Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 11-06-2007, 01:03   #104
Fitter Happier
 
Reputacja: 1 Fitter Happier nie jest za bardzo znany
Post konsultowany z MG.
-Tam jest! BRAĆ GO!
Albert w jednej chwili poczuł jak krew w jego żyłach tężeje. Na czoło wstąpił mu zimny pot. Szybko odwrócił się tyłem do okna i doskoczył do Elizy. Chwycił ją za rękę i przycisnął do ust.
- Musimy uciekać. Muszę mieć swoje rzeczy i jeszcze dwoje zaufanych ludzi... Ciebie już mam. - wyrzucił z siebie ochrypłym ze zdenerwowania szeptem., jednocześnie jednak uśmiechając się gdy wypowiadał ostatnie słowa.
"I już nie stracę" dodał w myślach.
Nerwowo obliczył czas, jaki zbiry ojca Elizy stracą na przebiegnięcie dziedzińca, zaplątanie się w krużgankach i wreszcie na pokonanie wielu stopni, zanim dotrą do ich komnaty. Powinno starczyć na zarzucenie czegoś na siebie i zbiegnięcie na dół.
- Hawrusza! - krzyknął w stronę drzwi, przeraziwszy tym nielicho służącą, zawołaną już przez Elizę, która weszła z jego rzeczami.
Starsza kobieta, na widok mężczyzny w stroju adamowym krzyknęła ze zgrozą, upuściła jego ubranie przeznaczone do polowań i uciekła zasłanając sobie oczy. Mimo całej grozy sytuacji, Eliza zaniosła się śmiechem.
"Taką Cię właśnie zostawiłem. Beztroską i piękną" pomyślał Albert mimo woli.
Szybko wciągnął skórzane spodnie i zarzucił kurtkę. Jego wzrok spoczął z ulgą na torbie, która spoczywała na ziemi. Na razie nie sprawdzał jej zawartości, zadowolił się chwyceniem zakończonego ostrzem bicza i owinięciem go wokół nadgarstka. Tam był na swoim miejscu, Albert - Foncroyss poczuł to od razu.
Do komnaty nagle wpadł Hawriło. Foncroyss poczuł jak serce zaczyna mu szybciej bić gdy ujrzał dawno nie widzianą twarz. Powstrzymał jednak chęć wzięcia starego przyjaciela w ramiona i uśmiech, który sam cisnął mu się na usta. Jego wzrok padł na obnarzony miecz w rękach starego sługi. Spływała po nim strużka krwi. "A więc stary, dobry Hawrił już odwrócił się od naszego hrabiego"
- Uciekamy, Hawruszka, dobrze żeś zatrzymał któregoś z nich, ale nie będziemy przelewali krwi, nie chcę zabijać swojego... teścia
"Kiedy my, do cholery, wzięliśmy ślub?"
- Jest, panie - mruknął głębokim głosem stary sługa - zadnie wyjście, zbudowane jeszcze za ojca pana hrabiego, w piwniczce. Wiem dobrze gdzie, wyrostkiem będąc zbierałem cęgi kiedym chciał do tego tunelu wejść... Pewno jest tam jeszcze.
- Świetnie, jeśli zbiegniemy teraz schodami w baszcie, to nim połapią się o co chodzi, dawno będziemy w lesie! - Albert poczuł jak wstępuje w niego na nowo energia.
Nagle jego wzrok padł na łoże, na którym jeszcze kilkanaście minut temu spał w błogości. Eliza wciąż siedziała na nim, naga, otulona tylko jedwabnym przykryciem. Znów podbiegł do niej i rozgorączkowany chwycił za rękę. Czas uciekał.
- Zostanę tu. - uprzedziła jego pytanie - Zostanę i zatrzymam ojca... A wy uciekniecie w tym czasie.
- To szaleństwo! - wymamrotał Albert z miną, jakby ktoś uderzył go w twarz - Szaleństwo - powtórzył nieprzytomnie.
- Uwierz, tak będzie lepiej - w jej oczach błysnęła pewność - Będziesz wiedział, gdzie mnie znaleźć.
- O nie, przerabiałem to już, tyle że w innej wersji. - Syknął Foncroyss, nie dbając o to czy ktokolwiek zrozumie z tego coś - Nie ma mowy, uciekasz z nami, ze mną, Hawruszką i... Gdzie, do cholery, jest Fritz? - krzyknął nagle rozglądając się dookoła, jakby oczekując, że znajdzie brata wciśniętego w jakiś kąt.
Eliza i stary Hawriło wyglądali na zaskoczonych.
- Jak to - wymamrotał Hawruszka - przecież przybył tu tylko panicz i panien... Tfy, pan i pani. Tylko.
- Co się z tobą dzieje? - szepnęła z troską Eliza - Przecież nie widzieliście się już od trzech miesięcy... Sam zresztą nie chciałeś mi powiedzieć gdzie on się podziewa - wykręcałeś się tylko bredzeniem o jakiejś Sorapie i mówieniem że u niej jest bezpieczny.
Tego było już za wiele. Jego brat, który ufał tylko jemu i nie odstępował go na krok, zniknął nagle na trzy miesiące. I ponoć opiekuje się nim osoba, która od dawna powinna być już martwa. Wszystko... Absolutnie wszystko wygląda zupełnie inaczej niż pamiętał. A mimo to - jednocześnie - wszystko zmierzało ku temu samemu strasznego końcowi. Zupełnie nie miał pojęcia jak się w tym odnaleźć. Czy był sens opierać się przeznaczeniu? Czy jest sens w rzuceniu się na ziemie i czekaniu?

Eliza musiała zauważyć jego nieprzytomny wzrok.
- Uciekajcie już! - krzyknęła.
Albert poczuł, jak Haruszka bierze go pod ramię i stanowczo popycha do przodu.
- Pani ma rację... Tak będzie lepiej.
Albert patrzył nieprzytomnie na Elizę. Poczuł że ma tego dosyć. Czy po to budził się, żeby zapaść w nowy koszmar? Czy już miał zapomnieć o Asmenie - czy ona żyje? czy żyła kiedykolwiek? - tej samej osobie, która dała mu zapomnienie o dawnym życiu? Czy może zamknąć oczy i próbując powrócić do świata, który dopiero co opuścił, zapomnieć o tym, do którego - podobno - chciał powrócić...?

Nawet nie zdawał sobie sprawy, że Hawruszka prowadzi go po krętych i wąskich schodach baszty w dół, prosto do piwnic. Otrzeźwił go dopiero pisk starych zawiasów piwnicznych drzwi.

Jeszcze kilka kroków w ciemności, wśród duszącego kurzu, wzbijanego z każdym krokiem i dotarli do półek z winami. Hawruszka zatrzymał się na chwilę, rozejrzał z namaszczeniem i szybkim krokiem ruszył w stronę upatrzonego regału. Foncroyss podążył za nim. Stary sługa chwycił regał pod drugą półką, lekko podniósł (lezące na niej butelki niebezpiecznie zagrzechotały) i pociągnął do siebie. Półka odchyliła się ukazując ciemny tunel, do którego Hawruszka wepchnął Foncroyssa i sam wszedł, zamykając za sobą przejście.
Dopiero kiedy zatopiona w półmroku piwniczka zniknęła za tajnym przejściem i zapadła zupełna ciemność, Albert poczuł jak po jego policzku spływa ciepła łza.

Znów w drodze.
 
Fitter Happier jest offline