Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Horror i Świat Mroku > Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 11-06-2017, 14:25   #61
 
Icarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Icarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputację
Noc druga.

Gabriel wstał i odmówił kolejna modlitwę. Prosił Boga by dodał mu sił w jego dziele. Potem powolnym krokiem skierował się na zewnątrz. Gdzie liczył na obecność brata Teodora.
Teodor faktycznie był zaraz za drzwiami, mężczyzna chyba nieco przysypiał ale zaraz się ożywił gdy tylko zobaczył Gabriela.
- Witaj bracie Teodorze. Modlitwa pomogła czuje się już lepiej. - powiedział do spowiednika.
- Chwała panu - uczynił znak krzyża. - Jak się mają nasze sprawy?
- Bracie, tak jak mówiłeś, złe moce muszą w istocie wisieć nad naszym grodem! burza nastała okrutna, że aż przesłoniła słońce, zapewne sprawka Lucyfera!
Gabriel uczynił znak krzyża po raz wtóry.
- Pan daje nam różne znaki. Ten może oznaczać jego niezadowolenie. Z naszej bezczynnej bierności. Może też oznaczać, że jest z nami trzyma naszą stronę i gromy spadną na diabły. Ludzie kościoła przegnają bowiem zło. Jak straż która broni murów i Płocka. Tak naszą rolą jest chronienie dusz mieszkańców ale i ich życia przed złem. Bracie czy zrealizowałeś moje prośby?
- Tak oczywiście bracie, ale ten deszcz sprawił, że większość duchowieństwa pogrążyła się w modłach do najświętszej panienki oraz Michała archanioła o wstawiennictwo. Bracia zachęcają cię byś się do nich przyłączył… oczywiście każdy uważa, że to jego kościół jest ku temu najlepszy… - widać było, że Teodorowi ciężko poruszać tą kwestię.*
- Bóg mnie ocalił bracie. Dał dar leczenia. Chce bym kontynuował jego wolę. Dał mi też dar wglądu w ludzkie dusze. Wiem kto diabłem a kto święty. Widzę też twoje wahanie, rzecz to o wiele prostsza do ujrzenia.. Ze mną zawsze możesz rozmawiać wprost bracie. Bez owijania w bawełnę jak mówią ludzie czasem. Nadałem ci kilka spraw. Najważniejsza to spotkanie z bratem Wacławem. Biskup nadał mi w opiekę szpital. Zapewnił o wsparciu w mojej pracy, otoczeniu opieką. Omówić z kimś muszę wczorajsze wydarzenia. Czy umówiłeś spotkanie?
- Tak bracie, Wacław spotka się z tobą w swoim domu, to jest przy katedrze na wzgórzu zamkowym.
- Co z Cukiernikiem któremu pomocy udzielałem nim diabeł mnie napadł? Co ze strażnikami w św duchu żywi?
Teodor pokręcił przecząco głową.
- Ludzie mówią, że to kara za grzechy, ponoć żona cukiernika uprawiała nierząd ze zwierzętami, zaś strażnicy nie miarkowali w jedzeniu i piciu.
- Ze zwierzętami? Mówią coś więcej w tej sprawie?
Teodor machnął ręką.
- Bracie, nie trzeba dawać wiary we wszystko co ludzie mówią, może po prostu cudzołożyła, albo to cukiernik cudzołożył.
- Wyślij kanoników do jej domu. Dziecko na moich oczach czart jakiś porwał. Nie wiadomo dlaczego. Dziecko i kobieta muszą zostać oczyszczeni. Zajmę się tym osobiście. Niech ich przyprowadzą do św ducha. Co z dzieckiem?
- Ponoć kobieta zaniedbała dzieciaka i jakiś pies dziki porwał je z domu, psa ubili jacyś ludzie a dziecko oddały wyrodnej matce jakieś… zważywszy na porę, zapewne nierządnice, które chyba jednak mają jeszcze trochę boga w sercu.
- Wybierz gorliwych kanoników co kobietę z dzieckiem przyprowadzą do mnie w imię pana. - jeszcze raz powtórzył dla pewności Gabriel. - Kto zna najlepiej duchownych w mieście? Wie kim są jakie talenty mają i kim byli w przeszłości?
Teodor podrapał się po głowie, chyba nie bardzo rozumiejąc co Gabriel ma na myśli.
- To poczciwi ludzie ,bracie, niczego przed nikim nie kryją.
- Oh nie o ukrywaniu mówię. Jedni biegłymi ogrodnikami, inni medykami. Jeszcze inni... - tu Gabriel ściszył głos by na pewno słyszał go jedynie Teodor.
- No może starszy brat kanonik Barnaba. - odpowiedział zakonnik.
- Poślij i po niego niech czeka u brata Wacława. Za ile czasu jesteśmy umówieni z bratem? I który kościół największy by pomieścić braci gdyby wspólne modły zarządzić?
- No katedra oczywiście. Trzeba by szybko iść, gdyż Wacław pewnie niedługo do snu będzie się układał. - zauważył Teodor.
- Zatem ruszajmy. Wyprowadź nas boczną furtą jakąś. Tak by diabeł jeśli gdzieś nadal na mnie czyha nie dostrzegł nas. - powiedział Gabriel zarzucając kaptur. - Niech kanonicy co ich po kobietę z dzieckiem poślesz teraz. W św duchu powiedzą, że na spotkanie się udałem. Wrócę jednak niedługo. Niech siostry się nie martwią a pan Georg co po niego posłano poczeka.
 

Ostatnio edytowane przez Icarius : 11-06-2017 o 15:02.
Icarius jest offline  
Stary 12-06-2017, 02:38   #62
 
Googolplex's Avatar
 
Reputacja: 1 Googolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputację


Instynkt wziął górę nad rozumem, spalone zwłoki którymi jeszcze przed chwilą był ruszyły się z nieludzką wręcz prędkością. Byle do cienia, byle jak najdalej od palących promieni słońca. Dopiero gdy poczuł się bezpiecznie, obudził się w nim głód, głód jakiego dawno nie doświadczył, głód zrodzony z bólu i ran. Vite, szkarłatny eliksir powoli zaczynał już leczyć rany, skóra odrastała, a wraz z tym procesem głów wampira wzmagał się jeszcze bardziej. Potrzebował krwi, życia i miał zamiar je odebrać.
Nie zważał na nic ani na nikogo, w tej chwili nie był istotą myśląca, nie był bogiem lecz demonem. Ktokolwiek odpowiadał za jego stan, świadomie czy też nie, sprowadził zgubę na śmiertelników którzy staną na drodze Ereba.
Wampir nie wybierał, pierwszy posiłek sam do niego zmierzał. Stojąc w strugach zimnego deszczu, nagi i pokryty bliznami, prawdziwy potwór szykujący się do ataku. Odczekał chwilę by ofiara się zbliżyła, by nie mogła uciec, krew żywiej popłynęła przez jego mięśnie. A wtedy rzucił się do ataku.
Człowiek zrzucił kaptur.
i wyciągnął przeciw siebie krucyfiks. O dziwo, sprawiło to, że Ereb musiał się zatrzymać
- Zaklinam cię, Szatanie, wrogu ludzkiego zbawienia, uznaj sprawiedliwość i dobroć Boga Ojca, który słusznym wyrokiem ukarał twoją pychę i nienawiść… - mówił klecha a Erebos nie mógł postąpić o krok bliżej.
Choć nieprzyjemne, spotkanie to, nieco ostudziło zapędy Ereba. Obudziło jego umysł i wyrwało z objęć bestii. Nie mógł się powstrzymać by przy tym nie docenić komizmu sytuacji. Oto jego wróg, czciciel Jahwe, oddal mu przysługę.
- Mylisz się, czcicielu Niszczyciela Miast, nie jestem tym za kogo mnie masz. Jam jest mrokiem miłosiernym który nie ocenia grzechów, tym który ociera łzy nieszczęśliwych, jam jest wyzwoleniem niesłusznie skazanych.
Kaznodzieja jednak postąpił do przodu.
- Odejdź od sługi bożego, którego Pan stworzył na swój obraz, przyozdobił obfitymi darami i w niepojętym miłosierdziu uczynił swym przybranym dzieckiem. Zaklinam cię, Szatanie, władco tego świata, uznaj wszechmoc Jezusa Chrystusa, który pokonał cię na pustyni, zwyciężył w ogrodzie oliwnym, obezwładnił na krzyżu, a powstając z grobu, podeptał twoją potęgę i jako zwycięzca wszedł do królestwa światłości.
- Więc tego chcesz? Bym odszedł krzywdzić innych a Ciebie zostawił w spokoju. Oto miłość twego boga. Niech tak będzie, niech ich cierpienie stanie się twoim grzechem.
Mężczyzna jednak nie zamierzał wdawać się w dyskusje.
- Boże niebios, Boże ziemi, Boże Aniołów, Boże Archaniołów, Boże Patriarchów, Boże Proroków, Boże Apostołów, Boże Męczenników, Boże Kapłanów, Boże Dziewic, Boże wszystkich Świętych, Boże, który posiadasz moc, aby obdarować życiem po śmierci i odpoczynkiem po trudach. Nie ma innego Boga prócz Ciebie, Stwórco istot widzialnych i niewidzialnych. Boże, Ty pragniesz, aby wszyscy ludzie zostali zbawieni. Ty tak umiłowałeś świat, że dałeś swojego Syna Jednorodzonego, aby zniszczył dzieła diabła. Pokornie błagamy Twój majestat pełen chwały: uwolnij nas od przemocy, więzów, podstępu i niegodziwości wszelkich piekielnych duchów i otocz nas opieką. - to mówiąc mężczyzna postępował z wolna w stronę Erebosa, zmuszając tego ostatniego do cofania się.


