Szedłem sobie spokojnie w kierunku knajpy. Wolny spacerek, tego mi było trzeba. Właśnie teraz uświadomiłem sobie, że przez ostatnie 200 lat siedziałem w biurze i pilnowałem interesu, w między czasie chroniąc jakiegoś delikwenta. Nigdy nie miałem czasu na taki miły i odprężający spacer.
Zbliżałem się do Madkojebcy, wiatr przyjemnie muskał moje policzki, zamknąłem na chwilę oczy i usłyszałem huk. Siła eksplozji rzuciła mną o pobliską ścianę, uderzyłem barkiem. Niepowtarzalny ból przeszył moje ciało, czułem jak każdy centymetr mojego barku niewyobrażalnie bolał.
Z trudem otworzyłem oczy, z okien knajpy wydobywał się czarny dym. Nie wiedziałem co o tym sądzić. Starałem się podnieść, upadłem. Druga próba o wiele lepsza, wstałem na równe nogi i otrzepałem kurtkę. Lekko kuśtykając i trzymając się za bark ruszyłem w stronę lokalu, który teraz wyglądał jak stara stodoła po pożarze siana. Z budynku dobywały się jęki rannych.
Ostatnio edytowane przez Panda : 11-06-2007 o 16:04.
|