Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 10-06-2017, 22:36   #8
kanna
 
kanna's Avatar
 
Reputacja: 1 kanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputację
Rankiem

Bones radośnie przytaknął na propozycje Jo dotyczącą śniadania oraz gry ‘zwiedziłem całą Kalifornię wiem gdzie są najlepsze gofry’
- Naprawdę? Macie tu lepsze gofry niż te u Poppy i w Encino? - spojrzał na Jo, czekając na reakcje.
Joachim zmrużył oczy i na chwilę zerknął na Chrisa, dobry humor jakby mu przeszedł gdy przypomniał sobie, że ten tu jest.
- Encino i wszystko co jest blisko San Francisco jest dla mnie jak piekło na ziemi. Okropne miejsca - pokręcił głową.
- W takim razie nie mogę się doczekać kiedy spróbujemy, tych tutaj.
- Bardzo chętnie zjem coś ciepłego
. -Pat uśmiechnęła się podpalając papieros. - Polecasz jakiś specjał?
- Prowadź, Joachimie
- Deanna zakończyła słowną przepychankę.

Staruszek szybko dopił kawę i wyszedł zza blatu przez rozpadającą się furtkę z boku. Wyszedł z recepcji ostatni i nie dało się nie zauważyć, że nie zamknął za sobą drzwi. Widocznie bardzo ufał swoim współmieszkańcom.
- Jeśli nie dbacie jakoś szalenie o linie, bo wiem, że to modne - powiedział klepiąc się po lekkim brzuszku. - To musicie spróbować specjałów na słodko. Henry pracuje w zawodzie pięćdziesiąt lat zna się na rzeczy, przejął interes po swoim ojcu, zmienił nazwę na swoje imię i tak samo zrobi jego syn Aaron jak przejmie bar… nieistotne - powiedział ostrożnie idąc krawędzią drogi, jakby nie chcąc zdeptać najlepszego kawałku asfaltu w mieście, mieszczącego się na głównej ulicy do której centrum się zbliżali.
- Czyli pracujecie w tej samej firmie co pan Thomas? Nieruchomości, wykupywanie ziemi i tak dalej? - spytał z lekkim niepokojem.
- Chris pracował z Thomasem. My tylko przyjechałyśmy pomóc. - Pat szła tak by nie dymić na Deanne.
- Ah w ten sposób… - pokiwał głową zastanawiając się. - Mało kto przychylnie patrzył na pana Thomasa będącom szczerym. Nie żeby był niemiły czy coś, ale nikomu się nie widzi sprzedawać swojej ziemi, ale wiadomo jeśli udałoby mu się namówić jedną osobę, potem drugą… i cholera wie co by zrobili z naszym domem - powiedział rozkładając ręce, jakby chcąc objąć całe miasteczko.
- Ale z drugiej strony co tu u licha zbudować, co nie? To mnie strasznie męczyło! - dodał uśmiechając się i odwrócił się do Chrisa, chore oko zleciało mu gdzieś na bok gdy spojrzał na mężczyznę. - Pan pewnie też nie może powiedzieć po co chcecie tu kupować?
Bones wykonał ruch ręką jakby miał dotknąć ramienia Jo, w ostatniej chwili jednak powstrzymał się. Zasępił się i powiedział zniżonym głosem:
- Po tym jak się dowiedziałem jak sprawa wygląda, sam chciałbym wiedzieć. Naprawdę mam nadzieję, że ten co chce tutaj sypnąć kasą nie będzie wam chciał wszystkiego zwywracać. Uwielbiam takie miejscowości, które trzymają się swojego porządku przez dziesiątki lat. Ale robota, to robota. Czasem, jej szczerze nienawidzę. Poza tym, z całym szacunkiem Joachimie dla tego miasteczka, poza zapewne świetnymi ludźmi, nie ma tu zbyt wiele do… No przecież nie zbudują tu drugiego Las Vegas, bo jedno już jest. - zaśmiał się bez przekonania.