 
Googolplex jest offline  
Stary 12-06-2017, 07:00   #63
 
Wisienki's Avatar
 
Reputacja: 1 Wisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputację
U Oleny


Olena gdy tylko się obudziła poczuła zapach pieczonego mięsiwa z kaszą i już ta okoliczność sprawiła jej satysfakcję. Oznaczało to bowiem, że chłopak okazał się wystarczająco obrotny by załatwić przynajmniej dwa z pośroď zleconych mu zadań. Gdy zaś weszła do kuchni i spojrzała na swą nową służkę aż zamruczała z zachwytu. Jej gul chyba czytał jej w myślach bo przyprowadził jej żywą reklamę jej zdolności. Podeszła do niej
- Jak Ci na imię dziecko? - zapytała ciepłym troskliwie głosem
Dziewucha w pokłonie niemal padła na ziemię. Przynajmniej tak to wyglądało z uwagi na spory garb jaki wystawał zza jej uszu.
- Sia, osze askawej ani! - wydukała “soczyście” toteż trudno było zrozumieć, czy brzudula to “Asia”, “Basia”, “Stasia” czy w zasadzie co. Jedyne czego Olena mogła być pewna, to że “Sia” było na końcu.
- Piękne imię dziecko -uśmiechnęła się planując w pierwszej kolejności popracować nad jej zgryzem - w moim domu nie spotka Cię nic złego, a wręcz przeciwnie jeśli będziesz przestrzegać kilku reguł: nigdy nie wchodź do moich komnat jeśli Ci tego wprost nie nakażę, zachowuj w tajemnicy to co dzieje się w mym domu, gotuj zupy, jaja. ryby i mięso z kaszą, kapustę, bób, ciecierzycę i groch, pilnuj aby w miarę możliwości w domu były orzechy, grzyby i owoce zgodnie z porą roku, w nocy nie wychodź z domu bez polecenia. W zamian za to zadbam o Ciebie jak matka, nigdy nie będziesz głodna, nie będę żałować opału, kupię ci jedno ubranie rocznie i jeśli będziesz mi posłuszna sprawie bo jako lekarz znam się na tym, że przybędzie Ci urody - przyjrzała się jej krytycznym okiem zastanawiając się co dałoby się w niej najłatwiej poprawić.
SIa padła do stup wampirzycy i zaczęła calować jej buty. Olena niemal czuła jak wystające zęby szorują po materiale obuwia. Ghul stał w pogotowiu by w każdym momencie wynieść dziewczynę na kopach z izby.
Sia miała wiele wad i trudno było się zdecydować od czego zacząć, co by nie uczynić, wliczając przemianę przez Nosferatu, raczej już jej aparycji nie zaszkodzi.
- Chodź za mną - powiedziała Olena do służki i poprowadziła ją za sobą do swej komnaty. Następnie usadziła na ławie, kazała zamilknąć i przystąpiła do dzieła. Zdecydowała się zacząć od jej górnej zbyt długiej wargi, którą w pierwszej kolejności skróciła a następnie nadała jej zgrabniejszy kształt. Gdy tylko skończyła przyjrzała się krytycznie swojemu dziełu.
Tu nie było w zasadzie nic do “naprawiania” tu trzeba było zaczynać niemal od podstaw. Kiedy Olena skończyła, poczuła że jeszcze trochę i zrobiła by się naprawdę głodna, Sia wymagała wiele pracy. Niemniej teraz, powinna seplenić nieco mniej.
Ponieważ kontrast pomiędzy wargą dolną i górną tworzył zbytni dysonans Olena stworzyła drugą idealnie do niej dopasowaną dolną wargę. Następnie pod pozorem dalszego badania Si pochyliła się nad jej karkiem i delikatnie wyssała z niej odrobinę krwi. Po czym zadowolona otworzyła kufer, wyjęła z niego lustro i pokazała go Si.
Dziewczynę zapowietrzyło gdy spojrzała w zwierciadło. Ze świńskich oczek poleciały łzy a i z nosa zaczęło jej się ulewać wzruszenie. Sia wciąż wyglądała źle nawet dla Nosferatu, jednak to co zrobiła Olena było dla dziewczyny cudem.
- Widzisz zmianę - stwierdziła - jeśli będziesz mi dobrze służyć każdego miesiąca zrobię przynajmniej jedną, tak że pod koniec służby będą się o ciebie bić kawalery. Ale to nie wszystko, dostaniesz jeszcze wiano, a będzie ono tym lepsze im więcej dziewcząt chcących poprawienia urody do mnie przyprowadzisz po zachodzie słońca…
- Ja...śnie P...ani, ja wsz...tko dla P….ani! - dukała przez łzy.

Następnie zwróciła się do gula:
- Dobrze się sprawiłeś i jestem z ciebie zadowolona, nie mniej jednak oczekuje, że przejmiesz i poprowadzisz w mym imieniu interes starego Igora oraz że zakupisz te psy o których wczoraj rozmawialiśmy
Mężczyzna już zdążył wyrobić sobie zwyczaj pozostawania w głębokim ukłonie i obserwowania swoich stup, gdy spoglądała na niego wampirzyca.
- Jaśnie Panienko, niepogoda, deszcz i nikt nawet kulawego psa nie wypuścił, ja bym i przez burze szedł ale nie ma do kogo. Mus jutra czekać.
- Dlatego też Cię nie pospieszam, powiedz mi jeszcze czy coś ciekawego się wydarzyło w mieście w ostatnim czasie?
- Straż zbójów szuka, co brata Gabriela od Ducha i dwóch murowych wczorajszej nocy napadało. No i w kościołach modły od rana były za wstawiennictwo najświętszej panienki i opiekę świętego Michała archanioła przed diabłem i mocami nieczystymi, które jak powiadają ludzie, wiszą nad naszym grodem.
- Dajcie zatem jeszcze jutro na mszę za obronę mego domu przed nieczystymi siłami. Dziś już nie będę więcej potrzebować waszej asysty możecie więc wrócić do swoich zajęć.
Następnie nałożyła sobie michę gulaszu i udała się do swej komnaty. Nie chcąc budzić niezdrowego zainteresowania dla jej braku apetytu pozostawiła michę wprost pod szczurzą dziurą, opłacając w ten sposób przysługę. Siedziała w bezruchu a gdy pojawił się zwabiony zapachem szczur ponownie przekazała mu polecenie.

