Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-06-2017, 10:16   #19
corax
Krucza
 
corax's Avatar
 
Reputacja: 1 corax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputację


Hala Jensa


Do głównej hali dostali się z łatwością. Wygodny drewniany trakt musiał być kładziony kilka dobrych lat temu bo drzewo pociemniało i wygładziło się od licznych przechodniów. Ślady słojów i pęknięć zatarły się tak jak zatarło się piętno wioski-widma.

Straży nie było wielu wyznaczonych, a jednak uzbrojeni wartownicy widoczni byli w okolicy halli.

Elin i Freyvind co kroki skierowali do głównej siedziby nie byli powstrzymani i nikt nie wzbraniał im wejścia. W drzwiach halli stanąwszy, ujrzeli ułożone zwyczajowo tarcze i broń. Ciepłem i pożywieniem powiało. Widać mieszkańcy bogom ufali dość by napaści się nie bać. A może inne siły ich wspierały?

Dopiero przy wejściu do głównej sali husu dwóch mężów przybyszów powstrzymało lecz raczej gwoli zwyczajowi o przedstawienie kto i z czym do halli przybywają niż by ich powstrzymać chcieli. Suto wyszywana, ciężko drapowana, szkarłatna tkanina przed wzrokiem przybyłych kryła zawartość husu i ilość mieszkańców.

Volva na skalda spojrzała i głową mu skinęła, by mówił. Wszak, to on znał Jensa i to jego był pomysł, by do Jelling się udać.
- Z Jensem z Jelling, prawą ręką króla Becsegi zobaczyć się możemy? - spytał hirdmanów gdy przystanęli przed nimi.

- A kto widzieć się chce? - zadał przewidywalne pytanie jeden z witających ich.

- Mogę rzec wam imiona nasze i nijak nie chcemy ich skrywać. Sprzed lat wielu Jensa druhami byliśmy, dajmy mu niespodziankę - mruknął skald z lekkim uśmiechem. - Rozpozna nas, tegom pewny.

Elin słysząc Freyvinda jęknęła w duchu. Czy on niczego nie potrafi zrobić w prosty sposób?
- Skoro skrywać nie chcecie, i wrogich zamiarów nie macie, nic nie stoi na przeszkodzie miana wasze ujawnić. - odparł rozmówca ich odwracając się całkiem przodem do dwójki nowoprzyjezdnych.

- Zapowiedzcie Freyvinda Lenartssona i Elin Gunnarsdottir. - Odrzekła volva ubiegając jakiekolwiek słowa skalda. Nie miała zamiaru dopuścić do kolejnej przepychanki słownej w wykonaniu Freya, który jednak nie sprawiał wrażenia jakby mu to przeszkadzało. A to jak zareagują na ich miana… To już była osobna historia. Wieszczka spokojnie przyglądała się wojom.

Wzrok skierowali na volvę słów jej wysłuchując. Nie widać jednak było by sprawiły jakieś ogromne wrażenie lub też strażnicy dobrze szkoleni w opanowaniu byli.
- Witajcie. - skinął głową ten, co rozmowę z nimi prowadził. Drugi co słowem się do tej pory nie odezwał spokojem się cechował. Musiała jednak jakowaś rozmowa bez słów nastąpić bo po chwili milczenia, milczek kotarę uniósł i wskazał Elin i Freyovi wolne przejście.

Wieszczka skinęła głową i do środka ruszyła, a skald podążył za nią rozglądając się ciekawie.
Bogata halla się im ukazała, co skaldowi na pamięć przyniosła komnaty co je poza granicami krain północy widział.

Tradycjom widać hołdowano bo stoły i palenisko co duszą domostwa było pyszniło się i tym langhusie. Jednak dodatków wiele z krain obcych widać było, co splendoru miejscu nadawały iście królewskiego. A to na ścianach przybito niewielkie drewniane łapki, na których świece się paliły, a to dywany pyszniące się kolorami podle siedziska króla wyłożone, a to bronie kształtem niezwykłe na ścianach wywieszono.

Psy w halli kręcące się, wilki niemal swym kształtem przypominające, kręciły się, a wielkością niemal cielętom dorównywały. To one jednymi z pierwszych witających dwójkę wchodzących były.
Cicho, bez warczenia, lecz z uwagą w pełni skoncentrowaną obeszły skalda i volvę.

Prócz nich w oczy rzucał się dostatek ubrań i zdrowy wygląd służby. Sami wojowie również zasobnie wyglądali, siedząc przy ławach i racząc się pachnącym posiłkiem. Na szczycie długiej ławy siedział blondyn z rudawą a gęstą brodą, który na widok skalda i volvy podniósł się z wolna.

