. Po prostu nie wiedział jak z nią gadać. A po ostatnim dostał w mordę… Więc lepiej nie ryzykować…

Vex przysłuchiwała się całej wymianie zdań trochę nie wiedząc co się dzieje. Skoro mieli taki problem mogli po prostu wjechać w tą bramę.
- Jak jest to konieczne mogę podprowadzić Spika tak by wam poświecić. - wskazała na swój motor.

- Może pani?! - blondyka aż klasnęła w ręce z uciechy. Motur jasno świecił, wystarczy aż nadto i lepsze od chwiejnego, narażonego na zdmuchnięcie płomyka zapalniczki czy zapałki. Przekręciła głowę z Vex na Rononna i zmrużyła czujnie oczy - A utrzymasz mnie? No nie jest aż tak wysoko i źle. Dam radę… no i jak będzie światło to okey. Możesz potrzymać karabin jak chcesz - dodała wesoło, klepiąc przewieszony przez ramię kawałek czarnej stali.

- Dobra. Ty tu rządzisz - odparł z westchnięciem Rononn - ale jakby co to daj znać to Cię przytrzymam. - monter podszedł do Angie - Nie upuszczę go nie martw się - powiedział wyciągając rękę po broń

- Błagam… Vex a nie jakaś Pani. - motocyklistka wsunęła ręce do kieszeni i ruszyła po swój motor.

Blondynka przekrzywiła głowę, przyglądając się plecom miłej pani. Miała jej mówić po imieniu? Nawet do wujka mówiła wujek… bo tak trzeba.
- To… mam pani mówić Vex? Po prostu Vex? - upewniła się żeby potem nikt nie miał do niej pretensji że za dużo sobie pozwala. Znowu zrobiła się jakby mniejsza i niepewnie grzebała piętą w piachu, przestępując z nogi na nogę - A to nie będzie niemiłe? Pani jest miła, a wujek mówił że trzeba być...tym… no… no że jak ktoś jest starszy to trzeba go szacunkować i kultura tego wymaga. Nie widziałam jej, ale wujek mówił… - zacięła się, nagle żywo zainteresowana wyciaganiem brudu spod paznokci za pomocą noża, który nie wiadomo kiedy pojawił się w jej rękach. - Dobra, to nie opuść… i nie macaj po koszulce, nie wolno. Nie jestem puszczalska - ostatnie powiedziała gapiac sie spode łba na Patyka.

Vex zajęła miejsce na siodełku i odpaliła ponownie silnik.
- Mam na imię Vex i wszyscy tak do mnie mówią. - Niemal przekrzyczała warkot silnika. - Gdzie go ustawić?

Na widok noża Rononn odruchowo się cofnął. Z tą młodą nigdy nie wiadomo… - Nie będę cię macał - odpowiedział szybko - za młoda jesteś. Wskakujesz na barki czy mam cię chwycić jak worek kartofli? Tutaj - monter klepnął swoje barki - możesz siedzieć i będzie ci wygodniej ruszać rękami. No i będziesz wyżej, powinnaś sięgnąć do łańcucha.

- Żeby świecił na bramę z boku, to jak podejdziemy z drugiej strony nie zasłonimy światła - Angela odpowiedziała wpierw motocyklistce, potem pociągnęła ponownie montera - Może dosięgnę normalnie, a jak nie to na ciebie wejdę… i nie jestem młoda. Wujek mówi że jestem już duża - powiedziała jakby z lekkim fochem ale tematu nie drążyła.

Vex przestawiła motor tak jak zasugerowała Angie i obserwowała poczynania pozostałej dwójki.

Melody nie odpowiedziała słownie mechanikowi pokładowemu w zamian za to odpowiedziała gestem. Wymownie wskazała dłonią na zamkniętą bramę a potem równie wymownie rozłożyła ramiona w geście bezradności i irytacji. Wujek który już ruszał z nią do tego innego przejścia zatrzymał się i obserwował poczynania pozostałej trójki.

“Patyczak” nie miał trudności z podsadzeniem nastoletniej blondynki. Ta zaś miała okazję puścić żurawia na to co było po drugiej stronie ogrodzenia. Większość podwórza i brył budynków tonęła w ciemności ale sprawiało wrażenie jakiejś farmy. Z domami, szopami, stodołami i tego typu sprawami. Widać było kilka źródeł światła przez otwarte okna i drzwi, teraz dużo wyraźniej słyszała też dźwięki muzyki ale ruchu nie było widać w tak urwanym wycinku czasu.

Za to z góry o wiele lepiej gmerało jej się przy łancuchu. Dzięki temu, że trzymał ją Rononn miał do użycia dwie dłonie a nie jedną jak przed chwilą Melody. A światło z reflektora Vex choć przycięte przez szczelinę dawało ostry prześwit jasnego światła. Łańcuch był na tyle elastyczny, że dawało się go dwiema dłońmi nakierować na ten wąski promień. Sam łańcuch tam z drugiej strony, z dołu był pewnie dość prosty do rozwiązania bo i nawet teraz Angie dość łatwo sobie z nim poradziła. Po chwili gmerania brama była już rozkluczona i wystarczyło ją popchnąć by stanęła otworem. W świetle reflektorów kombi zobaczyli leżącą na ziemi kłódkę.
 
Aiko jest offline  
Stary 16-06-2017, 21:18   #37
 
Czarna's Avatar
 
Reputacja: 1 Czarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputację
- Co za jełopy… - westchnęła zdegustowana Melody podnosząc tą kłódkę. Gdy brama stanęła otwarta na oścież kombi rozświetliło wnętrze podwórza. Nie było zbyt rozległe właściwie wyglądało na standardowe gospodarstwo. Ale w świetle reflektorów widać było skazę uczynioną przez ostatnie dekady niszczenia i różnych mniej lub bardziej trwałych gości. - To wyjeżdżajcie i zaparkujcie gdzieś. Ja zamknę bramę. - powiedziała pełniąca rolę gospodyni kurierka wskazując gestem na wnętrze podwórza. Sama stanęła przy bramie gotowa do jej zamknięcia gdy motocykl i samochody wjadą do środka.

Vex jako, że stała niedaleko drzwi, jako pierwsza wjechała do środka, ustawiając Spika przy innych zaparkowanych pojazdach. Uważnie obserwowała okna, w których palą się światła jakby w każdej chwili spodziewając się ataku. Omiotła też wzrokiem zaparkowane pojazdy, sprawdzając czy nie stoi tu coś znajomego.