***
Gdy Olena miała wrażenie, że deszcz zaczął łagodnieć założyła ciepłą wełnianą opończę i wyszła ze swojego pokoju. Szła cicho w całkowitej ciemności nie chcąc pobudzić domowników. Gdy przekręciła klucz drzwi nawet nie zaskrzypiały - widać Kuba zajął się i nimi - niestety dopiero teraz poczuła jak paskudna była pogoda. Uderzył ją w twarz ostry wiatr niosący ostro zimne krople deszczu. Poprawiła opończę, zaciągnęła głęboko na głowę kaptur i wyszła zamykając domostwo. Spojrzała w niebo - było tak ciemne, że nie było widać na nim nie tylko gwiazd ale i księżyca. Była jednak pewna, że ma przed sobą jeszcze sporo czasu do spotkania. Zastanowiła się, czy nie dobrym pomysłem byłoby odwiedzić po drodze swą krewniaczkę, albo przynajmniej tego sympatycznego medyka którego poznała poprzedniej nocy i wspólnie dopiero udać się na zebranie. Po dłuższej chwili namysłu zdecydowała, że najrozsądniej będzie iść do Jana i jakoż zdecydowała tak postąpiła.
Wampirzyca dochodziła już do Żydowskiej, gdy zauważyła samego medyka stojącego nad…
 
__________________
Wiesz co jest największą tragedią tego świata? (...) Ludzie obdarzeni talentem, którego nigdy nie poznają. A może nawet nie rodzą się w czasie, w którym mogliby go odkryć. Ruchome obrazki - Terry Pratchett
Wisienki jest offline  
Stary 12-06-2017, 21:46   #64
 
Seachmall's Avatar
 
Reputacja: 1 Seachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputację
Cigogne powrócił do swojej krypty. Miał kilka planów, które chciał wykonać zanim wróci na łowy, nie miał zamiaru kończyć tej jakże ciekawej nocy głodny.
Najpierw jednak sprawa zabezpieczenia schronienia, no i Lupin. Wewnątrz krypty otworzył kilka z "świeższych grobów", aż nie znalazł odpowiednio nieuszkodzonej głowy. Dobywając sztyletu metodycznie odciął głowę od reszty ciała, a ruszając dalej w głąb krypty następnie usunął z niej skórę i tkankę, pozostawiając ścięgna łączące żuchwę z resztą czaszki. Docierając do miejsca gdzie spędza dni, wyciągnął ze swojego plecaka karafkę z wodą. Ciecz straciła dla Wampira swoje życiodajne właściwości, ale ciągle mogła być wykorzystana do kilku rytuałów. Wykorzystując wodę i podróżną szczotę wyczyścić do końca czaszkę, aż jedyne co zostało to gładka szczerząca się kość.
Ułożył czaszkę na szybko zmontowanym ołtarzu i rozciął sobie nadgarstek, pozwalając aby jego Vitae spłynęła do wcześniej przygotowanego naczynia. Teraz przyszła kolej na sztukę, maczając swoje palce w krwi zaczął dokładnie malować zęby i oczodoły czaszki na czerwono. Kiedy skończył i był zadowolony ze swego dzieła nabił czaszkę na żelazny pręt. Jego stróż był gotów, teraz zostało tylko wyznaczyć jego posterunek. Wracając do wejścia do krypty wbił pręt w podłogę tuż obok wejścia, tak aby nie było go widać z zewnątrz.
Teraz została trudniejsza sprawa.
Nie przyzywał wcześniej ducha istoty, której imienia nie znał. Wiedział, że jest to możliwe, po to zabrał łapę wilka, ale zawsze uważał to za zbyteczne ryzyko. Była jeszcze sprawa, że nie był pewny czy Lupin jeszcze gdzieś krąży. Z tego co wiedział zmiennokształni są dość uduchowionym ludem, a śmierć nie jest czymś czego się lękają. Fakt jednak, że zawiódł w odebraniu nowego członka plemienia mógł związać jego duszę z światem żywych. No cóż nic nie osiągnie zamartwiając się i rozpoczął przygotowania.
Położył łapę wilka na ołtarzu, po czym przy pomocy krzesiwa zapalił trzy świece, następnie w jeden misie ułożył dwie srebrne monety, wyciągnął jeden zwój i szybko wykonał na nim węglem prosty rysunek wilka, obok uciętej łapy złożył ofiarę z wody i szczura. Został ostatni element, wyciągając sakwę, którą miał przy pasie rozsypał krąg soli wokół siebie, aby duch nie mógł go sięgnąć. Po czym ujął w dłoni łapę wilka i rozpoczął.
- Ofiara została złożona, woda aby ukoić pragnienie po podróży i mięso, aby zaspokoić głód. Strażnik zaświatów został oślepiony, przewoźnik otrzymał swoje myto, wygląd twej formy został zachowany. Przyzywam do siebie ducha Lupina, który zginął tej nocy. Starałeś się uprowadzić dziecię, a ja ci przeszkodziłem. Przybądź!
Przed wampirem zmaterializowała się zjawa… wilka. Zwierz wściekle warczał obnażając kainicie swoje widmowe kły.
Cigogne spojrzał na wilka od góry do dołu.
- Witaj. Muszę przyznać wyglądasz lepiej niż kiedy ostatnim razem cię widziałem.
Zjawa kłapnęła kilka razy zajadle paszczą, jej futro się zjeżyło.
Kainita uśmiechnął się.
- Dobrze wiem, że mnie rozumiesz i że jesteś w stanie się komunikować. Mam do ciebie dwa pytania. Dziecko, które próbowałeś porwać zabrać, jest jednym z was prawda?
Widmowy wilk jeśli nawet rozumiał słowa wampira, nie był chyba zainteresowany rozmową, gdyż wyskoczył w powietrze i rzucił się na Cigogne.
Kainita westchnął i machnął ręką przed aparycją wilka, odsyłając go skąd przybył.
- To było zmarnowane pół godziny. - zgasił świece i ruszył na łowy przed spotkaniem z pozostałymi.
 
__________________
Mother always said: Don't lose!
Seachmall jest offline  
Stary 13-06-2017, 09:20   #65
 
Bounty's Avatar
 
Reputacja: 1 Bounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputację
Jan i Olena

O deski deszcz bębni, deszcz bębni jesienny...

Woda zalała wnętrze wozu i otwierając klapę Jan po raz kolejny przeklął swe tymczasowe schronienie. Przynajmniej w tą pogodę podwórze zajazdu było całkiem ciemne i puste. Przeskakując kałuże przemknął do bramy.

Zgodnie z postanowieniem pierwszą rzeczą jaką zrobił po przebudzeniu było udanie się do szpitala św. Ducha. Miał nadzieję zastać tam starca imieniem Gabriel - uzdrowiciela o którym słyszał i który jak się okazało był nieumarłym. Czy możliwe że...? Mimo deszczu medyk szedł szybko, podekscytowany wizją spotkania.

Skrócił sobie drogę ulicą Żydowską i prędko tego pożałował. Nie wyłożona nawet porządnymi deskami uliczka bardziej przypominała rwący potok.
Już miał zawrócić, ale coś zatrzymało go w miejscu.
Zapach spalenizny.
Jako medyk rozpoznał go od razu. To było spalone ciało. Nie zajęło Janowi długo, by w sąsiednim zaułku dokonać makabrycznego odkrycia. Zwęglone ciało leżało w błocie. Z korpusu, na wysokości serca wystawał wbity krucyfiks.
Drewniany krucyfiks.

Nachylił się nad zwłokami, wypatrując duszy. Ciało jednak nie miało już żadnej aury, było tylko pustą, wypaloną skorupą.

Rozejrzał się.
Ulica była pusta... nie licząc Oleny.

