Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 07-06-2017, 16:20   #57
sunellica
tajniacki blep
 
sunellica's Avatar
 
Reputacja: 1 sunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputację
Gdy czarownik wrócił, zastał Chaayę leniwie śpiącą na brzuchu.
Nago… nie licząc bajecznie wymalowanego pasa z podwiązkami, zapewne stworzonego specjalnie dla niego.
Jarvis przysiadł więc i odłożył na bok pakunek, tajemniczą torbę, wypełnioną czymś, aż po same brzegi. Nachylił się i językiem muskał skórę dziewczyny, delikatnie, pieszczotliwie i bez pośpiechu pomiędzy liniami henny.
Bardka obudziła się dość szybko, ale nie zmieniła za bardzo pozycji, wtulając się z wesołym uśmiechem w obejmowaną poduszkę.
- To ty Malzaharze? Czekałam na ciebię… - wymruczała trzpiotnie, tłumiąc chichot.
- Wredna i podstępna - odgryzł się kwaśno Jeździec, a Chaaya poczuła jak jego palce rozchylają jej pośladki, by językiem mógł swobodnie między nimi błądzić. - I jak niby mam cię ukarać, skoro takie dzieło sztuki z siebie zrobiłaś.
- Och… to tylko ty - kontynuowała swoją scenkę, niby to z rozczarowaniem, ale jej pupa uniosła się delikatnie i prowokacyjnie. - Załatwiłeś co miałeś załatwić? Wszystko w porządku? - dodała z troską, a jej tyłeczek zaczął ocierać się zadziornie o policzki przybyłego.
- Tak. Wszystko już w porządku… - wymruczał, zajmując się pieszczotą jej krągłości. - Wszystko w jak najlepszym porządku...
- A więc ukarz mnie jak tylko chcesz, bo byłam niegrzeczna… i niegrzeczna nadal będę - szepnęła niemal w poduszkę, chowając twarz w pierzynę.
- Wypnij mocno pupę - wysyczał cicho, delikatnie kąsając jeden z pośladków.
- M-m! - burknęła butnie bardka, kręcąc biodrami na boki. Najwyraźniej współpracować, też nie miała zamiaru.
- Chaayu… bo będę… zły… - zagroził Jarvis i zamachnął się uderzając dłonią w pośladek.
Głośno i mocno.
Kobieta miauknęła, przyciskając swe ciało do materaca, ale po chwili jej pupa lekko się uniosła, nadal jednak nie tak jak tego chciał mężczyzna.

Rozgrzaną i piekącą skórę przez chwilę chłodziło muśnięcie języka i w głowie tancerki pojawiły się myśli Jarvisa.
~ Niegrzeczna… podrywałaś z Godivą mężczyznę, wodziłaś go za nos… podczas gdy twoja uroda jest tylko dla mych oczu. ~ Miało to brzmieć groźnie, ale czarownik miał problemy z trzymaniem się roli podczas tej telepatycznej więzi.
Kolejny klaps… w drugi pośladek, był mocniejszy i głośniejszy, który ponownie przyszpilił jej biodra do materaca.
Towarzyszący temu jęk kobiety był dłuższy i rozkoszniejszy dla ucha.
~ To prawdziwy arystokrata… jak mogłabym go nie podrywać… ~ szła w zaparte Chaaya, ponownie unosząc pupę, teraz nieco wyżej niż poprzednio.
~ Twoje uśmieszki są tylko dla mnie, jak i trzepot rzęs, jesteś cała moja. ~ Usłyszała w odpowiedzi. Ponownie czując ciepłe liźnięcie języka. I kolejny, mocny klaps.
~ Nie wierzę… ci… ~ wydyszała, wyginając się w łuk. ~ Udowodnij… ~ poprosiła po chwili, najczulej jak potrafiła w tej sytuacji, po raz kolejny dając mu przyzwolenie na puszczenie całkowicie wodzy wyobraźni.
Jarvis tylko na to czekał, chwytając ją za włosy i delikatnie, acz stanowczo, pociągnął za nie, wstając i chcąc zmusić ją do klęknięcia.
Wzięta trochę z zaskoczenia tancerka posłusznie i ostrożnie, odepchnęła się rękoma od łóżka, pionizując się do klęczek.
- Nie boje się! - rzuciła hardo przed siebie, tak jak on kiedyś, po czym oblizała szybko usta.
- Nie masz się bać. Masz być posłuszna… albo będę cię karał - stwierdził chłodno czarownik, jedną ręką trzymając tawaif za włosy, a drugą uwalniając się od spodni i odsłaniając znajomy i budzący zawsze satysfakcję widok.
Bądź co bądź była kurtyzaną. Jeśli nie budziłaby pożądania, to byłoby kiepska w tej woli.
A teraz widziała twardy dowód pożądania Smoczego Jeźdźca tuż przed swoją twarzą.
- Ach tak? Zmuś mnie… - Zaśmiała się, ponownie oblizując i wpatrując jak zahipnotyzowana w męskość kochanka. - Mam swoje potrzeby… to normalne, że szukam ich spełnienia u… wielu… mężczyzn…
- Twoje potrzeby się nie liczą… tylko moje. I tylko moje masz zaspokajać… nie innych - “burknął“ zmuszając ją do przybliżenia twarzy do swej dumy. Nie na tyle, by mogła ją pochwycić ustami.
Przywoływacz muskał czubkiem swej włóczni, czoło, czubek nosa, policzki i wargi Chaai, trzymanej w mocnym i bolesnym uchwycie na głowie. Uśmiechając się przy tym prowokująco i tendencyjnie.