Pat gdy tylko Chris podjął rozmowę odsunęła się lekko i szła obserwując okolicę. Była ciekawa czy Thomas w drodze do knajpy widział swój cel. Zerkała na ludzi, budynki była ciekawa jak miasteczko zniesie obecność trzech detektywów.
Stosunkowo sporo ludzi kręciło się przy ulicy, przynajmniej jak na takie miasteczko. Wszyscy zbierali się do pracy, pakowali rzeczy do samochodów, które im się przydadzą na roli, niektórzy wracali ze sklepu, dzieciaki szły na autobus. Większość zdawała się zbyt zajęta i zafrasowana poranną rutyną by zauważyć, że coś jest inaczej. Kilka osób pomachała Joachimowi, a ten odwdzięczył się tym samym, zatrzymali na chwilę wzrok na jego towarzyszach, ale nie na dłużej.
Patricia jednak poczuła na sobie czyjś upierdliwy wzrok. Rozglądając się natrafiła na budynek związkowców - zrzeszenia pilnującego interesów i praw lokalnych rolników, do którego przy okazji i dla wygody przyłączono oddział western union. Stojący za szybą starszy mężczyzna o surowej twarzy uważnie obserwował gości motelarza. Nie wyglądał za uprzejmie, jak stary, zniszczony życiem urzędnik, ale tacy raczej wszystkich ignorowali bardziej niż przeszywali wzrokiem tak agresywnie jak ten.

Przed związkiem zatrzymał się samochód i kierowca w pośpiechu wszedł do budynku. Pracownik jeszcze przez chwilę patrzył na nowoprzybyłych, ale ostatecznie zajął się gościem.
Joachim uśmiechnął się pod nosem.
- Z całym szacunkiem, ale nasze miasteczko ma więcej do zaoferowania niż ci się wydaje, zawsze miało - odpowiedział stosunkowo uprzejmie dla Chrisa, nie patrząc jednak na niego. - Temu też ludzie tutaj nieprzychylnie patrzą na wszelkiego rodzaju inwestycje. Więc dobrze ci radzę, jeśli będziesz kontynuować pracę swojego kolegi, rób to grzecznie - dodał kiwając palcem.
Pat z uśmiechem pomachała mężczyźnie nim ten odwrócił wzrok. Odruchowo zapamiętała rejestrację i typ wozu jaki podjechał. Bardziej by ćwiczyć pamięć niż cokolwiek innego.
- Mocno macie rozwinięte rolnictwo?
- Zapytała z zaciekawieniem Jo.
- Większość z nas się tym zajmuje - odpowiedział wzruszając ramionami. - Kukurydza na ziarno, dopiero co skończyliśmy zbiory. Niewiele innego tu jest do roboty.
- Każda ziemia ma olbrzymi potencjał, wiesz jak jest. Agroturystyka i te sprawy.
- Pat dopaliła papieros i wrzuciła do najbliższego kosza. - Czemu właściwie patrzą nieprzychylnie? - Zainteresowała się. - Wiesz rozumiem, że nikt nie lubi jak się rusza jego grunt, ale czasem to może przynieść sporą korzyść. Byleby wybrać coś co nie będzie zawadzać lokalnej społeczności.
- Kwestia historii. Nie mamy zbyt dobrej lokalnej historii z wielkimi inwestorami. Ah, jesteśmy
- wskazał na przybytek, przyjazny, raczej typowy i niczym nie wyróżniający się amerykański bar mleczny, taki jakich było pełno na drogach i pustkowiach takich jak to.

Joachim uprzejmie otworzył drzwi i puścił panie przodem. Wnętrze było klimatyzowane co było wielkim udogodnieniem w obecnej pogodzie. Obłożone czerwoną podróbką skóry siedzenia były już trochę zdarte i zużyte, ale dalej całkiem wygodne. Klientów było całkiem sporo, przynajmniej połowa sporawego jak na tutejsze standardy lokalu była wypełniona. Trzy kelnerki sprawnie uwijały się z zamówieniami, większość gości pewnie zamawiała to co zwykle, a kucharze byli przygotowani na poranny tłum.

Usiedli przy stoliku na cztery osoby, w rogu przy oknie i zaraz podeszła do nich kelnerka w pomarańczowej sukience do kolan, z białym i troszkę umorusanym fartuchem, z którego kieszonki wyjęła notatnik i długopis. Była najmłodszą z obsługi w lokalu, chyba, że w kuchni chował się ktoś młodszy. Miała maksymalnie dwadzieścia parę lat, wiek w którym raczej należałoby się spodziewać, że raczej ucieknie z takiego miasteczka na odległe studia, ale skoro jeszcze tego nie zrobiła, zapewne nie miała planów kiedykolwiek opuścić Father’s Pride.
Blondynka spojrzała na całą trójkę po kolei, przez sekundę oceniając każdego z osobna.
- Cześć Joachimie - uśmiechnęła się do staruszka, który skinął jej głową. - Co dla was?
- Gofry oczywiście!
- odpowiedział za wszystkich. - Z owocami i syropem, bez sprzeciwów - dodał stanowczo.

