Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 13-06-2017, 00:01   #20
Leoncoeur
 
Leoncoeur's Avatar
 
Reputacja: 1 Leoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputację


Rozmowy przycichły gdy spojrzenia zebranych przykuła Gudrunn. Ułamek chwili, mgnienie oka,a Pani na Jelling jaką pamiętali pochwyciła Elin i przyciągnęła w swe ramiona.
- W końcu! - przywitała się z volvą zduszonym głosem.
Ta w pierwszej chwili zamarła zadziwiona reakcją aftergangerki ale zaraz też odwzajemniła uścisk.
- Dobrze Cie widzieć w zdrowiu - odezwała się ciepło, a Gudrun odpowiedziała pomrukiem. Stała przez chwilę trzymając volvę w szorstkim uścisku.
W końcu puściła wieszczkę, co przy niej wątłą i delikatną się zdawała mimo, że przybyła nie była wielkiej postury. Zwróciła się do Freyvinda i ucapiła go za kark, mocno, jak wilczyca nowonarodzone szczenie i przymusiła do pochylenia się ku sobie.
- O przybyciu dowiadywać się mam przez plotki? - warknęła groźnie, a wzrokiem badawczo przesuwała po jego twarzy.
- Dobrze cię widzieć, Flageaug - mruknął wibrującym głosem.
Wpiła się gwałtownie ustami w usta Lenartssona, podgryzając i kłując ich wewnętrzną stronę swymi kłami. Z początku był zaskoczony takim ‘przywitaniem’, ale wnet oddał pocałunek żarliwie gdy smakowała go jako on miód czy wyborne piwa. Elin wzrok spuściła na ich ognisty pocałunek i smutek zamajaczył w jej oczach ale na szczęście Gudrunn równie szybko oderwała się od Freya.
- … i Ciebie - odparła gardłowo zagłuszana przez powracający gwar rozmów, jakby jej reakcja dawała znak biesiadnikom, że mogą kontynuować.
- Wybacz, żem uchybił brak wstępu do tej osady łamiąc - zażartował, nieudolnie udając przy tym zafrasowaną minę. - Zezwolisz bym pozostał tu nieco nim dalej ruszę? - W oczach zabłysły mu wesołe ogniki.
- Pomyślę nad karą. - W oczach koloru lodu też błysnął żart i dzikość niejaka
- Dość zagubieni jeszcze we wszystkim jesteśmy. - odezwała się wieszczka, która słysząc słowa skalda i spojrzeniem do nich wróciła.
- Domyślać się jeno mogę. - Gudrunn skinęła głową. Pachniała lasem i wiatrem. - Dobrze Was widzieć chodzących po tylu latach… - dodała z ulotnym żalem w głosie.
- Latach… Dla nas to jakby noc jeno minęła. Nie wiesz co z nami się działo? - Lennartsson pokręcił głową.
- Co się działo? - Gudrunn spojrzała na jedno i drugie bez zrozumienia.
- Trzynaście lat z kołkami w sercach. Uwierz nam, nie czujemy bagażu czasu. - Ujął jej ramię w lekki uścisk dłoni. - Nie było nam dane.
- Freyvind miał na myśli, to żeśmy w śnie pogrążeni byli, widać sądzi, że nie wiedziałaś.
Elin uśmiechnęła się łagodnie.
- Ach! Nie. Wiedziałam. Nie wiedziałam gdzie was ukrył.
- Sven wiedział, uwolnił nas dopiero na wieści o przepadnięciu Agvindura. -
Skald spojrzał baczniej na aftergangerkę. - Pytań tak wiele w głowie się rodzi, wiedzę mamy niewielką o tym co się dzieje i działo.
- Takiż i plan był. By najmniej osób wiedziało, gdzieście schowani. -
Gudrunn spojrzała po obojgu. - Może pójdziem pomówić w cichsze miejsce?
- Plan -
powtórzył, a raczej wycedził skald z nagłym ochłodzeniem tonu głosu. - Plan… - Spojrzał na drzwi do halli, na Elin. W oczach płomyki wesołości jakie miał wcześniej, coś zdmuchnęło.
Volva skinęła głową.
- To nie miejsce na taką rozmowę - zgodziła się.



Gudrunn wywiodła ich poza langhus, wierna swoim przekonaniom, że ciężko być szpiegowanym, gdy wokół jeno przyroda. Przysiadła na zwalonych na jedną hałdę palach drewna, co służyła do palenisk. Pod stopach zachrześciły im wióry i odbitki szczap.
Z ciężkim sercem westchnęła.
- Wiem - spojrzała na Freya - czemuś zeźlon. Mnie też by to samo uczucie przepełniało gdyby mnie kto pod drzewcem trzymał bez mej zgody - warknęła cicho. - Gdy mnie o pomoc prosił, nie mówił mi jednak czemu tak postąpił. A i dostępu do was nie dawał, mówiąc że w was obca krew co pęta. Prawda to była - spojrzała na oboje ni pytająco ni to z przeświadczeniem.
- Prawda. Ale więzy krwi z czasem opadają. Wiem to, bom związany już był przez Eyjolfa. - Freyvind patrzył gdzieś przed siebie. [i]- Z dala od swego pana i bez jego krwi to nawet nie lata, a miesiące. Agvindur nas trzymał trzynaście lat, a gdyby nie przepadł może leżelibyśmy kolejne dziesięć. Pięćdziesiąt. Sto. - Spojrzał na Gudrunn by rzec jej to o czym rozmawiał z Elin na wozie, a z Helleven jeszcze w Ribe. O tym jak widział czyny brata przez krew. O zdradzie.
- Sven dopiero kołki z piersi nam wyjął gdy Agvindur w niewolę popadł. - dorzuił, gdy skończył. - Pewnie ma nadzieję, że na ratunek ruszę. Oto PLAN. - Słowo te które jeszcze w halli wyrzekł, zaakcentował teraz z ironią.
Elin milczała, nie zamierzała przy Gudrunn wypowiadać pytania, które ciągle się jej w głowie kołatało - jeśli Frey miał rację, to jaki powód miał Agvindur by ją ostawic? Musiała być według niego zupełnie nieprzydatna