Kobieta rozchyliła usta, pieszcząc czarownika gorącym oddechem oraz starając się dotknąć mokrym i ciepłym językiem, który wysunęła, chcąc bardziej obcować z jego ostrzem.
- J-jak? Tooo może się zastanowię… - I choć rano była nieustępliwa dla swojego wybranka, teraz wiedział, że była o krok od uwolnienia się z okowów konwenansów i zamienienia się w żywy ogień, błagający na kolanach o większe i mocniejsze doznania.
- Najbardziej… zwierzęco i szaleńczo… przy oknie… od tyłu… między pośladkami… bym mógł sięgnąć palcami do twego kwiatuszka… - wymruczał Jarvis. Miał fantazję wziąć ją przy oknie, na widoku - nawet jeśli zasłoniętym szarymi od kurzu firankami.
Jej oddech na chwilę się załamał i przez ułamek sekundy wydawać by się mogło, że Chaaya się poddała, było to jednak złudne wrażenie.
- Nie chcę! - wypaliła nagle, kręcąc butnie głową i starając się wyrwać z uścisku. - Nie dam się!
- Ale to ja tu… decyduję… - warknął stanowczo, nie dając jej się wyrwać. Delikatnie ciągnąc w górę za włosy dając możliwość… i nakazując jednocześnie wstać.
Ta zaparła się rękoma o jego biodra, szarpiąc się, niczym ryba na haczyku.
- Nie pójdę! - protestowała, niczym rozpieszczona dziewuszka, ale chwyt jego dłoni był silny i chcąc nie chcąc, musiała powoli przesuwać się na brzeg łóżka, choć robiła to w ostateczności, gdy ból skóry na głowie zaczynał nie tylko być nieznośny, ale straszący wyrywaniem włosów.
- Jesteś moja… rozkosze twego ciała należą się tylko mnie, nie tobie decydować jak z nich skorzystam... I pamiętaj, że właśnie cię każę za flirtowanie z innym. A i pewnie inne grzeszki masz na sumieniu. - Jarvis nieustępliwie i powoli ciągnął ją w kierunku najbliższego i jedynego w sypialni okna. Jego ton głosu, choć brzmiał poważnie, czasem trącił nutkami rozbawienia. Czarownik nie do końca radził sobie z trzymaniem się roli egoistycznego kochanka.
Chaaya ciągle protestowała, tupiąc lub zapierając się bosymi stópkami o podłogę.
- Co cie tak bawi? - fukała gniewnie, gdy wyłapywała pęknięcia w masce przywoływacza. - Zaraz wydrapie ci oczy jak nie przestaniesz… - Tancerka postanowiła nie przerywać swojej gry, skoro to sam Jeździec ją zaczął i ciągnął dalej, przeczuwając, że być może tego właśnie teraz chciał lub potrzebował.
- A gdy już wydrapię, to nawlekę na nitkę i zrobię sobie trofeum i będę pokazywać następnym kochankom… ku przestrodze. O!
- Zaraz inaczej będziesz mówić… a właściwie… jęczeć - odparł zadziornie, powoli przyciągając opierającą się i warczącą gniewnie bardkę ku oknu. - Dłonie na ramę.

