Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 05-06-2017, 18:45   #50
Seachmall
 
Seachmall's Avatar
 
Reputacja: 1 Seachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputację
Jan i Cigogne
Kapadocjanin spokojnym krokiem zmierzał w kierunku, który sobie obrał, jednocześnie mrucząc pod nosem listę przedmiotów:
- Trzy świece, dwie srebrne monety… sól, misa… może sztylet to w sumie lupin… nie znam jego imienia, ale mogę spróbować... - Krewny był zajęty swoimi przemyśleniami i nie zwrócił uwagi na Jana.
Usłyszał jednak kroki podążającej za nim osoby.
- Zaczekaj - odezwał się mężczyzna, niosący pod pachą maskę w z ptasim dziobem. Uniósł drugą dłoń w górę, na znak, że nie ma złych zamiarów. - Twoja aura… jesteś… tym czym ja.
- Krewnym. Wynaleźliśmy słowa, aby nie wydać oczywistych informacji Trzodzie. - Cigogne zerknął na maskę mężczyzny - Straszysz tutejszych dla zabawy, czy ma ta maska jakiś inny cel?
- Odstrasza ciekawskich - odparł mężczyzna. - I tłumi smród. Byłem… i wciąż jestem medykiem. Nazywam się Jan.
- Cigogne, miło mi. Posiadam trochę własnej wiedzy medycznej, ale wątpię aby na dużo przydała się tu. Władcy tych ziem dobrze zwalczają zarazę na własny sposób.
- Mi wydaje się, że nie dotarła tu przez stan dróg - rzekł Jan. - Przysięgam, że wytrzęsło mi na nich duszę. Co się wydarzyło przed kościołem? Widziałem tam martwego wilka… w środku miasta.
- Lupin, czasem wkradają się do miast, aby znaleźć partnera. Nie mam pojęcia po co porwał niemowlę, ale mam zamiar się dowiedzieć. - westchnął - Może się co prawda nie udać się, ale da mi to zajęcie na resztę nocy… przydałoby się co prawda posilić przed… ech noce są za krótkie.
Jan wydawał się zaskoczony rewelacjami Cigogne’a.
- Lupin? Obawiam się, że nie wiem o nich zbyt wiele. Prawdę mówiąc nigdy wcześniej żadnego nie widziałem. Ale słyszałem, że to dzika kraina… bez urazy jeśli jesteś stąd, choć twe imię pobrzmiewa raczej mową Franków.
- Stąd, stąd, ale moja… przemiana nastąpiła u Franków. Mieli kłopot z wymawianiem, mojego imienia za życia, więc przyjąłem to. - wampir westchnął - Lupin nie żyje, ale jestem zdziwiony, że stado wysłało wilkołaka z wilka… one nie potrafią się tak dobrze ukryć wśród ludzi…
- Moje imię właściwie brzmi Joannes. Przybyłem tu aż z Konstantynopola.
- I co cię sprowadza, aż tu?
- Gdy wybuchła zaraza krew chorych przestała nadawać się do picia. Naturalnie nie umieraliśmy po jej wypiciu, lecz nie zaspokajała głodu i ogarniała nas po niej straszliwa słabość. W mieście zaczęło robić się za ciasno. W końcu zebrała się rada starszych i zdecydowała o wygnaniu z miasta młodszych pokoleń. I tak przewędrowałem Bułgarię, Węgry aż dotarłem tutaj. Dalej na północ są ponoć już tylko puszcze pełne lupinów i pogan. Skoro jesteś tutejszy to wiesz czy ktoś ze Spokrewnionych rości sobie prawa do władania tą okolicą?
Cigogne się zastanowił chwilę.
- Nie oficjalnie z tego co mi wiadomo, ale jest jeden, chyba Ventrue, który dał jasno do zrozumienia, że chce.
- No tak, oni - westchnął Jan, dając do zrozumienia, że nie żywi wobec wspomnianego klanu szczególnej sympatii. - Wydaje mi się, że większość z obecnych w mieście jest tu od niedawna. Wszyscy są ostrożni, badają grunt. Ja nie pożądam władzy, podporządkuję się komu będzie trzeba. Ale sądzę, że jeśli mamy tu zostać, powinniśmy się jakoś zorganizować. Zwłaszcza w tej sytuacji - skinął głową w stronę kościoła św. Bartłomieja, którego wieże zarysowały się nieopodal na tle nocnego nieba. - Jeżeli w tych stronach jest dużo lupinów to będą szukać zemsty za swego kamrata.