Milczenie przez chwil kilka trwało gdy Gudrunn słowa skalda przyswajała.
- Nie wiem co nim powodowało, czy demon jako mówisz, czy co innego. Wiem jeno, że z ciężkim sercem opuszczał Denemearkę. Nic przez ostatnie lata ni czarne ni białe nie było, a bogowie najwidoczniej zapłaty żądali za to cośmy wtedy uczynili. - Pokręciła głową tak, że kilka jasnych loków na twarz jej opadło. - A on płacił podwójnie. - Przelotnie spojrzeniem musnęła Elin, zaciskając usta jakby więcej rzec nie chciała.
- Opowiedz nam o negocjacjach z wilkami i o tym co w Aros zaszło, jedynie pobieżne wieści o tym od Svena mamy, który nie wiedział nawet kto z Tobą i Agvindurem z pomiotem Fenrira się układał.
- Usiądźcież wpierw -
zgrzytnęła lekko zębami - bom nie na osądzie jestem.
- Nie osądzam ni Ciebie, ni jego. -
Odezwała się w końcu volva przysiadając na jakimś pniaku, a skald uobok niej wprost na ziemi. - Zrobiliście zapewne, to co należało.

Lodowooka skinęła głową uspokojając się nieco i rozpoczęła swą cichą opowieść.
- Do Hedeby mieliśmy ruszać z Odgerem, ale pamiętacie zapewne, że on w tor zapadł i obudzić się nie zdołał. - Zacięła lekko usta spoglądając to na Freyvinda to na Elin jakby reakcji doglądając. - W drodzem była, gdy wezwanie mnie doszło Agvindura do Ribe, w ważnej sprawie, a po drodze posłaniec mnie zdybał do Jelling kierując na thing zwołany. Tam wielu z nas było. Nawet pomniejszych i z dalszych części północy. Agvindur przemawiał - machnęła dłonią - kłótnie się toczyły. - Oparła łokcie o kolana i twarz na dłoniach oparła. - Jako i czas, którego jako mówił Agvindur nie mielim. Nie wiem jakby się to wszystko potoczyło, może i w krwawym polowaniu gdyby nie pojawienie się kogoś… - Gudrunn głos zawiesiła.

Wieszczka głowę spuściła na wzmiankę o Odgerze a potem słuchała cierpliwie czekając bez słów aż Gudrunn zechce dokończyć. Frey bardziej był niecierpliwy.
- Kogo?
- Mego stwórcy -
dodała tonem jakiego się nie spodziewali. Nie dzikiej wilczycy z Jelling, a niewinnej dziewczyny, co szacunkiem przepełniona po brzegi. - To on wsparcie Agvindurowi zapewnił na thingu i na rozwiązanie sprawy świętego miejsca wpadł. On pomógł w rozmowach między Úlfhéðnar, żądając rozmowy z ich przywódcą. Bogowie chyba nam sprzyjali, bo ten kto rozmowy prowadził, prowadzić je chciał. Nie wszyscy z pomiotów tak chętni byli. Kłótnie nasze nagle ważnymi przestały być na dni kilka, gdy bezpieczeństwo każdego z nas na włosku wisiało i jeno we wspólnym działaniu szanse mielim. Wilki targowały się okrutnie. Aros opłatą za pomoc ich się stało. Sojusz ciężko wypracowany i niemal życiem okupiony twej służki. Głów waszych chcieli z początku za pomoc przeciw wysłańcom Białego, szczególnie jedna z przywódców żądna ich była. Poddała się jednak woli swego jarla, zwanego Erlandem Rozdzierającym Gardła. W ramach rozmów Agvindur zażądał oddania twego potomka, Svena. Plan ułożylim. Wszystkie dzieci Canarla miały uderzyć niemal jednocześnie z dziećmi Lokiego i brać żywcem przybyszy. To wszystko ustalono, gdy sejr z wilków wywieszczył, gdzie znaleźć ich można. Dowiedział się też on, że Einara w tym świecie nie było. - Aftergangerka rozłożyła ręce. - Mieliśmy wieści dokąd iść, gdzie konkretnie uderzać. Wilki wielce pomocne się okazały w tej materii. Uderzyły tuż przed zachodem, wyłapując kilkunastu sługów ichnich i wyciągając z pomocą służki twej pozostałych twych towarzyszy.

Gudrunn wyciągnęła wygodniej nogi przy okazji jakiś kamień kopiąc co potoczył się w noc, a Freyvind słuchał uważnie spoglądając przy tym na Elin, która również zasłuchana dłonie na podołku zaciskła. Opowieść Gudrunn to było więcej niż usłyszeli od Svena, starali się zatem nie uronić ani słowa.
- Nie wiem co stało się zanim dotarłam na miejsce, bo mego stwórcy szukałam, lecz ten odszedł tak jak się pojawił. - smutek i rozgoryczenie zabrzmiały wyraźnie w głosie Lodowookiej. - Więc możesz winą mnie obarczać - wzruszyła ramionami - żem naocznym świadkiem nie była wszystkiego. Gdym dotarła na miejsce łowów, ledwom oczom swym wierzyła. Trzech synów Fenrira martwych było, dwójka walczyła z Agvindurem i Sighvartem przeciwko cieniom, mackom, i czemuś tak szybkiemu, że ciężko było się zorientować co robić, gdzie i komu i jak. Za mną kolejna grupa wilków przybyła i rzuciła do walki. Tylko dzięki temu udało się nam dokończyć walkę z umiarkowanym sukcesem.
Zagryzła wargę znów milcząc przez chwilę nim opowieść podjęła:
- Ciężko jest walczyć z cieniem, to walka niemal jak walka ze sobą. - Potrząsnęła głową po zwierzęcemu i dodała mocniejszym tonem:
- Dopadlim jednak jedną z przeciwniczek. Nie dałbyś za nią więcej niż pół bransolety. Malutka, drobna, a ciemnoskóra niemal jak wypolerowany krzemień. Stawała dzielnie jak cały zastęp wojów, drogę wciąż i wciąż zastępując. Mądrzyśmy byli po niewczasie, bo w czasie gdyśmy się z nią w kota i myszkę bawili, i gdy dopadł ją w końcu ciosem Erling Grzmot Burzy, ona odwracała naszą uwagę. To jakaś wiedźma była, bo umierając jakiś urok rzuciła, co kolejnych úlfhéðnar niemocą niczym dzieci złożył… Tych towarzyszka jednookiego leczyła, sama życiem swoim to niemal przypłacając. Za jej poświęcenie wielkim szacunkiem otoczona została przez wilki. Erling na tronie Aros zasiadł i rudowłosą brankę co Ingeborg zwana, za żonę pojął. Odwdzięczył się za pomoc przyjmując pod swoją opiekę jednookiego i jego kompankę. To był początek… - Gudrunn zamilkła.
Elin wargi przygryzała słuchając o walce w Aros. Pewności nabrała, iż błędem ich było w ogóle pozostanie w Aros po wieściach od Erica. Na informację o Ingeborg oczy ze zdumienia szerzej otworzyła ale i z ulgą odetchnęła wiedząc, iż dziewczyna przeżyła.

