|
Archiwum sesji z działu Postapokalipsa Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Postapo (wraz z komentarzami) |
| Narzędzia wątku | Wygląd |
04-06-2017, 13:32 | #31 |
Reputacja: 1 | Rononn nie miał za dużego wyboru. Właściwie perspektywa samotnej podróży do tawerny w której natknął się na siostre, nie była zbyt przyjemna. I nie chodziło wcale o brak widoczności. Dlatego właśnie siedział, jako najwęższy, pośrodku zbyt niskiego kombiaka. Kolana wbite między przednie fotele w strasznie niewygodnej pozycji, przegięty kark zmuszający wzrok do wbijania się we własne uda, a do tego guzdrająca się po lewej Mewa. Rononn mógł co jakiś czas mieć niezbyt miłe zetknięcia z biodrem swojej siostry. -Zostaw to! - krzyczała Melody czego najwyraźniej Mewa postanowiła ignorować. "Normalnie jak pięciolatki" pomyślał monter ale jego przemyślenia szybko zostały przerwane bo przechodząca przez oparcia siostra postanowiła użyć również Rononna jako podparcia. Wszystko wskazywało na to że fragment urządzenia trzymanego przez Melody był dokładnie tym czego szuka jego siostra. Chcąc nie chcąc Rononn został zmuszony do "przytulenia" się do siedzącej po prawej Angie. No, może nie konkretnie przytulenia, ale na pewno nagłego przyciśnięcia się do jej nastoletniej sylwetki. Jeśli więc było jej przez ten krotki odcinek trasy ciasno, teraz było jej zapewne jeszcze ciaśniej. Na szczęście, ten krótki kontakt między żywiołową panną a monterem został szybko ukrócony. Wujek się wkurzył co w zasadzie nie dziwiło Rononna. Ba, nawet mu pomógł wypchnąć irytującą Mewę z kombiaka. Pokłady rodzinnej cierpliwości powoli się wyczerpywały. Pomysł Pazura był logiczny. Dziewczęta wyjaśnią sobie co i jak i wsiądą z powrotem. Spowodowało to zatrzymanie całego konwoju i na pewno nie umknie uwadze innym kierowcom. Im dłużej czasu spędzali na pustkowiu, tym większa szansa na spotkanie czegoś "niespodziewanego". Rononn co raz częściej rozmyślał o odpoczynku. W jego żołądku zaczynało brakować paliwa, co dawało o sobie znać w postaci cichego burczenia... |
04-06-2017, 22:38 | #32 |
Reputacja: 1 | Czekanie przedłużało się niemiłosiernie. Mięśnie, napięte do granic możliwości, zmuszane do pozostania w tym stanie przez kolejne, nieskończenie długie sekundy, zaczynały się buntować. Cierpliwość, zmęczona wystawieniem na ciężką próbę, domaga się odpowiedzi. Strach powoli przechodził w irytację. Ile jeszcze? Jak długo można było czekać? Ruch potrzebny do otwarcia tych cholernych drzwi przecież nie wymagał takiej ilości czasu. Podejść, położyć dłoń na klamce, nacisnąć, pchnąć. Aby tego dokonać wystarczyła chwila, a nie lata…
__________________ “Listen to the mustn'ts, child. Listen to the don'ts. Listen to the shouldn'ts, the impossibles, the won'ts. Listen to the never haves, then listen close to me... Anything can happen, child. Anything can be.” |
05-06-2017, 18:07 | #33 |
Reputacja: 1 | Vex i Angie Vex jechała na Spiku tuż za niebieskim kombi. Nie znała trasy więc nie było też potrzeby gonić. Tempo doprowadzało ją do szału. Nie była przyzwyczajona do tak ślamazarnego poruszania się. Od kiedy została kurierem zależało jej na czasie, a teraz czuła, że swój marnuje. Ostatnio edytowane przez Aiko : 08-06-2017 o 10:31. |
06-06-2017, 13:41 | #34 |
Reputacja: 1 | Vex i Angie
__________________ A God Damn Rat Pack Everyone will come to my funeral, To make sure that I stay dead. |
08-06-2017, 23:49 | #35 |
