Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 12-06-2017, 21:50   #275
Martinez
 
Martinez's Avatar
 
Reputacja: 1 Martinez ma wspaniałą reputacjęMartinez ma wspaniałą reputacjęMartinez ma wspaniałą reputacjęMartinez ma wspaniałą reputacjęMartinez ma wspaniałą reputacjęMartinez ma wspaniałą reputacjęMartinez ma wspaniałą reputacjęMartinez ma wspaniałą reputacjęMartinez ma wspaniałą reputacjęMartinez ma wspaniałą reputacjęMartinez ma wspaniałą reputację
Tura 27

Kliknij w miniaturkęgła wdarła się do miasteczka pochłaniając wąskie uliczki, plac i otaczając świątynię. Tylko wieża, z której posypało się kilka dachówek mogła cieszyć się pierwszymi promieniami słońca.
Kłęby dymu z ‘Burego Kocura’ rozlewały się wokół i drażniły gardła i płuca, powodując ataki kaszlu. Część mieszkańców próbowała barykadować się w domach lub uciekać poza zabudowania. Do lasu, na bagna lub na zbażynowe łąki, byle dalej od Szuwarów.
Większośc jednak była nie do poznania. Jakby stracili własny rozum, uczucia, a nawet podstawowe instynkty…




Remi
Vince postąpił kilka kroków do przodu. Jego spojrzeniu nie przeszkadzała mgła. Kilka metrów przed nim gromadził się cały elfi personel “Le Banane de Rouge”. Za nim byli niewinni cywile, jak pan Remi Martin i bracie Lavasseur.
- Proszę znaleźć bezpieczne schronienie i tam przeczekać! - Wyrecytował kamienny strażnik, po czym natarł na groźny tłum. Gdy tylko zniknął z oczu pogrążając się we mgle, krasnoludzka łapa chwyciła za ramię bartnika.
- Niech pan idzie z nami. Może dobijemy się do tylnych drzwi arsenału?!
Remi spojrzał w miejsce, gdzie stała Sophie jeszcze niedawno. Jednak nie było po niej śladu. Jakby rozpłynęła się w powietrzu...

Theseus i Chloe
Oboje zostawili za sobą cmentarz i od razu zanurzyli się w gryzącym dymie. Szczypał w oczy i dusił. Razem z mgłą, tworzył gęstą zawiesinę, przez którą mało co było widać. Gdzieś z oddali dochodziły ich hałasy, wrzaski i nawet chyba wystrzał z samopału.
Trudno było rozpoznać budynki przy tej widoczności. Biegli więc ostrożnie. Uważali, by nie wpaść na posesję maga trzymając się lewej strony. Przynajmniej tak im się wydawało.
Theseusa nagle oplotła wielka płachta prześcierdła. Zaraz za nim wpadła na nią Chloe. Oboje jak muchy w wielką pajęczynę. Pachnące krochmalem pranie zerwało się ze sznura pod naporem tej dwójki i padło w błoto. Razem z cicerone i gosposią.
Mokre podłoże od razu przykleiło się do materiału, a górna część powoli opadła zakrywając tę parę. Oboje niczym owady pochłonięci przez egzotyczną roślinę, która zamknęła swój kielich by ich już nie wypuścić, pogrążyli się w ciemności...


 

Ostatnio edytowane przez Martinez : 12-06-2017 o 21:57.
Martinez jest offline