Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Horror i Świat Mroku > Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 04-06-2017, 22:24   #41
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
Fleur, Rigo, Olena


Trzech mężczyzn ochoczo pokiwało głowami i wyciągało pazernie dłonie by zaoferować ramię kobietom.

Rigó nie zdziwiło zachowanie śmiertelnych. Zupełnie jak za życia... Te same reakcje. Ten sam tok rozumowania.
Tzimisce spojrzała na mężczyzn, uśmiechając się do nich prosząco, ale nic nie powiedziała.

Olena szybko rozejrzała się po twarzach mężczyzn zastanawiając się nad ich ewentualną przydatnoscią do gulej służby. Szukała bystrego kawalera, bo za nim nikt nie będzie płakał i zakłócał jej dziennego snu. Nie musiał być silny - ona go wzmocni, ani zamożny bo jej gotowizny wystarczy spokojnie aby się tu wygodnie urządzić. Po czym podała ramię najbardziej przydatnemu do jej celów. Następnie poprowadziła ich do uroczej miejscówki przy załamaniu murów gdzie strażnicy rzadko się zapuszczali. Gdy już byli w bezpiecznym miejscu stanęła na palcach i nim jej zęby dotknęły jego żyły zapytała szeptem
- Rozumiem że jesteś kawalerem? I nie dałeś słowa żadnej białogłowie. Wiedziała, że odpowiedź potwierdzający przypieczętuje jego los.
- W rzeczy samej… - mężczyzna powiedział osuszając gardło.

Fleur nie przejmowała się takimi rzeczami, gdy tylko znaleźli się w bezpiecznym miejscu przytuliła się to pierwszego z brzegu całując go gorąco i rozbierając. Była głodna i miała ochotę napić się podgrzanej krwi.
Pozostał ostatni z niezajętych mężczyzn, którzy dzisiejszej nocy mieli posłużyć za ich posiłek. W przeciwieństwie do obranej przez Fleur ognistej taktyki, Rigó zadziałała w inny sposób. Spojrzała głęboko w oczy swojemu "posiłkowi" i gładząc go po policzku wymruczała jak kocica zadowolona z miejscówki przy ciepłym piecu.

- Tańcz ze mną. - musnęła wargami jego usta, po czym wtuliła się w policzek mężczyzny, przesuwając bliżej jego szyi, jednocześnie językiem gładząc tor tej podróży. Nie spieszyła się zanadto, "umilając" sobie czas, włożywszy dłoń pod bluzkę nieznajomego - Niech ziemia pozna nasz taniec... - przymknęła oczy, napierając swym ciałem na ciało mężczyzny, przesuwając jego dłonią po własnym boku - Tańczmy...

A to, czy słowa w ogóle dotrą do świadomości mężczyzny nie miało żadnego znaczenia.

Fleur w tym czasie przyparta została do mury. Mężczyzna całował ją mocno, a ona lekko nacięła swój język pozwalając mu upić trochę swojej krwi. Lubiła gdy chłopcy ją lubią, a wiedziała, że krew bardzo w tym pomaga. Wsunął się w nią zadzierając jej suknię, a ona wgryzła się w jego szyję. Był przepyszny, dosyć młody i taki pełen wigoru. Piła łapczywie czując jak ten dochodzi w niej. Gdy osłabł i zaczął omdlewać wypuściła go i zalizała ranki po ugryzieniu. Przytrzymała go, zerkając jak tam radzą sobie jej koleżanki.
 
Aiko jest offline  
Stary 04-06-2017, 22:37   #42
 
Wisienki's Avatar
 
Reputacja: 1 Wisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputację
Olena z przymkniętymi z rozkoszy powiekami smakowała krew śmiertelnika najwolniej jak było to tylko możliwe. Gdy skończyła zamknęła ślad po ugryzieniu i posadziła zamroczonego na ławie. Po czym uśmiechnęła się do Fleur.
- A więc jeśli już zjadłaś my możemy porozmawiać. Ja i moja krewna Rigó widzimy że jest tu wielu spokrewnionych i nie chcemy aby któryś z nich wchodził nam w drogę. Sama rozumiem, że może chcesz mieć swoją własną trzodę, samych ładnych chłopców i pewnie niechiałabyś aby ktoś pozbawiał Cię twojej własności bez pytania. My też chcemy karmić się w spokoju i razem możemy to osiągnąć. Razem mamy większą siłę i nikt nas nie zaatakuje jeśli się porozumiemy. Będziemy więc bezpiecznie spać w dzień oraz pić w nocy.

Początkowo Fleur przekrzywiła głowę jakby nie do końca rozumiała. Po chwili jednak uśmiechnęła się.

- Nie mam nic przeciwko wam i nie będę wchodzić wam w drogę. - Uśmiechnęła się poprawiając suknie. - Jednak według mnie spokój jest trochę… nudny. Jak będziecie miały problem to walcie śmiało, a ja też postaram się wam nie wtryniać na posesję.
Rigó syciła się krwią, która była niezaprzeczalną przyjemnością, jakiej nie chciała się wyzbywać. Wolałaby pić dalej, dłużej, ale nie zdecydowała się na to. Nie dziś. Nie teraz. Na razie niech wystarczy smak tych uczuć, jakie gorzały w oczach śmiertelnika, gdy wampirzyca "przygotowywała" swój posiłek.
 