Majster Cziter Reputacja: 1 | Tura 8 Czas płynął nieubłaganie, niewidzialne sprężyny poruszały wskazówkami zegara, mieląc kolejne sekundy których nie dało się wszak odzyskać. Bezdźwięczne, natarczywe cykanie, dobiegało gdzieś z tyłu głowy, chrobocząc o kości czaszki na podobieństwo wyjątkowo natarczywego gryzonia. Dzień zaskowyczał agonalnie i wydał z siebie ostatnie, rozpaczliwe tchnienie, posyłając żywym przedśmiertny skrzek upalnego wiatru - widmowe wspomnienie lejącego się z nieba żaru południa. Duszny, gryzący szept, jakże kontrastujący ze wzmagającym się chłodem. Szarpnął włosami, wpijając brutalne łapska pod ubrania i znacząc je dotykiem chciwych palców. Drgające od gorąca powietrze uspokoiło się i choć wraz z nadejściem nocy kamienie i ziemia oddawały nagromadzone za dnia ciepło, temperatura wyraźnie spadała, pozwalając odetchnąć i poruszać się bez zaciskania zębów oraz walki z wysysającym siły witalne piekłem, przez jakie każdy krok i ruch wydawały się po dwakroć cięższe niż w rzeczywistości. Świat spowił mrok, przejmując niepodzielnie władzę na tym skrawkiem ziemi, jeszcze dwie godziny wcześniej palonym przez niemiłosierne słońce. Zupełnie jakby poszarpana wojnami i ludzkim szaleństwem Ziemia skonała w końcu, zaś ręka Kostuchy okryła jej lico śmiertelnym całunem w kolorze żałobnej czerni. Resztki granatu nad zachodnim horyzontem pociemniały, przechodząc w spokojną, jednostajną barwę atramentu, upstrzonego jasnymi klejnotami gwiazd, rozsianymi hojnie po niebieskim firmamencie. Wśród nich królowała niepodzielnie tarcza księżyca - dostojna i milcząca. Wyłoniła się statecznie znad linii wzniesień i piachu, sunąc ku górze by zająć należne jej miejsce wysoko na samym środku sceny. Blady, surowy sędzia, spoglądający na zasypane kurzem Pustkowia. Oczekujący wraz z trybunałem drobniejszych ciał niebieskich na dalsze wydarzenia, jakby zastanawiał się, czy pozostać na swym miejscu, czy za parę godzin ustąpić miejsca jaśniejszemu bratu, niosącemu na skrzydłach świtu życie i blask. Nowy początek i nadzieję, miast nocy pełnej widm i strachów. Czasem chował twarz za zasłoną chmur, pozwalając odpocząć od swego wzroku, lecz wtedy liche, zimne światło jakim promieniował, znikało razem z nim, pozostawiając mrok równie gęsty i nieprzenikniony, co minięta przez ludzi wodna toń rzeki. Vex nie widziała w nim dokładnie twarzy kierowcy. Detale zlewały się w plamy czerni i bieli, podmalowanej szczodrze całą gamą szarości oraz głębokich cieni. Wiedziała doskonale, gdzie Pazur powinien mieć oczy i usta, miała w pamięci ich utrwalony obraz, gdy krzywiąc się, mężczyzna wyszedł w światłach reflektorów na spotkanie jej grupy. Nie tak dawno, chwilę wstecz. Dosłownie parę kwadransów temu. Teraz zaś owa twarz jawiła się raptem jako jaśniejszy owal o zamazanych brzegach, lecz po tym jak ten owal się przesuwał dało się poznać czy ktoś jest zwrócony frontem czy profilem. Poznała więc, że gdy nachyliła się by zajrzeć do wnętrza pojazdu wujek Zordon spojrzał prosto na nią. - Tak, chyba tak. - kiwnął głową zgadzając się z pomysłem. Zanim jednak zdążył powiedzieć czy zrobić coś więcej doskoczyła do nich blond nastolatka ściskając go i zasypując entuzjazmem, oraz częstując cukierasem. Zwłaszcza ten ostatni zaskoczył blondyna, bo jakby się zachłysnął czy zakrztusił od tego niespodziewanego podarku. Zanim Angie odskoczyła zdążył ją jednak złapać za nadgarstek. Zamieszanie przy samochodzie wykorzystali Black Cross dając wyraz swojej irytacji i zniecierpliwieniu głośnym trąbieniem. - No ludzie na co czekacie?! Co jest z tą bramą?! Mamy stać tu do rana?! Nie na to się pisałem! - krzyczał zirytowany kierowca na koniec znowu wciskając klakson. Melody też chyba nie chciało się samej mocować z bramą, ani się drzeć więc z wolna cofała się w stronę maski błękitnego kombi. - Chwila Angie. Jak tam pójdziesz nie będziemy mogli odjechać, póki do nas nie wrócisz. Poczekajmy