Chris, mający jeszcze w pamięci palec Joachima nie zamierzał się sprzeciwiać, nie mówiąc o tym, że lubił gofry z owocami. Kiwnął więc z entuzjazmem głową i dodał
- Oraz kawę, jeśli można. - Dotychczas nie miał wątpliwości, co do profesjonalizmu Thomasa w kwestiach prowadzenia śledztwa, teraz jednak zaczął się poważnie zastanawiać co to za człowiek. Miał obserwować obiekt i to wszystko, a tymczasem wyglądało na to, że zdenerwował połowę miasteczka. Jakby nie było, rzadka umiejętność. Uśmiechnął się do Jo przyjaźnie i zaczął się lekko niecierpliwić w oczekiwaniu na gofry. Naprawdę je lubił.
Pat także przytaknęła potwierdzając wybór. Po czym zwróciła się szeptem do Joachima.
- Orientujesz się gdzie siadał Thomas?
- Raz z nim jadłem śniadanie, właśnie tu gdzie siedzimy, przysiadłem się i nie wygonił
- powiedział stukając palcem w blat. Z miejsca gdzie siedzieli można było obserwować cały bar i główną ulicę. - Sporo tu przesiadywał, pijał dużo kawy…
- Nie sypiał?
- Chris uznał że może dać popis swojej inteligencji.
- Nie wiem, nie zaglądam ludziom do pokoi… ale sporą część nocy spędzał na dworze, chociaż nie wszystkie - pokiwał głową, poprawiają ułożenie solniczki, chusteczek i innych akcesoriów stołowych.

Pat pociągnęła nosem czując dochodzące z kuchni zapachy.
- Przytyję od stołowania się tutaj. - Uśmiechnęła się. - Palił przed motelem, prawda? Szukam miejsca dla siebie co by nie przeszkadzać za bardzo pozostałym.
Motelarz pokiwał głową.
- Codziennie rano zgarniałem niedopałki sprzed ławki, nie pomyślałem żeby postawić jakąś popielniczkę, teraz trochę rozmazanego tytoniu zostało na betonie… jak dobrze, że sam to rzuciłem lata temu, żona mnie namówiła - pokiwał głową uśmiechając się w dziękczynnym geście dla nieobecnej małżonki.

Pat wyjrzała przez okno ciekawa co takiego mógł widzieć stąd Thomas. Najchętniej spędziłaby teraz dzień lub dwa i poobserwowała trochę miasteczko. Wyczuła jego rytm. Dawno nie była w czymś tak małym.
Można było powiedzieć, że restauracja znajdowała się w samym centrum miasteczka, pomimo iż nie umiejscowiono jej dokładnie pośrodku głównej ulicy. Jednak z tego miejsca gdzie siedzieli rzeczywiście mogli obserwować serce Father’s Pride i jego bicie. Urząd miasta, budynek związkowców, najważniejsze sklepy czyli ten spożywczy i ten z narzędziami. No i oczywiście inny bar, ale już ten gdzie bardziej szło się na kolację zakrapianą alkoholem w piątek wieczór, albo po ciężkim dniu pracy, zbiorów wypalić trochę tytoniu i zrelaksować się przy whiskey. Bar nazywał się po prostu Pride i był stosunkowo malutki, a jako jeden z niewielu był zrobiony w zdecydowanej większości z drewna. Stary budynek, ale starannie konserwowany i remontowany.
Patricia odnosiła dziwne wrażenie, że czegoś brakuje w tym obrazku idealnej, stereotypowej wręcz małej miejscowości, ale ciężko było jej położyć palec na tym co to dokładnie było.

