Wątek: [SF] Parchy
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 10-06-2017, 04:25   #136
Zombianna
Elitarystyczny Nowotwór
 
Zombianna's Avatar
 
Reputacja: 1 Zombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputację
Pośpiech był złym doradcą. Podpowiadał, aby zaplanowane czynności wykonywać nagle, a przez to niechlujnie przez co w harmonogram wkradały się błędy. W skupieniu nie pomagał również przyspieszony oddech i walące jak oszalałe serce, zamknięte w klatce żeber na dokładkę otulonych pancerzem. Odgłosy kanonady, skrzek bestii i pokrzykiwania za plecami utrudniały pracę. Cała postać Ósemki rwała się do biegu, chcąc chwycić za broń i dołaczyć do pary trepów w ich robocie. Ona jednak miała na oku coś innego.

- Ogienpolozcieogien - lektor obroży zachowywał obojętność niepasującą do piekła rozgrywającego się w ciasnym, dusznym korytarzu. Nash w biegu wystukała krótką wiadomość, pędząc pod cholerne drzwi. Wolną ręką siłowała się ze sprzączką granatu. Ledwo dopadła celu, przyklękła na kolano, montując przeciwpancerną bombkę przy klamce. Pech zgapi i uda się rozpieprzyć zamek dzięki czemu przeszkoda zostanie wyeliminowana. Sekundy przelewały się Parchowi przez palce, rozszerzone chrapy łowiły chciwie woń palonego prochu wymieszanego z ostrym, kwaśnym odorem obcej posoki. Do tego dochodziła znajomy słodko-mdlący zapach ludzkiej krwi. Powoli, nic na szybko. Żołnierze musieli wytrzymać, takie wzięli zadanie na swoje barki. Każde z nich miało rolę do odegrania, choć gdy powietrze przeszył krzyk boleści Patino, przypomnienie tej prostej zasady kosztowało sporo samozaparcia.

Dłonie sapera sprawnie uzbroiły i naszykowały ładunek. Musiała puścić karabin by sięgnąć po nieduży, metalowy pojemniczek. Niewielka puszka spokojnie dająca się zamknąć w ludzkiej dłoni kryła jednak w sobie olbrzymią moc zniszczenia. Bez większych trudności przebijającą pancerze zwykłej piechoty, pojazdów a nawet większość słabszych pojazdów bojowych i mechów. Wedle pośpiesznej ekspertyzy saper drzwi do sterówki zza których dochodziły krzyki, odgłosy walki i wystrzałów było wzmocnione. Na tyle by dawać przyzwoitą ochronę przed standardowym wyważaniem, atakami łomów czy nawet większością cywilnej amunicji. Ale nie miał szans w starciu z granatem przeciwpancernym. Gdy przymocowała ładunek i odskoczyła do ściany mechanizmy granatu zwlekały z eksplozją o zaprogramowany czas by dać operatorowi czas na odskok czy ukrycie się. Potem zaś nastąpiła eksplozja która zadziałała jak taran. Wyrywając korek wielkości dwóch pięści zarówno w drzwiach jak i fragmencie framugi. Drzwi odskoczyły pod wpływem uderzenia w tył i choć w większości nadal były całe to już nie było szans ich zamknąć. Wybuch obsypał Black 8 odłamkami ściany i drzwi które niegroźnie zagrzechotały po jej pancerzu. Te już odpadły ściągnięte przez grawitacje na wykładzinę pod butami ale nadal strefa drzwi była otoczona przez rzadki powybuchowy dym. Odgłosy walki i krzyków z wnętrza sterówki stały się znacznie wyraźniejsze.

- Jak podłożymy ogień to sami też nie wyjdziemy! - okrzyknął w końcu Patinio zmagając się z kaszlącym gardłem. Obydwa korytarze były dość wąskie jak na działanie broni obszarowej więc po użyciu granatu zapalającego powstałaby strefa ognia długa na kilkanaście, może nawet kilkadziesiąt metrów.

