-
Podróżujemy w kierunku Wielkiej Rozpadliny- odrzekł Boro, młodszy z mężczyzn o bujnej czuprynie.
-
Szukamy jakiegoś krasnoluda, który mógłby nauczyć nas trochę więcej o płatnerstwie niż to co wiemy do tej pory. Krasnoludy z Północy nie są zbyt skore do dzielenia się swoją wiedzą, więc uznaliśmy, że prędzej uda nam się coś zdziałać na południu niż znajdziemy brodacza z Srebrnych Marchii chętnego do pomocy… wtrącił Lucian -
A że machać mieczem potrafimy to wybraliśmy taką formę podróży- dodał na koniec.
Paladynka pokiwała głową ze zrozumieniem.
-
Z doświadczenia wiem, że w stolicy są braki w rzemieślnikach zdolnych zająć się naprawą elfiego dzieła - skomentowała Venora, wspominając swoje własne niedawne przejścia z elfią płytówką. -
Choć mam nadzieję, że podróż minie spokojnie to jednak dobrze wiedzieć, że umiecie posługiwać się mieczem - dodała krzyżując ręce przed sobą. Spojrzała na Albrechta.
-
Powinniśmy rozejrzeć się po statku, obejrzeć gdzie co jest, by w razie draki wiedzieć jak działać - zasugerowała by razem udali się na pokład.
Mężczyzna skinął jej głową -
Pogadamy potem- zwrócił się do Luciana i Boro, po czym ruszył na pokład. Gdy wspięli się po wąskich i stromych stopniach na pokład akurat zamykano klapę, przez którą wprowadzono wierzchowce Helmitów. Załoga składała się z opalonych i dobrze zbudowanych młodych mężczyzn. Każdy wiedział co do niego należy i każdy robił to z niezwykłą wprawą, jakby pływali od najmłodszych lat. Żagiel został rozciągnięty, i okręt powoli ruszył w kierunku wybrzeża, a Venora z zasmuconą miną żegnała wzrokiem port i panoramę Suzail.
-
Nie martw się - usłyszała głos Gritty -
Niebawem wrócimy z twoimi bratankami- pocieszała ją.
-
A jeśli klasztor postanowi wydalić cię z naszych szeregów to rozpytam u kuzyna o pracę w szynku- zażartował Albrecht.
Venora na słowa elfki westchnęła tylko. Nawet nie wyobrażała sobie jak mogłaby w to miejsce powrócić bez chłopców. Za to po tym co powiedział kapłan spojrzała na niego. W pierwszej chwili miała urażoną minę, lecz już po krótkiej chwili uśmiechnęła się i zaśmiała z tego.
-
Moja matka by skakała z radości gdybym porzuciła miecz i tarczę na rzecz takiej właśnie zmiany w swojej karierze - stwierdziła z rozbawieniem. -
Eh, jestem wam wdzięczna za to, że jesteście w tym ze mną.
-
Uratowałaś mi życie- stwierdziła elfka -
Jak mogłabym cię z tym zostawić?- wzruszyła ramionami, zaś Albrecht tylko przyglądał się pannie Oakenfold w milczeniu, jakby nie miał lub nie chciał wyjawić powodu swojej decyzji o dołączeniu do tej wyprawy.
Rycerka uśmiechnęła się do Gritty.
-
Bez ciebie nie udałoby się tak prędko wyruszyć - odparła z wdzięcznością i skierowała wzrok na kapłana. Kiedy jej i Albrechta spojrzenia się skrzyżowały, Venora poszerzyła uśmiech. Zastanawiało ją, dlaczego mężczyzna położył na szali swoją karierę, spokojną pozycję, po to tylko by wyruszyć w nieznane z jakąś świeżo upieczoną paladynką, która nic tylko ciągle pakuje się w coraz to większe kłopoty.