chwilę. - wujek puścił ramię podopiecznej i spojrzał na wciąż zamkniętą bramę, oświetloną reflektorami pojazdu. Ostre, syntetyczne promienie kładły się klinem przed autem, pozwalając poczuć się jak za dnia. W międzyczasie Melody zdążyła wrócić do okolic miejsca pasażera skąd wysiadła przed chwilą. Też wydawała się być zdezorientowana całą tą sytuacją. - Jest jakieś inne wejście? - kierowca zapytał stojącą kurierkę. - Jest. Z innej strony. Ale trzeba iść, nie da się przejechać. - odpowiedziała bez wahania kiwając do tego twierdząco głową. - Więc się przejdziemy. - odparł spokojnie. Zajęczał mechanizm, klamka poruszyła się i drzwi uchyliły się. Najemnik zabrał kluczyki ze stacyjki, i wziąwszy karabin, wysiadał na spieczony piach. Zarzucił broń na ramię i dał znak głową gospodyni by czyniła honory domu. Ta skinęła głową, odwróciła się i zaczęła iść gdzieś wzdłuż ogrodzenia. - Idziecie czy czekacie? - zapytał grupkę i przed i w samochodzie. - Hej gdzie wy leziecie?! - doszło ich zirytowane zapytanie z drugiego pojazdu. - Sezamie otwórz się nie działa! Trzeba sprawę załatwić ręcznie! - okrzyknął im wujek gdy ruszył za odchodzącą Melody. Jess poczuła jak napięcie sięgnęło chyba zenitu. Szła i miała wrażenie, że jej podeszwy butów stukające o drewniane dechy podłogi są najgłośniejszym dźwiękiem na świecie. A przynajmniej w tej nerwowej ciszy tak to brzmiało. Lester jednak ruszył za nią. Właściwie razem doszli do tych wciąż zamkniętych drzwi choć starszy Thorne nie pchał się do otwierania klamki. W zamian za to wymierzył swój pistolet w drzwi dając znać Jess by przykleiła się do ściany tak bardzo jak to możliwe. Wówczas miał najlepsze możliwe pole ostrzału z miejsca gdzie stał. Dłoń rusznikarki ułożyła się na klamce. Wyczuwała na wilgotnej i gorącej skórze swojej dłoni jak ten kawałek metalu jest chłodny i gładki. Klamka z irytującym zdawałoby się zgrzytem osunęła się na dół. Ledwo ludzka dłoń to zrobiła i coś od wewnątrz naparło na drzwi otwierając je na oścież. Przez drzwi wypadła na podłogę ludzka sylwetka. Upadła z głuchym stuknięciem tępego, miękkiego przedmiotu. Nawet niespecjalnie głośno. Ale w tej sztucznej i gęstej ciszy pełnej wycelowanej broni ten niezbyt głośny dźwięk wydawał się nieść nienaturalnym echem w uszach, sercach i umysłach zdenerwowanych i przestraszonych ludzi. Jess i Lester byli najbliżej więc mieli najlepszą możliwość ujrzenia wszystkich detali. To była ta latynoska rodzina. Matka i córka. Musiały opierać się o drzwi leżąc lub siedząc. I gdy te się otwarły wypadły na drugą stronę na podłogę. Ich ubrania były poplamione krwią. Niezbyt dużą ilością więc rany chyba nie powinny być poważne. Ale jednak tej krwi nie dało się nie zauważyć. Była na ubraniach i ramionach. Ciężko na pierwszy rzut oka było umiejscowić co jest raną a co jakimś krwawym rozmazem. Obydwie też jeszcze żyły. Jęczały cicho jakby w szoku czy oszołomieniu. Słabo też ale jednak poruszały ramionami lub głową. Nie próbowały się jednak podnieść czy uciekać. Nigdzie wewnątrz pokoju jednak nie było widać tego chłopca. Za to widać było wybite okno ziejące czernią nocy i rozświetlonym tam i tu prostokątami okien sąsiednich budynków. Teraz gdy drzwi się otwarły słychać było nowe odgłosy. Gdzieś tam z ciemności dochodziły odgłosy jednoznacznie kojarzące się z walką lub podobnym zamieszaniem. Ludzkie głosy, zdenerwowane i krzyczące ze strachu i zaskoczenia. Męskie głosy, chyba dwóch, może trzech mężczyzn krzyczących coś przez te odgłosy walki. Jess i Lester rozpoznawali jednak przynajmniej jeden z nich. Simon! Lester wykrzyczał z niepokojem imię swojego brata i rzucił się przez pokój wyskakując przez okno w ciemność nocy.