Zadowolona z efektu wspólnej pracy Angie szczerzyła się do Patyczaka, Vex i wujka też, bo przecież sobie poradzili, no nie? Zlazła monterowi z ramion po czym przeszła na podwórko, kręcąc głową dookoła. Większość terenu tonęła w mroku, bryki oświetlały niewielki wycinek ziemi. Ciemność pod ścianami mogła kogoś kryć - kogoś niemiłego. W domu też mogli być niemili ludzie... ale dom miał okna, a Angie miała nóż. I karabin, on jednak był głośny. Wolała kosę dziadunia, lepiej leżała jej w ręku. Podczas gdy ludzie zjeżdżali pod sypiącą się ruderę i zajmowali parkowaniem bryków, blondynka wykonywała powolny taktyczny odwrót. Krok za krokiem cofała się dyskretnie poza zasięg świateł reflektorów, jasne włosy wylądowały schowane pod kapturem. Skoro już weszli, chciała sprawdzić czy obcy nie zasadzkują. Budynek z palącymi się światłami sam przyciągał uwagę i wokół niego dziewczyna postanowiła się pokręcić, a jak znajdzie sie okazja - wejść przez okno i popatrzeć czy wewnątrz nikt nie czai się z nożem. Albo spluwą.

Motocykl zaparkował i jego silnik zgasł, podobnie jak i zaparkowanych obok pojazdów. Chwilę jeszcze jarzyły się reflektory świateł. Melody dołączyła do nich po zamknięciu bramy. Przez ten czas większość grupki czekała przy samochodach nie chcąc chyba samemu pakować się do cudzego domu. Chwilę tą wykorzystała nastoletnia blondynka w obecnie w kapturze. Zajrzała przez jedno z okien parteru i wyglądało na jakąś kuchnię z piecem. Paliło się światło i widziała jak na ławie pod ścianą siedzi jakiś mężczyzna z pochyloną w dół głową. Wyglądało jakby spał. Ale rękaw miał podwinięty a na nim zawiniętą jakąś opaskę a obok leżała pusta strzykawka. W drugim oknie było ciemno ale sądząc po odgłosach chyba ktoś tam chrapał. W oknie były kraty więc nie dało się raczej dostać do środka. Ale okno na piętrze było otwarte o dobywało się stamtąd słabe światło jakby od pojedynczej świeczki. Stamtąd muzyka dochodziła znacznie wyraźniej. Właściwie Angie stwierdziła, że po tej kracie dałoby się chyba wejść i zajrzeć chociaż na górne piętro. O ile ta krata by utrzymała jej ciężar.

- Dobra, nie ma co tu tak stać, chodźcie do środka. - powiedziała wracając do bramy Melody i zachęcająco machnęła dłonią dając znać by szli za nią. Ruszyła po schodach do chyba głównego wejścia do domu które było na piętrze.

Vex zeszła ze Spika, zabezpieczając po staremu motor i zgarnęła plecak. Zerknęła na resztę ekipy.

Nie wiedzieć czemu, ale Rononnowi brak świateł i ruchu wydawał się nieprzyjemnie nieznany. Na łajbie, nawet na nocnej wachcie, coś brzęczało, coś stukało, pluskało, kumpel odchrząknął, było słychać chrapanie kapitana. Takie oznaki że łajba żyje, ale śpi. Tutaj, poza melodią i ponurym chałupnictwem… nic się nie działo… Owszem, była noc i wszyscy pewnie spali… Ale żeby tak bez wartownika? Chociażby zmutowanego szczura coby ujadał na nieznajomych… Pomimo dreszczy na karku i oblepiającej niepewności, monter odwzajemnił uśmiech blondyny. Sam również uważał to za jakiś sukces. Ponownie podjęli się wspólnego zadania i tym razem Rononn nie dostał w zęby. Po wyszczerzeniu się w stronę małolaty, co przecież i tak nie było widoczne ze względu na nieodłączną maskę przeciwgazową, Patyczak podszedł do zsiadającej z pojazdu Vex, siostry.
- Jak się jechało? - zapytał rozglądając się wokół. Szukając rzeczy, które zniwelują ten nieracjonalny strach przed nieznanym miejscem.

W tym czasie Angie stała pod oknem i zadzierając łeb do góry intensywnie myślała, co przychodziło jej ciężko i z trudem, ale jakoś szło do przodu. Wejście wysoko, ale bez zbędnej przesady. Niby wdrapać się było po czym i to po cichu, bez alarmowania śpiącego pana z parteru. Śpiącego albo naćpanego, co sugerowała porzucona w okolicy brudnych, nieruchomych rąk… szczykawka. Taka do wszczykiwania różnych dziwnych rzeczy. A może był chory? Tego jednak dziewczyna nie miała na razie ochoty sprawdzać. Spał, albo umarł… więc nie zasadzkował. Co innego tamto okno z muzyką. Nie było co dumać, żołądek zapchany cukierasami znowu zaczynał burczeć, więc blondynka podskoczyła, łapiąc się parapetu i podciągając do góry. Czekała ją wycieczka po spróchniałych dechach i sypiących się cegłach… no ale przynajmniej nikt do niej nie strzelał.

Vex widząc, że jej partnerzy w zbrodni otwierania drzwi zajęli się sobą… chwilę uważniej obserwowała Angie, uznała jednak, że może lepiej nie komentować. Fakt faktem, ruszyła za Melody.
- Reszta dołączy jak będzie chciała, jak nie, to rozbiją tu obóz. - Powiedziała, podchodząc do brunetki.

- Nijak. W ogóle nie powinno mnie tu być. Miałam już wszystko ugadane z Puzzle jak ta wredna małpa się wpieprzyła. - Mewa z wyraźnym żalem i złością płynącą z bezsilności wskazała na wchodzącą po metalicznie brzdękających stopniach sylwetkę przewodniczki. - A teraz jeszcze ten cały wujek się wpieprzył. - sapnęła ze złością ze wzrokiem wciąż utkwionym w postaciach wchodzących za Melody do domu. Vex, wujek i trójka z Black Cross też postanowili skorzystać z zaproszenia gospodyni. - Posłuchaj mamy sztamę nie? - zapytała nagle siostra spoglądając w górę na ciemny od gazmaski owal twarzy starszego brata. - Ja się zajmę tym wujkiem i spróbuję się z nim dogadać. Ale weź trzymaj tamtą małpę z dala od niego. - siostra popatrzyła na brata prosząco łapiąc go za rękę.

