Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14-06-2017, 07:57   #26
Caleb
 
Caleb's Avatar
 
Reputacja: 1 Caleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputację

Konfuzja Cyrica nie umknęła uwadze starego. Mistrz obejrzał się przez ramię i nie widząc nikogo więcej w pobliżu (prócz cór), zrzucił z siebie śmierdzący łach. Dopiero wtedy spojrzał na swą latorośl. We wzroku Agatone’a dało się odczuć gniew, lecz zaraz został on ugaszony beznamiętną maską.
- Wierzę, że masz ważny powód aby być tutaj, kiedy twój ojciec odwala gównianą robotę.
Cyric pochylił lekko głowę oddając cześć Mistrzowi, nie na tyle jednak nisko by mógł posądzić go o służalczość. Chłopak był bystry, to mu trzeba było przyznać.
- Wypełniam twoją wolę ojcze. Chciałeś abym rozeznał się w sytuacji, co też czynię. Wiem, że nie chciałbyś abym przynosił ci nie potwierdzone informacje.
Brown skinął na dziewczynki, aby cofnęły się w cień i pilnowały wejścia na podwórze. To był jego teren, ale przezorności nie było nigdy za wiele.
- Dostałeś więc dostatecznie dużo czasu. Teraz mów czego się dowiedziałeś.
Chwila milczenia trwała o jedno uderzenie serca za długo. W mroku nocy Brown zaledwie widział sylwetkę swojego ucznia. Zdawało mu się jednak, że jego dłonie powoli sięgnęły do pasa, tam gdzie zwykł trzymać sztylet.
- Tak ojcze. Zdążyłeś już zapewne zorientować się w ogólnej sytuacji. Moje siostry na pewno ci o tym doniosły. Nie wiem jednak czy wiesz, że ktoś rozsiewa plotki, że nie kontrolujesz sytuacji. Kupcy zabarykadowali się w swoich magazynach i każdy radzi sobie jak może. Są wściekli albo przestraszeni. Czasami jedno i drugie.
Zrobił krok w kierunku Browna.
- Oszczerstwa to broń maluczkich - skomentował chłodno ów. - W ostatecznym rozrachunku liczą się czyny.
Nie chciał, aby to, co przeszło mu przez głowę, okazało się być prawdą. Z drugiej strony nie mógł zaprzeczyć, że ostatnio Cyric zachowywał się dziwnie.
Agatone delikatnie poruszył ręką. To wystarczyło. Ukryte na małym łożysku ostrze przeskoczyło z przedramienia wprost do ręki.
- Niewiele przynosisz mi wieści. Podobnych rzeczy domyśliłem się sam - oblicze mistrza stawało się coraz bardziej pochmurne. - Twoje miejsce powinno być przy mnie, kiedy dementowałem te urojenia za pomocą stali.
Nie zamierzał prowadzić słownych gierek. Był zbyt bliski wybuchu do podejmowania wymyślnych socjotechnik. Wolną dłonią ujął fragment pękniętego naczynia, które wziął z dziupli Cyrica i rzucił mu ją pod nogi. Odłamek leżał między dwójką niczym milczące wyzwanie.
- W twoim raporcie nie ma nic o alchemiku. Zdaje się, że podjęliście bliższą komitywę, o której nie wiem.
Pilnie obserwował syna, szukając w jego mimice choć cienia fałszu. W uszach odbijały mu się echem słowa, które usłyszał odwiedzając kryjówkę. Nie były prawdziwe, Brown miał tego świadomość. Lecz raz zasiane ziarno wątpliwości wciąż i na nowo drążyło strudzony umysł.
- Rozumiem twój gniew ojcze - Cyric zdawał się nie stracić rezonu i albo nie zauważył aluzji Agatone, albo zupełnie ją zignorował, - lecz to nie koniec złych informacji. Dowiedziałem się bowiem, że ktoś zamierza na ciebie podnieść rękę, dlatego nie mogłem być przy tobie, wspierając w twoich działaniach.
Przysunął się bliżej jeszcze. Stał prawie na wyciągnięcie ręki a jego twarz skrywał mrok kaptura. Jedynie drgające skrzydełka nosa zdradzały wzburzenie skrytobójcy.
- Lecz jestem blisko - jeszcze jeden krok, - i mam dla ciebie to.
Prawa ręka Cyrica wysunęła się szybko z pod płaszcza. Kątem oka Brown zarejestrował przedmiot trzymany w ręce, od którego odbiło się światło księżyca.
Może umysł starca nie działał najszybciej, lecz kiedy dochodziło do starcia, znów stawał się młodym Agatone’m, gotowym do natychmiastowej reakcji. Jak tylko dojrzał blask, odpowiedział błyskawicznym przeciw-tempem, starając się zbić to, co jak sądził, było ostrzem. Wykonał swój cios na lewą stronę Cyrica - aby kontratakować, ten musiałby wykonać szerszy zamach lub przerzucić broń do poparzonej ręki.
Następnie od razu naparł na ucznia całym ciałem i jeśli było to możliwe, przyparł go do muru. Miał już swoje lata, a oponent był młody i krzepki. Nie dałby mu rady gdyby mieli się siłować. To było pewne. O sukcesie mógł zadecydować tylko element zaskoczenia. Dlatego też zamierzał możliwie szybko przystawić swój sztylet na wysokości tętnicy udowej syna.
Zorientował się, że popełnił błąd w momencie gdy zablokował idącą do góry dłoń Cyrica, w chwili gdy przyszpilił go do muru a przedmiot trzymany w dłoni skrytobójcy wypadł i odleciał porwany przez nagły podmuch wiatru. Skryte w rękawie ostrze przystawił do krocza chłopaka. Ich twarze prawie się dotykały. Czuł na sobie jego ciepły, przyspieszony oddech.
- Pomyślałeś - wycedził przez zęby - o j c z e, że mógłbym... że chciałbym...
Uzbrojona dłoń Brown zadrżała. Nie zamierzał się tłumaczyć, nawet jeśli źle ocenił zachowanie syna. Jednakże perspektywa, w której kładzie go trupem bez właściwej przyczyny… stanęła mu na moment w umyśle i przeraziła. Rodzina była święta i każdy powinien dostawać w niej to, na co zasłużył. Pewnych norm nie wolno było przekroczyć nawet jemu. W przeciwnym razie co odróżniałoby go od zwierzęcia?
Lekko odstąpił, bynajmniej się uspokajając. Wciąż pozostawał czujny.
- Gdybym naprawdę tak pomyślał, już byś nie żył. A teraz podnieś to i daj mi - skinął na przedmiot, który fałszywe ocenił jako narzędzie zamachu.
 
Caleb jest offline