Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 13-06-2017, 09:20   #65
Bounty
 
Bounty's Avatar
 
Reputacja: 1 Bounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputację
Jan i Olena

O deski deszcz bębni, deszcz bębni jesienny...

Woda zalała wnętrze wozu i otwierając klapę Jan po raz kolejny przeklął swe tymczasowe schronienie. Przynajmniej w tą pogodę podwórze zajazdu było całkiem ciemne i puste. Przeskakując kałuże przemknął do bramy.

Zgodnie z postanowieniem pierwszą rzeczą jaką zrobił po przebudzeniu było udanie się do szpitala św. Ducha. Miał nadzieję zastać tam starca imieniem Gabriel - uzdrowiciela o którym słyszał i który jak się okazało był nieumarłym. Czy możliwe że...? Mimo deszczu medyk szedł szybko, podekscytowany wizją spotkania.

Skrócił sobie drogę ulicą Żydowską i prędko tego pożałował. Nie wyłożona nawet porządnymi deskami uliczka bardziej przypominała rwący potok.
Już miał zawrócić, ale coś zatrzymało go w miejscu.
Zapach spalenizny.
Jako medyk rozpoznał go od razu. To było spalone ciało. Nie zajęło Janowi długo, by w sąsiednim zaułku dokonać makabrycznego odkrycia. Zwęglone ciało leżało w błocie. Z korpusu, na wysokości serca wystawał wbity krucyfiks.
Drewniany krucyfiks.

Nachylił się nad zwłokami, wypatrując duszy. Ciało jednak nie miało już żadnej aury, było tylko pustą, wypaloną skorupą.

Rozejrzał się.
Ulica była pusta... nie licząc Oleny.

Olena szła w stronę Jana planując zażartować na temat obżarstwa i nieumiarkowania, gdy jednak była już blisko dostrzegła coś co zmroziło jej krew w żyłach.
- Co tu się stało? - zapytała, po czym kucnęła i zaczęła oceniać stan leżącego przed nią osobnika, cały czas zachowując ostrożność. Stwory na których eksperymentował ojciec były w takim stanie najgroźniejsze, ten jednak mimo wszystko wydawał się martwy.
- Nie mam pojęcia - odrzekł pochylający się nad ciałem medyk, poprawiając kaptur, po którym ściekały krople deszczu. - Przed chwilą go znalazłem. Ale ludzi nie zabija się w ten sposób. Podejrzewam, że to ktoś z rodziny.
- Pewnie na naszym spotkaniu dowiemy się kto z naszych tu leży. Myślę jednak sądząc po obrażeniach, ktoś kto go zabił żywił do niego znaczną urazę, albo po prostu czerpał przyjemność z cierpienia innych i dlatego nie ograniczył się do kołka w serce, spójrz na te poparzenia, tu widać jak ostatkiem sił próbował się regenerować, ale widać nie starczyło mu Vitae… ciekawe co tu się działo - to mówiąc wstała i zaczęła się rozglądać po ziemi zastanawiając się co tu się mogło dziać.
Mimo iż przemoczone już trochę deszczem i błotem szczątki były zwęglone, w najbliższym ich sąsiedztwie nie widać było żadnych śladów ognia, zauważyła za to ślady w błocie prowadzące bezpośrednio od ciała, które jednak szybko urwały się w koleinach błota na środku ulicy.
- To nie są obrażenia od ognia - stwierdził Jan. - Zbyt równomierne. Ktoś wyciągnął go na światło dzienne. Tak czy inaczej nie możemy już mu pomóc. Jego nieśmiertelna dusza opuściła to ciało.
- Dobrze, ale nadal uważam, że żaden spokrewniony dobrowolnie nie wyjdzie na słońce, więc pozostają dwie możliwości: albo ktoś silniejszy go zmusił albo wyciągnął z leża śpiącego i pozostawił bezbronnego na pastwę promieni słonecznych, jednak ból i instynkt życia potrafią obudzić spokrewnionego nawet w dzień. Nie wiem co na ten temat myśleć, jednak zakładam, że w każdym przypadku działała tu świadoma wola połączona z wiedzą jak nas skrzywdzić. Niestety ta myśl nie ułatwi mi dziś zasypiania. Tak czy siak trzeba pozbyć się truchła, albo podpalić coś w okolicy, żeby uzasadnić te rany. Co jak co, ale niepokój trzody nie jest nam potrzebny… bo i wtedy łatwiej dostać kołkiem, tak ten nieszczęśnik, za to trudniej się spokojnie pożywić.
- W tą ulewę nic nie podpalimy - rzekł medyk. - Możemy zabrać go do ciebie i… zrobić sekcję?
- Chodźmy zatem - powiedziała, chwytając truchło za nogi.
- Czekaj, nie będziemy go ciągnąć po bruku, tak na widoku. Popilnuj go chwilę a ja skoczę po koc, zawiniemy go i tak przeniesiemy.
Olena kiwnęła tylko głową.