- Wilcy władzą objęli Aros wywiązali się z umowy. Niewielka grupa wróciła tutaj. Agvindur i Sighvart i inni czystkę poczęli wyganiając część nowoprzybyłych krześcijan z Viborga, Hedeby, Ribe i Aros. Spalono ich świątynie co zbudować Erik pozwolił w Hedeby. Agvindur począł na nowo rozbudowę Danevirke. Ludzi wiela ściągało do Denemearki, zacnych kunsztem i głodnych części chwały. Wiem, że coś powstrzymywalo go przed obudzeniem Ciebie. Coś więcej niż krwi pta.
“A co ze mną? Jeśli Freyvind ma rację, co powstrzymywało Agvindura przed zbudzeniem mnie?”
Elin miała ochotę wykrzyczeć, to pytanie ale zmilczała. Była nikim… to wyjaśniało wszystko.

- Wiele narad toczono, wiele sił poświęcono by umocnić się przed kolejnym atakiem podstępnych krześcijan. Wielu jarlów zakazywało modlitw krześcijańskich, czy zbierania się ich w jednym miejscu. Svena przyuczał Agvindur do rządzenia mądrego, wici słał za morza, armie zbierał i łodzie szykował. Twoja branka pomagała, to wiem. Nigdy się nie oddalała. Wszystko to trwało aż w końcu do Danii przybył niejaki Rorik co o nim wieści były, że królem się mianował i do społu z krześcijańskim władcą Franków działa w krainie zwanej Dorestat. Agvindur miał i u niego swoich ludzi bo miastem potężnym, a dostatnim tenże zawiadował. Jednak chciwość wyznawców Białego się mu na duszę rzuciła i zapragnął więcej ziem tutaj. Po kryjomu i chyłkiem do Hedeby przybył, po drodze paląc i plądrując ziemie Dunów z których się przecież wywodzi. Tam siłą przymusił Erika by z tronu ustąpił i jarlem jarlów go ogłosił, po czym po cichu i po kryjomu jak złodziej czy tchórz ubił go, by głowę na palu do oglądania wywiesić. Agvindur zajęty był wtedy w sąsiednim kraju domawiając się z Bacsegą. Przekonan był, że to działania nie jeno Rorika, że jest on pod władzą tej co ujść zdołała z Aros i jakiegoś starego króla Franków. Walki się poczęły, bo Agvindur ni włosa więcej oddawać nie zamierzał. Ruszył za morze jako Weland, na ziemie Rorika prowadząc setki łodzi, a część ludzi pod wodzą Bacsegi tutaj ruszyła do walki z uzurpatorem. - Oczy Wilczycy rozbłysły gdy opowiadała. - Wyobraźcie sobie dziesiątki dziesiątek drakkarów wypływających w morze! Co to był za widok! Walki tutaj niedługo trwały bo Rorik poparcia żadnego nie miał. Ludność nie przyjmowała go ani jego ludzi, wierząc sile słowu rozgłaszanemu na polecenie Bacsegi i Agvindura, że to sprzedawczyk…
- Czemu Agvindur miano Welanda przybrał i czemu nie powrócił? -
Frey wyglądał na zamyślonego. - Czemu Bacsega, a nie Lodbrok zdobywca Paryża do władzy wyniesiony? On miał poparcie ludzi i sławę wielkiego wodza wśród śmiertelnych.
- Jak mówił Agvindur: “Welandem może być każdy”. -
Wzruszyła ramionami. - Liczył, że miano to przyjmie jego następca by legenda trwała po wieczne czasy o woju niepokonanym. Dlatego tajemnicą wśród ludzi objęte jego prawdziwe imię. - Poruszyła się by mięśnie rozruszać. - Lodbrok walki prowadził wraz ze swym synem za morzem, a z pozostałymi synami swemi w konflikcie jakowymś był i mimo sławy poparcia jednogłośnego nie miał. Część twierdziła, że się wywyższał, część, że jeno mu władza miast dobra ludzi w głowie, część że ciągłe wyprawy mu czas zajmują. Z tego co wiem Bacsega większe poparcie dostał jako wódz co dobro ludności tutaj pozostałej ma na celu. Syn Lodbroka służy Welandowi choć rok temu niemal przypłacił to życiem w starciu z siłami tej co was w Aros opadła.
Volva do tej pory ze spuszczoną głową słuchająca Gudrunn, teraz wzrok na nią uniosła.
- Wiadomo gdzie ona teraz? - zapytała.
- Posłańcy wieści przywiedli, że w krajach Maurów była, tam siły Bjorna rozbiła w cieśninie Mons Calpe a stamtąd ruszyła ku krajom Spaniardów. Zapewne ciągnąc w stronę kraju Franków i siły połączyć z tłustym królem.