Przez chwilę stała zaparta, w lekkim rozkroku z pochyloną ku jego dłoni głową. Wyglądała jak młody piesek, który przyuczany był do chodzenia na smyczy.
- J...Jarvisie… - wydyszała cicho i z udręką w głosie, całkowicie odmieniona, skruszona i łagodna. - Nie zrobisz mi chyba krzywdy… nie jesteś taki, prawda? - Widząc, że buntem nie wygra, postanowiła zmienić grę na bardziej podstępną. Wyciągnęła błagalnie dłonie ku ręce przywoływacza, dotykając ją ostrożnie palcami. Delikatnie i z namaszczeniem.
- Jeśli będziesz grzeczna… i posłuszna - stwierdził stanowczym, chłodnym i beznamiętnym tonem.
- Moim celem jest moja rozkosz i twoje oddanie mnie. A nie robienie ci krzywdy.
- Doprawdy? Twoje czyny mówią co innego. - Jej opuszki dotknęły palców kochanka, wplecionych we włosy. - Czy nie wiesz, że mnie to boli?
- Odrobinkę… ale cię puszczę za chwilę… gdy… ustawisz się odpowiednio. - Tym razem wymruczał cicho.
- Zrobię to gdy mnie puścisz - zarzekła się bardka, czule i uspokajająco go gładząc.
- Ale ty jesteś podstępna i bardzo bojowa… Dziki kotek z ciebie - przypomniał jej czarownik na razie nie wypuszczając swej zdobyczy.
Chaaya uśmiechnęła się uroczo, podnosząc nieco głowę, jakby chciała spojrzeć na swojego okrutnego oprawcę. Dłonie tancerki powędrowały na przedramię mężczyzny, a ona sama syknęła gniewnie, wykorzystując chwilkę nieuwagi, by dopaść do trzymającego ją ramienia, które szybką zmianą pozycji zgięła w łokciu, i zatopiła w nim zęby. - Żebyś tak szczezł… - warknęła, szarpiąc się w celu wyswobodzenia.
- Szalona dzikus… - syknął z bólu mag, starając trzymać dziewczynę za włosy, jednocześnie chwytając za gardło i próbując podduszeniem zmusić ją do rozluźnienia uścisku. Nie wytrzymał jednak i puścił. - Ty mała złośnico!
Nareszcie wolna bardka, nie zamierzała jednak uciekać, postanawiając zamienić się z ofiary w… oprawcę i to dość specyficznego.
Puściwszy bark, oplotla Jarvisa w karku, dotykając nosem jego brody by polizać go po szyi powolnym ruchem języka.
- Jestem wytrwała… lata praktyki i wielu słabych mężczyzn… - zakpiła cichym tonem głosu, podgryzając delikatnie w dolną wargę czarownika.
- I urocza… słodziutka… a ja mam skrupuły. - Dłonie mężczyzny spoczęły na pupie dziewczyny, przyciągając ją do siebie, by czuła ocierający się o jej podbrzusze dowód trawiącego go pożądania. - Od początku byłem na straconej pozycji.
- Groźna i niebezpieczna… - upomniała go, pacając delikatnie w policzek, wyraźnie zawstydzona jego stwierdzeniem. - Nie wierzę w twoje skrupuły, nie miałeś ich w kotłowni, ani wtedy na ścianie… Może po prostu już na ciebie nie działam… co? - przekrzywiła ciekawsko główkę, bawiąc się palcami w jego włosach.
- Nie mam skrupułów przed ostrą zabawą… przed zadrapaniami, czy odrobiną bólu. - Paznokcie mężczyzny wbiły się w skórę pośladków bardki. - Ale krzywdy ci nie zrobię… wiesz o tym.
Jej komentarzem było ciche prychnięcie i nieznaczne odsunięcie się od męskiego torsu. Nie odezwała się, ni nawet na niego nie spojrzała, odwracając się w kierunku okna z wyprostowanymi przed siebie rękoma, ustawiając każdą z dłoni na witrynie.
- Wiem, że nie zrobisz… - Wiedziały o tym wszystkie z jej masek. Ofiara, która nie mogła odczuwać bólu, czy to fizycznego, czy psychicznego… nie mogła zostać skrzywdzona. Ale o tym czarownik akurat nie musiał wiedzieć.
Usłyszała jak podszedł do niej i poczuła jak oplata dłońmi jej piersi i podbrzusze, a później całuje szyję i bark… wodzi palcami po skórze… a między pośladkami jak ociera się o nią swą męskością. Pieścił jej ciało nie spiesząc się. Rozkoszując urodą swej wybranki, sam wielbiąc ją tymi gestami czułości i sprawianą nimi przyjemnością.
- Widzisz… wywiązałam się ze swojej części “umowy”... - szepnęła napinając się pod jego dotykiem i ustawiając tak by jak najlepiej go czuć za sobą, przed sobą i w sobie. - Teraz proszę spełnij wszystkie swoje groźby…
- Taki… mam plan - mruknął cicho do jej ucha, delikatnie kąsając płatek uszny. Bardka poczuła jak… powoli zdobywa jej norkę wyuzdanych rozkoszy. Ostrożnie, aby przywykła do intruza w tak nietypowym miejscu. Gdy poczuł się pewnie, sięgnął palcami między jej uda, odszukując punkcik rozkoszy i pieszcząc go drapieżnie, drugą dłonią chwytając i ściskając pierś. Pierwsze ruchy bioder były delikatne… ale Chaaya czuła, że to preludium, że wkrótce… przestanie być łagodny w podboju jej ciała.

Mężczyzna słyszał tylko jej oddech, powoli przetykany cichymi i tęsknymi jękami, które z każdą chwilą coraz bardziej uwalniały ją z okowów przyzwoitości i moralności.
Pożądliwa Umrao powoli wznosiła swoje pieśni zadowolenia, przenosząc ciężar z jednej nogi na drugą, falując biodrami przed swym kochankiem.
Prawa dłoń dziewczyny zjechała z ramy okna, splatając się z dłonią na jej kobiecości. Naprowadzając palce Jarvisa i pokazując jak chce być dotykana i jak najlepiej sprawić jej przyjemność. By łechtał jej strunę na dwa palce, szybko i nieprzerwanie.
Trzpiotna Deewani szarpnęła lewą ręką, zrywając mdłą firaneczkę z okna, aż kilka panien w głowie tancerki zapiszczało strwożonych nagłym odsłonięciem nagich sylwetek kochanków.
“Niech patrzą!” zawołała butnie.
- Niech widzą, że należe do ciebie… - wydyszała Chaaya, wyginając się w łuk i ponownie zapierając dłońmi o ścianę.
- Tak… - wymruczał czarownik, napierając bardziej na kochankę swym ciałem i silnymi ruchami bioder wprowadzając oboje w gwałtowne kołysanie. Teraz gdy czuł się w niej pewnie, jego szturmy w tym ciasnym miejscu jej ciała stały się mocniejsze, brutalniejsze… i bardziej wyraziste. Podobnie zresztą jak pieszczoty między jej udami.
Jarvis brał ją w posiadanie i niewolę, była jego… była dla niego rozkoszą i była niewolnicą męskiego pożądania. Była tylko jego, gdy zaborczo pieścił, i miętosił wręcz, dłonią jej pierś, kąsając zębami bark. Była jego gdy dziko wchodził między jej pośladki. Była jego gdy dwa smukłe palce ocierały się o siebie, drażniąc strunę na jej łonie, która wprawiała ciało kobiety w drżenie.