Oczy zebranych powędrowały to do niego do do dwójki otoczonej przez zwierzęta.
- To Ty? Naprawdę? - głos Jensa mocniejszych tonów nabrał choć broda wciąż nieco chłopięcy wygląd skrywała. Ruszył on ku przybyłym, pod obstrzałem spojrzeń pełnych ciekawości i zapytań.
- To my - ni to odpowiedział ni poprawił Freyvind przystając obok volvy. - Ciężko rzec co tu bardziej przez te lata rozkwitło. Jelling, czy jego jarl. Nawet żem nie wiedział, że z volvy coś mam, gdy jak widać przyszłość wywróżył lata temu. - Uśmiechnął się do jarla Jensa i rzucił przelotnym spojrzeniem na Elin mrugając do niej przy tym.

Wieszczka ostrożnie poklepała olbrzymy po łbach, po czym zgromadzonym się przyjrzała i na końcu Jensowi kiwając mu głową z szacunkiem należnym jarlowi. Na uśmiech Freyvinda odpowiedziała tym samym ale dużo smutniejszym niż ten, który zazwyczaj na jej ustach gościł.
Jens w ramionach wciągnął najpierw Freyvinda, potem Elin choć delikatniej.

- Miejsce zróbcie dla skalda sławnego. Może zabawi nas w swej łaskawości pieśnią lub opowieścią. Freyvind na dwór zawitał! Brata mego rodzonego nauczyciel pierwszy! - dorzucił na koniec, gdy służba siedziska dostawiała do ławy i nastawiała kubki i naczynia. - A jego towarzyszka, radą swą wspomóc może nam zechce by wolę bogów przekazać. - dodał prowadząc oboje do ławy, co właśnie kobiety skórami skończyły wyściełać.

Na słowa jego zaś kufle, kubki, rogi i co tam pod ręką ucztujących było wzniesione zostały w gromkim toaście:
- SKÅÅÅL!
- Skål! - podchwycił Frey unosząc róg miodu i wypijając go duszkiem. Ustąpił Elin pierwszeństwa w zasiędnięciu przy ławie.
- Skål! - Krzyknęła również uśmiechając się do Jensa i zgromadzonych, po czym głową skinąwszy skaldowi miejsce zajęła
- Niedługom nauczycielem Jorika był i mam nadzieję, że źle terminu nie wspomina. Wieści o nim mam niewiele, ale wielką radość odczułem gdym dowiedział się, że zdrów, żyw i imię swe rozsławia.

Służba przysmaki volvie poczęła podsuwać: mięsiwa pieczone, podpłomyki, owoce suszone i jeszcze świeże, choć pomarszczone małe jabłka-gołąbki. Siedzący obok starszy mąż miodu dolał rozmowę z Elin zagajając, że po podróży zapewne pragnienie męczy.

Jens zaś zasiadł na miejscu swym ponownie i na słowa skalda przytaknął:
- Rozsławia, dzielnie się sprawia, bogów wolę spełniając i ich imiona również głosi. - uśmiechnął się z dumą - Co was sprowadza do nas? - spytał z ciekawością - Dawno o was wieści nie było. Nosicielami zmian jesteście? - powiódł spojrzeniem po obojgu nachylając się nieco ku nim.
- Lat trzynaście trzymano nas w śnie w którym i jak słyszałem Odger tu wciąż pozostaje. - odpowiedział skald. - Jeno gwałtem nam uczyniono to, co jemu podczas boju się przytrafiło. Z Bjarkim tu zmówiony jestem by odpowiedzi na pytania uzyskać i zdecydować co zrobić dalej z wieściami jakie z Kraju Franków doszły. O klęsce i upadku tego co poprowadził wojów na zbyt długi wiking. Z królem też widzieć się wtedy ważnym będzie.

Volva podziękowała za wszystkie podsuwane jej smakołyki.
- Jeno krwi bym się napić mogła. - Odparła wyjaśniając ściszonym głosem ale by i służba usłyszała. - Ale nie jest to jeszcze konieczne, dziękuję Wam. - Skinęła mężczyźnie głową. - Długoście w Jelling? - Sama zagaiła podając inny temat, choć starała się uwagę dzielić i słów Freyvinda pilnować.