Jan pobiegł w stronę Rynku Kanonicznego, szybko znikając za rogiem. Wrócił po kilku minutach, osłaniając przed deszczem wełniany koc. Szybko położyli na nim zwłoki, zawinęli i chwycili we dwoje. Pakunek wciąż wyglądał trochę podejrzanie, lecz przez ulewę na spływających błotem ulicach niemal nie było przechodniów.
Zresztą nawet jeśli jacyś się pojawiali nie przyglądali się ciekawie, lecz wręcz przeciwnie pędzili wartkim krokiem skupieni wyłącznie na jednym zadaniu dotarciu do celu podróży możliwie szybko, zasłaniając oczy przed strugami zalewającej je wody.

Tak samo jak dwoje Kainitów, którzy wreszcie z ulgą zatrzasnęli za sobą drzwi domu Oleny, która w milczeniu wzrokiem wskazała drogę do swej izby. Gdy weszli, rozłożyli zwłoki na ławie, po czy Olena zapaliła lampy i wyciągnęła swe narzędzia i wyciągnęła je z szacunkiem w kierunku Jana, by czynił honory.

Medyk odwinął przemoknięty koc, z którego woda ściekała na podłogę. Woda nie pomogła wiele wyglądowi trupa. Rysy twarzy były zbyt zniekształcone, by dało się kogoś rozpoznać.
- Mogę tylko stwierdzić, że to mężczyzna - rzekł Jan. - Zawsze byłem ciekaw jak wyglądamy w środku. Ciekawe czy ma wciąż w sobie krew. Zginął niedawno, chyba już koło zmierzchu.
- Nie wygląda na słowianina, spójrz - wskazała palcem skórę na niespalonych plecach - karnację ma jak nie przymierzając tatar jakiś. Ja też jeszcze nie robiłam takiej sekcji, ale przecież nie jesteśmy pierwsi którzy ją robią, popatrz na to co wyprawiali Tremere - splunęła na podłogę z obrzydzenia - a my przecież nie jesteśmy gorsi.
- Nie ma nikogo gorszego od nich - Kainita podzielał jej zdanie o Uzurpatorach. - Oni porywali żywych Spokrewnionych do swych eksperymentów, my temu nieszczęśnikowi już nie możemy zaszkodzić. Robimy to dla dobra nauki. Ja przeprowadzałem już sekcje śmiertelników, różnice mogą być wielce pouczające.
Zamyślił się, wodząc skalpelem wokół klatki piersiowej trupa.
- Jeśli to nie Słowianin, czyli nie Ziemowit ani Cigogne… to pozostawia Georga i owego niesławnego Erebosa. Masz świadomość, że krew Starszego, jeżeli nim był, ma w sobie wielką moc?
- Słyszałam, choć nie chce mi się wierzyć aby prawdziwy starszy tak łatwo umarł. Ale na wszelki wypadek mam tu misę.
- I tak pewnie niewiele mu jej zostało. - Jan chwycił dłoń nieboszczyka i naciął żyły, pozwalając by to co jeszcze w nich płynęło, spłynęło do misy. Niestety nie skapnęła do niej ani kropla życiodajnego płynu.