__________________
Wiesz co jest największą tragedią tego świata? (...) Ludzie obdarzeni talentem, którego nigdy nie poznają. A może nawet nie rodzą się w czasie, w którym mogliby go odkryć. Ruchome obrazki - Terry Pratchett
Wisienki jest offline  
Stary 04-06-2017, 22:41   #43
Edgelord
 
Zell's Avatar
 
Reputacja: 1 Zell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputację
Po zalizaniu rany, wyjęła z woreczka uwiązanego przy ubraniu, troszkę miękkiej ziemi, aby zatarłszy ją w dłoniach, wytrzeć je o swój nagi brzuch, szepcząc coś niezrozumiale i dopiero po tym procesie spojrzała na pozostałe kobiety.
- Spokój... - mruknęła, podchodząc bliżej wampirzyc, wciąż nie zakrywszy piersi odpowiednio - Chcesz przeczekać tu całe dnie i noce w spokoju? - Rigó spojrzała na Olenę - Może za życia by się dało... Może. - wydawało się, że chce podejść jeszcze bliżej Fleur, ale zatrzymała się - Czy chciałybyście, abym odpowiednio zakończyła nasze małe... pożywianie się? Obiecuję, że nie będzie bolało. - spojrzała na swoje ręce - Same widziałyście.
Olena nie rozumiała co robi Rigó ale w milczeniu kiwnęła głową, nie mogła okazać braku ufności przy obcej wampirzycy.
Kuzynka Oleny podeszła najpierw do niej. Spojrzała jej w oczy badawczo, a gdy uchwyciła ich spojrzenie, młodsza wampirzyca poczuła dłonie Rigó na swoim brzuchu, znaczące jakiś tor wokół jej pępka. Tzimisce jednocześnie szeptała słowa w języku swego życia. Odsunęła się po chwili od Oleny, aby podejść bliżej Fleur. Czekając.
- Czy to jakiś rytuał? - zapytała Olena cichym głosem, z niepokojem dotykając brzucha - Co on robi?
- A co uważałabyś za rytuał? - Rigó zwrócila spojrzenie na kuzynkę.
- Nie wiem, nie znam się na tym, ale wydaje mi się, że to coś w rodzaju zespołu gestów wykonywanych w określonym czasie w określonej kolejności w celu uzyskania określonego efektu.
- Cóż. - spojrzała na swoją lewą dłoń - Nie powinnaś być zaniepokojona. To tylko ma na celu upewnienie się, że wszystko pójdzie dobrze, jeżeli chodzi o Vitae w naszym ciele. - zacisnęła dłoń na chwilę - Nie martw się. W końcu jesteśmy rodziną.
- A co może pójść nie tak? przecież jedzenie to naturalna część życia. - otworzyła szeroko oczy ze zdziwieniem.
- Słowa "naturalna" i "życia" niezbyt tu pasują, hm? - przymrużyła oczy z rozbawieniem - Nasze jedzenie prócz utrzymania w stanie użyteczności, ma także zapewnić nam dodatkowe... benefity. One są tu ważne i tym, co robię, dodaję szansę, że wszystko pójdzie po waszej myśli, gdy przyjdzie czas na skorzystanie z mocy jaką się... - spojrzała na mężczyzn - ...pożyczyło bezzwrotnie. Możecie to nazwać błogosławieństwem, jeżeli chcecie. Nie da to całkowitego zabezpieczenia przed złym losem, ale pomoże i nie zaszkodzi.
- Nauczysz mnie tego? - zapytała Olena
Rigó milczała dłuższą chwilę, spoglądając tym nieruchomym wzrokiem na Olenę. W końcu jednak jej usta wygięły się w czymś, co ciężko było nawet nazwać uśmiechem... jeżeli myślało by się o uśmiechu radości czy satysfakcji. On... po prostu był.
- Przekonamy się. Przekonamy.
 
__________________
Writing is a socially acceptable form of schizophrenia.

Ostatnio edytowane przez Zell : 05-06-2017 o 01:26.
Zell jest offline  
Stary 05-06-2017, 12:02   #44
 