- Wiele się wydarzyło. - Skald pokręcił głową przemawiając po ciszy jaka nastała. - Co dokładnie wiesz o tym jak Agvindura ogarnięto w Kraju Franków? Jakieś wieści? Chlothild też pojmana? I czy wielu tam wojów naszych wciąż przebywa?
- Nie było mnie przy nim, toteż jeno na wieściach bazuję. -
Zasępienie wyraźnym się stało. - Wiadomym jest, że w drodze z Northumbrii był i Paryż na nowo spalił. Zniszczenia tym razem większe były niż podczas poprzednich prób. Nie miał w zwyczaju przebywać w jednym miejscu, wędrował i zdobywał nowe ziemie, z Rorikiem w dobrych układach będąc, bo zagwarantował sobie jego lojalność wiążąc go krwią. Podobno w pułapkę jakowąś wpadł. Nie wiem o co poszło, bo Agvindur nie z tych co by nieroztropnie postępować czy ludzi życie niepotrzebnie narażać. - Jasne loki znowu rozwiały się w lekkim podmuchu gdy Gudrunn głową gniewnie pokręciła. - Wrogiem zajadłym naszym jest władający w imieniu tłustego króla, Robertus. Myślę, że to on palce w tym maczał. Myślę, że i on jakoś powiązan z planami Segovii. Wiemy z wieści, że złapano go z najbliższymi. Skoro Chlo obok zawsze niego była, to pewnie i ona w niewoli. Planują z niego przykład zrobić dla nas, Freyvindzie. Ochrzcić go chcą i na pośmiewisko ludzi naszych rzucić. Cwani. Gdyby zabili, wielka nasza siła zalałaby z pomocą bogów ludzi Białego. A tak… jeno uwalają w błocie i zeszmacą by legendę zniszczyć…

- Ciężko będzie ją wyrwać. -
Frey wyglądał jakby los Agvindura niewiele go przejmował. - Robertus to… Chlo o swym bracie i ojcu mówiła, u nich takie rodowe miano. Wtedy duża szansa, że żywą trzymać będą, ale niełatwe to - Pokręcił głową.
- Niewiele czasu mamy… - Elin wstała i chodzić nerwowo poczęła. - Już mogli go ochrzcić… Krwią z nimi związan wszystko zrobi… - Zagryzła wargi. - Nawet przeciw naszym stanie… - Wyszeptała. - Brat przeciwko bratu… - Nagle przystanęła i spojrzała na oboje jakby pierwszy raz ich w życiu ujrzała. - Sven mówił, że wolą jego było, by Freyvind armię w jego zastępstwie prowadził… - Mówiła teraz szybko jakby nie chciała zgubić wątku. - Ty, Gudrunn, rzeczesz że miano Welanda przyjął by każdy mógł go zastąpić, ae to mogło chodzić o to, by brat stanął na jego miejscu. Brat, którego od lat nikt nie widział... - Spojrzała w oczy skalda. - Trzymał Cię w uśpieniu na czarną godzinę… Byś jako Weland ruszył do boju…
- To czeka go srogi zawód nim szczeźnie. -
Mina skalda była jak z kamienia, tylko gniew buzował w oczach.
- Nie widzisz, że Ci ufa?! - Elin teraz prawie krzyczała niemal pewna, że jej rozumowanie jest trafne. - Pomimo naszej klęski w Aros? Zostawił Ci wszystko! Wszystko… - Ostatnie słowa wypowiedziała z nagłym bólem w błękitnych oczach i szybko się odwróciła.
- Zabrał mi wszystko. Zakołkował na więcej niż tuzin lat i oczekuje, że zrobię co sobie obmyślił? - Frey warknął. - Jakże dobry dla mnie i hojny syn mego stwórcy.
- Zabrał Chlo… Ale zostawił mnie… -
odparła cicho. - Może jest w tym coś więcej niż sądzimy… -

Jeśli rzeczywiście, zostawił ją przy Lenartssonie z powodu Franki, to by świadczyło iż znaczy dla Agvindura tyle ile Chlo dla Freya. A przecież, to niemożliwe…
- Może i jest. - Frey kiwnął głową dziwnie spokojny jak na niego. Tylko głos miał zimny. - Ale co? Gdyby planował coś co wytłumaczyłoby jego zdradę by wskazać ważniejszy plan i drogę jego kontynuować, zadbałby o to by to rozjaśnić gdy go zabraknie. Martwym dla mnie jest za to co uczynił.
Gudrunn jeno pokręciła jasną głową na słowa skalda.
- Co zatem czynić będziecie? - Spojrzała przy tym na Elin.
- Spróbuję go ocalić… - odparła cicho volva. - I nie dopuścić, by się pozabijali nawzajem… - dodała zupełnie bez pewności siebie.
- Tak czy owak obojgu nam droga na ziemie Franków. Bjarki najpewniej przybędzie jutro. Potrzebujemy schronienia. Musimy znaleźć kogoś kto zna mowę Franków i ten kraj, może dobrze byłoby porozmawiać też z Bacsegą.
- Skoro na ziemie Franków udać się chcesz, to czemu podjąć się miana Welanda nie chcesz? - spytała Gudrunn spoglądając na skalda z ciekawością w jasnych ślepiach. - Zamącić plany sług Białego, a swoich praw się doszukiwać przy okazji?
- Gdyż niechętny stanięciu na czele armii… -
odpowiedziała za Freyvinda wieszczka. - Tylko nie wiem czy to jedynie na złość Svenowi i Agvindurowi, czy nagle na sławie przestało mu zależeć…
- A choćby i na złość Agvindurowi, to co? -
Skald zmarszczył brwi. - W imię jego, za atak na jego hus i dla ratowania Sigrun, na sam Caern ruszyłem i zniszczyłem go wraz z Wami. Na jedno jego słowo poszedłem do Aros gdzie nam do pomocy zdrajcę podesłał i co doprowadziło mnie do utraty wszystkiego com miał. Razem z godnością, wolnością, szacunkiem na który pół wieku pracowałem. Razem z utratą mi najbliższych, z których jedną Agvindur po związaniu krwią przywłaszczył. Com za to otrzymał od brata przez krew naszego stwórcy? Jak mi się odwdzięczył?! - Patrzył na Elin. - I mam zgodnie z jego zamysłem teraz jak pies skakać, plan jego ciągnąć, chwałę jego jako Welanda podbijać? Weland to dzieło Agvindura i mi sławy nie przysporzy…
- Atak na Caern to moja wina! -
Elin prawie krzyknęła. - Razem go do niego przekonaliśmy, więc nie zwalaj teraz winy na niego. Nie w tej kwesti przynajmniej…
- Przecież ja tego na niego nie zwalam. -
Frey spojrzał na nią jakby nie rozumiał o co wieszczce chodzi.
Elin machnęła lekko ręką widząc, że się nie porozumieją w tej kwesti.
- I nie Ty jeden wszystko straciłeś… - dodała ciszej zwracając się w stronę Gudrunn, by pozwolić jej odpowiedzieć na pytanie skalda.
Gudrunn podeszła do Lenartssona spoglądając mu w oczy.
- Pamiętasz pogrzeb w Jelling? Co wtedy mówiłeś? - spytała cicho. - Czasem to nie jeno o Ciebie chodzi. Czasem chodzi o coś większego niż Ty i Twoja duma. Wtedy wściekłeś się na mnie… - Oczy zmrużyła. - A ja w plotki nie wierzę. Nie wierzę, żeś bezbronnego zaatakował. Żeś po złości ludzi wybijał, nie wierzę, żeś zniszczenie jeno siał i bez pomyślunku działał chyba, że sam powiesz, że to prawda. Więc na czyim szacunku Ci zależy? Tych co dawno stetryczali lub szczeźli? Czy może tych co Ciebie pamiętają i co ci pomoc zapewniali? Na kim zemsty doszukiwać się chcesz? Nie na tych co cię spoili krwią i zabawką swą uczynili? Czy chcesz krew brata przelać wpierw nim tego co na niego rękę podnosi w imię Białego? Miast o wolność i Asów i Wanów Twych ukochanych walczyć z Frankami i tymi co najmują, wolisz gniewem się paść? A może to strach, a nie gniew? Może boisz się potęgi krześcijan i wolisz się chować w cieniu miast zagrzewać naszych do boju, budzić w nich siły i piastować wiarę? Hm?
- Ta co mnie złamała i spętała wrogiem była i nie kryła się z tym. -
Skald mówił cicho i spokojnie. - Zwyciężyła i wzięła mnie za niewolnego, zwyczajna rzecz w boju, a i ludzi mych oszczędziła. Gdybym nienawiścią do niej się unosił i gniewem, TO byłoby przejawem mej dumy. Jam w Aros nie tylko w moc wroga się dostał, ale i lekcję wyniósł. Segovia stanie na mej drodze lub na powrót zagrozi północy to litości mej nie będzie, ale gniewem i dumą się unosić? Ścigać po kres świata, za to że pokonała i w niewolę wzięła? Gniew bardziej należny tym co towarzyszami broni się zwali, braćmi… a zdradzili. Jak Erik z Tiso, jak Agvindur. To co zrobiła Segovia boli dumę i odbija się wspomnieniem krzyku. To co mi zrobił on boli stokroć bardziej.