Pierwsza fala rozkoszy oślepiła tancerkę, wyrywając z jej gardła okrzyk radości i śmiech… jakiś taki lekki, trochę szalony, ale szczęśliwy. Bardka znajdowała się już takim stanie, że nie do końca wiedziała, czy stała, czy płynęła, czy może spadała.
Miała wrażenie, że czas się zatrzymał, a przynajmniej zwolnił, jak nie w dziwny sposób zakrzywił, zapętlając się i zamykając ich w tym rozpustnym celebrowaniu własnych pożądań.
Jej wolna pierś bujała się zawadiacko, a wymalowane pośladki głośno zderzały się z ciałem zdobywającego ją mężczyzny.
- Twoja… jestem twoja… tylko twoja… - powtarzała niczym świętą mantrę, modląc się do swego kochanka. - Twoja… tylko nie zwalniaj, nie przestawaj boo-o się rozmyślę. - Nie byłaby sobą, gdyby się trochę nie podroczyła.
- Kto.. by teraz… zwol-nił. - Jarvis drapieżnie ścisnął pierś… i nagle szepnął do niej - Wypnij się… bardzo… chwycę za pośladki… mocniej szybciej… będę.
Przy coraz szybszym tempie, ciężko mu się było skupić na pieszczocie jej kobiecości palcami.
Chaaya pochyliła się nieco jak do skłonu, wyginając i całkowicie przecząc wszelkim prawom natury budowy szkieletu człowieka, jednocześnie ustawiając biodra pod kątem. Wszystko po to, by jemu było jak najlepiej. By mógł się w nią wbijać, by mógł celebrować słodki smak jej ciała.
- Ćhiii mój słodki, jestem tu. Bierz mnie jak tylko zechcesz. - Tancerka zwiesiła głowę, przygryzając usta, by ujarzmić swoje dzikie chęci obwieszczenia wszystkim, co właśnie robili.
Mag usłuchał, chwytając mocno za jej pośladki, władczo… jakby była jego zdobyczą i trofeum. I rzeczywiście jego ruchy bioder stały się mocniejsze, jego szturmy… wyraźniejsze i głębsze, a oddech coraz bardziej chrapliwy i zwierzęcy. Brał ją w posiadanie gwałtownie i szybko… bez umiaru. Jak dzika bestia, jak wygłodniałe zwierzę. Tak... jak obiecał.
Kolejny orgazm nie był już tak silny, bo i obejmował inne rejony kobiecego ciała. Niemniej Chaaya czuła satysfakcjonujące spełnienie się w roli niewolnicy. Mogła być tak karana już zawsze. Dysząc ciężko, poddawała się dzikiemu rytmowi ich ciał, z wyraźną błogością i spokojem ducha.
Filuterny biuścik, podskakiwał, bijąc głośne brawa mężczyźnie, który wprawił je w ruch. Czas ciągle był nieuchwytny i trudny do określenia. Bardka nie wiedziała czy dopiero zaczęli się kochać, czy może zbliżali się już do finiszu, czy zaczęli kolejną rundę.
Jednego była pewna…. nie tylko lubieżna Umrao zaczynała mieć ochotę na więcej.
Więcej.
Więcej.
Więcej…

