Zamykanie drzwi, kiedy dwie osoby próbowały odczytać zapis z księgi, trzecia układała kości na ołtarzu, a czwarta blokowała wyjście z korytarza, było odrobinę utrudnione. Delikatnie to ujmując. Wcześniej zagubiona i bierna Rexa teraz nagle zaryczała niczym wściekły potwór. Bezokie stwory nie widziały kogo atakują, toteż ryk ten wyhamował ich szarżę na te kilka chwil.
- No już, atakujcie wy głupie stworzenia!
Dudniący głos ich pana i władcy nie w pełni zadziałał. Elvin przebił swojego przeciwnika mieczem, dobijając go. Półorczyca wpadła w powstałą lukę i cięła najbliższego wroga.
- ZA MOICH BRACI! - jej bojowy ryk naprawdę potrafił wystraszyć, nawet stłumiony przez podziemia. Ani myślała o jakiś kościach, rodach czy zamykaniu drzwi.
Ale stwory już się zbierały w sobie. Dwa wpadły na Rexę i zmusiły ją do cofnięcia się. Trzeci uderzył w tarczę Elvina i wcale nie atakował, a próbował zepchnąć rycerza z drogi. Na razie niezbyt skutecznie, bo potknął się o martwego pobratymca i Blacktower utrzymał swoją pozycję. Wiedząc, że to nie potrwa długo, tamtym wystarczy sama przewaga liczebna.
Tymczasem Luna, oświetlając sobie magiczną kulą, wczytała się w znaki. To był smoczy język, a zapis na pewno zawierał zaklęcie. Jakie? W takim tempie nie potrafił orzec. Nie było też jeszcze w pełni czytelne, kamień dopiero się przemieniał, ale wiedziała, że może spróbować je przeczytać.
Tylko jaki efekt to osiągnie? I czy jakikolwiek, kiedy wrota pozostały ciągle otwarte? Każde z trójki kręcącej się przy ołtarzu miało do jabłka dobre kilkanaście metrów.