Eleishar's Avatar
 
Reputacja: 1 Eleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputację
Do domu wampira droga minęła dwójce wędrowców nadzwyczaj spokojnie, najwidoczniej cały raban przeniósł się do innej części miasta, oszczędzając im kłopotów i przeszkód. Ziemowit zaprosił strażnika do środka i nie zamierzał słuchać prób odmowy, argumentując iż kufelek miodu rozgrzeje mu krew i choć trochę wynagrodzi trudy eskorty, na które składało się głównie ślimacze tempo szlachcica, ale o tym oczywiście nie wspomniał głośno. Strażnik w końcu uległ i zgodził się wejść “ale tylko na chwilę”. Stary wampir usadził swojego gościa przy jednym ze stolików, po czym poszedł po gąsiorek, mówiąc że nie zdążył jeszcze zatrudnić służby. Wyciągnął zza pasa kindżał, by odpieczętować butelkę, wlał do kufla szczodrze, a następnie zaciął się delikatnie w palec i wpuścił do złocistego płynu kilka kropli krwi, po czym zamieszał. Wrócił do strażnika i postawił przed nim trunek, zachęcając do konsumpcji. Gdy gość wypił i zaczął szykować się do wyjścia, Ziemowit spojrzał mu w oczy.
-Wróć jutro po zachodzie słońca. - Powiedział, zagnieżdżając te słowa głęboko w jego umyśle.
Strażnik obiecał, że zjawi się nazajutrz.
Zadowolony wampir pożegnał swego niedawnego towarzysza, a po jego wyjściu odczekał kilka minut, by ponownie wyjść na ulice Płocka. Tej nocy chciał jeszcze zapolować, nawet jeśli było to nieco ryzykowne.
Ledwo wyszedł za próg chmara kanoników niemal wpadła na niego w swoim hałaśliwym pochodzie. bracia nieśli ciało Gabriela, którego Ziemowit widział już wcześniej tej nocy.
Wyglądało na to, że posiłek sam wszedł mu pod nos. Wśród duchownych nie powinno brakować rodowitych mieszkańców tych ziem, a przy okazji zaspokojenia pragnienia, mogli mu oni zapewne udzielić kilku odpowiedzi o wydarzenia tej nocy. Złowił spojrzeniem jednego z kanoników i ponownie sięgnął do swoich przyrodzonych mocy.
-Przystańcie bracie! - Zawołał do niego - Co tu się na Boga dzieje?! - Dodał chwilę później równie głośno, by uzasadnić swoje pierwsze wołanie.
- Zbój jakiś, albo i sam diabeł może, zaatakował straże i brata Gabriela, co na prośbę samego biskupa, szpitala miejskiego doglądał. Do domu biskupa go niesiemy.
Ziemowit w miarę jak kanonik mówił, podchodził o lasce coraz bliżej. Wiedział że jako kaleka nie wydaje się groźny i to działało na jego korzyść, choć nienawidził wzbudzać litości w bydle.
-Boże w niebiesiech, na zakonnika?! - W głosie szlachcica przebrzmiało autentyczne przerażenie, a przynajmniej na tyle autentyczne, na ile pozwalały mu lata wprawy w zwodzeniu śmiertelników. Szybko się przeżegnał, by jego gra była odpowiednio przekonująca i zachwiał się. - Hospody pomyłuj, słabo mi… trzymajcie! - Wydyszał słabnącym głosem, słaniając się na zatrzymanego zakonnika. Na swoje szczęście nie pomylił się w ocenie człowieka i szybko został podparty ramieniem, w praktycznie idealnej pozycji. Nie mitrężąc wbił kły w szyję swojej zwierzyny, a łagodząca moc Pocałunku sprawiła że nieznajomy nie stawiał oporu. Ziemowit nie był szczególnie głodny, miał w sobie jeszcze dość Vitae przynajmniej na kilka dni, ale miał w planach przemianę kilku ludzi w ghule, warto więc było nieco zaczerpnąć. Po krótkiej chwili oderwał się od człowieka, szybko zamykając ranę. Uniósł głowę i spojrzał na zakonnika przepraszająco.
-Wybaczcie, chyba na chwilę straciłem świadomość. - Powiedział skruszonym głosem. Takie wytłumaczenie, w połączeniu z otępieniem po ugryzieniu powinno wystarczyć, by uśpić jego ewentualne podejrzenia.
Mężczyzna wyraźnie nie miał pojęcia co się stało.
- Nie wadzi, panie, nie wadzi. - odparł rozglądając się.
-Dziękuję wam dobry człowieku, by nie wasza pomoc rychło bym się połamał na tym bruku. - Ziemowit uprzejmie wyraził swoją wdzięczność. - A kto brata Gabriela przed zbójem uratował? Strażnicy li cud jakowy? - Zapytał, chcąc nieco rozeznać się w wydarzeniach które go ominęły.
- Łaska boska, panie i tylko łaska boska może mu pomóc. - przeżegnał się.
-Amen. - Odparł jedynie szlachcic i wsparł się już całkowicie na lasce, odpuszczając kanonikowi podtrzymywanie jego ciężaru. - Oczywiście dobry medyk może być znakiem tej łaski. - Dodał po chwili. Zakonnik najwidoczniej nie wiedział zbyt wiele, niestety.
-Dość wam już czasu zająłem bracie, dziękuję raz jeszcze za pomoc. Z Bogiem. - Pożegnał się i ruszył powoli ulicą w kierunku z którego przybiegła widziana wcześniej grupa. Może bliżej miejsca zdarzenia dałoby dowiedzieć się czegoś więcej, warto było mieć wiedzę o ewentualnych zagrożeniach, które są w stanie posłać wampira w letarg. Żeby się przed nimi uchronić, rzecz jasna.
Wszystko wskazywało na to, że pochód wychodził spod domu mistrza katowskiego Macieja. Ziemowit dostrzegł, że mimo późnej pory wielu ludzi wyglądało przez okna, coś musiało być na rzeczy.
I faktycznie było: drzwi do domu kata były wyłamane.
 
__________________
Nieważne kto śmieje się ostatni, grunt żebym był to ja.
Eleishar jest offline  
Stary 05-06-2017, 13:20   #45
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację

Fleur przyglądała się obu wampirzycom z fascynacją. W sumie nigdy nie miała za bardzo do czynienia z czymś takim.
- Nie wiedziałam, że z krwią coś może pójść nie tak. - Przeciągnęła się. - Jakie macie teraz plany? Bo ja chyba jeszcze bym coś przekąsiła.
- Głodna? - Rigó spojrzała uważniej na Fleur, po czym wzruszyła ramionami - A krew... Krew, a raczej Los, może być kapryśny. - zaczęła okrywać swoje piersi - Och tak. - uśmiechnęła się do Fleur - Lepiej zapobiegać, wymuszać na Losie, niż żałować.