Jarvis doszedł nagle, niemal z zaskoczenia. Skupiwszy swe zmysły na miękkim ciele tawaif, nie spostrzegł jak sam rozgorzał jasnym ogniem, które ogarnęło płomieniem jego ciało, na chwilę pozbawiając kontroli nad samym sobą.
W pomieszczeniu zapanowała cisza, która mącona była toczącym się życiem za oknem, oraz dwoma zmęczonymi oddechami.
- Czy… zaspokoiłam twe żądze… dostatecznie? - spytała, prostując się nieznacznie i odrywając dłonie od ściany. Stała pewnie na nogach, chwytając za ręce kochanka, by się nimi opleść i wtulić w pochylony i lekko chybotliwy, męski tors.
Skubiąc czule ustami materiał koszuli na przedramionach czarownika, dała mu czas by ochłonął.
- Muszę przyznać, że podobała mi się ta lekcja posłuszeństwa… chyba, chyba będę jeszcze bardziej niegrzeczna niż dotychczas… - wymruczała czule, obracając się w jego ramionach, opierając głowę o bark towarzysza i bawiąc się palcami na rozchełstanym kołnierzyku.
- Będę się bardziej starać… będę każdego kokietować, będę wabić i kusić bezczelnie przed twymi oczami, byś mógł mnie karać swym bacikiem, mocno i intensywnie… - Jej wargi spoczęły na szyi przywoływacza, całując łagodnie, a wprawne dłonie odpinały guziki kamizelki i koszuli, odsłaniając klatkę piersiową, na której zostawiała mokre pieczątki swoich ust. Schodziła coraz niżej, bawiąc się językiem na pępku i w końcu klękając przed mokrą od miłosnych soków męskością.
- Zacznę od Dartuna… ostatnio poszło mi z nim całkiem dobrze… myślę, że nawiązała się między nami jakaś nić porozumienia… wydaje się trochę samotny i niepewny… na pewno pragnie wielkiej miłości… gdy dostrzeże me otwarte serce, samotnie kołatające w bezbronnej piersi… na pewno się nie powstrzyma i pochwyci mnie… a ja go przytulę do siebie, ciasno… coraz ciaśniej - dzieliła się swoim niecnym planem, gładząc delikatnie rozkosznego wężyka, który wtłaczał w nią swój jad, zamieniając jej ciało w basen erotycznej magmy.
Delikatnie i pieszczotliwie muskała go czubkiem nosa i ustami, opierając czoło o chłodną sprzączkę pasa u spodni, wolną ręką błądząc po udzie i pośladku Jarvisa. - Może oddam się Godivie? Tuż za ścianą, tak blisko byś słyszał i czuł… nie przerwiesz nam tak jak wtedy z Anksarą… nie odważysz się wkroczyć do pokoju, by mnie posiąść i oderwać od jej gładkiego ciała… - Chaaya zadarła głowę, spoglądając na swojego wybranka. Jej postawa i gesty były poddańcze i niewolnicze. Była jego bez dwóch zdań. Uwięziona, na krótkiej smyczy. Posłuszna… a jednak dalej prowokowała, prosząc o więcej.
- Dobrze wiesz, że nie zabronię… ale mam obowiązek potem ukarać... na wiele sposobów. Związać, doprowadzić na granicę rozkoszy i zmusić… byś mnie błagała - odparł. - Posiąść raz po raz… brutalnie… zwierzęco… a teraz... - Delikatnie wplótł dłoń w jej włosy, przyciągając bardziej twarz tawaif bliżej swojej męskości. - ...nakazać byś zajęła się nim, obudziła znów bestię muśnięciami ust. Bym potem znów wziął cię w posiadanie… mocno i władczo. Pokazał ci, gdzie twoje miejsce.
- Aćća jaki groźny… - Prychnęła rozbawiona, wracając spojrzeniem na to co miała przed sobą. Najpierw postanowiła zabrać się za stosowne i dokładne oczyszczenie kochanka po przebytej zabawie, powolnymi ruchami języka oblizując każdy skrawek odsłoniętej skóry.
Niczym kotka zlizująca śmietankę z palca swojego ukochanego właściciela.
Następnie wziąwszy jarvisową klingę do ręki, poczęła systematycznie ją stymulować uciskami i posuwistymi ruchami, bawiąc się ustami na czubku jego małego mieczyka.
Wolna dłoń wślizgnęła się pod pas i bieliznę, masując i drapiąc delikatnie prawy pośladek czarownika.
- Straszny… - wymruczał Jarvis, przymykając oczy i rozkoszując się działaniami dziewczyny. Tym razem był spokojny, by dziewczyna mogła pokazać co potrafiła, drżąc przy tym od dostarczanej mu rozkoszy. - … niecierpliwy… niepotrzebnie. Bardzo… wygłodniały.
- Pamiętaj by wyglądać dostojnie… i władczo - przypomniała mu, skinąwszy głową w kierunku okna, rozpinając spodnie, które zdecydowanym szarpnięciem ściągnęła mu do kolan.
- Jak pan na włościach, ze swoją wierną… - nie dokończyła schylając się niżej, by pochwycić ustami jeden z jego klejnotów rodowych. Jej drobna rączka ponownie wróciła na swoje miejsce, coraz mocniej pieszcząc i napinając skórę na jego rękojeści.
- Swoją wierną… ale naj-wyraźniej… nie dość… skoro trzeba karać… ją… - Zaśmiał się chrapliwie. - Czy nie… ty planowałaś uwodzić… każdego… by dostawać… klap-sy na swą ksz... kszał... słodką pupcię.
Jego duma unosiła się coraz bardziej… dzięki talentowi tawaif i ku jej zadowoleniu.
- Panie mój… - odezwała się smutnym tonem. - Jestem ci wierna… wierna nie tylko ciałem, ale i umysłem.. .od wielu, wielu dni i tygodni - wymruczała czule w przyrodzenie, dając delikatne klapsy od dołu.
Przechyliła głowę w bok, by jej rozchylone usta obejmowały go z obu stron i zaczęła przejeżdżać nimi w górę i dół, łaskocząc i nawilżając czubkiem języka.
- Wiem, wiem… jesteś wierna... słodka i posłuszna - pojękiwał cicho Jarvis, starając się panować nad ciałem, rozpalanym jej pieszczotą. Był już gotów, by znów ją posiąść.
- Gdzie… teraz? - spytała, by na sam koniec wziąć go ostrożnie całego do ust, przytrzymując za biodro i trzymane w garści jądra.
- Hmm… stań przy drzwiach… oprzyj się o nie plecami - wydyszał rozpalony jej pieszczotami, biorąc się za usuwanie resztek garderoby ze swego ciała.