Olena szła w stronę Jana planując zażartować na temat obżarstwa i nieumiarkowania, gdy jednak była już blisko dostrzegła coś co zmroziło jej krew w żyłach.
- Co tu się stało? - zapytała, po czym kucnęła i zaczęła oceniać stan leżącego przed nią osobnika, cały czas zachowując ostrożność. Stwory na których eksperymentował ojciec były w takim stanie najgroźniejsze, ten jednak mimo wszystko wydawał się martwy.
- Nie mam pojęcia - odrzekł pochylający się nad ciałem medyk, poprawiając kaptur, po którym ściekały krople deszczu. - Przed chwilą go znalazłem. Ale ludzi nie zabija się w ten sposób. Podejrzewam, że to ktoś z rodziny.
- Pewnie na naszym spotkaniu dowiemy się kto z naszych tu leży. Myślę jednak sądząc po obrażeniach, ktoś kto go zabił żywił do niego znaczną urazę, albo po prostu czerpał przyjemność z cierpienia innych i dlatego nie ograniczył się do kołka w serce, spójrz na te poparzenia, tu widać jak ostatkiem sił próbował się regenerować, ale widać nie starczyło mu Vitae… ciekawe co tu się działo - to mówiąc wstała i zaczęła się rozglądać po ziemi zastanawiając się co tu się mogło dziać.
Mimo iż przemoczone już trochę deszczem i błotem szczątki były zwęglone, w najbliższym ich sąsiedztwie nie widać było żadnych śladów ognia, zauważyła za to ślady w błocie prowadzące bezpośrednio od ciała, które jednak szybko urwały się w koleinach błota na środku ulicy.
- To nie są obrażenia od ognia - stwierdził Jan. - Zbyt równomierne. Ktoś wyciągnął go na światło dzienne. Tak czy inaczej nie możemy już mu pomóc. Jego nieśmiertelna dusza opuściła to ciało.
- Dobrze, ale nadal uważam, że żaden spokrewniony dobrowolnie nie wyjdzie na słońce, więc pozostają dwie możliwości: albo ktoś silniejszy go zmusił albo wyciągnął z leża śpiącego i pozostawił bezbronnego na pastwę promieni słonecznych, jednak ból i instynkt życia potrafią obudzić spokrewnionego nawet w dzień. Nie wiem co na ten temat myśleć, jednak zakładam, że w każdym przypadku działała tu świadoma wola połączona z wiedzą jak nas skrzywdzić. Niestety ta myśl nie ułatwi mi dziś zasypiania. Tak czy siak trzeba pozbyć się truchła, albo podpalić coś w okolicy, żeby uzasadnić te rany. Co jak co, ale niepokój trzody nie jest nam potrzebny… bo i wtedy łatwiej dostać kołkiem, tak ten nieszczęśnik, za to trudniej się spokojnie pożywić.
- W tą ulewę nic nie podpalimy - rzekł medyk. - Możemy zabrać go do ciebie i… zrobić sekcję?
- Chodźmy zatem - powiedziała, chwytając truchło za nogi.
- Czekaj, nie będziemy go ciągnąć po bruku, tak na widoku. Popilnuj go chwilę a ja skoczę po koc, zawiniemy go i tak przeniesiemy.
Olena kiwnęła tylko głową.

Jan pobiegł w stronę Rynku Kanonicznego, szybko znikając za rogiem. Wrócił po kilku minutach, osłaniając przed deszczem wełniany koc. Szybko położyli na nim zwłoki, zawinęli i chwycili we dwoje. Pakunek wciąż wyglądał trochę podejrzanie, lecz przez ulewę na spływających błotem ulicach niemal nie było przechodniów.
Zresztą nawet jeśli jacyś się pojawiali nie przyglądali się ciekawie, lecz wręcz przeciwnie pędzili wartkim krokiem skupieni wyłącznie na jednym zadaniu dotarciu do celu podróży możliwie szybko, zasłaniając oczy przed strugami zalewającej je wody.

Tak samo jak dwoje Kainitów, którzy wreszcie z ulgą zatrzasnęli za sobą drzwi domu Oleny, która w milczeniu wzrokiem wskazała drogę do swej izby. Gdy weszli, rozłożyli zwłoki na ławie, po czy Olena zapaliła lampy i wyciągnęła swe narzędzia i wyciągnęła je z szacunkiem w kierunku Jana, by czynił honory.

Medyk odwinął przemoknięty koc, z którego woda ściekała na podłogę. Woda nie pomogła wiele wyglądowi trupa. Rysy twarzy były zbyt zniekształcone, by dało się kogoś rozpoznać.
- Mogę tylko stwierdzić, że to mężczyzna - rzekł Jan. - Zawsze byłem ciekaw jak wyglądamy w środku. Ciekawe czy ma wciąż w sobie krew. Zginął niedawno, chyba już koło zmierzchu.
- Nie wygląda na słowianina, spójrz - wskazała palcem skórę na niespalonych plecach - karnację ma jak nie przymierzając tatar jakiś. Ja też jeszcze nie robiłam takiej sekcji, ale przecież nie jesteśmy pierwsi którzy ją robią, popatrz na to co wyprawiali Tremere - splunęła na podłogę z obrzydzenia - a my przecież nie jesteśmy gorsi.
- Nie ma nikogo gorszego od nich - Kainita podzielał jej zdanie o Uzurpatorach. - Oni porywali żywych Spokrewnionych do swych eksperymentów, my temu nieszczęśnikowi już nie możemy zaszkodzić. Robimy to dla dobra nauki. Ja przeprowadzałem już sekcje śmiertelników, różnice mogą być wielce pouczające.
Zamyślił się, wodząc skalpelem wokół klatki piersiowej trupa.
- Jeśli to nie Słowianin, czyli nie Ziemowit ani Cigogne… to pozostawia Georga i owego niesławnego Erebosa. Masz świadomość, że krew Starszego, jeżeli nim był, ma w sobie wielką moc?
- Słyszałam, choć nie chce mi się wierzyć aby prawdziwy starszy tak łatwo umarł. Ale na wszelki wypadek mam tu misę.
- I tak pewnie niewiele mu jej zostało. - Jan chwycił dłoń nieboszczyka i naciął żyły, pozwalając by to co jeszcze w nich płynęło, spłynęło do misy. Niestety nie skapnęła do niej ani kropla życiodajnego płynu.

W międzyczasie Olena zaczęła się szykować do otwarcia mostka, z którego wciąż sterczał drewniany krucyfiks.
- Jak myślisz wyciągnąć go teraz, czy najpierw otworzyć i zobaczyć jak dokładnie wygląda uszkodzenie od środka? - zapytała
- Najpierw otwórzmy pierś - postanowił. - Wygląda na to, że właśnie to go zabiło, nie słońce. Albo w tym przedmiocie drzemie moc prawdziwej wiary, albo uszkodził serce zbyt mocno, by mogło się zregenerować. Pomyślałem też o czymś innym. Ten kto wbił ten nieostry przecież kawałek drewna musiał dysponować sporą siłą.
- Nie wydaje mi się aby mógł tego dokonać zwykły człowiek, myślę że nawet ranny spokrewniony dałby sobie radę z bydlęciem sam na sam. Spójrz na sposób w jaki krzyż został wbity w zwłoki, myślę że to mówi nam sporo o wzroście napastnika.
- Pod warunkiem, że ofiara stała a nie leżała.
- Gdyby leżała, nawet gdyby się szamotała ostrze powinno być skierowane prosto w dół z maksymalną siłą przynajmniej na pierwszej wlotowej części rany, a dopiero później mogłoby ulec przesunięciu.
- To wygląda raczej na jedno, nadzwyczaj celne pchnięcie - stwierdził Jan, biorąc w dłoń większy skalpel ze swojej torby. - Gotowa? Czeka nas trochę siłowej zabawy z rozwieraniem żeber.
- A więc ty z prawej, ja z lewej i na trzy, wzdłuż rozcięcia
Jan, który właśnie skończył ciąć wzdłuż mostka, skinął jej głową.
Olena wykorzystała dłuto do rozparcia mostka. Następnie kiwneła głowa, wskazując że jest gotowa.

Szarpnęli, otwierając na oścież klatkę piersiową wśród odgłosu pękających żeber. Krucyfiks przesunął się w ranie, lecz wciąż dobrze było widać którędy wbił się w serce. Oboje przyglądali się ranie.
- Spójrz - w głosie Jana było słychać zarówno grozę jak i fascynację - serce wygląda jak u świeżo zmarłego człowieka, ale płuca są zasuszone, od dawna martwe.
- A może by je tak wyjąć ? - zapytała się niepewnie - Jeśli gdzieś jeszcze zachowała się resztka krwi to pewnie w sercu?
- Pewnie tak, choć sądzę, że jej moc uleciała wraz z duszą. Na tym polega to co nazywają aktem diabolizmu, to czego Tremere dokonał na Saulocie a jego uczniowie na innych Salubri - w głosie Jana zabrzmiał gniew. - Żeby zyskać moc zabitego wampira, trzeba pozbawić go życia, dosłownie “wyssać duszę”.
- Warto się jednak przekonać, przecież vitae ludzi istnieje również po ich śmierci, nie wydaje mi się, żeby nasze było słabsze. Nawet jeśli nie zyskamy jego mocy, może się ona jeszcze nadawać do spożycia, grzechem byłoby więc się nią wzgardzić i iść polować bez potrzeby.
- Trudno odmówić twym słowom logiki - zgodził się. - Przytrzymaj ciało a ja wyjmę krucyfiks.
- Może by tak spróbować go usunąć przez szmatę? - zapytała wampirzyca i jednym zwinnym ruchem podała grubo tkaną chustę leżącą na zydlu, po czym docisnęła zwłoki.
- Racja, nie wiemy czy nie ma w sobie zabójczej dla nas mocy.
Jan ubrał wyjęte z torby skórzane rękawice, dodatkowo chwytając krucyfiks przez chustę i powoli wyciągając z serca. Gdy skończył, obejrzał dokładnie przedmiot i odłożył zawinięty na bok.Olena jednym sprawnym ruchem wyrwała serce i wrzuciła je do misy. Organy jeszcze były ciepłe, lecz bynajmniej nie od rozgrzewających właściwości żywej krwi, a raczej od ciepła płomieni.