Jedzenie przyszło zadziwiająco szybko. Sporawy talerz z trzema nałożonymi na siebie goframi, z owocami rozsypanymi na bitej śmietanie położonej na najwyższym, okrągłym gofrze i syropem pokropionym w idealnej proporcji pomiędzy poniższymi piętrami. Wyglądało i smakowało znakomicie, co szczególnie było widać po Joachimie, który jak na staruszka, pochłaniał swoją sporawą porcję w oszałamiającym tempie.
Pat jedząc w milczeniu obserwowała ten “obrazek”. Nie lubiła gdy wszystko jej mówiło, że coś jest nie tak, a ona nie ma pojęcia co. Ratusz? Niby był urząd. Kościół. Nie mieli tu kościoła.
Patricia próbowała przypomnieć sobie wszystkie części miasteczka jakie widziała, ale rzeczywiście nie mogła skojarzyć żadnej budowli z krzyżem na górze wieży. Usilnie rozglądając się za oknem nie dostrzegła nigdzie ani jednego krzyżą, ani tym bardziej kościoła. Mogła potem rozejrzeć się po mieście bardziej, nie widziała stąd całego miasteczka, ale wyglądało na to, że jej spostrzeżenie było jak najbardziej trafne.

Chris nie zamierzał zostawiać Jo zanadto z przodu. Dobrał się do swojej porcji, jakby od tygodnia nie miał nic w ustach.
- Matko - mówił z pełnymi ustami, co jakiś czas przełykając. - Miałeś rację Joachimie, rzeczywiście przepyszne. Skąd na… akurat tutaj, takie świetne gofry? - nie były to może najlepsze gofry jakie w życiu jadł, ale przewyższały jakością wszelkie sieciówki, a to już było dla Chrisa sporo.
- Czegoś tu nie rozumiem - zamachał chaotycznie widelcem - po co człowiek od handlu nieruchomościami siaduje po nocach na ławce? - zastanawiał się chwilę konsumując kolejne kawałki gofrów - Może… może po prostu miał jakieś problemy osobiste i wyjechał? - Popatrzył na dziewczyny i recepcjonistę wzrokiem skończonego idioty, który właśnie odkrył koło. - Ja na przykład nigdy nie przesiaduję po nocach. Zajmuję się pracą głównie w dzień. W nocy wszystko jest zamknięte - zakończył z przekonaniem.
Joachim popatrzył przez chwilę na Chrisa, po czym spokojnie wrócił do jedzenia.
- Ja tym bardziej - powiedział pomiędzy kęsami. - Pan go chyba zna tak? Pan niech mi powie. Mi tam zresztą to nie przeszkadzało. Zapłacił za pobyt to niech robi w jego trakcie co chce - dodał wzruszając ramionami.
- Nie bardzo - Chris odpowiedział tym samym gestem - w zasadzie to wcale. Ja jestem z biura w LA. On był skądinąd. Powiedzieli mi tylko, że jest robota, to jestem. Po drodze się dowiedziałem, że ten co ją dotychczas robił gdzieś wyjechał - przełknął kawałek gofra. - Pewnie, że mógł robić co chciał. Nie moja to sprawa, ale ja wieczorami to chodzę tylko na spacery, a w nocy śpię. A on co? W nocy siedział i palił, a w dzień siedział i pił kawę? To chyba na bogatego nie wyglądał, bo taką robotą to się jeszcze żaden agent nieruchomości nie dorobił - Bones skrzywił się bez zrozumienia dla dziwnych obyczajów tego człowieka.

