Schierke przetoczył się, czując, jak kręgi i żebra grzechoczą pod jego skórą, niczym jakaś tandetna imitacja bębenka. Manewr po prostu nie opłacił się. Zamiast szybkiego złapania draba, Schierke prawie skręcił kark i nabawił się siniaków. No cóż, jeśli coś miało się zesrać, to zesrało się na całego, pomyślał najemnik z ironią. Oczywiście, nie był to pierwszy raz, kiedy wyszedł na głupca. Gdzieś pobłyskiwało wspomnienie o czymś podobnym. Wtedy, kiedy uciekał spod okrętowego pokładu.
Kiedy tylko był w stanie wstać, zawołał do goniącego Martina:
- Do diabła z koniem, lepiej goń go! Ustrzel z kuszy, jak musisz!
Z trudem wstał, roztarł obolałe miejsca i obejrzał, w którą stronę pobiegł koń. Dokąd pognał? Zapewne miał zatrzymać się wkrótce.
Po czym z jęknięciem pobiegł za chłopem, którego wcześniej ścigał.