Pracowali dalej w milczeniu
- Żołądek również wygląda na świeży podobnie jak część jelit, brak zaś niemal zupełnie części odpowiadających za wydalanie, zobacz jak bardzo się skurczyły - w jej głosie słychać było ekscytację - Ciekawe czy tak jest u wszystkich spokrewnionych, czy tylko u tych którzy odżywiają się wyłącznie Vitae?
- Niektórzy zachowali zdolność spożywania pokarmu.
- Ciekawe od czego to zależy ?
- Jesteśmy różni, jak ludzie. Tak jak odziedziczyliśmy pewne cechy bo śmiertelnych rodzicach tak pewne dziedziczymy po tych, którzy nas przemienili. Krew przedpotopowych była na tyle silna, że przekazała pewne właściwości kolejnemu tuzinowi pokoleń.
- Pewnie masz rację... - odpowiedziała cicho.
- Tacy jesteśmy - podsumował. - Wiecznie młodzi i z reguły piękni na zewnątrz, martwi w środku. Ale to tylko ciało, skorupa, którą zamieszkuje dusza.

Odłożył narzędzia i podszedł do wiadra z wodą, by obmyć dłonie.
- Muszę jeszcze odwiedzić szpital - oznajmił. - Ponoć mieszka tam jeden z nas, wśród śmiertelnych znany jako brat Gabriel. Jeszcze nie wie o naradzie. Będziemy musieli powiadomić wszystkich o tym co się wydarzyło.
- Zanim pójdziesz pomożesz mi pozbyć się zwłok - wskazała brodą na truchło.
- Ach, oczywiście - kiwnął głową. - Tylko jak? Nie pogrzebiesz go przecież w ogrodzie za domem. Możemy go pokroić a twój sługa... bo masz sługę prawda?, wyniesie jutro części z miasta i wrzuci do rzeki.
- Mój sługa jest u mnie dopiero jeden dzień i obawiam się, że mógłby donieść do straży, nie zdążył się jeszcze oswoić z sytuacją...chyba, żeby iść i zakopać resztki pod murem, albo podpalić jakiś budynek… Wiem, że może to dziwnie zabrzmi, ale jeszcze nie pozbywałam się zwłok w Płocku.
- Ja też nie - rozłożył nieco bezradnie ręce. - Kopanie to dużo pracy i hałasu a jeśli wciąż będzie padać dół zaraz zapełni się wodą. Nie masz piwnicy, by przechować go do jutra? Mam kryty wóz, przed zamknięciem bram zdążylibyśmy wywieźć zwłoki za mury.
- To najwyżej prześpimy się razem - Olena wzruszyła ramionami, po czym odsunęła skrzynię, otworzyła klapę do swej piwniczki. Następnie owinęła zwłoki w koc i razem opuścili je do dołu. Następnie zamknęła klapę po czym odezwała się ponownie - brat Gabriel, to ten który wczoraj został zaatakowany?
Jan uśmiechnął się na propozycję a chwilę później zdziwił.
- A został? Nic o tym nie wiem.
- Mówicie o bracie Gabrielu od Ducha ? - mój sługa mi mówił, że on i dwóch strażników murowych zostało wczoraj zaatakowanych i chyba stało się im coś poważnego bo cały dzień trwały modły za wstawiennictwo najświętszej panienki i opiekę świętego Michała archanioła przed diabłem i mocami nieczystymi no i bydło jest mocno poruszone.
- Ciekawe czy gdyby wiedzieli za kogo się modlą to czyniliby to równie gorliwie? - zastanowił się na głos, zakładając impregnowany płaszcz. - Tym bardziej muszę dowiedzieć się co z nim. Do północy mamy jeszcze ze dwie godziny. Idziesz ze mną czy wolisz pokontemplować naszą kruchą nieśmiertelność?
- Bardzo chętnie, i tak nie mam nic lepszego do roboty - odpowiedziała Olena, wycierając zakrwawione dłonie w fartuch.
Wyszli w noc.
 

Ostatnio edytowane przez Bounty : 13-06-2017 o 09:30.
Bounty jest offline  
Stary 13-06-2017, 10:19   #66
 
Eleishar's Avatar
 
Reputacja: 1 Eleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputację
Dom Ziemowita

-Ah, przyszedł pan. - Wampir dobrze udawał zaskoczonego. - Zapraszam zapraszam, przecież nie będziemy tak stali na deszczu. - To rzekłszy wprowadził swojego gościa do wnętrza domu. Jednocześnie promieniował swym nadnaturalnym urokiem, by przyszły podwładny chętniej go słuchał.
-Proszę wybaczyć, że kazałem czekać, niestety w taką pogodę noga dokucza mi niemiłosiernie. Niech pan siada. - Nie dawał ghulowi dojść do słowa, chciał w pełni wykorzystać jego dezorientację. Wskazał strażnikowi to samo miejsce, przy którym ten siedział noc wcześniej. Sam zaś udał się napełnić mu kubek. Ponownie nalał miodu, a następnie upuścił kilka kropli krwi z palca i zamieszał.
-Na zdrowie. Zmokliście więc wam się przyda. Wypijcie i wtedy porozmawiamy. - Usiadł naprzeciwko, stawiając uprzednio kubek przed swoim przyszłym podwładnym.
Mężczyzna skłonił w podzięce głowę i wychylił zawartość naczynia jednym tchem.
Ziemowit uśmiechnął się pod nosem, ludźmi było naprawdę łatwo manipulować, wystarczyła odrobina uprzejmości i alkoholu. Więzy miały już odpowiednią siłę, teraz przyszła pora by wcielić w życie kolejną część planu.
-Na dziś mam dla Ciebie tylko jedno zadanie. - Wyciągnął zza pazuchy zalakowany zwój i mały mieszek. - Zanieś to jutro do obwoływacza, zawartość sakiewki powinna wystarczyć, by głosił wieść przynajmniej przez kilka dni.
Wstał, podszedł do gwardiana i ugryzł go, wysysając porcję krwi.
-Dopóki jesteś na książęcej służbie, trzymaj się wypełniania swoich codziennych obowiązków. Przychodź do mnie wieczorami, przed rozpoczęciem nocnego patrolu, wtedy będę przekazywał Ci instrukcje, jeśli zajdzie taka potrzeba. - Powiedział spokojnie, gdy już się oderwał. Nie zamierzał zmieniać ghula w marionetkę, która zajmowała się wyłącznie spełnianiem jego potrzeb, rezygnując z własnego życia. To mogło wywołać zbyt wiele negatywnych emocji, a Ziemowit nie chciał w tych niespokojnych jeszcze czasach martwić się możliwością zdrady ze strony podwładnych. - I oczywiście nikomu ani słowa na ten temat. Masz jakieś pytania?
Mężczyzna pocierał miejsce na szyi gdzie przed chwilą ugryzł go wampir, choć oczywiście po ranie nie było już śladu.
- Chyba nie, Panie. - powiedział głosem pełnym wątpliwości.
-Z czasem zrozumiesz że wiele się zmieniło. - Odparł spokojnie szlachcic. Strażnik zapewne miał dziesiątki pytań, ale nie był pewien czy może je zadać. - Jeśli będziesz się dobrze spisywał, twoje życie zmieni się na lepsze. Nie bój się pytać gdy nie wiesz co zrobić, więcej pożytku nam obu przyniesie wyjaśnianie niejasności. - Póki Ziemowit miał tylko jednego ghula, mógł poświęcić mu więcej uwagi i wdrożyć w nowe życie które teraz go czekało, kolejni nie będą mieli już tak łatwo. - Jeśli nadal nie masz pytań, możesz wrócić do swoich zwykłych obowiązków.
Mężczyzna po kilku chwilach wachania pokłonił się i wyszedł.
 