__________________ MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić |
15-06-2017, 15:41 | #36 |
Reputacja: 1 | Nie mając zbyt dużo do roboty monter wysiadł z kombiaka podchodząc do Melody - O co chodzi? Nadal nikt nie chce nam otworzyć? - wzrok montera przy okazji skanował otoczenie. Poza strumieniami reflektorów, niemal wszystko tonęło w ciemności. Cała sprawa ze staniem i czekaniem, albo chodzeniem grupowo po ciemaku nie podobała się Angie, nic a nic. Zmarkotniała słyszac słowa wujka na temat jej propozycji. Przecież dałaby radę! Ale sama, bez tupiących ludziów za plecami. Obskoczyłaby budynek w mgnieniu oka i wyszła zanim ktokolwiek w środku dałby radę się zorientować z niezapowiedzianej wizyty. Wujek jeszcze jak cię mogę - umiał chodzić cicho, ale inni? Blondynka słyszała ich kroki i oddechy, zachowywali się jak stado tupiących i sapiących koni. Nie zwracali uwagi na to po czym chodzą, deptali po suchych liściach, łamali butami gałązki. Pójście z nimi odpadało, chyba że bardzo z przodu. Wtedy pozostali zwracają uwagę otoczenia, a ona zyskuje dodatkowy kamuflaż. - Łańcuch jest niezamknięty, tak? - stanęła między Patyczakiem a Pazurem, chowając dłonie w kieszeniach spodni - Jak ktoś go założył to da się zdjąć. Rozplątać i otworzyć bramę. Wtedy wjedziemy brykiem na podwórko. Chyba - wzruszyła ramionami, skupiając uwagę na blondynie - Jeżeli zasadzkują to wejdziemy im do domu i podamy się na tacy. Chodź, poświecisz - przy ostatnim pociągnęła wysokiego technika za rekę podejrzanie w kierunku zamkniętej bramy. Nim dane było mu usłyszeć wyjaśnienie z ust Melody, młoda blond panna pociągnęła go za ramię. Przegrawszy na krzepę Rononn podążył za nią - Co ty chcesz zrobić? - spytał dość głupio - Zdjąć łańcucha - Angela odpowiedziała poważnie, zadzierając głowę do góry żeby zobaczyć część Patyczaka powyżej szyi - Zobaczymy czy niemiła pani nie żartuje z kłódkiem. No… że otwarty - zwolniła krok i mowę, zagryzając w zamyśleniu wargę. Szybko jednak wróciła do rozsiewania radości i uśmiechu - A nawet jak kłódek zamknięty to nie ma problemu. Otworzę go, ale no… po ciemku się nie da. Trzeba światła. Masz zapalniczkę? - Uch, nie. Nie posiadam zapalniczki. A latarka wczoraj wpadła mi do rzeki. A światła pojazdów ci nie wystarczą? Mogę cię podsadzić to nie będziesz musiała wisieć na ręce - zaproponował Rononn. Młoda zawsze wprawiała go w zakłopotanie. Po prostu nie wiedział jak z nią gadać. A po ostatnim dostał w mordę… Więc lepiej nie ryzykować… Vex przysłuchiwała się całej wymianie zdań trochę nie wiedząc co się dzieje. Skoro mieli taki problem mogli po prostu wjechać w tą bramę. - Jak jest to konieczne mogę podprowadzić Spika tak by wam poświecić. - wskazała na swój motor. - Może pani?! - blondyka aż klasnęła w ręce z uciechy. Motur jasno świecił, wystarczy aż nadto i lepsze od chwiejnego, narażonego na zdmuchnięcie płomyka zapalniczki czy zapałki. Przekręciła głowę z Vex na Rononna i zmrużyła czujnie oczy - A utrzymasz mnie? No nie jest aż tak wysoko i źle. Dam radę… no i jak będzie światło to okey. Możesz potrzymać karabin jak chcesz - dodała wesoło, klepiąc przewieszony przez ramię kawałek czarnej stali. - Dobra. Ty tu rządzisz - odparł z westchnięciem Rononn - ale jakby co to daj znać to Cię przytrzymam. - monter podszedł do Angie - Nie upuszczę go nie martw się - powiedział wyciągając rękę po broń - Błagam… Vex a nie jakaś Pani. - motocyklistka wsunęła ręce do kieszeni i ruszyła po swój motor. Blondynka przekrzywiła głowę, przyglądając się plecom miłej pani. Miała jej mówić po imieniu? Nawet do wujka mówiła wujek… bo tak trzeba. - To… mam pani mówić Vex? Po prostu Vex? - upewniła się żeby potem nikt nie miał do niej pretensji że za dużo sobie pozwala. Znowu zrobiła się jakby mniejsza i niepewnie grzebała piętą w piachu, przestępując z nogi na nogę - A to nie będzie niemiłe? Pani jest miła, a wujek mówił że trzeba