Gnidy dostały się do środka przed Parchami… znaczy Parchem i żołnierzami. Ósemka klnąc w duchu i warcząc pod nosem, wparowała do środka. Nie po to do jasnej cholery wystawiali tyłki na obgryzienie, aby para cywili wzięła i zdechła, niwecząc cały trud włożony w akcję ratunkową, o zapasach sprzętu nie wspominając. Karabin znowu wylądował w łapach saper, gdy mrużąc oczy próbowała przeniknąć spojrzeniem przez chmury dymu wewnątrz pomieszczenia.

Obraz jaki zarejestrowały oczy Black 8 był bardzo alarmujący. Amanda stała do niej i do wejścia tyłem. W dłoniach miała krzesło którymi nogami przyszpilona poczwarę do ściany. Poczwara była jedną z tych mniejszych i prawdziwy, uzbrojony i zdeterminowany człowiek pewnie nie miałby trudności z pokonaniem jej. Blondynka jednak miała już tylko to krzesło i w tej chwili panował pat. Mała kreatura choć mała angażowała blondynkę całkowicie wciąż wyrywając się przez co artystka pracująca w tym klubie wciąż musiała dociskać go nogami krzesła a ten wciąż jej się wyślizgiwał. Przez to nie mogła ani zająć się czymś innym ani uciekać.

Starszawy naukowiec trzymał w dłoniach gaśnicę. Sprężonym strumieniem środka gaśniczego udało mu się spacyfikować drugą kreaturę i zagonić ją w róg gdzie choć syczała i pluła śliną nie była w stanie pokonać zwartego strumienia z gaśnicy. Ile zostało tego środka w gaśnicy pewnie nie wiedział nawet dr. Johansen. Co gorsza gdzieś tam w szalejącym półmroku sterówki dało się słyszeć i widzieć jak do wnętrza przedzierają się kolejne stwory. Za plecami Nash poszła jakaś eksplozja. Widać któryś z chłopaków rzucił jakiś granat.

Ulga i niepokój. Szczęście w nieszczęściu, że do stróżówki nie wdarło się żadne wielkie bydle, tylko te cholerne kundlopodobne kreatury. Parch splunęła na podłogę na cel biorąc wpierw agresora blondynki. Diaz pewnie by jej nie darowała, gdyby “jej dupie” stało się coś poważniejszego niż parę siniaków. Okularnik musiał poczekać, każdy miał swoje priorytety.

Czerwonowłosa kobieta w Obroży wycelowała lufę karabinu z przygniataną krzesłem kreaturę. Pociski zaczęły obramowywać ścianę, łamały plastikowe nogi krzesła, przestraszona blondynka odskoczyła a puszczony xenos zebrał się na podłodze do kolejnego skoku. Ale właśnie gdzieś w tym momencie dopadła go seria z broni Black 8 przetrącając mu kręgosłup i rozłupując czaszkę. Amanda z krzykiem graniczącym ze zwykłym, kobiecym piskiem cisnęła siedziskiem połamanego kulami krzesła w głąb pomieszczenia gdzie już czaił się kolejny stworek gotów rzucić się na trójkę ludzi wewnątrz sterówki. Widząc to naukowiec też zaczął się cofać w stronę wyjścia. Ale w miarę jak się cofał strumień z gaśnicy tracił na sile więc i przytłumiony dotąd nim xenos również odzyskiwał werwę.
- Uciekaj! - krzyknął zdenerwowanym głosem naukowiec i Amanda nie czekając dłużej wybiegła ze sterówki.

Ogień z korytarza jakby osłabł na sile. Czy miało to coś wspólnego z wcześniejsza eksplozją czy czymś innym tego z wnętrza sterówki nie szło zgadnąć.

Jeden z głowy, pozostały dwa cele i tylko jedna spluwa w towarzystwie gaśnicy. Ta ostatnia zdawała się ciągnąc na rezerwie, lecz jeszcze miała dość mocy, by może nie zatrzymać, ale spowolnić kreaturę osaczającą doktorka. Był też wróg całkowicie wolny i tym groźniejszy, że gotowy wybrać kogokolwiek: Parch, cywil - dla niego oboje wyglądali tak samo. Kupa mięsa, rozgrzanego sąsiedztwem płomieni oraz samym ruchem, przyspieszającym i tak podwyższone tętno. Pół magazynka, dwie szanse… bywało gorzej, bywało lepiej. W odwodzie pozostawały dwa karabiny za plecami, choć one akurat nie narzekały na nudę. Ósemka słyszała w głowie tykający zegarek, złośliwie przypominający jak ograniczoną ilością czasu dysponowali. Skrzeknęła coś do naukowca, przekierowując wylot lufy na stwora wgłębi sali. Wstrzymała oddech i zaciskając szczęki, pociągnęła za spust.