Zbliżył się do niej i położył jej ręce na ramionach.
- Zapomniałaś już o starym Jelling? Ludzi narażać nie chciałaś, ni dać choć jednego człowieka aby zginął w bezsensownej walce z Ulfhednar. Źle czułaś się, gdy Jelling cieniem było jedynie i czekało z nadzieją, że mężowie może jednak z wikingu wrócą. A tam? - wskazał kierunek gdzie mógł być daleki kraj Franków. - Agvindur pociągnął tysiące co zimują w kraju wroga, giną jak rozbici pod Bjornem. Kobiety czekają na powrót mężów na próżno. Kraj pół bronny jakby królowi Sasów zachciało się iść na Danevirke. Strachu mi nie zarzucaj, bom był tym, co z Lodbrokiem i innymi palili Paryż na długo przed Welandem. Oto była nasza siła! Uderzać z morza, grabić, palić i łupić. Anglowie, Frankowie, Fryzowie… wszyscy czuli strach. Strach pełzający i oplatający ich dusze. Modlili się o to by Biały uchronił ich od naszej furii, a teraz walczą w desperacji o swój byt, o swój kraj, skoro po łupieniu osad nie wynosimy się do siebie. Ujrzeli, że można nas pokonać, ich strach zastępuje gniew i determinacja. - Freyvind mówił z mocą i zacięciem. - Wcześniej chcieli tu nawracać, taka ich bzdurna wiara, że wszyscy muszą czcić ich boga, a teraz? Po tym co czynił Agvindur? Teraz nie spoczną, bo tak ich pewnie przetrzepał, iże myślą że to jedyna droga by od naszej furii i tradycji od Asów i Vanów branych się uchronić. Co będzie słodka Gudrunn jak król Franków i król Sasów, też krześcijanin którego ziemie nasi łupią, skrzykną się razem? Co jak Anglowie i Jutowie zza morza, też krześcijanie plądrowani bez litości, zechcą ich wspomóc. I kupy popiołów tu nie zostanie!

Potoczył wzrokiem po obu aftergangerkach.
- Trzeba zawrócić Dunów z tej wojny. Łupić Sasa za porozumieniem z Frankiem, Franka za poparciem Anglów. Utrzymywać strach, a nie podjudzać gniew. Jeżeli ruszę, to by to uczynić i pod imieniem swoim, a nie Welanda. Po Chlo, a nie po tego co mnie zdradził i pod kołkiem trzymał.
- Tak tedy mamy oparcie w Sighvartowym dziele. I stamtąd Slawów do walki ciągnąć można. Ludzi naszych na ziemiach ich ostawiać. Niczym kotwicę. Drzazgę w ich cielsku. -
Gudrunn oswobodziła się od rąk skalda. - A skąd wiesz, że to co Segovia czyniła nie na polecenie przymierza Sasa z Frankiem? Anglowie skłóceni gorzej niż panowie północy ze sobą. Nim się oglądną, zmiażdżyć ich można. - Uniosła pięść z ogniem w oczach. - Wtedy i Sas i Frank z trzech stron otoczon, siłą i jednością.
- Anglów? Pewnie tak, zmiażdżyć. Ale Frankowie nas rozbiją i przyjdą tu z Białym, gdy większość wojowników zginie w bezsensownych walkach na ich ziemi. -
Wzruszył ramionami. - Kraj tam silny ludźmi..
- Przyjdą tak czy siak. Przepowiednię słyszałeś. Wyrżną tych co tutaj siedzą i tyle będzie. Trzeba szukać dalej, zbierać ludzi. Znajdować sposoby, a nie siedzieć jak mysz pod miotłą!
- Ostaw go Gudrunn… Zaparł się i nic jego zdania nie odmieni… Jedynie w słowach Bjarkiego jeszcze jakaś nadzieja -
odezwała się cicho volva.