być...tym… no… no że jak ktoś jest starszy to trzeba go szacunkować i kultura tego wymaga. Nie widziałam jej, ale wujek mówił… - zacięła się, nagle żywo zainteresowana wyciaganiem brudu spod paznokci za pomocą noża, który nie wiadomo kiedy pojawił się w jej rękach. - Dobra, to nie opuść… i nie macaj po koszulce, nie wolno. Nie jestem puszczalska - ostatnie powiedziała gapiac sie spode łba na Patyka. Vex zajęła miejsce na siodełku i odpaliła ponownie silnik. - Mam na imię Vex i wszyscy tak do mnie mówią. - Niemal przekrzyczała warkot silnika. - Gdzie go ustawić? Na widok noża Rononn odruchowo się cofnął. Z tą młodą nigdy nie wiadomo… - Nie będę cię macał - odpowiedział szybko - za młoda jesteś. Wskakujesz na barki czy mam cię chwycić jak worek kartofli? Tutaj - monter klepnął swoje barki - możesz siedzieć i będzie ci wygodniej ruszać rękami. No i będziesz wyżej, powinnaś sięgnąć do łańcucha. - Żeby świecił na bramę z boku, to jak podejdziemy z drugiej strony nie zasłonimy światła - Angela odpowiedziała wpierw motocyklistce, potem pociągnęła ponownie montera - Może dosięgnę normalnie, a jak nie to na ciebie wejdę… i nie jestem młoda. Wujek mówi że jestem już duża - powiedziała jakby z lekkim fochem ale tematu nie drążyła. Vex przestawiła motor tak jak zasugerowała Angie i obserwowała poczynania pozostałej dwójki. Melody nie odpowiedziała słownie mechanikowi pokładowemu w zamian za to odpowiedziała gestem. Wymownie wskazała dłonią na zamkniętą bramę a potem równie wymownie rozłożyła ramiona w geście bezradności i irytacji. Wujek który już ruszał z nią do tego innego przejścia zatrzymał się i obserwował poczynania pozostałej trójki. “Patyczak” nie miał trudności z podsadzeniem nastoletniej blondynki. Ta zaś miała okazję puścić żurawia na to co było po drugiej stronie ogrodzenia. Większość podwórza i brył budynków tonęła w ciemności ale sprawiało wrażenie jakiejś farmy. Z domami, szopami, stodołami i tego typu sprawami. Widać było kilka źródeł światła przez otwarte okna i drzwi, teraz dużo wyraźniej słyszała też dźwięki muzyki ale ruchu nie było widać w tak urwanym wycinku czasu. Za to z góry o wiele lepiej gmerało jej się przy łancuchu. Dzięki temu, że trzymał ją Rononn miał do użycia dwie dłonie a nie jedną jak przed chwilą Melody. A światło z reflektora Vex choć przycięte przez szczelinę dawało ostry prześwit jasnego światła. Łańcuch był na tyle elastyczny, że dawało się go dwiema dłońmi nakierować na ten wąski promień. Sam łańcuch tam z drugiej strony, z dołu był pewnie dość prosty do rozwiązania bo i nawet teraz Angie dość łatwo sobie z nim poradziła. Po chwili gmerania brama była już rozkluczona i wystarczyło ją popchnąć by stanęła otworem. W świetle reflektorów kombi zobaczyli leżącą na ziemi kłódkę. |
16-06-2017, 21:18 | #37 |
Reputacja: 1 |
__________________ A God Damn Rat Pack Everyone will come to my funeral, To make sure that I stay dead. |
19-06-2017, 07:55 | #38 |
Reputacja: 1 | Zatem stało się, tajemnica ujrzała światło lamp. Pomyśleć by można, że to powinno przynieść ulgę, jednak z ust Jess nie wydobyło się westchnienie które by je ogłaszało światu, a jęk. Jęk, bowiem kolejne wydarzenia niosły ze sobą kolejne strachy. Zupełnie jakby te minuty spędzone na nerwowym oczekiwaniu, ten zimny strumień potu spływający w dół kręgosłupa, ten przyspieszony oddech i szalone bicie serca, nie były wystarczające. Jakby zmuszenie ciała by stało się narzędziem, latarką odkrywającą kryjące się w mroku potwory, nie było satysfakcjonujące dla podłego losu. Nie, on musiał jej odebrać także tą jedyną rzecz, która trzymała ją w kupie. Odebrać jej obecność Lestera, a wraz z nią całe bezpieczeństwo, pewność siebie i silną wolę, dzięki której była w stanie stawić czoła temu wszystkiemu. I jasne, braciszek gdzieś tam był, zdążając na pomoc Simonowi, tyle że był tam, w mroku nocy, w miejscu które przerażało ją ponad wszystko. Był na zewnątrz.
