Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 12-06-2017, 20:18   #123
Zaalaos
 
Zaalaos's Avatar
 
Reputacja: 1 Zaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputację
[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=34jC1fmeFD0[/MEDIA]

Theo nie był wstanie wydobyć z siebie nawet westchnięcia, ale wyczuł że czwórka przestała się ruszać. Zamknął oczy i skupił się na swoim ciele. Wcześniej ta sztuczka nie zadziałała, ale może teraz gdy miał więcej mocy mu się uda. Ostrożnie roztoczył swoją podstawową moc nad swoim ciałem poniżej klatki piersiowej i popchnął się powolutku w tył w czasie. Natychmiast poczuł jak odpływa z niego siła i wiedział że nie da rady się całkowicie załatać. W związku z tym najpierw skupił się na otwartych naczyniach, a potem na porwanych nerwach.
Z perspektywy trzeciej osoby musiało to niezwykle wyglądać. Krew która wylała się z ciała Obdarzonego posłusznie zaczęła się cofać do naczyń ruchem podobnym do tego jaki wykonuje chowający się ślimak.
Gdy już większość szkarłatnego płynu wróciła do swojego domu tętnice Obdarzonego zaczęły się wić jak węże i zespalać na końcach. Był to bardzo powolny proces, ale efektywny. Gdy Theo skończył jego brzuch wypełniała siatka z naczyń krwionośnych, zawieszonych w zasadzie w powietrzu. Nie dał rady odtworzyć swoich mięśni, ale było to bez znaczenia. Rana nie była już groźna, choć czuł się teraz jak po biegu z Maratonu w pełnej zbroi hoplity. Krótko mówiąc chciał zamknąć oczy i obudzić się nie wcześniej jak za tydzień.

Mimo wygranej, nie mogli osiąść na laurach, dlatego kiedy pierwszy szok minął, Cheza, nie zważając na ból i niepewności, która ją ogarnęła, po tym co stało się raptem chwilę temu, rozejrzała się dookoła, w poszukiwaniu tego, dla którego tu przyjechała.
Zobaczyła go idącego spokojnie w ich kierunku. Ręce miał opuszczone wzdłuż ciała, z obu przedramion wystawały mu po dwa ostrza, teraz usmarowane krwią tak jak zresztą całe jego ręce.
Oprócz tego nie widać było u niego żadnych ran nie licząc tej pod pachą, które nabawił się na samym początku.
W milczeniu podszedł i stanął przy nich. Był wyjątkowo mały przy Chezie i Theo, mierząc raptem dwa i pół metra.
- Wszystko w porządku? - zapytał patrząc na leżącego bez ruchu Theo.
- Bywało… Lepiej… - odparł ciężko - Jak wam… Poszło?
- Chyba… - Tutaj turkusowe diody w okolicy oczu skierowały się w kierunku Deana - chyba mamy dwa trupy. - elektroniczne westchnięcie podniosło się w eterze - Pozbieracie się do kupy?
- Zużyłem całą… Siłę... Na załatanie się. Potrzebuję godziny. I opieki medycznej. Postronni? - Theo zadał pytanie, mając nadzieję że jedno słowo wystarczy by zrozumieli jego przekaz. Nie był wstanie się zmusić do konstruowania pełnych zdań.

Jack rozejrzała się dookoła, szukając kogoś w zasięgu wzroku, żywego, czy też martwego.
Na szczęście wyglądało na to, że jedynymi ofiarami byli funkcjonariusze z obstawy Dove. Turyści uciekli w popłochu jak tylko walka się zaczęła i żaden nie oberwał jakimś odłamkiem.
Podobnie sytuacja się miała z grupą archeologiczną, która znalazła schronienie wewnątrz Świątyni Słońca. Żaden z nich nie odważył się jeszcze wychylić głowy zza osłony.
- Brak ofiar, poza… moim kierowcą. Dean, macie gdzieś zapasowe ubrania? - zwróciła się do młodzika.
- W obozie - wskazał za plecami - dwa komplety dresów, ale jakoś sobie poradzimy. - Jack? Na pewno wszystko w porządku? - wskazał na jej rękę, pod którą była już spora kałuża krwi.
Dove spojrzała na swoją, bezwładnie zwisającą u jej boku rękę. Chwilę jej się przyglądała, nim odważyła się unieść spojrzenie na McWolfa.
- Niech ktoś z waszych ludzi, bo jak mniemam nie siedzicie tu tylko we dwójkę, wezwie pomoc medyczną. Wszystkim nam się przyda, do tego czasu.. musimy chyba pozostać w formach zbroi. - zawyrokowała, oceniając stan Deana i Theo, uważnie im się przyglądając.
Theo wtrącił się w wymianę zdań.
- Jest w dość dobrym… Stanie. Tylko źle wygląda. Zwykły chirurg to zszyje i za dwa tygodnie przemiana załatwi resztę... Żaden większy nerw nieuszkodzony, rozerwane łuki tętnicze dłoni, ale to mały problem. - Obdarzony wziął kilka głębokich wdechów po czym w zasadzie ryknął.
- JUŻ JEST BEZPIECZNIE, WEZWIJCIE POGOTOWIE. DOKTORANCI, PRZELICZCIE STUDENTÓW.
Po dłuższej chwili podopieczni Theo wreszcie zareagowali. Jeden z nich organizował studentów, a drugi wykonywał telefon za telefonem.
Po turystach nie było już dawno śladu. Opiekunowie kompleksu Teotihuacan nie kwapili się do podejścia. Trudno było im się domyślić kto wygrał w tej potyczce. Dla nich każdy Obdarzony był zagrożeniem.
- Czego oni mogli chcieć? - zapytał Dean kiedy doktorant potwierdził, że karetki i SPdO będą na miejscu za kilka minut.