- Wejście do miasta to ryzyko dla nich, ludzie nie przepadają za kradzieżą dzieci, no i wiedzą, że jesteśmy tu my. Spokojnie, wątpię, aby stado tych dzikusów wbiegło w miasto żądając pomsty.
- Potrafią udawać zwykłych ludzi nie gorzej od nas - zauważył Jan. - A nawet lepiej, bo nie muszą kryć się przed słońcem. I w przeciwieństwie do większości z nas znają teren, a może i mają w mieście kontakty. Będą węszyć. I z pewnością przyjdą jeszcze raz po dziecko. Bo widzisz, znam rozwiązanie twojej zagadki. Widziałem jego aurę. To dziecko jest likantropem.
- Oh… oooooooh, mamusia jest niewierna, a do tego lubi na dziko… więc tak, na pewno wrócą.
W sumie nie nasza wina, dzikus, aby dostać się do miasta cisnął koniem przez bramę. Tyle co do "udawać zwykłych ludzi lepiej niż my". - Cigogne pokręcił głową - Sądzisz, że dziewoja wie kim był tatuś malca?
Jan prychnął.
- Nie wiem, niektórzy okoliczni drwale nie różnią się wiele od dzikich bestii. Ale jak sam mówiłeś ten był zrodzony z wilczycy, większość zdaje się jest z ludzkich kobiet. To, że złamał ich maskaradę nie znaczy, że nie będą go szukać. Tylko mówię, że powinniśmy być gotowi. Warto by zwołać naradę wszystkich spokrewnionych. Tylko czy jest w mieście jakieś miejsce, które nadałoby się na Elizjum?
Cigogne się zastanowił.
- Może… może, ale aby otworzyć Elizjum potrzebujemy Księcia, Szeryfa… Harpie. Ktoś musi ustalić zasady, ktoś musi ich pilnować. Najlepiej jeśli znajdziemy jakiś teren neutralny.
Jan pokiwał głową.
- Nie jest powiedziane, że potrzebujemy księcia. To, że chyba nie ma wśród nas Starszych otwiera nowe możliwości. Moglibyśmy głosować nad ważnymi sprawami, jak czynili to starożytni. Co do miejsca, jeśli nikt nie użyczy swego schronienia, to możemy nająć izbę w karczmie, póki nie wymyślimy czegoś lepszego. “U Marcina” przy rynku kanonicznym mają duże izby. Co powiesz, byśmy powiadomili pozostałych i spotkali się tam za dwie noce?
Cigogne spojrzał na Jana.
- "Demokracja" - zaczął rzuć to słowo przy każdej sylabie - Miałaby sens, gdybyśmy nie mieli tutaj przedstawicieli przynajmniej trzech, a może i czterech Wysokich Klanów. Ja szczerze nie chcę się bawić w politykowanie i to całe głosowanie nie ma sensu gdy jest nas mniej niż tuzin. Spotkanie i omówienie sytuacji z Lupinem to niezgorszy plan, ale musimy działać szybciej niż za dwie noce.
- Jutro zatem, o północy. Są też inne kwestie do omówienia. Warto powiadomić się nawzajem o swych śmiertelnych sługach, żeby uniknąć wypadków. Mojego ghula wczoraj zamordowano i nie wiem czy nie był to któryś ze Spokrewnionych. O politykę będziemy się martwić potem. Może ci najbardziej żądni władzy nawzajem się pozabijają i będziemy mieli spokój? - Jan uśmiechnął się porozumiewawczo.
Kapadocianin uniósł brew i kiwnął głową.
- Jeżeli spotkam kogoś po drodzę, to go poinformuję. Na razie zobaczę, czy uda mi się z kimś skontaktować.
- Ja też. Widziałem wcześniej trzy Spokrewnione, wiesz coś o nich? Szły ze śmiertelnymi mężczyznami, domyślam się w jakim celu. To też trzeba omówić. Jeśli są wśród nas tacy, co zabijają bez opamiętania, to prędzej czy później ściągną zgubę na nas wszystkich. W Konstantynopolu było przed zarazą sto tysięcy dusz, śmierci kilku ludzi co noc nic nie zauważył. Tu to co innego.
- Chyba nie podejrzewasz tych niewiast o coś takiego? - Cigogne spojrzał za wampirzycami - Wydaje się, że jedna z nich ma chociaż gram empatii w sobie.
- Dobre i to. Do dzieła zatem. Los wyznaczył nam dzisiaj role Hermesów - Jan wyciągnął dłoń na pożegnanie.
 
__________________
Mother always said: Don't lose!

Ostatnio edytowane przez Seachmall : 05-06-2017 o 18:54.
Seachmall jest offline