Następnego dnia rano stało się coś nieoczekiwanego - po raz pierwszy od wielu tygodni na niebie pojawiło się słońce. Przeświecało niepewnie przez ciemne, skłębione chmury sunące z zachodnim wiatrem, malując refleksy na falującej powierzchni morza i zdobiąc miasto jasnymi plamami.
Wszyscy, poza służbistą Halbartem i wyznaczonymi do pomocy przy sprzedaży ludzkiego towaru, Johenem i Torstenem rozeszli się, korzystać z uroków Kias i Święta Żebraków. Tętniące życiem miasto skutecznie rozdzieliło najemników i każdy mógł korzystać z prywatności. Tylko co jakiś czas jeden z ochroniarzy zobaczył innego gdzieś w tłumie, przyciśniętego do spoconego ciała kurtyzany lub idącego chwiejnym krokiem od jednej tawerny do kolejnej.
Zahija od rana przeczesywała targ niewolników. Sława Święta Żebraków powodowała, że bazar był jednym z największych i najbardziej liczących się w regionie. Można powiedzieć, że handlowano tutaj hurtowo. Rusanamanka była świadkiem transakcji, w wyniku której trzydziestu młodych, czarnoskórych Ghaga znalazło się na łasce okaryjskiego właściciela kopalni. Gdzie indziej znowu, dziesięć jasnowłosych, mających nie więcej niż dwanaście lat dziewczynek stało się własnością emira Hassana z Al'Gadry. Dwukrotnie Rusanamanka mijała zagrodę Hamadrio, jednak wybatożonej Torilki nie udało się jej dostrzec.
Enki zajęta była cały dzień oprawianiem zdobytych trofeów. Wedle umowy jaką zawarła z pozostałymi najemnikami, dzięki temu większa część dochodu ze sprzedaży miała trafić właśnie do niej. Teraz musiała jednak zainwestować ostatnie srebro, aby uciszyć niezadowolonego właściciela przybytku, w którym się zatrzymała. Uboczne efekty doprowadzania części uzko do stanu przydatności wiązały się z niezbyt przyjemnym zapachem...
Tak się jakoś złożyło, że Ianus i Cedmon natrafili na siebie w tłumie i razem odwiedzali co ciekawsze lokacje na planie Kias. Zawędrowali do namiotu Nubayi-al-Alandru, gdzie spędzili miłe chwile oglądając tańce brzucha i tańce z wężami. Przegrali nieco srebra na jednej z aren, gdy postawili na faworyzowanego Relhada, a ten sromotnie pożegnał się z życiem, które stracił z rąk nikomu nie znanego i zupełnie niedocenianego Irunoi o spiłowanych zębach. Potem wędrowali ulicami miasta w poszukiwaniu kolejnej rozrywki, a ta znalazła ich sama...
Usłyszeli krzyki i wrzaski. Niemal natychmiast w ich kierunku zaczęli biec ludzie. Jeszcze przez chwilę nie było widać, co spowodowało wybuch paniki. Okazało się, że to ogromny czarny niedźwiedź z kolczastą, skórzaną obrożą, z której zwisał kawał grubego na palec łańcucha. Rozwścieczone zwierzę co rusz stawało na tylnych łapach i ryczało, rzucało się na boki w kierunku uciekających ludzi, to znów opadało na cztery kończyny i szarżowało. W końcu przestrzeń przed niedźwiedziem opustoszała. Z wyjątkiem jednego człowieka, którym okazał się pijany w sztok, oparty na lasce Umberto. Widząc pędzące w jego stronę zwierzę, rzucił się do ucieczki, która zakończyła się trzy kroki dalej w pokaźnej kałuży. Przerażony najmita starał zasłonić się przed pędzącym niedźwiedziem leszczynowym kijkiem...