Naukowiec miotał gorączkowo głową ale głównie jego przeciwnik przykuwał jego uwagę. Cofał się coraz bardziej i udało mu się dojść już dość blisko do zdefasonowanych przed chwilą drzwi. Jego xenos odzyskawszy nieco manewru po wydostaniu się z narożnika wbiegł na ścianę usiłując jednocześnie i wydostać się ze skondensowanego strumienia środka gaśniczego i dopaść operatora gaśnicy. Gaśnica jednak po raz kolejny wygrała zrzucając stworka z powrotem na podłogę.

Nash nie poszło zbyt dobrze. Ledwo zaczęła słać pierwsze triplety w stronę wolnego xeno gdy ten nie ułatwiał zadania. Był nieduży, sięgał dorosłemu człowiekowi pewnie niewiele więcej ponad kolana więc nie robił wrażenia masą i posturą. Ale przy strzelaniu te małe rozmiary okazywały się atutem gdyż utrudniały trafienie. Do tego te małe były bardzo szybkie. Raz więc był ileś tam metrów w głębi pomieszczenia a zaraz potem wbiegł za jakiś stół znikając człowiekowi z pola widzenia, zasłonił go strzelający pasami monitor, gdy pociski zaczęły go rozbijać i szatkować biurko stwór już szybował na podłogę by odbić się raz jeszcze i skoczyć na człowieka. Tym razem na ludzkiego Parcha. Od razu musiała się uchować przed jego pazurami i kłami.

Nie działo się też dobrze na korytarzu.
- Stój! Nie biegnij tam! - zduszony przez kaszel głos Patino przebił się przez tą całą strzelaninę. - Wracaj! - krzyknął bardziej zdecydowanym i wyraźniejszym głosem Mahler. Głosy obydwaj mieli jednak zniekształcony jakby mieli nałożone gazmaski. Wtedy też gaśnica doktora astroarcheologii zakrztusiła się i wypluła z siebie ostatnie resztki białej substancji.

Cholernie dziadostwo było małe, zwinne i szybkie, a Nash skończyła się pula cudów na ten dzień. Los się odwrócił, przypominając o zaległym trybucie i ze złośliwą uciechą zaczął podkładać pod prachate nogi kolejne kłody. Wszystko sprzeniewierzyło się przeciwko ludziom, nakazując oddanie pola przeciwnikowi. Karabin z bliskiej odległości co najwyżej mógł posłużyć jako pałka i w ten sposób Ósemka go użyła - chwytając oburącz aby uderzyć kolbą na odlew.

Kreatura złapała ludzkiego Parcha za but ale zanim szpony zdołały rozorać aorty w nodze kolba karabinu szturmowego trafiła go w łeb. Stwora chyba zamroczyło by zrobił się niemrawy wciąż jednak trzymał but Black 8. Kolejne jednak uderzenia kolbą rozłupały mu czaszkę zachlapując broń żółtą posoką, połamało mu żebra i rozłupało kręgosłup. Stwór zdychał w charczącej żółtą posoką agonii.
Drugiemu jednak się pofarciło bardziej. A raczej to naukowiec miał pecha. Gdy skończyła mu się gaśnica rzucił nią w zbierającego się na podłodze stworzenie. Gdyby odwrócił się i wybiegł podobnie jak Amanda miałby pewnie szansę wybiec bez szwanku tak jak ona. Ale był naukowcem i to z pasją. Więc zanim wybiegł chciał pewnie zabrać ze sobą swój bezcenny dla siebie artefakt. Gdy chwycił za walizkę i odwrócił się by wybiec ze sterówki skoczył na niego mokry od gaśnicowej piany stwór. Naukowiec zachwiał się, wpadł na chyboczace się wciąż drzwi, stracił równowagę do reszty i upadł na podłogę. Mała kreatura dopadła go i zaczęła bezlitośnie szarpać go zębami i szponami więc dr. Johansen krzyczał w boleściach co nie miara.
Krzyczeli też ludzie na korytarzu. Coś tam się działo. Strzelanina na chwilę umilkła ale dalej słychać było wszechobecne syczenie i piski stworzeń. Kolejne też przedrapywało się w dziurze sterówki by dorwać się do żywych wnętrzności jeszcze żywych stworzeń.