Vex w tym czasie z większością grupki zdążyła wejść po metalowych schodach. Te odbijały dźwięcznie podeszwy butów wydając charakterystyczny, metaliczny odgłos. Same schody chyba nie były oryginalne w konstrukcji domu bo właściwie wyglądały na dostawione na dach dawnego ganku. Skrzypiały i chwiały się wyczuwalnie ale jednak weszli wszyscy bez dodatkowych przygód. To, że nie była to oryginalna konstrukcja najwyraźniej widać było na ganku gdzie wejściem okazało się dawne okno. Dość spore i nisko zawieszone ale jednak okno a nie drzwi więc “próg” był gdzieś na wysokości kolan. Obecnie mimo wieczorowej pory było całkiem ciepło więc chyba robiące za drzwi jakieś zbite dechy i blachy leżały oparte o ścianę korytarza.

Z wnętrza domu wyraźniej dobiegała muzyka z jakiegoś działającego sprzętu grającego. Zza widocznych drzwi widać było oświetlone szczeliny. Sam korytarz i schody oświetlone były gdzieniegdzie rozstawionymi świecami. Sądząc po woskowych zaciekach jakie zostawiły poprzedniczki musiało to być standardowe oświetlenie tego domu. W nozdrza uderzał zapach tych palonych świec, przemieszany dodatkowo z tytoniowym i gandziowym dymem, przemieszanym z woniami kurzu i stęchlizny. Jednym słowem sadyba nie odbiegała zbytnim standardem od miejsc zazwyczaj zamieszkałych przez ludzi na dłużej. Czy to tu, na południu czy gdzieś na trasie po drodze na te południe.

Melody zatrzymała się przy kiwającej się postaci siedzącej przy ścianie. Jakiś facet w nasuniętym na głowę kapturze. Dość słabo reagował zarówno na obecność Melody jak i gości. Podniósł co prawda głowę ale dopiero gdy pierwsze pytania kurierki nie przyniosły efektu i potrząsnęła jego ramieniem. Facet powiedział coś niezbyt wyraźnie i nie było jasne czy nawet trzymająca go za ramię kobieta zrozumiała o co mu chodzi. W końcu co raz bardziej zirytowana kurierka puściła faceta i pewnym krokiem podeszła do drzwi naprzeciw schodów. Chciała je chyba otworzyć ale okazały się zamknięte.
- Roger! Roger otwieraj! Co tu się do cholery dzieje!? To ja Melody, wróciłam! Otwórz! - Melody zaczęła uderzać otwartą dłonią w drzwi krzycząc by przekrzyczeć muzykę dobiegającą chyba właśnie z tego zamkniętego pokoju.

Dla Angie wspinanie się po kratach w oknach było niewiele trudniejsze niż wejście po drabinie. Oczka krat były dość duże, dało się swobodnie przez nie wsadzić ramię a więc i but czy dłoń się mieściły swobodnie. Krata jednak wyraźnie drgała gdy nastolatka w kapturze wspinała się wyżej i nie miała pojęcia czy to dlatego, że się wspina czy dlatego, że krata zaraz spadnie na ziemię razem z nią. Ale wspinaczka nie była zbyt długa bo do okna na piętrze było dość blisko. Gdy krata w oknie się skończyła Angie była już na tyle blisko parapetu, że swobodnie go złapała i mogła się podciągnąć.

Gdy wreszcie zajrzała do środka jej oczom ukazał się jakiś pokój. Większy niż ten co wynajmowali w tawernie w Pendleton. Oświetlony kilkoma świecami tonął w przyjemnym, ciepłym półmroku ucywilizowanego płomienia. Wewnątrz było trochę starych szaf, półek ale najciekawsze chyba było łóżko. A raczej dwie osoby na nim. Mężczyzna i kobieta. Wyglądali jakby spali. Obok łóżka było jakieś radio albo coś podobnego i to chyba ustawione na cały regulator więc głośna muzyka zagłuszała większość dźwięków. Ale zza drzwi doszedł zdenerwowany głos Melody domagający się otwarcia i wyjaśnień. Dźwięk wywołał ruch na łóżku. Mężczyzna uniósł niezdarnym gestem ramię przecierając twarz i oczy. Kobieta przesunęła dłonią po jego torsie i poruszyła głową ale nie okazała większej aktywności. Mężczyzna poruszył ustami ale jeśli coś powiedział to muzyka skutecznie go zagłuszyła. Walenie do drzwi i głos Melody dalej nie ustawało.

Vex oparła się o przeciwległą ścianę, obserwując poczynania Melody. Była bardzo ciekawa kim jest Roger.

Rononn spojrzał na siostrę - Chodzi Ci o tą pannę co Ci twarz pokiereszowała? Czy o blondie właśnie się wspinającą? - brat trochę nie ogarnął o co prosi go Mewa.
Widząc jednak swobodne zachowania reszty towarzyszy sam również się rozluźnił a początkowy strach zmalał do lekkiego ziarnka niepokoju. Wolał na razie nie wchodzić do budynku, w sumie i tak sądząc po krzykach Melody, wszyscy musieli poczekać. Nie mając za wiele do roboty ukucnął by w razie czego, nie być łatwym celem. Jego żołądek już na dobre szukał “połączenia z kosmosem” burcząc niemal co chwilę.

Parapet nie był wysoki, więc Angela podciągnęła się i po cichu wsunęła się do pokoju z łóżkiem. Radyjko darło ryja więc nawet jakby wbiegła tupając z całych sił pewnie dwójka ludziów by jej nie usłyszała. Nie wyglądali jakby zasadzkowali, ale blondynka wolała się upewnić. Karabin wylądował w jej łapkach, gdy przesuwała się wśród cieni prosto do źródła niemożliwego hałasu. Chciała je wyłączyć i spytać obcych czy mogliby otworzyć niemiłej pani, bo zaraz ochrypnie i tyle z tego będzie. Prośbę podeprze kawałem czarnej stali... tak na wszelki wypadek. Jakby jednak chcieli zasadzkować.