Gdy wampirzyce rozmawiały Olena podeszła do młodego człowieka usiadła obok niego i wyciągnęła rękę w jego kierunku
- Jestem Olena mieszkam w domu po Igorze kupcu solnym i nie radzę sobie z gospodarstwem, szukam kogoś kto zamieszka ze mną i za wynagrodzeniem będzie wykonywać te wszystkie męskie prace do których ja nie jestem zdolna. Czy mógłbyś się tego podjąć ? - to mówiąc spoglądała na niego swoimi wielkimi, okrągłymi, bezbronnymi czami w kolorze fiołków.
Mężczyzna wciąż był daleki od rozumienia co się dzieje i to zapewne po części z racji wypitego już alkoholu.


- Ma się rozumieć piękna pani… - złożył całkiem poprawnie zanim upadł twarzą na Olenę.

Olena złapała go w ostatniej chwili, “a to pijus” - pomyślała - “jak ma u mnie pracować to musi z tym skończyć” po czym wsunęła się pod jego ramię i zaprowadziła go do domu, w planach miała wrzucenie go do wypełnionego wodą świńskiego koryta ta dla otrzeźwienia. Nie będzie tolerować gula alkoholika w swym domu. No i będzie musiała sprawić sobie psa, ale z tym będzie musiała jeszcze poczekać.
Gdy mijała spokrewnione pożegnała je grzecznie.

Rigó zerknęła za Oleną i choć również pożegnała się z nią grzecznie, to jej pożegnawsze spojrzenie dalekie było od wyrażenia konkretnych emocji. Wróciła uwagą do Fleur i powiedziała przepraszającym tonem:
- Ja też już wrócę do siebie... Potrzeba mi trochę czasu w samotności. - zerknęła na "swojego" mężczyznę - Prawdę mówiąc to on mi niepotrzebny. - wzruszyła ramionami.
- Wybaczcie, ale nigdy nie układałam dzikiego gula, wszystkie z jakimi miałam do czynienia były z właściwych rodzin, były odpowiednio przygotowane, od dziecka marzyły o chwili gdy okażą się godne wstąpienia na służbę Tzimisce, więc obawiam się, że zajmie mi to trochę czasu. Chyba, że któraś z was mi coś doradzi? Jak się postępuje z dzikimi gulami?

Fleur tylko wzruszyła ramionami, nie do końca była pewna o co Olenie chodzi.
- Udanej nocy. - Pomachała wampirzycom i skierowała się w stronę swego ostatniego leża.
 
Aiko jest offline  
Stary 05-06-2017, 13:39   #46
Edgelord
 
Zell's Avatar
 
Reputacja: 1 Zell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputację
Odkąd Olena zaczęła mówić, Rigó nie odwracała od niej uwagi.
- A jak Stwórca postępował z tobą?

- Ja pochodzę z bojarskiej rodziny, moi przodkowie od pięciu pokoleń służyli wojewodzie jako gule i wierni słudzy. Od dziecka wiedziałam, że jedno lub dwoje najlepszych młodych na pokolenie ma szansę zostać dostrzeżonym. Mnie dostrzegła Pani Anastazja i stałam się jej własnością. U nas tak to wygląda, dlatego nie spotkałam nigdy dzikiego gula. U was jest inaczej?
- Hmm. - mruknęła krótko Rigó - Nie widziałaś nigdy żadnego? Twój Ojciec nie miał takowego? Nawet na chwilę, aby zrobił co trzeba, a później został zutylizowany?
- Jasne ale nie trzymał ich w zamku, tylko w podziemiach a tam nie miałam z nimi do czynienia, aż nie zostali całkiem obrobieni, do wyznaczonej im roli. Nie pracowałam z ojcem, a jedynie pomagałam w przygotowaniu trybutu dla chana ordy - upiększam niewolnice dla jego satysfakcji, ale one były tak przestraszone, że prawie bały się oddychać, gdy przy nich pracowałam.
- Bardziej zależy mi na... Jakby to określić... - mówiąc, wiązała ponownie potargane włosy - Sposobem w jaki postępował z tobą Stwórca... po śmierci
- Nie rozumiem. - zamrugała oczami - Kazał mi zastąpić Panią Anastazję, a ja się starałam jak tylko mogłam być godną jej pamięci, ale co to ma wspólnego z dzikim gulem?
- Czyli jak rozumiem był dla ciebie raczej... wyrozumiałym i cierpliwym mentorem? - zapytała, na razie nie odpowiadając na zdziwienie Oleny.
- Wojewoda nie tolerował niedoskonałości jeśli o to pytasz. - przez jej oczy przeszedł cień minionego smutku, na wspomnienie lat szkolenia w domu ojca
- Rozumiem. - spojrzała ponownie na leżących mężczyzn - Możemy o tym jeszcze porozmawiać... ale jutro. Na razie... - zerknęła na "ghula Oleny" - ...dawaj mu krwi i pilnuj dobrze. Nauczysz się szybko, a jutro, w jakimś lepszym miejscu, powiem ci coś o moich własnych ghulach... - zaczęła powoli, tak aby nie zostawiać samej Oleny, iść w stronę swojej własnej "domeny" - Wybacz, że nie zaproszę do siebie, ale... to miejsce nie jest gotowe na... gości.
- Doskonale rozumiem, niech zatem noc będzie dla Ciebie łaskawa.
- Chodźmy więc jeszcze razem, jeżeli zmierzasz do siebie i nie masz nic przeciwko. - szepnęła Rigó obserwując ulicę, którą ruszyła w drogę powrotną, jakby zajęta własnymi myślami.
Olena szła obok Rigó w milczeniu, rozmyślała nad swoim gulem miała nadzieje, że otrzeźwieje przed porankiem i będzie mógł już niedługo pełnić swe obowiązki.
 