- Przepowiednia… - Frey powiedział wolno. - Przepowiednia mogła być tym, co spotka nas przez to co Agvindur ostatnio czynił. Mogła? - Spojrzał na Elin, która słysząc ich dyskusję jak podmienionych ich oboje widziała.
- Przepowiednia powstała nim Agvindur myślał o tym co się teraz dzieje… On to zastopował… Zasłonił kraj dymami ognisk dla Bogów… Zjednoczył ludzi… Sprawił, iż przepowiednia się nie ziściła.
- Przepowiednia dotyczyła przyszłości. Wskazała kres, ale nie drogę. Mogła wskazywać kres bez działań Agvindura? A mogła pokazać kres ku któremu on nas prowadzi?

Gdy słowa wypowiadał, Lodowooka pchnęła go.
- Kimże tyś jest, żeby się z volvą kłócisz? Mówcą bogów? Słowa ichnie teraz też przekładasz? Szacunku dla wiedzącej przez trzynaście lat żeś stracił?! Sam narzekasz, że wszystko ci zabrano… - aftegangerka podsunęła twarzyczkę blisko twarzy Freyvinda.
- ...mówisz to Elin - Frey patrzył prosto w błękitne oczy Wadery, choć kierował słowa do Volvy - boś pewna jest w pełni co przekazali Ci bogowie, czy dlatego, że Agvindura miłujesz?
- Wielem słów od bogów po tamtej przepowiedni źle zintepretowałam -
przyznała wieszczka. - Być może ceną to było za tą jedną… Bo jej pewną jestem… - Ton głosu Elin potwierdzał jej słowa, brzmiał w nich spokój i pewność.
- I zgadzam się z Tobą, jako z szacunkiem przyjąłem przepowiednię. “Jedność przed sługami Bialego co kraj chcą podbić i swą plugawa wiarę wprowadzić”. Tyś przepowiedziała. Kres wewnętrznych niesnasek, wierność bogom i tradycji. Czemuś wtedy, na thingu, po swej ofierze i wizji, nie mówiła iż drogą jest atak na kraj Franków, a dopiero teraz, gdy Agvindur to uczynił?
- Nie wszystko jest jasnym od razu. Dróg mogło być wiele, Agvidnur wybrał jedną z nich i jak widać efekty przyniosła.


Frey wyglądał jakby buzował w nim gniew. Dziki, wewnętrzny jak w każdym aftergangerze, a jeszcze czystszy i potężniejszy w rodzie Eyjolfa. Opanował się jednak nad wyraz spokój przybierając.
- Chlo mawiała - odezwał się w końcu cicho choć wciąż z drżeniem w głosie - że kapłani Białego na południu zawżdy racji dochodzą, iż ich słowa słowami Jedynego jest. Głoszączasem sprzecznie jak ogień i woda względem tych samych słów pochodzących od ich boga. Kiedy jak im pasuje i co czynić chcą, lub władca ich, któremu hołubią i drogę jego chwalą. Jakaż to radość, że tu, na północy skaldowie wiernie i bez dopowiedzeń czyny żywych, umarłych i bogów opiewają, a volvy czystą prawdę odnajdują w swych dawnych wizjach, by drogi miłe bogom wyznaczać.
Spojrzał na Gudrunn, a potem na Elin.
- Szukajcie nowego Welanda jeśli taka wola i niechaj bogowie was prowadzą. Ja nim nie będę. Ja do Franków kraju idę jako Freyvind, syn Lennarta, który dobrym i służącym bogom był śmiertelnikiem, a którego synem się głosiłem przez te lata. Zszacunku do Agvindura. By jako “Eyjolfsson” na równi się z nim nie stawiać. Każdy może być Welandem jak tu rzeczono i jak podobno zamierzał Agvindur. Jego przepadek nic nie zmieni, gdy pojawi się nowy. Sprytne, bo przecież skaldowie za garść srebra jak ci co o mej hańbie w Aros śpiewają, będą mit budować bez prawdy w sercu. Czemu nie Ty? - spojrzał na Gudrunn. - Albo Ty - odwrócił się do Elin - Przybierzcie miano Welanda i poprowadźcie północ na chwilową chwałę prowadząca do ostatecznego zwycięstwa nad sługami Jedynego, lub zagłady. Czemu na mnie patrzycie chcąc kierować mnie na drogę tego, który uczynił mi to co uczynił.
- Czemu cały czas mienisz się jako jedyny, który stracił?!
- Elin nie wytrzymała w końcu. - Uważasz, że tylko Tyś poszkodawan? Że tylko Tobie krzywdę uczyniono?! Stoję tu razem z Tobą, kiedy Agvindur gdzieś hen daleko. Bez dachu nad głową, bez znajomych twarzy co kiedyś w Ribe były! Tylko, że ja próbuję dostrzec coś nad czym Ty nawet nie masz zamiaru się zastanowić przez chwilę! Nie my jedyni poszkodowani! W to wierzę! Poświęcił nas, zgoda! Ale i on siebie poświęcił, by Denemarka silniejszą była!
- Gdzie -
przerwał jej z oczyma w których znów błysk furii zabłysnął. - Rzekłem. Żem. JEDEN. Stratę. Odniósł.
- Cały czas, to mówisz!
- Volva nie cofnęła się przed nim, krok na przód nawet robiąc. - Ciągle od Ciebie słyszę jakiś, to biedny i poszkodowany przez wszystkich!
- Nie przez wszystkich. -
W głosie skalda słychać było więcej nut spokoju. - Od was dwóch jeno dobro otrzymywałem. Gdy mówię o tym co mi uczyniono, to nie po to by żal wzbudzać. Starczy go we mnie. Wskazuje winnego. Nie Segovia tu winna 13 lat z kołkiem w sercu i Arosowej klęski.
- Ty Welandem bo w Ciebie wierzą, ale może pora w kogo innego uwierzyć a Tobie dać wolną drogę na bezdroża. Mam jeno nadzieję, że samotnym będąc uratujesz resztki tego czego się kurczowo trzymasz.
- Lodowooka pogładziła skalda lekko po policzku. - Niech bogowie Cię prowadzą. - Skinęła lekko głową.
- Dajmy jeszcze szansę Bjarkiemu - powiedziała już spokojnie Elin, po czym zwróciła się do Gudrunn. - Miałabym prośbę.
- Jaką?
- Wspomniałaś, iż na spotkaniu z Ulfhednar zdecydowano również, co z ich świętym miejscem… Czyżby udało się jego moc przywrócić? -
zapytała z nadzieją i bólem w oczach.
- Oczyszczać go próbowano. Nie wiem jak bo nie dopuszczono żadnego z nas w pobliże gdy opiaty składano. Nie znam się na tym, ale nie powrocili tam. Zostawili jeno dwójke do pilnowania, strzeżenia.