W międzyczasie Olena zaczęła się szykować do otwarcia mostka, z którego wciąż sterczał drewniany krucyfiks.
- Jak myślisz wyciągnąć go teraz, czy najpierw otworzyć i zobaczyć jak dokładnie wygląda uszkodzenie od środka? - zapytała
- Najpierw otwórzmy pierś - postanowił. - Wygląda na to, że właśnie to go zabiło, nie słońce. Albo w tym przedmiocie drzemie moc prawdziwej wiary, albo uszkodził serce zbyt mocno, by mogło się zregenerować. Pomyślałem też o czymś innym. Ten kto wbił ten nieostry przecież kawałek drewna musiał dysponować sporą siłą.
- Nie wydaje mi się aby mógł tego dokonać zwykły człowiek, myślę że nawet ranny spokrewniony dałby sobie radę z bydlęciem sam na sam. Spójrz na sposób w jaki krzyż został wbity w zwłoki, myślę że to mówi nam sporo o wzroście napastnika.
- Pod warunkiem, że ofiara stała a nie leżała.
- Gdyby leżała, nawet gdyby się szamotała ostrze powinno być skierowane prosto w dół z maksymalną siłą przynajmniej na pierwszej wlotowej części rany, a dopiero później mogłoby ulec przesunięciu.
- To wygląda raczej na jedno, nadzwyczaj celne pchnięcie - stwierdził Jan, biorąc w dłoń większy skalpel ze swojej torby. - Gotowa? Czeka nas trochę siłowej zabawy z rozwieraniem żeber.
- A więc ty z prawej, ja z lewej i na trzy, wzdłuż rozcięcia
Jan, który właśnie skończył ciąć wzdłuż mostka, skinął jej głową.
Olena wykorzystała dłuto do rozparcia mostka. Następnie kiwneła głowa, wskazując że jest gotowa.

Szarpnęli, otwierając na oścież klatkę piersiową wśród odgłosu pękających żeber. Krucyfiks przesunął się w ranie, lecz wciąż dobrze było widać którędy wbił się w serce. Oboje przyglądali się ranie.
- Spójrz - w głosie Jana było słychać zarówno grozę jak i fascynację - serce wygląda jak u świeżo zmarłego człowieka, ale płuca są zasuszone, od dawna martwe.
- A może by je tak wyjąć ? - zapytała się niepewnie - Jeśli gdzieś jeszcze zachowała się resztka krwi to pewnie w sercu?
- Pewnie tak, choć sądzę, że jej moc uleciała wraz z duszą. Na tym polega to co nazywają aktem diabolizmu, to czego Tremere dokonał na Saulocie a jego uczniowie na innych Salubri - w głosie Jana zabrzmiał gniew. - Żeby zyskać moc zabitego wampira, trzeba pozbawić go życia, dosłownie “wyssać duszę”.
- Warto się jednak przekonać, przecież vitae ludzi istnieje również po ich śmierci, nie wydaje mi się, żeby nasze było słabsze. Nawet jeśli nie zyskamy jego mocy, może się ona jeszcze nadawać do spożycia, grzechem byłoby więc się nią wzgardzić i iść polować bez potrzeby.
- Trudno odmówić twym słowom logiki - zgodził się. - Przytrzymaj ciało a ja wyjmę krucyfiks.
- Może by tak spróbować go usunąć przez szmatę? - zapytała wampirzyca i jednym zwinnym ruchem podała grubo tkaną chustę leżącą na zydlu, po czym docisnęła zwłoki.
- Racja, nie wiemy czy nie ma w sobie zabójczej dla nas mocy.
Jan ubrał wyjęte z torby skórzane rękawice, dodatkowo chwytając krucyfiks przez chustę i powoli wyciągając z serca. Gdy skończył, obejrzał dokładnie przedmiot i odłożył zawinięty na bok.Olena jednym sprawnym ruchem wyrwała serce i wrzuciła je do misy. Organy jeszcze były ciepłe, lecz bynajmniej nie od rozgrzewających właściwości żywej krwi, a raczej od ciepła płomieni.