Drzwi były po drugiej stronie pokoju, ale Chaaya nie oponowała, odrywając się od czarownika z głośnym cmoknięciem. Oblizała się lubieżnie, po czym… ruszyła nieśpiesznie na czworaka, kręcąc wymalowanymi pośladkami i odwracając się od czasu do czasu za siebie, by uśmiechnąć trzpiotnie.
- A jak już przy nich stanę… to co dalej? - przebierała powoli rękoma i nogami, by w końcu zatrzymać się przed wejściem.
Przez chwilę stała z zadartą głową, wpatrując się w klamkę, po czym wyprostowała się do klęczek.
- Dalej… cię wezmę… będę się tobą rozkoszował - wydyszał, ruszając w jej kierunku szybko i niecierpliwie. Łapiąc jej prawe udo, uniósł lekko, przyszpilając jej ciało jednym sztychem.
Poczuła w go sobie, jego twardość na którą wszak sumiennie zapracowała, oraz liczne pocałunki na ustach, szyi, obojczykach i piersiach.
Kolejne, gwałtowne ruchy bioder… były obezwładniające, gdy kochał się z nią namiętnie i głośno. Bo każdemu pchnięciu, towarzyszyło dość głośne uderzenie pośladków bardki o drzwi… które drżały rezonując niczym pudło gitary. Niewątpliwie taki był plan czarownika.

Tancerka objęła wybranka pod ramionami, oplatając z tyłu rękoma, których paznokcie wbijała w jego napięty kark.
Z początku usilnie starała się odwzajemnić pocałunki, ale z jej ust mimowolnie z każdym pchnięciem, wydobywał się jęk dojmującego cierpienia pomieszanego z najwyższym poziomem przyjemności. Poddała się więc, całkowicie oddając chwili, kiedy to z każdym przyszpileniem do ściany za sobą, miała wrażenie jakby dochodziła. Raz za razem, coraz mocniej i intensywniej, kumulując się w niej siłą, która wkrótce postanowi wydostać się na zewnątrz.
- Obiecuję… że jeszcze chwilę… a przyrzeknę ci wierność, aż po grób… - wyszeptała mu do ucha, opadając głową na jego bark w symbolicznym geście przytulenia się w bezpieczne ramiona ukochanego.
- Trzymam… za słowo… - wydyszał przywoływacz, próbując chwycić za oba pośladki dziewczyny, a gdy mu się to udało...
- Nogi - wyszeptał, sugerując by i nimi go oplotła, podczas jego gwałtownym szturmów przeszywających ciało kolejnymi falami rozkoszy.
Na jej reakcję długo czekać nie musiał, bo niemal w tej samej chwili w której skończył wypowiadać swój rozkaz, ona już znajdowała się w powietrzu, przyciskając do siebie silnymi udami.
Przyjęła go jeszcze głębiej, z głośnym pomrukiem usatysfakcjonowania na chwilę łącząc ich usta w pocałunku, który przerwał jęk.

Trzymając ją prawie w powietrzu, Jarvis wykorzystywał sytuację do gwałtownego zdobywania jej łona.
Był niczym dzika bestia zerwana z uwięzi, dociskając jej ciało do drzwi i całując namiętnie.
Był już coraz bliżej spełnienia i gorący od rozkoszy jaką mu dawało miękkie, cieplutkie ciało bardki. Łomot drzwi niewątpliwie musiał być słyszany na całym korytarzu i z pewnością dawał pozostałym gościom do zrozumienia co się działo w ich pokoju.
- Jar… vi… sie… Jar… vi… - Chaaya skandowała imię tego, do którego przynależała. Czując, że zaraz… za chwilę wybuchnie.
Raz, dwa, trzy, cztery i… tawaif krzyknęła, odchylając się mocno do tyłu, żłobiąc jasną skórę mężczyzny, czerwonymi zadrapaniami.
Fala uniesienia zalała drobne ciało kobiety, której chyba tylko podświadomość i wieloletni trening nie pozwoliły puścić bioder czarownika i opaść bezwładnie na podłogę.