- Przepowiednia… -
Skald otworzył szerzej oczy i jakby sam zaskoczył się własnym słowem.
- Hmm? - mruknęła Wilczyca.
- Zjednoczyć północ przeciw Białego zakusom. Zali szło jeno o ludzi i einherjar?
- Tak sądziłam… Pokój między Ulfhednar a nami wydawał się wtedy niemożliwy… Ale jak na tamtym spotkaniu udowodniono, rozmowy są możliwe. -
Elin spojrzała uważnie na Freyvinda. - Ale my jesteśmy ostatnimi osobami, które z nimi o zgodzie mówić mogą… - Zagryzła wargi.
- Loki poprowadzi u krańca świata i czasu Nagelfar na Ragnarok, ale on częścią jest Asgardu. Druhem Thora, to dzięki niemu Asowie i Vanowie mają swą moc, jak Thor swój Mjolnir. Zjednoczenie, a nie chwiejny pokój. CAŁA północ. Jeżeli wilki zechcą z ludźmi i aftergangerami iść drogą wojny, niosąc ją na ziemię Franków… - Frey spojrzał uważniej na Elin. - Czyż nie wtedy dopiero przepowiednia się ziści?
- Możliwe… -
przyznał. - Zjednoczenie wszystkich mieszkańców Północy z pewnością byłoby cudowną sprawą.
- Jeżeli zatem Agvindur zdecydował się nieść wojnę na południe, może uczynił to za wcześnie, nie spełniając podstaw przepowiedni? Ilu Synów Lokiego uczestniczyło w rejzach pod jego przewodnictwem?
- zwrócił się teraz do Gudrunn.
- Dwie grupy, dwie wilcze watahy. Jedna ważna na obszar Danimarki. - Wadera zmarszczyła brwi.
- Danowie, Svegowie, Goci, Skanowie, Wojowie z północnej drogi. Einherjar i Ulfhedin. Razem. Wtedy będzie furia północy. Jedność i szanse na to co rozpętał Agvindur.
- Zatem ruszasz na rozmowy?
- Najważniejsze czy wilki zechcą. One nam nieprzychylne nie wiedzieć czemu. I nie mówię tu o Caernie, a o ich stosunku do Einherjar i jakiejś wróżdzie której nie rozumiem. Zbieranie armii i rozmowy z Aftrgangerami, królami… Długi czas -
urwał i uciekał wzrokiem. - Nie jestem tym co w imię wyższych celów porzuci bliskich co potrzebują pomocy, a Ty Elin?
Wieszczka z obawą obserwowała przemowę Freyvinda ale gdy zadał jej pytanie z ulgą odetchnęła.
- Czasu niewiele mamy. - Pokiwała głową. - Rozmowy z Ulhedin na inny czas przełożyć trzeba… ale... - Zerknęła w las. - Mówisz, że pilnują tego miejsca?
- Tak, strzegą. Nie tak silnie jak wcześniej ale nadal jest dla nich ważne.
- Nie zgodzą się zatem bym mogła tam podejść… -
westchnęła zmartwiona.
- A po co chcesz tam iść, Elin? Lepiej w spokoju ostawić to miejsce. - Gudrunn skrzywiła się zabawnie.
- Przysięgłam, iż postaram się przywrócić temu miejscu dawną siłę… Ale trzynaście lat to dużo… Chyba nawet dla duchów…
- Nie znam się na duchach. Może z inną wiedzącą pomów?

Elin pokiwała delikatnie głową i nagle jakby tknięta myślą jakąś ruszyła głębiej w las.
- Dajcie mi chwilę… - rzekła.

Weszła między drzewa tak by zostawić dwoje aftergangerów trochę w tyle. Rozejrzała się uważnie i oczy zamknęła koncentrując na okolicy.
- Styggr? - Rzuciła w przestrzeń choć nie wierzyła w efekt.
Odpowiedziało jej lekkie echo i poszum wiatru.
Nie było, to nic niespodziewanego ale mimo wszystko volva poczuła się kompletnie opuszczona. Dotknęła czołem jednego z wielkich drzew i po prostu w końcu się rozpłakała.

- Sama widzisz - cicho powiedział Frey zwracając się do Gudrunn.- Volva jednak wybrała. Agvindur ważniejszy. Mało czasu...
- Dobrze Cię znowu było widzieć, Freyvindzie. -
Wadera uśmiechnęła się wilczo.
- Żal się będzie z tobą rozstać, tak jak 13 lat temu, w Ribe i Jelling. Los nas gna w dwie strony, gdzie Ty zechcesz ruszyć
- Na północ, a potem do Sighvarta i jego kraju podążę.

Frey wyglądał na zaskoczonego.
- Po co? - zapytał.
- Pomóc - Gudrunn rzekła jakby mówiła oczywistość.
Frey złapał ją za kark i przez chwilę wspomniał jak Agvindur uczynił tak z nim, w Ribe gdy tłumaczył mu…
- Tylko wtedy ratunek - powiedział ciężkim głosem. - Tylko wtedy sens. CAŁA północ. Jeżeli nam droga do kraju Franków, a Tobie na dwory królów i do pomiotu Lokiego… Rzeknij im wszystkim jedno. Jeżeli to co ten kretyn rozpętał sprowadzi zagładę, a oni nie odpowiedzą na zew zjednoczenia z przepowiedni, to nie będzie takiego miejsca, gdzie po podbiciu północy przez Białego będą mogli się przede mną skryć.
- Sam im to powiedz, skaldem żeś, złotoustym. -
Zawiesiła znacząco wzrok na ustach Freya i pociągnęła nosem. - Idź teraz. Ona Cię potrzebuje. Dziwne, że tego nie widzisz. - Wilczyca klepnęła skalda jak rączego konia w pośladek .
- Widzę, ale nie mnie potrzebuje.. Potrzebuje odnaleźć w sobie siłę, a ja i Volund wiemy jaka w niej drzemie. - Choć zaplanował sobie, że się nie odwróci to mimowolnie spojrzał na Elin i wzrok stał się u niego miękkszy. - Elin ma rację. Nie ma czasu. Gdy ktoś będzie prowadził rozmowy z Wilkami i jarlami, oraz królami północy, ktoś musi iść i wyciągnąć z tego Chlo. - Nawet powieka mu nie zadrżała gdy pominął w tym równaniu Agvindura.
- Bądź silny, jakim Cię pamietam -
mruknęła w odpowiedzi i popchnęła skalda w kierunku skąd zapach krwawych łez dobiegał. - I czekaj kolejnego spotkania.
Skinął głową.
- Jakie ostatnie wieści masz o Eriku z Tisso? - nim odszedł spytał jeszcze głosem tak niewinnym ile tylko się dało. Z tonu jakby wynikało, że może pyta bez specjalnego zainteresowania. Nawet dziecko widziało by w tym fałsz.
- Po utracie i zniszczeniu Tissø, znikł. Po kilku miesiącach w kraju Franków się objawił wspierając ich w Paryżu. Zaprzysięgły wróg ludzi północy.



