| Drogę z bramy do serca miasta, gdzie znajdowała się świątynia Wiecznie Czujnego, Venora znała na pamięć i mogłaby ją przebyć nawet ze związanymi oczami. Jak zawsze o poranku brukowane ulice Suzail tętniły życiem, i mało który zabiegany przechodzień w ogóle zwracał uwagę na rycerkę. Gdy dotarła do niewielkiego muru odgradzającego niższe dzielnice od Górnego miasta, Gritta poprosiła ją o zatrzymanie się, a następnie zeskoczyła z wyczerpanego Młota.
-Kiedy tylko czegoś się dowiem zgłoszę się do ciebie. Spakuj wszystko i odpoczywaj, bo chyba czeka nas długa podróż…- rzekła i pożegnała strapioną paladynkę zostawiając ją samą sobie.
Ta jadąc dalej przez znajome uliczki myślała co począć. Mogła wpaść do swojej celi, zabrać złoto i rzeczy na drogę, a ze zbrojowni pobrać zastępczy pancerz po czym udać się prosto na miejsce spotkania z Grittą. Ale to było bezmyślne. Zdawała sobie sprawę z tego, że sama nie da rady.
Arthon był pierwszą osobą, o której pomyślała. On jednak, po szybkim rachunku jaki dzień był, był już pewnie w drodze ze swoimi ludźmi by wesprzeć Carsona. Jedyne więc co było rozsądne i przychodziło jej do głowy to udanie się po pomoc do swoich przełożonych. Zawsze bezgranicznie im ufała, nie wahała się by mówić otwarcie o wszystkim, nawet jeśli była to porażka. A oni ufali jej, co potwierdzało choćby to, że jej dowództwu powierzyli oddział zbrojnych do walki z zagrożeniem, które ona sama odkryła.
~ Muszę znaleźć Aleksandra lub Augusta ~ zasępiła się paladynka, nie mając pewności jaką może od nich otrzymać odpowiedź.
Wkrótce dotarła do klasztoru, gdzie strażnicy przybytku nawet już nie pytali o tożsamość, a rozpoznawali czarnowłosą rycerkę.
Panna Oakenfold wpadła na dziedziniec niczym huragan. Zeskoczyła z Młota i zabierając z jego grzbietu swoją torbę krzyknęła na stajennego każąc mu zająć się jej wierzchowcem. Tak jak stała, brudna od walki i drogi ruszyła prosto do kwater jej przełożonych. Jeśli ktokolwiek miał jej pomóc to oni byli pierwsi na jej liście. Choć była zmęczona i obolała to z niesłabnącą determinacją kroczyła do celu.
Gdy wbiegła na piętro ujrzała z krańca schodów jak jeden z jej nauczycieli, opiekunów, oraz co najważniejsze zaufanych osób - sir August opuszczał swoją celę.
-A co ty tutaj w ogóle r…- spoważniał, gdy tylko zdążył przyjrzeć się zmęczonej i poobijanej Venorze. Znał ten widok dość dobrze -Co się stało?- od razu przeszedł do konkretów.
Rycerka zatrzymała się tuż przy Kryspinie i oparła się o ścianę, bo potrzebowała chwili na złapanie oddechu.
- Kultyści Bane'a - wypowiedziała pierwsze słowa. - Walczyłam z nimi, chcieli zabić pielgrzymów Ilmatera. Pokonałam ich, zniszczyłam truciznę, ale jedna kapłanka uciekła. Ona znalazła moja rodzinę. Porwała moich małych bratanków... - dodała i wbiła pełne rozpaczy spojrzenie w Augusta. - Próbowałam ją dogonić, ale zawiodłam. Na wybrzeżu… - głos jej się załamał, spuściła wzrok. - Odpłynęli statkiem na południe - pokręciła głową. - Harfiarka, która mi towarzyszyła, widziała banderę łodzi, właśnie szuka informacji o niej... Ja muszę ich uratować - podniosła wzrok na przełożonego.
-Ja… stęknął jakby bił się z myślami, po czym spoważniał i skinął jej głową -Chodźmy do mojej kwatery nakazał, po czym, wartko pomaszerował do celi. Gdy Venora wkroczyła do środka, zamknął za nią drzwi i udał się za biurko. Stary rycerz wziął głęboki wdech i sięgnął ręką do szafeczki na wysokości kolana, skąd wyciągnął elegancką butelkę -To elfie wino. Uspokój pragnienie… rzekł polecającym tonem i wstał, podchodząc do okna, skąd widać było zaczynających poranny trening uczniów.