Jens brwi zmarszczył:
- Bjarkim? Przypomnij mi który to, bo pamięć nie służy. Towarzysz Twój? O klęsce? - ciągnął dalej - Z królem spotkać się można będzie jeno za kilka dni. Gdy wróci. - mówił to obserwując skalda bacznie choć miodu sobie nie odmawiając.
- Tenże, wielkolud i mocarz jednooki. Był przy wydarzeniach o których wiem niewiele i jego słowa oraz mądrość mogą dać mi odpowiedzi, na wiele pytań jakie mam. Choćby i na to jak patrzeć na Agvindura, dawnego jarla Ribe, syna mego ojca. Co nie tak dawno w zamorzu klęski doznał i w mocy Franków jest, jako spora część Dunów co za nim ruszyła.
- Agvindura? - Jens zdziwienia nie ukrywał - Agvindur wszak dawno zaginął. Nowości jakoweś opowiadasz. - brwi znowu w jedną kreskę mu się złączyły. - W niewoli teraz?
- Kilka dni temu drewno z serca mi wyciągając do świata mnie przywrócono. Dla mnie to co w Aros się stało świeżym jest jak dla Ciebie to coś przed tygodniem robił Jens. Tyle wiem, co aktualny jarl Ribe mi rzekł. Że Agvindura ogarnięto na północy Francji.
- Nie wiem co ci powiedziano - Jens zaklął gdy łokciem puchar miodu strącił i wylał zawartość na ławę i skalda - ale Agvindura imię od wielu, wielu lat na ustach ludzi nie bywało. Pewnyś, że to o niego chodzi? - spytał pochylając się by pucharek podnieść.
- Innym mianem się teraz zwie. Od czasu dłuższego Welandem go wołają.
- A Weland - Jens podchwycił imię i swój róg podniósł - Na chwałę Welanda!!!

Gromka odpowiedź odbiła się od ścian gdy toast niezbyt wesoły spełniano. Frey nie przyłączył się do niego. Nie uniósł rogu.
Korzystając z czynionego przez towarzystwo hałasu, Jens szepnął do skalda:
- Nie teraz o tym. - i przeszedł do pytania - Ten Bjarki, kiedy przybyć ma?
- Nie byłbym wielce zdziwiony gdyby jutro już był, ale kto to wie? Z okolic Viborga zmierza, goniec z Ribe dwa dni temu wieści mu pojechał z prośbą o spotkanie dostarczyć.
Jens pokiwał głową.
- A posłańców posłać do opiekunki naszej? - pochylił się znowu i z cicha spytał niby to salę i biesiadników obserwując.
- Z radością bym ją ujrzał, lecz ona nie z tych co po nią posłańców słać aby się stawiła - Frey uśmiechnął się lekko. - Rozniesie się, żem znów pod księżycem, może już wie. Będzie chciała to przybędzie.
- Posłańców mi zostawiła - wskazał spojrzeniem na psiska kręcące się po sali. - Ale może pieśń nam zaśpiewasz? W imię starych czasów?
- Niechaj będzie. - Zgodził się Frey kiwnięciem głowy. - Ty zaś odpłać skaldowi monetą w jakiej tradycyjnie się płaci. Schronieniem dla piewcy sag, aby gdzie po szopach w dzień się kryć nie musiał - zażartował.

Nim Jens wygrzebał zapłatę do halli wpadła jeszcze grupa młodszych wojów. Gromadka zaczęła szukać miejsc blisko skalda i uciszać wzajemnie.
W końcu jarl Jelling wręczył Freyvindowi srebrną monetę z ryciną jakiegoś męża i znakami ponad jego głową.
- Zgodnie z tradycją do stołu zaproszonyś, zapłatę darowno - tu podał monetę ze śmiechem - a i miejsca pod dachem nie braknie ni Tobie ni twej towarzyszce. Słów twych głodnim, uszy nasze napełnij pięknem!