- Mocy. Pytanie tylko czyjej. - mruknął Theo.
- Duży, miał za cel ciebie - powiedziała patrząc na złotego obdarzonego.
- Nie wiem czym sobie… Na taki zaszczyt zasłużyłem. Ja myślałem raczej że celuje w ciebie.
- Wbrew pozorom, nie jestem nikim ważnym. Zresztą, to nie ma znaczenia, żałuję tylko, że nie mogę powiedzieć więcej o ich motywacjach.- mruknęła, co przypominało dźwięk zaciętej w czytniku płyty - Często Ci się to zdarza?
- Trzeci? Trzeci raz w ciągu ostatnich dwóch miesięcy. Co gorsza tym razem nie zebrałem żadnej mocy. Co czyni mnie podatnym. - mruknął - Za każdym razem… Jak mam do czynienia ze Światłem coś się dzieje.
Chrapliwe, warknięcie wydobyło się gdzieś z wewnątrz obdarzonej. Popatrzyła na Theo, a diody, na chwilę zalśniły.
- Zdobywanie nowej mocy to nic czym powinieneś się chwalić. Byś ty rósł w siłę, ktoś musi zginąć i to nie ma znaczenia, w jaki sposób to się stało. Dlatego, proszę, przynajmniej przy mnie powstrzymaj się od podobnych komentarzy… - skinęła głową, jakby chciała potwierdzić swoje słowa po czym zapytała - potrzebuję wezwać tutaj techników i ekipę SPdO, a poza tym przydałoby się, aby mój przełożony dowiedział się co tu się dzieje.. skoro to nie jest pierwszy raz, powinniśmy o tym wiedzieć, by móc zabezpieczyć się przed podobnymi sytuacjami. Potrzebuję bezpiecznego połączenia, macie takie?
- Im więcej mam mocy… Tym bezpieczniejszy jestem… Następnym razem mogę być sam. Nie jestem dumny z śmierci które zadałem. Były konieczne dla mojego przeżycia. - Theo wzruszył ramionami i ostrożnie się podniósł do pozycji siedzącej - Macie moje akta. Myślałem że jesteście świadomi tego że byłem... Dwa razy atakowany. I nie mam takiego połączenia. Zadzwoń do centrali ze zwykłego telefonu. Doktoranci takie mają.
- To po przemianie... Najpierw lekarz. - Jack postanowiła już nie komentować tematu zdobywania mocy, nie kiedy Dean był obok.

Theo prychnął pod nosem ale nie komentował poglądu rudowłosej na świat. Był strasznie… Naiwny. Wyraźnie źle się czuła z tym że musiała zabijać, nawet w samoobronie. Było to zarówno słodkie, jak i beznadziejnie niedojrzałe. Moce marnowały się na takich osobach.
To przypomniało mu że wyszedł z tej potyczki bez żadnego zysku. Zaklął w myślach. Potrzebował kolejnych mocy. Czuł że takie sytuacje będą się przydarzały coraz częściej i musiał być na nie gotowy. Trzy razy w ciągu trzech miesięcy. To zdecydowanie nie mógł być przypadek. Z braku mocy musiał się skupić na rozwoju tych które już miał. Krótko mówiąc musiał ćwiczyć, musiał znaleźć sobie jakiegoś partnera do sparingu. Może McWolf będzie odpowiedni? Zdawał się być bardzo uzdolniony, a jego zbroja… Coś w tyle umysłu podpowiadało mu że taką samą zbroję miał jeden z największych wojowników starego świata. Może coś z jego umiejętności spłynęło na młodzieńca?
Z rozmyślań wyrwał go dźwięk syren. Dwie karetki wjechały na teren kompleksu, a kolejne wozy służb mundurowych pędziły odległą drogą. Theo poczekał aż ratownicy medyczni będą gotowi by go przejąć i się przemienił. W ciągu pięciu sekund stracił przytomność.

***

[MEDIA]http://img.medicalexpo.com/images_me/photo-g/104897-8749614.jpg[/MEDIA]

Gdy tylko Theodor się obudził zażądał od personelu szpitala dostępu do telefonu. Nikt nie oponował, więc w ciągu kilku minut Obdarzony wykonał serię telefonów. Najpierw zadzwonił do doktorantów i spytał o postęp. Oczywiście niczego nowego jeszcze nie znaleźli, ale zdawali się być ucieszeni jego powrotem do zdrowia. Potem wykręcił numer McWolfa. Ten nie odebrał, nagrał się więc na sekretarkę.

- Tutaj Theo. Właśnie się obudziłem. Byłbyś wstanie zorganizować mi miejsce do przemiany i treningu? Muszę podszlifować swoje umiejętności i nieco przyspieszyć gojenie się moich ran. Gdybyś chciał ćwiczyć ze mną to byłoby mi niezwykle miło. I jeszcze jedno. Jeśli możesz to nie wspominaj o tym w Centrali. Za każdym razem jak Światło coś dla mnie robi jestem atakowany.

Teraz musiał czekać aż go puszczą ze szpitala. Lekarze pewnie chcieliby go przetrzymać jeszcze przez tydzień czy dwa, ale Obdarzony postanowił że wypisze się gdy tylko będzie wstanie samodzielnie chodzić. Chciał zachaczyć o Świątynie i sprawdzić czy Ołtarze mają jeszcze jakąś wiedzę którą mógł zdobyć. Chciał też sprawdzić czy może pobierać z nich moc. Jeśli był wstanie ją wlać by je uruchomić to logika sugerowała że powinno to działać też w drugą stronę. Zakładając że te antyczne systemy miały jakiekolwiek baterie.
 
Zaalaos jest offline