__________________
Writing is a socially acceptable form of schizophrenia.
Zell jest offline  
Stary 05-06-2017, 13:45   #47
 
Wisienki's Avatar
 
Reputacja: 1 Wisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputację

Gdy tylko Olena wróciła do domu ułożyła młodego człowieka na łóżku Igora. Gdy już leżał wygodnie przecięła swój wskazujący palec położyła mu go na ustach tak aby kilka kropel życiodajnego płynu rozpoczęło proces przemiany. Nie czekając jednak na efekt przystąpiła do pracy oceniając strukturę jego młodego ciała. Była zadowolona, dobrze jej się wydawało, proces wzrostu zakończył się niedawno, nie mógł mieć więcej niż 19 lat, a więc to ciało trwało jeszcze w naturalnej gotowości na zmiany. Następnie z lekkim lękiem przystąpiła do analizy kośćca - którego jeszcze nie potrafiła zmienić - była prawidłowa i nie nosiła w sobie śladów niedoborów spowodowanych głodem w kluczowym czasie wzrostu. Gdy to odkryła, aż mruknęła z zadowolenia. Następnie zbadała stan jego mięśni i ścięgien i zauważyła, że chociaż nie był siłaczem był w dobrej kondycji fizycznej. Jednym słowem w tym ciele krył się spory potencjał rozwoju. Ponieważ jednak nie zamierzała marnować swej sztuki na dzikiego gula którego być może trzeba będzie zutylizować, postanowiła poczekać ze zmianami do czasu jego oswojenia. Już teraz jednak zastanawiała się jakie modyfikacje wprowadzi w swym pierwszym projekcie, jak doprowadzi do doskonałości jego ciało i jak stanie się on protoplastą Płockiej linii gulii, potencjalnie doskonalszej od tej z której sama pochodziła. Jednak teraz, jej nowe zwierzątko spało i nie zamierzała go budzić.

Udała się więc do stajni gdzie jeszcze niedawno stał jej koń. Zajrzała do żłobu, był jeszcze pełny, wzięła garść ziarna i pogwizdując wesoło wróciła do domu. Wysypała całą garść pod dziurą z której wychodziły szczury, po czym odeszła na bezpieczną odległość nie chciała aby jej zwierzątka czuły się przytłoczone. Siadła więc cicho i czekała… minęło sporo czasu zanim z dziury wyłonił się szczur. Spojrzała mu w oczy i rozpoznała starego osobnika którego widziała już wcześniej tej nocy. Przez jej głowę przebiegły obrazy - ziarno dużo ziarna dla szczurzej rodziny, mięso dla szczurzej rodziny i nie będzie zabijania szczurzej rodziny - za co?, - za przysługi. W tyle głowy poczuła coś na kształt ekscytacji przemieszaniej z nieufnością - jakie przysługi ? - zapytał głos. Przywołała obraz swego nowego sługi, długo utrzymywała go w myślach - mówicie co nocy gdzie chodził w dzień, za to zboże, po chwili przywołała zaś obraz swej kryjówki w podziemnej piwniczce pod sypialnią gospodarza - jeśli ktoś otworzy te drzwiczki, będzie chciał zejść po drabinie w dzień a wy mnie obudzicie dostaniecie mięso, ser czy co tam chcecie, jeśli wy mnie budzicie bez potrzeby będę niezadowolona i nie będzie mięsa ani sera. Szczur pisnął w odpowiedzi i Olenie wydawało się, że zgadza się na układ i co więcej jest z niego zadowolony, ale czy było tak naprawdę czy miała tylko takie wyrażenie powie jej czas. - I w dzień bądźcie pochowani coby was moi ludzie nie widzieli - wysłała jeszcze ostatnią informację w ciemności, ale nie miała pewności czy stary szczur ją usłyszał.