- No pewnie, że chodzi mi o tą zdzirę! Tą całą “Melody”. - Mewa wydawała się zirytowana odpowiedziami starszego brata. Przy wymawianiu imienia rywalki jej głos i twarz aż ociekały jadem. - Ta blondi i tak zrobi co jej ten cały wujek każe. Chyba, że ty ją ogarniesz by zdobyła od jej wujka to urządzenie. Chyba cię lubi. I nie należy do zbyt bystrych to jej coś łatwo wkręcić. - młodsza siostra popatrzyła na starszego brata jakby próbowała oszacować jego możliwości i umiejętności.

Angela widziała jak po zdawałoby się długiej chwili mężczyzna usiadł ciężko na łóżku. Schował równie zmęczonym ruchem twarz w dłoniach a ramiona oparł na nogi.
- Roger! Otwórz! Co jest grane?! - z zewnątrz znowu dobiegło walenie do drzwi i głos zdenerwowanej Melody. Mężczyzna ciężko i niechętnie spojrzał na drzwi.

- Przestań się drzeć! Już otwieram! - odkrzyknął przekrzykując i ją i radio. Walenie do drzwi i krzyki ucichły. Mężczyzna wstał i schylił się ciężkim ruchem by zgarnąć i nałożyć spodnie leżące na podłodze. Dzięki temu nastoletnia blondynka mogła dostrzec, że ma on na sobie mnóstwo tatuaży. W jakieś symbole i wzorki. Dużo tego miał. I na torsie i ramionach a gdy odwrócił się by podejść do drzwi okazało się, że także i na plecach.

- Tam ktoś jest. - odezwała się leżąca na łózko kobieta patrząc prosto na Angie i nawet wskazując ją palcem. Patrzyła się jednak mało przytomnym wzrokiem a facet który zdążył podejść do drzwi nawet się nie odwrócił.

- Jasne. Mówiłem ci, że to świetny towar. Śpij, jeszcze ciemno, jeszcze nie czas. - mruknął facet odblokowując drzwi. Kobieta na łóżku zamknęła oczy i wyglądało, że znów zapadła w sen.

Vex obserwowała trzepiącą w drzwi i wołającą Rogera Melody. W końcu doczekali się odpowiedzi i kurierka i przewodniczka cofnęła się o krok czekając na otwarcie drzwi. Chwilę tak czekali gdy w końcu drzwi zachrobotały, otworzył je jakiś półnagi mężczyzna o wielu tatuażach chyba na całym widocznym ciele.

- Roger! Co tu się dzieje? Dlaczego siedzicie w nie zakluczonej bramie? Wszyscy się uwalili czy jak? - Melody zasypała pytaniami stojącego w drzwiach faceta. Ten skrzywił się niechętnie i że był od niej wyższy spojrzał na pozostałych gości ponad jej głową.

- Przestań chlapać śliną. - mruknął niechętnie. - Długi gorący dzień był. Dorwaliśmy zarypiasty towar. Spróbujesz to sama zobaczysz. Co to za jedni? - mężczyzna wydawał się bardziej zaciekawiony gośćmi niż kobietą po drugiej stronie drzwi.

- My jesteśmy Black Cross. Mieliśmy mieć spotkanie w Pendleton. - powiedziała w ramach przywitania kobieta czarnokrzyżowców.

- No. Ale jutro. Co tu robicie dzisiaj? - Roger i odpowiedział i zapytał dalej tym zaspanym tonem.

- Wygląda na to, że nocujemy. - odpowiedziała kobieta chyba rozczarowana takim przyjęciem.

- A wy? - Roger przeniósł spojrzenie na pozostałą dwójkę czyli Vex i wujka Zordona.

- Vex, kurier. Niechcący się napatoczyłam. - Odpowiedziała z uśmiechem. Jej oczy przesunęły się po tatuażach faceta, zwanego Rogerem. - Będę wdzięczna za odrobinę gościny.
 
__________________
A God Damn Rat Pack

Everyone will come to my funeral,
To make sure that I stay dead.
Czarna jest offline  
Stary 19-06-2017, 07:55   #38
 
Grave Witch's Avatar
 
Reputacja: 1 Grave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputację
Zatem stało się, tajemnica ujrzała światło lamp. Pomyśleć by można, że to powinno przynieść ulgę, jednak z ust Jess nie wydobyło się westchnienie które by je ogłaszało światu, a jęk. Jęk, bowiem kolejne wydarzenia niosły ze sobą kolejne strachy. Zupełnie jakby te minuty spędzone na nerwowym oczekiwaniu, ten zimny strumień potu spływający w dół kręgosłupa, ten przyspieszony oddech i szalone bicie serca, nie były wystarczające. Jakby zmuszenie ciała by stało się narzędziem, latarką odkrywającą kryjące się w mroku potwory, nie było satysfakcjonujące dla podłego losu. Nie, on musiał jej odebrać także tą jedyną rzecz, która trzymała ją w kupie. Odebrać jej obecność Lestera, a wraz z nią całe bezpieczeństwo, pewność siebie i silną wolę, dzięki której była w stanie stawić czoła temu wszystkiemu. I jasne, braciszek gdzieś tam był, zdążając na pomoc Simonowi, tyle że był tam, w mroku nocy, w miejscu które przerażało ją ponad wszystko. Był na zewnątrz.
Stojąc przy drzwiach, mając pod nogami matkę i córkę, kurczowo obejmujące się nawzajem dla dodania sobie otuchy, dla zapewnienia bezpieczeństwa i poczucia bliskości tak potrzebnych w trudnych chwilach, Jessica poczuła że drży. Drżała jej dłoń, trzymająca rewolwer. Drżała i druga, ta która uwolniła te dwie latynoski z ich więzienia, w którym przecież sama je zamknęła. Drżały jej nogi, próbujące utrzymać równie drżący korpus. W końcu drżały usta, próbując powstrzymać cisnący się na nie krzyk. Oczy, te okna duszy, wpatrzone były w rozbite resztki innego okna. Tego, za którym zniknął Lester. Nie widziały nic innego, podobnie jak i umysł nie był w stanie skupić się na niczym innym poza świadomością tego, że jedyne osoby, na których jej zależało, były tam gdzie czaiły się potwory z jej koszmarów. Ona zaś była sama. Sama wśród ludzi, których nie znała i którzy nie byli w stanie zapewnić jej bezpieczeństwa. Nie takiego, jakie zapewniali jej bracia Thorne.
- Lest? Simon? - Szept jedynie opuścił jej usta, bowiem nic głośniejszego nie było w stanie przedostać się przez zaciśnięte gardło. Mięsień za mięśniem zmusiła ciało do ruchu. Ignorując leżącą na podłodze parę, ignorując tych, których miała za plecami, a którzy pewnie nadal mierzyli w jej kierunku ze swoich gnatów, ruszyła w stronę tego, co sprawiało że miała ochotę skulić się w kącie pokoju i objąć swoją cenną latarkę jak ta mała dziewczynka obejmowała swoją matkę. Krok po kroku zbliżała się do okna. Niczym ćma zahipnotyzowana światłem, lgnie do swej zguby, tak i ją wabiło to, co znajdowało się teraz w ciemności. Strach, niepokój, troska i wychylająca swój paskudny pysk panika, targały jej umysłem. Nie mogła ich jednak tak zostawić. Byli przecież jej rodziną, jej jedyną rodziną. Lester i Simon byli dla niej wszystkim i była gotowa zaryzykować stanięcie oko w oko z koszmarami byle ich nie stracić.
- Lest?! - Tym razem jej zawołanie było głośniejsze, zdradzające wszystkie uczucia, które zniknięcie braciszka w niej wzbudzało. - Simon?! - Także i to imię niosło ze sobą dawkę niepokoju zdolną powalić na kolana. Za dużo było tych nerwów, tej niewiedzy i tego strachu by mogła panować nad sobą w stopniu wystarczającym by modulować głos tak, żeby nie zdradzać swych słabości. Nic ją to jednak nie obchodziło że poza braćmi ktoś jeszcze słyszał te rozrywające ją od środka emocje. Równie dobrze mogłaby być sama w tym splamionym krwią pokoju i równie dobrze mogłaby teraz stać na krawędzi przepaści. Okno, mrok czający się za nim, były bowiem taką właśnie krawędzią i przepaścią. Ona zaś właśnie poważnie rozważała zrobienie kroku do przodu.