__________________ “Listen to the mustn'ts, child. Listen to the don'ts. Listen to the shouldn'ts, the impossibles, the won'ts. Listen to the never haves, then listen close to me... Anything can happen, child. Anything can be.” |
20-06-2017, 00:05 | #39 |
Majster Cziter Reputacja: 1 | Tura 9 - Phoenix. Pazur. Też bym skorzystał z gościny dla siebie i mojej podopiecznej. - przedstawił się “wujek Zordon” patrząc na wytatuowanego gospodarza w samych spodniach. Ten również odwzajemnił spojrzenie taksując je po uzbrojonym najemniku tak samo jak przed chwilą po kurierce z Detroit. Roger wrócił spojrzeniem do Vex jakby zastanawiał się czy ona jest podopieczną “wujka”. - Dzień dobry, czy pan zasadzkuje? - rozległo się nagle gdzieś z pokoju głos blond nastolatki. Głos mimo, że całkiem sympatyczny to jednak bardzo zaskakujący. Przynajmniej dla Rogera i Melody. Roger odwrócił się gwałtownie do wnętrza pokoju a Melody jakby trochę się cofnęła od przejścia. - Co tu robisz?! Coś ty za jedna!? - Roger w zdenerwowaniu spojrzał na blond gościa w pokoju. - To właśnie moja podopieczna. Angie pozwól no tutaj. - wujek zareagował zdecydowanie spokojniej chociaż to nie jemu nagle ktoś wyskoczył zza pleców. - Cholera! Zabieraj się stąd mała! To prywatna sypialnia! Możecie zostać ale niech ona i wy też się tak tu nie pęta po obozie. - Roger odsunął się od drzwi by zrobić przejście dla Angie i czekał aż ona wyjdzie z pokoju. - Ty ich tu ściągnęłaś to ty za nich odpowiadasz. - Roger dla odmiany wycelował palec wskazujący w Melody. Melody skrzywiła się jakby dostała do wypicia coś niesmacznego i obdzieliła grupkę w korytarzu niechętnym spojrzeniem, zwłaszcza wychodzącą z pokoju nastolatkę w kapturze. - Spokojnie Roger, nie szukamy kłopotów okey? Przenocujemy i rano pojedziemy w swoją stronę. - wujek Zordon uspokajająco uniósł nieco ręce po czym wyciągnął jedną dłoń by przysunąć do siebie wracającą do niego podopieczną. - No dobra, może być. Po prostu nie róbcie problemów. - zgodził się chyba uspokojony Roger. - Zaprowadź ich na pokoje gościnne. - zwrócił się do Melody na co ta kiwnęła głową i ruszyła po schodach na dół dając głową znać, że goście mają iść za nią. Roger jeszcze chwilę stał w drzwiach patrząc na odchodzących. - Będziecie spać w garażu. Jest tam dużo miejsca to się zmieścicie wszyscy. Jak chcecie to możecie otworzyć drzwi na noc. Gorąca noc się szykuje. - tłumaczyła Melody schodząc po schodach na parter a potem przechodząc przez jakiś hol i wchodząc do pomieszczenia która wyglądało jak jakiś kącik do prania z pralką i szafkami. To było to pomieszczenie gdzie wcześniej Angie widziała tego pana z podciągniętym rękawem i strzykawką obok. Nadal tam był. Melody zatrzymała się na chwilę przy nim. - Hej! Pancho! Hej, słyszysz mnie? - uniosła w górę twarz mężczyzny, właściwie nawet chłopaka ale ten zareagował tak słabo, że właściwie można by powiedzieć, że nie. Melody więc dała mu spokój i puściła i głowa młodzika znów powędrowała na jego pierś. Przewodniczka zaprowadziła ich dalej do kolejnych drzwi i za nimi już ukazał się dawn garaż. Z tych nieco większych na dwa samochody. Teraz samochodów nie było za to było rozświetlone kilkoma świecami przez co większość pomieszczenia tonęła w mroku. Na podłodze widać było jednak całkiem sporo leżących na betonie materacy. A na nich kilka osób. Właściwie to parę. Siedzieli leniwie rozwaleni na jednym z materacy po części opierając się o ścianę i trochę coś palili a trochę zabawiali się ze sobą sądząc po bardzo rozchełstanych ubraniach jakie mieli na sobie. - Cześć Mel. Wróciłaś? Chcesz zajarać? Dobry towar. Zajebisty. No masz, spróbuj. - zachęcał chłopak rozpoznając najwyraźniej przewodniczkę gości. - Spadajcie stąd. Gości mamy, Roger powiedział, że mają tu nocować. - Melody westchnęła i machnęła kciukiem za siebie w kierunku drzwi przez jakie właśnie przeszli. - Wyluzuj. Zmieścimy się wszyscy tu jest dużo miejsca. O i takie fajne foczki przywiozłaś. Cześć. Jestem… - chłopak miał chyba problemy z ogniskowaniem wzroku bo strasznie mrużył oczy i miał opuchnięte powieki. Jednak trzaśnięcie w nagie ramię jakie sprzedała mu dziewczyna odwróciło jego uwagę. - Spadać stąd szczyle. - warknął nieprzyjemnie jeden z Czarnokrzyżowców, ten z blond dredami stając nad materacem zajmowanym przez młodych. - Dobra, dobra, po co te nerwy, i tam mamy sporo tego zajebistego towaru to wypalimy go gdzie indziej. - powiedział uspokajająco młodzian i zaczął podnosić a raczej gramolić