Za dużo pierdolenia w tańcu, co ja w ogóle podkusiło by bawić sie w zbawcę i ratownika idiotów, którzy na dobrą sprawę wisieli jej i powiewali? Nie znała grubasa z walizką, po chuja jak zaczadziała próbowała go wyciągnąć zamiast zostawić tam gdzie leżał i pozdrowić środkowym palcem zza własnym pleców popylających prosto do windy. Leżał i kwiczał, do tego krwawił - idealny element przyciągający nieproszoną uwagę. Kupujący czas. Black 8 splunęła po raz ostatni i obróciwszy się na pięcie, rzuciła się do drzwi. Grubas leżał w progu, ale to nie stanowiło problemu. Wystarczyło drania przeskoczyć. Poznaczona żółtymi zaciekami rękawica macnęła napierśnik, próbując zdjąć z zaczepu jeden z niewielu granatów jakie saper pozostały. Dość już krwawiła za randomów, najwyższy czas zmądrzeć. Wyskoczyć za próg, schować za bezpieczną ścianą żeby siła rażenia tym razem nie zaorała Parcha jak starej, wyliniałej chabety.

Black 8 już gdy wyjmowała granat z przywieszki widziała jak nowy xenos pruje przez pomieszczenie sterówki zwinnie pokonując przewrócone kosze i rozwalone komputery. Na dłuższą metę jasne było, że nie uciekłby mu żaden człowiek. Nash przeskoczyła przez szarpiącego się z naukowcem stwora. Dr.Jenins próbował zasłaniać się walizką uderzając stwora tym pojemnikiem ale większość jego ciosów chybiała gdyż xenos skoncentrował się na szarpanu jego nóg.
- Nie zostawiaj mnie tu z nimi! - krzyknął zrozpaczonym głosem leżący na plecach doktor astroarcheologii widząc przemykającego nad nim Parcha. Drugi ze stworów też dołączył do tego pierwszego szarpiąc się z bliższą i łatwiejsza ofiarą. Dzięki temu Black 8 zyskała moment by cisnąć granat oszałamiający do środka. Nie do końca miało znaczenie gdzie dokładnie poleci ten pocisk bowiem zasięg rażenia znacznie przewyższał rozmiary pomieszczenia więc jasne było, dla saper, że wszystko co żyje a będzie wewnątrz będzie w strefie rażenia miotanego pocisku.

Chwilę potem z wnętrza sterówki doszedł odgłos głuchej eksplozji. Nash poczuła jak nieco dzwoni jej w uszach choć właściwie to było pewnie nić w porównaniu z tym co musiało huknąć wewnątrz. Doktor dalej mocował się z dwoma obcymi ale i on i one wydawały się dość niemrawe i oszołomione właśnie. Będąc u drzwi sterówki widziała z powrotem choć część korytarza. Elenio wracał od strony schodów trzymając Amandę. I on i Mahler mieli na twarzach gazmaski ale blondynka nie. Teraz kaszlała, łzawiła i rzygała przewieszona przez ramię Latynosa. On sam przeniósł się na ogień z pistoletu strzelając wgłąb wind z tej krótkiej broni. Osłoną schodów musiał więc zajmować się Mahler bo saper widziała jego plecy i błyski broni na ścianach.

