Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 10-06-2017, 23:13   #271
Kostka
 
Reputacja: 1 Kostka ma wspaniałą reputacjęKostka ma wspaniałą reputacjęKostka ma wspaniałą reputacjęKostka ma wspaniałą reputacjęKostka ma wspaniałą reputacjęKostka ma wspaniałą reputacjęKostka ma wspaniałą reputacjęKostka ma wspaniałą reputacjęKostka ma wspaniałą reputacjęKostka ma wspaniałą reputacjęKostka ma wspaniałą reputację
Zimne powietrze poranka otrzeźwiło nieco bartnika, a jego umysł rozproszony bólem zdołał się skupić. Odgłosy dochodzące do Martina pozwoliły mu przypuszczać, że zamęt na rynku wcale nie minął. Co więcej coś działo się w Arsenale.
Wizja odpoczynku nęciła Remiego, jednak poczucie obowiązku było dużo silniejsze. Dlatego odwrócił się od swojego domu i ruszył najszybciej jak mógł w kierunku domu krasnoludzkich braci.
I Sophie, podpierając rannego mężczyznę, pospieszyła w tamtym kierunku. Głodna, zmęczona i naburmuszona nie odezwała się ani słowem. Potrzebowała jedzenia i odpoczynku, a wyglądało na to, że żadnej z tych rzeczy już dziś nie uświadczy.

Dom był to nieduży, ale widać, że bracia o niego dbali. Na zewnątrz tliła się lekko lampa, co było miłym gestem dla gości oraz przechodniów.
Łuna ognia odbiła się od szyby i doleciały do uszu Remiego krzyki z placu.
- Dobrze, że nie mieszka pan sam, sieur Martin - powiedziała dziewczyna, skinąwszy głową na zapaloną lampę, gdy zbliżali się do drewnianych drzwi. - Ktoś musi pana doglądać, aż pan całkiem nie wydobrzeje.
- To prawda, że nie mieszkam sam. Ale to nie do mojego domu idziemy - sprostował Martin. - Coś dzieje się na placu, a po starciu z tym goblinem nie zamierzam tam wracać sam. Pani jednak bierze udział w tym konflikcie tylko przez przypadek. Lepiej byłoby dla pani, gdyby zaszyła się gdzieś na razie - powiedział Remi, posyłając kobiecie zaskakująco zimne spojrzenie.
- Wracać?! - zapytała, aż przystając ze zdziwienia. - Pan raczy żartować! W takim stanie?!
Martin zatrzymał się tylko, by wyplątać ramię z chwytu Sophie.
- Zapewniam, że moje poczucie humoru objawia się w inny sposób - burknął. Napięcie i ból skutecznie zmniejszały pokłady cierpliwości bartnika.
- [/i]Po prostu muszę skończyć, co zacząłem. Jeśli szeryfowie pozostaną w mieście, prędzej czy później zapukają do moich drzwi. Jak już mówiłem, pani nie musi się w to wplątywać[/i] - powiedział i ruszył ku drzwiom.

Tę wymianę zdań przerwał rozdzierający krzyk. Z początku był osamotniony, ale za chwilę zawtórował mu kolejny. Podniosła się wrzawa. Na rynku, przed arsenałem tłum dopadł goblina. Mężczyzna z początku wrzeszczał, błagał o litość, później piszczał, by w końcu zamilknąć w akompaniamencie łamanych gnatów i rozrywanych tkanek.
Mieszkańcy dokonali tego mordu w zupełnej ciszy. Nie podnosili głosów, nie namawiali się wspólnie…
Martin przystanął w pół kroku i z niedowierzaniem przyglądał się scenie jak z koszmarnego snu. Ludzie, których znał całe życie, mordowali z obojętnością z jaką odbiera się życie kurczakowi. Spodziewał się wściekłości, nienawiści...ba! Nawet liczył, że mieszkańcy pomogą rozprawić się z szeryfami. Ale teraz, zachowywali się niczym Vince. Mechanicznie wykonują zadanie.
- Magia - syknął, gdy minął pierwszy szok. Już raz wpłynęła na zachowanie mieszkańców. - Wiesz coś o tym? - zwrócił się do panny d’Artois. Jednocześnie jego ręka jakby sama powędrowała do pistoletu.
- Jaka tam magia - żachnęła się dziewczyna, ściągając uniesione dotychczas brwi. - Wściekła tłuszcza, ale jak panu jeszcze mało - powiedziała, wskazując na świeże opatrunki - to proszę iść. Szkoda było zawracać głowę tamtej kobiecie, skoro i tak zamierza pan wrócić i niepotrzebnie nadstawiać karku. Ja idę się “zaszyć gdzieś na razie” - powtórzyła z przesadą po mężczyźnie - i mimo wszystko panu radzę zrobić to samo. - Sophie rzuciła mu ostatnie gniewne spojrzenie, ściągnęła ręce wzdłuż tułowia, odwróciła się na pięcie i ruszyła w kierunku wynajmowanego pokoju u pani Beaumanoir. - A chciałam tylko zjeść kolację - dało się słyszeć ciche narzekanie zza pleców odchodzącej kobiety.

Remi pokręcił głową. Dziewczyna musiała udawać. Nikt nie uwierzyłby, że to po prostu lincz.
- Tak nie zachowuje się wściekła tłuszcza - powiedział bartnik cicho, ale z naciskiem. Skoro Sophie sama nie chciała tego przyznać, Martin postanowił wyłożyć wszystkie karty na stół.
- Coś na nich wpłynęło. Wiem, że samą kulą pani tego goblina nie załatwiła i że zna się pani na tych… rzeczach. Jeśli może pani spróbować dowiedzieć się, co się z nimi stało - tu wskazał w stronę Arsenału - niech pani to zrobi. Proszę - dodał niechętnie. Miał u Sophie dług, ale nie potrafił się zmusić do zaufania jej. Tylko po co ratowałaby mu życie, gdyby miała niecne zamiary?
 
__________________
Hmmm?

Ostatnio edytowane przez Kostka : 28-06-2017 o 10:02.
Kostka jest offline