Skald podszedł do volvy i stanął za nią.
Drżała i stała przy drzewie ze spuszczoną głową, a on położył jej dłoń na ramieniu.
- Elin… - szepnął. - Co się stało?
Wieszczka odetchnęła głębiej próbując się uspokoić i łzy z twarzy trzeć poczęła.
- Styggr. Jego też już nie ma… - odparła odwracając się do Freya. - Odejdź… Zawiodłam wszystkich… Pozwól i mi na żal, który Ty całemu światu wykrzykujesz…
- Kochasz go? -
spytał wprost.
- Kocham! - odparła patrząc mu prosto w oczy. - Od lat wielu, choć nigdym odwagi nie miała, by nawet pomyśleć, iż możliwe cokolwiek między nami jest… Zmarnowałam tyle czasu…
- Tedy straciłaś więcej niż ja. -
Pochylił się i oparł czoło o jej czoło. - Wiele więcej, ale to mi każe się iść drogą tego, co uczynił mi to co uczynił. - Jego dłoń wplotła się w jej włosy. - Inaczej ze swym bólem byłbym jak ty. Sam. Też go kochałem. Da Odyn odzyskasz stratę.
Pokręciła wolno głową.
- Jeśli Odyn da, to ujrzę go bezpiecznym i całym… Aż tyle… i tylko tyle, Freyvindzie. Jeśli Odyn da, Ty ze swą Chlo znów będziesz - uśmiechnęła się lekko - czego Ci życzę. Nie licytujmy się jednak na straty, sensu w tym żadnego i w niczym nam nie pomoże. Zrobisz jak zechcesz, choć ciągle żywię nadzieję, że Bjarki powie coś co Cię przekona…
- Powiem ci w tajemnicy Elin, że ja też. -
Westchnął. - Wszystkim nam potrzebna nadzieja. I nam i krześcijanom. Oni jednak pokładają ją w Jedynym, a my w sobie i własnych siłach. Wierz Elin, wierz mocno i bądź silna by tę wiarę przekuć w swój los. - Pocałował ją w czoło. - Nawet gdy nie ma wytłumaczenia na to co uczynił. - Przekręcił głową by spojrzec gdzieś w bok. - Nie stanę z nim do walki. By tej nadziei Ci nie umniejszać. Obiecuję.
Spojrzała zaskoczona na niego i dłoń ostrożnie w kierunku policzka jego wyciągnęła, by go pogłaskać.
- Dziękuję… - Szepnęła,a w jej oczach znów pojedyncze krwawe łzy znów się pojawiły.

Objął ją i przytulił wdychając zapach krwi z jej łez. Przez chwilę rozbawiła go myśl, że trzyma tak w ramionach drżącą Helleven, na co tamta zareagowałaby pewnie krwawą furią. Pogładził ją delikatnie po plecach w uspokajającym geście. Obie tak różne, Elin zdawała się być tak delikatna w swym aktualnym rozbiciu jak kwiat. Milczał, nie bardzo wiedząc co powiedzieć. Krew spływająca jej po po policzkach nęciła i pobudziła głód o jakim zdążył zapomnieć. Kły wysunęły się właściwie same. Wciąż uspokajająco gładząc Elin zlizał krwawy ślad z części jej policzka. Zesztywniała w jego ramionach.
- Freyvwindzie… Więź… przecież... - odezwała się zaniepokojna próbując go lekko odsunąć od siebie.
- To tylko łzy… Odrobina… - Smak w ustach wprawiał skalda w leniwą euforię. Delikatnie zlizał resztę z jej lewego policzka.
Elin zamknęła oczy pozwalając mu dokończyć.
- Uwolnimy ich oboje - powiedziała po chwili jakby chcąc i jemu dodać otuchy.
- Znaleźć, nam trzeba przewodnika - Freyvind desperacko starał się przerzucić swoje myśli na inne tory niż krew, której posmak wciąż miał na języku. Walczył z wysuwającymi się kłami. - Język, ziemie i obyczaje Franków - kontynuował z wysiłkiem.
- Nie łatwiej na miejscu znaleźć? Jak tam dużo naszych przecie jest? - Volva najwyraźniej jeszcze nie dostrzegłą jego zmagań ze sobą.
- Jak tu nie znajdziemy, to tak zrobimy. Może kto się trafi i nie będziemy zmuszeni szukać kogoś tam na miejscu.
Wieszczka skinęła powoli jasną głową.
- Dziękuję… - Uśmiechnęła się delikatnie. - Już mi lepiej… Wracajmy do Gudrunn. Może będzie mogła nam pomóc.
Frey skinął głową i cofnął się. Krótki rzut oka wskazał, że Gudrunn nie czekając na nich gdzieś odeszła zostawiając ich samych sobie.
- Wracajmy do halli. - Podał Elin dłoń by pociągnąć ją ku halli Jensa.


 
__________________
"Soft kitty, warm kitty, little ball of fur...
Happy kitty, creepy kitty, pur, pur, pur."

"za (...) działanie na szkodę forum, trzęsienie ziemi, gradobicie i koklusz!"
Leoncoeur jest offline