 
__________________
Wiesz co jest największą tragedią tego świata? (...) Ludzie obdarzeni talentem, którego nigdy nie poznają. A może nawet nie rodzą się w czasie, w którym mogliby go odkryć. Ruchome obrazki - Terry Pratchett

Ostatnio edytowane przez Wisienki : 09-06-2017 o 08:08.
Wisienki jest offline  
Stary 05-06-2017, 14:53   #48
 
Bounty's Avatar
 
Reputacja: 1 Bounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputację

Jan musiał przejść ulicą Dobrzyńską w stronę rynku i tam skręcić w Bielską. Jednak na końcu tej pierwszej, spostrzegł kilkunastoosobowy tłum gawiedzi, przed kościołem św Bartłomieja.
Coś było na rzeczy.
Na chodniku, który w tym miejscu był już brukowany, leżał połamany zwierz, wilk chyba, W jego sąsiedztwie znajdował się jeden z niedawno przybyłych do grodu kainitów, który właśnie zaczynał się oddalać. Nieopodal młoda kobieta tuliła do piersi niemowlę a tłum gapiów to wznosił zaśpiewy pochwalne do Pana, to błagania o wstawiennictwo przeciw siłom nieczystym. Nieco dalej w głąb po prawej od kościoła, trójka nieumarłych kobiet w towarzystwie trzech mężczyzn oddalała się ku ulicy Piekarskiej.

Za nimi wszystkimi ciągnęły się mniej lub bardziej intensywne świetliste barwy.

Umiejętność spoglądania w dusze była niezwykle przydatną dyscypliną. Poza rozpoznaniem czyjegoś nastroju umożliwiała odróżnienie śmiertelnika od wampira... i nie tylko.
Barwy Halo nieumarłych były blade jak oni sami.
Jan nie rozmawiał dotąd z żadnym z innych Kainitów. Było ich w mieście więcej niż przypuszczał. Nie był też pewien, czy oni o nim wiedzą. Teraz miał okazję przełamać impas, tym bardziej, że ciekawiło go co tu się wydarzyło.

Naturalnie nie zamierzał przeszkadzać kobietom w polowaniu. Poza tym była ich trójka, w razie konfliktu niezbyt korzystny stosunek sił. Słaba płeć po Przemianie nie była już słabą.

Pozostał samotny mężczyzna, z wyglądu młodszy od Jana, choć naprawdę mógł być o setki lat starszy. Jan podążył za nim ulicą, zamierzając nawiązać kontakt gdy tylko znajdą się z dala od śmiertelnych.
 

Ostatnio edytowane przez Bounty : 05-06-2017 o 15:14.
Bounty jest offline  
Stary 05-06-2017, 17:19   #49
 
Googolplex's Avatar
 
Reputacja: 1 Googolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputację

Widzę, że jeszcze nie zrozumiałeś. - Odparł wampir spokojnie, lecz jego głos chłodniejszy był niż lód. - Do tej pory byłem uprzejmy, lecz ma cierpliwość się kończy. Wpuść mnie, a zyskasz wiele, przeciwstawiaj mi się, a twe życie zmieni się w najgorszy z koszmarów, nie znajdziesz wybawienia nawet po śmierci. A teraz tchórzu poczuj mą moc, niech twe serce pogrąży się w mroku, niech je czarne kolce oplotą.
Przez jakiś czas głos nie odpowiadał.
- Mojemu sercu jest dobrze tam gdzie jest. - odpowiedział beznamiętny głos.
- Niech więc tak będzie. - Ereb odszedł z powrotem w stronę ulicy, nie na długo jednak, chwilę poświęcił by wzmocnić się krwią po czym najzwyczajniej w świecie wziął rozpęd i z całych sił uderzył w drzwi.
Drzwi dosłownie pękły w pół, nie tylko drewniana deska ale i okuwające ją żelazo. Huk był ogromny i Erebos mógł się spodziewać, że tym razem, na pewno postawił na nogi przynajmniej pół ulicy. Nic jednak nie stało już na jego drodze i wampir mógł spokojnie wkroczyć to domu kata. I tam, niemal zaraz za powalonymi drzwiami, wampir dostrzegł przykutą do zimnego muru niewiastę, dziecko w zasadzie. Jej nagie, wychudzone ciało nosiło ślady traumy. Wielu traum. Jej pełne bólu niewinne spojrzenie… po prostu nie pozwoliło kainicie się powstrzymać…
Ereb czuł jak wzbiera w nim pragnienie, ciekaw był kim była, dlaczego spotkał ją taki los, przyjrzał się jej uważnie nim zatopił kły w jej tętnicy. Wampir czuł jak ciało dziewczyny drży jak marnieje w jego uścisku, gdy życie uchodzi z niej wraz z wyssaną krwią. Ktoś był w pobliżu, tyle Erebos kojarzył, ale wieczerza zbyt go pochłonęła by zaprzątać sobie tym uwagę.
Jakże słodka była jej krew, jakże wspaniale smakowała. Gdyby tak wszyscy śmiertelni byli do niej podobni, Ereb osuszył by całe miasto. Niestety, tylko nieliczni smakowali tak wybornie, tak wspaniale, że z każdym łykiem zalewały go fale euforii, elektryzującej całe jego ciało, niemal czuł z każdym łykiem jak jej czysta, nieskalana dusza przepływa w niego. Ssał więc i upajał się, ssał aż nie było już nic do wyssania, zabrał jej krew, jej życie, marzenia i cierpienia, zabrał jej duszę…
...i śmiał się w ekstazie.
- Gość w dom, bóg w dom - sparafrazował tak często słyszane zdanie i raz jeszcze się zaśmiał, dopiero wtedy rozejrzał się po izbie katowskiej.
Pomieszczenie pięć na pięć metrów było na tym poziomie typową katownią, jak można się było spodziewać, Maciej grał na psychice swoich gości. W rogu znajdowały się kamienne schody, zarówno w górę jak i w dół.
Ereb postanowił, że na początek zwiedzi piętro swego nowego domu. Parter mu się podobał, bardzo funkcjonalne wnętrze, a tyle przydatnych narzędzi. Dawno temu kiedy jeszcze miał wyznawców, był bogiem ciemności, ciemności w najgłębszych otchłaniach hadesu, był ciemnością którą zwano Erebosem, lub Tartarem, był katem, choć innego rodzaju, był najwyższym, najwspanialszym ze wszystkich katów, bowiem jego tortury nie kończyły się nigdy.
Znów przyłapał się na błądzeniu myślami w odległych miejscach i czasach, odpędził je wiec, gdyż pora nie była na to odpowiednia i ruszył na górę po schodach.
Piętro dla odmiany wyglądało dość bogato i nie powstydziłby się go zamożny mieszczanin. Na ścianach wisiały skóry i tureckie dywany, które musiały kosztować dość sporo. Na stole stało srebro.
Ereb ponownie uśmiechnął się zadowolony z wyboru którego dokonał, lecz nie pora była na to. Teraz był czas by znaleźć to co da mu moc, moc której w tej chwili potrzebował.
W pomieszczeniu znajdowało się wiele przedmiotów, misy, kielichy, nawet kości, kilka sztyletów, wszystko wyglądało na… bardzo czyste i dokładnie ułożone. Nie znalazłszy nic co byłoby mu potrzebne zostawił pokój i ruszył by zbadać piwnicę swego nowego domostwa.
 
