Mimo obaw Yuteal zdecydował się poświęcić chwilę na sprawienie kukieł. Poszło sprawnie. Nie minął kwadrans łupania, stukania, szarpania, aż udało się wypatroszyć wszystkie i wyjąć kryształy tkwiące w ich piersiach. Łącznie jest ich trzynaście, większość całkowicie blada, w niektórych bardzo słabo tli się jeszcze jakiś mały ognik. Najmocniej świecą te wyjęte z jeszcze niedawno pełnych wigoru kukieł, które trzeba było spacyfikować. Yuteal pozwala zatrzymać każdemu po jednym, a sam zgarnia resztę, jak mówi, do podziału.
Kupiec wysłuchawszy sugestii Ryo odnośnie robienia mapy wykonuje gest, jakby coś sobie przypomniał. Chwilę gmera w przytroczonym do pasa w woreczku, z którego w końcu wyjmuje kredowy kamień. W kilku miejscach pomieszczenia, na ścianach i kolumnach wypisuje cyfrę 2. Spogląda w kierunku przejścia na galeryjce, którym tu weszliście, mrucząc, że może dobrze by było je oznaczyć strzałką i cyfrą 1, ale chyba nie bardzo chce mu się gramolić po linie z powrotem na górę.
Zagadnięta przez We Musa przecząco kręci głową. Wskazuje ręką na przejścia w wschodniej ścianie: to na galeryjce, w które wcześniej wbiegła i to pod nim, na poziomie podłogi, którym wróciła. Rusza przy tym bezgłośnie ustami, niczym karp wyjęty z wody.
Yuteal widząc to rusza ostrożnym krokiem w dolny wschodni korytarz, oświetlając sobie drogę latarnią. Mówi, żeby za nim nie iść. Krok za krokiem, oddala się w głąb przejścia. Po jakichś dziesięciu krokach zatrzymuje się. Wygląda jakby stał w wejściu do kolejnego pomieszczenia. Gwałtownie odwraca się z powrotem do was. Światło trzymanej lampki odbija się w jego szeroko rozwartych oczach. Jego żółtawa twarz zastyga w grymasie przerażenia.
Po chwili odwraca się z powrotem, robi jeszcze pół kroku do przodu i podnosi rękę. Wtem! Ruch na galeryjce przyciąga waszą uwagę. Podnosicie wzrok do góry. W przejściu na poziomie balkonu, powyżej tego, w które wszedł kupiec, pojawia się trzymająca latarnię postać. Podnosi rękę. Do licha! Toż to Yuteal we własnej osobie. Na końcu dolnego korytarza widzicie jego plecy a jednocześnie stoi u wejścia powyżej i spogląda na was zdumion bezbrzeżnie.