Pracowali dalej w milczeniu
- Żołądek również wygląda na świeży podobnie jak część jelit, brak zaś niemal zupełnie części odpowiadających za wydalanie, zobacz jak bardzo się skurczyły - w jej głosie słychać było ekscytację - Ciekawe czy tak jest u wszystkich spokrewnionych, czy tylko u tych którzy odżywiają się wyłącznie Vitae?
- Niektórzy zachowali zdolność spożywania pokarmu.
- Ciekawe od czego to zależy ?
- Jesteśmy różni, jak ludzie. Tak jak odziedziczyliśmy pewne cechy bo śmiertelnych rodzicach tak pewne dziedziczymy po tych, którzy nas przemienili. Krew przedpotopowych była na tyle silna, że przekazała pewne właściwości kolejnemu tuzinowi pokoleń.
- Pewnie masz rację... - odpowiedziała cicho.
- Tacy jesteśmy - podsumował. - Wiecznie młodzi i z reguły piękni na zewnątrz, martwi w środku. Ale to tylko ciało, skorupa, którą zamieszkuje dusza.

Odłożył narzędzia i podszedł do wiadra z wodą, by obmyć dłonie.
- Muszę jeszcze odwiedzić szpital - oznajmił. - Ponoć mieszka tam jeden z nas, wśród śmiertelnych znany jako brat Gabriel. Jeszcze nie wie o naradzie. Będziemy musieli powiadomić wszystkich o tym co się wydarzyło.
- Zanim pójdziesz pomożesz mi pozbyć się zwłok - wskazała brodą na truchło.
- Ach, oczywiście - kiwnął głową. - Tylko jak? Nie pogrzebiesz go przecież w ogrodzie za domem. Możemy go pokroić a twój sługa... bo masz sługę prawda?, wyniesie jutro części z miasta i wrzuci do rzeki.
- Mój sługa jest u mnie dopiero jeden dzień i obawiam się, że mógłby donieść do straży, nie zdążył się jeszcze oswoić z sytuacją...chyba, żeby iść i zakopać resztki pod murem, albo podpalić jakiś budynek… Wiem, że może to dziwnie zabrzmi, ale jeszcze nie pozbywałam się zwłok w Płocku.
- Ja też nie - rozłożył nieco bezradnie ręce. - Kopanie to dużo pracy i hałasu a jeśli wciąż będzie padać dół zaraz zapełni się wodą. Nie masz piwnicy, by przechować go do jutra? Mam kryty wóz, przed zamknięciem bram zdążylibyśmy wywieźć zwłoki za mury.
- To najwyżej prześpimy się razem - Olena wzruszyła ramionami, po czym odsunęła skrzynię, otworzyła klapę do swej piwniczki. Następnie owinęła zwłoki w koc i razem opuścili je do dołu. Następnie zamknęła klapę po czym odezwała się ponownie - brat Gabriel, to ten który wczoraj został zaatakowany?
Jan uśmiechnął się na propozycję a chwilę później zdziwił.
- A został? Nic o tym nie wiem.
- Mówicie o bracie Gabrielu od Ducha ? - mój sługa mi mówił, że on i dwóch strażników murowych zostało wczoraj zaatakowanych i chyba stało się im coś poważnego bo cały dzień trwały modły za wstawiennictwo najświętszej panienki i opiekę świętego Michała archanioła przed diabłem i mocami nieczystymi no i bydło jest mocno poruszone.
- Ciekawe czy gdyby wiedzieli za kogo się modlą to czyniliby to równie gorliwie? - zastanowił się na głos, zakładając impregnowany płaszcz. - Tym bardziej muszę dowiedzieć się co z nim. Do północy mamy jeszcze ze dwie godziny. Idziesz ze mną czy wolisz pokontemplować naszą kruchą nieśmiertelność?
- Bardzo chętnie, i tak nie mam nic lepszego do roboty - odpowiedziała Olena, wycierając zakrwawione dłonie w fartuch.
Wyszli w noc.
 

Ostatnio edytowane przez Bounty : 13-06-2017 o 09:30.
Bounty jest offline