Mężczyzna po oddaniu salwy… powoli odsunął się od drzwi, zabierając kochankę ze sobą. Usiadł na podłodze, nadal trzymając ją w ramionach, tak, że górowała nad nim. Ciągle byli spleceni ze sobą, oboje pokryci potem i łapiący oddech po gwałtownych figlach.
Mag muskał ustami podbrócek kobiety zaczepnie i delikatnie zarazem.
~ Moja ~ pojawiło się w jej myślach.
- Tak… - wyszeptała czule, całując go w czoło oraz wdychając zapach jego zmierzwionych włosów. - Do końca dni… obiecuję - dodała łagodnie, przytulając się i powoli osuwając na ziemię, by lepiej wtulić w jego ramiona.
- Dobrze… tylko… pamiętaj… - mruczał jej do ucha, tuląc i wodząc palcami po plecach. - ...ja zamierzam długo żyć. I tobie też nie dam zginąć.
- Obawiam się, że będziesz mi to musiał wbić do mojej głupiutkiej i malutkiej główki. - Chaaya oparła się czołem o bark czarownika, skubiąc go delikatnie po bicepsie i łaskocząc ustami pod obojczykiem gdy mówiła. - Nie raz i nie dwa… jestem zapominialska.
- Bywam uparty… - mruknął cicho Jarvis, głaszcząc bardkę po włosach. - Co robiłaś jak mnie nie było? Iiii… co planujesz robić?
- Nic ciekawego… głównie spałam. - Postanowiła na razie nie opowiadać o tym co zastała w pokoju Nveryiotha, chcąc najpierw przydybać samego smoka i go podpytać, zanim zacznie snuć różne teorie. - W zasadzie, nie mam też jakiś większych planów… wszystko zostawiłam sobie na tak zwane “po goblinach”. Chciałam wybrać się z Dartunem do miasta, porozmawiać... no i może spróbować opłacić takiego jednego… by mi pomógł w zwiedzeniu pewnych miejsc. - Wyprostowała się, odsuwając od niego, by pogłaskać po policzku z kocim uśmieszkiem. - A ty? Co przyniosłeś w torbie?
- Można powiedzieć, że… prezenty. Ktoś był mi coś winien - rzekł w odpowiedzi przywoływacz, zerkając na pozostawiony z boku pakunek. - I spłacił dług w ten sposób.
- Hmm… czy mam cię pociągnąć za język byś powiedział mi coś więcej, a nie takie zdawkowe zdania? Czyżbyś mnie spławiał? - Chaaya zachichotała, składając pocałunek na policzku Jarvisa, a jej ręka podkradła się do bioder kochanka.
- No dobrze… ktoś mi zalazł za skórę i to bardzo, więc w ramach wyrównywania rachunków, splądrowałem i podpaliłem mu mieszkanko dla zatarcia śladów. Można by powiedzieć, że stara miłość… nie zardzewiała - wyjaśnił ironicznym tonem.
- I kto tu był niegrzeczny - spytała z wrednym uśmieszkiem i uniesioną jedną brwią. - Chyba powinnam poczuć się o niego zazdrosna, co? - Podrapała się po szyi, oglądając na już trochę mniej tajemniczy tobołek pod ścianą.
Podstępna rączka, dość szybko przeskoczyła z bioder na łono mężczyzny, bawiąc się jego włoskami.
- Dlaczego zazdrosna? - zdziwił się czarownik, przyglądając dziewczynie. - Pamiętasz jak rano ciężko mi było się od ciebie oderwać i to mimo twych protestów?
Tancerka zbyła go, bez słowa, tym swoim dziwnym potrząśnięciem głową. Uśmiechnęła się nieznacznie, przygryzjąc dolną wargę, jakby rozważała jakąś decyzję, ale tylko odchyliła się do tyłu, powoli opadając na plecy z wyciągniętymi za partnerem nogami.
Pieszcząca dłoń spoczęła na jednym z jej ud, delikatnie je drapiąc i głaszcząc, by po chwili rozchylić paluszkami płatki swojej różyczki, zaczynając się na niej bawić.
- Po Dartunie ile mamy czasu do wyprawy? - spytała przymykając oczy, wzmagając masaż drugiej z rąk na własnej szyi.
- Hmmmm… wyprawa odbędzie się w sumie jutro rano, bo nie ma co wieczorem wyruszać. Zresztą trzeba wpierw powiadomić smoki… - mruknął dopiero po dłuższej chwili jej kochanek, zahipnotyzowany widokami. Nachylił się ostrożnie i Chaaya poczuła jak jego palce wodzą po dumnie wypiętych w górę krągłych piersiach.
- Jutro? Dopiero jutro? - była tym wyraźnie niepocieszona, ściskając dłoń na swej szyi. Palce na jej kobiecości zsunęły się niżej, by po chwili wsunąć się do jej wnętrza spokojnym i miarowym ruchem. Kciuk pozostał na górze, drażniąc przyjemnie czułą strunę, podczas gdy środkowy i serdeczny palec zdobywały ją płynnymi pchnięciami.
W umyśle czarownika pojawiła się nagle myśl. Myśl, która była niczym wspomnienie i nie należała do niego. Czuł jak zdobywa swoją kochankę u dołu za pomocą jej własnych dłoni. Jak poddusza ją, by krew w tętnicach głośniej szumiała lub jak rozchyla jej wargi masując od środka sprawnymi palcami.
Chaaya kochała się sama ze sobą, ale w tej chwili wyobrażała, że kochała się z nim.
Była to wyjątkowo słodka w doznaniu wizja, zwłaszcza, że bardka coraz bardziej zmysłowo wiła się pod jego spojrzeniem, osuwając coraz bardziej w grę przyjemności.
- Niestety… La Rasquelle bywa niebezpieczne poza swymi granicami… musimy się przygotować - wymruczał w odpowiedzi mag, wyraźnie pobudzony tym co widział w głowie i przed oczami. Delikatnie ugniatał i masował piersi, tak… by nie rozpraszać fantazji tawaif, która uniosła biodra do góry przyspieszając swą pieszczotę.
- Tyle czasu… - wyjęczała gdy wilgotne palce wysunęły sie z niej szeroko rozsunięte, by po chwili złączyć i zniknąć ponownie w środku. - Tyle wolnego… co ja ze sobą zrobię… co ja pocznę… sama. - Jarvis czuł jak jego, a może jej dłonie, zaciskają się na piersiach niczym na dwóch połówkach pomarańczy, a on sam obejmuje ustami jeden z nabrzmiałych i twardych sutków, ssąc go i podgryzając. Jej fantazja zaczynała być bardziej agresywna i mężczyzna wiedział, że zbliżała sie do finału.
- Cóóóż… nie będziesz miała okazji… być… sama… może złożę cię w ofierze na ołtarzu… jak ostatnio - wymruczał jej kochanek, nachylając się i miętosząc ów krągły biust niczym młodzieniec odkrywający po raz pierwszy przyjemność kobiecego ciała. Nachylił się i ukąsił delikatnie, a potem drapieżnie szczyt jednej z piersi.
Bardka skupiła się na swojej przyjemności, a raczej na jej zaznaniu. Była blisko, bardzo… z każdym pchnięciem drobnych opuszków. Pogrążona we własnym świecie, wciągnęła za sobą i przywoływacza, który teraz nie tylko pieścił, ale i był pieszczony… sam przez siebie, w miejscach, których nie miał i zapewne mieć nie będzie. Czuł jak spełnienie zaczyna się w nim kumulować, jak zaczyna sięgać zenitu, by w końcu eksplodować.
Jego zmysły wystrzeliły… i… wiedział, że po tym powinno rozejść się po jego ciele rezonujące echo tego czego sam dokonał… a jednak nie poczuł nic. Sięgnął szczytu, ale nie dostał nagrody… nie to co kobieta pod nim, głośno dysząca i zroszona potem, leżąca z błogim uśmiechem na twarzy. Obserwowała go spod półprzymkniętych powiek, obejmując mokrą dłonią w pasie.
- Chodź do mnie… - poprosiła w przerwach między urywanym oddechem, gładząc zapraszająco po lędźwiach.