__________________
Nieważne kto śmieje się ostatni, grunt żebym był to ja.
Eleishar jest offline  
Stary 14-06-2017, 09:01   #67
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację


Fleur obudziła się jak zwykle w swojej ciemnej piwnicy i przeciągnęła na prowizorycznym łóżku ułożonym z kilku worków.
- Kolejna wspaniała noc. - Wymruczała zadowolona z posiłku, który udało się jej zdobyć poprzedniego dnia i odrobinę cięższej sakiewki. A teraz…. czas zadbać o wygodne łóżeczko na kolejne noce!
Niby powiedziała, że zajrzy do domu kata, ale… nie miała ochoty widzieć tamtych wampirów. Ale toż wie, gdzie jest kat i najwyżej spyta go czy widział dwóch mężczyzn!

Szybko opuściła piwnicę i weszła na poziom parteru. Gdy tylko opuściła swoje tymczasowe lokum, zaatakowała ją fala deszczu. Wampirzyca przeklęła cicho, czując jak ubranie zaczyna się do niej lepić. Cóż… i tak już tego nie zmieni. Powolutku, unikając największych kałuż ruszyła w kierunku burdelu i jak miała nadzieję, niebawem jej przyszłego domu.


Na miejsce dotarła dosyć szybko i odruchowo skierowąła się do wejścia na zaplecze. Dochodzące z pięterka jęki, przebijające się przez szum deszczu, przypomniały jej stare dobre czasy.
W sieni napatoczyła się na Renatę.


Kobieta zmierzyła wampirzycę krytycznym spojrzeniem.
- Ciągnie cię dupo do problemów co? Dopiero co za mury się przeruchałaś a już chcesz się Mistrzowi przymilić hę? Myślisz, że sprytnaś? Głupiaś. - Renata nie była burdelmamą, to miano było zarezerwowane dla wybranki Macieja a po śmierci ostatniej istniał wakat, jednak dojrzała kurwa była tutejszą weteranką i z tego co Fleur zauważyła, matkowała wielu innym dziewczynom.

Fleur otrząsnęła się przypominając przy tym odrobinę psa, po czym poprawiły włosy.
- Nie dla mnie szefowanie. - Uśmiechnęła się ciepło do kobity. Lubiła Renatę, kurwa wiedziała co chciała, a Fleur ceniła to u ludzi. Więc też chętnie podarowała jej swój miły nastrój. - Mam nadzieję, że przyjmie mnie do roboty, gdy nie ma szefowej, bo niby on teraz trochę rządzi, ne?

Wyraz twarzy Renaty nigdy nie był jakiś niemiły, ale teraz jeszcze złagodniał.
- Posłuchaj psitko - kobieta użyła pieszczotliwego, serdecznego zwrotu - Mistrz to nie jest jakiś tam zwykły okrutnik, którego odrobina miodu i wdzięków uspokoi. To nie ten typ, lepiej z nim romansów nie zaczynać, dupy dać jak każe i ładnie podziękować jak pozwoli odjść. Ładnaś i to bardzo a to jak dobrze wiesz w robocie pomaga i pewnie sobie myślisz, że karierę tu zrobisz. I ja ci powiem, że zrobisz, ale jak Maciejowi w oko wpadniesz, to starości dziewczyno nie dożyjesz.
- Nie zawadzi spróbować. - Odparła z uśmiechem Fleur. - Bez pieniądza i tak się niebawem przekręce. Jest jeszcze co by z nim pogadać?

W tym momencie Fleur posłyszała jak okute buciory uderzają o stopnie schodów.
- Ano jest… - wyszeptała Renata znikając wampirzycy z widoku.
Fleur ruszyła w kierunku dochodzących do niej dźwięków, poprawiając przemoczoną suknię.

Ze schodów wyłonił się kat, słusznej postury mężczyzna ubrany w czarny płaszcz, którego głowę i twarz skrywał niesławny kaptur. Fleur podeszła do schodów, jednak tak by nie zagrodzić mu drogi i skłoniła się, licząc na to, że zwróci na nią uwagę.

Mężczyzna zatrzymał się i przekręcił zakapturzoną głowę w stronę kobiety.
- Ty, nowa jesteś? podejdź. - powiedział.

Fleur wyprostowała się.
- Chciałabym być nowa. - Powiedziała, uśmiechając się ciepło. - Jeśli mistrz pozwoli.

Mężczyzna milczał przez chwilę.
- Podejdź.

Fleur podeszła zgodnie z poleceniem. Kat, wyciągnął okrytą rękawicą dłoń, położył ją na policzku kobiety i tym sposobem zagarnął do siebie. Jego kciuk wsunął się między wargi Fleur i uniósł tą górną. Mężczyzna oglądał jej uzębienie. Fleur poddała się standardowym oględzinom, przyglądając się katowi. Tak bardzo chciała się wgryźć w ten ciepły osłonięty rękawica paluszek, ale wiedziała, że ludzie tego nie lubią. No chyba, że ghuliki.
Maciej szarpnął ręką do przodu tak że odsłonięte zęby Fleur znalazły się tuż przed jego okrytym kapturem nosem.

- Nie boisz się? - druga ręka kata zacisnęła się na pośladku wampirzycy i przygarnęła go bliżej siebie.
- Mistrzu… nie pierwszy raz się mnie wycenia. - Powiedziała, pozwalając by jej głos zadrżał.
- Doprawdy? - Maciej przybliżył się tak, że materiał jego kaptura sunął teraz po policzku wampirzycy, Fleur czuła jak mężczyzna zaciąga się jej zapachem. - to ciekawe… - puścił kobietę. - obróć się kilka razy. - rozkazał

Wampirzyca spróbowała się odsunąć by wykonać polecenie. Widząc, że mężczyzna jej nie chwyta, wykonała powoli 3 obroty.
- Dobrze… bardzo dobrze, wezmę cię teraz na próbę do siebie, zobaczymy ile jesteś warta i nie próbuj się wymigiwać dziewczyno, łądnaś i chyba nie chcesz, żeby ktoś cię posądził o czary i trucicielstwo, wtedy tak czy siak trafisz do mnie. - wyjaśnił.
- Jeśli tego sobie życzysz. - odparla udając lekko zestresowaną.
- Przyjdź do mnie przed świtem. - powiedział i ruszył do wyjścia. Zatrzymał się w progu i odwrócił - Rozumiesz?
- Tak mistrzu.
 
Aiko jest offline  
Stary 14-06-2017, 13:49   #68
Edgelord
 
Zell's Avatar
 
Reputacja: 1 Zell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputację
RIGÓ
Lało.

Rigó lubiła deszcz, nie przeszkadzał jej w żadnym stopniu. Czemu miałby? Przynajmniej zmywał choć trochę brud, jakim żyły miasta, a Płock nie był wyjątkiem. Niestety, nie był w stanie zmyć także i innego brudu, ale to już nie jego było zadaniem najwyraźniej.

Trzeba brać w swoje ręce niektóre sprawy.

Nie mogła odstawać od chowających się przed wodą śmiertelnych, którym najwyraźniej prześwięty ogień był milszy... Kiedy dotykał innych, oczywiście. Z tego powodu Tzimisce okryła się szczelnie płaszczem, chroniąc przed diabelskim deszczem, zmierzając do ostatniego miejsca, w którym wiedziała, że znajdował się Erebos mający być Starszym. Jeżeli to założenie było prawdziwe... Cóż. Trzeba załatwić sprawę inaczej niż chować głowę w piasek, toteż skierowała się ku domowi kata, na wszelki wypadek omijając główną ulicę.
Murowany budynek będący domeną Macieja, zamknięty był na tymczasowe drzwi zbite z kilku desek, nie było tam jednak zamka, a jedynie łańcuch i kłódka, które służyły wcześniej jako kajdany.

