Wilhelm krwiożerczym człowiekiem nie był, lecz zdecydowanie nie lubił tych, co - bez względu na powody - nastawali na jego życie. I wyznawał zasadę, iż nie warto pozostawiać za sobą wrogów. Żywych.
No ale była nadzieja, że skoro pomagierzy trafią do lochu, a potem ktoś ich osądzi, to nieprędko będą mogli wspomóc swego szefa w 'chwalebnym' przedsięwzięciu - ściganiu bogom ducha winnych ludzi.
Problem raczej tkwił w owym szefie - łowcy nagród, któremu ktoś zapłacił za wysłanie paru osób do Ogrodów Morra.
- Chodźmy do gospody - zaproponował, gdy napastnicy powędrowali do piwnicy, a on sam odzyskał swój plecak. - Na drugi brzeg i tak się nie dostaniemy, a dobre piwo przyda się nam po tej przygodzie.
- Nic się nikomu nie stało? - zapytał. |