Jarvis nachylił się ku Chaai i pocałował namiętnie usta, przyciskając wargi drapieżnie i zachłannie. Leniwie poruszył biodrami, zdobywając to co rozchyliła niedawno palcami, niespiesznie, ale wyraźnie wypełniając sobą jej doznania.
Dziewczyna oddawała pocałunki, choć nie mogła przestać się uśmiechać w przerwach między nimi, a nawet w ich trakcie. Przytulając w pasie swojego wybranka, rozkoszowała się trwającą chwilą.
~ Znowu ołtarz? ~ samotna myśl, przebiła się przez otoczkę upojenia, które niczym ciężki, rozgrzany koc otulał nie tylko umysł, ale i ciała. ~ Nie mogę się doczekać.
~ Ołtarz, łóżko… każde miejsce… jakie ci się zamarzy ~ odparł telepatycznie czarownik, dociskając ciało bardki do podłogi każdym ruchem bioder.
Obsypując pocałunkami jej twarz i szyję, przyspieszał też tempo zabawy z leniwego, do coraz bardziej żywszego i gwałtownego. ~ Z pewnością… coś wymyślimy.
Jego myśli wyraźnie ją ucieszyły, bo objęła go mocniej i z większą werwą, wbijając pazurki przy kręgosłupie.
~ Szybciej… mocniej! ~ zażądała, zarzucając mu jedną nogę na biodro, wcałowując się z pasją w jego wargi.
~ Mmm… ~ Czarownik przyspieszył ruchy, mocniej napierając na leżącą pod nim tawaif. Po czym dodał telepatycznie ~ następnym razem… znajdziemy ci wygodniejszą pozycję jeździecką.
W odpowiedzi poczuł jak się z niego śmieje. W rozczuleniu. Choć jej usta nie odrywały sie od jego. Chaai było z nim wygodnie, czuła się przy nim pewnie i bezpiecznie, nie musiał się więc kłopotać tak trywialnymi myślami. Nie teraz, kiedy był coraz bliżej swojego spełnienia, na które i ona czekała z wielką niecierpliwością.
Była głodna. I chciała więcej. Dużo, dużo więcej.
Doznania przelewały się przez jej uległe ciało, poddające się ruchom jeźdźca. Czuła jak drży on, jak jest blisko, jak następuje chwila uniesienia po gwałtownych pchnięciach i jak tuli ją zaborczo po wszystkim, całując czule w czoło.
Uśmiechał się.

- Czy my… musimy iść do tego Dartuna? - spytała zawadiacko, głaszcząc Jarvisa po plecach i udem po biodrze.
- Musimy… ale nie musimy się spieszyć - wymruczał cicho, całując usta dziewczyny. - Możemy pójść później… a teraz sprawdzić… czy zdołamy rozwalić łóżko.
Chaaya zaśmiała się rozkosznie na jego dowcip, ale po chwili pokręciła głową. - Wolę cię mieć dłużej po spotkaniu… popołudniu i wieczorem. W nocy także i rano, przed wyruszeniem na “misję”... zgoda?
- Tylko żebym ci się nie znudził - zagroził przywoływacz, muskając czubek nosa bardki. - No i jest duża szansa, że nie dojdziemy z powrotem do naszego pokoju, bez zgubienia bielizny.
- Jak mi się z znudzisz… zakryje ci twarz książką i będę ją czytać podczas ujeżdżania cię - odparła rezolutnie z lisim uśmieszkiem, składając na jego wargach delikatny pocałunek.
- Dobrze… więc kąpiel, ubierzemy się i ruszamy do Dartuna? - zapytał z łobuzerskim uśmieszkiem.
- Tak… taki jest plan - odparła, dając mu klapsa na rozruszanie się.

 
__________________
"Sacre bleu, what is this?
How on earth, could I miss
Such a sweet, little succulent crab"
sunellica jest offline