się. Jakoś to ich oboje rozbawiło, bo zaczęli się chichrać i tak chichrający, szepcząc i mrucząc wyturlali się wspomagając się nawzajem na zewnątrz. - Dobrze, to się tu rozgłoście. Nie wiem czy jest jakieś żarcie więc musicie pewnie oporządzić się sami. - powiedziała kurierka wskazując gestem na wnętrze mrocznego garażu. Młodzi zdążyli go skutecznie wypełnić zapachem palonego zioła mieszającego się z zapachem rozgrzanego całodziennym upałem kurzu i palących się świec. - No fajnie. Dzięki. A transport? Jak do rana nie załatwisz to rano zabieramy z powrotem kombi. - wujek przypomniał Melody po co z Angie dokładnie tutaj przyjechali. - Pamiętam. Nie bój się transport będzie. - odpowiedziała kobieta i chyba była gotowa by wyjść z garażu. - Zobacz. Zostawiła furę. Znasz się na furach nie? Bez fury nie odjedzie. Ten cały wujek z moją częścią też nie. Pogrzebałbyś? Wiesz, by się nie dało ruszyć. Chwila moment dla ciebie nie? - zapytała siostra gdy po chwili milczenia nie doczekała się odpowiedzi od brata. Brat spojrzał na sylwetkę kombi jaki niedawno zaparkował najemnik. Odłączenie paru kabelków tu i tam potrafiło zdziałać cuda skutecznie unieruchamiając pojazd. Co prawda nie była to strasznie trudna naprawa ale uniemożliwiało natychmiastowy odjazd. A jak się nie wiedziało co się sypło to szukanie tego zajmowało czas. Jak dużo tego czasu to trochę zależało od szczęścia a trochę od umiejętności naprawczych szukającego. Na chwilę przerwała mówić gdy w jednym z gospodarczych budynków z jakich dobiegało światło teraz wybuchła jakaś kłótnia. Ktoś tam najwyraźniej miał coś do kogoś. W ciemność nocy niosły się dźwięki awantury. Uwinęli się prawie w jednym czasie. Ludzie w tawernie chyba słabo radzili sobie z zaskakującą sytuacją. Nie było tu ani zwykłej kłótni czy mordobicia, nawet nie strzelaniny w przydrożnym lokalu jaką mniej lub gorzej chyba każdy z tych ludzi jak nie znał, jak nie przeżył, jak nie brał udział to chociaż słyszał o czymś takim. Tymczasem tutaj sytuacja robiła się dziwna i dziwniała z każdą chwilą. Ludzie więc mieli kłopot ze prawnym reagowaniem na zmienną i nietypową sytuację. Gdy Jess wbiegła do lokalu spora część gości zgrupowana była przy wejściu do pokoju Latynosów gdzie ostatnio widziała matkę i córkę. Gdy wbiegła zaczęło się zamieszanie. Ktoś jak zwykle spytał się po co, ktoś zaczął coś szukać, inny się drzeć i poganiać i powstał i hałas i chaos. Ale w końcu ktoś podbiegł z liną do Jess ale gdzieś właśnie w tym momencie też od zewnątrz zaczął się zbliżać konwój. Trójka mężczyzn niosła dzieciaka. Nieśli go jak rulon dywanu. A dzieciak wciąż nienaturalnie się szarpał tak, że tych trzech mężczyzn, nawet tak potężnych jak starszy z braci Thorne, mieli wyraźne problemy by go utrzymać. Tak wkroczyli do knajpy gdzie powalili dzieciaka na podłogę. Lester przyjął na siebie główny ciężar pacyfikacji chłopca i siadł mu na torsie przytrzymując mu ramiona przy podłodze. Simon zajął się kopiącymi nogami kładąc się na nich bokiem i obejmując ramionami. Dwaj dorośli mężczyźni mieli wyraźne trudności z utrzymaniem chłopca na podłodze. - Daj tą linę! Pomóż mi! - krzyknął starszy lekarz biorąc linę i próbując zacząć wiązać chłopca. Jednak próba związania zmuszała braci Thorne do poluzowania chwytów co obecne oczywiste było, że wiąże się ze sporym ryzykiem. Dzieciak zaś wyglądał strasznie. Twarz miał zakrwawioną ale ciężko było powiedzieć czyja to krew. Krzyczał i piszczał jak w jakimś amoku. Szarpał się jakby dostał napadu padaczki. I wykazywał kompletnie nie pasującą do dziecka siłę jak tonący chwytający ratownika. Wszystko to było całkowicie nienormalne i powodowało, że ludzie stali jak osłupiali patrząc na to widowisko. - Po chuja go tu przeprowadziliście?! Zabierzcie go stąd! - krzyknął z jawną niechęcią któryś z gości. Spora część ludzi jednak trzymała w miarę bezpieczny dystans i chyba podzielała taki pogląd. Gorąc i gorączkowa atmosfera dawała się we znaki chyba wszystkim. Twarze znamionowały spojrzenia pełne niepokoju czy nawet strachu, grube krople potu, mokre końcówki włosów stykające się z rozgrzaną skórą. Ktoś nie wytrzymał tego napięcia. Zaczął przepychać się do wyjścia i gdy wydostał się na zewnątrz podbiegł do swojego samochodu i było słychać jak ze zgrzytem odpala swoją maszynę. Nawet przez dzikie wrzaski chłopaka, ciężkie oddechy gotujących się z niepokoju i strachu ludzi w tawernie i odgłosy uderzeń i bijatyki grupki na drewnianej podłodze dało się mimo wszystko usłyszeć.