Doktorek wciąż wyglądał na odpowiednio żywego i ruchliwego. Krwawił, poruszał się, do tego jęczał cicho, próbując odgonić się nieporadnie od szarpiących jego ciało bestii. Ostre kły ryły ciało, zostawiając w niechronionych pancerzem tkankach głębokie, szkarłatne bruzdy. Zapewne nigdy wcześniej nie znajdował się w podobnej sytuacji, myślał że zostawiono go na pożarcie… kusząca koncepcja. Mięso armatnie, bydło… czyż nie tym byli ci wszyscy ludzie zwykle irytujący Ósemkę samą koniecznością oddychania z nimi tym samym powietrzem?
Złote oczy przymknęły się na chwilę, a gdy otworzyły się ponownie brakowało w nich rozkojarzenia. Pozostała tylko wściekłość. Okularnik nie był jej problemem, nie jego zobowiązała się wydostać w jednym kawałku. Tak samo sprawa miała się z blondyną Dwójki. Chodziło wciąż o ten sam, cholerny element. Zignorowanie naukowca przyszło Parchowi łatwo, skupiła uwagę na nadciągającej trójce. Mieli za sobą pogoń, z przodu też powiewało niemytym kutasem. Zgrzytając zębami ruda powtórzyła manewr z macaniem po klacie. Opóźnić wroga choć z jednej strony… brzmiało prawie jak rozsądny plan.
Kolejny granat poszybował w głąb korytarza. Uderzył w jedną ze ścian, odbił się i poleciał dalej obniżając swój lot, jeszcze raz uderzając w przeciwległą ścianę tuż nad podłogą i potoczył się po jej wykładzinie. Mahler strzelał o wiele bliżej, jego pistolet obramowywał cel jakim był mały stwór wyskakujący z klatki schodowej. Ten eksplodował prawie przy trafieniu i z jego ciała zaczął sunąć się jakiś ciemny dym.

Patino przytargał blondynę przez rozszerzenie korytarza i oparł ją o ścianę. Sam cisnął granat w stronę wind. W tym czasie blondynką miotnęły torsje i chlusnęła pawiem na jego plecy. W tej chwili Amanda wyglądała bardzo mało malowniczo ze brudną, spocona twarzą i ocierając rękawem obrzygane usta.
- Fire in the hole! - ostrzegł w tym czasie.

- Gdzie doktorek?! - krzyknął szybko, zerkając krótko i na Amandę i na Black 8. Blondynka ocierając usta wskazała blond główką na wyrwane drzwi sterówki. Obydwa granaty wybuchły prawie jednocześnie. Najpierw ten parchowy, eksplodował w głębi korytarza. Widoczne pokraki zapiszczały boleśnie gdy fala skumulowanego dźwięku przenicowała ich ciała ogłuszając i dezorientując. Zaraz potem wybuchł granat Latynosa z przeciwległej strony. Wybuch był dziwnie zniekształcony bo okazało się, że dobiegał z otwartego szybu windy.

- Wracajcie! Nie zostawiajcie mnie! - darł się już jawnie spanikowanym głosem naukowiec. Szarpiąc się z dwoma xenosami zdołał odczołgać się na tyle, że widać było jego głowę w progu drzwi.

- Osłaniaj! - wrzasnął marine do Black 8 i przebiegł te kilka kroków jakie dzieliły go o rozwalonych drzwi z wrzeszczącym doktorkiem. Otumanione wciąż flashbangiem stwory okazały się marnym przeciwnikiem dla marine. Pierwszego chyba kopnął drugiego roztrzaskał rękojeścią pistoletu. - Wstawaj! - ponaglił naukowca łapiąc go i pomagając wstać.

- Spierdalamy do windy póki czysto! - krzyknął Latynos znów biorąc się za targanie blondyny jedną ręką i ruszając w głąb korytarza prowadzącego do obydwu wind. Za nim ruszyła reszta procesji, a zamykała ją Ósemka, walcząca z magazynkiem karabinu. Tupiąc po popalonych kafelkach przebiegli te parę długich, pustych metrów aż pod same drzwi windy. Towarzyszyło im syczenie, towarzyszące uparcie każdemu przyspieszonemu oddechowi.
 
__________________
Jeśli w sesji strony tematu sesji przybywają w postępie arytmetycznym a strony komentarzy w postępie geometrycznym, prawdopodobieństwo że sesja spadnie z rowerka wynosi ponad 99% - I prawo PBFowania Leminkainena
Zombianna jest offline