Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 10-06-2017, 17:03   #31
Okaryna
 
Okaryna's Avatar
 
Reputacja: 1 Okaryna ma wspaniałą reputacjęOkaryna ma wspaniałą reputacjęOkaryna ma wspaniałą reputacjęOkaryna ma wspaniałą reputacjęOkaryna ma wspaniałą reputacjęOkaryna ma wspaniałą reputacjęOkaryna ma wspaniałą reputacjęOkaryna ma wspaniałą reputacjęOkaryna ma wspaniałą reputacjęOkaryna ma wspaniałą reputacjęOkaryna ma wspaniałą reputację
Podziemia. Droga powrotna. Cyrk czas zacząć!



- Ponieś go przez chwilę - Primus, gdy zobaczył Clarita, poprosił Aulusa podając mu szopa.
- Nie uciekamy. Nie zostawiamy towarzyszy - powiedział do alchemika wyprowadzając cios.
Ładny, czysty prawy prosty miał posłać Clarita na ziemię, ten jednak zdołał jakimś cudem uniknąć trafienia.

Clarit spodziewał się co miało nastąpić kiedy tylko Primus oddał szopa Aulusowi. Unik był szybki, chociaż cios legionisty silny i precyzyjny. Alchemik jednak nie czekał, odruchowo odwinął się trzymaną w dłoni lampą wprost w drugiego mężczyznę. Co mu odwaliło? To nie legion! A on nie czuł się w obowiązku podporządkowywać ich chorym hierarchiom i prawom.

Rozgniewany samuraj podszedł do mężczyzn, nawet nie próbując kryć irytacji.
- Naprawdę musicie okładać się po mordach w korytarzu, gdzie WSZYSTKO może nas zabić? - wykrzyknął wściekle. - Czy wyście mózgi postradali, debile?

Lampa nie dosięgneła celu, a na domiar złego zerwała się z uchwytu i z głośnym trzaskiem tłuczonego szkła i zgrzytem metalu roztrzaskała się o kamienne podłoże zalewając okolicę oliwą. Nie trzeba było długo czekać aż płyn zajmie się ogniem i tak powstała niewielka płonąca kałuża w której obecnie stali obaj mężczyźni. Nie przeszkodziło to Primusowi wyprowadzić kontrę na nieudany atak Clarita, jednak i ten cios nie sięgnął celu. Musiało to wyglądać doprawdy komicznie jak obaj ciągle chybiając próbowali swoich sił w tej krótkiej wymianie ciosów.
Alchemik odskoczył od źródła płomieni zostawiając między sobą, a legionistą fajczącą się kałużę oliwy, nie czekał jednak ani chwili dłużej tylko odwrócił się i począł się szybko oddalać od reszty grupy. Miał serdecznie dosyć tego przedstawienia. Wtedy jednak zorientował się, że Primus ani myśli odpuścić. Legionista puścił się biegiem za alchemikiem, a ten nie pozostawał dłużny. Parada cyrkowców i niepowodzeń trwała dalej. Clarit wiedział, że mimo obecnej przewagi i tego, że wciąż się oddalał nie miał najmniejszych szans na ucieczkę przed zaprawionym w boju Primusem więc postanowił zaryzykować i krzyknął przez ramię:
- Zostawiłeś rannego szopa i gonisz mnie jak kretyn! Może jednak się zatrzymamy i mu pomożemy? Do jasnej cholery, Primus! Dotkniesz mnie, a przyrzekam na wszystko, że chuja ode mnie dostaniesz, a nie pomoc! Gonisz jak debil jedyną osobę, która może coś pomóc przy tym pchlarzu! - niestety z marnym skutkiem.

~Właśnie dlatego gonię - Primus w biegu gadać nie miał zamiaru - skoro Clarit chce tracić oddech to jego wola. Dobrze pamiętał: poszedł po rannego, wrócił - nie ma medyka. Znaczy - medyk miał rannego w d.. i uciekł. Teraz trzeba go złapać i przymusowo doprowadzić do rannego.

Alchemik poczuł zimny pot spływający wzdłuż kręgosłupa. Wprawdzie odległość między nimi się zwiększała, ale na jak długo miało tak pozostać?
- Zatrzymaj się do kurwy nędzy i chodźmy pomóc temu kretynowi! Jeśli ten szop tu kojfnie to masz jak w banku, że kolejnym, który kopnie w kalendarz jesteś ty sam! Aaron zatłuczę cię jak psa za tego zawszałego szalika!
- To zawróć - krzyknął Primus.
- To ty zatrzymaj się pierwszy do cholery! - odkrzyknął do legionisty - To ty mnie gonisz!
- Bo uciekasz
- Bo mnie gonisz psisynu! - odpowiedział zwalniając do szybkiego chodu i pozwalając, aby legionista skrócił dystans między nimi.
Clarit odetchnął z ulgą. Ostatnie czego mu brakowało to dostania oklepu od legionisty z dwudziestoletnim stażem w wojsku. W życiu jednak nie spodziewał się, że Primus aż tak się na niego zaweźmie. Dezerter? Jak z koziej dupy trąba! Po chuj by się zatrzymywał, aby na nich poczekać? Alchemik nigdy nie musiał i nie chciał polegać na innych dlatego też nie rozpatrywał swojego odejścia od grupy jako dezercji. Wkurzył się tym co odwalił szop przy pierwszej już pułapce. Jeśli naprawdę chciałby uciec to dawno by go już tu nie było. Rozumiał, że legionista był chowany w surowych warunkach, ale to przekraczało granice pojmowania alchemika. To było po prostu nielogiczne! Spojrzał na drugiego mężczyznę spode łba.
- Już tylko słowa do mnie trafiają, bo nie jestem ułomny na umyśle - żachnął się na zakończenie i ruszył w drogę powrotną ku drużynie. W końcu trzeba było jeszcze ugasić to pieprzone ognisko.

***

Droga powrotna ciągnęła się w nieskończoność. Mogliby przysiąc, że jest znacznie dłuższa niż droga którą przyszli, lecz złożyć to można było na karb wielu czynników. Zmęczenie dawało o sobie powoli znać, po zapale jaki mieli schodząc nie pozostał ślad, zastąpiła go natomiast gorycz porażki, a w przypadku Szopena ból i okaleczona kończyna. To też szli bez entuzjazmu, w ciszy, pokonani przez starożytne zabezpieczenia.
W końcu, wiele godzin później, dotarli do ukrytych drzwi przez które weszli do tego mrocznego lochu. Znajomy zapach piwnicy, zapach wody i zapasów na zimę tchnął w nich odrobinę optymizmu, ciągle dźwigali na barkach brzemię porażki, lecz teraz wrócili przynajmniej do bezpiecznego schronienia.
 
__________________
Once upon a time...
Okaryna jest offline