- Dajcie spokój. - narzekał Theo, wlokąc się niechętnie za towarzyszami, którzy z podejrzaną ochotą ruszyli w stronę ruin. - Lala nas buja, to jasne jak tutejsze słońce. Nawet zakładając, że to nie jakaś pułapka i te pustynne włóczęgi naprawdę są tu uwięzione, to tym lepiej dla nas, w końcu najęliśmy się, żeby z nimi walczyć. A to, że niby oddadzą nam swoje skarby, jeśli w ogóle jakieś mają, w zamian za pomoc? Śmiechu warte. Przestrzegam was przed podążaniem tą zgubną drogą, druhowie.
Gdy wkroczyli w ruiny, puste jak się okazało, Theo wziął to za znak, że jego przewidywania się sprawdziły i w istocie zaraz rzucą się na nich Zuagirowie, kumotrzy małpoluda albo obie grupy naraz.
I poniekąd tak się stało, choć bardziej wpadli na pokracznych humanoidów, dla których to spotkanie również było niespodziewane.
Gdy zaczęła się walka, Theo wyciągnął miecz i został z tyłu, czekając, aż nadarzy się okazja do zajścia którejś z istot, gdy będzie zajęta czymś innym. Na przykład jednym z jego kompanów. Albo dziewczyną. Albo psem.
__________________ Now I'm hiding in Honduras
I'm a desperate man
Send lawyers, guns and money
The shit has hit the fan - Warren Zevon, "Lawyers, Guns and Money" |