Rigó przez moment przyglądała się temu, co służyło za zamknięcie domu, oceniając jego wątpliwą szczelność, po czym jeszcze niespiesznie zaczęła obchodzić to murowane schronienie, obserwując je pod tymże samym kątem, niczym ciekawska baba, co ją na dwór wygoniono.
Łańcuch jak i zamek, wyglądały na solidne, takie których śmiertelnik na pewno nie rozerwie.
Domiszcze przylegało do murów, miało jedno piętro i dopiero tam znajdowały się okna. Były małe, ale ktoś wielkości Rigo mógłby się pewnie przecisnąć.
Gdyby nie blokowały ich solidne okiennice i jeśli wdrapałaby się po ścianie.

Tzimisce wygięła usta w trudnym do określeniu wyrazie. Zrezygnować? Nie. Szukać pomocy u innych Spokrewnionych? Nigdy. Trzeba było samemu sobie dać radę.

.

Kobieta stała z głową zwróconą ku niebu, racząc się przyjemnym odczuciem kropel deszczu opadających na jej twarz. Mało który ze śmiertelnych, o ile jakikolwiek, doceniłby to wrażenie, zaś i nieśmiertelni by mieli zapewne z tym problem. Strata dla nich. Ona za ich mierne istnienia nie miała zamiaru łez wylewać.
Nie czuła się jednak w nastroju do okazania radości w jakimkolwiek sensie. Przymrużyła oczy zwracając je ponownie ku budynkowi, ale nie wykonała żadnego ruchu. Obserwowała tym pozbawionym ciepła spojrzeniem, okraszonym badawczą nutą. Dopiero po chwili podeszła kilka kroków bliżej, aby zabrać z ziemi jeden z kawałków drewna, jaki pozostał po zniszczeniu drzwi, który ukryła pod płaszczem.

Bo przecież trzeba brać w swoje ręce niektóre sprawy.


 
__________________
Writing is a socially acceptable form of schizophrenia.
Zell jest offline  
Stary 14-06-2017, 14:40   #69
 
Eleishar's Avatar
 
Reputacja: 1 Eleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputację
Stary wampir nie miał zbyt wiele do roboty. Mógłby zapolować ale w taką pogodę człowiek by własnego psa na dwór nie wypuścił, nie mówiąc o sobie. Nagrzał więc sobie wody, by ciepłymi okładami zniwelować nieco ból, który w ten deszcz był jeszcze bardziej uporczywy niż zazwyczaj. Przeklinał przy tym winnych swoich cierpień. Mimo że od wielu lat gryźli ziemię, jego nienawiść nigdy nie osłabła.
Gdy poczuł się nieco lepiej, poszukał wśród pozostałości swojego dawnego majątku parasola. Mała była szansa że go znajdzie, gdyż narzędzie to choć przydatne, było szalenie niepraktyczne w transporcie. Nie znalazłszy nic odpowiedniego postanowił zadowolić się ciężkim płaszczem z baranicy i kołpakiem na głowę, może nie był to tak elegancki strój, jaki by preferował, ale przynajmniej praktyczny. Przed zmoknięciem go to całkowicie nie uchroni, ale powinno wystarczyć by nie wyglądał jak po wyjściu z jeziora. Westchnął, notując w pamięci że do grona przybocznych będzie musiał zwerbować sobie krawca. Wziął laskę w dłoń i ruszył na zebranie ich małej, a jednocześnie zadziwiająco dużej społeczności.
 
__________________
Nieważne kto śmieje się ostatni, grunt żebym był to ja.
Eleishar jest offline  
Stary 14-06-2017, 15:13   #70
 
Icarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Icarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputację
Jan, Olena i Gabriel. Szpital Św Ducha.
Deszcz trochę zelżał i para Kainitów nie zdążyła mocno zmoknąć nim dotarla do szpitala przy kościele Świętego Ducha.
- Płock ma jedną przewagę nad Konstantynopolem - stwierdził Jan. - Wszędzie jest blisko.
Chwycił w dłoń kołatkę i zastukał w drzwi szpitala. Ktoś musiał czuwać przy chorych w nocy a i brat Gabriel pracował przecież wyłącznie po zmierzchu.
Po kilku minutach drzwi, które w zasadzie nie były wcale zamknięte, uchyliła przed nimi dość młoda zakonnica (choć raczej mało urodziwa, na jej twarzy ospa odcisnęła swoje)
- Pan z wami dobrzy ludzie. - powiedziała na powitanie przemęczonym acz życzliwym głosem.
- Teraz i zawsze niech będzie pozdrowiony - odpowiedziała Olena schylając nabożnie głowę - przychodzimy z ważną sprawą do brata Gabriela.
- Przekażcie mu, siostro, że przybył doń magister Jan, medyk z towarzyszką i raczcie wybaczyć późną porę - dodał Kainita.
Kobieta przeżegnała się.
- Brata Gabriela zbójcy wczoraj napadli, gdy z nabożeństwa wracał, ledwo żywego do domu biskupa klerycy zabrali. Chciałyśmy go zobaczyć, ale powiedziano nam iż nakazał by nikogo doń nie wpuszczać, gdyż w modlitwie pogrążon. - wyjaśniła.

- Nie prosimy, abyście nas do niego zaraz do niego prowazili a jedynie przekażcie mu że na niego czekamy, a jeśli nie zechce nas przyjąć odejdziemy. - powiedziała wampirzyca ocierając twarz ze smug deszczu. Miała nadzieję, że siostra się zlituje nad nimi i wpuści ich do środka. - Jeśli jednak siostra się nie boi, że odchodząc od łóż chorych pozbawi ich opieki obecny tutaj mistrz Jan jest wybitnym medykiem i chętnie zajmie się nimi pod nieobecność siostry.

Zakonnica popatrzyła po twarzach gości.
- No tak tak, proszę, wchodźcie - powiedziała uchylając przed wampirami drzwi. Spokrewnieni skwapliwie weszli do środka. Mimo późnej pory jeszcze dwie inne siostry nie spały. Trudno bowiem było spać, gdy kilku chorych jęczało w mękach. Na pryczach leżeli ludzie w różnym wieku, choć przeważnie starsi. Musiało tu być z kilkadziesiąt osób.
- Biedacy - skomentował Jan. - Mogę pomóc siostrom, póki brat Gabriel nie wydobrzeje. Bez żadnej zapłaty ma się rozumieć, lecz z chrześcijańskiego obowiązku. Jeno po zmierzchu, gdyż za dnia zajmują mnie pacjenci, dzięki którym zarabiam na chleb.
Zmęczona siostra uśmiechnęła się.
- Bóg zapłać Mistrzu, bóg zapłać, proszę zdejmijcie ino płaszcze bo przemoczone i niedługo sami opieki potrzebować będziecie.
Olena sprawnie zdjęła płaszcz oddając go zakonnicy. Następnie chcąc uniknąć zbędnych pytań rozwiązała zakrwawioną zapaskę którą sprawnym ruchem ukryła w kieszeni pod spódnicy. Po czym usiadła na ławie pod ścianą w oczekiwaniu.

Jan powiesił swój płaszcz przy kominku a na stole postawił torbę z przyborami.
- Wskażcie tylko, siostro, którzy z chorych najpilniej potrzebują pomocy i spróbujcie powiadomić brata Gabriela. Od niedawna jestem w mieście a już wiele o nim słyszałem i wielce zmartwion jestem o los tak świętego męża. Tak się również składa, że mam dla niego ważne wieści.
Kobieta zaprowadziła wampira do łóżka, na którym leżał człowiek bez dwóch nóg. Wyglądało na to, że amputację przeprowadzono nie dalej jak kilka dni temu. Nieszczęśnik wył w mękach.
- Życie jest bólem - sentencjonalnie powiedziała Olena. To miejsce pełne zapachu świeżej krwi budziło w niej głód, a ona nie była na tyle niekulturalna aby bez pytania sięgać po potrawy z cudzego stołu dlatego siedziała w milczeniu nie ruszając się z miejsca.