Googolplex jest offline  
Stary 05-06-2017, 18:45   #50
 
Seachmall's Avatar
 
Reputacja: 1 Seachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputację
Jan i Cigogne
Kapadocjanin spokojnym krokiem zmierzał w kierunku, który sobie obrał, jednocześnie mrucząc pod nosem listę przedmiotów:
- Trzy świece, dwie srebrne monety… sól, misa… może sztylet to w sumie lupin… nie znam jego imienia, ale mogę spróbować... - Krewny był zajęty swoimi przemyśleniami i nie zwrócił uwagi na Jana.
Usłyszał jednak kroki podążającej za nim osoby.
- Zaczekaj - odezwał się mężczyzna, niosący pod pachą maskę w z ptasim dziobem. Uniósł drugą dłoń w górę, na znak, że nie ma złych zamiarów. - Twoja aura… jesteś… tym czym ja.
- Krewnym. Wynaleźliśmy słowa, aby nie wydać oczywistych informacji Trzodzie. - Cigogne zerknął na maskę mężczyzny - Straszysz tutejszych dla zabawy, czy ma ta maska jakiś inny cel?
- Odstrasza ciekawskich - odparł mężczyzna. - I tłumi smród. Byłem… i wciąż jestem medykiem. Nazywam się Jan.
- Cigogne, miło mi. Posiadam trochę własnej wiedzy medycznej, ale wątpię aby na dużo przydała się tu. Władcy tych ziem dobrze zwalczają zarazę na własny sposób.
- Mi wydaje się, że nie dotarła tu przez stan dróg - rzekł Jan. - Przysięgam, że wytrzęsło mi na nich duszę. Co się wydarzyło przed kościołem? Widziałem tam martwego wilka… w środku miasta.
- Lupin, czasem wkradają się do miast, aby znaleźć partnera. Nie mam pojęcia po co porwał niemowlę, ale mam zamiar się dowiedzieć. - westchnął - Może się co prawda nie udać się, ale da mi to zajęcie na resztę nocy… przydałoby się co prawda posilić przed… ech noce są za krótkie.
Jan wydawał się zaskoczony rewelacjami Cigogne’a.
- Lupin? Obawiam się, że nie wiem o nich zbyt wiele. Prawdę mówiąc nigdy wcześniej żadnego nie widziałem. Ale słyszałem, że to dzika kraina… bez urazy jeśli jesteś stąd, choć twe imię pobrzmiewa raczej mową Franków.
- Stąd, stąd, ale moja… przemiana nastąpiła u Franków. Mieli kłopot z wymawianiem, mojego imienia za życia, więc przyjąłem to. - wampir westchnął - Lupin nie żyje, ale jestem zdziwiony, że stado wysłało wilkołaka z wilka… one nie potrafią się tak dobrze ukryć wśród ludzi…
- Moje imię właściwie brzmi Joannes. Przybyłem tu aż z Konstantynopola.
- I co cię sprowadza, aż tu?
- Gdy wybuchła zaraza krew chorych przestała nadawać się do picia. Naturalnie nie umieraliśmy po jej wypiciu, lecz nie zaspokajała głodu i ogarniała nas po niej straszliwa słabość. W mieście zaczęło robić się za ciasno. W końcu zebrała się rada starszych i zdecydowała o wygnaniu z miasta młodszych pokoleń. I tak przewędrowałem Bułgarię, Węgry aż dotarłem tutaj. Dalej na północ są ponoć już tylko puszcze pełne lupinów i pogan. Skoro jesteś tutejszy to wiesz czy ktoś ze Spokrewnionych rości sobie prawa do władania tą okolicą?
Cigogne się zastanowił chwilę.
- Nie oficjalnie z tego co mi wiadomo, ale jest jeden, chyba Ventrue, który dał jasno do zrozumienia, że chce.
- No tak, oni - westchnął Jan, dając do zrozumienia, że nie żywi wobec wspomnianego klanu szczególnej sympatii. - Wydaje mi się, że większość z obecnych w mieście jest tu od niedawna. Wszyscy są ostrożni, badają grunt. Ja nie pożądam władzy, podporządkuję się komu będzie trzeba. Ale sądzę, że jeśli mamy tu zostać, powinniśmy się jakoś zorganizować. Zwłaszcza w tej sytuacji - skinął głową w stronę kościoła św. Bartłomieja, którego wieże zarysowały się nieopodal na tle nocnego nieba. - Jeżeli w tych stronach jest dużo lupinów to będą szukać zemsty za swego kamrata.
- Wejście do miasta to ryzyko dla nich, ludzie nie przepadają za kradzieżą dzieci, no i wiedzą, że jesteśmy tu my. Spokojnie, wątpię, aby stado tych dzikusów wbiegło w miasto żądając pomsty.