~
Czyżby znudziło mu się dotychczasowe życie? ~ zastanowiło ją, gdy wpatrywała się w kapłana. W końcu mawiało się, że wierzchowce upodabniają się do swoich właścicieli, więc możliwym było, że nie tylko Młot "marnował" się nie mogąc brać udziału w akcji. Paladynka uznała jednak, że jeśli helmita zechce to przecież opowie jej o swych motywach. Ona sama natomiast, niezależnie od powodów, dla których Albrecht do niej dołączył, tak po prostu cieszyła się, że był tu z nią. Myśli panny Oakenfold nagle zmieniły tor.
-
Albrechcie, tak mnie zastanowiło. Czy ja w nocy mówiłam coś przez sen? - zapytała go, bo jak dotąd to gdy miała koszmary to albo sypiała sama w pokoju, albo, jak za czasu wyprawy do Grumgish, był przy niej Arthon, a on i tak by jej nic nie powiedział. Nagle też zdała sobie sprawę, że Arthon musiał wiedzieć o jej koszmarach jakie miała za dziecka. Czyżby wtedy gdy mu o nich wspomniała zaniepokoił się, że znów jego mała siostra je ma?
-
Nie. Zupełnie nic odrzekł krótko kleryk.
-
Podróż potrwa około trzech dni wtrąciła się elfka zmieniając znów temat -
Oby pogoda nam sprzyjała- klepnęła dziarsko Albrechta w ramię -
Grogu?- spytała z demonicznym uśmiechem, lecz kapłan tylko ciężko westchnął i pokręcił głową.
-
Ja nie odmówię - odparła paladynka, która zaczęła cenić sobie kojące właściwości alkoholu.
8 dzień przypływu lata według rachuby Dolin. Morze spadających gwiazd
Zwijać żagle!- krzyczał ktoś na pokładzie -
Szybciej! Szybciej!- ktoś inny wrzasnął.
-
No tak, Tymora nas uwielbia… burknął Boro. Okręt bujał się znacznie mocniej na falach, niż rankiem kiedy wypływali z portu. W oddali było słychać trzaskające pioruny, a to oznaczało sztorm.
-
Jak myślicie? Umberlee czy Talos ma gorszy dzień?- zażartował Lucian, lecz zarówno Venory jak i Albrechta ten żart średnio bawił.
-
Idę na zewnątrz. Zobaczę czy nie potrzebują pomocy…- oznajmił, choć widać było po jego wyrazie twarzy, że mimo szczerych chęci, średnio podoba mu się jego własny pomysł.
-
Idę z tobą - odparła Venora wstając ze swojej koi.
Wspinaczka po stopniach nie była łatwa, gdy okrętem rzucało na boki. Klapa pod pokład była zamknięta, lecz Albrecht poradził sobie z jej otworzeniem. Venora ujrzała czarne od burzowych chmur niebo, które raz po raz jaśniało od piorunów.
-
A wy po co tu?!- krzyknął jeden z marynarzy.
-
Chcemy pomóc! Przydamy się na coś?-
-
Cholera wie! Przede wszystkim nie wpadnijcie za burtę, bo nikt was nie wyłowi!- silny, wyjący wiatr przyniósł pierwsze krople deszczu, które w krótką chwilę zmieniły się w zacinającą ulewę. Gdy Venora rozejrzała się po okręcie ujrzała na mostku młodą kobietę o rudych włosach, w czerwonej sukni, która trzymając się poręczy wpatrywała się w niebo. Na chwilę rzuciła okiem na pokład i ich spojrzenia spotkały się. Rudowłosa odwróciła się na pięcie i zniknęła za drzwiami pomieszczenia, gdzie przebywał kapitan statku.
-
Pytają czy mogą się przydać!
-
Wpuść ich pod pokład! Niech uspokoją swoje zwierzęta!- krzyknął inny marynarz.
-
Słyszeliście?!-
-
Tak! - odkrzyknęła Venora i spojrzała na kapłana by upewnić się, że idzie za nią. Ruszyła ostrożnie stawiając kroki.
Marynarz zaprowadził ich pod pokład, gdzie znajdował się “magazyn”. Wszędzie stały tam skrzynie i wory, zaś na środku stały przywiązane do drewnianych belek wierzchowce. Venora od razu zauważyła, że Młot jest zaniepokojony, ale kiedy podeszła do niego trochę bliżej, rumak uspokoił się odrobinę.