-Wielki przeor chce wydać wieczerzę za trzy dni. Dzisiaj miałem słać za Tobą gońca. Jeśli się nie zjawisz… rozgniewasz go. Tym bardziej, że zakazał ci opuszczać okolice przypomniał Venorze -Rozumiem jednak uczucia, które teraz tobą targają i jeśli postanowisz udać się w pogoń za sługami Bane’a, nie zatrzymam cię- oznajmił.
Venora opadła na siedzenie, bo czuła jak jej się słabo robi. Wzięła od przełożonego wino by ugasić pragnienie. Spuściła wzrok, gdy mówił o przyjęciu. Doskonale wiedziała, że jest to niezwykle ważne wydarzenie dla całego zakonu, ale dla niej... Ona nawet nie zawahałby się pójść gdyby jej zabroniono podjąć jakąkolwiek akcje.
- Ta kultystka. Ona przetrząsnęła cały dom moich rodziców. Szukała jakiejś mapy… - odparła panna Oakenfold, pomijając temat uczty i zarazem dając do zrozumienia, że nie zmieni swojego nastawienia. - Chciałam prosić o pomoc... Jakąkolwiek jej formę…
August zasępił się i zmrużył oczy -Jakakolwiek forma pomocy z mojej strony może zakończyć moją karierę rycerską…- rzekł -Gdy wielki przeor dowie się o twoim pościgu będzie wściekły. Toż to pyszny i arogancki człek…- pokręcił głową -W najgorszym wypadku może wydalić cię z zakonu… spojrzał Venorze głęboko w oczy -Jeśli dowie się, że ci pomogłem… Co z twoją zbroją?- spytał siadając za biurkiem, kompletnie zmieniając temat.
Venora skuliła się w sobie po tych słowach, bo zabolała ją wieść że nie ma co liczyć na pomoc i to pomimo tego ile w ostatnim czasie dokonała.
- Nie dbam o to - stwierdziła. - Wolę zostać wydalona z zakonu niż żyć ze świadomością, że nie zrobiłam nic dla chłopców, którzy najpewniej zostali porwani z mojego powodu - powiedziała, ale nie było w jej głosie pretensji do Augusta. Zdawała sobie sprawę, że jej decyzja to dla niego problem dużo większy niż dla niej. - Czy nie po to jesteśmy? Żeby chronić niewinnych przed takimi parszywymi gnidami?! - zirytowała się i uderzyła pięścią o podłokietnik. Miała zacząć mówić dalej, ale powstrzymała się. - Moja zbroja i tarcza są w naprawie po moim spotkaniu z demonami. W najlepszym razie zajmie to jeszcze kilka tygodni - wyznała krzywiąc się. - Mam tylko tą starą kolczugę dziadka - uderzyła się pięścią w pierś.
-Dobrze. Zatem po zmroku udasz się do Virga - oznajmił upijając odrobinę wina z pucharu -Do tego czasu Virgo przygotuje dla ciebie pancerz, tarczę, oraz kilka eliksirów. Opuścisz klasztor kiedy się ściemni, by jak najmniej osób cię widziało. Jeśli dobrze pójdzie, wielki przeor dowie się o tym wszystkim dopiero w dzień wieczerzy- kontynuował -Jaki masz plan?- spytał.
- Dziękuję... - wydusiła z siebie rycerka i nieco rozluźniła się słysząc zapewnienie przełożonego. Nie podobało jej się że musiała czekać do zmroku, ale musiała na to pójść.
- Nie mam - odparła szczerze i ze wstydem. - Odkąd to się wydarzyło jestem w ciągłej drodze... Chyba w pełni będę musiała zawierzyć kontaktom Harfiarki. Poprosiłabym o pomoc brata, ale on już jest w drodze do twierdzy oblężonej przez demony - zasępiła się, bo obaj jej bracia walczyli, tak jak ona, w obronie krainy, nie wiedząc, że krzywda dzieje się ich najbliższym. - Może Liamm, córka tego kupca Bardocka zechce mi pomóc - wzruszyła bezsilnie ramionami.
__________________ A na sektorach, śląski koran, spora sfora fanów śląskiej dumy, znów wszyscy na Ruch katować głosowe struny! |