__________________ MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić Ostatnio edytowane przez Zombianna : 21-06-2017 o 12:06. |
30-06-2017, 21:51 | #40 |
Reputacja: 1 | _____ Monter spojrzał najpierw na siostrę, a później na kombiaka. To o czym mówiła Mewa nie było trudne. Kiedyś za bachorów testowali wiedzę swojego ojca i mentora odłączając przypadkowe rzeczy w naprawianych pojazdach czy łodziach. Wygrywał ten kto spsuł tak, że tata nie mógł od razu naprawić. Co zdarzało się rzadko. A i tak najczęściej wygrywał Rononn. - No w sumie mógłbym odpiąć to i owo, czy zgubić bezpiecznik. Tylko wiesz. Ta cała Vex też mi wygląda na taką co to i owo naprawić umie. Jej Spike jest normalnie wyjątkowo sprawny, a to na te czasy spore osiągnięcie. Może zrobimy tak. Naknocę trochę jak wyciągniesz dla mnie 10min spokoju. Ale nie obiecuję, że to właśnie ja będę to później naprawiać. Zgoda? Wzrok mężczyzny zawisł w oczach własnej siostry. Jakby chciały jej bez słów przekazać “Prosimy się o kulkę w łeb”. Dodatkowym utrudnieniem były zbliżające się dziewczyny. Wspomniana wcześniej Vex i blond "już duża" nastolatka. Żywe srebro zaczęło z wielkim entuzjazmem cieszyć się na wizje przejażdżki 'moturem'. Więc dostęp do kombiaka był jakby utrudniony. Monter skorzystał z chwili i zastanowił się co zdeńka zepsuć w czterokołowcu. Na zajrzenie pod maskę czasu nie miał. Raczej by to się wiązało ze zwracaniem uwagi, zwłaszcza, że grzebiąca osoba miała ze dwa metry. Ale jakby złapał dojście do bezpieczników czy kabelków... Może mogłoby się udać. -Serio, prosimy się o strzał w kolano, zwłaszcza od Melody. Będzie coś podejrzewać - Rononn mruknął do Mewy. - Ale może będziemy mieć szczęście. Nie chcę nocować poza obozem, a tym bardziej na głodnego. Byleby nikt nas nie przyłapał. _____ Gdy tylko z rozradowanym piskiem dwie przedstawicielki płci przeciwnej znikły w garażu Rononn podszedł do kombiaka. Częśc narzędzi już odruchowo trzymał w kieszeniach. Na łajbie nigdy nie było wiadomo co kiedy się zepsuje a przeszukiwanie kajuty było stratą czasu. -No i gdzie ja podziałem ten wichajster - powiedziałdośćgłośno do siebie przeglądając wszelkie możliwe zakamarki przy siedzieniach. Liczył na o że siostra właśnie skutecznie odwraca uwagę i nikt go nie przydybie. Bezpiecznik, kabelek, odgięte styki, przetrzeć izolacje i doprowadzić do spięcia. Wszystko tak by było drobne, pamiętając by nie zostawiać wyraźnych śladów czystego cięcia miedzi. Wtedy od razu wprawne oko mechanika zasugerowałoby sabotaż. Z czystej ciekawości wypiął jeszcze jeden kabelek który wydawał mu się kluczowy. Może nie było to nic istotnego, ale to co. _____ Zepsucie mechanizmów pojazdu okazało się dla Rononna równie proste jak ich naprawa. Trochę przeszkodziły im w planach dziewczyny które wróciły po motocykl ale zaraz odjechały a rodzeństwo znów zostało samo przy pojazdach. Czy gdzieś z zakamarków mroków nocy i domów nie obserwowały ich jakieś ciekawskie oczy tego poznać się nie dało. W każdym razie mechanik pokładowy po chwili majstrowania skutecznie unieruchomił pojazd. Co prawda nadal dałoby się go naprawić ale już trzeba było się na tym znać co nieco no i wiedzieć gdzie tego szukać i czego. - Oh dzięki! Jesteś kochany! - Mewa ucieszyła się gdy wykonanie planu obyło się bez przeszkód. Uściskała starszego brata okazując jak bardzo się cieszy. -Dobra, wejdźmy do środka. I tak już zauważyli, albo zauważą, że nas nie ma. Albo czekaj. Ty wejdziesz i zostaniesz, tylko bez burd z tą Melody. Załatw nam jakieś legowicho. Ja zagadam o latrynę. Będzie przynajmniej jakieś wytłumaczenie naszego spóźnienia. - odparł monter uściskawszy się z siostrą |