Jess przeszła nad młodszą i starszą Latynoską a potem prawie dobiegła do rozbitego i ziejącego czernią nocy okna. Zatrzymała się przy nim i wyjrzała na zewnątrz. Mimo ciemności dostrzegła szamoczącą się kilkanaście kroków od okna grupkę. Rozpoznawała olbrzymią sylwetkę Lestera który właśnie tam chyba dobiegł. Rozpoznawała ale to już po głosie, że jedna z pozostałych dwóch większych to Simon. Trzeciej nie była pewna ale chyba jakiś facet. Najbardziej żwawa była jednak najmniejsza sylwetka. Wyglądało jakby szarpała się z tą trójką dorosłych mężczyzn i ci wyraźnie byli zdumieni, zaskoczeni i zdezorientowani ta szarpaniną. Lester chyba się właśnie zamachnął czy kopnął tą mniejsza sylwetkę bo odleciała kilka kroków. Przez moment trójka mężczyzn zamarła jakby niepewna co teraz się stanie.

Chciała odetchnąć z ulgi ale oddech ten uwiązł jej w gardle. Skojarzenie kto jest kto nie było trudne. Trzecią osobą musiał być lekarz po którego pobiegł Simon, a mniejszą sylwetką chłopak, który uciekł z pokoju dewastując okno. Biorąc pod uwagę stan matki i córki, musiał być w stanie jakiegoś szału, który sprawiał że atakował każdego napotkanego. Nic zatem dziwnego że Lest posłał małego na ziemię, jednak… To w sumie wciąż było dziecko i… Jednak nie miała zamiaru oceniać postępowania brata, tym bardziej że cała ta sytuacja wciąż była jednym wielkim, niewyjaśnionym chaosem. Wciąż też Jess stała przed wyborem czy podążyć za Lestatem, czego pragnęło serce, czy też zostać w pokoju co podpowiadał umysł. W pokoju bowiem była bezpieczna, a przynajmniej bezpieczniejsza niż tam, w mroku nocy, gdzie czaiły się potwory. Tyle że to właśnie tam znajdowała się jej rodzina, a ona powinna przecież być z nimi.
- Cholera - mruknęła pod nosem. Szybko wciągnęła na siebie spodnie i zarzuciła płaszcz, zostawiając mokry szlafrok, koszulkę i bieliznę na podłodze. Potrzebowała wolnej ręki żeby przejść przez futrynę okna bez pocięcia się o sterczące resztki szyby. Zapięcie płaszcza na jeden guzik wystarczyło by zakryć piersi w sposób wystarczający, a przynajmniej tak się jej wydawało. No i kto by się tam przyzwoitością przejmował w takiej chwili? Mrucząc pod nosem przekleństwa, głównie dla dodania sobie odwagi a nie z faktycznej złości, podjęła próbę dotarcia do braciszków. Próbę, której trudność wcale nie leżała w przeskoczeniu framugi, a w tym pierwszym kroku poza plamę światła wydobywającego się z pokoju. Jej nerwy były napięte do granic możliwości, a może nawet owe granice już przekroczyły. Jej spojrzenie rozbiegane, szukające zagrożenia w każdym, nawet cichym szmerze. Nie mogła jednak zostać z tyłu, sama. Stojąc przed takim wyborem, ciemność musiała ulec, chociaż walczyła dzielnie o to, by pogrążyć swoją ofiarę w odmętach strachu. W jego unieruchamiającym imadle. Czego się jednak nie robiło dla rodzinki…

W miarę jak Jess zbliżała się do grupki sytuacja wydawała się jednocześnie i się przejaśniać i zaciemniać. Rozjaśniać bo z każdym krokiem dostrzegała coraz więcej detali. Już widziała, że pierwsza dedukcja i rozpoznanie okazało się słuszne. Była cała czwórka. Obaj bracia Thorne, ten stary doktor no i ten latynoski dzieciak. Tyle, że to co widziała łamało bardzo wiele zasad jakie znała rusznikarka.

Trzaśnięty przez Lestera dzieciak poleciał na ziemię. I tam powinien pozostać. W końcu Lester do ułomków się nie zaliczał a i bić się umiał więc jak dorosłego trzepnął to potrafiło go to powalić a dzieciaka to chyba by mogło nawet nieźle połamać. A tu nie. Dzieciak zerwał się jakby starszy Thorne bawił się w markowanie ciosów. Rzucił się na Lestera, Simona i doktora. Jeden nieuzbrojony dzieciak rzucił się na trzech dorosłych mężczyzn! To było… No aż ciężko było to Jess do czegoś porównać.