Tymczasem rozmówca troskliwy nieco dystansu do volvy nabrał. Z miny widać było, że nie spodziewał się słów jej takowych usłyszeć.
Bąknął coś niemrawo pod nosem i piwa łyknął, odchrząknał i usta otarł na czasie grając by pomieszanie swe okiełzać:
- Ponad pół roku, pani. - odparł nieco surowszym tonem.
Uśmiechnęła się łagodnie spodziewając się takiej reakcji, jego słowa wyjaśniały też czemu ich nie kojarzył pomimo wieku - nie było go tutaj wtedy. Skinęła mu głową i z ciekawością zapytała.
- A daleko na wiking wypływaliście?
- Różnie bywało. Alem wiele miejsc widział, jeszcze więcej czasu na morzu spędził. A wy pani? Wypraw wielu doświadczyłas?
- Zbyt mało. - Uśmiechnęła się leciutko. - Zbyt mało by o świecie dalekim wiedzieć. - Dodała i zerknęła w stronę dawnego brata krwi. Wyglądało, że narazie jeszcze nie narobił sobie kłopotów. - Stąd ciekawam. - Zwróciła się ponownie do woja. - Bo z pewnością mądrzejsi pod tym wzlędem ode mnie jesteście.
- A o coś szczególnie pytasz? - uśmiechnął się lekko - czy wszystkie wyprawy mam opisywać, pani?
- Te u Franków szczególnie mnie interesują. - Odparła wpatrując się z zainteresowanie w męża.
- Tam też bywałem. - mąż przerwał ledwo napoczętą opowieść by imię Welanda wykrzyknąć i łyk głęboki napitku pociągnąć.
- U Franków bogactw wiele. Zbyt wiele. W głowach im bogowie za to rozumu poskompili i na palcach jednej ręki jeno znajdziesz takich co z rozwagą i ostrożnością podchodzić trzeba. Większość takich nawet nie władcami jest a jeno pionkami. Kraina bogata, ziemia żyzna, kobiety w oko zapadają. Czego więcej trzeba? - zaśmiał się głośno znowu ciągnąć miodu.
- Czyli łatwo tam idzie bogactwa zdobyć? - Zapytała.
- Łatwiej niż gdzie indziej. Przynajmniej ja tak pamiętam gdy w górę rzeki na ichnią wyspę co stolicę kraju otacza wpływalim i okup wypłacany nam był byleśmy odstąpili od miasta.
- Stolica na wyspie jest? To całe szczęście, że od razu okup dawali, bo oblężenie pewnie trudne i długie by było. - Uśmiechnęła się.
- Ostatnie lata trudniejsze się okazywały bo obudowana została mocniej. Lecz ogień i obwarowania chwyta. I zjada skutecznie. Lecz Frankowie tchórzem podszyci, wolą płacić i nam siły zaoszczędzają. - dodał z zadowoleniem.
- Ale ostatnio jakieś problemy się pojawiły, jeślim dobrze słyszała. - Zapytała zatroskana dolewając wojowi miodu.
- Problemy? - spojrzał uważniej kątem oka - Mówisz o Welandzie? - domyślił się z lekkim smutkiem przeżuwając kawałek podpłomyka z mięsem.
Skinęła głową.
- Ponoć bitwa wielka była i nie wiadomo, co z nim po niej.
Rozmówca volvy pokiwał głową.
- Zbyt cwany jednak on by długo w niewoli przebywać miał, jeśli - podkreślił to słowo - wieści prawidłowe.
pochylił się raptownie ku wieszczce niosąc ze sobą zapach mocnego miodu:
- Pewien jednakżem, że ratować go zechcą. - pokiwał głową porozumiewawczo.
- Sama bym chętnie ruszyła. - Uśmiechnęła się do woja.
- A zatem wywiedzieć się szczegółów trzeba. - odparł tenże za żart nieco biorąc jej odpowiedź.


Skald wstał i potoczył wzrokiem po halli, na co niektórzy uciszyli się, bo blisko siedząc słyszeli słowa Jensa o nacieszeniu uszu śpiewem.

Jeg så Balders,
den blodige Guds,
Odins Barns
skjulte Skæbne.
Over Markerne
monne vokse
myg og fager
Misteltén.

Fra det Træ kom
- så det mig syntes -
Ulykkesskudet,
udsendt af Hød.
For Balder fødtes
årle en Broder.
Odins Sön hævned,
kun én Nat gammel.

Ej Hænder han tvætted,
ej Hoved han kæmmed,
för på Bål han bar
Balders Bane,
men Frigg monne græde
hist i Fensal
over Valhals Ve.
Véd I nu mér eller hvad?

Freyvind mocnym śpiewnym głosem wyśpiewywał poemat z przepowiedni wieszczki o najpierwszym z synów Odyna, po czym płynnie przeszedł w prozę rozwijając historię w prozę opowieści, sagę o śmierci Baldura. O tym jak za podszeptem Lokiego zaślepiony brat zabił brata umieszczając mu drzewce jemioły w sercu. Freyvind zręcznie pomijał tu wielowątkowość opowieści o losach Asów i Vanów tuż przed Ragnarokiem. Jedynie nadmienił wydarzenia takie jak warunek Hel o płacz wszystkiego co żyje, aby Baldur mógł wrócić z krainy umarłych i fiasko tegoż. Kilkoma zdaniami streścił kłótnię Lokiego z Asami i Vanami w pałacu Aegira, oraz pościg i karę Pana Ognia. Wyeksponował za to śmierć Narfiego z ręki Valiego jako karę dla Pana Kłamstwa doprowadzająca do śmierci jednego z jego synów a do wilkołactwa drugiego. Wyeksponował też innego Valiego, syna Odyna zrodzonego jedynie dla pomsty na Hodurze-bratobójcy, oraz zwycięstwo nad mrokiem i zmierzchem bogów - Ragnarokiem… powrotem Baldura z zaświatów na odrodzoną Gimleę wraz ze swym bratem mordercą, na przekór knowaniom Lokiego i zbrodni bratobójstwa, oraz Ragnarokowi, którego śmierć Baldura była jedną z pierwszych zapowiedzi.

