Posągi i płaskorzeźby to miały do siebie, iż tkwiły nieruchomo na swoich miejscach, przyciągając uwagę oglądających swym pięknem, lub też strasząc przechodniów.
Berwyn słyszał co prawda opowieści o statuach, co schodziły ze swego piedestału i tym, na których trafiły, robiły różne niemiłe rzeczy, ale w tym wypadku nie sądził, by nagle całe stado maszkaronów różnej wielkości miało się odkleić od ścian czy zeskoczyć z dachów i zaatakować. Raczej służyło to celom ostrzegawczym (patrzcie, na czyj teren wchodzicie) lub tez było hołdem złożonym osobie małpiego bożka.
Gdyby ten ostatni nagle się pojawił w tym miejscu, Berwyn z pewnością by się przejął, ale samymi podobiznami - nie.
Mimo wszystko bacznie obserwował otoczenie - był przekonany, że prócz kamiennych oczu gdzieś w okolicy kryją się i żywe.
No i sprawdziło się, chociaż nie do końca tak, jak się tego Berwyn spodziewał. Dwa małpoludy, które wyłoniły się zza rogu budowli, były najwyraźniej przygłuche, skoro wcześniej nie usłyszały wrzasku swego pobratymca. A jeśli były tu wartownikami, to najgorszymi na świecie i zasługiwały na to, co najgorsze. Lub najlepsze, jeśli za takie coś uważały znalezienie się w raju swego boga.
- Svart, pilnuj Nameelę - polecił swemu psu, po czym strzelił do wpatrującego się w ich grupę małpoluda. |