Co więcej ta trójka najwyraźniej miała kłopoty z pacyfikacją tego chłopca. Ciężar uderzenia na siebie przyjął Lester ale z wyraźną trudnością, pomimo różnicy w masie między nimi, siłował się z chłopcem. Więc dołączył do niego Simon a w końcu i doktor. We trzech dopiero zdołali zapanować nad młodzieńcem. - Dawajcie go do środka! Do światła! Trzeba go unieruchomić! - doktor próbował przekrzyczeć szamotaninę i jednocześnie pomagał szarpać chłopca z powrotem w kierunku gospody.

- Jess! Znajdź coś by go związać! - krzyknął do siostry jej najstarszy brat. Trójka mężczyzn zdobyła przewagę nad chłopcem i ciągnęła go w stronę gospody. Jednak jeśli chłopak dalej by się tak wyrywał to jasne było, że bez sznura czy czegoś podobnego spacyfikować go będzie bardzo trudno.

Łatwiej było powiedzieć niż zrobić, szczególnie biorąc pod uwagę to, że ledwie dawała radę myśleć w miarę jasno i trzymać swój strach pod kontrolą. Cokolwiek wstąpiło w dzieciaka, było… Dziwne, niewytłumaczalne i nad wyraz niepokojące. Sytuacja, w której czterech dorosłych mężczyzn, w tym ktoś taki jak Lest, nie było w stanie opanować dzieciaka, była zwyczajnie nienaturalna. Dziecko nie powinno mieć takiej siły, szczególnie dziecko, które dopiero co leżało niemal bez życia, a teraz próbowało przeprowadzić ambush na stojących mu na drodze ludziach. Tylko czy na pewno stali mu na drodze, czy po prostu tylko stali, byli, istnieli? Jeżeli to drugie to na myśl przychodziło jej jedynie dzikie, oszalałe zwierzę, które wyrwane z klatki rzuca się na pierwszą napotkaną osobę. Głodne zwierzę, ranne zwierzę, ale przecież nie dziecko. Nie radząc sobie z implikacjami takiego stanu rzeczy, wybrała to, co było otoczone kokonem racjonalności. Znaleźć coś do związania. Niby proste zadanie bo wystarczyło dorwać się do jakiejś liny czy sznura czy też łańcucha. Tyle tylko, że nic takiego nie miała akurat pod ręką więc zrobiła jedyną rozsądną rzecz i biegiem zawróciła z powrotem w objęcia zbawczego światła. Nie chcąc ryzykować pocięcia się odłamkami, wybrała drzwi do baru i już od progu zawołała.
- Lina! Dajcie jakąś linę albo sznur. Kajdanki lub łańcuch też mogą być - dodała, zdając się na doświadczenie płynące z lat spędzonych z braciszkami i tych licznych przesłuchaniach, które Lest lubił urządzać. Tyle tylko, że nie była pewna czy tym razem stosowane zwykle środki wystarczą by utrzymać młodego latynosa na miejscu.
 
__________________
“Listen to the mustn'ts, child. Listen to the don'ts. Listen to the shouldn'ts, the impossibles, the won'ts. Listen to the never haves, then listen close to me... Anything can happen, child. Anything can be.”
Grave Witch jest offline  
Stary 20-06-2017, 00:05   #39
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 9





- Phoenix. Pazur. Też bym skorzystał z gościny dla siebie i mojej podopiecznej. - przedstawił się “wujek Zordon” patrząc na wytatuowanego gospodarza w samych spodniach. Ten również odwzajemnił spojrzenie taksując je po uzbrojonym najemniku tak samo jak przed chwilą po kurierce z Detroit. Roger wrócił spojrzeniem do Vex jakby zastanawiał się czy ona jest podopieczną “wujka”.

- Dzień dobry, czy pan zasadzkuje? - rozległo się nagle gdzieś z pokoju głos blond nastolatki. Głos mimo, że całkiem sympatyczny to jednak bardzo zaskakujący. Przynajmniej dla Rogera i Melody. Roger odwrócił się gwałtownie do wnętrza pokoju a Melody jakby trochę się cofnęła od przejścia.

- Co tu robisz?! Coś ty za jedna!? - Roger w zdenerwowaniu spojrzał na blond gościa w pokoju.

- To właśnie moja podopieczna. Angie pozwól no tutaj. - wujek zareagował zdecydowanie spokojniej chociaż to nie jemu nagle ktoś wyskoczył zza pleców.

- Cholera! Zabieraj się stąd mała! To prywatna sypialnia! Możecie zostać ale niech ona i wy też się tak tu nie pęta po obozie. - Roger odsunął się od drzwi by zrobić przejście dla Angie i czekał aż ona wyjdzie z pokoju. - Ty ich tu ściągnęłaś to ty za nich odpowiadasz. - Roger dla odmiany wycelował palec wskazujący w Melody. Melody skrzywiła się jakby dostała do wypicia coś niesmacznego i obdzieliła grupkę w korytarzu niechętnym spojrzeniem, zwłaszcza wychodzącą z pokoju nastolatkę w kapturze.

- Spokojnie Roger, nie szukamy kłopotów okey? Przenocujemy i rano pojedziemy w swoją stronę. - wujek Zordon uspokajająco uniósł nieco ręce po czym wyciągnął jedną dłoń by przysunąć do siebie wracającą do niego podopieczną.

- No dobra, może być. Po prostu nie róbcie problemów. - zgodził się chyba uspokojony Roger. - Zaprowadź ich na pokoje gościnne. - zwrócił się do Melody na co ta kiwnęła głową i ruszyła po schodach na dół dając głową znać, że goście mają iść za nią. Roger jeszcze chwilę stał w drzwiach patrząc na odchodzących.


- Będziecie spać w garażu. Jest tam dużo miejsca to się zmieścicie wszyscy. Jak chcecie to możecie otworzyć drzwi na noc. Gorąca noc się szykuje. - tłumaczyła Melody schodząc po schodach na parter a potem przechodząc przez jakiś hol i wchodząc do pomieszczenia która wyglądało jak jakiś kącik do prania z pralką i szafkami. To było to pomieszczenie gdzie wcześniej Angie widziała tego pana z podciągniętym rękawem i strzykawką obok. Nadal tam był. Melody zatrzymała się na chwilę przy nim. - Hej! Pancho! Hej, słyszysz mnie? - uniosła w górę twarz mężczyzny, właściwie nawet chłopaka ale ten zareagował tak słabo, że właściwie można by powiedzieć, że nie. Melody więc dała mu spokój i puściła i głowa młodzika znów powędrowała na jego pierś.