- Czy jest szansa na herbatę? Lub jeszcze lepiej sok pomarańczowy - Deanna uśmiechnęła się do kelnerki. Zagarnęła bitą śmietanę na brzeg talerzyka i zaczęła wygrzebywać z niej owoce.
- Kiedy ostatni raz widziano Thomasa? - powtórzyła pytanie, na które ciągle nie dostała odpowiedzi. - I gdzie? Tutaj, w hotelu, na tej ławce? Dopytałeś Joachimie, żonę o pokój ?
Hotelarz popatrzył na kobietę, lekko zdziwiony, a może trochę przestraszony. Chore oko uciekało mu dwa razy szybciej i chyba zdając sobie z tego sprawę odwrócił wzrok.
- Małżonka go nie widziała od dwóch dni, a gdzie go ostatnio widziano… skąd mam wiedzieć. Jeśli chcecie możecie spytać szeryfa… ma biuro z tyłu urzędu miasta, oddzielne wejście. Jeśli do jutra nie wróci to sprzątniemy mu pokój i tyle z mojej strony… - dodał ponuro.
- Chcielibyśmy wejść jeszcze dziś do jego pokoju. Szczególnie Chris, on bez problemu rozezna się w dokumentach Thomasa. Nie będzie problemu, prawda? Możemy tam się udać bezpośrednio po śniadaniu.
Chris spojrzał na Deannę jakby zaproponowała mu właśnie handel narkotykami. Ta spiorunowała go wzrokiem i wykonała do Joachima gest o znaczeniu “Bardzo za niego przepraszam, długo jechaliśmy “
- Ale dlaczego ja miałbym grze… aaa… dla dobra śledztwa. No tak. Naprawdę nie uważacie że wyjechał z powodów osobistych? - zaczął chwilę stukać końcem widelca o blat stołu, a potem spojrzał na wszystkich jakby się czegoś przeraził.
- Joachimie, uważasz, że ktoś mógłby chcieć tutaj zrobić krzywdę temu Thomasowi, tylko dlatego, że był trochę dziwaczny? To byłoby chyba trochę niekulturalne… W sumie to chętnie przeglądnę dokumenty Thomasa, jest w końcu z mojej firmy. Może ustalił już część danych, nie musiałbym rozpytywać o to powtórnie mieszkańców i niepotrzebnie ich denerwować - zakończył powoli wypowiadając ostatnie wyrazy.
- Więc ustalone - Deanna zdawała się przeoczyć fakt, że Joachim się nie opowiedział w rzeczonej kwestii. - Chris sprawdza pokój, ja odwiedzę szeryfa. Pat? - spojrzała na dziewczynę.
- Przejdę się z Chrisem, rozejrzałabym się po swojemu, a potem… - Pat zamyśliła się, cały czas patrząc na krajobraz za oknem. Dopiero po chwili zerknęła na swoich towarzyszy. - ... chyba kupię drugą paczkę.

Joachim wytarł usta chusteczką odsuwając talerz na bok i wbił wzrok w blat stołu.
- Nie mogę ot tak was wpuścić do jego pokoju, nie jestem taki durny, to nielegalne. Szczególnie, że w zasadzie nie daliście mi żadnego dowodu na to, że w ogóle go znacie, czy pracujecie z nim - wstał z siedzenia i stanął przed stołem. - Chciałem okazać wam trochę gościnności, ale jesteście bardziej nachalni niż myślałem. Wciskacie się tam gdzie nikt was nie prosi… jeśli szeryf pozwoli wam rozejrzeć się po pokoju proszę bardzo, ale bez jego zgody tam nie wejdziecie - powiedział poważnie. Odszedł od trójki detektywów, szybko zapłacił przy ladzie za swoją porcję i wyszedł gniewnym, szybkim krokiem.

Młoda kelnerka spojrzała za hotelarzem, po czym zwróciła wzrok na przybyszy. Zmarszczyła brwi i na chwilę zniknęła w kuchni. Wróciła z zimnym sokiem pomarańczowym i herbatą dla Deanny.
- Nie wiedziałam, które dokładnie pani chce więc przyniosłam to i to - powiedziała cicho. - Nie wiem co macie do Joachima, ale proszę nie stresujcie go za bardzo. Ma wystarczająco ciężko… - dodała przepraszającym tonem.
- No właśnie nie wiedziałam, na co mam ochotę... Ciężko? - zdziwiła się Deanna popijając sok. - Motel kiepsko idzie? Coś z jego żoną? Zdrowiem?
Dziewczyna pokiwała głową.
- Zmarła cztery lata temu. Nie znosi tego dobrze... Jakbyście czegoś jeszcze potrzebowali dajcie znać - rzuciła odchodząc do innego klienta.

- Heh. - Chris zwrócił się do dziewczyn jak kelnerka odeszła -Trochę go przycisnęliśmy. Z tymi ludźmi trzeba ostrożnie, w końcu tak w zasadzie nie wiemy dlaczego Thomas zniknął. Wiemy tylko, że zachowywał się jak idiota i wkurzył połowę miasteczka. Pełen profesjonalizm. - zastukał w blat ponownie, tym razem naprawdę zamyślony - Mogę iść go przeprosić, może go udobrucham, on może sporo wiedzieć co się tutaj dzieje. Wejść do pokoju Thomasa można na różne sposoby. Dobra?
- Idź, nie ma co zaogniać sytuacji, która i tak jest kiepska…
. - Pat zamyśliła się. -... Jego żona nie żyje od 4 lat, a nie widziała Thomasa od 2 dni? Czy tylko mi coś nie pasuje?