Gabriel wszedł do szpitala i zdziwił się lekko na widok nowych gości - tą samą parę kainitów, których widział wcześniej jak nieśli przez miasto zwłoki...
- Witajcie, gość w domu bóg w domu. Choć to miejsce rzadko chętnie odwiedzane - uśmiechnął się też do zakonnicy. - Spokojnie siostro nic mi nie jest. Pan mnie ocalił.
Zastał dwoje nieznajomych, z czego brodaty mężczyzna nachylał się właśnie nad chorym, któremu niedawno amputowano obie nogi. Inwalida już nie jęczał, lecz wzdychał z ulgą, łagodnie zapadając w sen, jakby cały jego ból zniknął za dotknięciem ręki.
- Wy musicie być bratem Gabrielem - odezwał się nieznajomy z uśmiechem. - Ja jestem Jan, medyk z dalekiego Konstantynopola. Właśnie zaoferowałem siostrom swoją pomoc w szpitalu, ale ja i moja przyjaciółka nie jesteśmy tu przypadkiem. Mamy dla brata ważną wiadomość, tyczącą się spraw prywatnych. Czy moglibyśmy pomówić na osobności?
- Zapraszam do mojego skromnego pokoju. Połączonego z pracownią. - wskazał drogę do niewielkiego pokoiku w głębi szpitala. Schody wyraźnie prowadziły w dół… do piwnicy kościoła.

Tam weszli do pokoju przypominającą mnisią celę. Nieco szerszą za solidnymi dębowymi drzwiami. Widać było skobel dość duży którym można było zablokować drzwi. Ponadto skromnie mała pracownia przy dużym stole. Wiele roślin, moździerzy i maści. Wszystko rozgrzebane jakby w połowie przerwane. Ksiąg niewiele na jednej półce upchniętych. Na kamiennym łożu usiadł Gabriel.
- Co was do mnie sprowadza i z ciekawości jakiej mocy użyłeś na chorym? - podpytał Gabriel by zacząć rozmowę.
- Mocy nauczonej mnie przez mych przodków - odparł ostrożnie Jan. - Jestem dalekim potomkiem Raziel - dodał, czekając na reakcję Gabriela na to imię.
Gabriel nie zareagował na imię choć sama moc go zdziwiła. Był wyraźnie zaciekawiony. Słyszał o podobnych, domyślał się już klanu.
- Rzadki to dar. Doprawdy rzadki - powiedział Gabriel kiwając głową. - Słyszałem o waszym klanie. Choć rzadko i niemal szeptem się o nim obecnie mówi. Cieszy mnie jednak pokrewność naszych zainteresowań panie. Przepraszam też pani - zwrócił się do Oleny - za moje skromne progi. Sługą bożym jeno jestem. Pani też wybaczy, że tak o sprawach leczenia od razu. Wie pani ciekawość zawodowa. - zamyślił się na chwilę. - Czy to sprawa szpitala was do mnie sprowadza? Nie ukrywam widzę potencjał we współpracy, z tak zacnym specjalistą.

Olena uśmiechnęła się szeroko
- Nie macie za co przepraszać bracie Gabrielu gdyż czas poświęcony na rozmowy o leczeniu nigdy nie jest stracony. - podeszła do niego wyciągając rękę w geście przywitanie - jestem Olena, pochodzę z Rusi i też interesuje mnie medycyna, szczególnie - za pauzowała - kształtowanie ciała. Nie chcąc się chwalić powiem tylko, że mogę z łatwością zmusić skórę do wzrostu i niemal natychmiastowego zamknięcia rany, połatać zerwane ścięgna i mięśnie ot taka tkaczka - szwaczka że mnie. - roześmiała się, a potem skończyła już poważnym tonem - Trochę w tym pasji a po części prostu nie lubię gdy bydło pada przedwcześnie a wręcz przeciwnie chcę je utrzymać jak najdłużej w jak najlepszej kondycji.
- Wybacz mej przyjaciółce słownictwo, bracie - westchnął Jan, po czym zwrócił się do Oleny: - Ci z nas bardziej przywiązani do człowieczeństwa nie uważają słowa “bydło” za zbyt stosowne.
Spojrzał ponownie na Gabriela.
- Nie mylisz się co do mego klanu - powiedział. - Przyznam, że słysząc o twym darze uzdrawiania liczyłem w duchu, że spotkam jednego ze swoich. Zostało nas bardzo niewielu i czasem myślę, że jestem ostatnim. Tremere uczynili sobie z nas zwierzynę łowną, łatwy cel zważywszy, że wielu z nas wyrzekło się przemocy. Rozsiewają o nas kłamstwa, dla usprawiedliwienia swych diabolistycznych zbrodni a kłamstwo powtórzone po stokroć dla wielu staje się prawdą. Dlatego nie mówię głośno kim jestem i do was - obejrzał się na ich oboje - mam prośbę o zachowanie tajemnicy. Wierzę w twą dobrą wolę bracie, bo podążasz zdaje się tą samą ścieżką, zaś Olenie ufam, gdyż Tzimisce nienawidzą Uzurpatorów równie mocno jak ja.
- Dla mnie droga Oleno są owieczkami. Wiernymi którym trzeba wyznaczać drogę. Troszczyć się opiekować. Dość odważnie Janie podzieliłeś się z nami wielką tajemnicą. U mnie jest ona bezpieczna. Trzech świetnych medyków w jednym mieście! - powiedział uradowany Gabriel i uśmiechnął się od ucha do ucha. - To rozwiąże wiele problemów. Co byście powiedzieli na wspólne dzieło? Szpital jest moją domeną wraz z kościołem św ducha. Moglibyśmy tu urządzić placówkę medyczną na wysokim poziomie. Daje to nam po pierwsze bezpieczną metodę na zdobywanie pożywienia. Po drugie schronienie, zapasowe jeśli ktoś z was ma już stałe. Po trzecie… Co prawda będzie to wymagało wydatków. Jednak z datki czy opłaty w innej formie mogłyby być dochodowe. Ja co prawda nie potrzebuje wiele, jednak nawet głoszenie słowa bożego kosztuje. Wy natomiast też macie swoje standardy i potrzeby. Po czwarte w końcu… praca w szpitalu dla kościoła daje… Cóż nazwijmy to opiekę. Ludzie lepiej będą was postrzegać. Kościół wstawić się może w razie kłopotów. Śmiałą wizja możecie powiedzieć. Macie inną i co sądzicie o mojej? - oczy Gabriela gdy chodziło o wizję wielkiego szpitala wręcz się świeciły.
- Podzielam ją w zupełności - Jan niemal się rozpromienił. - A ja chętnie skorzystam z twojej gościny. Wciąż spędzam dnie w drugim dnie powozu, którym tu przyjechałem z Bizancjum. Ani to wygodne ani bezpieczne. Szczegóły jednak zostawmy na później, pozwól, że wpierw przedstawimy ci bezpośrednią przyczynę naszych odwiedzin. Nie dalej jak za godzinę odbędzie się narada wszystkich Spokrewnionych w mieście, zwołana z ważnych przyczyn. Najlepiej gdybyś udał się tam prosto z nami. Niestety nie udało nam się ciebie wcześniej odwiedzić, stąd to zaproszenie w ostatniej chwili.
- Ja bym tylko poprosił jeszcze o wyjaśnienie waszej wędrówki ze zwłokami po mieście. - nieśmiało, choć z uśmiechem na twarzy powiedział Gabriel.
- Więc nie byliśmy tak niewidoczni jak byśmy chcieli - Jan spojrzał na Olenę, po czym zwrócił się do starca. - To żadna tajemnica, te zwłoki będą głównym tematem naszej narady. Bowiem zabity został jeden ze Spokrewnionych a my znaleźliśmy jego spalone słońcem szczątki i zabraliśmy by ustalić przyczynę śmierci i aby nie wzbudziły niezdrowej ciekawości wśród śmiertelnych. Zrelacjonujemy wszystko dokładnie na spotkaniu. Wampirzyca w milczeniu pokiwała głową.
- Te zwłoki mogły nie zostać tam przypadkowo. - zasugerował duchowny - Gdybym ruszał na łowy, rzuciłbym przynętę i czekał. - powiedział jakby od niechcenia. - Upewnijcie się, że nie jesteście śledzeni. Oleno a co ty powiesz na wizję współpracy w szpitalu na tych kilku płaszczyznach? - zapytał z nadzieją w głosie.
 

Ostatnio edytowane przez Icarius : 14-06-2017 o 15:56.
Icarius jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 05:51.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172