Przewodniczka zaprowadziła ich dalej do kolejnych drzwi i za nimi już ukazał się dawn garaż. Z tych nieco większych na dwa samochody. Teraz samochodów nie było za to było rozświetlone kilkoma świecami przez co większość pomieszczenia tonęła w mroku. Na podłodze widać było jednak całkiem sporo leżących na betonie materacy. A na nich kilka osób. Właściwie to parę. Siedzieli leniwie rozwaleni na jednym z materacy po części opierając się o ścianę i trochę coś palili a trochę zabawiali się ze sobą sądząc po bardzo rozchełstanych ubraniach jakie mieli na sobie.

- Cześć Mel. Wróciłaś? Chcesz zajarać? Dobry towar. Zajebisty. No masz, spróbuj. - zachęcał chłopak rozpoznając najwyraźniej przewodniczkę gości.

- Spadajcie stąd. Gości mamy, Roger powiedział, że mają tu nocować. - Melody westchnęła i machnęła kciukiem za siebie w kierunku drzwi przez jakie właśnie przeszli.

- Wyluzuj. Zmieścimy się wszyscy tu jest dużo miejsca. O i takie fajne foczki przywiozłaś. Cześć. Jestem… - chłopak miał chyba problemy z ogniskowaniem wzroku bo strasznie mrużył oczy i miał opuchnięte powieki. Jednak trzaśnięcie w nagie ramię jakie sprzedała mu dziewczyna odwróciło jego uwagę.

- Spadać stąd szczyle. - warknął nieprzyjemnie jeden z Czarnokrzyżowców, ten z blond dredami stając nad materacem zajmowanym przez młodych.

- Dobra, dobra, po co te nerwy, i tam mamy sporo tego zajebistego towaru to wypalimy go gdzie indziej. - powiedział uspokajająco młodzian i zaczął podnosić a raczej gramolić się. Jakoś to ich oboje rozbawiło, bo zaczęli się chichrać i tak chichrający, szepcząc i mrucząc wyturlali się wspomagając się nawzajem na zewnątrz.

- Dobrze, to się tu rozgłoście. Nie wiem czy jest jakieś żarcie więc musicie pewnie oporządzić się sami. - powiedziała kurierka wskazując gestem na wnętrze mrocznego garażu. Młodzi zdążyli go skutecznie wypełnić zapachem palonego zioła mieszającego się z zapachem rozgrzanego całodziennym upałem kurzu i palących się świec.

- No fajnie. Dzięki. A transport? Jak do rana nie załatwisz to rano zabieramy z powrotem kombi. - wujek przypomniał Melody po co z Angie dokładnie tutaj przyjechali.

- Pamiętam. Nie bój się transport będzie. - odpowiedziała kobieta i chyba była gotowa by wyjść z garażu.







- Zobacz. Zostawiła furę. Znasz się na furach nie? Bez fury nie odjedzie. Ten cały wujek z moją częścią też nie. Pogrzebałbyś? Wiesz, by się nie dało ruszyć. Chwila moment dla ciebie nie? - zapytała siostra gdy po chwili milczenia nie doczekała się odpowiedzi od brata. Brat spojrzał na sylwetkę kombi jaki niedawno zaparkował najemnik. Odłączenie paru kabelków tu i tam potrafiło zdziałać cuda skutecznie unieruchamiając pojazd. Co prawda nie była to strasznie trudna naprawa ale uniemożliwiało natychmiastowy odjazd. A jak się nie wiedziało co się sypło to szukanie tego zajmowało czas. Jak dużo tego czasu to trochę zależało od szczęścia a trochę od umiejętności naprawczych szukającego.

Na chwilę przerwała mówić gdy w jednym z gospodarczych budynków z jakich dobiegało światło teraz wybuchła jakaś kłótnia. Ktoś tam najwyraźniej miał coś do kogoś. W ciemność nocy niosły się dźwięki awantury.







Uwinęli się prawie w jednym czasie. Ludzie w tawernie chyba słabo radzili sobie z zaskakującą sytuacją. Nie było tu ani zwykłej kłótni czy mordobicia, nawet nie strzelaniny w przydrożnym lokalu jaką mniej lub gorzej chyba każdy z tych ludzi jak nie znał, jak nie przeżył, jak nie brał udział to chociaż słyszał o czymś takim. Tymczasem tutaj sytuacja robiła się dziwna i dziwniała z każdą chwilą. Ludzie więc mieli kłopot ze prawnym reagowaniem na zmienną i nietypową sytuację. Gdy Jess wbiegła do lokalu spora część gości zgrupowana była przy wejściu do pokoju Latynosów gdzie ostatnio widziała matkę i córkę.

Gdy wbiegła zaczęło się zamieszanie. Ktoś jak zwykle spytał się po co, ktoś zaczął coś szukać, inny się drzeć i poganiać i powstał i hałas i chaos. Ale w końcu ktoś podbiegł z liną do Jess ale gdzieś właśnie w tym momencie też od zewnątrz zaczął się zbliżać konwój. Trójka mężczyzn niosła dzieciaka. Nieśli go jak rulon dywanu. A dzieciak wciąż nienaturalnie się szarpał tak, że tych trzech mężczyzn, nawet tak potężnych jak starszy z braci Thorne, mieli wyraźne problemy by go utrzymać. Tak wkroczyli do knajpy gdzie powalili dzieciaka na podłogę. Lester przyjął na siebie główny ciężar pacyfikacji chłopca i siadł mu na torsie przytrzymując mu ramiona przy podłodze. Simon zajął się kopiącymi nogami kładąc się na nich bokiem i obejmując ramionami. Dwaj dorośli mężczyźni mieli wyraźne trudności z utrzymaniem chłopca na podłodze.

- Daj tą linę! Pomóż mi! - krzyknął starszy lekarz biorąc linę i próbując zacząć wiązać chłopca. Jednak próba związania zmuszała braci Thorne do poluzowania chwytów co obecne oczywiste było, że wiąże się ze sporym ryzykiem. Dzieciak zaś wyglądał strasznie. Twarz miał zakrwawioną ale ciężko było powiedzieć czyja to krew. Krzyczał i piszczał jak w jakimś amoku. Szarpał się jakby dostał napadu padaczki. I wykazywał kompletnie nie pasującą do dziecka siłę jak tonący chwytający ratownika. Wszystko to było całkowicie nienormalne i powodowało, że ludzie stali jak osłupiali patrząc na to widowisko.