- Potrafią udawać zwykłych ludzi nie gorzej od nas - zauważył Jan. - A nawet lepiej, bo nie muszą kryć się przed słońcem. I w przeciwieństwie do większości z nas znają teren, a może i mają w mieście kontakty. Będą węszyć. I z pewnością przyjdą jeszcze raz po dziecko. Bo widzisz, znam rozwiązanie twojej zagadki. Widziałem jego aurę. To dziecko jest likantropem.
- Oh… oooooooh, mamusia jest niewierna, a do tego lubi na dziko… więc tak, na pewno wrócą.
W sumie nie nasza wina, dzikus, aby dostać się do miasta cisnął koniem przez bramę. Tyle co do "udawać zwykłych ludzi lepiej niż my". - Cigogne pokręcił głową - Sądzisz, że dziewoja wie kim był tatuś malca?
Jan prychnął.
- Nie wiem, niektórzy okoliczni drwale nie różnią się wiele od dzikich bestii. Ale jak sam mówiłeś ten był zrodzony z wilczycy, większość zdaje się jest z ludzkich kobiet. To, że złamał ich maskaradę nie znaczy, że nie będą go szukać. Tylko mówię, że powinniśmy być gotowi. Warto by zwołać naradę wszystkich spokrewnionych. Tylko czy jest w mieście jakieś miejsce, które nadałoby się na Elizjum?
Cigogne się zastanowił.
- Może… może, ale aby otworzyć Elizjum potrzebujemy Księcia, Szeryfa… Harpie. Ktoś musi ustalić zasady, ktoś musi ich pilnować. Najlepiej jeśli znajdziemy jakiś teren neutralny.
Jan pokiwał głową.
- Nie jest powiedziane, że potrzebujemy księcia. To, że chyba nie ma wśród nas Starszych otwiera nowe możliwości. Moglibyśmy głosować nad ważnymi sprawami, jak czynili to starożytni. Co do miejsca, jeśli nikt nie użyczy swego schronienia, to możemy nająć izbę w karczmie, póki nie wymyślimy czegoś lepszego. “U Marcina” przy rynku kanonicznym mają duże izby. Co powiesz, byśmy powiadomili pozostałych i spotkali się tam za dwie noce?
Cigogne spojrzał na Jana.
- "Demokracja" - zaczął rzuć to słowo przy każdej sylabie - Miałaby sens, gdybyśmy nie mieli tutaj przedstawicieli przynajmniej trzech, a może i czterech Wysokich Klanów. Ja szczerze nie chcę się bawić w politykowanie i to całe głosowanie nie ma sensu gdy jest nas mniej niż tuzin. Spotkanie i omówienie sytuacji z Lupinem to niezgorszy plan, ale musimy działać szybciej niż za dwie noce.
- Jutro zatem, o północy. Są też inne kwestie do omówienia. Warto powiadomić się nawzajem o swych śmiertelnych sługach, żeby uniknąć wypadków. Mojego ghula wczoraj zamordowano i nie wiem czy nie był to któryś ze Spokrewnionych. O politykę będziemy się martwić potem. Może ci najbardziej żądni władzy nawzajem się pozabijają i będziemy mieli spokój? - Jan uśmiechnął się porozumiewawczo.
Kapadocianin uniósł brew i kiwnął głową.
- Jeżeli spotkam kogoś po drodzę, to go poinformuję. Na razie zobaczę, czy uda mi się z kimś skontaktować.
- Ja też. Widziałem wcześniej trzy Spokrewnione, wiesz coś o nich? Szły ze śmiertelnymi mężczyznami, domyślam się w jakim celu. To też trzeba omówić. Jeśli są wśród nas tacy, co zabijają bez opamiętania, to prędzej czy później ściągną zgubę na nas wszystkich. W Konstantynopolu było przed zarazą sto tysięcy dusz, śmierci kilku ludzi co noc nic nie zauważył. Tu to co innego.
- Chyba nie podejrzewasz tych niewiast o coś takiego? - Cigogne spojrzał za wampirzycami - Wydaje się, że jedna z nich ma chociaż gram empatii w sobie.
- Dobre i to. Do dzieła zatem. Los wyznaczył nam dzisiaj role Hermesów - Jan wyciągnął dłoń na pożegnanie.
 
__________________
Mother always said: Don't lose!

Ostatnio edytowane przez Seachmall : 05-06-2017 o 18:54.
Seachmall jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 09:09.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172