Skald nie dokładał wiele od siebie opowiadając znane historie wiernie, jedynie okraszał je własnymi kenningami, oraz wychodził naprzeciw oczekiwaniom słuchaczy więcej opisując to czego wyglądali. I choć opowieść była wierna, to jej konstrukcja, wybór jednych części sag ponad inne, oraz pewne zacięcie w głosie Freyvinda pokazywały coś więcej.
Elin zamilkła, jak wszyscy zresztą, gdy skald zaczął swą pieśń i słuchała z ciężkim sercem, gdy zdawała sobie sprawę do czego może nawiązywać Freyvind. Ciągle nie wiedział, nie był pewny… Westchnęła cichutko zmartwiona.

Słowa skalda przebrzmiały i ledwo uderzenie serca minęło gdy halla zatrzęsła się od burzy wywołanej uderzeniami rogów w stoły, od głośnego tupania o klepisko i okrzyków podziwu.
Freyvind nagle otoczon został ze wszystek stron, bo i mężczyźni i kobiety pogratulować i podziękować mu chcąc, przepychali się ku aftergangerowi.
Rogi z miodem, najlepsze kawałki potraw mu niemal pod nos podtykając, prześcigali się w pochwałach i prośbach o jeszcze. Spragnieni słów wielkich byli mimo, że emocjami dwuznacznymi podszytymi. Każdy z langhusie jednakoż inaczej je odbierał, każdy własne uczucia do nich dopisywał i własne historie. A głos skalda szarpał ich duszami umiejętnie, drażniąc najwrażliwsze i najczulsze ich zakamarki.

Frey zachęcony wygłosił jeszcze kilka prostszych pieśni, by w końcu wymówić się od dalszych występów siadając na powrót obok Jensa.
- Jakim król człekiem jest? - spytał po upiciu solidnego haustu miodu.
- Porywczym - Jens skinął lekko głową - nieugiętym, co raz powziąwszy postanowienie rzadko go zmienia. - dodał cicho by głos nieco unieść by przez gwar się przebić. - Dość ambitnym, dość mądrym by nie widzieć siebie jako jedynego głosu bogów.
- Niedobrze - skald skrzywił się. - Jakże nastawiony jest do przedłużających się walk na zachodzie i tego jak Weland budował swą sławę nim zaginął?
- Wspiera. Działa wedle planu tutaj, by pod pieczą mieć Północ. - Jens spojrzał nieco spod kosa na skalda. - Czem się trapisz?


Nim jednak skald odpowiedzieć zdołał do halli weszła znajoma mu postać, której mimo wcześniejszego spotkania zapomnieć nie mógł. Oczy zapomnieć nie dawały, błyszczące pod jasną grzywą, bardziej dziko niż skald pamiętał.
Elin co bliżej wejścia siedziała również ją dostrzegła. Ujrzała też przez twarz przebiegającą bliznę, jak ślady pazurów, załagodzoną już i ledwo się odcinającą obecnie od bladej skóry aftergangerki.
Ta toczyła spojrzeniem roziskrzonym, napięta niczym strzała albo dzikie zwierzę co do ataku się jeszcze nie zbiera lecz terytorium swe sprawdza i oznacza.
- Brakowało jeszcze wściekłej wadery… - Frey mruknął, choć w duszy jęknął.
Wstał nie widząc sensu ukrywania się, by nie musiała długo wzrokiem go szukać.
Volva powstała również i przy Freyu stanęła skinawszy głową Gudrunn na przywitanie.

Blondynka podeszła, zamaszyście przedzierając się przed biesiadujących. Skinięciem powitała Jensa niemal go nie zauważając, bo lodowe spojrzenie wbijała w dwójkę przybyłych. Zacięte usta, zmrużone oczyska, wykrzywiona twarz tworzyły niemal skrzącą pajęczynę wokół jej postaci.
 
corax jest offline