- Po chuja go tu przeprowadziliście?! Zabierzcie go stąd! - krzyknął z jawną niechęcią któryś z gości. Spora część ludzi jednak trzymała w miarę bezpieczny dystans i chyba podzielała taki pogląd.

Gorąc i gorączkowa atmosfera dawała się we znaki chyba wszystkim. Twarze znamionowały spojrzenia pełne niepokoju czy nawet strachu, grube krople potu, mokre końcówki włosów stykające się z rozgrzaną skórą. Ktoś nie wytrzymał tego napięcia. Zaczął przepychać się do wyjścia i gdy wydostał się na zewnątrz podbiegł do swojego samochodu i było słychać jak ze zgrzytem odpala swoją maszynę. Nawet przez dzikie wrzaski chłopaka, ciężkie oddechy gotujących się z niepokoju i strachu ludzi w tawernie i odgłosy uderzeń i bijatyki grupki na drewnianej podłodze dało się mimo wszystko usłyszeć.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić

Ostatnio edytowane przez Zombianna : 21-06-2017 o 12:06.
Pipboy79 jest offline  
Stary 30-06-2017, 21:51   #40
 
Gienkoslav's Avatar
 
Reputacja: 1 Gienkoslav ma wspaniałą reputacjęGienkoslav ma wspaniałą reputacjęGienkoslav ma wspaniałą reputacjęGienkoslav ma wspaniałą reputacjęGienkoslav ma wspaniałą reputacjęGienkoslav ma wspaniałą reputacjęGienkoslav ma wspaniałą reputacjęGienkoslav ma wspaniałą reputacjęGienkoslav ma wspaniałą reputacjęGienkoslav ma wspaniałą reputacjęGienkoslav ma wspaniałą reputację
_____ Monter spojrzał najpierw na siostrę, a później na kombiaka. To o czym mówiła Mewa nie było trudne. Kiedyś za bachorów testowali wiedzę swojego ojca i mentora odłączając przypadkowe rzeczy w naprawianych pojazdach czy łodziach. Wygrywał ten kto spsuł tak, że tata nie mógł od razu naprawić. Co zdarzało się rzadko. A i tak najczęściej wygrywał Rononn.
- No w sumie mógłbym odpiąć to i owo, czy zgubić bezpiecznik. Tylko wiesz. Ta cała Vex też mi wygląda na taką co to i owo naprawić umie. Jej Spike jest normalnie wyjątkowo sprawny, a to na te czasy spore osiągnięcie. Może zrobimy tak. Naknocę trochę jak wyciągniesz dla mnie 10min spokoju. Ale nie obiecuję, że to właśnie ja będę to później naprawiać. Zgoda?
Wzrok mężczyzny zawisł w oczach własnej siostry. Jakby chciały jej bez słów przekazać “Prosimy się o kulkę w łeb”. Dodatkowym utrudnieniem były zbliżające się dziewczyny. Wspomniana wcześniej Vex i blond "już duża" nastolatka. Żywe srebro zaczęło z wielkim entuzjazmem cieszyć się na wizje przejażdżki 'moturem'. Więc dostęp do kombiaka był jakby utrudniony. Monter skorzystał z chwili i zastanowił się co zdeńka zepsuć w czterokołowcu.
Na zajrzenie pod maskę czasu nie miał. Raczej by to się wiązało ze zwracaniem uwagi, zwłaszcza, że grzebiąca osoba miała ze dwa metry. Ale jakby złapał dojście do bezpieczników czy kabelków... Może mogłoby się udać.

-Serio, prosimy się o strzał w kolano, zwłaszcza od Melody. Będzie coś podejrzewać - Rononn mruknął do Mewy. - Ale może będziemy mieć szczęście. Nie chcę nocować poza obozem, a tym bardziej na głodnego. Byleby nikt nas nie przyłapał.

_____ Gdy tylko z rozradowanym piskiem dwie przedstawicielki płci przeciwnej znikły w garażu Rononn podszedł do kombiaka.


Częśc narzędzi już odruchowo trzymał w kieszeniach. Na łajbie nigdy nie było wiadomo co kiedy się zepsuje a przeszukiwanie kajuty było stratą czasu.
-No i gdzie ja podziałem ten wichajster - powiedziałdośćgłośno do siebie przeglądając wszelkie możliwe zakamarki przy siedzieniach. Liczył na o że siostra właśnie skutecznie odwraca uwagę i nikt go nie przydybie.
Bezpiecznik, kabelek, odgięte styki, przetrzeć izolacje i doprowadzić do spięcia. Wszystko tak by było drobne, pamiętając by nie zostawiać wyraźnych śladów czystego cięcia miedzi. Wtedy od razu wprawne oko mechanika zasugerowałoby sabotaż. Z czystej ciekawości wypiął jeszcze jeden kabelek który wydawał mu się kluczowy. Może nie było to nic istotnego, ale to co.
_____ Zepsucie mechanizmów pojazdu okazało się dla Rononna równie proste jak ich naprawa. Trochę przeszkodziły im w planach dziewczyny które wróciły po motocykl ale zaraz odjechały a rodzeństwo znów zostało samo przy pojazdach. Czy gdzieś z zakamarków mroków nocy i domów nie obserwowały ich jakieś ciekawskie oczy tego poznać się nie dało. W każdym razie mechanik pokładowy po chwili majstrowania skutecznie unieruchomił pojazd. Co prawda nadal dałoby się go naprawić ale już trzeba było się na tym znać co nieco no i wiedzieć gdzie tego szukać i czego.

- Oh dzięki! Jesteś kochany! - Mewa ucieszyła się gdy wykonanie planu obyło się bez przeszkód. Uściskała starszego brata okazując jak bardzo się cieszy.
-Dobra, wejdźmy do środka. I tak już zauważyli, albo zauważą, że nas nie ma. Albo czekaj. Ty wejdziesz i zostaniesz, tylko bez burd z tą Melody. Załatw nam jakieś legowicho. Ja zagadam o latrynę. Będzie przynajmniej jakieś wytłumaczenie naszego spóźnienia. - odparł monter uściskawszy się z siostrą
 
Gienkoslav jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 22:56.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172