- Facet nie pogodził się ze śmiercią żony
- mruknęła Deana, popijając dla odmiany herbatę. - Skoro minęły 4 lata, to już nie żałoba a zaburzenie. Joachim wymaga pomocy. Dobra, w takim razie idźcie od razu do hotelu, ty Pat zagadasz Joachima, a Chris sprawdzi pokój. Ja spróbuję wyciągnąć coś od szeryfa. Pytania? Sugestie?
- Mówiąc ‘iść go przeprosić’ miałem na myśli rzeczywiście iść go przeprosić
- rozumiał koncentrację na celu Deanny, niemniej sam wolał bardziej subtelne formy załatwiania spraw. Wiedział jednak, że subtelnie, to też czasochłonnie. - Zobaczymy co da się zrobić.

Wstał od stolika i podszedł do lady, żeby zapolować na kelnerkę, która ich obsługiwała.
- Przepraszam, na sekundę. Powiedziała Pani, że żona Joachima zmarła jakiś czas temu, tymczasem on mówi o niej jakby nadal żyła.
Kelnerka pokiwała głową.
- Tak jak powiedziałam, nie znosi tego dobrze. Nikt nie próbuje mu wybić tego z głowy, jak próbowali to robił się bardzo agresywny...
Bones zasępił się
- Wydaje mi się, że popełniłem niechcący straszną gafę. Muszę go przeprosić. Co Joachim lubi u was najbardziej? Zaniosę mu, chociaż tak się zrewanżuję.
Dziewczyna przestąpiła z nogi na nogę i spojrzała gdzieś za Chrisa.
- Ojej… niepotrzebnie w ogóle coś mówiłam tylko mu kłopotów narobię. Przepraszam, ale o tej godzinie mamy spory ruch… - powiedziała obchodząc go z boku. Szybko się jeszcze obróciła i rzuciła. - Jeśli skończyliście zostawcie pieniążki na stole, dobrze?

‘Jakich, kurwa, kłopotów? Pierdolony dom wariatów.’ Bones poszalał w myślach i wrócił do stolika. Ustalił nowy plan, ale na razie chciał porozmawiać z dziewczynami.

Pat w między czasie zwróciła się do Deanny.
- Wiesz… mogę z nim pogadać, ale nie jestem psychiatrą. Jeśli Chris chce gadać to czemu nie on?
- Myślałam o tym, że tobie łatwiej będzie odwrócić uwagę Joachima, kiedy Chris będzie się włamywał. Ale możecie oczywiście sami zdecydować.


Chris wrócił do stolika:
- Wszyscy tutaj są jacyś dziwni - odliczył pieniądze z niewielkim napiwkiem i dodał: - Skoczę kupić kwiaty dla żony Joachima i pójdziemy - spojrzał na Pat pytająco - go przeprosić. Spróbujemy zdobyć ten klucz. Może się uda. Poza przeglądnięciem pokoju Thomasa nic więcej konkretnego tam nie potrzebujemy, nie? Trzeba by coś więcej wydobyć z mieszkańców, ale nie wygląda, aby to była prosta sprawa. Oraz zlokalizować tego chłopa, którego mamy śledzić…
- Ja podjadę do szeryfa. Myślę, że już czas na to, aby zgłosić oficjalne zaginięcie..
- Dobra
. - Pat wstała od stolika, zostawiając zapłatę za swoją część. - Skoro żony nie ma po prostu wejdę na zaplecze. - Dodała szeptem, stając obok Chrisa. Po to by po chwili odezwać się normalnym głosem. - Chodź pomogę ci wybrać kwiatki.

Deanna dopiła swoje napoje, zostawiła na stole rozgrzebane gofry i niewielki napiwek, a potem poszła do biura szeryfa.
 
__________________
A poza tym sądzę, że Reputację należy przywrócić.

Ostatnio edytowane przez kanna : 11-06-2017 o 10:44. Powód: Końcówka
kanna jest offline